Dzień ludzkiego dziecka, czyli ustąp pierwszeństwa bałwanom
“Let the children come to me
Their mother loves me, so shall they
Woman, bleeding, ate my gifts
Man was close behind
Just like a snake I’m slithering
Thru my world divine
And like the cat I’m stalking
I’ll take your soul and you’ll be like me
In emptiness, free
Just bow to me faithfully
Bow to me splendidly”
“Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie
Jako ich matka mnie kocha, tak i one będą
Kobieta krwawiąc spożyła me dary
Mężczyzna poszedł w jej ślady
Jak wąż gładko przemierzam
boskie swe światy
I jak kot się skradam
By posiąść twą duszę i uczynić cię na podobieństwo swoje
Wolnym, w otoczeniu pustki
Tylko pokłoń mi się wiernie
Kłaniaj się pięknie”
Fragment utworu “God of Emptiness” grupy Morbid Angel, z albumu “Covenant”, 1993
Nie brońcie dzieciom przychodzić do mnie… Albowiem mam takie coś:
I choć mogłabym tym zabić, nie uczynię tego, jeno zrobię waszym dzieciom paskudne dziury w delikatnych uszkach, by mogły odtąd po kres swych dni przemierzać boskie łąki, świecąc szpetną biżuterią:
Wasze dzieci będą wyrywać się i płakać, nie zrozumieją celu zadanej im krzywdy i na długo mnie znienawidzą, ale to nic nie szkodzi. Tak chce Pan wasz Urzędnik, w mnogości swej jedyny, nieomylny i nieobliczalny. Zaprawdę powiadam wam: kto nie wejdzie do królestwa unijnego jako dziecko, ten pod przymusem pójdzie do rzeźni. Amen.
Kupiłam najmniejsze z dostępnych na rynku kolczyki. Biedny Ziokołek chodzi z taką płachtą wielkości znaku “ustąp pierwszeństwa przejazdu”, i na domiar złego nikt jej nie ustępuje. Kretyński kolczyk zaprojektowany przez imbecyla zahacza o wszystko – moje ubrania, siatkę ogrodzeniową, gałązki krzewów. Kiedyś koza po prostu zostawi kawałek ucha na jakiejś przeszkodzie, bo dla idioty za biurkiem koza, krowa i świnia to jeden wuj. Bo przecież nie ma znaczenia fakt, że świnia pasie się przy korycie, krowa jest trawożercą (to znaczy pożywia się niską roślinnością), a koza ma w genach pamiętnik górskiego wędrowca i niestrudzenie łazi po krzakach, wspina się na ogrodzenia i ze skóry wylezie, żeby dosięgnąć i zerwać ten jedyny, upragniony listek z drzewa.
No to wyszukałam najmniejsze, jakie tylko są w sprzedaży, oczywiście z listy autoryzowanych przez ARiMR producentów kolczyków, jasna ich ryżawa mać. Kupiłam też tę toporną machinę do kaleczenia zwierząt i teraz mam pełne portki – JAK ja mam to zrobić tym małym, puchatym, słodkim skurwysynom? Pamiętam jeszcze jak beczała maleńka Tradycja – strużka krwi spływała jej z ucha, a drobne wargi drżały z powodu szoku, że ktoś mógł jej ot tak, bez powodu, zadać tyle cierpienia.
Hodowca założył jej tylko jeden kolczyk, bo, jak powiedział, “one je ciągle gubią, więc drugi niech pani sobie trzyma w szufladzie”. Gubią, czyli urywają z kawałkiem ucha, bo ten kolczyk po zastrzeleniu jest niezdejmowalny. A ja muszę pozakładać koziołkom po dwa kolczyki, bo przepisy się zmieniły i urzędnik w ARiMR orzekł, że dwa obowiązkowo. I choć kolczyki są małe, to średnica trzpienia, który przebija ucho, wynosi w najgrubszym miejscu 7 milimetrów. I pomyśleć, że niektórym facetom robi się słabo przy pobieraniu krwi.
Pozwolicie Państwo, że z okazji Dnia Dziecka przeklnę sobie soczyście? Kurwa, kurwa, kurwa mać. Zapłaciłam za kolczyki i narzędzie tortur. Kto mi zapłaci za łzy?
PS. Tekst tłumaczenia się rozjechał. Co aktualizacja szablonu, to nowe szykany. Filmik z kozami nadal nie wchodzi, więc na osłodę wrzucam ciasto:
Kulę twarogu ważącą półtora kilograma:
Sery już sprzedane:
I te dojrzewające w piwnicy, których trzeba codziennie doglądać, obracać, nacierać solą i śpiewać piosenki:
Tu różne wersje, na różnych etapach niedorozwoju:
Cała piwnica pachnie serem i mam nadzieję, że coś smacznego z tego wyniknie, albowiem akurat teraz mam w piwnicy optymalne warunki rozwoju: 13 stopni i wilgotność 88%.
