Awaria Atosa, czyli ciąg dalszy
Co? Znowu będziemy sikać na pieluchę?!
No trudno. Czyń swą powinność…
Hej, nie tylko tobie los podrzucił twardy orzech do zgryzienia!
Drodzy Czytelnicy, robię ten niby wpis tylko dlatego, że liczba komentarzy pod poprzednim utrudnia nieco ich lekturę. Dla tych, którzy czytaniem komentarzy nie zawracają sobie głowy, krótkie streszczenie wydarzeń: Atos zepsuł nam się na spacerze tydzień temu. W wyniku najprawdopodobniej niefortunnego skoku doznał urazu kręgosłupa i zawału rdzenia kręgowego wskutek wypchnięcia jądra miażdżystego z krążka zwanego potocznie dyskiem. Druga diagnoza, czy też hipoteza postawiona przez lekarza, to przypadek zwany Hansen III lub HSLV, o którym informacje można znaleźć w internecie – ja znalazłam po angielsku, ale jeśli ktoś jest bardzo uparty, może wyszpera coś po polsku.
Atos spędził noc w szpitalu dla zwierząt w Gdańsku, miał wykonane badanie MRI, dostał siateczkę leków do domu. Nadal nie ma władzy w tylnych łapach, ani czucia poniżej miejsca urazu. Więcej szczegółów podałam w komentarzach do poprzedniego wpisu, a o postępach w leczeniu będę informować w komentarzach do wpisu niniejszego :)
Jeszcze raz dziękuję Wam wszystkim za wsparcie, bezwarunkową chęć pomocy i dobre słowa. Fajne z Was człowieki :)
I co by tu mądrego napisać?Nie mam doświadczenia z chorymi psami, więc Ci Kanionku fachowo nie doradzę.Chociaż moim operowanym i “składanym” kotem też się wyopiekowałam.Początki nie były obiecujące i w panice nawet myślałam, żeby chociaż na kilka dni zostawić go w lecznicy,ale dałam radę.Tyle, że z kotem chyba łatwiej.Nawet żeby go wykąpać-po biegunce oczywiście.Mam wrażenie, że to psie spojrzenie mówi “wyjdę z tego”.I tego się trzymajmy, zwłaszcza, że jak piszesz odruch wraca.Trochę mnie ciekawi reakcja Twojego drugiego psa na to co się dzieje z Atosem.To w końcu bardzo mądre istoty i chyba czują, jak jest coś nie tak.
Ale co tam -jutro na pewno będzie lepiej.Czego głównie Antoniemu życzę,a Pani Właścicielce przypominam,że oferta pomocy nadal aktualna.
Pzdrowionka!
Hej Czubatka :) Kota może łatwiej umyć w razie awarii, ale one są takie… miękkie i giętkie i przez ręce lecą, że ja bym się chyba jeszcze bardziej bała kota obsługiwać ;)
O nie, to psie spojrzenie mówi: “Apeluję do twojego rozsądku. Psy nie sikają na leżąco!”. Za to wczorajsze szczekanie Atosa mówiło: “Poczekajcie no, jak stąd wyjdę, wszystkim nogi z du powyrywam”, więc ja też mam nadzieję, że on zamierza z tego wyjść ;)
Reakcja Lasera. Sprawia wrażenie zakłopotanego, stąpa “na paluszkach” i patrzy tak, jakby przepraszał. Oczywiście to moja, ludzka interpretacja, a w rzeczywistości pewnie udzieliła mu się nerwowa atmosfera tych pierwszych dni, nie do końca rozumie co się dzieje, więc na wszelki wypadek jest grzeczny jak dziecko na kolanach Świętego Mikołaja. Atosa stara się obchodzić dookoła, najlepiej po jak największym okręgu, a w przekonaniu o tym że dobrze robi utwierdza go sam Atos, powarkując ostrzegawczo na jego widok. To z kolei tłumaczę sobie tym, że Antoni jako ranny zwierz ostrzega “przeciwnika”, że może dupa nie działa, ale paszcza z zębami jak najbardziej i gdyby ktoś chciał wykorzystać jego niemoc i np. ogryźć mu kosteczki, to on niczego nie odda bez walki ;) A jak jest naprawdę to już tylko oni sami wiedzą.
W tej chwili Atos znów wmanewrował się w kąt przy moim łóżku, więc Laser wycofał się do pokoju małżonka.
Ten “patyczek” na zdjęciu miał służyć za pochłaniacz Laserowej energii :) Bo normalnie ganialiby z Atosem na zewnątrz, wykrzykując inwektywy w kierunku dzików za płotem, a tak to nudy, panie, nudy ;)
Nie wiem, czy Antoni wybaczy mi nazwanie go kiedyś “mieszanym”.. Na wszelki wypadek nie mów mu tego, ok?
A podpisanie foty “Laser z PATYCZKIEM” to zaiste drobna przesada ;)
Jaka przesada? To jest patyczek na miarę jego ego :D
Obrabiał go zawzięcie zupełnie nie zauważając rozmiaru.
Ale Antoni JEST mieszany, wieloowocowy, coondel :) W opisie badania MRI wpisano mu co prawda “owczarek niemiecki”, ale już prędzej nazwałabym go koziarkiem warmińskim. Za to w opisie RTG był już starym, dobrym “mixem”. I przypomniała mi się taka historyjka: poprzedni właściciele Atosa, po utracie ich poprzedniego psa zapragnęli psa stróżującego o imponującej sylwetce i stosownej masie. A że ktoś tam gdzieś tam miał akurat postawną sukę owczarkopodobną w ciąży, po znanym, dużym ojcu, to wzięli od tego kogoś szczeniaka, Atosa właśnie. I na zawsze już zapamiętamy, jak pan Cebulacki opowiadał nam tę historię kończąc ją słowami: “Matka TAKA (tu pokazał, jak wielka), ojciec TAKI (ooo taki duży), a ON?” z takim zrezygnowaniem w głosie. Atos rozczarował ich jeszcze pod innym niż postura względem. Mianowicie nie zamierzał stróżować :) Lubi listonosza, kominiarza, kurierów, monterów, dostawców i w ogóle każdego Cześka, co się na podwórko napatoczy :D Całą swą moc wartowniczą skupia na obronie przeciwlotniczej, dlatego np. nie mamy na dachu bociana (ale chyba już o tym wspominałam).
Eeee… A może znów nie zrozumiałam jakiejś aluzji z tym “mieszanym”, bo coś ostatnio ciężki mam pomyślunek? Jakby co, to wyprostowywuj ;)
Dobrze jest, może i zmęczona jesteś, ale aluzju panimajesz każdą w lot :) Kiedyś bąknęłam, że psy mieszane są twardsze i zdrowsze (generalizując trochę) od rasiaków, a teraz, jak popatrzyłam na fotę, to już chciałam odszczekiwać, że nazwałam go mieszańcem.
Wot, nie znam się, na Szariku wychowana ;)
Hłe, a takim Cebulackim to tylko niedźwiedzia z przekrwionymi oczkami, o stopniu agresji dwadzieścia na dziesięć możliwych, co by potem mogli sąsiadom opowiadać “panie, jak listonosza kłapnął, to jeszcze do dziś plamy po kiszkach z fasady drapiemy.. dobra psinka”..
No i nie wiem, jak tam u Was, ale z mojego męża stron (głębokie Mazowsze) pochodzi takie dziwne stwierdzenie, że pies musi mieć “czarne podniebienie”, bo wtedy “bedzie zły”. Nigdy nie wpadłam na to, jak działają misterne połączenia neuronowe tych behawiorystów gminno-podsklepowych, co to takie mądrości chłonnym uczniom sprzedają.. a wieść gminna, jak wiadomo, niesie daleko i mocno, a jak uderza w co innego, niż twarda czacha, to boli.. ;)
#zeroerhaplus
A w moich rodzinnych podkarpackich stronach, na czele z ” czarnym podniebieniem”, bylo jeszcze pojecie “czterech oczu”, ktore mialo niby charakteryzowac agresywnego psa. Te “cztery oczy” to oczy plus te jasniejsze kepki wlosow nad oczami, psie brwi najwyrazniej. Tak jak Ciebie, zawsze mnie ta pszenno – buraczana filozofia fascynowala.
No paczaj, jak Cię przegapiłam. Tak, czarne podniebienie to samo zło. Mój najlepszy z psów, najwierniejszy przyjaciel, który dałby się chyba za mnie pokroić, mój Szeryf nad szeryfami, usłyszał kiedyś od przygodnego Cześka: “z tego psa nic nie będzie. Bo ma PODWÓJNE OCZY”. Czyli dokładnie to, o czym pisała Lidka. Chyba Wam o tym nie wspominałam, ale dawno temu, bo jakieś dwanaście lat, założyliśmy z kolegą sklep zoologiczny. Czego ja się tam nasłuchałam, nie tylko o psach… Nie wiem, czy wiecie, ale żeby pies nie buszował po miejskim śmietniku, trzeba mu raz w tygodniu dać do jedzenia zepsute mięso :) Albo może to było na robaki, żeby nie miał? W każdym razie trzeba podawać i wszystko będzie dobrze.
