Jak zostać wampirem w obsikanych butach, czyli o łabędzim jaju
Do czasz lecą roje skrzydlatych hien
wabione skrzepłą krwią
Do wież pędzą konie
Woźnica kruk – zwiastuje śnieg i grad.
Gromniczna wieje woń totemów, piór i rzeźb.
Jesteś dziecięciem ćmy zamkniętym w kokonie ścian.
KAT, fragment utworu Piwniczne Widziadła z albumu “Bastard”, 1992.
Czy wspominałam już, że pracuję nad przeobrażeniem się w wilkołaka? Albo wampira, jeszcze do końca nie zdecydowałam, bo jednak zapuścić włosy na plecach to nie takie hop-siup, a zęby to sobie dzisiaj można zrobić jakie się chce. Oczywiście do dopieszczania takich czysto wizerunkowych detalików jeszcze mi daleko, na razie zaś opanowuję sztukę spania w dzień i latania w nocy. Fakt, że loty to przyziemne, a zamiast czarnej peleryny ściskam w dłoniach pieluchę, ale każdy jakoś zaczynał. Na szkolenia zapraszam czasem ekspertów:
Przystojniak z niego, co? Naprawdę – nie ma brzydkich nietoperzy, nawet kiedy wina brak, jednak Pan Ekspert lubi się zasiedzieć i nalega na zgaszenie światła, a ja jeszcze nie na tym etapie profesjonalizmu (przy okazji – czy jest jeszcze ktoś, kto nie wie do czego służy mały palec u stopy? Otóż do odnajdowania mebli w ciemnym pokoju), i wtedy trzeba go pochwycić w siatkę na motyle i spętanego niczym mysz w rajstopach wynieść na zewnątrz.
Na zewnątrz, choć już za dnia, wyniesiony dwa razy został również Atos, gdyż błagał. Skomlał i powłóczył spojrzeniem wyłupiastego oka. I człowiek ma wtedy takie rozterki moralne – zrobić psu dobrze psychicznie, czy trzymać się planu rehabilitacji fizycznej?
Antoni sam więc zdecydował – wy się trzymajcie czego chcecie, ja wychodzę. I wyszedł. Raz za mną, raz za małżonkiem, tak szybko, że nie wiadomo kiedy był już w połowie korytarza. Nie wiem, czy już o tym pisałam, ale mamy trzy pary drzwi do pokonania – pierwsze otwierają drogę korytarza, drugie prowadzą do takiej przybudówki z plastiku (panele PCV to się dla niepoznaki nazywa), a stamtąd drzwiami trzecimi wychodzi się na wolność. Tyle, że po trzech schodkach w dół. No i Antoni, kiedy gnije w przedpokoju, a któreś z nas wychodzi, pcha się do tego korytarza i sugeruje wzrokiem i ciężką zadyszką, że on też. Myślicie, że psu można wytłumaczyć, że nie da rady po schodach? Nie było wyjścia, dwa kilkuminutowe pobyty na spacerniaku sobie wyżebrał.
Albo może myślicie, że on sobie będzie leżał na kocyku, żeby mu kosteczki nie zmarzły, i dziękował bogom za łaskę? Nie będzie. Będzie jak liszaj wędrujący, nadziewający się na rynny, wąskie przejścia, kurze gówno i inne podstawowe elementy wyposażenia gospodarstwa.
Ale warto było, pysk mu się śmiał i mało zeza rozbieżnego nie dostał próbując ogarnąć wszystko naraz. Przez chwilę nawet zmierzał w kierunku własnej budy, ale chyba do niego dotarło, że z zamkniętego pomieszczenia to on się dopiero co wydostał.
On jeszcze nie wie, biedaczek, że jego buda została zaanektowana przez kury na gniazdo. Bo Wam o tym nie pisałam, ale kury kitrają teraz jajka po różnych kątach, w tym w budzie i koziarni, ponieważ Laser wykumał o co chodzi z kurnikiem. Wchodzi, menda nielojalna, przez to ciasne okienko wejściowe do środka, zagląda do gniazdek, delikatnie bierze w zęby jajeczko, wypełza na zewnątrz i lekko zgarbiony leci inochodem w jakieś zaciszne miejsce, łypiąc na boki wylęknionym okiem, bo dobrze wie, że jest szubrawiec i świnia czarna. I skąd on wie, jak się obchodzić z jajkiem? Jeszcze mu żadne po mordzie nie pociekło, zawsze sobie do grajdołka doniesie w całości, delikatnie wypluje, po czym robi dziurkę od góry tymi małymi ząbkami, i wylizuje zawartość powolutku. Zostaje tylko elegancka, prawie niezepsuta skorupka.
Wiem, bo już raz cały proces obserwowałam przez okno. Chciałam zobaczyć ten film od początku do końca. Raz udało mi się go nakryć, gdy już gramolił się z kurnika, z łabędzio wyciągniętą szyją, i gdy mnie zobaczył, od razu się skurczył jak rękawiczka w maglu. Na żądanie oddał jajko, po czym poleciał sprawdzić jedną budę, a potem tę podwójną, Atosową, i wylazł z kolejnym jajkiem, bezczelny szmaciarz. I stąd wiem, że niektóre kury porzuciły gniazda na rzecz innych kryjówek, a że w każdej budzie jest słoma i siano, to miały ułatwione zadanie. Przy okazji, z dwóch jajek od psa robi się taki omlecik:
Przysięgam na teflon, ponton i patefon, że moje zdjęcia nie mają podkręcanych kolorów. Te jaja mogłyby chyba świecić po ciemku.
A pies bez jaj wygląda tak:
Czyli bardzo rozczarowany. Ale ja tu sobie psie jaja z wisienką robię, a Wy na pewno stęskniliście się za kozami. Proszę, Łabędzica z Nadwagą i Spółka:
A nie mówiłam, że Andrzej kręci długiego loka na grzywce? Zapewne dla mnie. Jakby co, mam gdzie zmrozić postkoitalnego szampana:
A tu nawet całego postkoitalnego Andrzeja:
Jak dało się zauważyć po kilku ostatnich wpisach, coraz słabiej u mnie z niusami z kategorii “boki zrywać, spody przeciekać, cioci linka wysłać”. Czy wzruszy Was informacja, że Andrzej nasikał mi na buty? Tak myślałam. Mnie jednak nieco wzruszyło, bo nieopatrznie poszłam do koziarni w jedynych butach, które nadają się jeszcze do reprezentacji mojej osoby na zewnątrz. Andrzej musiał uznać to za kokieterię z mojej strony i zrobił rzecz dla kozła oczywistą – zaznaczył mnie (jako czwartą w kolejce, zapewne). A buty moje zielone, za czasów prosperity nabyte, wykonane są z czegoś takiego nasiąkliwego – nubuk? Nie znam się, ale nic po nich nie spływa, tylko natychmiast się wchłania.
Mam więc teraz do wyboru, jeśli chodzi o wyprawy poza granice dziczy: chodzić dumna i obsikana, lub cwałować boso, ale w ostrogach. Ostrogi się z czegoś wystruga…
I na koniec pozdrowienia od Ireny. Ten uśmiech mówi: zajumałam Bożenie owies, i co mi możecie zrobić?
Twoje stadko piekne i szczesliwe. Ja wiedzialam, ze Andrew Pecik ma taka kmicicowa zakrecona grzywke.
Usmialam sie z tym szampanem. Na Sylwestra ’99, szlismy paczka na Plac Zamkowy przez Ogrod Saski i kolega zaproponowal, co by zostawic szampana w…fontannie, a wracajac zabierzemy. Pech chcial, akurat dwa dni wczesniej padalo i byla woda w fontannie wiec wsadzilismy butelczyne. Wracajac nad ranem chwycil juz taki mroz, ze ledwo to Igristnoje wygrzebalismy. Ponadto -szok absolutny, ze ktos sobie nie zabral!
Atos wyglada na pogodzonego z losem. I chyba nawet szczesliwego. Gonzales asystowal…?
A nietoperzy to ja nie rozumiem, no bo kto to widzial, zeby mysza latala?! Pozdrawiam i sciskam.
Może i mysza, ale z licencją pilota, a do tego ta fascynująca echolokacja. Ile człowiek musiał tysiącleci spędzić na ziemi, żeby skonstruować echoradar? Ciency jesteśmy jak mysz w uszach.
Szampan przetrwał w publicznej fontannie? W Polsce? Cuda, cuda ogłaszają…
A z Atosem wędrował Kotek :)
Ktoś nie śpi, żeby spać mógł ktoś.
Ale wypas ! nie wiadomo na czym oko zaczepić! Nie wiedziałam, że nietoperze mają takie muskularne uszy! Twoje kozy całkiem talie potraciły, albo to zasługa Pecika. Wyobrażam sobie radość Atosa. Ile to już czasu? Ponad dwa tygodnie. Byle się czymś nie doprawił. W butach chodź, jakby kto ruszał nosem, udawaj, że to nie ty. Mój mąż, jak to chłop, siusia nie za stodołą, bo jej nie ma, ale w ogrodzie. Kiedyś podczas tej czynności poczuł, że nogawka robi się jakaś podejrzanie ciepła. Nasz pies przyszedł dotrzymać towarzystwa, podniósł łapę i obsikiwał mu spodnie. Kot eunuch też sikał mu do butów.
Ha! Te uszy tylko na zdjęciach wyglądają masywnie. W rzeczywistości są delikatne, jak cały nietoperek. On był mały, mógłby mi się w dłoni zmieścić :) A Antoniego tylko kilka minut wietrzyliśmy – szkoda, że jest tak zimno, bo latem mógłby sobie spokojnie pełzać cały dzień.
Męska solidarność sikana mnie rozbawiła :) Czegóż te kochane zwierzątka dla nas nie zrobią?
Jeju, Antoni! Myślałam, że taki pokonany leży tylko na boku, a on tu żadnej litości nie dopuszcza do siebie, dumny i wyprostowany. Antoni Piesonie dzielny jesteś! I piękny!
W ogóle charakterna Twoja menażeria Kanionku, włącznie z uszatym myszem.
