Koń, zaraza, i zając w kształcie dyni, czyli masz babo placek (z paracetamolem)

A nie mówiłam?!
Tydzień po tym, jak się pochwaliłam pomidorami bez zarazy, już miałam to:

Poobcinałam chore liście i całe pędy, i wszystkie porażone owoce, ale całych krzaków nie zlikwidowałam, bo wiem z doświadczenia, że rośliny i zwierzęta są uparte. I tak, po krótkim okresie zimna i deszczu, przyszły słoneczne dni, a pomidory zaczęły odzyskiwać równowagę, wypuszczać młode pędy, a niektóre jeszcze zakwitły, no i sporo owoców dojrzało i jeszcze dojrzeje.

Papryki też cieszą się tą październikową powtórką lata:

I wciąż mam świeżą bazylię, czego jeszcze nigdy w październiku nie grali:

Tak więc nie narzekam. Zebrałam już chyba ostatnie cukinie i patisony:

Oraz dynie ze śmietnika:

Ale w ogrodzie jeszcze dyniowy zawrót głowy i jakoś nie chce mi się za to wziąć. Część selera naciowego zebrałam, pomroziłam, zasłoikowałam, ale większość jeszcze rośnie i już wiem, że po prostu rzucę te gąszcze kozom na pożarcie, bo zwyczajnie nie mam już gdzie tego dobra upchnąć.

Arbuzy w tym roku się nie popisały. Zebrałam całe trzy sztuki liliputów:

I oczywiście były niedojrzałe, ale nic nie szkodzi, bo kaczuszkom smakowały.

Drugi oddech lata zaszkodził kapuście pak choi na głowę, i zamiast iść w liście, poszła w pędy kwiatowe (fotki brak, bo przez firankę i tak mało widać), całkiem zresztą jak moja cebula, która zaczęła kwitnąć już na początku lipca i plon z niej był żałosny. Za to sałata jest zadowolona:

A tu mam sadzonki sałaty podobno zimującej, której nasiona dostałam od Aliwar, i jak pragnę zdrowia, tak również pragnę zobaczyć sałatę w styczniu:

Będzie rosła w szklarni, oczywiście.

Mam też osobistą czaplę, jak zawsze:

A z nowości – czernidłaka kołpakowatego:

Nie mam pojęcia, skąd się wzięły na naszym podwórku – może zarodniki przyjechały kiedyś z sianem (ten grzyb lubi rosnąć na nawożonych łąkach), w każdym razie jest ich pełno, są śliczne, i nie zgadniecie, ale nawet JADALNE. To znaczy nie zjada się tych dorosłych grzybów, tylko takie białe, młode owocniki, które przypominają jeszcze nieotwarty parasol:

Ja tego oczywiście nie zjem, bo trzymam się zasady bezblaszkowej, ale ludzie sobie chwalą, że pyszny ten czernidłak jak nie wiem co, i jeszcze cukier we krwi obniża. No to niech sobie jedzą na zdrowie, a my z kaczuszkami trzymamy się sprawdzonych przysmaków:

Nareszcie zakończyły się dostawy owsa i mamy w Różowym i jeszcze innym pokoju łącznie prawie osiem ton pysznych ziarek. W tym roku od innego rolnika, o dziwo tańsze i lepsze.

(Koniec raportu ze stanu posiadania).

 

– Kanionku, a co to są “ziemnaki”?
– Jakie znowu ziemnaki?!
– No tu masz napisane: ZIEMN AKI!
– Z I E M N I A K I  to są. Jest.
– Ale ja tu nie widzę “i”.
– Bo się przykleiło! Do “n” się przykleiło, bo było samotne. Czego nie rozumiesz?

Tak, taka to była historia. Ostatnie “i” w słowie ziemniaki nie było samotne, bo miało towarzystwo “k” jak karnawał oraz wykrzyknika, który niby nic nie znaczy, niby tak sam sobą nic nie wyraża, ale wszystkie litery w alfabecie wiedzą, że jest rozrywkowy i nie stroni od afery. Więc to ostatnie “i” się nie nudziło i nie było mu smutno, w przeciwieństwie do tego, co miało obok siebie “n” jak “nuda” oraz “a”.

