Szczęśliwego Koziego Roku, czyli kolejny wpis techniczny
Kochane Kozy, drodzy Kozłowie.
Właśnie dostałam noworoczne życzenia od Cichej Wielbicielki i nie omieszkam ich użyć, bo chyba nam wszystkim się przydadzą, a już na pewno nam się należą:
Żeby się żyło!
Żeby się chciało!
Żeby się miało!
Żeby się dało!
Nic dodać, nic ująć. Za to jeśli chodzi o kalendarze, to ani pobożne życzenia, ani siarczyste zaklęcia nie pomogły i – chyba po raz pierwszy w historii – dostaniecie je z kilkudniowym opóźnieniem, a to dzięki kierowcy firmy kurierskiej, której imienia nawet nie będę tu reklamować. Teraz pozostaje nam trzymać kopytka za to, by kurier (inny) odebrał paczki w poniedziałek, i żeby we wtorek 4 kwietnia wszyscy już mogli się cieszyć NAJPIĘKNIEJSZYM KALENDARZEM NA ŚWIECIE, bo to trzeba wyraźnie powiedzieć, że każdego roku Zespół Kalendarzowy przechodzi samego siebie, a nawet ludzkie pojęcie. Tegoroczna okładka jest tak piękna, że ja bym mogła mieć pościel i ręczniki z takim nadrukiem, a nawet tapety w całym domu i tatuaż na plecach (już chciałam wrzucić zdjęcie, ale kalendarz jednak zawsze był niespodzianką, i niech tym razem też będzie), co jest nie lada wyczynem, gdy się weźmie pod uwagę jakość dostarczanych przeze mnie zdjęć. Cześć i chwała Zespołowi! (Tak mnie jakoś ten kalendarz natchnął radośnie, że aż wzięłam i posiałam pomidory. Znowu będę w maju jęczeć, że za wcześnie, ale co tam – jak tonący brzytwy się chwyta, tak ja nie pogardzę tym znienackowym strzępkiem woli życia).
Wasz – skąpany w zimnej mżawce – Kanionek.
Dużo odmian posialas? Ja miałam posiac mniej niż w zeszłym roku ale nie bardzo mi się udało . W zeszłym roku przed Wielkanocą to moje sadzonki siedziały w szklarni i cieszyły się słoneczkiem a teraz brrrr patrzę na pogode i aż strach jeszcze może być śnieg i zimno takie ze …selery się obraziły jak je wyniosłam a co mówić pomidory . Wiec upycham po parapetach i czekam na lepsze jutro …..
Posiałam w sumie 6 (Twoją szkatułkę malachitową, southern night, big brandy, mammoth german gold, czarnego krymskiego i radanę), wliczając w to jedną koktajlówkę, ale nie mogę powiedzieć, że jestem z siebie dumna, albowiem wstrzemięźliwość w ilości odmian nie wynika z mojego hartu ducha, samodyscypliny, czy innych wydumanych przymiotów osobistych, a raczej z tego, że mam we łbie taki rozpiździaj, iż – szczerze – cieszę sie, że pomidora od pietruszki odróżniam. Serio. NIC a NIC wiosny nie czuję, nie pamiętam co i jak siałam w ub. roku, jestem jakaś taka… Rozpierzchła. Jak aksamitka, nie przymierzając.
Dodam jeszcze, że miałam na ten rok wielkie plany co do nauki szczepienia ogórków, melonów i arbuzów na odpornych na choroby podkładkach, w ub. roku poświęciłam kupę czasu na zgłębianie tematu i byłam tym wszystkim dość podekscytowana, a teraz to mi to jakoś… Zimno mamy na chacie, przez 2/3 doby 15 stopni, a te szczepione rośliny muszą mieć ciepło, parapet mam tylko jeden, bo w Różowym grasują koty (dzięki czemu nie grasują tam myszy – ani jednego ziarka strat, ani jeden worek nie został pogryziony! Te koty co je wzięłam od Łosiowej są nieocenione. Za nic nie chcą się oswoić, ale gryzoniom nie przepuszczą i zostawiają mi je w prezencie, ukatrupione i złożone we wdzięcznych pozach przy kocich miseczkach na żarcie), nasiona muszę podkiełkowywać w tackach ustawionych na bojlerze, a to jest tyle miejsca, co na kartce A4, więc robi się kolejka, i tak to.