Ps. Nicolas Cage (jeszcze żyje, więc nie wywołuję duchów) w jednym filmie sprawił sobie takie ząbki w sklepie z gadżetami na Halloween (oszczędny był) i mówił: jesztę łampiłę. Oraz spał w dzień w pojemniku na pościel pod kanapą…
Ps. 2 Właścicielom jajek wsypujesz do żarcia kurkumę albo inne żołte, nie może być inaczej!
Tak, też jestem dumna z Atosa :) A film o którym piszesz na bank oglądałam, ale za chińskie żyletki nie przypomnę sobie tytułu.
Do wspomagania koloru żółtek może się przyznać marchewka i buraczek ćwikłowy. Ale kto wie, co te kury w lesie jeszcze wynajdują? One już od dłuższego czasu patrolują teren dalece wykraczający poza podwórko.
Otóż ja też nie wiem, co to był za film, bo chyba poza sceną z zębami nie był zbyt wesoły. Co do Rosołów zaś, to one nie boją się wilków i innych takich?
@Ola
Z Rosołami jest taki problem, że na ich twardych dyskach informacje o lisach i wilkach chyba się już nie zmieściły. Albo faktycznie są tak czujne i bystre, że wyczuwają niebezpieczeństwo w porę i zwiewają z powrotem na podwórko w odpowiedniej chwili. Naprawdę nie mam pojęcia, jakim cudem żyją jeszcze wszystkie, 12 sztuk, od maja. Zakładaliśmy stratę przynajmniej jednego koguta, bo wiadomo – las, drapieżniki, konkurencja pomiędzy samymi kogutami. Uprzedzano nas też o kokcydiozie, podobno często atakującej drób – hodowcy od których wzięliśmy sześciotygodniowe kurczaki karmią swoje stado gotową mieszanką paszową zawierającą antybiotyk prewencyjny, czy jakoś tak. Tym bardziej więc liczyliśmy się z jakimiś stratami, choćby w związku ze zmianą otoczenia i żywienia. A te kury mają to gdzieś i żyją. Odpukać w drzwi od kurnika ;)
otóż to: puk puk puk :)
Człowiek wraca z delegacji sponiewierany przez mgłę, system ILS i poziom obsługi klienta w liniach narodowych kraju gdzie niby ordnung muss sein, a u Kanionka jak w Modzie na sukces: milion nowych odcinków i nagłych zwrotów akcji, Pecik podrywa czwartą żonę, Gwiazdolot eksploduje, biała dama straszy, Atos w ciąży, bigos kusi, a w komentarzach rozkwita alternatywny wszechświat. Olaboga.
Eee no, wpisów wiele nie przybyło, ale w komentarzach faktycznie wyprodukowałyśmy splątanego tasiemca :D
Wzdragam się na samą myśl “delegacja”. Mam nadzieję, że Twoja była choć trochę przyjemna. Albo owocna. Albo że chociaż TAM było trochę cieplej, niż TU ;)
A ja lubię delegacje. W biurze usycham jak filodendron w sekretariacie u pani Jadzi. A tak przynajmniej coś się dzieje. Tylko tym razem miałam kumulację zdarzeń pechowych i delegację dłuższą o półtorej doby niż zakładałam.
Lepiej jajko wypić świeże
Niźli szui mówić: wierzę….
Lepiej świerk obgryzać zimą
Niż dać sobie podbić limo.
fałsz i ruja powodują nim?
śmiech najlepszą bronią, czas lekarzem…
trzymaj się
Ruja -..ja
………
No wiem.
Dzięki:)
………..
………..
Lepiej zgniłym jajem dostać
Niźli z żalu się zachłostać.
(słabe wyszło)
dobre, zgnile jajo otrzezwia :)
Wiem, że zabrzmię jak gorzka piguła, ale jestem w takim właśnie nastroju, że nie kicham batonikami z karmelem. Czas jest lekarzem, który nie do końca wie, jakie leczenie przyniesie skutek. I eksperymentuje na nas z coraz to innymi prochami. Któryś w końcu zaczyna działać i tak to właśnie Czas zyskuje sławę dobrego lekarza, a my do mety ozdrowienia docieramy ledwo żywi. A że każda meta jest tylko kolejnym startem, naciągamy stare wrotki i upojeni rzekomym sukcesem pędzimy z górki z uśmiechem idioty, łapiąc muchy w zęby i życie za nogi, aż do momentu gdy znów wyrżniemy o krawężnik. I wtedy przychodzi Doktor Czas i mówi: spokojnie, ja się panią zajmę… Tableteczkę?
a bo Wy jestescie za mlode, zeby docenic tego doktorka
kurcze, tak mnie naszlo, moze to nie Czas jest tym lekarzem, tylko SKLEROZA?
No nie taka jam młoda.
Niemłoda a głupia!!!
Naiwna i kompletnie nieżyciowa.
Taki komplecik do wykorzystania…..
czas jak dr. House :)
Kachna, czy wolno mi żywić nadzieję, że ten wers ostatni był jedynie fikcją poetycką?
Widzisz Kanionku – ja jeszcze nie wiem. Na razie wiem: NIC. A raczej po prostu boję się. Tak ogólnie.
Na razie robię zbyt dobrą minę do tej gry – albowiem mam też taką niewygodną życiowo cechę jak – odpowiedzialność.
Za dzieciaki. No i kropka.
Ale chyba dojrzałam do decyzji o pomocy tzw fachowca.
Bo sama ni dudu.
A czas leczy tak sobie.
Nęka mnie teraz przeogromna chęć zemsty….
……….
Jezzzzu! Co ja piszę???!
Ale cholera mną trzęsie.
…….
A ja podobno jestem i byłam postrzegana jako taka twarda, życiowa i generalnie suuport dla wszystkich.
No jasssne.
Ślimak ze mnie, się okazuje, i to bez skorupki.
………
Kachna, bo te twarde to mają przechlapane. Jakbyś życiową mimozą była to ani by Cię kto skrzywdził (bo jakże tak mimozę skrzywdzić, ona taka delikatniutka, jeszcze się rozpłacze, rąsie w piąstki zaciśnie i oczęta urzęsione trzeć będzie) a jakby się zdarzyło, to zaraz całe grono wspomagaczy, pocieszaczy i organizatorów się materializuje. A jak twarda baba z jajem jesteś, to się co poniektórzy przyzwyczajają, że można przywalić, bo płakać nie bedziesz, nikomu do głowy nie przyjdzie, że w emocjonalnej rozsypce jesteś i pomocy realnej potrzebujesz, a nawet choćby słowa dobrego, że masz prawo do tej rozsypki.
Zapisuj pomysły na zemstę. Potem na ich podstawie napisz książkę, która stanie się bestsellerem. Zarób kupę kasy, zabłyśnij w mediach i pokaż szui środkowy palec :)
Ciocia ma rację, jak zwykle!
Kachna, etap zemsty – znaczy idzie ku dobremu :) I wiesz? Wyobraź sobie jak walisz w bokserskich rękawicach w obiekt wiadomy. Pomaga :)
Kocham was.
Chyba;)
Książkę mówisz?
O – z moich pomysłów to Trylogia Zemsty wyjdzie.
A tak serio to wszystko bardzo skomplikowane i wieloskładnikowe i u każdego inaczej.
Jak …bigos.
Na razie się wyraźnie otorbiam (ale nie że kupuję torebki -ten etap na razie mi przeszedł;).
No i jak to jest możliwe, że parę zdjęć i oczywiście Twój wpis Kanionku i człowiek mozolnie, ale jednak wyłazi z czarnej du_y.Twoja menażeria wygląda imponująco.Zwłaszcza cieszą zdjęcia Atosa.Wygląda, jakby przeszedł do porządku dziennego nad swoim wypadkiem i chce żyć jak przedtem.No może troszkę inaczej, ale wygląda superrrr no i chyba go nic nie boli skoro ciągle podejmuje próby ucieczki.On na pewno wie co dla niego jest najlepsze.No a kozie damy to faktycznie niczym baletnice i akrobatki.Uśmiech Irenki bezcenny i co ważne zaraźliwy.
Ps.Szukałam właśnie worków do lodu na wieczór, a u Ciebie zapasy imponujące.Ech szkoda, że tak daleko mieszkasz.Albo to ja daleko mieszkam.
No cóż, sama sobie na co dzień funduję terapię kozami, to co będę Wam żałować? :)
Czuję to, czuję w trzewiach, że za miar czasu parę, bezmiar Kanionkowego bloga opanuje bez umiaru całkiem nowe stadko:
https://www.youtube.com/watch?v=bbTWWWtFFUs&app=desktop :D
Albo po prostu przesadziłam ze śliwkami i trzewia trzęsą się z potrzeby przeczyszczenia ;)
Prawie się popłakałam. Nie wiem – ze śmiechu, wzruszenia, nadmiaru słodyczy? Małe Laserki w pelerynkach.
Gdyby nietoperze tylko zechciały (ale boją się ludzi, naturalnie, i słusznie), mogłyby sypiać w moim pokoju, łazience, kuchni, gdzie tylko by sobie upodobały. Gdybym na sznurku rozwieszonym przed kaflakiem miała zamiast suszonego selera, albo prania, takie zwisające głową w dół i popiskujące parasolki, zasypiałabym uśmiechnięta.
Chyba każdy kiedyś zastanawiał się, co by zrobił gdyby wygrał milion w totka? Ja zbudowałabym swoją własną “Arkę Noego”. Tylko taką naziemną. I dookoła byłby żywopłot wysoki na 3 metry. Może się przedstawię: jestem Ania, mam cztery lata, i właśnie wchodzę w fazę premenopauzalną. How sad is that?
Mały update. Antoni właśnie zrobił kupę. Takie rzeczy mają cudowną moc uzdrawiania ze snów na jawie. Aspekt pozytywny? Kupa nareszcie normalna. Minimum sprzątania, i nie trzeba myć pacjenta. Dziś wziął ostatnią dawkę antybiotyków, zobaczymy czy nie pojawią się problemy z pęcherzem. We wtorek ostatnia tabletka sterydu, omeprazol jeszcze przez dwa tygodnie. Dziś też zauważyłam, że tak dziwnie drżał mu ogon, jakby zaczynał sobie przypominać, do czego służy :) Jestem wciąż dobrej myśli, przynajmniej jeśli chodzi o Atosa.
