Dlaczego lepiej wierzyć w Diabła, czyli o jajach w wychodku
Po co Kanionek chodzi do wygódki? Chodzi sobie jaja pooglądać.
Bynajmniej nie własne. Nawet nie chłopskie, chlip chlip, bum tarara, tss.
Chodzi sobie pooglądać dwanaście jaj kurzych, od kur na własnej piersi chowanych, które to jaja przechytre kury zniosły w jamce na tyłach wygódki. A dokładniej pod tyłami wygódki. Do jamki żeby się dostać, trzeba przepełznąć pod zmurszałą deską, podwoziem szorując po błocie, a i ta sztuka uda się tylko wtedy, gdy się jest kurą, lub szczurem. Kanionek może sobie więc jeno pooglądać, ewentualnie wziąć siekierę i rozłupać drewnianą konstrukcję, ale bez sensu. Nie wiadomo, kiedy te jaja zostały złożone, pewnie już przemarzły i są niejadalne.
Skąd Kanionek wiedział, że tam znajdzie jajka? Bo przed Kanionkiem nic się nie ukryje. Kanionek wie i widzi wszystko. I jeśli myślicie, że jaja sobie robię, to nie. Kiedyś w testach psychologicznych mi wyszło, że mam “niemalże nadludzką zdolność dostrzegania i gromadzenia informacji o zachodzących wokół mnie zjawiskach”. I dalej było, że ta cecha jest równie przydatna, co wyczerpująca. Potwierdzam tylko tyle, że wyczerpująca, bo jestem wiecznie w stanie aktywnej analizy i wyczekującego napięcia, za to zupełnie do niczego mi się to nie przydaje, bo nie pracuję w tajnych służbach i nikt mi za moją spostrzegawczość nie płaci. Może poza tym, że czasem znajdę jajka w kiblu, albo nietoperza w piwnicy, który wpasował się w dziurkę pomiędzy cegłami łuku sklepienia tak dobrze, że wystaje mu tylko nosek i łokcie.
Kto jeszcze postanowił przezimować w piwnicy Kanionka? Komarów legion, gdyż jest ich wiele. Komar zimą:
Komar latem:
Tymczasem. Nadeszła odwilż i wichry Aleksandry, a wraz z nimi opady deszczu, co napełniły zbiornik za drewutnią po brzegi. Przedwczoraj przelałam sto litrów wody do plastikowych butelek i zabrałam do domu. Do mycia się i naczyń będzie jak znalazł, do picia dla zwierząt też się nadaje, bo kozy i tak pociągają z tego zbiornika regularnie. Jeśli warstwa lodu na powierzchni stawu zdąży rozmarznąć nim znów przyjdą mrozy, napompuję sobie wody do studni, a potem trzeba będzie tylko przetrwać dwa miesiące prawdziwej zimy. Luksus, wypas i klocki Lego.
I nie wiem, czy u Was był Święty Mikołaj, ale na pewno nie taki:
Mój Mikołaj miał dla mnie dwie rózgi, schowane w czerwonym kapturze. I gdy już chciałam jedną sobie wetknąć w oko, a drugą wbić w serce jak osinowy kołek, nadeszła pomoc psychiatryczna z przeciwnego obozu (nie mam skanera, musicie się zadowolić zdjęciami):
Dlatego powiadam Wam, nie warto wierzyć w świętych. Święci zawsze wydawali mi się podejrzani, zbyt piękni, niedosiężni na swych niebieskich tronach, czasem odpychająco nieludzcy. Za to Diabeł żyje z nami tu, na ziemi, doskonale nas rozumie, zna się na winach i wcale nie jest taki straszny. Szczególnie, gdy to nie ktoś jego, ale on dla kogoś maluje. Dlatego ja wierzę w Diabła, a święci to mi mogą garnki pozmywać i napluć na wycieraczkę.
Antoni pozdrawia wiernych kibiców i zapewnia, że nie jest tak źle. Już nie przecieka jak ABW, więc i nie ma potrzeby wylizywać sobie maniakalnie podwozia, więc i ranka na siusiaku mu się ładnie zagoiła. Kilka razy dziennie doję go na pieluchę (teraz gdy widzi, że idę z czymś białym w dłoni, natychmiast kładzie się sztywnym plackiem na podłodze i przybiera cierpiętniczy wyraz pyska), apetyt mu dopisuje, a dla rozrywki podrzucam mu czasem gotowaną kość wieprzową, patyczek, suszony chleb, lub Gonzalesa. Widać różnicę w poziomie uciechy, bo każdy pies woli zabawki piszczące od drewnianych.