PPS. Dodatek specjalny dla Fredzi – “a w koszyczku, na stoliczku, stały chusteczki i Waldek niemiecki”:
Dobra, chusteczki OBOK koszyczka. To co, Fredzia, ruszamy na Brukselę? Mam jeszcze widły i grabie. A i serem mogę w kogoś rzucić.
Dżizas, moje koziołunie bidulki! Nie waż się tego robić Luckowi, bo nadjadę z odsieczą !!!!
No wiem, wiem… Ale mnie ponosi!
Kiedy odbierałam kota od weteryniarza, po przerobieniu kocura na ono, to płakałam rzewnymi łzami, bo mu się głowa kiwała po narkozie!!! A tu – w słodkie uszko takie hufnale wbijać???? A jakaś maść znieczulająca? Emla? Taka jak do szczepionek dla dzieci?
Bu…
Możesz spać spokojnie, bo Lucek zostanie w tej turze oszczędzon. Jak i brat przyrodni jego, Kocyk. Dostałam przydział na cztery kolczyki, i w tej serii strzelam do dziewczyn, a jesienią pod igłę idą panowie. Nie pytajcie o szczegóły tej zagmatwanej historii, bo będę musiała elaborat tworzyć :)
Żadna maść się tu nie nada :-/ Pomyślałam o “zamrożeniu” ucha, np. pomiędzy paczką groszku i kotletem schabowym, ale nie wiem, czy da się na tyle długo utrzymać fikołki w rękach, żeby zdążyło zadziałać. Poza tym ucho jest na tyle cienkie, że zanim się przymierzę do strzału, pewnie znów będzie ciepłe.
Całować trzeba będzie w te uszeńka…
Ej, Emla koniecznie! Znieczula kompletnie, sprawdzone. I nie martw się, małe są, szybko zapomną. Czy wysyłka sera jest możliwa? Chętnie przygarnęłabym taki z bazylią i suszonymi pomidorami, albo z cytrynowym pieprzem.
Właśnie wróciłam z rajdu po aptekach i co Wam mogę powiedzieć, to że te siedem dych, co je na serach zarobiłam, nie grzały mnie długo w kieszeń. Emli nie mieli, jeden pan tak się wzruszył na okoliczność mojej historii (“a jakie one mają uszy, te… co to było? Kooozy…?”), że zaczął przeglądać system w poszukiwaniu stosownych środków. Z zaplecza przyniósł jakiś sprej w ogromnej puszce, popsikał sobie na dłoń, potem na moją dłoń, posztachaliśmy się aromatem olejków chłodzących i jednogłośnie stwierdziliśmy, że tą puszką spreju można co najwyżej kozę ogłuszyć, ale nie znieczulić. Długo myślał, wzdychał (nie do mnie, na okoliczność wzdychał), aż w końcu z szuflady spod lady wyciągnął “Lignocainum Jelfa”, na receptę. Nie wiedziałam, że kozy robią takie wrażenie na farmaceutach. Dostałam ten środek za jedyne 38 złotych, a do tego jeszcze inny sprej przeciwko zakażeniu rany (Octenisept), i w ten sposób kozy mają znieczulenie, ja nie mam kasy, a apteka ma dobry dzień ;)
Aga, ja wiem, że one zapomną. Ziokołek też zapomniał. Tylko ja to muszę ZROBIĆ i nie spieprzyć, a później też zapomnieć. Czy jeśli wetrę sobie lignokainę w czoło i skronie, a może lepiej w cały skalp, to coś da? ;)
Wysyłka sera jest możliwa, ale ewentualne zamówienie można złożyć dopiero po długim weekendzie, gdyż w dw będzie produkcja sera na eksport do Gdańska :) Ten z bazylią i pomidorami jest naprawdę świetny, a po tygodniu najlepszy. I myślę, że nawet pocztą z priorytetem dojdzie bez uszczerbku, bo teraz robię sery inna technologią – po pierwsze kultury bakterii, po drugie dogrzewanie skrzepu, po trzecie wymiana 1/3 serwatki na wodę, co dodatkowo osusza ziarno z nadmiaru laktozy, a po czwarte – prasuję pod obciążeniem, co wyciska z sera nadmiar serwatki. I to wszystko sprawia, że jest on trwalszy, bardziej szlachetny w smaku, ale może przynudzam. Daj znać po weekendzie czy nadal chcesz i ile :)
O rety Kanionku!!!!! Jak to??? To znaczy wiem jak to, ale JAK TO???? Ty sama masz to zrobić??? Okropne to i straszne! Bardzo Wam współczuję! Głupie te przepisy! Okrutne!