Taka pozytywnie zalatwiona potrzeba fizjologiczna u slabujacego podopiecznego cieszy i to bardzo!
dobra wiadomosc!
@nikt wazny
Cieszy, dopóki się nie wdepnie :D
Gratulacje, dla Antoniego i dla Ciebie. Myslisz, ze istnieje szansa, wnioskujac po drzeniu ogona, ze Antoni odsyskuje czucie? A coopa faktycznie cieszy. Takie radosci, te duze i te malenkie, jak to w starej piosence.
Nie mam pojęcia, co oznacza to drżenie, ale każdy nowy objaw ruchowy oznacza, że COŚ się dzieje. A jeśli coś się dzieje, to jeszcze nie wszystko stracone. Tak przynajmniej chcę wierzyć :)
Tak, to dziwne, ale są przypadki gdy psia kupa na dywanie jest powodem do radości :D
Lepsza kupa od Atosa
niż kluczyki do Lanosa
usmialam sie :)
A po czym poznajesz, ze wchodzisz w te faze? Po ataku mizantropii??? Uuuu, to ja tak mam co najmniej od trzydziestki, jesli nie lepiej.
Ciężko nazwać “atakiem” mizantropii stan, który trwa od czasów wczesnego dzieciństwa.
Już opiekunki w przedszkolu naskarżyły mojej Mamie, że nie bawię się z dziećmi, do nikogo nie odzywam i przesiaduję w kącie skubiąc dywan z pasją psychopaty. Potem było już tylko gorzej, choć zaprzestałam skubania dywanów, zastępując tę praktykę zżeraniem się od wewnątrz. Mam żołądek wyskubany w pepitkę.
Wchodzę w fazę premenopauzalną, ponieważ kilka miesięcy temu trwale skrócił mi się cykl menstruacyjny, z 28 do 24 dni, co wg mędrców medycyny oznacza, iż moje jajniki wyprzedają resztki mocy z magazynu.
Więc ja już też nie będę miała koziołków. Przybij racicę, Bożena. Kobieta z brodą i kobieta z włosami na plecach powinny trzymać się razem. Odi profanum vulgus, et arceo.
@Kanionek Całe życie miałam cykl 25 dni, płodność, że ho ho(bliźniaki).Może te mędrce sądzą, że skrócone cykle są bezowulacyjne,ale i to jest do sprawdzenia.Myślę,że Twój organizm przyspiesza w całkiem innym celu niż przekwitanie.Bardzo liczę na poprawę u Atosa po ostatnich zachowaniach.
Ekhem, u mnie podobnie, od paru miechow (z 28 na 26). Uparcie jednak skladam to na karb stresu.
Ja też składałam na różne karby, ale jest jak w zegarku: co 24. Ja się cieszę, że to naturalne, a nie np. jakaś przypadłość wymagająca interwencji chirurgicznej. Raz w życiu brałam chemię, tylko kilka wlewów metotreksatu, ale jeśli ktoś mnie pyta o zdanie – dziękuję, wystarczy. Premenopauza, menopauza, wszystko mi się podoba. Mogę wyglądać jak stary budyń, byle z dala od szpitali.
A ja sobie myślałam, że jestem taka oryginalna w marzeniach o milionie.Tylko u mnie była wysoka siatka.Lepszy będzie żywopłot i siatka.Kiedyś obierając ziemniaki pod bieżącą wodą(!),myślałam o braku wody u Kanionka i pochodzeniu jego przezwiska,a pamiętając o skłonnościach słowotwórczych (Ziokołek)męża,poczułam,że pewnie był to Anionek,ale że ładunek ujemny jonu nie pasuje do charakteru i został zmieniony.Ja w zamierzchłych czasach byłam Laubzegą(wąska piłka do drewna),to w zdrobnieniu byłam Zega i niektórzy sądzili,że mam na imię Zenobia.
Zega – ładnie.
A ja kiedyś byłam Księżną. I to wcale nie dlatego, że jestem dumna i wyniosła. Pełne przezwisko brzmiało Księżna Gryzoni, a wzięło się stąd, że miałam naonczas na chacie (w bloku) stado szynszyli (bo mi się rozmnożyły), świnek morskich (bo też mi się…), myszoskoczków (około 60 sztuk, bo się) i jedną koszatniczkę. Fajnie było. Najfajniej, gdy wieczorem wypuszczałam szynszyle i koszata, żeby sobie poskakały – aż wszystko w powietrzu furczało :)
Przydomek nadał mi Prezes klubu motocyklowego Bruders, którego nazwa skąd się wzięła łatwo się domyślić ;)
O, jaaaacie… Ile trocin i siana wychodzilo dziennie?:)
Trochę tego było :D
U świniaków używałam tej kociej ściółki z drewna, a myszoskoczki żyły w ogromnym akwarium, do którego wchodziło kilka paczek trocin i siana, do tego dorzucałam im grube i cienkie gałęzie, a one w ciągu kilku dni wszystko cięły i mieszały, aż powstał dom. Składał się z korytarzy, sypialni, spiżarni i czego tam jeszcze. Czasem któreś z tych “pomieszczeń” wypadło przy frontowej ścianie akwarium i było widać lokatorów :) Nie było to więc tradycyjne rozwiązanie w postaci klatki z wysypaną garścią trocin na dnie, jakie najczęściej proponuje się dla gryzoni. Moje miały własny świat, i tylko raz na miesiąc musiałam im wszystko zburzyć ;) Ale one chyba lubiły to budowanie od nowa – myszoskoczki uwielbiają grzebać i ciąć, w naturze mają domy pod ziemią.
Szynszyle to był cyrk na kołach, szczególnie gdy się je wypuściło na wolność. Miałam dużo roślin doniczkowych i trzeba było pilnować, żeby nie zjadały tych potencjalnie trujących. Chyba znowu przynudzam.
“Naprawiłam” wiatraczek. Youtube to kopalnia wiedzy.
I jeszcze przypomnialo mi sie, ze za mlodu uzywalam jedynego dostepnego wowczas dezodorantu, kotrego zapach nie mdlil mnie, jak inne, od nadmiaru slodyczy, a mianowicie: “brutala”. Potem zmieniono nazwe na “brut”.
I chodzil taki zarcik (bo chyba nie bylo jednak takiej reklamy): “Brut”, zapach prawdziwego mezczyzny…:)
O, skoro okazuje się, że nie tylko ja jestem rąbnięta, to się przyznam: obecnie używam dezodorantu typu fafkulce, męskiego. Bo był przeceniony.
To jest używam, gdy muszę, a odkąd opadł ze mnie stres korporacyjny – rzadko muszę.
W ogole nie przynudzasz:)
Ja sie zastanawiam, gdzie Ci sie miescil ten zwierzyniec? Mialas jakies pietrowe kombinacje klatkowo-akwariowe?
Tak, miałam takie regały, jakie czasem można zobaczyć w archiwach czy magazynach – profile z dziurkami i blaszane półki. A do tego, na wielkim telewizorze Rubin, który stał na podłodze (prezent od chłopaków z klubu, który uznawał tylko dwa kolory: zielony i różowy), było wielkie, piętrowe terrarium mojej konstrukcji, z szyszkowcami. Jeśli ktoś chciałby wiedzieć, jak zmieścić setkę zweirząt w kawalerce i dobrze się z nimi bawić, to jestem niedyplomowanym specjalistą. Czy teraz mogę już zamilknąć, kładąc kres tej spowiedzi ujawniającej rozmiary mojego szaleństwa?
Czujesz sie indagowana?;)
Nie, po prostu kiedy to wszystko piszę dociera do mnie, że naprawdę mam coś z głową. A lepiej mi się żyje, gdy o tym nie myślę ;)
Mówią, że każdy ma jakiegoś bzika, ale nie wiem czy w to wierzyć. Poznałam paru ludzi, którzy wyglądali na bzikoodpornych i trochę im zazdrościłam. Masz jakiegoś bzika, nikt wazny?
Oj, nie, nie otwierajmy tej “puszki z pandora”;)
i Kanionek w roli Matki Smokow
Wiwat Kupa Antoniego!
Gacek wyczuł, że w Twoim Magicznym Domu ciepło jest i bezpiecznie. Tylko co na to Kotek i Gonzales?
Czy dobrze widzę, że Tradycja WPISAŁA się (wrysowała) w okienko bramki niczym żywe logo?
Czas Lekarzem? Taka sama prawda jak to, że Czas płynie, jak Rzeka. Trzymamy się kurczowo tego, co jesteśmy w stanie sobie wyliczyć, czy wyobrazić.
I Arka. Jak najbardziej. Czy 4 lata, czy 104.
(Wino stoi nietknięte. Pojawiła się kapusta i grzyby. Może na św.Walentego bigos się zmaterializuje)
co do kupy: to znaczy, ze on ja tymi swoimi dolnymi niewladnymi partiami osobiscie wystekal! to jest news! moze ten spacer po dworze dobrze mu zrobil, moja Mama zawsze nas przeganiala na dwor, ja tez to robie i wierze w swieze powietrze.
No właśnie, nie znam się na neurologii, ale wygląda na to, że jelita Atosa odwalają swoją robotę i nie będzie już trzeba mu asystować. Najgorzej było w czasie biegunki, możecie sobie wyobrazić. Teraz to pikuś i luksus ;)
oj, chyba nie tylko jelita, bo do wyciśnięcia “twardzielca” to i mięśnie brzucha potrzebne :)
Drżyj dalej ogonie Atosowy karmiąc naszą nadzieję!
Wiwat!
Kotki były akurat na zewnątrz, ale Laser był mocno podekscytowany myszą na ścianie. Jak dotąd widział je tylko na swoim poziomie bytu, a tu taka niespodzianka. Nietoperz przez chwilę latał po pokoju i faktycznie miałam obawy, czy psia szczęka nie przechwyci go w locie, więc gdy tylko podwiesił się na ścianie, zrobiłam dwie fotki i złapałam gościa w siatkę.