I tak sobie jakoś żyjemy, gdy nie dzieje się całkiem nic.
PS. Wiaderko z internetem jest na wyczerpaniu, a nowa dostawa dopiero w niedzielę. Nie miejcie mi więc proszę za złe, że pojawiam się prawie tak rzadko, jak Gwiazda Zwiastująca. Jestem, czuwam, pamiętam, tylko nieobecna na wizji.
rzeczywiscie, nic Ci nie umknie. a te kury to pewnie przed Laserem tak sie zamelinowaly. Gdyby to bylo lato, kwoka moglyby Ci przyprowadzic stadko kurczaczkow, ale teraz? nietoperz i komary w piwnicy… Swiety Kamionek od Franciszka. Mam takie same zdjecia kota miziajacego sie psem, tzn kot zawsze byl strona aktywna, pies godnie znosil kocie pieszczoty.
Gonzales jest zbyt leniwy, żeby był aktywny :D On nie przepada za tym Atosowym ciamkaniem go po szyi, ale chyba po prostu nie chce mu się odejść. Może myśli sobie: ja się namęczę, żeby zrobić te parę kroków w kierunku gdzie indziej, a on i tak mnie dopadnie. To właściwie po co ja mam się męczyć? ;)
No właśnie moje kury nie “kwoczą”. Nawet tych jaj w kurniku nie wysiadują, tylko po złożeniu hyc na grzędę, albo na zewnątrz. Może na wiosnę obudzą się w nich rodzicielskie instynkty?
Obawiam się, że rzeczone jaja najdalej z nadejściem odwilży zaczną wanieć, no bo raczej nie kwilić, co zmusi Kanionka do użycia sił i środków (Małżonek), by wygódkę uszczelnić i tym samym nieco ograniczyć wolny wybieg pań Rosołowych.
Przesyłam Ci kartkę świąteczną zainspirowaną tym wpisem :-). Pozdrawiam
A nie, jak tylko odkryłam tajne złoża, zaciepałam (bardzo ciekawe słowo, prawda?) dziurawy tył czym się dało, więc kura już się nie przeciśnie. Jest szansa, że gryzonie poradzą sobie z tymi dwunastoma jajkami do wiosny. Zaraz zajrzę do poczty, dzięki :)
O! a ja znałam “ciepnąć” bardziej jako rzucić coś gdzieś, ale faktycznie do zatykania też pasuje.
Fajnie! masz zaciepany wychodek :)
Zdjęcie nietoperkowej czuprynki to jest majstersztyk!
Rozpieściłaś nas Kanionku, tym że zawsze tu jesteś. Ta cisza była niepokojąca. Tak że uff… Pozdrowienia dla ekipy rogatych mikołajów i całej RESZTY :)
To Wy mnie rozpieszczacie, swoim nieustającym dopingiem :) A z netem naprawdę mam problemy. Limit transferu to jedno, a zmienna prędkość przesyłu, spadająca czasami do zera, to drugie. Dzień przed wichurą net kapał jak krew z nosa, nawet zalogować się nie mogłam. Mikołaje i cała reszta odwzajemniają pozdrowienia :)
Oj, no jasne, że TAKIEGO MIKOŁAJA u nas nie było(a szkoda).
Zdjęcie nietoperka suuuper :-)
Antoni, trzym się!!
Trzymie się, dzisiaj znów popełzał trochę po podwórku :)
Diablolaj!!! Diablolaj jak zywy – rogaty, w czerwonej pelerynce :)))) piekna fota, piekna! Sie wzruszylam :D
I nietoperzyk bardzo milutki, taka mycha fajna, i do tego z grzywka. Lubie.
A ty, Wiekla Analizatorko, to w takim razie jestes taki czlowiek-komputer!