Nie wiem dlaczego ani jedno nasionko z Twoich przewspaniałych arbuzów mi nie skiełkowało. Wyzbierałam wszystkie, z każdego owocu, były dojrzałe, dobrze wysuszone, i nic. Z każdej partii już po 10 wysiewałam na próbę, na wspomnianym bojlerze, czyli tak jak w ub. roku, ale żadne nawet nie drgnęło, tylko gniją. A ten arbuz od Ciebie to był cud smakowo-rozmiarowy (chyba wszystkie owoce miały 8-9 kg i wszystkie były pyszne) i w dodatku w miarę wcześnie dojrzewały, co w moich syberyjskich warunkach jest nieocenioną zaletą. No nic, coś musiałam spartolić z tymi nasionami, i nigdy się nie dowiem co.
Arbuzów jeszcze nie siałam może jutro… kurczę nie mam pojęcia czemu tak się dzieje . W tym roku ciężka wiosna mało słońca i zimno u mnie maja ciepło aż za bardzo ciągną się szukają światła no cóż pomidory ba płask będę sadzić najwyżej.
@Aliwar
Ja te arbuzy to tylko na próbę, właśnie żeby sprawdzić czy nasiona żyją, bo normalnie to w moim mikroklimacie nawet nie ma sensu siać przed 15 kwietnia (w ub. roku chyba właśnie w połowie kwietnia siałam i nawet to się okazało zbyt wcześnie, bo pod koniec maja było lodowato, a arbuzy już wypełzały z doniczek). A pomidory to pewnie, że możesz po szyję zakopać. Ech, z pogodą to zawsze loteria i nie przewidzisz. Ciekawe, czy kiedykolwiek powstaną modele prognostyczne potrafiące przewidzieć pogodę na najbliższy miesiąc. Pewnie już nie za naszego życia.
O, aksamitki akurat, pięknie mi wzeszły i panoszą się na parapecie, w przeciwieństwie do bratków, którym to ani przez myśl nie przejdzie.
Kurde… A tak sobie obiecywałam, że w tym roku nie zapomnę wysiać aksamitek o odpowiedniej porze. I jeszcze pół wiadra mieczykowych cebulek trzymam w lodówce, a równie dobrze mogłabym w ziemi, bo w ogrodzie też lodówka.
O ja 😍 żyjesz kochany Kanionku ♥️♥️♥️
U nas też ciągle pada
Kurła, czy ja żyję? No nie wiem. Mam wrażenie, że jestem rybką w akwarium. To się chyba w psychiatrii nazywa stanem derealizacji i/lub depersonalizacji…?
Autoportret?
Tryskając wolą życia aż tak bardzo, że wyrosły Ci następne kończyny?
U nas pada deszcz, ale zapowiadają śnieg. Będą białe święta.
Wiedziałam, że ktoś się przyczepi do tego, jak wyszłam na zdjęciu!
“U nas pada deszcz” to jakieś, kurła, motto tej zimy. U mnie w ogrodzie kaczki już nie biegają, tylko pływają. Kaczki pływusy.
Iskierka woli życia zgasła w mżawce ;) Ale kalendarz jest PIĘKNY, aż ciężko uwierzyć, że to moja, a nie cudza bajka. Kurde, jak ja bym chciała móc wódkę pić… Znowu grzebię w rynkowej ofercie antydepresantów i czytam o jakimś cudownym zielsku na nerwicę (Ashwagandha, inaczej: witania ospała), a prawda jest taka, że i tak będę się bała to żreć. No nic, koniec dupy trucia, bo nawet słowa się mnie nie słuchają.
Chcesz leczyć depresję czymś, co ma w nazwie “ospała”? Gdyby chociaż “żwawa” lub “wartka”, ewentualnie prostacko “wesoła”? Czarno to widzę.
I napiszę, że cały czas pada. To chyba pogoda sobie wyrównuje równowagę za te parę lat zbyt małych opadów. Zauważyłam też tej wiosny, że woda potrafi omijać prawa fizyki. Mamy na przykład pastwisko położone na zboczu, i woda na nim stoi. W prostocie ducha zakładałam, że woda spływa, kiedy jest spadek, a tu nic. Może to gdzieś zgłosić, anomalię taką? Ale gdzie?
A nie, ta ospała to nie na deprę, tylko kurwi… znaczy nerwicę. Wiesz, żeby się rozpiąć, bo wiecznie spięta chodzę. Już mnie byle co tak emocjonalnie wyczerpuje, że nie mam słów.
Może u stóp tego zboczonego pastwiska jest już tyle wody, że ta ze zbocza czeka w kolejce, bo chwilowo nie ma gdzie spłynąć?