Tak, dobrze widzisz – Łabędzica sterczy za skrzydłem bramy i usiłuje sobie przypomnieć, skąd zna tego futrzanego, co pełza po podwórku :)
No to… oby do Walentynek :)
Och Kanionku! Kupa radości mimo wszystko, zwłaszcza u Antoniego.
Kanionku! Podczytuję od dawna, ale w obliczu takiej kupy (nomen omen!) dobrych wieści, postanowiłam nie czekać z przemówieniem ludzkim głosem na Wigilię i gromkim (jak na starego belfra przystało) głosem wołam: idzie ku dobremu! Z czego się niezmiernie cieszę! A tak w ogóle, to na Twojego bloga (którego uwielbiam miłością ślepą i bezkrytyczną) zwabiła mnie koleżanka, opowiadając mi o nim barwnie i smakowicie przez telefon, podczas gdy ja spacerowałam z psem. Na prośbę o linka zawołała radośnie, żebym sobie wpisała w gugla “Kanionek” i samo mi wyskoczy. Tja… Wróciłam do domu i się zaczęła burza (resztek) mózgu: co to ja miałam wpisać… Dolinka?… Wąwozik?… Ale się, jak widać, udało! Więc jestem. I już sobie nie pójdę. Zwłaszcza, że potem trafiłam do Ciebie po raz drugi przez bloga Barbarelli, którą jakieś 150 lat temu uczyłam francuskiego (do tej pory jej powieka lata…). pozdrowienia dla zwierzyńca! :)
Witaj, Pani :D (przyznaj, fajnie to brzmi)
Za każdym razem, gdy myślę że już wszyscy partyzanci wyskoczyli z szafy, pojawia się nowy :)
Zwierzyniec pozdrawia panią od francuskiego i pyta, jak po francusku będzie “gdzie jest nasze żarcie?” oraz “tu mnie podrap, łachudro”.
Zali wżdy! Genialnie brzmi! A ja taka nieuczesana! :D Witaj i Ty, szlachetny Kanionku! Przekaż proszę Zwierzyńcowi, że zdanie pierwsze może wyglądać na przykład tak: Où est notre bouffe? bądź tak: Elle est où, notre bouffe?, drugie natomiast: Gratte-moi là, canaille !
Mam rozumieć, że od dziś na blogu będzie ę, ą, koafiury, elegancja-francja, złote młoteczki do tłuczenia pcheł i zaklęła księżna pani po francusku? To ja za stara na to jestem i wracam z powrotem do szafy tańczyć z molami.
Zanim jednak udam się w objęcia Morfeusza (bo jutro od rana trza cudze dzieci uczyć i nieść kaganek oświaty oraz perły przed wieprze… czy jakoś tak…), pragnę pogratulować Antoniemu po raz drugi!
Lepiej w kupę wdepnąć z rana
niż wiadrami pić szampana!
Au revoir!
:D Merci z butiq. I w ten oto sposób zostałam KANALIĄ (“Gratte-moi là, canaille!”).
A z tym złotym młoteczkiem… Widziałam spray do świątecznych dekoracji – sika złotem w lepkim proszku. A że mam taki młotek parę kilogramów ważący, to… Wystarczy siknąć sprejem i pod pozorem zabiegów higienicznych zaprowadzić porządek w koziarni. Jak na kanalię przystało :)
I jeszcze sobie tu wtrącę trzy grosze Konserwatora Zabytków – z uwagi na to, że mój klaptop znów się grzeje jak Andrzej w rui, muszę mu zrobić zabieg. Jeśli pacjent nie przeżyje, szybko się nie zobaczymy. W takim przypadku uprasza się wszystkich o zachowanie spokoju i dobrych manier w sekcji “komentarze”, bo przecież kiedyś wrócę, niewykluczone iż razem z moim złotym młotkiem :)
To u mnie jest tak z bialymi bluzkami. Jak juz raz jakas zaloze (mniej wiecej raz w roku, w lecie) to ODRAZU poplamie. Inne kolory, tez te jasne, nosze caly dzien i nic. Ale biale musze odrazu zapackac. Widac i taki los twoich butów…
Tak, białe już tak ma. Odbija tylko promienie słoneczne, a całą resztę niestety przyciąga :)
Kanionek – już wiadomo skąd ta kupa u Atosa.
W przyrodzie nic nie ginie.
Mój kot się zatkał…..
Pojechałam z nim na sygnale do weta – bo ryczał noc całą (fakt, że on generalnie ryczy…)
Przedawkował myszy….
Ale niech tam – Antoniemu się należy. Jak psu….kupa.
:)
No patrz, a u mnie na chacie rozwolnienie. Też z przeżarcia, tylko chrupkami. Bo jak mnie nie było to niektórzy doszli do wniosku, że jak miska pusta, to kotki padają z głodu i należy je dokarmiać.
@sliwka
Bo one potrafią sprawiać wrażenie padających z głodu :D
Moje dranie dostają tylko raz dziennie, wciągają ilości niewyobrażalne (Gonzales wygląda po jedzeniu jak Bożena, albo juczny wielbłąd), a za dwie godziny Kotek ociera się o mnie z błagalnym wzrokiem, miaucząc przeciągle “głodny Kotek, patrz jaki głodny ze mnie Kotek”.
@Kachna
O losie… To też miałaś przygodę. A jak go odetkali? Bo nam, na wypadek zatkania Atosa, kazano kupić czopki glicerynowe albo jakiś środek pędzący od wewnątrz. Ale nie ma potrzeby… Dziś zdążyłam wdepnąć w kolejną niespodziankę, bo po ciemku nie było jej widać. Mam więc prośbę do Twojego kota: niechże się uspokoi z tymi myszami ;)
Odetkany został Panem Doktorem – pomasował go po brzuszku i kocisko jak pocisk z auta wyskoczył w domu i pomknął w krzaki…..
Wrócił z ogromnym apetytem w podwójnym miałczeniem że się czepiam i że on wcale nie potrzebował lekarze i że w ogóle to jest normalne i że panikuję i….
………..
Jak przeczytałam o Twoim zwierzyńcu, co to go hodowałaś dawniej, to jednak….masz coś z głową i sercem. Się zbadaj;)
Ja miałam już trzy koty i dwa psy razem w bloku….ale krótko – szczęśliwie rodzic nabył posiadłości ziemskie i część menażerii z radością się przeprowadziła.
Ale przyznam się – nigdy nie mogłam mieć “myszowatych” – typu chomiczki, świnki morskie itp. No jakoś lubię na obrazkach jeno.
Ale wszystkie inne – oooo tak!
…………
…………
Jakby ktoś dysponował chwilką wolną dziś o koło 13 – potrzebuję dobrych fal myślowych.
Bardzo.
o trzynastej? masz jak w banku.
Kanionku, chce sie z Toba podzielic moim doswiadczeniem odnosnie grzejacego sie laptopa, juz gdzies pisalam, ale w tym tasiemcu…
otoz moj wiatraczek sie zacinal, byl czyszczony,pomoglo, ale tylko na miesiac, a potem taki niepozorny chlopaczek, ktory ma swoja firme, poradzil, zeby zacinajacy sie wentylator ppopchnac igla. Zrobilam to dwa razy i dziala! Juz z pol roku. Musze temu mlodziencowi napisac dobra opinie.
Popychała ja, popychała. I nic! Do czego się przydał instruktaż z youtube: żeby dostać się do wiatraczka, trzeba zdjąć klawiaturę. Wystarczy jedna śrubka od dekielka pod spodem i jedna śrubka trzymająca klawę. Potem odwrócić urządzenie do pozycji naturalnej, wydłubać klawę (w moim przypadku panel bez klawiszy, bo klawa dawno padła) i już widzimy zdrajcę. I tu następuje gwóźdź programu. Gdy popychanie i przedmuchiwanie nie pomaga, trzeba wypowiedzieć zaklęcie (“żeby się udało, żeby się udało”) i małym śrubokręcikiem przekręcić kilka razy taką plastikową nibyśrubkę, która jest całkiem gdzie indziej niż wiatraczek. I działa!
Nastawiam przypominajkę w telefonie.
Zacznę transmisję od 12:45.
Jak mówi moja sister “trzym się ramy to się nie posr…my” (no cóż, francuski w mojej rodzinie pozostawia wiele do życzenia).
@Kachna
Wysylam dobre fale. Powodzenia.
Wstalam, cudem, do pracy. Leje i zimno.
Ale niefajnie. A u mnie właśnie śniada pieg. Pada śnieg, znaczy się. I wieje wściekłym wmordegwizdem.
Kachna – pomogło?
Dziewczyny dziękuję.
Czy pomogło – na pewno.
Tylko ja jeszcze o tym nie wiem…:)
……….
Pomyślę o tym za…tydzień.
I dziś zaświeciło słońce – choć na krótko i potem przyszły mgły jak mleko. Zsiadłe.
…..
Magnez można przedawkować. Ma się potem…jakby przyspieszenie ogólne i szczegółowe i dobrze jest być blisko pomieszczeń niedużych i zazwyczaj białych…
Jak nie urok to….to właśnie.
Ratunek w gorzkiej.
Czekoladzie.
Buziaki i ściski!
Wystarczy przez dobę nie zajrzeć do Kanionkowa, a tu taka rozbieżność tematów. Chwilę mi zajęło w połapaniu się w tych postach ginekologiczno-zoologiczno-psychologicznych. I po raz kolejny ulga.Ufff.Nie tylko ja mam 40-stkę i czuję na plecach(a nawet trochę niżej) oddech zbliżającej się koleżanki menopauzy. Okazuje się, że dziwolągów i introwertyków też ci dostatek. Skoda, że większość pochowana w szafie,ale przynajmniej tu się ujawniamy.To już chyba nieformalna grupa wsparcia.