.. a ja myślałam, że zepsute mięso tylko na zmarszczki aktorskie hamująco działa. No patrzcie, dziewczyny, jakie cuda..!
Z tymi czterema oczami, to muszę małżonka dopytać, jak jest, jak tylko wróci z roboty. Bo na razie dopatrzyłam się czterech oczu u moich wszystkich czterech kotów, to razem szesnaście razy zło ;)
Chyba coś nie tak paczę ;)
Szesnaście oczu złych
złych oczu szesnaście
pożrą nam Zeroerha
nie myśląc o omaście
Strzeż się więc oka złego!
W źrenicę mu nie paczaj
a choćby co najgorszego –
wszystko kotom wybaczaj :)
O matko z córką! dziewczyny! dawajcie takich “mądrości ludowych” więcej! pasjami kolekcjonuję takie cudeńka.
O podniebieniu wiedziałam, ale cztery oczy i zepsute mięso to nówka sztuka.
Ja mogę dorzucić, że na robaki to pestki z dyni i czosnek (który, i to już prawda, a nie mit, może u psa anemię wywołać).
I z pewnością nie wiecie, że jak się pies ślini to może być objaw “nosówki odkleszczowej”.
Cociasamozło, a o człowiekach może być, mam kapitalny kwiatek, niedawno zasłyszany? :)
@Iwona
Iwona, dawaj to o człowiekach, zawsze warto wiedzieć, na co zwracać uwagę :D
Usłyszałam niedawno, że płaczące dziecko należy przełożyć przez lewą nogawkę majtek, używanych, czyste nie zadziałają, i się uspokoiop. I podobno się uspokoiło, bo młoda mama tak zrobiła. Pewnie maluch w szoku był po tej akcji to i płakać przestał:). A co do piesów, ja słyszała,że wilcze pazury świadczą o tym, że pies będzie dziki i najlepiej pozbyć się szczeniaka, bo morderca wyrośnie. A, i czerwone wstążeczki od uroków, częsty widok na mojej wsi, krowy noszą przy kantarach, na antenie nowo kupionego samochodu, na ciągniku. A kysz, przepadnij siło nieczysta :)
@Kanionek
MIAUU :D
@Iwona
A te majty, to męskiego rodzaju, czy żeńskiego mają być, nie mówili? ;)
Czerwone wstążeczki wiązali mi w warkoczyki, jak berbeciem byłam, no nie wiem, co o tym myśleć.. ;))
@ciociasamozło
Z tym czosnkiem już sama się pogubiłam (i nie tylko ja). Swego czasu szukałam jakiegoś “niechemicznego” środka przeciw kleszczom, bo mój kocurek-włóczykij przynosił tej wiosny do pięćdziesięciu kleszczy dziennie na sobie (brzmi nierealnie, wiem..) po spacerach w lesie. I trafiłam w internecie na czosnek. Znaczy, nie czysty, tylko tabletki. Jak zaczęłam o tym czosnku czytać, to mi się aż włosy zaczęły kręcić z zamieszania. W końcu znalazłam parę artykułów o tym, że badania na temat szkodliwości czosnku dla kotów i psów nigdy nie zostały zrobione “na poważnie”, i że wszyscy przedrukowują ten sam cytat z jakiejś tam gazety. I że ponoć chodzi o to, co z homeopatią: duża dawka może być śmiertelna, mała natomiast może leczyć.
Jak dla mnie – za dużo tych “może” się pojawia w artykułach.. Ale (i tu dochodzę w końcu do sedna) faktem jest, że na rynku są oficjalnie dopuszczone preparaty z czosnku (przciw pasożytom), dodawany jest też do niektórych (dobrych) karm.
Bądż tu człowieku mądry.. ;)
@Lidka
Na wspomnianym głębokim Mazowszu mojego małżonka nic o “czterech oczach” nie wspominali.. Sam się zdziwił ;)
A na koniec cytata z Kanionka: “się rozgadałam”… :)
A no nie mówili, a ja z wrażenia nie spytałam, sama się zastanawiam nad tymi majtkami :D. Najleszpe, albo najgorsze, że dziewczyna lat dwadzieścia parę, po studiach, wierzy w takie rzeczy.
Hyhy, potęga zabobona nie ginie ;)
Może biedaczka etnologię jaką studiowała i się tak wczuła z rozpędu? ;)
A tak na marginesie, najweselsze jest to, że śmichy chichami, ale w poniektórym zabobonie często jakaś tam nutka mądrości ludowej może się chować. I nigdy nie wiadomo, gdzie się zaczai.. Choćby takie okadzanie chałupy ziołami – niby bez sensu, ale owady upierdliwe delikatnie odstraszy, a i zapaszek miły zostawi…
Niniejszym “wywodem” zapaliłam bogom świeczkę i diabłom ogarek, czy jak to tam szło ;)
W takich majtkach to prawdy za grosz, ale okadzanie, albo że pies wyczuwa złego człowieka lub, jak wyje to nieszczęście przeczuwa, najczęściej śmierć w rodzinie, to coś w tym jest.
To jest odpowiedź na wpis Zeroerhaplus 29 listopada 2014 o 09:00, ale pod tym postem się już nie dało.
Z tym czosnkiem to jak ze wszystkim: “nic nie jest trucizną i wszystko jest trucizną, tylko od dawki zależy czy coś jest trucizną” (Paracelsus). Tyle, że dawka w której czosnek staje się dla psa trucizną jest stosunkowo niska. A żeby czosnek faktycznie “odrobaczył” (choć danych naukowych potwierdzających jakoby rzeczywiście tak działał nie znam, choć nie wykluczam) to trzeba by go dać duużo. Znaczy odrobina w karmie nie zaszkodzi, ale odrobaczanie czosnkiem czy cebulą może skończyć się źle.
Tu jest o żywieniu psów i kotów z rozdziałem o czosnku i cebuli: http://www.polkarma.pl/index.php?id=przewodniki_zywienie&idg=4
Iwona, przesąd o majtasach – rewelacja!
Z dziećmi/ciążą to jest cała masa. Np. nie wolno w ciąży na ogień patrzeć bo dziecko będzie miało czerwoną plamę na twarzy.
Ciociasamozło, dzięki za linka!
Super lektura na zimowy wieczór :)
To dobrze, że Atos ma odruchy. Was motywują i jemu też się udziela. Wszystko musi w swoim tempie iść. :) Proszę się trzymać. Antoni Piesonie, dasz radę :)
Twoje zwierzaki Kanionku, jakby na kanapach spały i z porcelany jadały, a nie leśno-łąkowe… Błyszczące, zadbane…
Kuba powiedział, że strasznie podoba mu się patyczek Lasera, też takie uwielbia, ale największy jaki miał, to taki 20-centymetrowy kawałek konara z buka. Za to twarrrdy! Zębiska miał śliczne białe po takim gryzaku.
Nie wszystkie odruchy są fajne jednakowoż, gdyż dzisiaj w odruchu desperacji (z powodu że nie mógł wejść NA łóżko) Antoni wpełzł do połowy POD moje łóżko i miałam nie lada dylemat: ciągnąć za uszkodzony tył, czy jakoś bokiem, czy czekać, co Antoni sam wymyśli. Okazało się, że wypchnięcie się stamtąd na samych przednich łapach było niewykonalne. Delikatnie wyciągnęłam trzymając go w talii, po czym Antek się posikał i wszyscy żyli długo i szczęśliwie ;)
Co do patyczka – a próbowałaś dać Kubie taką ogromną, wędzoną kość, długości chyba pół metra? Bo ja tylko raz w życiu na taką w zoologicznym trafiłam, jeszcze za czasów mojego Szeryfa, i cała ucieszona wręczyłam ją psu, a ten… uciekł. Bo się wystraszył :)
Że błyszczące, powiadasz. Laser już tak ma, i tylko na tamtej budowie, skąd pochodzi, był zakurzony. Teraz błyszczy sam z siebie i choćbyśmy chcieli, nie umielibyśmy tego zepsuć ;)
Atos w swoim życiu sześcioletnim był tylko dwa razy kąpany. Wierzcie, lub nie, ale ja go tylko szczotkuję i tyle. Nie wiem jak on to robi, bo już się z małżonkiem nad tym zastanawialiśmy, ale wyobraźcie sobie: lecą psy przez las i zaliczają z przyjemnością każde bajoro, a najchętniej takie bagienka, gdzie już tylko czarne błoto. To jest cuchnący interes i do tego oblepia sierść jak jakieś smołowe lepiszcze. Godzinę po powrocie z lasu Atos jest czysty. Z tych jego pszenicznych łapek wszystko samo odpada i NIE MA NAWET ŚLADU. How come???