Nie może tego jakiś wet w znieczuleniu zrobić czy coś…. Sama już nawet nie wiem co w tej sytuacji napisać. Wkurza mnie, że przysparza to niepotrzebnego bólu i Tobie i zwierzętom. I stresu niepotrzebnego! Bo jakiś debil urzędas tak wymyślił! Sam niech sobie takie kolczyki założy nie powiem już na co!!!! No żesz! :-(
Ano tak. Wielu hodowców zakłada kolczyki własnoręcznie, bo wet bierze różnie, średnio 10 zł od zwierzęcia. Kolczykownica kosztuje tyle, co zakolczykowanie sześciu zwierząt, więc rozumiesz. Urlop mojej weterynarz ostatecznie przybił pieczątkę na moim wyroku. No i niestety wet też to robi bez znieczulenia (toby się wiejski wet uśmiał, gdyby o takie fanaberie DLA KOZY prosić), bo oficjalna argumentacja jest taka, że zastrzyk plus kolczyk to podwójny stres. I powiem Wam, że jak sobie na jutubie obejrzycie dekornizację… Czyli nie używając lukrowanych eufemizmów – wypalanie rogów u bydła mlecznego, to kolczyki wydadzą Wam się bladym pikusiem. Co? Że nie wiedzieliście, że wszystkie krowy są dekornizowane? Albo że cielęta czasem tracą z bólu przytomność podczas takiego zabiegu? No to już wiecie. Wsi spokojna, wsi wesoła.
Tak, wszystkie krowy. Te od których pijecie mleko z kartonu przede wszystkim. Rogata krowa może przynieść straty, bodąc i raniąc inną krowę. Dekornizacja to takie niewinne słowo, i zdecydowanie lepiej się kojarzy, niż “wypalanie”, prawda? Człowiek to taka zakłamana menda :) Słysząc po raz pierwszy o dekornizacji pomyślałam, że może moje kozy…? Bo jednak rogi stwarzają ryzyko urazów. Ale teraz już wiem jak to wygląda (nie tylko z netu – byłam w ub. roku w unijnej oborze i właściciel pokazywał mi cielęta po dekornizacji), i nie ma mowy, żebym to zrobiła. Rozumiem względy ekonomiczne, ale mamy XXI wiek, a nadal posługujemy się średniowiecznymi narzędziami tortur i jeszcze nadajemy im neutralnie brzmiące nazwy (dekornizator – można znaleźć w sklepach dla rolników), żeby brzydko nie wyglądało. Obciach. Obciach i swąd palonych rogów.
Boże… Pojęcia o tych rogach nie miałam. Koszmar jakiś. Ja od kilku lat krowiego mleka nie pijam, ale tak czy inaczej… Nie wiem, czy jestem w stanie wyobrazić sobie cierpienie tych zwierząt. I w imię czego? Kasy, rzecz jasna. Wiem na jakim świecie żyję, ale na torturowanie zwierząt w jakiejkolwiek postaci i pod jakimkolwiek pretekstem/usprawiedliwieniem zgody nie mam. Kanionku, wiem, że jesteś bardzo wrażliwym człowiekiem, więc tym bardziej łączę się w bólu z Tobą. Zrobisz co musisz, ale co się człowiek przy tym nastresuje… Przytulam!!!!
Dziękuję, Lucy :) Ja się z tym wszystkim oswajam już długo i zabieram do kolczykowania jak pies do jeża. Myślę, że po pierwszym kolczyku i odzyskaniu przytomności jakoś to dalej pójdzie. Oby lignokaina zadziałała. Czy ktoś z Was wie, ile trzeba odczekać w przypadku aplikacji na skórę z sierścią? Bo lek jest generalnie przeznaczony do stosowania na błony śluzowe.
Obawam się, że wcale nie zadziała :(
Wypróbuj na własnej ręce (chyba, że jesteś uczulona), ale z mojego doświadczenia lignokaina skóry nie znieczuli. Już prędzej schłodzenie troche ból zmniejszy, ale też bez szału :(
Tak myślałam, żeby wypróbować, a czy jestem uczulona to się okaże.
No to mnie trochę zmartwiłaś. Odrobinkę, dżizas madafaka… Może założę im po jednym kolczyku i jak przyjdą Źli, rzucę się na ziemię tocząc pianę z ust i z oczu łzy? Tyle już się naryzykowałam z tymi kozami, że co mi tam, jeden stres więcej.
Ja jestem uczulona.
Bardzo. Się przekonałam jak już pogotowie przyjechało.
Bardzo przystojny ratownik ratował mnie…trzymając za rękę. Aż przestałam mieć trzęsawkę;)
Serio serio.
Ciśnienie mi spadło na pysk.