I tak sobie pomyślało – “Przytulić się do a, jak anhedonia? Czy może do n, jak nuda? No ale z drugiej strony – n to może być nieznane, jak jakaś przygoda”. No i przykleiło się do “n” i od razu poczuło się NAJFAJNIEJ. Tak właśnie było, a małżonek nic z tego nie rozumie. W dodatku twierdzi, że mam swój własny alfabet pełen dziwnych znaków i nikt poza mną nie jest w stanie przeczytać, co ja napisałam.

I teraz Państwo sobie myślą, że oto Kanionek nie strzymał i kogoś zamordował, ale nie – tylko zakwas buraczany przelewał, z wrodzoną gracją, precyzją i elegancją. A sam zakwas wyszedł pyszny i ma obłędnie fioletowy kolor, czego pewnie nie będzie widać na zdjęciach:

No. I jak już podłogę wytarłam, zakwas przelany wstawiłam do lodówki, i całkiem zapomniałam o tym ambarasie, to tak z godzinę później patrzę na swoje stopy, upstrzone nieregularnymi plamkami w kolorze wściekłej fuksji, i myślę: “O nie! Podskórne wybroczyny! Marskość wątroby! Przeklęty paracetamol! Wszyscy zginiemy!”.

I po chwili sobie przypominam o tym rozlanym zakwasie.

Zaprawdę powiadam Wam, nerwica lękowa i paranoja to są szatańskie zastępy i one mnie kiedyś wykończą.

To może teraz inny dialog z naszego życia powszedniego.

– Małżonku, a widziałeś zajączka?
– Ale gdzie?
– No w koziarni, jak wodę nosiłeś, to widziałeś go?
– Wydaje mi się, że widziałem, ale mogłem go pomylić z koniem.

Ktoś z zewnątrz, nie znając kontekstu, mógłby sobie pomyśleć, że my tu jakieś srogie piguły zażywamy z małżonkiem, a sprawa jest banalnie prosta. Otóż koza o imieniu Zając nabawiła się wzdęcia (ja już mam tezę, dlaczego kilka kóz z rzędu nam wydęło jak balon, ale to nieistotne w tej chwili), i Kanionek podał jej symetykon w syropku (to naprawdę działa cuda i to w trybie szybkim, a jest totalnie obojętne dla organizmu – nie wchłania się w przewodzie pokarmowym), a ponieważ godzinę później małżonek nosił kozom wodę, to Kanionek zapytał, czy widział on Zajączka (w sensie – czy Zajączek już odpuchł i ma się dobrze). A Koń, niegdyś Kawka, to jest koza zupełnie z Zajączkiem niespokrewniona, ale z wyglądu są łudząco do siebie podobne. No i taka to była fascynująca historia o tym, jak ktoś pomylił konia z zającem, a teraz się z Państwem żegnam, bo to był chyba najbardziej nudny ze wszystkich wpisów na tym blogu, i nie ciągnijmy już tego martwego konia pod górę.

 

PS. Nie no, oczywiście, że mam jeszcze dla Was egzotyczną potrawę, o jakiej nigdy nie słyszeliście, a mianowicie placek po meksykańsku, czyli chili (con carne) podane na placku ziemniaczanym, udekorowane niedbałym chlustem śmietany (i co mi pan możesz zrobić?):

48 komentarzy

  • Zoe

    Jakie cudne plony! Nieustannie mnie inspirujesz. Idę ściółkować ogród

    • kanionek

      Ściółkować, ściółkować, niczego nie żałować!
      (I ze dwie kaczki puścić, ale to już opcjonalnie).

      • Olika

        Syn moj marzy o kaczkach, kurokezach ozdobnych – w tym takim czarnym w środku i na zewnątrz, krolikach, kozie, psie i ośle a 2 koty go nie satysfakcjonują zdecydowanie

        • kanionek

          Hm…
          No ja go, tak jakby, trochę rozumiem :D
          (No chyba, że do dyspozycji masz tylko balkon na szóstym piętrze, to wtedy jasne, że jedynie osiołek wchodzi w grę. Przynajmniej zakupy do domu zatarga, gdy się winda popsuje).

      • Zoe

        Kaczki?!! Miałabym z głowy usuwanie chwastów. Ale chyba nie jestem jeszcze gotowa 😉 Kanionku, co robisz z kiszonymi burakami?