Laser ma niestety ciągoty do tarzania się w zdechłym i niewymownym, więc w zależności od rozmiaru katastrofy jest albo kąpany, albo miejscowo oczyszczany zwilżoną szmatką z kropelką psiego szamponu. To znaczy od jakiegoś czasu myję go kocim, bo psi się skończył, ale nie mówcie Laserowi.
A najbardziej mnie śmieszy, gdy Laser widząc, że czeszę kozy lub Antoniego, przymila się do szczotki, podstawia tyłek i grzbiet i naprasza się tak, jakby od czesania jego życie zależało. A on ma taki cienki sweterek, takie nic, że wielka szczotka z długim zębem zupełnie nie wie, co z tym fantem zrobić. No i oczywiście czeszę go i na koniec mówię: “No już, Laserku, już nie jesteś taki rozczochrany”. I on jest wtedy TAKI zadowolony :D
Kuba, po deszczu, kiedy wrócimy do domu i pada hasło: zaczekaj, idę po ręcznik! czeka z buzią w ciup i rączkami na kolankach, choć normalnie hasa po całym przedpokoju jak tabun dzikich koni. A kiedy widzi ręcznik, sam łeb nadstawia, nie wiem czemu – wycieranie to dla niego pełnia szczęścia :)
Każdy musi swoją porcję dostać, no bo jak to, innych czeszesz, a jego nie? Tego trzymasz na kolankach, a mnie nie? I nie ważne, że na kolankach mieści się tylko głowa, gramoli się, sapie, stęka, kombinuje, jak od głowy się nie da to może najpierw zad usadzę, a resztę się wepchnie? :D
Antoni to prawdziwy przystojniak. Ale przede wszystkim straszny szczesciarz – Cebulaccy raczej by sie nim tak nie opiekowali.
Dzięki w imieniu przystojniaka :)
Na wsi faktycznie jest jedno lekarstwo na chore psy i nazywa się dubeltówka, a jej tańszym zamiennikiem jest siekierka. Czysty pragmatyzm. Oczywiście są wyjątki i sami taki widzieliśmy, choć w tym przypadku pies, który miał starcie z samochodem, nie był leczony. Właściciele postanowili poczekać, aż sam wydobrzeje, i faktycznie kuśtyka dziś lekko usztywniony w grzbiecie, ale żyje i działa.
Powiem Wam, co nas przekonało do wzięcia Atosa razem z domem. Mieliśmy już swoje dwa psy, więc nie byliśmy pewni, czy chcemy koniecznie trzeciego. Zapytaliśmy wprost, co będzie z Antonim, bo jakoś wyszło w rozmowie jeszcze przed zakupem, że oni nie chcą go w swoim nowym lokum. Wzruszenie ramionami, “gdzieś się go odda”, to nas gryzło przez kilka tygodni. A że mieliśmy wtedy obydwoje pracę i perspektywy, to w końcu stwierdziliśmy, że co tam, worek karmy w tą, czy w tamtą. Kota też nam zostawili! Pięknego, białego z rudym ogonem w prążki, istne cudo. Była zima, kot był ofutrzony i wyglądał jak śniegowa kula ze szmaragdowymi szkiełkami oczu. Gdzieś w zakurzonych katakumbach mojego dysku mam jeszcze jego zdjęcia. Nie mamy pojęcia gdzie przepadł, po prostu kiedyś nie wrócił do domu i tyle go widzieliśmy :-/
Nie spisz, bo nie mozesz spac, czy po prostu wciaz pilnujesz pelzaczka?
Widzisz, przez te dwie czy trzy pierwsze noce tak mi się rytm dobowy poprzestawiał, że teraz chcę, a nie mogę. Ale ma to swoje zalety w postaci całodobowej opieki nad pacjentem – kiedy ja w końcu zasypiam, małżonek wstaje najdalej za godzinę. Atoniemu właśnie coś się śni – przebiera przednimi łapami i dyszy z emocji. To zaledwie druga doba od dnia awarii, kiedy on faktycznie normalnie śpi! Bo wcześniej niby przysypiał, ale czuwał, i dużo więcej wędrował. Zazwyczaj około czwartej nad ranem włącza mu się aktywny łazik, więc pewnie czeka mnie jeszcze małe sprzątanko i pójdę spać :)
A Nikt Ważny pisze zza oceanu, czy też ma problem z bezsennością? ;)
Pisze z poludnia naszego pieknego kraju:)
Spac nie moge, bo troche czuwam, troche nie moge zasnac.
Tez sie kims opiekuje.
Alez mi belkot wyszedl:)
Fajnie, ze Atos w koncu dobrze spi.
A nie mówiłam? Właśnie się obudził i widzę już po nim, że obmyśla marszrutę ;)
Jaki bełkot? Ja ostatnio nic nie rozumiem, ale Twój komentarz nie zawinął mi zwojów w warkoczyk.
Trzymaj się więc i Ty, i mimo wszystko dobrej nocy :)
Dzieki i wzajemnie:)
A Atosowi moze wez wytlumacz: chlopie lez, jeszcze zdazysz sie nalazic;)
Nic z tego – COŚ skrobie w przedpokoju. To TRZEBA sprawdzić :D
Ale udało mi się go pięknie wysiusiać z zaskoczenia – cała pielucha pełna.
Moim piesom tez sie sni: biegna i popiskuja, a Rocky jeszcze przy tym strasznie popierduje…
Podoba mi sie to Twoje okreslenie “wieloowocowy coondel”. Moja Mama mowila na takie psy “pies popularny”. A spojrzenie Atosa bardzo szczere i pelne nadziei. Podziwiam Was za podjecie wlasciwej decyzji. Nie postapilabym inaczej.
Jeszcze dlugo nie pojde spac, choc dopiero 9:15 pm; czekam na calkowite rozmrozenie indyka (bo jutro wielki dzien!), zeby wlozyc go w marynate, czy jak to sie mowi w moich rodzinnych, podkarpackich stronach – “w zaprawe”. Slodkie ziemniaki juz zrobilam i sos z cranberry prawie gotowy. Ten rok byl dla mnie dobry; wyszlam z powaznej choroby prawie bez szwanku i jako podziekowanie, w tym roku dolacze do listy poznanie Kanionka i jej radosnej czeredki! Dziekuje Ci, Kanionku, ze jestes! Happy Thanksgiving! Troche tylko mi szkoda, ze nie ma podobnego swieta w Polsce, bo to naprawde bardzo mile swieto. Pozdrawiamy goraco i zyczymy zdrowia.
PS. Przy naszym stole dziekczynnym bedzie siedzial w tym roku nasz kolega, sobowtor Andrzeja Pecika.
Przepraszam Lidka, ale niewymownie zaaferowana jestem owym sobowtórem. Możesz coś szerzej???
Wesołych Świąt, albo nie wiem jak należy Wam życzyć :) Pomyślności :)
Ola, slowo daje. Pierwszy raz, kiedy zobaczylismy z Rafalem zdjecie Pecika, z tymi jego srubujacymi oczkami i kmicicowa blond grzywka, jednoglosnie wrzasnelismy: “To NASZ Andrzej!” A teraz juz wiemy, ze jest jurny i capi, a nasz kolega opowiada sprosne dowcipy i czasem jest na bakier z higiena, wiec wypisz wymaluj. Biedny facet, nie ma pojecia, o co sie rozchodzi, kiedy Rafal czasem powie do niego:”Ty Peciku, ty…”
Dziekujemy za zyczenia. Bardzo nam milo. My sobie poprostu zyczymy “Smacznego indyka”.
A w sobote juz ubieram choinke.
@Lidka
Spieszę donieść, że zawadiacka blond grzywka jest nawet dłuższa, niż była. I nadal zawinięta w seksowny loczek. Czuję doskonale, jaki macie ubaw z takiego “private joke” – przekażcie koledze pozdrowienia od Tradycji :)
No to smacznego indyka!
(a ja planuję bigos, nawet mięso już obrobiłam termicznie, tylko do bigosu idzie czerwone wino i boję się, że ta bajka się skończy migreną albo wystrzeleniem żołądka w kosmos)
A, i jeszcze – pies marki “popularny” – świetne! Nigdy wcześniej nie słyszałam.
I naprawdę, z tym dziękowaniem za Kanionka… Jestem bo jestem i tyle, szkoda indykowi du zawracać ;)
To ja.
U mnie bez zmian.Ciemna d…a.
Trzymam kciuki za Atosa ale przede wszystkim za Was OPIEKUNOWIE.
Dobrze że jesteście, bo już straciłabym wiarę w człowieka.
Optymistyczna jak jasna cholera Kachna….
Kachna, weź no… Co z Tobą? To z nogą coś nie tak, czy z życiem w ogóle?
Noga to pikuś.
Życie …..
Nigdy bym się takiego scenariusza nie spodziewała. Mogę sprzedać na filmowy – ale i tak powiedzą, że niemożliwe….A tam.