Hm. A może bym tak pogrzebała w ustawieniach czcionki komentarzy (o ile są takie opcje), żeby była mniejsza, i będzie czytelniej? Jeśli niektórzy z Was czytają to wszystko na ekranie telefonu, to już sobie wyobrażam, ile mają przewijania. No chyba, że gufno wiem, bo się nie znam. Na telefonie zdarza mi się czytać tylko smsy, a i to mnie męczy.
I coś mi się przypomniało. Sprawdzałam niedawno zawartość skrzynki mailowej i… Też dostaliście ofertę spędzenia Świąt z Odczynnikami Chemicznymi?? Tak było napisane, z wielkich liter. Bo wiem, że ktoś tu proponował trucie dupków bigosem, ale żeby taka błyskawiczna odpowiedź ze świata wolnego rynku…?
Czasem czytam telefonem, jest ok. Nie zmieniaj czcionki bo człek to zwierzę z przyzwyczajeniami. Przestawi coś, uprzątnie, a potem idzie, potyka się i musi mówić brzydkie wyrazy.
Wyobraz sobie, kanionku, ze zdarza mi sie czytac Twego bloga na telefonie. Ale uwaga, na zwyklym telefonie, a nie zadnym tam smartfonie czy innym ajfonie. Czytam otoz na Nokii 3110.
Chyba sobie w ten sposob wzrok psuje, ale czasem, kiedy kompa nie ma pod reka, a ciekawosc co tam u Atosa, u koz i ich wlascicielki, oraz u reszty zwierzyny, to macham reka, mruze oczy i czytam!
Kanionku u mnie do odnajdywania medbli po ciemku służy duży palec u stopy, prawej bądź lewej w zależności od okoliczności. A, i rura od odkurzacza zawsze spada dokładnie na ten sam. Nie ograniczam swoich możliwości samookaleczenia palców u stóp tylko do dwóch w/w okoliczności przyrody. Zazwyczaj wychodząc z brodzika (i całkiem nie wiem jak to jest możliwe) stopa ma prawa dostaje dziwnej paraboli…pominę drażliwe momenty, wiadomo jaki jest efekt: przypomina sobie wszystkie brzydkie słowa jakie znam ;-)
Kolor omletu nie zdziwił mnie wcale a wcale, bo jeszcze pamiętam jak wygląda jajko prosto od kury, znaczy się kura dobrze karmiona, wychodząca sobie na spacerki: tu robaczek tam coś innego i z niej takie piękne jajeczka, mniam!
Kanionku, z mej obszernej aczkolwiek z racji wieku coraz gorszej, pamięci wyłoniło się nazwisko najwspanialszego lekarza weterynarii jakiego znałam a mianowicie dr Jarosława Wyparta. Wiem, że jako chirurg robił cuda z chorymi zwierzętami. I tak szukam w annałach internetu jakiegoś kontaktu, gdzie może teraz przyjmować. Kiedyś była to lecznica na warszawskim Żoliborzu. Później wyjechał na czas stażu do Stanów. Poszukam jeszcze i popytam zaprzyjaźnionych lekarzy wet. czy jest w Polsce. Ja tak a propos Atosa.
O tak, duży palec też nie od parady. I koza lubi na niego nadepnąć, a zwłaszcza Bożena. Te buty, co je mam o kilka numerów za duże, mają blachę wszytą od czoła, ale w innych to AŁA.
A mnie te jajka czasem jednak przerażają, bo są tak wściekle żółte, że gdybym ich sama spod kur nie zbierała, byłabym przekonana że są jakoś “poprawiane”. Człowiek z miasta wiecznie głupi…
Eli kochana, nie rób sobie kłopotu z szukaniem, bo i tak czarno widzę dalekie podróże z Atosem. No i minęły dopiero i aż trzy tygodnie, więc na ewentualne zabiegi neurochirurgiczne za późno (a spec z Gdańska wykluczył konieczność operacji), zaś na cuda rehabilitacji zbyt wcześnie.
Co nowego się pojawiło – kiedy ściskam końcówkę ogona, to ogon się porusza u nasady, tak jakby chciał się oswobodzić z uścisku.
Są też ciekawe reakcje, jak np. odruch podkurczenia (no, częściowego) tylnej łapy podczas macania przedniej, i odwrotnie :)
Po zakończonym leczeniu sterydami Antoni trzy razy mniej sika, bo też mniej pije, więc łatwiej opanować harmonogram wyciskania cytryny ;)
Odkąd skończyły się antybiotyki robi też normalną ku, i to jest ulga nie do opisania ;-P
Apetyt ma wilczy, a od popylania na przednich łapach – klatę kulturysty. Z psychiką też, mam wrażenie, jest lepiej. Nadal jestem dobrej myśli :)
Kumymenopauzy, ja mam 42 roczki i uprawnienia emerytalne od dwóch lat :D A co do tych małych kózek, co to z aktywnością gonad się wprost wiążą, to powiadam Wam, że można i gotowe od razu dziecię dostać! Wiem, bo matką (matkom z godnościom osobistom) zostałam właśnie w taki sposób.
Za Atosa trzymam kciuki i jestem pewna, że zadziałają. Moja pierwsza teściowa miała właśnie “szczęśliwe kciuki”, które potem wszyscy moi znajomi zaklepywali, to i na mnie przelazło :)
Wlewam tu trochę optymizmu (i będę uzupełniać)bo i ktoś w różowych okularach jest potrzebny :)
Ha ha, gotowym to ja mogę w łeb co najwyżej dostać, kto by mi tu dziecko pozwolił trzymać? Bez wody, a czasem bez prądu, starzy patologiczni, dwa psy, z czego jeden zepsuty a drugi pie*dolnięty, kozy rogate, koty podejrzane, do szkoły daleko, a najbliższa sąsiadka ma dekiel odwrotnie :D
O, a teraz za oknem jakiś pajac niewyżyty naku*wia z dwururki. Myśliwi, ich mać, mają ambonę na każdej polanie. Siedzą sobie w ciepłych kufajach na wysokości 5 metrów nad ziemią i strzelają do zwierzyny, która szuka resztek żarcia na łące. Do takiego tylko podejść i grzecznie zapytać: a niedwiedia ty jebał? Poszłabym z latarką kurturarnie zapytać, ale się boję, że mi du odstrzeli zanim się zorientuje, żem nie odyniec.
Ania, dzięki za różowe kciuki teściowej, każda moc tajemna się przyda :)
Różowe kciuki PIERWSZEJ teściowej :)!
O faktycznie, moje najszczersze pardokryptulencje. Niektórzy to żyją na bogato – jednej teściowej im mało :D
Właśnie! Żeby było śmieszniej, ciągle mam kontakt z rzeczoną :) Kiedy pierwszy raz spotkała mojego OBECNEGO mensza (odmiana od: monsz) i ich sobie prezentowałam, przedstawiła się właśnie jako “pierwsza teściowa” :D
Przepraszam, bo moze kogos obraze w tej chwili, ale nie rozumiem sportu pod tytulem MYSLISTWO. Przeciez zarcie juz mozna kupic w sklepie.
Kobieto w różowych okularach – jakże jesteś potrzebna!
Wlewaj optymizm! Cysterną!
Jakoś Kanionka nie widać. Wiatraczek jednak zagrzał się był.
Ania W – ciekawostka – ten sam mamy rocznik – 72 – jeden z lepszych.
Pozdrawiam:)
No jak nie widać, jak widać. I pisać. Nadrabiać zaległości wobec miłych gości :)
Wiatraczek dostał z instruktażu, złapał wiatr w żagle i kręci jak szalony. Kawę można nim teraz mielić.
Czymiesz się jakoś, Kachna? Masz pozdro z koziej dzielni. Andrzej mówi, że jak mu jeszcze trochę rogi podrosną, może flaki powypruwać temu, co Ci za skórę zalazł. Masz dać cynę gdzie i kiedy, a po skończonej robocie marchewka. Albo suchy chleb. Albo pieczony ziemniaczek. Andrzejowi łatwo dogodzić :)
Niech Andrzej wzrasta i ostrzy.
Kiedyś na pewno się przyda. Wikt zapewniam za to na rok. Bo zależeć mi będzie na dokładnym celowaniu w pewne miejsce….
………
Trwam jakoś.
Idą moje ulubione święta cholera jasna psiakrew i to mnie przeraża.
Dzieci domagają się dorocznych pierniczków dekorowanych całą noc itp.
Pewnie będą. Z matką zalaną grogiem – żeby było w temacie i atmosferze zimowej.
………
Organizm tylko zaczyna się sypać.
Coraz to coś wyskakuje co nigdy nie wyskakiwało (bo słabe punkty już dawno się odezwały i dają czadu).
……….
To mówicie że młodsi?;)
No dooobra….
A na siwe włosy najlepszy bląd :)
Kachna – no to bomba, już my w jednej ławce! Odpozdrawiam :)
Rocznik ’72 klania sie zza Wielkiej Wody. Powiem tak: mam 42 lata i nigdy nie czulam sie lepiej!!!
Pozdrawiam wszystkie ryczace czterdziestki!
Aż się ciśnie na usta “Piękni Czterdziestoletni”. I optymizmem powiało…
A nie macie czasem tak, że nie wierzycie, że jesteście po czterdziestce, czy pięćdziesiątce, czy innej “tce”? Pamiętam, jak dawno temu oglądałam serial “Czterdziestolatek” i prychałam na tę piosenkę na wstępie. Bo wtedy uważałam, że po czterdziestce życie się raczej kończy, niż zaczyna. To znaczy teraz też nie widzę, żeby mi się cokolwiek zaczynało, a w przypadku podrobów widzę wyraźnie, że ich żywotność ma się ku końcowi, ale wiecie, o co mi chodzi. W środku jesteśmy wciąż takie same, tacy sami. Osobowość nie ma wieku. Mózg już tak.
Ciekawe, ile jeszcze razy dam się nabrać na ten psikus. Myślę sobie, “ja to ja”, a potem jedno spojrzenie w lustro po wyjściu z wanny i “o żesz ku! CO tu się wydarzyło?!”.
To w ramach optymizmu, rzecz jasna.