To zależy. Od fazy. Bo czasem jestem Człowiek Komputer, a czasem tylko Człowiek Liczydło. Serio. Moja nerwica natręctw objawia się m.in. tym, że wszystko liczę. Plasterki podczas krojenia ogórka, kafelki na ścianach przychodni, palce u rąk, no różne takie lelementy liczę, a jak mam fazę ostrą, to liczę w kółko non stop, jak w transie. I tak na przykład kafle na piecu mam już tysiąc razy policzone, ale za kilo kitu i wiadro gliny nie powiem, ile ich jest. Taki defekt mózgu ;)
Piękna to jest Twoja kartka, codziennie ją oglądam, a opłata pocztowa “5 ćwikłowych” mnie rozłożyła :)
Rzeczywiście rozpieściłaś nas i wpisami i super fotkami, które niewątpliwie dają smaczku Twoim opowieściom.Wychodzi na to , że Twój dom to taka ostoja od komara przez sprytne Rosoły i nietoperze, a kończąc na celebrytkach kozach. Ach z jakim wdziękiem one pozują.Po raz kolejny twierdzę,że Animal Planet powinno się rozbić na Twoim podwórku.Co to byłby za serial…Czy Gonzales przeżył sesję? Mina Antoniego co najmniej dwuznaczna.
Przeżył, ale co to za życie z takim utrapieniem! Cała sierść obśliniona, posklejana, psem śmierdząca, ech. No ale dla przyjaciół w potrzebie można dać się i powiesić ;)
A w piwnicy mam jeszcze stadko żab różnych rozmiarów, a zdarza się i traszka lub trzy, pływających sobie w studni. Bo w mojej piwnicy również jest studnia, ale nie taka do czerpania wody, tylko do zbierania nadmiaru tej wody z gruntów wokół domu, czy coś. Podobno taki był kiedyś zwyczaj i jeszcze niektóre stare domy dawnych Prus Wschodnich taki wynalazek mają. Pożytku z tej studni zbyt wiele nie ma, za to kilka razy do roku zalewa nam piwnicę.
Kanionku, chyba tak jak Ty z wychwytywaniem szczegółów otoczenia miał ulubiony (swego czasu) przeze mnie Michael Scofield z serialu Prison Break… Nie dziwota więc, że tak tu mnie ciągnie.
A diable rysunki – anielsko piękne!
Musiałam gościa wyguglować, bo nie znam.
No właśnie – ja przez tego Diabła aż sobie kredki kupiłam i ręce mnie świerzbią. Tylko tak, jak już chyba wspominałam, mi się coś z ręcami porobiło i już nie potrafią rysować. Wszyscy słyszeli o takich przypadkach, gdy ludzie którzy nigdy nie rysowali, po utracie rąk albo innym wypadku nagle zaczynają malować stopami itd. No to ja mam inaczej i całkiem na odwrót – kiedyś rysowałam i malowałam, a potem nagle, bez żadnego wypadku, ta część mojego mózgu umarła i umiem już tylko kwadraty i trójkąty, ewentualnie krzaki jakieś. Ale blok i kredki mam. Kwintesencja mojego życia – mam narzędzia, z których nie umiem korzystać.
No jak to nie umiesz korzystac?! A kalendarz kto Ci rysuje?!
Nietoperek niesamowity.
Gdzies kiedys wyczytalam, ze jezeli w domu gromadza sie na przyklad pajaki, to ten dom jest cichy i harmonijny. Nie mam pojecia, jakbysmy te teorie zastosowaly do gromadzacych sie komarow…?
Kalendarz to kwadraty i prostokąty, to się nie liczy :D
A dom z piwnicą pełną komarów to Dom Zła, i w takich przypadkach stosuje się nie żadne teorie, tylko praktyczny miotacz płomieni ;)
A już tak serio – w tym roku to jest pikuś. Susza wytępiła większość komarów, jak nigdy przedtem. W poprzednich latach wieczorem nie dało się ustać pól minuty w miejscu, żeby komary człowieka nie obsiadły, a do popołudniowych prac w ogrodzie musiałam się smarować takim hamerykańskim środkiem z 33% DEET, bo tylko to działało. I ubiegłej zimy w piwnicy było aż czarno na ścianach od tych skurczybyków. Teraz jest pustawo, jak na kiepskim seansie w kinie :)
Wiem, co masz na mysli z tym DEET-em. Ja mam taki juz 80 procentowy. Uzywalam go pierwszy raz w zyciu na wycieczce do dzungli peruwianskiej. A tam to juz czlowieka chca zjesc zywcem i nie tylko o komarach mowie. Moze to dla kogos bylaby wycieczka zycia- ja nie moglam uwierzyc, ze ja za to dobrowolnie zaplacilam, bo taki wypad powinien byc za kare.