Próbuje jakoś “ogarniać”.
A jak na stres potrafi zareagować soma człowiecza – o – to dopiero niespodziewajki!
……….
Podobno czas leczy. Czekam więc.
Kachna, cokolwiek to jest, czym sie martwisz, pamietaj, ze to kiedys przeminie i zapomnisz. Pozdrawiam i zycze najlepszego.
No więc nie zapomnę.
Ale może nie będzie tak boleć.
Dziękuję dziewczyny.
Trzymam się koziej brody:)
Hej Kachna, Kozo Moja. Jak mniemam, czy też wnioskuję z tego, co i jak piszesz, krzywdę wyrządził Tobie ktoś bliski i tego się faktycznie nie zapomina. Niektórzy z czasem potrafią wybaczyć, ale prawda jest taka, że choć boli coraz mniej, to nie zawsze goi się bez śladu. Przykro mi, że coś złego Ciebie spotkało. Wiem, że żadne słowa czy “uściski na odległość” tak naprawdę niczego nie zmienią, ale mam tylko to, więc przesyłam uściski i informuję, że broda Pecika jest coraz dłuższa i on Ci ją wirtualnie darowuje do trzymania się jej :-*
TY też pomyśl o scenariuszu filmowym. Nawet na serial. Mówię serio. Klimat, dramaturgia, nostalgia, elementy komiczne – wspaniali aktorzy – wszystko już masz.
Jak już pisałam – mojego i tak nikt nie kupi, tylko się w głowę popuka….
Był taki, który swego czasu bardzo mi się podobał – “Siedlisko” min z Anną Dymną.
Nieśpieszny i klimatyczny.
@Kachna
A może jest tak, że Kanionek chce żyć w bajce i dlatego ją tworzy? Złego Wilka trzyma w piwnicy? Czy czasem nie jest tak, że część, a może większość z nas, tu piszących, robi w życiu dobrą minę do złej gry tak długo, jak długo uda się utrzymać pod stołem złe karty? Jesteśmy zabawne, inteligentne, w zanadrzu trzymając ze trzy błyskotliwe riposty, i choćby do bólu uwierał nas pantofel, będziemy tańczyć szczerząc zęby w bohaterskim uśmiechu, dopóki obraca się płyta na patefonie. Kobiety, które chcą, żeby zawsze i wszystkim było dobrze. Żeby było pięknie. A potem ktoś, tak jak u Ciebie, przyjdzie i jebnie młotkiem w patefon, i nagle jest po balu. Kto by chciał pisać takie scenariusze? To ja już wolę Bajkę o Głupim Kanionku i niechaj się baja, póki bal trwa i “jeszcze wiruje zdarta płyta” :-*
@Kanionek!
Jak Ty to robisz??? Żeby tak to ująć? Niech się baja! Niech złe karty się zawieruszą w mankiecie. Na zawsze :)
Co do tarzania sie w zdechlym: kiedys przywiazawszy piesa pod poczta i ustawiwszy sie w dluuuga kolejke, poczulam nagle oszalamiajaca, naprawde zwalajaca z nóg won bardzo zgnilej ryby. Tak, to piesu sie odwiazal, wytarzal i wszedl do mnie na poczte sie pochwalic. Nawet nie pytaj, jak sie ludzie na mnie patrzyli. Te 20 minut drogi z poczty do domu przelecialam w 5.
Buhaha :D One wiedzą, jak nam zrobić dobrze :)
Mnie zawsze rozkłada ten ich zadowolony, od ucha do ucha uśmiechnięty pysk. Aż mi żal, gdy w wannie robią się takie… zbiedaczkowane.
Miałam podobne zdarzenie z psim tarzaniem się w smrodach podczas pięknych lipcowych dni na Mazurach, wieki temu co prawda, ale pamiętam do dziś :D Moja suka rasy “popularnej”, o dłuuuugiej sierści, znalazła za hangarem super miejsce do wytarzania się w gnijących pozostałościach po patroszeniu ryb (do dziś serdecznie “pozdrawiam” owego wędkarza na wspomnienie tych “upojnych” chwil ;-)). Efekt był taki, że robiłam parę podejść do czynności umycia psa zanim mój żołądek przestał próbować zrobić zwroty spożytego obiadu ;-)
Atos jest schludny z natury, ludzie tez czasem tacy sie trafiaja, z higiena moga byc na bakier, a zawsze wygladaja czysto.
ciekawa jestem jak to siusianie uskuteczniasz.
Wyobraź sobie, że też jestem ciekawa :D Bo to wygląda tak: uciskasz brzuch tam, gdzie WYDAJE Ci się, że pies ma pęcherz. Oczywiście wcześniej obejrzałaś kilka rycin w internecie i filmików instruktażowych i NIBY wiesz, gdzie to jest. A w praktyce jest tak, że gdy już opracujesz działającą technologię, pies nagle przestaje sikać. Nie dlatego, że jest pusty, bo widzisz, że kapie z niego non stop po kropelce. Po prostu teraz należy uciskać gdzie indziej, albo inaczej, albo choćbyś nie wiem gdzie uciskała, to nic z tego :D
Dlatego gdy uda mi się, jak wczoraj, wydoić z niego pełną pieluchę, to się cieszę jakbym wrotki w zdrapce wygrała.
Musimy czesciej takie komentowe pogaduszki nadranne uskuteczniac, moze znow sie uda Atos elegancko i obficie wysikac;)
Teraz znowu śpi :) A ja doglądam bigosu i powiem szczerze, że tradycyjnie trochę czerwonego wytrawnego zamiast do bigosu trafiło bezpośrednio do mnie ;) Mi wystarczy pół szklanki do szczęścia. Rany, to mój pierwszy w życiu bigos gotowany o trzeciej w nocy :D
Mój owczarek lubuski niskopienny również pasjami lubił utytłać się , najcieplej z córą wspominamy epizod z naszej wycieczki maluchem (126 p) do ruin pewnego zamku , gdzie na trawniku Snuruś znalazł zdechłego kreta i wytarzał się w nim :) Powrót był ciężki, 30 km na wdechu i z otwartymi oknami … Trzymam kciuki za Atosa , fajne z niego psisko.
Moje psy rokrocznie maja epizod ze skunksem. Myslalby kto, ze po pierwszym razie sie naucza, ze z tym bialo czarnym zwierzatkiem sie NIE PRZYJAZNIMY! Nikomu nie zycze wachac takiego sztynku. A domyc sie tego wcale nie mozna.
Z zapachów, których nie idzie się pozbyć, mogę jeszcze wymienić substancję, którą wydziela w odruchu samoobrony pochwycony w ręce zaskroniec. Nie radzę testować :) Młodziutkie egzemplarze, które jeszcze nie znają się na taktykach towarzyskich, są niegroźne. Ale jak stary zaskroniec zapaskudzi Wam spodnie, dłoń czy kurtkę, to możecie się z nimi pożegnać. To znaczy z dłonią trochę szkoda, więc trzeba to po prostu znosić przez jakiś czas ;)
@mp
Ha :) Mieliśmy podobną historię, nie pamiętam już z którym z naszych kritersów, jeszcze za czasów miejskich. Wybraliśmy się na wycieczkę do lasu oddalonego o jakieś 50 km od miasta, no i ta sama historia – powrót w straszliwych oparach i powstrzymywanie torsji ;) Jeszcze przez długi czas po tym zdarzeniu woziłam w bagażniku na stałe – butlę 5l wody, niewielką ilosć psiego szamponu i ręcznik :)
Wspaniały Atos, no cudo, i to spojrzenie :). A na energię nie ma nic lepszego niż porządny kawał drewna.
Dziękujemy :)
Atos pięknie wygląda, gdy pędzi w wilczym stylu przez przykrytą śniegiem śródleśną łąkę… Wygląda tak, jakby tam przynależał.
A jak pięknie wtapia się w leśną ściółkę jesienią to mieliśmy się okazję przekonać właśnie podczas awarii – odnalezienie go było zaiste cudownym zrządzeniem losu. Wzdragam się na samą myśl o tym, jak niewiele brakowało, dosłownie kilku kroków w innym kierunku, żebyśmy go nigdy nie znaleźli. Brr.
Pare lat temu kupilam moim psom do gryzienia jeleni rog. Mysle, ze taki rog jest specjalnie spreparowany (ale glowy nie dam), bo nasz pitbulek ze swoim mocarnym gryzem, nie dal jeszcze razy tego rozpracowac. Dobra rzecz mysle, dla Lasera i Atosa.
Właśnie! Przypomniałaś mi. Muszę jakiś program rozrywkowy opracować dla Antosia, bo widzę, że trochę mu psycha siada od tego unieruchomienia.
