Będąc młodą piekarką, czyli nudy, bo nic nie wybuchło

(z serdecznym pozdrowieniem dla naszych walecznych, oborowych dyskutantek. Nie udało mi się znaleźć autora – może ktoś kojarzy?) A tymczasem u nas nudno i po staremu. „Pssst!” – leżę sobie późnym wieczorem z klaptopem na łóżku, gdy w drzwiach pojawia się głowa małżonka. Głowa ma poważną minę i rozglądając się na boki mruga do mnie porozumiewawczo, niczym północnokoreański przemytnik ryżu,

Czytaj dalej

Przez twą otyłość gaśnie nasza miłość, czyli o Jasiu i Małgosi

A przez kalectwo Kanionka gaśnie wizja ukończenia pastucha przed nadejściem listopada, ale o tym później. Po czym poznać, że samiec jest gotowy do rozpłodu? Po tym, że chodzi za człowiekiem i mówi: „A Kanionek też by mógł mieć takiego małego Kanionka. I by tak sobie z nim wszędzie chodził, i by sobie opowiadali te wszystkie dziwne historie, i łapką grzebuską

Czytaj dalej

O piniacie w warsztacie i wywijaniu polskich orłów, czyli jak małżonek zabił Internet

Czwartek szóstego piździernika – od rana wieje, mży i robi zimno. Wzięliśmy kosy i poszliśmy karczować bujne chaszcze od zachodu, pod kolejną nitkę pastucha, który do końca miesiąca – tak sobie założyliśmy – ma już obejmować całą naszą dzierżawioną posiadłość ziemską. Kozy patrzyły na nas jak na idiotów, którymi jesteśmy, bo zaiste cudownie się pracuje w taką pogodę, zwłaszcza na

Czytaj dalej

Ziokołek Krzywousty, czyli jak królowej pościelisz, to i tak się nie wyśpisz

Nie wiem jak Wy, ale choć nienawidzę sprzątać, a w koziarni już od dawna sprząta małżonek, bo ja po kilku taczkach puchnę jak stara konserwa, to wprost uwielbiam to uczucie, gdy po sprzątaniu nasypiemy do koziarni nowej, suchej i pachnącej słomy, która szeleści jak dobrze nakrochmalona pościel, a dookoła są te wciąż białe ściany, i świeża woda, i wonne sianko

Czytaj dalej

Umarł pomidor, niech żyje ogórek, czyli kozy na pięciolinii i życie pod prąd

„Nie pomogły zastrzyki, recenzje i pomniki ni kwaśne mleko…” (Fragment utworu „Śmierć poety” Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego) Ani nawet serwatka z koziego sera. No nic nie pomogło, choć ja akurat nawet nie próbowałam ratować tych pomidorów, a Żozefin spryskała szklarnię całą tablicą Mendelejewa i pomyjami z elektrowni w Czernobylu, i też nic jej z tego nie przyszło. O czym ja mówię?

Czytaj dalej
1 2 3