No bo Stefan Karwowski wyglądał inaczej, niż współczesny czterdziestolatek. Albo przynajmniej chcę wierzyć w to, że nie wyglądam tak jak Madzia :)
No i właśnie w tym ambaras, żeby wszyscy widzieli to samo naraz! Bo mi też się wydaje, że nie wyglądam jak Madzia, ale kiedy mam okazję poznać kogoś o 20 lat młodszego i rzucam wyluzowane jak tuszka wieprzowa “cześć”, to oblicze młodzieńcze zlewa się rumieńcem. Nie, nie przyjemnego wstydu, jak to było jeszcze 8 lat temu, tylko potwornego zażenowania, że ktoś TAK STARY chce być z nami na “cześć” ;) I wtedy dociera do mnie, że jestem WYKOPALISKIEM, i lepiej żebym wróciła tam, skąd niewątpliwie przyszłam, czyli kilka metrów pod ziemię.
Dobrze to ujęłaś – z owym cześć. Mam podobne obserwacje. I jeszcze bardzo się dziwię, jak spotykam koleżankę z podstawówki – jeju, ale się “zmieniła”. No. Tylko ja się nie zmieniam, co? :D A za miesiąc i trochę będę mieć 45, o! Pamiętam, jak smarkata byłam i przysłuchiwałam się ciotkowym klachom. Miały tak koło dwudziestki ciotki… Jedna z nich orzekła, że w życiu nie chciałaby dożyć CZTERDZIESTKI, bo to straszne taką starą babą być. Teraz ma po siedemdziesiątce, dżinsy nosi, modne kurteczki i ma nowego kolegę :P
Ja po siedemdziesiątce też będę miała co dzień nowego chłopaka. Defibrylator, Respirator, Kaftan, Balkonik. Tego kwiatu jest pół światu.
Ale, ale, a propos ciotki, to mogę polecić książkę: “Życie seksualne mojej ciotki” Mavis Cheek. Czytałam już ładnych parę lat temu, dwa razy, a potem trzeci raz w oryginale, bo dorwałam używaną.
koło trzydziestki miały, matematyka nigdy mi się nie zgadzała…
I tu, Kanionek, jestes w bledzie. Takim dwudziestoletnim chlopakom bardzo schlebia fakt bycia w przyjazni z kobieta w naszym wieku. Znaczy to mniej wiecej, ze bierzemy pod uwage mlokosa jako JUZ mezczyzne.
Na moim “podworku” dziewczyna w naszym wieku nazywana jest “cougar”. Nie mam na mysli uprzedmiotowienia kobiety, ale w naszym wieku kobiety juz wiedza, czego chca, sa samodzielne i samowystarczalne i wiedza, co sie robi w sypialni. Tak zostalo mi to wyjasnione przez
22-letniego syna mojej psiapsiolki.
Dziewczyny, wiec cieszmy sie, bo jestesmy chodliwym towarem.
Ja tam nie chcę być ulewą na niczyjej paradzie, ale po pierwsze – ze mnie to jest raczej COUGHar, a po drugie – to fajnie, że niektórym młodym się WYDAJE, że jesteśmy takie, jak piszesz. Kurde, a może WY jesteście, a tylko ja nie. Idę skubać dywan.
Ja pamietam swoje zdziwienie, kiedy jakies 8 lat temu, moze wiecej, w tramwaju chcial mi ustapic miejsca mlody czlowiek i mimo mojej uprzejmej odmowy, nalegal! Fakt, ze dosc wczesnie siwizna obsypala mi glowe, ale bez przesady, psiakrew!
Ale mam jeszcze lepsza opowiesc:) Otoz jakies kilka lat temu jechalam autobusem w dzien swiateczny. Jako, ze nie bylo gdzie kupic biletu, udalam sie do kierowcy. Pan spojrzal na mnie i spytal: ulgowy? Glupio sie ucieszylam, ze wzial mnie za studentke, a jemu chodzilo o ewentualna rente…:)
Łi tam. Może ten młody był tak wychowany, żeby każdej kobiecie miejsca ustępować, a z kolei kierowca struł się kanapką od niedobrej żony i z powodu gorączki niedowidział? Różne rzeczy się zdarzają. Ja za to, mając lat dwadzieścia i parę, krótkie włosy i zero makijażu, usłyszałam od staruszki w tramwaju: za ile bilet kasujesz, MŁODZIEŃCZE? Normalnie skisłam.
I słyszałam jeszcze, że gówniarze ustępują kobietom wydekoltowanym miejsca, bo wtedy mogą z góry popatrzeć na ich biust. Może dlatego mi nigdy nie ustępowali.
Mnie tez wiele razy brano za chlopaka, bo rysy takie jakies niedoprecyzowane, a fryzura krotka. No i kobiecych ksztaltow za wiele nie bylo, a i te co byly niezbyt eksponowalam.
Bo Kopiczynski w momencie kiedy zaczal grac Karwowskiego mial 50 lat!:)
Toz to golym okiem widac…
@nikt wazny
Bardziej mi sie podoba ta wersja ze studentka i tego bym sie trzymala.
Czy ja wiem? Trzymanie sie zludzen nie jest w moim stylu, zwlaszcza w kwestii mej zewnetrznosci. Bo co do reszty, nie jestem juz taka pewna…
To oczywiscie bylo do Lidki:)
@nikt wazny
Ja tez mam 100% siwizny. Juz nawet nie sol z pieprzem tylko totalna biel. Farba do wlosow wiec jest moim nalepszym przyjacielem. Mam za to krzaczaste czarne brwi i ilekroc ktos pyta mnie o moj naturalny kolor wlosow, odpowiadam mrugajac rzesiorami, ze dokladnie taki jak moich brwi. Takie BIALE klamstwo, no nie?…
No wlasnie, farba. A ja wciaz nie moge sie do niej przekonac. I strasze takimi swimymi klakami. Zreszta mnie samej zawsze wydaje sie, ze to nadal ta sol z pieprzem, ale u fryzjera czesto sie dziwuje patrzac na slady po postrzyzynach: a co to? jakas mysz pani oskalpowala?
@nikt wazny
Moja Mama “przekonała” się do farby dopiero po sześćdziesiątce. To znaczy ja z siostrą ją przekonałyśmy. I wiecie co? Tę sukę fryzjerkę, co z mojej Mamy zrobiła borsuka w pasemka, tobym tępą cegłą na schabowe rozbiła. Pardon my french, ale niektóre fryzjerki mają żel z brokatem zamiast mózgu, i czasem lepiej spartolić włosy w domu, niż za ich ekscesy płacić.
Ja z kolei farbowałam włosy przez prawie dwadzieścia lat i obecnie uważam, że swoją dawkę amoniaku już wchłonęłam. I zaprawdę powiadam Wam, że choć dopiero pasmo siwych włosów mam takie nieśmiałe, to zamierzam chodzić siwa niczym Wiedźmin do końca życia. Będę miała siwe kłaki do pięt, skrzypiące kolana i bielmo na oku, i będę straszyć trudną młodzież w zaułkach.
Chcialam sprostowac, ze ja ABSOLUTNIE nic nie mam przeciwko siwym wlosom ani ich z duma obnoszacych posiadaczom. Probowalam miec siwe wlosy, ale za skarby nie chcialy sie ulozyc w te strone, ktora ja mialam akurat na mysli i w kontrascie z brwiami, wygladalo to gorzej niz… moge opisac. Decyzja wtedy zapadla, ze jednak bede farbowac. Moja tesciowa ma siwe wlosy zwiazane w bobek na czubku glowy i wyglada swietnie. No i ma o jedenascie lat mlodszego meza i nikt nie mowi, ze taka stara i siwa, a on przeciez TAKI mlody. Tyle powiem.
Lidko, na rany szarpane, mam nadzieję, że nie odebrałaś mojej wypowiedzi ws. siwych włosów i farbowania jako krytykę. Ja się absolutnie nie wtrącam. Byłam zła na tę fryzjerkę, która zrobiła mojej Mamie takie coś, że sama byś się rozpłakała na ten widok. A mi siwe włosy mają szansę pasować, bo brwi mam cienkie (lata wyskubywania, jak kretynka), koloru nijakiego, resztę pyska też bladą. A długie będę miała dlatego, że jak mi ktoś za 20 lat powie “dziadku”, to mogę pęknąć i mordnąć z zimną krwią ;)
Ja farbuje, bo dużo ich mam, i czorty takie pofalowane, a te nie siwe proste jak druty, mniej dziwnie to wygląda, jak podobny kolor mają. Sama się farbuję, a do fryzjera na korektę kłaków chodzę.
Kanionku, a cos nie tak z Twoim dywanem, ze skubiesz? No bo ja jestem skubaczem swetrow…
Nie, nie odebralam bron Boze jako krytyke, bo rozumiem, ze ile glow tyle opinii. Ja tylko wtracilam swoje trzy grosze, a farby do wlosow bede bronila wlasnom piersiom, jak Czestochowy.
Nieee. Wszystko w porządku z moim dywanem, którego nie mam. A tę paskudną sztuczną wykładzinę można skubać do krwi, ona jest niezniszczalna.
To było takie nawiązanie do moich zdolności interpersonalnych, pewności siebie i uczucia harmonii ze światem. Chyba są gdzieś pod tym dywanem, którego nie mam. Swetry skubiesz dla draki, porządku, czy w chwilach obniżonej odporności na rzeczywistość?
A brwi to ja zawsze bylam cykor, zeby skubac i ograniczylam sie do wyskubywnia- za kazdym razem z placzem- pomiedzy oczami. Gdyby nie ten manewr wygladalabym tak, jak pierwszy sekretarz Brezniew…
Swetry skubie wtedy, gdy mam parszywy dzien i ktos mnie wkurzy albo podepta i zrobi ze mnie malutka, nic nie znaczaca istotke. Wtedy poskubie se sweter, przytule psa i kota, i powiem sobie, ze mam wszystko w d.pie i jutro bedzie lepszy dzien.
Brwi nauczyłam się wyskubywać po trzydziestce. Bo wcześniej myślałam, że to okropnie boli. Okazuje się, że nie :O A krzaczaste miałam okropnie i chyba na dobre mi wyszło. Tyle, że ostatnio muszę używać lusterka porządnie powiększającego do regulacji… ostrości :D
A czemu wy Babcie nie śpicie po nocach, a?