        • kanionek

          Powiem szczerze – wyrzuciłam na kompost, bo nie wpadłam na to, że można je zjeść. A ludzie robią z nich surówki!

          • Jagoda

            A ja dodaję kiszone buraki do barszczu, zamiast octu. Jak jeszcze jadałam ryby to robiłam sałatkę śledziową z kiszonymi buraczkami.

  • Aliwar

    Jeszcze masz takie piękne pomidory ??? Gdzież nudny ? Ogrodowe są najlepsze i kaczuszki ….. u ciebie zawsze wszystko tak pięknie rośnie i takie zdrowe 🙂

    • kanionek

      No jeszcze mam, i nawet dziś sobie przyniosłam 1,5 kg. Przecieru już trochę mam, więc teraz głównie suszę – suszone i spakowane próżniowo długo poleżą, a do sera zawsze potrzebne, więc tu mnie akurat od nadmiaru głowa nie boli. Mnie bardziej zaskoczyła ta żółta papryka, bo ona najpierw kiełkować nie chciała, potem rosnąć (w wieku dwóch miesięcy miała 8 cm wzrostu!), a zaowocowała pięknie, aż sznurkiem musiałam podwiązać kilka krzaków, bo się na ziemię kładły. Słoneczny październik sprzyja dojrzewaniu, i wszyscy zadowoleni – gdyby we wrześniu uderzył przymrozek, to pewnie nic by z tego nie było.

  • lobo

    Kanionku wspaniały, każdy Twój wpis jest na wagę złota! :-) Osobiście najbardziej lubię treść czytelniczą (nie ma dla mnie czegoś takiego jak za dużo do czytania), a że najlepiej pamięta się początek i koniec, to z jednej strony gratuluję Ci skutecznego zwalczenia pomidorzej zarazy (masz rację, że życie stara się być twarde (bo co innego ma zrobić?)), a z drugiej – jaka piękna wariacja na temat chili con carne! Ze śmietaną!!! Geniusz, po prostu geniusz. :-D Wprawdzie spód dla mnie niejadalny, ale od czego jest małżeński podział zadań: zgarnąłbym większość wierzchniego bogactwa, a placek ziemniaczany oddał Żonie, wszyscy byliby zadowoleni. Dużo zdrowia dla Was wszystkich, a chwilowo najwięcej mocy dla Zająca!

    • kanionek

      A to Ci jeszcze powiem, że ja swoją drugą porcję zjadłam z makaronem… Bo ten placek to tak bardziej pod gust małżonka, a ja z kolei do makaronów mam słabość. I w ogóle chili con carne uwielbiam, ale z tortillą czy innym nachosem to już nie bardzo. Zwłaszcza, że musiałabym je kupować gotowe, bo zrobić nie umiem. (Tak, śmietana to już było grube przegięcie :D).

      Dziękuję za życzenia, a Zajączek już zdrowy i fika. Wczoraj symetykon na kolację jadła Gwiazda, i dziś już też ozdrowiała. Moja teza jest taka, że to od siana, ale nie każdego. Mamy co kilka balotów taki egzemplarz, który zawiera mnóstwo, ale to MNÓSTWO nasion traw. Jest ich tak dużo, że zostaje ich gruba warstwa na dnie wózka, mamy ich pełno we włosach, butach, kieszeniach, no wszędzie. I sęk w tym, że kozom te nasionka bardzo smakują, i niektóre już się zorientowały, iż nasionka spadają do korytka pod paśnikiem, i można je stamtąd wyżreć jak świnka kartofle.

      No i w czym problem – ano w tym, że w żwaczu musi być zachowana równowaga między ilością długiego źdźbła, a wszelkiej maści paszą treściwą, czyli np. ziarnami zbóż, czy właśnie traw. I jak te świnki niemądre obeżrą się nasion, i ta masa drobiazgu zacznie fermentować, to w żwaczu robi się piana. I piany nie da się normalnie odbeknąć pyszczkiem, jak inne gazy powstające wskutek fermentacji, więc koza puchnie i zaczyna czuć się źle. To po nich widać; stoją jak osiołki z głową zwieszoną, nie chcą już jeść ani pić, a czasem jeszcze próbują się kopnąć tylną nogą w brzuch (nie wiem, czy wspominałam, że kozy KAŻDY problem rozwiązują siłowo?).