Ilosc komarow rowniez limituje mrozna zima.
No właśnie – przed ucieczką w tropiki powstrzymuje mnie tylko myśl o robactwie. Ja używam środka o nazwie Ultrathon, kiedyś był u nas tani, ale chyba coś pokombinowali z cłami lub innymi przepisami i nagle zdrożał trzykrotnie. Mam jeszcze zapas na przysżły rok :)
I powiem Ci, że nie zauważyłam związku mroźnej zimy z ilością robactwa, a w szczególności komarów i się nad tym kiedyś zastanawiałam. No i jak się przeanalizuje cykl rozwojowy komara i jego zdolności reprodukcyjne, to wszystko staje się jasne – wystarczy, żeby do wiosny dotrwało kilkaset sztuk, a wkrótce będą ich miliony, a chwilę później miliardy. Za to długie okresy suszy skutecznie utrudniają im rozmnażanie, bo one lubią się lęgnąć w kałużach, wodnych zastoiskach, a nawet wiaderkach i doniczkach, byle było w nich ze trzy szklanki wody.
Lidko kochana, muszę iść spać. Udaje mi się powoli przestawiać na normalny tryb funkcjonowania, dziś wstałam o 7:30, więc na mnie już pora spać :) Miłego popołudnia i wieczoru Wam życzę :)
A studni w piwnicy nie da się zabezpieczyć (fizycznie, chemicznie?), coby komary w niej się nie lęgły?
Może w tym roku mało komarów w piwnicy bo netoperek już większość zeżarł?
W sumie jak nie bedzie w piwnicy komarów to szkoda, bo ani nietoperza, ani żab… . Cholerny łańcuch pokarmowy :(
Nie nie, one się tam nie lęgną. Wiem na 100 procent, bo latem też do piwnicy zaglądam, choćby sprawdzić, czy studnia nie wylała. Woda jest w niej zawsze przejrzysta, więc widziałabym larwy, a do tego lodowato zimna o każdej porze roku. Może to im przeszkadza? Komary u mnie w piwnicy tylko zimują, obsiadając ściany, za to studnia jest miejscem schadzek żab i traszek. Jak one tam włażą, to już ich tajemnica. Na wiosnę wiadrami je wynoszę nad staw, ale to jest syzyfowa praca. A nietoperz myślę też tylko zimuje, bo na samych komarach z piwnicy długo by nie pociągnął. Przypomniało mi się, jak którejś jesieni po szybie kuchennego okna tłukła się wielka, tłusta ćma. Obrzydliwie wielka. No i jakiś gacek robił kilka podjazdów (wiadomo, musiał uważać żeby w szybę nie walnąć), aż w końcu ją dorwał. Taka kolacja to rozumiem ;)
I też nie wiem, jak ten ze zdjęcia wlazł do piwnicy, bo okienko już daaawno na głucho zaciepane :) Odciepane będzie na wiosnę.
O, i rysunek Diabelski sliczny. A Atosowy zywy gryzaczek widac calkiem zadowolony, a Mikolaja wzielam na tapete, o.
Próbowałaś rozpoznać co to za myszoptica piwniczna? Ja się nie znam, ale może karlik albo nocek?
Co by nie było to raczej wystawia nadgarstki niż łokcie ;P
Czerwony Kapturek rules!
A bo one jakoś dziwnie poskładane śpią, to mi się stawy pomyliły. Nie wiem, co to za gatunek, może poszukam jak już nowy przydział netu dostanę.
Zimowa przechowalnia stworzeń, czy już Arkę organizujesz?
Jak ja lubię nietoperze! Ten ich trzepotliwy zygzakowaty lot, i odmienny punkt widzenia w spoczynku ;-)
Serce taje na widok bratania się zwierzów dwóch. Chyba że to tylko lecznicza inhalacja z Gonzalesa. Za to rogaty Mikołaj z zadowolonym uśmiechem Bożeny nad garnkiem owsa – prawdziwy unikat.
I jeszcze dlatego w Diabła, że ma nieporównywalne poczucie humoru i fantazję, której świętym zwyczajnie brakuje. A Diabeł, który tu do Ciebie i do nas wychyla się zza buraczków to istny szatan kreski, czort wcielony malunku :-)