Na skórę nie wiem jak działa. Ja zareagowałam po działaniu na błonę śluzową. Ale za to po niecałej minucie.
Po dawce, która NIC nie powinna zrobić.
I tak o.
Nie ma to jak przestraszyć Nieustraszonego Kanionka, co? :D
Teraz wiem już, co z tą tubką zrobię. Zakopię w najgłębszej szufladzie na wieczne przeterminowanie :-/
Bo nawet na przystojnego ratownika nie mogę liczyć. Choćby na erce jeździł tu zespół Spader-McGinley-Gere, to i tak do mnie nie trafią, a jak już trafią, będą sobie mogli potrzymać moje sine zwłoki. W czułych objęciach.
Ciśnienie mam niskie z zawodu, więc jakby mi jeszcze spadło, to już tylko szpadel i dołek za drewutnią.
Możesz posmarować ręką w rękawicy przecież.
Działanie sprawdź na…..no np. na kim tam chcesz;)
Np. na najbliższym sąsiedzie.
Albo poproś o przysługę listonosza.
;-)
Listonosza to może jednak oszczędzę. On poczciwy człowiek, z fibromialgią w dodatku, to jakoś mi tak nie wypada.
SIEDEM milimetrów???? SIEDEM???? w te malutkie, slodkie uszka? matko….. Kanionku, ja wiem ze musisz to zrobic, ale nie wiem jak. Nie wiem.
Ania W. pisze, ze masc, a sa tez takie spraye “zamrazajace” (choc moze to to samo, nie wiem). Moze cos znajdziesz.
Matko, dziura na siedem milimetrów!!!
Tak, siedem. Dziurka trochę zarośnie w procesie gojenia rany, ale i tak będzie miała pół centymetra, bo tyle jest w najwęższym miejscu. Zapytam w aptece w tym tygodniu – może faktycznie taki sprej da radę choć trochę zmniejszyć ból.
No się pozbierać nie mogę…
Ucałuj chrześniaka mojego, może coś wymyślimy do jesieni (plan ucieczki, czy cuś…)
Strzelałabym, strzelała! Z Walthera oraz jego braci mniejszych i większych. Nie tylko do biurw i urzędasów, ale też pijanych kierowców, pedofilów, hycli, kiboli i innej maści dewiantów społecznych.
A jak zostanę prezydentem (jestem już prawie w wieku elekcyjnym, więc drżyjcie żyrandole), wprowadzę zasadę “oko za oko” z nawiązką. Potrąciłeś pieszego osobówką na przejściu – zostaniesz potrącon dwukrotnie tirem. Kazałeś kozom dwa kolczyki wczepiać – po dwa w każdym uchu nosić po kres swych dni będziesz.
Howgh!
No masz. To Ty nie wiesz, że żyrandole nic nie mogą? Żyrandol w naszym kraju jest szklaną zabawką pod sufitem dyndającą, i pół biedy, gdy obciachu nie robi. Mi się też podoba kodeks Hammurabiego, ale przecież jest taki NIEETYCZNY. Taki niehumanitarny :) A ludzkość jest już taka cywilizowana, że nie wypada. Ale oczywiście życzę Tobie rychłej elekcji i wszelkiego dobra, tylko już teraz rób zapasy relanium i innych takich ;)
Naści, wrzuciłam fotki. Ładny to on jest, ciężki jak trzeba, i owszem, sypiam z nim, ale celownika laserowego jak na razie użyłam tylko po to, by wkurzyć kota ;)
Słusznej postury poprawiacz samopoczucia. I poręczny, bo bywają takowe, do których Hardkorowego Koksu powinni dodawać w charakterze cyngla. Moich poprawiaczy nie ujawnię, żeby tym, co przesiewają internetowe zerojedynki w poszukiwaniu wrogów miłościwie nam panujących żyrandoli i kinkietów ciśnienie nie skoczyło. Upał jest, nie będę czarnych na wysiłek daremny narażać ;)
No to jeszcze wiadro patronów i możemy uderzać na tych, co ich nie lubimy!
Krowom się rogi wypala???? Maryjo, jak ja niewiele wiem…
Ja też niewiele wiem. Rok temu nie miałam pojęcia o dekornizacji, a dziś nie mam pojęcia o czymś, o czym jeszcze nie mam pojęcia ;)
Czasem sama nie wiem – lepiej wiedzieć, czy nie mieć pojęcia? Bo czasem gdy się już wie, to przechodzi ludzkie pojęcie.
Piękna broń. Waldek znaczy ! (Nie ta do mordowania uszu.)
Lubię.
Kiedyś bardzo dobrze strzelałam. Chyba sobie przypomnę.
Byłoby do kogo. I za co.