Kości mu nie dam, bo perystaltyka jelit na razie i tak uszarpana tą biegunką, którą chyba powoli żegnamy, a nie chciałabym z kolei doprowadzić do obstrukcji. Zabawek piszczących nigdy nie miał, nawet z patykiem nie bardzo wie, co robić. Dziecku można chociaż coś poczytać…
Mam nadzieje, ze wsadzi mi sie comment we wlasciwe miejsce. Z tych rogow jelenich nic nie odpada, ani nie zmieniaja koloru ani ksztaltu. Mysle, ze w zwiazku z tym nic nie wpada im do zoladka, wiec nic nie powinno podraznic Atosowych jelit. Wyszlo mi maslo maslane…
Tak, tak program rozrywkowy bardzo wazny. Nasz pitbulbulek, ma na imie Hogan, by the way, u poprzedniego wlasciciela zjadl najpierw swoja, zbudowana ze stalowych krat skrzynie, typu kurcze, Alcatraz, a potem poszatkowal fotel i kanape. A wszystko to z samotnosci. Jest z nami od czterech latach i teraz, gdy ma kolege nic w moim domu nie zostalo pogryzione. Wlasciwie to raz tylko zezarl mi skorzana torebke, ale wybaczylam mu, bo torebka zachecajaco pachniala, a wina bylo moja, bo powinnam byla ja schowac, o.
@Lidka
A nie, ja to zrozumiałam już za pierwszym razem, tylko skąd ja wezmę jeleni róg? Nigdy w żadnym sklepie nie widziałam. U ordynatora ortopedii pewnego szpitala, w którym gościłam trzy lata temu, wisi w gabinecie imponujące poroże, ale jakoś tak nie wypada… W końcu słabo się znamy, dawno nie widzieliśmy ;)
Ech. Wróciłam z mojego seansu “quality time” z kozami. Kocham te kozy, ich ryjki, ich spojrzenia, bezczelność, przepychanki i wyścigi, łakomstwo, przytulańskość (jest takie słowo?), wszystko w nich uwielbiam. Ludzie, którzy tylko macie taką możliwość – bierzcie kozy pod swe strzechy :)
No i pardon my french, ale zrobiło się lekkie wypizdowie. Na zewnątrz mamy już minusik, a w koziarni plus trzy stopnie. Ziokołek dostał futro jak dzik – gęste i sztywne. Ale i tak miło się ją głaszcze i czochra. Andrzejek wiadomo – kudłaty latający dywan. Bożena i Irena mają podszerstek jak psy. Teraz ściółka osiągnęła taką grubość, że nawet Bożena jest w stanie zapakować swoją cysternę do żłobu, więc wszystkie panny tam śpią, jak na siedmiu pierzynach. Andrzejek poniewiera się na parterze, ale wiadomo – dżentelmen damom ustępuje, zwłaszcza gdy jedna z nich ma rogi.
Wiecie już, że tylko Irena potrafi obsługiwać zamek błyskawiczny. I tylko Irena umie odwrócić wiadro otworem do góry. Serio – reszta towarzystwa nie ma pojęcia, jak działa wiadro! I to Irenę najczęściej widzę przez kuchenne okno, jak sterczy po drugiej stronie północnej furtki i bacznie obserwuje ruch na podwórku. Kiedyś nauczy się ją otwierać i zeżre do reszty czarne porzeczki.
I tak sobie siedziałam, drapiąc Bożenę, i wspominałam początki koziarni, która była graciarnią. Jak wynosiłam te wszystkie rupiecie, zdrapywałam jaskółcze gówno w pokładach grubości kilku centymetrów, myłam te śmieszne okienka, wapnowałam ściany. Ścieliłam podłogę “słomą” z własnoręcznie wytarganych z łąki pokrzywowych badyli. I jak wreszcie wprowadziłam tam mały, biały kredensik, który wtedy był niczym króliczek w wielkim pałacu, a który dziś jest dorodną, piękną, choć może przyciężkawą Kozą przez duże “k”.
Tak mi się rzewnie jakoś zrobiło.
Antoni na razie bez większych zmian. Dużo śpi.
tak sobie od czasu do czasu zerkam na tego krasnoludka obok damy z kosą i się uśmiecham oglądając najnowsze zdjęcia Ziokołka :)
Oj, umiesz Ty poruszyć czułe struny :-)
I prawdę z bajki wydobyć.
Niech się dzieje. Najlepiej, jak może.
I widzisz, Antoni patyków, nie wcina, Laser z przyjemnością, od czego to zależy, bo nie sądzę, że Atos ma mniej energii. Bobo wiórki struga z najgrubszych konarów, demoluje płot, siatkę szarpie, budę zjada, ot tak, nie z frustry, taki ma styl, kości wołowe w ubojni mu kupuję, ale to go nie bawi, rozprawia się z taką giczą w jeden dzień i dalej dookoła Wojtek, ręce opadają. A i okopy kopie, tylko karabin postawić i oblężenir można przetrwać.
@ Iwona
Atos nigdy się chyba nie bawił ze swoimi pierwszymi właścicielami, bo jak mu pierwszy raz rzuciliśmy patyk, czy piłkę, to nic z tego nie kumał. Teraz już lata za rzucanymi przedmiotami, ale do roli niszczarki jeszcze się nie przekonał. I jeszcze jedna zabawna rzecz mi się przypomniała, w sumie w temacie psich upodobań. Laser mianowicie uwielbia warzywa – pomidory, kapustę, marchew, kalafiora i inne. Kapustę lubi też kiszoną, wierzcie lub nie. Z owoców: jabłka, melony (kiedyś były w przyzwoitej cenie w Biedaronce, mieliśmy z Laserem wyżerkę), arbuzy, brzoskwinie…
Za to Atos nie miał kiedyś pojęcia, że to są rzeczy jadalne. Pierwszy liść kapusty wziął do pyska tylko dlatego, że Laser tuż obok niego żarł kapustę jak kosiarka trawę. No i tego pierwszego liścia wypluł z niemałym zdziwieniem i tylko patrzył na ucztę Lasera, zupełnie nie wiedząc co teraz. No bo jak inny pies coś je, to się zazdrości, ale co zrobić, kiedy to są, na psich bogów, liście??
Po latach zasmakował w kapuście, choć kiszonej jednak nie tknie. Ma swoje granice ;)
U mnie warzywa też się je, a z ręki to wogóle już pyszności same, a jak jest towarzysz do zazdrości to i pomidora zjedzą na wyścigi, hitem są cały czas orzechy włoskie:), nie wiem, czy naprawdę takie dobre, czy to tylko kwestia rywalizacji.
Tak! Orzechy włoskie, zapomniałam. Atos nie ruszy, ale Laserowi nawet nie trzeba ze skurupki obierać – bierze orzecha w pysk, odchodzi w zaciszne miejsce, rozbraja zębami łupinę i tak zabawnie wygryza jądro tymi drobnymi, przednimi ząbkami. Jeśli ma możliwość, nie czeka aż dostanie, tylko sobie kradnie. U nas więc nie jest to kwestia rywalizacji, Laserowi muszą naprawdę smakować.
Hmm, nie wiem czemu wydawało mi się, że założysz psu pieluchę i on będzie w niej leżał aż zrobi właściwy użytek.
Atosek minę ma dziarską, jak na dzielnego piesa przystało :) A Laser z patyczkiem jest ilustracją powiedzenia: “mierz siły na zamiary” :)) Czy on sobie nie zrobi krzywdy tym pniakiem?
Pielucha i tak by się przydała, bo Atos popuszcza w trybie ciągłym. Sikam go ręcznie co jakiś czas, żeby właśnie nie leciało z niego ciągle, a do tego zawsze to zmniejsza ciśnienie w pęcherzu. Pielucha wg projektu, który dostałam mailem od jednej z Was, jest w przygotowaniu. Na razie to wygląda tak, że dokąd Antek zawędruje, tam idę i ja, i podkładam pod niego pieluszkę dla dzieci, bo takie kupiliśmy na samym początku. Są małe, więc nie da się ich w żaden sposób przerobić na psie, ale spełniają zadanie pochłaniacza wilgoci tak długo, jak Atosowi się nie znudzi i nie zmieni miejsca pobytu. Tak więc sobie za nim latam, a co dwie, trzy godziny doję.
Laser z patyczkiem. Nie zostawiliśmy go z nim samego, nie :) Gdyby zepchnął ten pieniek z łożka, miałabym chyba dziurę w podłodze ;) Bawił się pod nadzorem, aż się zmęczył.
A, faktycznie czasem o czymś zapomnę Wam napisać, nawet gdy wydaje mi się, że nawet o swoim numerze buta już wspominałam. Te pieluchy dla dorosłych, które kupiłam przez net, nie sprawdziły się. Dziura na ogon OK, tylko zawsze z któregoś końca pielucha jest za krótka. Kiedy pokrywa obszar zalewowy, to wtedy na plecach nie wystarcza. Do tego przylepce na tych pieluchach mają się chyba trzymać siłą woli sikającego, bo na pewno nie na klej przewidziany fabrycznie. Eksperymentalnie spięłam końce zszywkami, ale z powodów wyżej wymienionych i tak do dupy wyszło ;) I się zsuwało. Pielucha na szelkach by się przydała, albo z całą końską uprzężą.
Znow bedzie wygladalo na kryptoreklame, ale pieluchy seni maja dobre przylepce, w przeciwienstwie do pieluch tena.
Hej, Nocna Opiekunko :) Nie mam nic przeciwko reklamie dobrych produktów, więc reklamuj do woli. Mam właśnie pieluchy Seni, być może trafiłam na jakąś trefną partię? A może to faktycznie tylko kwestia tego, że na człowieku nie są poddawane ciągłym torturom. Gdyby miały choć dwa razy większą powierzchnię te przylepce, byłoby lepiej.
Kiedyś moje suczydło chodziło tak ubrane po operacji: podpaska dla dorosłych-odpowiednio spreparowany tzw. pajacyk dziecięcy-trzymał się na szelkach męskich, które żeby nie opadały z psich “ramion” na plecach były związane wstążką. Konstrukcja była zadziwiająca ale wbrew pozorom łatwa w obsłudze-odpinało się “żabki” szelek i ściągało te psie ogrodniczki.
Wszystko to zostało wymyślone po spruciu przez nią pooperacyjnego szwu(a?) na brzuchu.
Lekarz powiedział, że szyje ją po raz ostatni bo już brak mu skóry, zszył ją na okrętkę, ubiór ochronny zadziałał, zagoiło się “jak na psie”, dożyła sędziwych lat.
Aha, u schyłku jej życia też ją wysikiwałam a nawet wykupsywałam.
To są pieluchy ludzkie, tak? Ciutkę się różnimy budową – człowiek i pies… Szelki to chyba dobry pomysł. Uszyłaś cudne obróżki kozom, może i na szelki znajdziesz pomysł?
Gdybyś mieszkała bliżej podrzuciłabym Ci, mam niepotrzebne szelki (ludzkie) i szeroką mocną gumę (4 cm). Coś byś z tego wymodziła :)
Podaję swój mail, jakby coś – mitenki74@gmail.com
A gdy skończy Ci się zapas pieluch, choć mam nadzieję, że następne się nie przydadzą, może spróbuj tych dla psów?
http://www.karusek.com.pl/produkt.php?prod_id=10671&ver=5_1425
Dzięki, Mitenki :) Przeglądałam już oferty psich pieluch w necie i wychodzi mi, że przy przerobie dziennym Atosa (uprzedzano nas, że po sterydach będzie można Atosa używać przy gaszeniu pożarów -tyle sika) na pieluchy poszłoby około czterech stów miesięcznie. A nie wiadomo, jak długo będą potrzebne, tego nikt nam nie powie. Ludzkie (dziecięce) wychodzą dużo taniej i dlatego chcę je wykorzystać w połączeniu z innymi materiałami. Wadą pieluchy mogą być odparzenia i – kto wie – może jeszcze jakiś inny psi dyskomfort. Jeśli nic nie wyjdzie z tych moich robótek ręcznych, to też przeżyjemy. Teraz, gdy pierwsze nerwy za nami, jest mi już łatwiej. Już się tak nie miotam, jak z nagła pęknięty balonik, tylko na spokojnie wszystko analizuję, a i pacjent spokojniejszy ;)
Bardzo się zmartwiłam jak przeczytałam o Atosie.. biedny. Pewni po psiemu strasznie to przezywa, to całkowicie dla niego nowa sytuacja i ma pewno straszna. To silny pies.. da radę :). Nie wiem czy jest cos w czym możemy Ci pomóc ?. Pozdrawiam Was serdecznie i trzymam mocno kciuki za Atosa.
Hej Kalorka :) Dziękujemy :)
Po tygodniu pierwszych nerwów już dalece sprawniej idzie mi obsługa Antoniego, a i on spokojniejszy i wszyscy jesteśmy dobrej myśli. To potrwa. Może miesiąc, może cztery, ale Atos powstanie z pozycji Sfinksa i czy na własnych nogach, czy na kółkach, będzie patrolował swoje podwórko :)
Jak Ty Kanionku funkcjonujesz praktycznie bez snu?Szczerze podziwiam, ale dzięki temu Atos faktycznie może się czuć zaopiekowany i dopieszczony.Na pewno to mu pomaga w dochodzeniu do zdrowia.I jego też podziwiam, że jak piszesz, ze względnym spokojem znosi i bardzo stresującą sytuację i zabiegi wokół jego osoby.Niejeden człowiek na jego miejscu by warczał i gryzł, a on oaza spokoju.
Powodzenia i pozdrowienia !
Nie, Czubatko, ja śpię. Tylko w innych godzinach :) Całodobowa opieka to dlatego, że gdy ja już śpię, małżonek się budzi. Tak, ja na miejscu Antoniego albo bym warczała, albo wyła. Albo jedno i drugie. Kilka lat temu dopadła mnie taka niemoc potworna, mniejsza o szczegóły, że nie mogłam z bólu spać przez kilka dób z rzędu. Nie mogłam też leżeć, tylko pozycja siedząca wchodziła w grę. W szpitalu pewien palanciarski lekarz chciał mi dać strzał z uspokajacza, bo ciężko mnie było dotknąć, ale ja nie warczałam z wścieklizny, tylko z bólu i wycieńczenia. Jego młodszy, mniej palanciarski kolega, pofatygował się żeby ze mną POROZMAWIAĆ, wiecie, jak z człowiekiem, i od razu zrobiło się inaczej. Ech, nieważne.
A co do Atosa – jak on się szybko uczy! Obecnie dotarcie z mojego pokoju do kuchni, gdy akurat podaję kotom żarcie, zajmuje mu około 10 sekund, TAK popiernicza na tych przednich łapach!
W kwestii programu rozrywkowego dla Atosa.
Może sprawdzi się kawałek jakiejś rury plastikowej z wciśniętym do środka żarłem o konsystencji pasztetu. Jeśli Atos nie ma skłonności do zżerania zabawek, to można do tego celu poświęcić stara gumową piłkę a w stare skarpetki można zawinąc kilka chrupek. Przydają się też tekturowe rurki od papieru toaletowego czy ręczników papierowych – można w nie wsadzić chrupki a końce zacisnąć albo zatkać papierowymu kulkami.
I niech się pies męczy ;)
A i jeszcze przyszło mi teraz do głowy żeby w klocku drewnianym wywiercić dziurki, napchać tam “pasztetu” albo powciskać chrupki. Hmmm. sama musze tego spróbować u Buły, choć ona pewnie zeżarłaby drewno z pasztetem.
to Bula jest psem, czy krokodylem?
Buła jest pewnie Bułdożerem!
tak,tak! skrzyżowaniem krokodyla z bułdożerem! z nutką małpy na brzytwie. I z kozy też coś ma bo tryka pierwszorzędnie (nosem nie czółkiem, ale też chyba się liczy) i na pochyłe drzewa włazi.
Znam ten typ:D, kudłata, czy gładka?
Jak tryknie, to czasem fiknąć można, jak czułkiem napiera to lepiej mieć coś za plecami, krokodyle szczęki, którym nic się nie oprze, jak łapki na ramionach położy to face-to-face pogadać można, góra miłości, radości, masa energii, dziwaczne obyczaje i spojrzenie, jakbym mu matkę w pierogi zawineła :D
1. Bardziej gładka niż kudłata (najbliżej jej do dingo)
2. Iwona, skąd znasz Bułę? :)
Lepiej się nie da jej opisać.
Można tylko dodać, że nic na świecie bez niej. Ludziom na ulicy zakupy trzeba sprawdzić, zbadać co wydaje dźwięki w telewizorze, przypilnować dokąd biegnie kot…
Taki drugi Pies-Interwencja :)
A mój kudłaty, kaukaz albinos, jak mówi nasz wet, terytorialny u siebie, wśród ludzi na w nosie wszystkich i wszystko, aby stosowny dystans trzymali, ale o to nie trudno, jakoś nikt się nie kwapi do nawiązywania znajomości :D
Faktycznie, takie wynalazki z dziurami, do których można karmę pakować, chyba nawet sprzedają w sklepach zoologicznych. Się pomysli. Tylko w rolce od papieru odpada, zjadłby rolkę jak nic. Oni potrafią zeżreć kawałek papieru nasączonego olejem roślinnym ;)
Pozdrowienia od bili i od Karmelci. Ona też wyszła z poważnych zdrowotnych tarapatów. Przewalczyłyśmy rekonwalescencję po 2 operacjach i uciekłyśmy od niekompetentnego weta(znaczy ja z Karmel na rękach) i sunia bryka. Więc Atosie trzymajsie
Atos pozdrawia pannę Karmelcię i kazał powiedzieć, że on też będzie śmigał i jakby co, to nie jest kastrowany ;)
Hej, hej! Atos wygląda DOKŁADNIE tak samo jak moja Zunia :) A w książeczkę jej wpisali, że jest mix wilczaty :) Może to jest jakaś rasa, bo wychodzą takie same egzemplarze. Kochane te nasze zwierzaki :)
Pecik, Ty chyba masz imieniny???
O mamuniu Ola – wertowałam dziś w pamięci czy znam Andrzeja jakiegoś i mi wyszedł TYLKO Pecik….Wszystkiego najlepszego i tego ..no …wiesz….dużo koziołeczków;)
Zdrowie Pecika piję już od kilku godzin. Będzie zdrowy jak nie wiem co. Nalewka z czarnej porzeczki. Pa.
…..
Swoją drogą to już niezły wirus musi być jeśli w Andrzeja mi się kozioł wspomina. Li i jedynie.
Chyba sobie powróżę.
Ha ha ha.
Dobra wszystkim dobranoc.
Zdrowie Was wszystkich.
Teraz truskawkowym (!) winem z klasztornej piwnicy.
Jak to powiadają moi przyjaciele z Charkowa – pierwszy toast za …miłość!
Może Bożena imprezę andrzejkową robi?
Dzisiaj są Andrzejki? Nigdy się w to nie bawiłam i co roku dowiaduję się w dzień lub tuż po zabawie ;)
U mnie jest już prawie minus dziesięć i tak ma być przez kilka następnych dni. Teraz nie mam już wody całkiem wcale nic. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
To jak sobie radzicie w mrozy???
O kurcze, a w mrozy trzeba pic duzo wody i zup i herbat. Jak Ty sobie radzisz bez hadwao?!
U mnie -7, przy gruncie pewnie więcej. Bez wody to naprawdę tagedia, napoić zwierzęta, nakarmić, a centralne też bez wody nie napalisz, nie wspominam nawet o myciu, zmywaniu, praniu.
Hej dziewczyny :) Centralne ma wodę w obiegu zamkniętym i tylko raz na jakiś czas trzeba odkręcić zawór i dolać, w razie spadku ciśnienia w instalacji.
Wodę do picia mam w butelce. Została już tylko jedna, więc trzeba się uśmiechnąć do “sąsiadów”, i podjechać z naręczem pustych butelek. Ręce myję polewając je taką podgrzaną w czajniku. Pranie wykluczone, mycie długich włosów to mordęga, że nie wspomnę o obesranym tyłku Atosa. Ja mogę chodzić z kołtunem na łbie, psa trzeba umyć do czysta. Ostatni raz myłam się chyba trzy dni temu, to się da przeżyć.
Zmywanie naczyń – pech chciał, że akurat miałam pełny zlew po robieniu bigosu. Wczoraj umyłam gary tak: rozbiwszy uprzednio lód na powierzchni wody w zbiorniku z deszczówką, nabrałam wiadro i duży gar lodowatej cieczy, część podgrzałam i dawkując do miski myłam w niej gary, a że reszty już mi się nie chciało podgrzewać, to płukałam w tej lodowatej. Ale deszczówka na wykończeniu, a nie wiem, jak sąsiedzi będą się zapatrywać na dojenie ich z wody co kilka dni ;)
Zwierzakom trzeba wodę donosić i tyle. Ten wynalazek małżonka okazał się zbyt słaby, zresztą kozom do miski niczego z kablem nie włożę, bo nie wytrzymałyby z ciekawości ;)
Myślał indyk… że doczeka się deszczu. Myślał też, że w listopadzie i grudniu będą przymrozki, ale że w nocy -10 a w dzień -5, bez chwili na rozmrożenie? Nie pomyślał.
Trzymajcie się CIEPŁO :D Oby do odwilży.
jeny, jeny :(
gdzieś koło soboty ma być cieplej…
No to faktycznie masz kłopot z wodą, a raczej z jej brakiem.Z dzieciństwa pamiętam jak mój tato wbijał tak zwany szpic i pompa ciągnęła wodę.Ale z tego co wiem to trzeba trafić w żyłę wodną.Zresztą tam far far away u Ciebie jest mróz to teraz nici z tego.Pozostają chyba tylko uczynni sąsiedzi.Chyba należy Ci się przydomek “żelaznej” lady niczym słynnej Margaret.
A jak Atos?Mam nadzieję,że lepiej.Trzymaj się Kanionku cieplutko.
Oj, nie ma wody w Szato Kanionek. Bardzo mi przykro. A nie mieliscie w przeszlosci moze jakiegos speca, ktory znalazlby wode na Waszej posesji? Slyszalam o takich firmach. Nie tylko wierca studnie, ale najpierw szukaja zyly wodnej i wierca w najkorzystnieszym miejscu. Ta Wasza “szwagrowa” studnia moze lezy na wlasciwym miejscu, tyle ze jest za plytka. Moze rzeczywiscie tylko ja poglebic?
Wiem, ze priorytetem jest Atosek i zgadzam sie z tym w calej rozciaglosci. I nadal oferta pomocy stoi. Pozdrawiam goraco.
PS. Jezeli jest taki duzy mroz, to raczej nie bedzie padalo…:(
A slyszal ktos o mdlejacych kozach? Peklam ze smiechu. http://youtu.be/uT-UGTQd6zQ
:D Faktycznie, komicznie to wygląda :) Gdzieś, kiedyś, chyba widziałam video z psem o takim genetycznie uwarunkowanym psikusie natury. Moje kozy na pewno nie cierpią na tę przypadłość, a może szkoda ;) Gdy wchodzę z wiadrem do koziarni, wolałabym żeby padły sztywne z podniecenia – miałabym czas na rozdzielenie żarcia między garnek Bożeny i korytko pozostałej trójki. A tak skaczą po mnie usiłując dostać się do wiadra, które muszę trzymać na głowie ;)
hihihih;; komiczne to , ale chyba słyszałam cos na ten temat, że one mdleja jak sie je przestraszy :D
Ojć, nowa bieda w Kanionkowym królestwie :(
Nie wiem co się robi na wsi gdy studnia wyschnie, bo w mieście to wiadomo – jak poważniejsza awaria podstawiają beczkowóz z wodą.
Pranie zawsze możesz podesłać do wiernych czytelniczek – upiorą, uprasują, poskładają i przewiążą wstążkami. A woda? Kiedyś w sejmie posłowie modlili się o deszcz, może i my powinnyśmy w Twojej intencji Kanionku?
A poza tym, jak tam sprawy za górami i lasem?
Jakaś poprawa, choć tycia u piesa? I jak Ty się czujesz? Uściski :)
Dziś w nocy przyszło mi do głowy, że za jakiś 3 tygodnie to możesz po prostu zapytać Bożenę jak tak u niej sprawy….Jak chodziłam do piątej klasy, uparłam się i przesiedziałam dwie godziny w nocy w wigilię w owczarni…
Sobie pogadałam! Okazało się, że najrozmowniejszym zwierzęciem byłam ja.
……
Bez wody to naprawdę bieda. I naprawdę problem.
Ściskam.
Ja tez, Kachna, przesiedzialam w stajni w Wigilijna noc, majac lat osiem. Z dziadkiem. To byla jego wina, bo to on mi naopowiadal bajek o rozmownych zwierzetach. Zostal wtedy kolektywnie oddelegowany przez moja rodzine razem ze mna do stajni. Skonczylo sie na zjedzeniu mojej czapki i jednej rekawiczki przez konia i przysnieciu dziadka na stolku.
Najlepsza Wigilijna noc w moim zyciu!
Tak, Bozena moze wreszcie zdradzic, coz to jest za stan, w ktorym ona sie znajduje.
Szkoda, ze nie moge podeslac deszczu, bo wlasnie u mmnie leje. Pozdrawiam.
Kanionek, ty to jestes kobieta z zelaza. Rabac lód zeby natopic i miec wode. SZACUN. Ja bym tam pewnie lezala w jakims zakamarze, zawinieta we wszystkie posiadane w domu koce.
Kanionku, odwilży życzę Tobie i sobie, bo zimna nie znoszę jak mojego teścia ;-)a jak się uczepiłam ostatnio prognozy długoterminowej, że ma być +8 to tak teraz tkwię w tym stuporze. Jak przyjdzie ocieplenie to odtaję :-) Deszczu życzę również, niech pada ile wlezie do studni :D Dobre fluidy przesyłam dla “połamańca”, łoś ponoć odżył to i pies może przeca :-)
Właśnie zastanawiałam się co u łosia,a że przez weekand byłam pozbawiona internetu, to wiadomość wstrzelona od Ciebie Eli w idealnym momencie.Zwierzęta mają chyba swoje ukryte moce,które wykorzystują w dochodzeniu do zdrowia.Trochę im na pewno trzeba pomóc, ale instynkt im podpowiada co w tym momencie dla nich najlepsze.A swoją drogą to granda w biały dzień z tym łosiem, któremu żaden z włodarzy miłościwie panujących nie chciał pomóc.Nie ma na nich paragrafu?Żeby chociaż trochę się patafian jeden czy drugi przestraszył, bo konsekwencji pewnie żadnych nie poniosą.Rozpisałam się, ale wkurza mnie bardzo arogancja naszej włdzuchny(przytyk do wczorajszej 2 tury w mojej gminie-masakra).
No to już bez” wycieczek”personalnych.
Kanionku obfitych opadów w temperaturze poniżej 0 i czochranko po mądrej łepetynce Atosa.
Pozdrawiam
chyba już nic nie będę pisać, bo łoś…no właśnie :-(
Właśnie sprawdziłam…Przykre
O co chodzi z łosiem? Nic nie słyszałam.
Powyżej 0 miało być.Ja Ci naprawdę dobrze życzę!
Czubatka, wiem :)
Dajcie spokój z tym żelazem, ja jestem Człowiek z Waty, jak już się kiedyś reklamowałam na pewnym forum kardiologicznym.
Łatwo mnie przestraszyć, zastraszyć, wpędzić w poczucie winy, zdezorientować i rozpłakać.
Jestem niedecyzyjna i nieżyciowa. Moje największe aspiracje to życie z kozami i śmierć w lesie, proszę uprzejmie.
A ta warstwa lodu to nie była zimowa pokrywa jeziora Bajkał, tylko głupie 5 cm na zbiorniku z deszczówką. Gdybym była mądrzejsza, wzięłabym siekierkę, zamiast nakurwiać patykiem jak jaskiniowiec.
O łosiu nic nie wiem i nawet nie chcę czytać. Byle co jest w stanie zachwiać moją obecną “równowagą”, ale mniejsza z tym. Od dwóch dni zabieram się za nowy wpis, a zamiast tego – oglądam jakiś naciągany serial o prawnikach i politykach na kompie.
Wasz, nieco skisły, Kanionek.
Hej, Kanionku, nie rób scen :-)Ty jesteś słaba, Ty? W życiu, kobieto, kto by dał radę tak zasuwać? Niedecyzyjna i nieżyciowa? no toś mnie rozbawiła do łez, buahahahahahahaha!!!!!!!
Serial też dla ludzi, ja lubię takie filmy odmóżdżacze, czasami dobrze tak patrzeć i nie wczuwać się za bardzo :-)
U mnie bardzo smutna wiadomość, ale myślę sobie, że takie życie ot co…Nie daj się, o co prosi całkiem od niedawna zaglądająca tu czytelniczka :-)
poogladaj sobie, zrob sobie przyjemnosc, nowy wpis nie zajac, czy Ty jestes jakis stachanowiec? byle menazerie oprzatnac, a my poczekamy!
Nie no, nie chcę byście ulegali złudnym wrażeniom, czy może wyobrażeniom – ja nie mam teraz dużo do roboty fizycznie. “Mokre” żarcie dla kóz przygotowuję od razu na dwa dni, i włącznie z szatkowaniem marchwi, jabłek, buraków, kapusty itd., gotowaniem ziemniaków, studzeniem i mieszaniem tego wzystkiego zajmuje mi to dwie do trzech godzin. Przy okzaji robię porcję dla kurczaków, drobniej pociętą, z dodatkiem płatków owsianych i kaszy. Kozy dostają “mokre”, kilka godzin później owies, trzeba im wymienić wodę, i to wszystko. Siano mają non stop, ale coś im nie smakuje. Może jeszcze nie poczuły zimy na dobre ;) Szczotkowania towarzystwa i drapania Bożeny nie wliczam w poczet obowiązków, to moja przyjemność.
Donoszenie słomy do koziarni? Kilkanaście rundek, max pół godziny, i to nie codziennie.
Mycie naczyń “na jaskiniowca” jest może upierdliwe, ale to nie praca w kopalni.
Raz na tydzień lub dwa kroję, mieszam i porcjuję żarcie dla kotów – ryby, podroby, takie tam. Potem wystarczy wieczorem pamiętać o wyjęciu porcji z zamrażarki.
Laser dostaje suchą karmę raz dziennie. Ja też jem raz dziennie. Antoni ze względu na pobieranie tabletek dostaje żarcie kilka razy, w mniejszych porcjach. Obsługa Atosa jest podzielona między mnie i małżonka.
W piecu centralnym pali małżonek.
To by było na tyle. Nie jestem zmęczona fizycznie. Owszem, jest zimno i ogólnie do dupy, ale tak to jest o tej porze roku.
Przykro mi, że mnie tak mało ostatnio i dziękuję, że mimo wszystko cierpliwie czekacie. Oby było na co, a gdyby się okazało, że jednak nie było, to wiecie, co robić: pomidory, zgniłe jaja, stare ziemniaki. Przyjmę na swą klatę z waty, co mi tam ;)
jasneeeee .. już lecimy z koszami pełnymi zgniłych jajek i ziemniaków . Kanionku trzymaj się ciepło :)
A trzymam się. Laser pod kołdrą dorabia za termofor ;)
Kanionku, juz Ty tak nie umniejszaj sobie.
To duza sztuka bedac z waty, dzialac tak jakby bylo sie z zelaza.
Hej skisły Kaninku, hej :) Coś bym napisała, tylko sama nie wiem co. Ale jako ta koza się cisnę do głaskania :)
Co do seriali odmóżdżaczy, to fajny jest francuski Profilage. Jak miałam doła, to 4 sezony machnęłam hurtem.
Kości, o której pisałaś, Kubie nie kupiłam (poszłam zajrzeć do zoologicznego, ha!) bo przeraziła mnie sama jej wielkość i skutki jej mlaszczenia na dywanie. Ale w ramach zadośćuczynienia Kuba otrzymał pluszowego renifera sporej wielkości. Najbardziej narażony na obgryzanie jest czerwony nos. Ale jeszcze cały.
Tylko ja po francusku to umiem tylko rogalik zjeść (w sensie, że on jest po francusku), a z napisami na małym ekranie źle mi się ogląda, bo albo widzę napisy, albo akcję :D Rozumiesz, starość nie elastyczność.
Zabawki wypychane uwielbiał mój Szeryf. Rozpruwać, ma się rozumieć. Robił im tylko taką małą dziurkę, jak do laparoskopii, i precyzyjnie wyciągał kłaczek po kłaczku wypełnienia, aż pluszak sflaczał. Ilość kłębiących się wokół wnętrzności była zadziwiająca. Jego pierwszą zabawką tego typu była urocza owieczka z dzwoneczkiem. Aż mi jej żal było.
Nie wiem, jak to się dzieje, ale Kuba rozumie. Dostaje zabawkę, albo sam sobie ją wyciąga z torby na zakupy (!) i zaczyna się szaleństwo pod sufit. W tym czasie ja mu tłumaczę, że nie wolno zjadać, on łypie na mnie okiem i udaje, że rozszarpuje. I tak sobie gadamy, a miś zostaje cały :) Tej samej sztuki nie udało mi się dokonać z piszczakami, które za każdym razem kończą w strzępach i ryzykiem, że gwizdek będzie kwiczał z Kuby brzucha…
:) :) :)
A skoro nadgryzłaś temat piszczałków – Szeryf miał wobec nich zacięcie naukowe. Nowego piszczałka najpierw gwałtownie testował przez kilka minut, aż uszy krwawiły, po czym precyzyjnie zębem usuwał ten gwizdek i sprawdzał, czy zabawka nadal piszczy. A ponieważ już nie piszczała, tracił nią zainteresowanie. Każdy bez wyjątku piszczałek był więc atrakcyjny tylko przez kilka minut :)
Mam przy okazji pytanie: na jakiej zasadzie dobierane sa avatary dla konkretnyh nickow?
Sa zabawne, a w moim przypadku bardzo trafny:)
Na zasadzie rosyjskiej ruletki ;) Komuś się trafi fajny, innemu nie. Wyroki tej wtyczki są niezbadane, a jej kaprysy święte i nie da się ich nigdzie zaskarżyć.
Innymi słowy – ja w tym palców nie maczam, a gdybym spróbowała, pewnie by mi je odcięło ;) Próbowałam już wymusić możliwość zamieszczania komentarzy dowolnej długości, ale wtyczka mówi jasno i tonem nieznoszącym sprzeciwu: “Nie będziesz mieć komentarzy krótszych niż 15 znaków. Odmaszerować”. To przeprosiłam i poszłam.
Kanionek milczy, czyli spi.
Bardzo dobrze! Dobrych snow,
Nie, pisać próbuje, pożal się Porze. Niedługo będę zasypiać przed świtem i budzić się po zmierzchu, porosnę sierścią i dorobię się kłów. Nietoperze już do mnie przylatują – dwa dni temu eksmitowałam jednego z mojego pokoju przy pomocy siatki na motyle :) Jak by nie było, na pewno nie będzie nudno.