      No i ten symetykon sprawia, poprzez zmniejszenie napięcia powierzchniowego, że mniejsze pęcherzyki gazów pękają i łączą się w większe, aż w końcu u góry żwacza powstaje normalny balonik z gazem, który koza może odbeknąć, i dosłownie w ciągu dwóch godzin zmienia się z pampucha w pierożek. Osobiście cieszę się, że drążyłam temat, wpadłam na ten symetykon, i że jest dostępny w syropie (bo to wersja dla dzieci, które jeszcze nie potrafią połknąć kapsułki), bo wierzaj mi, masowanie wzdętej kozy i oprowadzanie jej na siłę po wybiegu w środku nocy, to zawsze była udręka, i człowiek nigdy nie miał pewności, czy to zadziała.

      No nic. Siana nie wyrzucimy, te baloty już są na wykończeniu, a kolejne mamy zamówione od zupełnie innego dostawcy i problem z ziarenkowym obżarstwem niedługo minie.

  • zerojedynkowa

    I chciałabym jakoś sensownie skomentować, ale słów mi brakuje z radości. Że tak dużo zdjęć i takich ładnych i ciekawe (wbrew pozorom) historyjki.
    Czasami też sobie tak z moim mężem nonsensownie rozmawiamy i tylko wtajemniczeni wiedzą o co chodzi. Fajne to jest. :)

  • Modra

    Kaczuszka tyłem najlepsza!

    • kanionek

      Prawda? Też tak myślę. Małe kaczuszki są przeurocze. I zawsze lecą do mnie z otwartymi ryjkami, gdy tylko pojawię się na horyzoncie :D

    • mitenki

      Potwierdzam! Czy ona się była obraziła?
      Bo mój zwierzak tak robi, gdy mu podpadnę :))

      • kanionek

        Niii. Ona taka niezależna, własnymi drogami chadza. Jako jedyna z całej jedenastki ma ciemne stópki, więc pewnie sobie ubzdurała, że jest kimś wyjątkowym (jak my wszyscy na pewnym etapie bardzo młodego życia).

  • wy/raz

    Kolor barszczu prześliczny. Mniam, mniam. Seler marynowałaś?

    Kaczuszki piękności, i Żółte myślące nad dynią w taczce, i już wiem po co masz kozy! Żeby miał kto pomagać w spożywaniu plonów z ogrodu, bo przecież kaczuszki same wszystkiego by nie zjadły. Wy zresztą tez nie ;-).

    A z tą zarazą, to widać tak jak z rzeczą, nad którą człowiek myśli parę lat wyrzucić/zostawić. Następnego dnia po wyrzuceniu okazuje się niezbędna.

    • kanionek

      Dokładnie tak jest!
      A seler marynowałam (kilka słoików na próbę) wg przepisu, którego autorem jest podobno Gordon Ramsay (woda, ocet, sól, cukier, goździki i gorczyca, jakoś tak).

  • cornick

    Wcale nie nudny! Tak tylko łasy na pochwały Kanionek podpuszcza i czaruje :D. Ale niepotrzebnie, Na to co tu jest wypisywane i pokazywane czekam zawsze z utęsknieniem i jakboniedydy, jeszcze nigdy nie bąknęłam pod nosem- eee takie to jakieś… , bo w tych wpisach jest zawsze COŚ!
    A Żółte przygląda się dyniom i zastanawia pewnie, czy to jego rodzina- też duże i żółte :D:D:D

    • kanionek

      Albo się zastanawia, jak on ma się bawić taką dużą piłeczką :D
      Dziękuję, Cornick. Wczoraj już to wszystko chciałam ciepnąć w pierony, bo mnie wena odeszła, ale pomyślałam sobie, że chociaż zdjęcia, że może Wam się będzie miło oglądało coś kolorowego w październiku, no i ostatecznie kliknęłam “opublikuj”. Serio, serio.

  • kapelusznik68

    A ja po przeczytaniu historii o koniu i zajączku to pomyślałam, że małżonek kobyłę z grzybem pomylił.

  • Ange76

    Jaki nudny? Jaki nudny? Kaczuszki są, pomidory są, Żółte jest. Same atrakcje :) I historia o kozach też jest jak trzeba.