………………………………
Zderzenia z unijna rzeczywistością przerabiałam jako Bardzo Mały Przedsiębiorca. A kysz! Wolę liczyć na siebie.
……………………………..
I wiesz co, one, koziołki, nie będą Ci tego za złe mieć. Za dużo dobrego już dostały. Bilans bardzo dodatni po Twojej stronie. Nie martw się tak bardzo o nie.
Chlapnij neospazminę. Martw się o siebie w tym wypadku. Bo takich wrażliwych ludzi to naprawdę dotknąć musi i przeżywać będą.
Ściskam wszystkie Kozy i Koziołki a Kachnę utulam:)
P.S. Wzorcowa chatka Baby Jagi! A bardzo mądry pan doktor (mógłby być moim synem!!!! O Boże! ) – powiedział mi, że więcej wapnia ma mleko kozie (od krowiego) i nakazał spożywać pod różnymi postaciami abym się lepiej i szybciej zrastała. Spożywam.
PS2. “Myślałam” Kanionku o Tobie tak jak obiecałam.
Dzięki, też lubię Waldka, a ta druga broń wcale nie gorsza – jakby tak komuś wrogo nastawionemu tym przed nosem pomachać, to on się zaraz dobrze nastawi, albo sobie pójdzie. Tak myślę, bo ja bym uciekła.
Wiesz, że po tej pierwszej turze strzelania, nie będę używać kolczykownicy przez kilka miesięcy i MOGĘ TOBIE WYPOŻYCZYĆ :)
A kozie mleko masz świeże, czy z kartonu? Jeśli z kartonu – jak smakuje? Bo słyszałam, że gorzej niż karton, ale ludzie lubią przesadzać.
Dziękuję za “myślenie” :)
PS. A Kachna Koza jest moim nieustającym ubawem. Gdy na koziej łąwce stoją z mamusią jedna obok drugiej, to wyglądają komicznie. Duży Ziokołek i mały Ziokołek, kropka w kropkę, i charakterek mała ma taki sam, jak matka za młodu. I oczywiście robi dzióbek po chlebek.
Nie wiem co powiedzieć. Żal koziołków. I Kanionka. I w ogóle. I nic więcej nie powiem, bo mi się litania wyleje na tą niesprawiedliwość i “cywilizowane” czasy, w jakich mamy “szczęście” żyć.
Hej Ola :) Kupiłam właśnie lignokainę i oby zadziałała. Teraz tylko trzymajcie kciuki za to, żeby Kanionek nie spartaczył. Muszę celować w środek ucha (po długości i szerokości), a kolczykownicę zacisnąć z odpowiednią siłą i zdecydowaniem. Kolczyk raz spartolony nie da się odpartolić, że nie wspomnę o uszach. Siły w prawej dłoni mi nie brakuje – od tego dojenia trzech kóz dziennie mam już łapę Pudziana. Zwłaszcza z winy Bożeny, bo ona ma cycki twarde i do ich dojenia najlepsze byłoby imadło. Jeśli chodzi o zdecydowanie, to już gorzej, ale się wezmę i zdecyduję. Operacja w długi weekend. A teraz idę w końcu coś zjeść. A wiecie, że kozie masło jest świetne na suchą skórę? Nie żebym marnowała specjalnie, po prostu gdy robię masło, to zawsze jakieś “okruszki” z słoiku zostaną, więc je sobie palcem wyciągam i rozsmarowuję na dłoniach. Miłe uczucie. Muszę spróbować na twarzy – a nuż się ten krzywy ryj trochę wyprostuje?
Łoż cholera jasna! To jest złe i niesprawiedliwe, że maluszki muszą się wycierpieć … Te durnowate oznaczanie, urównianie i inne takie.
Zwierzaki na wsi mają ciężko…
A domek baby jagi super, pewnie pyszota…
Dzielny Kanionek.
Gdybym była dzielna, to kartonik z kolczykami nie leżałby od dwóch tygodni jak wyrzut sumienia, a leży. I patrzy na mnie kpiąco ;)
Wiele zwierzaków ma na wsi przekichane, a jak bardzo, to ja Wam mogę długo opowiadać, tylko nie wiem, ile jesteście w stanie wytrzymać.
A domek muszę przyznać, że pyszny. Drugi egzemplarz już prawie wykończony, no ale sama jednak nie zjadłam – poczęstowałam tych państwa, co po sery i mleko przyjechali. I z powodu domku kupili też twaróg :)
Na długi weekend znów przyjedzie do mnie Mama i zrobię trzeci domek, żeby sobie zabrała. Domek raz wskrzeszony z popiołów pamięci nie da o sobie szybko zapomnieć :D
Dwa kolczyki zawsze były obowiązkowe, oba należało założyć, i jeśli zwierzę zgubiło, obowiązkowo należało zamówić duplikat, i następny, i znów, i za wszystkie kasę wyłożyć oczywiście. I karuzela się kręci. I często kolczyki są zakładane właśnie dopiero przy sprzedaży, a jeśli zwierzę zostaje to hasa z jednym lub wcale, kolczyki są, są, numer jest, jest, paszport, jest, jest. Unia i Agencja uwielbiają papierki, numerki, i bzdurne przepisy. Gorzej przeżyjesz to kolczykowanie, niż Twoje kozy. I dlaczego nie dali Ci kolczyków dla wszystkich? Ty masz obowiązek zgłosić wszystkie urodzenia, oni zanotować, nadać numerki i wydać paszporty, Ty zamówić kolczyki, zapłacić kilka dyszek za parę, załoźyć, lub trzymać w szufladzie, bo szkoda uszu i kilku dyszek jednak też.
Hej Iwona :)
Z kozami ciut inaczej – paszport nie jest obowiązkowy (no chyba, że się jednak wybierzemy na tę balangę w Paryżu), a kolczyk kiedyś, kiedyś, mógł być tylko jeden. Uważam zresztą, że to miało więcej sensu – koza była oznakowana, a jak się kolczyk “zgubił”, a koza rozerwała ucho w sposób uniemożliwiający powtórne jego założenie, to zawsze miała drugie, nienaruszone jeszcze ucho. A jeśli do końca życia nie zgubiła, to przynajmniej jedno ucho miała wolne i szczęśliwe :)
No i nie mogę zgłosić wszystkich urodzeń :) Bożena, Irena i Andrzej nie istnieją. To kozy widma. Fikcja literacka. Narysowałam je i do bloga wklejam fotoszopem ;) Boski Farmer coś kręcił ws. kolczyków, a gdy chciałam kozy sama zarejestrować, to mi powiedzieli, że dorosłych nie mogę, bo już dawno zamknięto w Polsce możliwość rejestracji wcześniej niezgłoszonych zwierząt i jeśli ktoś takie posiada, to powinien je “zutylizować”. Oczywiście nie wspomniałam, że mam takie kozy, tylko pytałam “co by było gdybym takie od kogoś kupiła”. Przez kilka dni chodziłam jak zombie, ogryzając paznokcie do łokci, że jak mi wpadnie kontrola, to mi wlepią mandat za nielegalnych imigrantów i każą zawieźć kozy do rzeźni. Ale poczytałam na forach jak ludzie sobie radzą, i też zamierzam sobie “poradzić”. Zgłosiłam, że Ziokołek powiła szczęśliwie cztery koźlęta, bo więcej oficjalnie nie mogła (kiedyś mogłaby siedem, dziś już tylko cztery, przy czym jeszcze się taka koza nie narodziła, która by miała siedem sztuk w miocie, ale urzędnik długo o tym nie wiedział), więc cztery dziewczyny będą od teraz jej prawowitymi córkami i spadkobierczyniami wiadra z owsem ;) Na jesieni zgłoszę kolejne cztery i tak w końcu Ziokołek dorobi się dziewiątki dzieci, w tym niektórych bardzo wyrośniętych. Jeśli przepis urzędowy czegoś nie przewiduje, to tego czegoś nie ma i kropka. I lepiej zdrowe, młode zwierzę zabić, niż zarejestrować. Podobno był taki przypadek w ubiegłym roku, że jednej babce zarejestrowano niezgłoszone wcześniej kozy, więc jednak jest jakaś furtka, tylko urzędnikowi musi się chcieć. I to jest ta długa historia, której nie chciałam opowiadać, bo nigdy nie wiadomo, czy ktoś nieżyczliwy nie zapałęta się na moją stronę. Ale prędzej czy później ktoś by zapytał, więc proszę, napisałam. W razie czego wyprę się wszystkiego, kozy schowam w lodówce, zrobię zeza, wywalę język na wierzch i będę udawać kretynkę. Podobno niewiele mi brakuje i kilka efektów specjalnych powinno przekonać urzędników, że lepiej mnie nie szarpać, bo choroby psychiczne mogą być zaraźliwe.
Serce mnie boli. W przenoszeniu unjnych przepisów na nasz grunt tak, żeby były jak najdurniesze to akurat jesteśmy mistrzami. Jakby nie można było zwierzaków czipować, jak psy.
A z domkami to ja tu widzę niezłą deweloperkę! :)
Tak, mamy gorliwych urzędników. Podobno, tak czytałam nie pamiętam gdzie, w Niemczech na przykład, jak emeryt chce sobie trzymać trzy kozy na krzyż w ogródku (na krzyż, albo na mleko), to nie musi ich rejestrować. U nas tylko świnkę można jedną mieć bez kolczyka i książki z rejestrem zdarzeń, a koza – nawet sama jak ten palec w nosie – musi być rejestrowana. Ludzie straszne rzeczy na kozim forum opowiadają. Że sąsiadka starowinka miała jedną kozę, też starowinkę (nawet mleka już nie dawała, ot, taka przytulanka), i bladego pojęcia o tym, że trzeba zarejestrować (ja to doksonale sobie wyobrażam, bo staruszki na wsi nie internetują, a często i gazet nie czytają), no i kontrola po niej pojechała, jak mokrą ścierą po zakładzie. Żal dupę ściska na bezdusznych kretynów.
Tak. Jeśli chodzi o domki, to ja już małe osiedle wybudowałam, a w planach jest jeszcze kościółek, plac zabaw i galeria handlowa ;)
Ale uwaga! Mam furtkę:
“Z obowiązku rejestrowania siedzib stad wyłączone będą osoby utrzymujące zwierzęta gospodarskie jako zwierzęta cyrkowe”.
Proponuję nauczyć kozy dodawać i odejmować do pięciu oraz ustawiać w piramidę i zgłosić jako stado cyrkowe i nie muszą mieć kolczyków!
:D
Znam ten wytrych. Ale Andrzej nadal nie umie do pięciu zliczyć i ciągle pyta: to ile ja tych dzieci mam?
A jak mu mówię, że sześć, czyli tyle, ile ma nóg i rogów razem, to idzie na łąkę i wali rogami w głaz nad stawem. W sumie nie wiem do końca dlaczego – bo dociera do niego, że jest cudzołożnikiem i dzieciorobem, czy dlatego, że nadal nie wie, ile to sześć.
A jakiś czas temu przez kozie forum przewaliła się z łoskotem informacja, że ktoś miał tzw. “małe zoo” przy knajpie, czy coś, i też mu wsiedli na łeb za brak kolczyków. Piękne mi “małe zoo”, gdzie urocze zwierzątka (często rasy karłowate) biegają z plastikowymi, pomarańczowymi płachtami w uszach. Żeby dzieci wiedziały, że wszyscy jesteśmy tylko numerami, naturalnie.
Kanionku, sery wygladaja bardzo rasowo! Zobaczysz, klienci beda walili drzwiami i oknami, nie nadazysz robic domkow na poczestunek. Ale te kolczyki… wyobrazam sobie, jak sie bedziesz do tego przymierzac. Moze sobie cos lyknij dla kurazu.
Probowalas moze ser z grubo mielonym pieprzem?
No właśnie – ta pani powiedziała, że wszystkim powie i pytała “co jeszcze mam do sprzedania” :) Chciałam jej wcisnąć Gamonia, nawet darmo, ale ona ma już dwa swoje koty.
Ja do pieprzu mam stosunek, powiedzmy, ostrożny. Ale gdyby ktoś sobie życzył, czemu nie. Zaraz idę ZNOWU robić ser. I chyba zrobię jedna małą foremkę ze świeżą miętą, na próbę. Bo nie wiem, czy mięta pasuje do tego sera, któy obecnie robię, czy tylko do “słodkiego” bundzu?
No, wreszcie ! Już myślałam, że na tę miętę Cię nie namówię . Założę się, że klientom posmakuje , chyba że tylko ja mam takie zwichrowane gusta :) Reklama szeptana- jedna pani drugiej pani- jest najbardziej skuteczna i mało kosztowna, więc trzymam kciuki, żeby sery paniom zasmakowały. A jajka w ramach transakcji wiązanej im sprzedałaś ? Może jakąś grządkę ziołową uda Ci się wygospodarować i zabezpieczyć przed zwierzyńcem- z ziołami do serów i ewentualnymi nadwyżkami na sprzedaż ?
Strasznie bidny ten czosnek do Ciebie doszedł, mam nadzieję, że się zreanimuje, jeśli nie, to w przyszłym roku powtórzymy akcję wcześniejszą porą, jak tylko zacznie z ziemi wychodzić.
Ze zrębkami od dłuższego czasu eksperymentuje http://modosz.blogspot.com/ , efekty są zachęcające i bardzo dobrze opisane.
O patrz, a ja Wam właśnie robię nowy wpis, i na końcu jest o jednorazowych doniczkach z gazet i tutek od papieru. Mam nadzieję doczytać u tego gościa, skąd bierze zrębki. Paul Gautschi pewnie nawet nie wie, gdzie leży Polska, a my tu taką reklamę mu robimy ;)
Czosnek da radę :) Kwiatki mu się całkiem ładnie trzymały, nawet już po wkopaniu w ziemię. Tylko oregano mnie martwi. Przesadziłam je w tę koszmarną (jak się zbyt późno dla mnie okazało) ziemię z worka, i ono żółknie. Przesadziłam już do ogrodu, ale nadal żółte. Jeśli ślimaki go nie zeżrą, to jeszcze się łudzę, że odbije.
Jajek im sprzedałam tylko 10, bo zbieram dla Mamy, a raczej jej koleżanek z pracy. W sumie sprzedałam kilogram sera, pół kilograma twarogu, litr mleka i 10 jaj. I gratis dorzuciłam zielsko ze stawu, bo pani była nim zachwycona. I żabą, która wygląda jak ogórek w occie. Razem z zielskiem dostała trochę skrzeku, może sobie te żaby u siebie rozmnoży. Bardzo mi się spodobało podejście jej męża – przypuszczam, że powieka by mu nie drgnęła nawet, gdyby pani chciała zabrać do domu kurzy nawóz wsypany bezpośrednio do bagażnika lśniącego BMW. Ogólnie bardzo mili ludzie.
Odpoczęłaś? :)
Odpoczęłam do soboty, bo w niedzielę byłam na spływie kajakowym po rzece, w której chwilowo zabrakło wody, więc jakieś dwa km jak przywoita arabska żona, brodząc w mule, ciągnęłam kajak z siedzącym Milaczkiem… Za to on przerzucał go nad zwalonymi drzewami. No i teraz nie mam siły używać zszywacza :) Na szczęście jutro znów wolne, to odsapnę :) Na oregano jeszcze nieśmiało bym liczyła, bo odporna zaraza- u mnie rozrasta się bez umiaru , od korzeni.
i jeszcze jedno: francuskie sery sa na ogol nature, najwyzej wytytlane w jakichs suszonych ziolach czy popiele, ale w srodku nie ma zadnych ingrediencji.
OK, taka wersja z grubo mielonym pieprzem może być. Ale aromat pieprzu przenika do środka? Czy utytłanie w czymkolwiek ma cel jedynie estetyczny?
pieprz na pewno przenika, ale co daje popiol nie nie wiem, ale zapytam przy okazji.
Chciałam poczekać, aż te kolczyki wszczepisz, ale doczytałam, że dopiero po czwartku, a tak długo mordy na kłódkę trzymać nie potrafię.
Jesusmaria, Kanionku, powodzenia przy piercingu. Niech się uda i nikogo za bardzo nie boli!!!
Cała reszta posta mi umknęła…
Dziękuję, dobra czarownico :) Teraz się gryzę nad kwestią: jeden kolczyk i ewentualna pyskówa z kontrolą (prędzej czy później do mnie przyjdą), czy jednak dwa, po bożemu. Mi to robi różnicę, strzelać razy osiem, a razy cztery. Chyba wybiorę opcję niepokorną.
Nie zakopuj tubki z lignokainą, tylko wypróbuj na mężu. W razie czego on będzie miał piękną ratowniczkę, a Ty zdobędziesz kolejną umiejętność :-) strzelaj po jednej dziurze, dorobić zawsze zdążysz. Tylko zamroź jakiś domek na przekupstwo dla ewentualnej kontroli i będzie git. Po sery ustawiam się w kolejce na przyszły tydzień.
Z tym próbowaniem na mężu – ryzykowne. Mogłoby mnie kusić, żebym nie udzieliła pomocy ;) A zamrożonym domkiem mam w kontrolerów rzucać, tak? Sama widzisz, co mi po głowie chodzi :D
Ale co do kolczyków się zgadzam i czekam na kolejne głosy poparcia (szukam współwinnych niezastosowania się do wymogów unijnych, a co).
A ser z czym sobie życzysz?
Też bym strzelała po jednym. A ta ewentualna kontrola to jest zapowiadana wcześniej? Kontrola upraw i gospodarstw u nas jest zapowiadana i najczęściej kontrolują tych co korzystają z dobroci pani Unii: maszyny z dopłatami, dodatkowe programy, stada zarodowe itd.
Ponoć zapowiadana, no chyba że jest kontrolą w wyniku donosu (np. że piją, biją i głodzą zwierzęta, lub mają nierejestrowane), to wtedy podobno najazd znienacka. Dopłaty do kóz nie dość, że śmieszne, to trzeba mieć minimum 5 sztuk (oczywiście rejestrowanych) przez okres minimum roku, więc nie biorę. I jak na razie nikt się mną, czyli jedną babą z jedną kozą, nie interesował, ale za chwilę będę zgłaszać przychówek, no i konkurencja już wie o moim istnieniu, więc muszę jak najszybciej zalegalizować resztę. Już trochę ochłonęłam i okrzepłam, plan awaryjny wymyślony, i śpię nieco spokojniej ;)
Kolczyki na małżonku testować? Faktycznie, ryzykowne…
;)