Zgadzam się z opinią,że tworzy się tu grupa wsparcia i super!! “Chcem” się zapisać. Osobiście uważam, ze roczniki 70-78, to najlepsze ludzie, bo wiecie czego z nimi ne trzeba? Wyjaśniać żartów, tłumaczyć kontekstu, żebyśta wiedziały jak mnie to męczy w pracy, ta cisza i te oczka wpatrzone we mnie, mrugające….Acha ja skubię skórki przy paznokciach…
Pozdrowienia z Wro
To ja się zapisuję, rocznik 75, ja nic nie skubię, zjadam się od środka tylko.
Ja jestem w Kanionkowie prawie od poczatku. Kiedy przeczytalam pierwszy post, pomyslalam sobie, ze matkoboska, ta kobieta zyje tak, jak ja bym chciala! No i narobila tym swoim blogiem to, zesmy sie wszystkie tutaj odnalazly. Zycze Autorce i Nam wszystkim bladzacym po Kanionkowie wszystkiego najlepszego!
Powiem trochę inaczej: ta kobieta żyje tak, jak ja bym chciała w moim lepszym życiu. Bo w tym obecnym jestem zbyt leniwa i mało odważna by zdobyć się na coś takiego. To życie, które opisuje Kanionek, wygląda na sielskie i spokojne. Ale to przecież poza wszystkim ciężka praca od rana do nocy. I obowiązki. I odpowiedzialność. Która z nas tak naprawdę by to potrafiła ogarnąć???
Świat Kanionka, to jest takie marzenie o wyspach szczęśliwych…
@Ola
Ja wiem, ze to tak tylko sielsko wyglada i ja nie mam zludzen, ze to przede wszystkim ciezka praca. Pochodze ze wsi i juz jako osmiolatka uczestniczylam w pasieniu krow, zniwach, sianokosach i oczynianiu burakow. Nie jest mi rowniez obce kurowanie odciskow po rozrzucaniu gnoju.
Kiedys kolezanka mojej Mamy powiedziala zlosliwie, ze Mama miala nas troje i zadne z nas nie odziedziczylo po niej milosci do gospodarzenia. Na koncu jezyka mialam jakas bluzge, ale pomyslalam sobie, ze w gnojowce sie z nia tarzac nie bede, a argumentu nie wygram z osoba, ktora z zalozenia WIE LEPIEJ.
Kiedys rozmawialysmy na tym blogu, co bysmy zrobily z wygranym milionem. Otoz ja bym wrocila do domu i zaczela gospodarzyc.
@ Lidka, mam nadzieję, że nie odebrałaś źle tego, co napisałam. Nie chciałam pouczać. Pisałam tylko o moich odczuciach, ufff… :)
@Ola
No cos Ty, Ola! Rozmawiamy przeciez.
Hola, hola, kolezanko (przepraszam za poufalosc, jakby co), a roczniki 60-te to od macochy????
Ależ, pardon, napisałam, wydawało mi się dość politycznie, “rocznik 72 – jeden z lepszych”!
Jeszcze raz sorrry oraz izwienitie jeśli kogoś uraziłam z innych roczników!
Ja powiem tylko tyle. TU JEST JAK W SANATORIUM!
Czuję się jak u siebie :)
jakie sanatorium??? SPA!!! :D
Geriavit party… chłe, chłe, chłe… ;)
No weź, geriavit to moja teściowa co roku na Gwiazdkę od ulubionego syna dostaje, a ona rocznik 40. Mam jej podkradać?;-) Chociaż tak szczerze, to kobieta ma zdrowie, żadnych lekarzy nie odwiedza, rowerkiem gania, ja to nawet jej wieku nie dożyję pewnie :-)
Moje dzieci mają ABSULUTNY ZAKAZ kupowania mi prezentów typu Geriawit bo inaczej mogłyby dostać absulutnie żenujący prezent. Ja w 2015 kończę 50 lat ale to nie jest powód do takich prezentów
I Psychoterapia….
Kachna, Ty mi się widzisz! :)))))))))
Ale jak to – zwiduję Ci się????
Tak! Ja tu jestem z boku, od samego początku z mim Kanionkiem, nie zawsze się odzywam, ale śledzę pilnie. No i zupełnie jakbym siebie widziała sprzed jakiegoś czasu.
Mnie z użalania się nad sobą (a Kanionek świadkiem niemym, że ma nad czym), wyleczyła mnie Ela Wasiuczyńska. Tak, tak, ilustratorka cudowna, mój kolega z wojska i żon mój.
Co nie znaczy, że jak się człowiek poużala trochę, to mu się lżej nie robi. ;) Czasem trzeba. Ale tez trzeba poskładać się do kupy! Czego Tobie i sobie, Autorce i innym Paniom życzę!
Ja tutaj sobie wejde, poczytam cos madrego, napisze cos niekoniecznie madrego i zaraz mi lepiej. Jak najbardziej psychoterapia.
ja jeszcze w sprawie tej wspólnotowości co się tu zainicjowała przez Kanionka. Czy też tak macie Drogie Panie, że na co dzień “w realu” to myślicie sobie: jestem taka sama, z gustem, z żartem, z ogólnym poglądem na świat, że zaczynacie odczuwać…hmmm nieprzystawalność. A tu nagle…tyle pokrewnych dusz. I dziwne to i straszne.
Po to wynaleźli internety! W drugiej kolejności, rzecz jasna, bo głównie po to, by pokazywać swoje koty!
Zgadzam się z Tobą po stokroć.Chociaż mam wrażenie przeglądając internety, że służy on co poniektórym do pokazywania tylko głębokich dekoltów (delikatnie to ujęłam)i pośladków.
To jakaś ogólna schizofrenia zwłaszcza, że dotyczy od 11 do 111 lat bez względu ,czy jest się czymś chwalić, czy lepiej to schować pod swetrem. Nie jestem przesadnie pruderyjna, ale naprawdę nie rozumiem po co to?
Ale może jakaś dziwna jestem, bo dopiero od niedawna pozwalam sobie zrobić ponownie zdjęcie(niestety bez tego amerykańskiego uśmiechu), a fejsbuka nie mam do dziś.
I mam zamiar tkwić w tym do końca świata.
A z portali wystarcza mi Kanionkowo, gdzie mam wrażenie, że jakimś cudem bywają ludziska, którzy w realnym świecie też by się dogadali.
Ha, nienie! Internety są dobre!
Czy mogę Wasze zapędy ku pomocy skierować na fajne tory? Otóż jest AKCJA! Akcję organoizuje jak co roku Kaczka i Bebeluszek, nie wiem Drogie Panie, czy znacie. A jak nie znacie, to posłuchajcie, poczytajcie i…do dzieła!!!!
http://jestrobotka.blogspot.de/
A fejbuka warto mieć. Broniłam się bardzo długo, a teraz to moja skarbnica wiedzy o mieście, dokąd z dziecmi pojechać, co poczytać, jestem tam z Kaczką i z Bebe i z innymi dobrymi ludźmi! ♥
Ja mam wrazenie, ze mnie to w realu nikt nie rozumie. Ostatnio nawet mialam taka dziwna sytuacje, bo kolezanka z ktora od zawsze sobie zartowalysmy i dziwne rzeczy opowiadalysmy i generalnie bylysmy szczere ze soba, nagle sie obrazila. Zajelo mi ze dwa tygodnie, zeby sie dowiedziec, coz ja takiego powiedzialam, ze wywolalo te chora sytuacje. Otoz okazalo sie, ze nie do konca zrozumiala moj zart, a glupio jej bylo pytac o wyjasnienie, wiec najlatwiej bylo sie…obrazic. A ja absolutnie nie mialam nic obrazliwego na mysli. Drogie Panie, KOMUNIKACJA kluczem do zdrowych relacji miedzyludzkich.
Mądrze prawi!Ja tak mam!
A ja się za nic nie przyznam ile mam lat,wiosen czy zim.Świętą rację ma Sieka,że się nieprzystawalność zmniejszyła nam. A to wszystko przez Kanionka.
Klub Kozy Kanionka ;)
Kozą Kanionka się jest niezależnie od wieku i innych okolicznosci przyrody. Więź międzykoziana ujawnia się niespodziewanie i trzyma na powierzchni szarej masy codzienności.
No dobra, przy moim dziszejszym stanie twardego dysku i pamięci operacyjnej to bardziej zaliczam sie do Rosołów. A jak nie wypiję kawy to do tej kanionkowej beczki z zapasem lodu do drinków.
A mozna wybrac jakas inna nazwe, niz Klub Kozy Kanionka, bo po inicjalach to KKK, a to sie niefajnie kojarzy…
nosz faktycznie skrót niefortunny ;)
Klub Kanionkowo Zakręconych?
Stowarzyszenie Kóz Kanionka?
Panie takie ę i ą, stowarzyszenie albo klub zakładają. Ja proponuję po chłopsku “Obora Kanionka”
Do Hanki.
I bardzo właściwie proponujesz!
Obora Kanionka przytula rozliczny zwierzyniec czjący się w osobach wiernych czytelniczek(ków też?)
Kozy, kury, “cougary”, owce, osły…
do pandeMonii, właśnie mam koleżankę co robi fajne kartki świąteczne, to wyślę. Tylko muszę sobie wybrać do kogo ;)
Sieka! Superancko! Zapytaj najlepiej Kaczkę, niech Ci kogoś przydzieli! Po prawej są namiary zarówno do Kaczki, jak i do Bebe.
Mnie przydzieliła jednego kawalera i dwie panienki :)
Ale czad!!!!!!!!!!!1
eeee, po prawej? ale nie bój nic wejdę na bloga Kaczki, to nawet taki jełop internetowy da sobie radę.
Mnogość wątków mnie przerosła, nie wiem, gdzie tu swoje trzy grosze wcisnąć, i tu by się chciało i tu, nie ogarniam. Wy to umiecie rozwijać dyskusję :-) .