    Chciałam tylko nadmienić, że po Twoim ostatnim wpisie kupiłam buraki na zakwas buraczany i nadal są w lodówce, w łupinach. Teraz nie wiem, czy jeszcze do czegoś się nadadzą…

    Wyściółkowałam tez jedną rabatę kompostem, tak że ten, możesz się uznać za “influenserkę” jeśli chodzi o życie w domu i zagrodzie :) Nie, kaczek jeszcze nie kupiłam, ale co się odwlecze, to ……..

    • kanionek

      Burak to twardy naród, ja bym spokojnie ten zakwas nastawiała.
      Gratuluję rabatki, cieszę się niezmiernie, niech Ci służy, a może kiedyś ta “moda” się rozprzestrzeni i zmieni oblicze naszych ziemskich ogrodów.

      “Stop pornografii gleby, ubierz swoją ziemię w przyzwoity płaszczyk” takie hasełko agitacyjne.

  • mp

    No jak nudny, jak nienudny wpis ? Dawanie drugiego życia pomidorom postaram się zapamiętać i wdrożyć w osobistym ogródku . Moich nie przycięłam i skończyły marnie.
    U mnie drugie życie albo dożywocie ma większość roślin, trochę z lenistwa ogrodowego, a trochę z braku czasu, tyle że to dotyczy raczej roślin, które powinnam usunąć , bo zmarniały albo poszły w kwiaty. Ale one też potrafią się odwdzięczyć ! Pak choy rośnie u mnie ze trzy lata, sam się rozsiewając i zimując , skubię listki do różnych potraw, a jej daję spokój. Sam rozsiewa się jarmuż, więc to kolejne, co zawsze zielone może umaić talerz. Szpinak nowozelandzki, którego marne siewki dostałam wiosną i latem w zasadzie wyglądał na takiego, który wyzionął ducha, pozostawiony sam sobie, po przyjściu deszczy tak zaszalał, że teraz pewnie z pół taczki bym uzbierała :-) Kurdesz, muszę go zebrać i zamrozić, zanim padnie.
    A wstrząsająca historia o zakwasie ? Obawiałam się, że na następnym zdjęciu będzie kontur obrysowany białą kredą … ;-)
    No i pięknoty- Żółte, kaczuszki, szara czapla (wzruszyła mnie jej stałość).
    A jakie designerskie worki do ziarna, zamawialiście pod kolor pokoju ?

    • kanionek

      O, nawet nie wiedziałam, że pak choi może się sama nasiać w naszym klimacie. To zostawię tę moją w spokoju, niech kwitnie. A z jarmużem zawsze miałam taki problem, że obżerały go gąsienice, i w końcu dałam sobie z nim spokój.
      Czapla jest terytorialna i bardzo bojowa! Kilka dni temu pogoniła inną czaplę, która chciała skorzystać z zasobów naszego stawu.
      A worki zamawiał małżonek, i nawet taniej wyszły, niż zwykłe białe, bo chyba po 83 grosze za sztukę. Szkoda, że takie worki służą przez góra dwa sezony, i ani to przekompostować, ani spalić, bo plastik. No ale takie czasy.

  • Willow

    O rany, ale się Kanionek rozbujał z wpisami 😍 tak nam dobrze tak nam rób 🤣
    Ile pomidorów i wszystkiego 💗 super po prostu
    A Żółte i kaczuszki to miód na serce me zestresowane
    Chili z plackiem poproszę sztuk 2 😉 Ja trochę zmieniłam przepisa i robię z krojonego mięsa A nie mielonego…tylko to już pewnie nie jest czili 🤣 nic to grunt że smaczne.
    A jakie bułki maślane zrobiłam ostatnio to poezja, 3 raz już piekę i nie mogę się nacieszyć
    Buziaki

    • kanionek

      To w ramach odstresowania podaj przepis na bułeczki! Jeśli jeszcze zdążysz.
      Tak, cieszmy się wpisami, bo zaraz zima, a zimą to wiecie, jak jest. To znaczy – nie chcę nic mówić, ale mnie już łamie w kościach, pomimo tego październikowego słońca, żurawie krzyczą na do widzenia, za oknem znów ryczą jelenie, a biała pleśń zakrada się do ogrodu… Ale nic to. WSZYSTKO BĘDZIE DOBRZE.