A niebieskie kwiatki? Czytałaś o nich?
https://www.manutea.pl/co-to-jest-klitoria-niebieska-herbata-o-ktorej-sie-mowi-x31449
Chyba Cię rozumiem z tym spięciem, chociaż miewam przerwy w tym stanie, na szczęście.
A pod zboczem faktycznie płynie rzeka, w tej chwili dość pełna…
Ło, pani… Tyle dobrego o tych kwiatkach napisali, że aż kusi spróbować. No i niebieska herbata jest prawie tak stylowa, jak szklanka denaturatu – można zadać szyku we wsi :D
A żebyś wiedziała, zaparzyłam raz i mój chłop zwatpil, że szampon czy inny płyn do mycia szyb piję. Wygląda nienaturalnie. I wierz tu człowieku naturze.
A poza tym, moim zdaniem, nie ma żadnego smaku.
A czy działa? Nie mam pojęcia, pewnie trzeba pić codziennie a mnie to nie wychodzi.
Ashwagandhę kiedyś jadłam, taki proszek w dużym opakowaniu, pół łyżki sypałam do koktaili, i czy ona na nerwicę działa, to wątpię. Niby, że zasypianie ułatwia i brać przed wieczorem się miało. Ja brałam wcześniej, jakichś specjalnych efektów nie było, może odporna jestem 😉 Wróciłam do neospazminy w butli, jakoś mi pomaga na ogólny rozdygot w ciele, jak mi się taki pojawi razem z sercabiciem 😉 Pomidory też kiełkuję na ręczniku, też miało być mniej niż ostatnio. MIAŁO. Przecież nie wywale skielkowanych, skoro wszystkie ruszyły! A jeszcze mam zamówione szczepione….
No właśnie czytałam różne opinie – na jednych działa aż za mocno, na innych wcale, a jeszcze innym właśnie w sam raz.
No pewnie, że skiełkowane wyrzucić to grzech :D
U mnie kolejne korzonki wyłażą na waciki, a za oknem zima. W nocy mają nastąpić obfite opady śniegu :-/
A wczoraj ten cholerny wyż przyniósł mi migrenę, a jakże, więc jak mnie posprzątało, to dopiero teraz się z podłogi powoli zbieram (i znowu 4 gramy parchacetamolu w ten głupi ryj).
Ale piękne życzenia, przyłączam się więc, nie miałabym nic przeciwko temu, żeby się spełniły nam i Wam :-)
Kanionku, jeszcze tak nie było, żeby Nowego Roku nie było, więc parę dni wte czy wewte- a cóż to za różnica ? U mnie w sypialni na ten przykład przy półce z książkami wisi Kanionkowy kalendarz, a w nim Grudzień 2021 trwa w najlepsze.
Weź, nie żartuj, że pomidorów nie chce Ci się wyprodukować, będziemy jeść fromażyki z pomidorami z Biedry ???
“będziemy jeść fromażyki z pomidorami z Biedry” – No weź, nawet tak nie żartuj! Ja mogę umrzeć i to będzie absolutnie zrozumiałe, ale na taką abominację bym Was nie wystawiła. Radana, czyli niezwykle dziarski pomidorek koktajlowy od lat mnie nie zawodzi i w tym roku też go posiałam, bo nawet jeśli wszystkie inne (plany, pomidory, wszystko jedno) wezmą w łeb, to radana winna sobie poradzić, a do suszenia jest – wg mnie – idealna.
Och, ja też mam różne roczniki kalendarzy porozwieszane gdzie się da, a w każdym inny miesiąc, bo wiadomo, że chodzi o obrazki :)
No nie – coś koło 30 odmian pomidorków już wystartowało (zrobiłam porządek w skrzynce z nasionami i wysiałam wszystko “bo przecież takie stare nasiona (4 lata i starsze) to pewnie ledwo co wyrośnie”), a tu jeszcze Radanę trzeba, skoro Kanionek poleca…
Polecam, bo robotna jest, produkuje jak szalona nawet do października, tylko miej na uwadze, że rozrasta się też jak szalona i trzeba podwiązywać. Owoce w kształcie gruszki, czy tam łezki – jak kto woli. U Ciebie te pomidory normalnie w gruncie jadą, czy masz tyle miejsca pod osłonami? 30 odmian robi wrażenie, aż mnie boli od samego myślenia :D
Kto mówi, że mam miejsce ;P ?
Myślałam, że z tego wyrosną mi jakieś niedobitki (no bo żal wyrzucić przeterminowane kilka lat nasiona, bo a nuż by z tego wyrósł jeden pomidorek w paski…) i na spokojnie się wszystko zmieści. Co mnie jeszcze bardziej zaskoczyło – super ostra papryka z nasion 4 czy tam 5 letnich też ruszyła (ale na razie nędznie to wygląda, przydeptanie kocią łapką też nie pomogło :( ).
Ile wejdzie do mojego tunelu tyle wejdzie, resztę się powciska chętnym (albo mało asertywnym) krewnym i znajomym.
Niech się z zmienia to, co chcemy, a co dobre – niechaj trwa (trawa? ; ), Drogie Kozy!
Koziołych i Koziego, zielonego roku! Sa-meeee-go dob-rogate-gooo!
“niechaj trwa (trawa?)” – Zdecydowanie trawa! Chcemy trawy i zakrzaczeń!
Kochany Kanionku i Kochane Kozy !
Ja znam trochę inną wersję życzeń:
Żeby się żyło !
Żeby się wiodło !
Żeby się chciało !
Żeby się mogło !
I właśnie tego dla wszystkich Kóz w nowym kozim roku !
I jeszcze moje motto z ukochanej płyty Marii Peszek :
Byłam gruba,
byłam chuda,
teraz będę SZCZĘŚLIWA !!!
Bardzo mi się podoba to motto, tylko czy jest do niego jakaś instrukcja obsługi? Coś trzeba trzy razy do lustra powiedzieć, obrócić się pięć razy w odpowiednią stronę, gdzieś splunąć (na coś? Na kogoś?), bo ja chyba coś robię nie tak :D
Drogi Kanionku, Kanionkowo , Kozy i Kozły! Zyczę, zeby obydwie wersje się spełniły:
Żeby się żyło!
Żeby się chciało!
Żeby się miało!
Żeby się dało!
Żeby się wiodło !
Żeby się mogło !
I jeszcze, żeby się widziało!
Wczoraj było paskudnie, ale dzisiaj od rana przepięknie.
Zdjęłam ze ściany 6 (sześć!) kalendarzy kanionkowych. Żal wyrzucać, ale trzeba zrobić miejsce na nowe…kalendarze i życie. Ponoć stare kalendarze zatrzymują stare problemy, a w niedzielę palmową nie wolno czesać włosów (???). Sprawdzę jak będzie, za rok. O ile nie zapomnę.
Pozdrawiam.
Polecam również inne zwyczaje wiosenne/Wielkanocne. https://pl.travelingilove.com/nietypowe-obrzedy-wielkanocne-dawne-tradycje/
Też czekam niecierpliwie na formę papierową. Już jest, gwóźdź jest, ale niestety powód -natychmiastowy odbiór kalendarza nie byłby mile widziany w firmie. Ciekawe czemu?
no życzenia w sam raz. Ja nie wiem czy ja mam czekać na ten kalendarz?? chyba tak. i u nas jest zimno i w pompie mam ogród. trudno świetnie. taki klimat.
Dobrych Jarych godów Wam.
“Trudno świetnie” – ładne, może zapamiętam.
Doczekałaś się? Bo sprawdzałam przed chwilą i tylko dwie kurierskie mają jeszcze status “w doręczeniu”, reszta albo już doszła, albo w paczkomatach siedzi :)
Ja to nie wiem, czy powinnam mieć w pompie ogród, czy raczej pompę w ogrodzie, TYLE WODY wszędzie stoi.
Taaak przyszedl był i jest piekny i wisi.
Kanionku, Małyżonku, Drogie Kozy, słońca w duszy, głowy w chmurach i swawolnej duszy. Żebyście zawsze miały ochotę brykać po zielonej trawie jak koziołki u kanionka. Tego Wam wszystkim życzę na ten Nowy Kozi Rok. I sobie też. Kanionku piękna okładka to w całości zasługa Twojego magicznego zdjęcia i Męskiego Pierwiastka w Kolektywie Kalendarzowym. Przekażę zachwyty.
Zdjęcie okazało się magiczne dopiero w rękach Męskiego Pierwiastka (że już nie wspomnę o kreatywnym “odbiciu w wodzie”), więc zachwyty i czołobitne ukłony należą się Pierwiastkowi jak psu zupa (tak kiedyś mawiała jedna moja znajoma).
Roku tego, dnia czwartego, miesiąca czwartego, przybył do mię KKK ,czyli Kolejny Kalendarz Kanionkowy (dla niepoznaki w tym roku nazwan Lendarzem Kozika )!
Od razu rok lepiej się zapowiada, nawet słońce wyszło zza chmur i podgląda bezczelnie, czym się tak cieszę.
Jak zwykle kalendarz jest super ……………. (tu miejsce na hołdy i oklaski dla Lendarzo-twórców).
Genialnie dobrane zdjęcie do listopadowej zadumy , od dziś zawsze tak będzie mi się ten miesiąc kojarzył – zimno, mgliście i odchodzenie , ale przecież życie trwa dalej, trzeba dreptać , gęgać i cieszyć się, że tyle fajnego błota się znalazło :)
Dziękuję !
Tak! Listopad robi wrażenie. Ja bym nigdy nie wpadła na wykorzystanie tego “ponurego” zdjęcia, a Kolektyw ma te wszystkie genialne pomysły, ktore nie wiem skąd bierze, ale niechaj mu (im) nigdy nie zabraknie (ani pomysłów, ani ptasiego mleczka).
Muszę napisać, że zdjęcie gęsi (łabędzi? – tak jest w tytule zdjęcia) i zdjęcie grzybków na kozim oborniku to moje ulubione fotki w tym kalendarzu. Gęsi w deszczu mają taki klimat… ale to taki klimat, że sama mam ochotę dreptać odchodząc w deszczu. Choć szczerze nienawidzę mokrych ubrań. A kanionkowy cytat nadał temu zdjęciu jeszcze głębszy sens.
Dotarł kalendarz. Przepiękny, jak zawsze. Cieszy mnie i bardzo za to dziękuję.
KOZIKA
LENDARZ
jest przepiękny!
A okładka… nie wiem czy będę kartki przekręcać :)
Zespół Redakcyjny przeszedł samego siebie!
Mnie się każdego roku wydaje, że lepszego kalendarza to już nigdy nie będzie, a tu przychodzi kolejny rok i oczywiście, że jest :)
Oraz Najkoziejszego Nowego Roku (mitenki, sklerozo ty!).
Nic lepszego niż tu wcześniej napisano nie wymyślę, więc powtórzę:
Żeby się żyło!
Żeby się chciało!
Żeby się wiodło!
Żeby się mogło!
No i Kozikowego! Lendarzowego!
Mam i ja! Dziękuję!
Widzę, że nazwa Kozika Lendarz przejdzie do słownika Obory Kanionka :)
Mam i ja <3 jak zwykle piękny.
Tak jakoś ostatnio mało internetowa jestem i się nie udzielam, siedzę pod kocykiem z nosem w książkach i unikam ludzi.
spóźnione – Najkoziejszego Roku
Dziękuję! Za Kozika Lendarz!! Jest piękny!!!
Postanowiłam przed nocą odwracać go na okładkową stronę, żeby rano budził mnie TEN widok, ach… I dopiero potem, uświadomiwszy sobie jaki to dzień dzisiaj mamy, i miesiąc (i cojatutajrobię?), otwierać go na stosownej stronie ciesząc się obrazkiem codziennie od nowa, jak dziecko ;-)
Mam wrażenie, ze okladki są traktowane chwilowo, bo to wynika z ich charakteru, ale chylę czoło przed TAKIM pomysłem. Codziennym.
Ja chylę czoło przed Pomysłodawczyniami i Wykonawczyniami, a jeśli wśród nich są też Pomysłodawcy i Wykonawcy, to również a jakże chylę :-)
Mam i ja.
Nareszcie!!!!!!
I też mam dylemat w tak piękną okładką kalendarza.
I trochę mi smutno, że tak jakoś późno przyłączyłam się do akcji kalendarz.
Jagoda już 6 wcześniejszych zdjęła, ech……….
Żeby się żyło!
Żeby się chciało!
Żeby się miało!
Żeby się dało!
Żeby się wiodło !
Żeby się mogło !
I jeszcze, żeby się widziało!
I niewątpliwie:
Żeby się czytało!
Wszystkie naj, najlepszego okołokomputerowego Kanionku.
A dla Zespołu Kalendarzowego głębokie ukłony:))))
Też już mam kalendarz! No cudowny!
I czuję się bardzo uhonorowana użyciem mojego cytatu, jakby mi było kiedyś potrzebne CV, to to wpiszę w szczególnych osiągnięciach.