@Iwona
Wkladaj swoje trzy grosze, gdzie uwazasz. I tak zostanie przeczytane i tak. Zaloze sie, ze nie ja jedyna czytam WSZYSTKIE komentarze.
Oczywiście, że nie Ty jedyna :)!
LUDZIE, LUUUUDZIE……a gdzie jest Kanionek? Co Bożena urodziła, no przecież to jej kąt w internetach..
Może Aleksandra prąd ukradła? Na kresach wschodnich cisza, odwilż, słońce.
Kurza d.pa, faktycznie: gdzie Kanionek? Mysle, ze ten wiatraczek w laptopku siadl na dobre…
oqurcze. Chyba jestem facetem (???) ;-D
A dlaczego tak sądzisz? :-D
Wiesz, wydawało mi się, że jestem komunikatywna. No właśnie: wydawało. Wydawało mi się, że jestem emocjonalna bardziej niż intelektualna. Wydawało? Że wybieram raczej to co podobne, a nie to co się różni. Że … Hmmm… Zaczynam mieć wątpliwości. Albo zaliczam taką fazę ;-)
Łe tam, wydawało mi się, to moje drugie imię, wiele rzeczy mi się wydaje, a potem okazuje się, że ani tak bystra nie jestem, twarda, empatyczna, czy komunikatywana. Z tą komunikacją to ostatnio u mnie w ogóle tragedia jest. To też mi bliżej do faceta:-D
To jesteś fajnym facetem:)
Kawa?
Sorry, HERBATA ;-D
(i wino, ale później)
To kiedy pijemy?:-D
To tylko daj znać:)
…..
A “wydawało mi się” to ostatnio moje nie drugie a pierwsze imię….
eee… tylko że ja nie piję, degustuję raczej. I nie szukam okazji. Okazje znajdują mnie. (więc jednak nie facet?? ;-D)
Ja to jeszcze mam tak, że nie umiem poprosić o pomoc, że nie daję rady, w różnych sferach życia. I będę się szarpać, spinać, nawet płakać nie umiem, tylko tak po kryjomu, bo ja nie płaczę. Wsram sia, a nie dam sia :-D , to też chyba bardziej męskie podejście, ehh
Nie bardzo męskie moim zdaniem (ale nie będę sie nad tym rozwodzić – pozwolisz:) )
A mam DOKŁADNIE TAK SAMO. Ale do czasu.
Jak dochodzisz do ściany a musisz przejść – musisz zawołać żeby rzucili linę z drugiej strony.
(Boże jak ja się mądrzę – a sama głupia jak but!).
…..
Ja mogę pić i w nocy – jakby co.
Ale to wołanie to ciężko przez gardło przechodzi, przynajmniej mi, jak ja się wtedy męczę, dręczę, skubię. Może być w nocy i tak mało śpię :-)
Iwona, ja już trochę śpię.
A zawołałam po linę pierwszy raz w życiu. Chociaż chyba za cicho….
Jeśli masz na kogo liczyć, wołaj, wołaj głośniej. Czasem trzeba się przełamać. Ja stoję pod tą ścianą i myślę, roztrząsam, co będzie mniejszym złem, jeszcze nie wołam. Strasznie trudno jest podjąć decyzję, która wywróci życie nie tylko moje, ale przede wszystkim dzieci. Okropnie frustrujące to jest.
Iwona – piszesz jakby o mnie…..
Aż się Ciebie boję;)
Czarownica jestem :-D
Przesyłam pozytywne fluidy, czujesz?:-) Przetrwamy tę noc polarną, zobaczysz, kto jak nie my:-D.
No. Dobra.
Odczyniaj więc.
:)
@Iwona
Mam nadzieje, ze Ty jestes taka dobra czarownica, a nie taka co sprawia, ze sie kury przestaja niesc, a krowy przestaja mleko dawac?
No coś Ty, Lidka, ja tylko w dobrych sprawach palce maczam, żadnych niecnych sprawek nie prowadzę:-D
Oj to doskonale! Bo ja znalam taka jedna, slowo daje, faktyczna czarownice, co to potrafila zmarszczyc brwi… i lapalas gume na prostej i gladkiej, jak porcelanowy talerz drodze.
A raz to nawet, gdy siedzialysmy z kolezanka pod drzewem, mialysmy moze po pietnascie lat galaz z tego drzewa zlamala sie i spadla na nas, akurat w tym momencie, kiedy ta czarownica przechodzila obok. Swiecie wierze w to, ze to byla JEJ robota… Kurcze, do dzis dnia ciarki mnie przechodza po plecach na mysl o tym.
Lidka – daj namiary na tą od gałęzi;)
@Kachna
Ta kobitka juz nie zyje, ale ma corke, a o ile “orientuje” sie w dziedzinie czarnej magii, takie umiejetnosci sie dziedziczy. Zapytam przy najblizszej okazji, bo nie wiem, czy moge zadzwonic i walnac haslo przez telefon:
“Sluchaj no, twoja mam byla czarownica, czy ty tez aby przypadkiem…?”
Wiesz co -ja chyba jednak żartowałam.
Póki co wierzę w inną “magię” :)
Ja wierze. A tak w ogole to sa rzeczy na niebie i ziemii, o ktorych sie filozofom nie snilo, prawda? A jakbym byla czarownica, to ile dobrego moglabym zrobic moimi czarami!
I ile spraw bym rozwiazala!
No ja też wierzę – dlatego się boję….
Szanowne Panie – rocznik 73 się kłania. W pracy mam średnią wieku 27 lat (głównie ja zawyżam) i dochodzę do wniosku, że mózg wykształca się po 35 roku życia (wnioskuję nie tylko na podstawie obserwacji, ale i własnych doświadczeń). Zatem dziękuję niebiosom, że mam już ten etap za sobą.
Czarownice moje, pod dachem Obory Kanionka zebrane (Obora Kanionka, w skrócie OK, to chyba może być? Jakby co – podziękowania dla Hanki), oto Komunikat: mam problemy z netem. W przyszłym tygodniu randka z dostawcą internetu, a tymczasem trzymajmy się rogów Bożeny, bo dziś w nocy będzie wiało i pizgało złem.
Dopóki mogę, to dopiszę – Atos OK, na wyimaginowane koziołki Bożeny już raczej nie ma co liczyć, kurczaki żyją, Laser się nudzi, a ja tkwię w rowie. Oczywiście wyimaginowanym, bo jakże inaczej. Buziaki dla Was, spiskujcie dalej, i do zobaczenia wkrótce :)
Jest Kanionek! Oby Aleksandra była łaskawa! Czarownice OK, bardzo mnie się osobiście podoba.
A nie ma za co, tak sobie pomyślałam, że mnie to raczej bliżej do krowy (żeby nie powiedzieć starej krowy)niż kozy, ale reszta towarzystwa to nie wiem, może same kózki tu skaczą:-)
Trzymam kciuki za Atosa i internet.
Hmm, mnie to do oślicy bliżej:-D
I ja też ! I ja i ja i ja i ja!
Ale odzywa się też w mnie dziki zwierz – np. dziś pierwszy raz w życiu mam na sobie coś w panterkę – więc pantera!
(nieistotne ze tzw negliż…)
……..
Ale i tak najfajniej jest być KK :)
A NIE MOWILAM, ZE COUGAR??!!
Brawo, Kachna!
Uwazam te porownania akurat za pozytywne, no i krowa i oslica to bardzo madre zwierzeta i nie wiem, czy Panie zauwazylyscie, z jaka gracja sie poruszaja. A o mnie to ktos nieustannie mowi, zem ciele, wiec tez sie nie obrazam, bo lubie cielaczki.
A ja czuje powinowactwo z kanionkowym bydłem zagrodowo-leśnym, bo ja taka rogata koza jestem. Co wskoczyla juz na niejedno drzewo i spadajac niejedno kopytko i boczek sobie potlukla. Ale nic nie chce dotrzec do tej rogatej glowy, zeby potulnym byc jako to ciele. Wciaz bunt i niezgoda we mnie płonie. Mimo, ze ja tez rocznikowo sie zaliczam do tych rocznikow najlepszych. A przez te rogi to w rodzinie uchodze jednomyslnie za ‘czarna owce’. Wiec Kanionku chyba Ci sie przychowek zwieksza i masz reprezentke ‘ukrytej opcji… owcy w koziej skorze’. A tak na marginesie, nie chcesz ty Kanionku owieczki do kompletu swojego pogłowia – taka biala, lub czarna i wełna by byla i pogadac dodatkowo z kim by bylo?
Hej Kanionku, wyłaź z krzaków i daj znać czy wszystko w porządku w OK. Praszam, za natręctwo :)
Otóż to, otóż to… sanatoria, psychoterapie, grupy wsparcia, naleganie na kolejne posty i informacje, ale nawet święty (Kanionek od Kóz) potrzebuje oddechu i odpoczynku. Bo inaczej… : https://www.youtube.com/watch?v=FL-3JFornNA
No to jeszcze ja, wiedźma czyli kobieta wiedząca ;-) rocznik 71, również mózg mnie się wykształcił po 35 roku życia, na stanie mam dwoje dorosłych dzieci (bardzo fajny stan, właściwie teraz to juz prawie same zalety z posiadania potomstwa) i chłop młodszy lat 8, ja się nie chwalę, ja głośno mówię, że możliwe jest wszystko i warto marzyć a potem mieć, nie żebym marzyła o młodszym, marzyłam o dobrym i taki jest. Kachna jeśli Cię tak skrzywdził to podły gnój był i tyle, zamknij etap, zapij, zapomnij, dasz rade a dzieci pomogą, bo te cholery stawiają nas zawsze do pionu. Trzymam kciuki za Ciebie i wspieram Cię babską mocą. Siła jest kobietą :-)
Kurna – łatwo nie jest.
Świeże….
Próbuję się zbierać.
A dzieci stawiają do pionu – fakt.
Ale też pomagają bardzo jak już jesteś w poziomie. Choć mocno nieletnie.
Zadziwiają. Zdumiewają. Szokują. Te dzieci.
Kochane.
Baba Aga – na razie trwam. Po prostu.
Ale dzięki. Jest znaczy nadzieja:)