      • Willow

        przepis ze strony
        https://smakowitychleb.pl/mleczne-buleczki-sniadaniowe/
        daję do miski suche składniki, mieszam łyżką, dodaję połowę mleka z masłem, dodaję jajka, mieszam i dodaję resztę mleka z masłem , ciasto w cholerę się klei na początku- łapę “maczam” w mące, gniotę, maczam i tak dalej parę razy , potem jest ciasto w konsystencji ciastoliny, zosatwiam na rośnięcie jak w przepisie, 1h, potem formuję tym sposobem 12 sztuk
        https://www.youtube.com/watch?v=g_G-Iask2y4&ab_channel=Kulinarneprzygody
        i zostawiam na następną godzinę
        Nagrzewam piekarnik do 180 stopni, nacinam nożykiem i smaruję mlekiem, potem do pieca na 15-19min
        są rewelacyjne, te ze sklepu mogą się schować, do 3 dni spokojnie są bardzo dobre ( chociaż ja zamrażam część i potem też są super). I żeby nie było jestem świrem, więc spożywam z masłem i szynką albo Kanionkowym podpuszczkowym :), córka woli z miodem albo nutellą SMACZNEGO
        apropo ryczących jeleni- u mnie też ryja drą :) i anegdotka z pracy- telefon dobrze po północy
        -proszę pani, tam gdzieś na łąkach jeleń strasznie ryczy
        po odebraniu miliona telefonów wkurw niezły – i co w związku z tym?
        -bo może go coś boli tego jelenia i trzeba mu jakoś pomóc…
        w mojej głowie ” łanię mu podstaw i tu brzydkie wyrazy” a w telefonie – proszę pana, rykowisko się zaczęło, ze 4 tygodnie tak sobie będą ryczeć…ale w razie czego proszę dzowonić do Nadleśnictwa, kurrrrrtyna
        :)
        też mnie wszędzie łupie i łamie i strzyka…starość k….
        buziaki

        • wy/raz

          Willow, ale nie ryczysz? Śliczne te bułeczki, jak patrzę na zdjęcie to mi aż pachną!

          • Willow

            wy/raz
            oj tam ryczę ciągle ;)
            zrób sobie bułeczki, pracy naprawdę nie ma dużo, samo mieszanie 5 min i chwila na formowanie, ale warto :) i pachną nieziemsko

          • kanionek

            Ja na bank spróbuję. Zobaczymy, czy piekarnik marki Wrozamet, model Ewa (tak, to jeszcze kuchenka z czasów Raju, węża i jabłka), podoła tym bułeczkom.

  • sunsette

    Jak zobaczyłam te krwawe ślady, pomyślałam: JAK NIC, PALEC POSZEDŁ! No, ale na szczęście nie palec, uff…
    Jaki nudny? Jaki nudny?!!? Wpis jak trzeba, akurat na dziś. Też jestem zdania, że każdemu należy dać szansę, również i pomidorom z zarazą;) U mnie pomogło pryskanie drożdżami intensywne. Papryki cudowne, i dynie… Seler naciowy już mi bokami wychodzi. Na wekowanie nie wpadłam, część zamroziłam, zrobiłam trochę sosu do słoików – seler (dużo), cukinia, pomidory, cebula, czosnek i przyprawy na ostro. Eksperyment taki – i już NIGDY NIE WYSIEJĘ TYLE SELERA NACIOWEGO. Nie wiem, co mi do głowy strzeliło. Z braku chętnych, zasilił kompost. A zwykłego selera mam tylko 6 sztuk… Jak na ironię, urósł w tym roku do rozmiarów u mnie niespotykanych.
    A wczoraj posadziłam czosnek. Z czosnku od Kanionka:)))) Chyba z 3 lata temu, albo i więcej przysłałaś mi wiązkę i od tego czasu sadzę, jest super:)
    Kaczuszki słooodkie:)

    • kanionek

      “Jak zobaczyłam te krwawe ślady, pomyślałam: JAK NIC, PALEC POSZEDŁ! No, ale na szczęście nie palec, uff…” – Nic straconego, właśnie ciachnęłam sobie lewy wskazujący podczas krojenia jabłka :D Szczytem szczytów było, gdy kiedyś ciachnęłam sobie palec nożyczkami, podczas odcinania kawałka plastra opatrunkowego, którym miałam owinąć inny palec… Ja po prostu wszystko powinnam mieć z gumy, albo drewna.