A jeszcze tak z okazji Wielkanocy przypominam o kanionkowym mazurku https://kanionek.pl/forum/showthread.php?tid=41&pid=1240#pid1240 – dzisiaj szperałam na moim pintereście, a tam w folderze z wypiekami jakaś koza ;) .
Do mnie najpiękniejszy z kalendarzy też dotarł. Zawisł i cieszy. Co mnie nie cieszy to ten wyrób wiosnopodobny. No kurła ile można. 🤬
Kanionku – w ferworze wiosennych pracy – rozdajecie już kozie panie?
Jak tu cicho i spokojnie………………………….
Puk, puk.
Jaciekręce, gdzie moje ręce. Już połowa maja, a Kanionka ni ma. Skończyliśmy kompleksową naprawę pastucha na dużej łące, a jutro może uda nam się skończyć na małej. Pozimowe sprzątanie koziarni w toku – zaprawdę powiadam Wam, każdego roku jesteśmy starsi o dziesięć lat i grawitacja jakby silniej na wszystko oddziałuje. Trzy paśniki zdemolowane przez kozy – naprawione. Podwórko wysprzątane ze złogów siana, pomieszczenie udojowe wyszorowane, magazyn paszowy też, już PRAWIE czuję, że mam jakąś kontrolę nad własnym życiem. Dziś posadziłam ostatnie z 98 selerów, pierdyliard innych sadzonek wciąż w paletkach i doniczkach (co mi kaczuszki tej zimy odwaliły w ogrodzie, to dziś nie mam nawet siły pisać, ale powiedzmy, że trzy czwarte areału już się w miarę nadaje do użytkowania), wszystko trzymam w Świątyni Pomidora, bo w domu zima, a w tunelu zawsze się trochę nagrzeje, nawet w pochmurny dzień.
Prawe kolano już mi chyba zgniło, boli mnie wszystko, w kwietniu zaliczyłam cztery migreny. Laser był 10 dni na antybiotyku, a Pacanek zamieszkał na podwórku, ale wszyscy jeszcze żyjemy, nawet ja.
Ale co było Laserkowi? Czy aby nie schudł i nie stracił trapezo-idealnego kształtu?
Psują mu się zęby i pewnego dnia spuchł (dostawał klindamycynę), ale ZA NIC W ŚWIECIE nie zrezygnowałby z jedzenia :D Zanim “odpuchł” to wynurzał się spod kołdry tylko na siku i miskę, a już dwie doby po rozpoczęciu leczenia widać było, że czuje się doskonale (na tyle, na ile może się czuć doskonale piętnastoletni dziadek) i nawet na podwórko chętnie wychodził. Zdecydowanie nie schudł, choć prawdę mówiąc powinien ;)
Aha, zrobił się też prawie całkiem głuchy (to znaczy żeby usłyszał, że się go woła, to trzeba wydrzeć paszczę), miał okresowe problemy z błędnikiem, ale tak poza tym ma się nieźle jak na swój wiek.
No od razu usłyszałam w głowie Gołasa śpiewającego “twarz mi blednie, włos mi rzednie, psują mi się zęby przednie” :D Dużo zdrowia dla Laserka!
Laserkowa wersja szłaby jakoś tak: “Psują mi się zęby tylne, chyba mam procesy gnilne, pysk siwieje, dupa rośnie, chodzę jakoś tak ukośnie”.
No i też pięknie. :)
Czyli norma – wiosna w pełni 😄💨💥🐦
Ooooo, jak dobrze, że Kanionek wydał pisemnie jakiś paszczodźwięk! Newsy zawsze mile widziane! Uściski wielkie i jeszcze większe!
Narobiłam zdjęć i pewnie niedługo dorzucę je do tego pisanego paszczodźwięku ;)
A jak idzie kozom produkcja mleka bez produkcji koziołków ? Jest szansa na jakieś serki ? W zamrażarkowym skarbczyku zostały mi już tylko dwa fromażyki , więc chętnie się ustawię w kolejkę po nowe sery , ze szczególnym uwzględnieniem camemberków.
Jak ja bym sobie zjadła fromażyka! Zwłaszcza że mam obecnie zatrzęsienie rzodkiewek. Produkcja idzie słabo, ale mam nadzieję, że w czerwcu się już wszyscy rozbujają (to znaczy nie wszyscy, bo spora część już na emeryturze i nie będziemy ich męczyć). Przydałby się deszcz, bo ta cała zimowa woda to ja nie wiem, gdzie poszła, a na łąkach sucho i reglamentujemy kozom dostęp do zielonego.