      Taa, ja też już nigdy nie wysieję tyle selera. I ogórków. I sałaty. I… TAAAA. A w przyszłym roku znowu będę się zastanawiać, kto to wszystko zje. Obecnie mam w lodówce 2 kilogramy rzodkiewek. DWA KILOGRAMY. Dobrze, że to już ostatnie! A zwykły seler to faktycznie w tym roku dobrze rośnie, nie wiem, wpływ księżyca, czy ki diabeł. Cieszę się, że babciny czosnek podbija Polskę, bo nie tylko Ty dostałaś i posadziłaś :) Nie wiem, co to za odmiana, ale jest bardzo wiekowa i myślę, że możemy ją nazwać imieniem mojej babci, czyli Agnieszka :)

      • Jagoda

        Czy to nie za wcześnie na sadzenie czosnku? W zeszłym roku sadziłam czosnek Agnieszka w ostatnich dniach listopada i był najładniejszy we wsi!

        • kanionek

          Trochę za wcześnie, zwłaszcza że jesień ciepła, brak przymrozków. Ostatnio zimy przychodzą późno i trzymają krótko, więc ja, jeśli się zbiorę sadzić czosnek jesienią, to zwykle czekam nawet do grudnia. Ziemia jeszcze nie jest zmrożona, a jednocześnie ma już taką temperaturę, że czosnek nie będzie miał wątpliwości co do tego, jaka jest pora roku.
          Cieszę się, że czosnek Agnieszka kłuje w oko sąsiadów :D Niech się trzyma.

  • Becia

    Zając podobny do Kawki? To śliczny on. Kawka vel Koń to królowa kozich miss. Pozdrawiam Kanionkowych Wszystkich.
    Becia

    • kanionek

      Ooo, Becia, gdzieżeś Ty była?!
      Jeśli nie zapomnę, zrobię fotkę Koniowi i Zającowi, to sobie porównacie. Fakt, że Zając latem ma ciemniejsze futerko, prawie czarne, ale zimą to już obydwie takie kasztanki.

      • Becia

        No cóż Kanionku … głównie się podziewam w szpitalach… życie mnie dopadło w postaci skorupiastej godziny. Wzięła i się zaległa nie wiadomo kiedy. Walczę ale jak to na wojnie raz z tarczą raz na tarczy.. Ale na poprawę humoru czytam sobie o Kanionkowie. Od początku :) działa :)

  • Kanionku pisałam już o mojej zazdrości względem plonów, z drugiej strony podziwiam pracę, tyrkę wkład. Ja jednak ogrodniczką nie będę. .. to wiem. Poza tym uwielbiam małe kaczusie )))
    teraz mi się przypomniało, gdy zobaczyłam. Słoneczka i zdrówka. Trzymajcie się z daleka od zarazy.

    • kanionek

      No niby się trzymamy. Tak na dobrą sprawę pandemia nie wpłynęła jakoś istotnie na nasze życie, bo do miasta i tak jeździliśmy rzadko, tyle że teraz w maseczkach. Fakt, że ilość zamówień serowych spadła, ale z drugiej strony – w tym roku mamy mniej mleka, bo dużo później zaczęliśmy doić, i część kóz dostosowała dzienną produkcję do zapotrzebowania młodych, a nie naszego. Najboleśniej odczułam problem z nabyciem jednorazowych rękawiczek! Na początku pandemii i po wprowadzeniu obostrzeń, rękawiczki zniknęły ze sklepów, a nowych dostaw nie było. Na Allegro pustki, na hasło “rękawiczki” wyświetlało jedynie skórzane i wełniane :D Później się pojawiły, ale w cenie złota – 100 zł za 100 sztuk. A przed pandemią kosztowały 29,99… Teraz już można kupić, ale nie wiadomo, co bęðzie jutro. Zrobiłam zapas, żeby się nie martwić, że nie mam w czym pracować (do obsługi mleka, serów, zwierzaków używam, no bo niby mydła mi nie brakuje, ale ja z tymi swoimi wiecznie poharatanymi palcami oklejonymi plastrem to jednak do pracy gołorącz się nie nadaję).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *