Komu bije w dzwon, czyli miej litość Bożena
W koziarni pachnie Bożym Narodzeniem, bo przywieźliśmy z małżonkiem taczkę z czubkiem gałęzi świerkowych, kozy żują jak oszalałe i w powietrzu unosi się zapach świeżo mielonego igliwia i dzwonią dzwoneczki. A dokładniej nie dzwonią, tylko dyndają. I nie dzwoneczki, tylko wielkie jaja Pecika.
Może na wstępie taka informacja dla fanek Pecika. Macie niewymowne szczęście, że tapety na ekranie monitora są bezwonne, w przeciwieństwie do trójwymiarowego Pecika, który jedzie jak stwór nieboski. I mam w związku z tym kolejną rymowankę okolicznościową: Pecik, Pecik, oszczałeś sobie tupecik. I nie tylko tupecik. Bo tudzież nóżki i grzbiecik.
Podobno kozły tak robią, by wzmocnić swój samczy autorytet, i co gorsza, kozom się to podoba. Co jeszcze gorsza gorsza, gorliwy Pecik nie poprzestaje na samobiczowaniu, o nie. Gdy tylko któraś panna kucnie z wdziękiem, by zasilić ściółkę w płynne mikroelementy, Pecik mało nóg nie pogubi by zdążyć na prysznic. I robi potem taką zabawną figurę: przeciąga się jak pies, wyginając grzbiet ku ziemi, unosi wysoko górną wargę ukazując seksowne, nagie dziąsło, i zasysa powietrze z ekstatycznym wyrazem pyska. Ogólnie rzecz ujmując – bardzo jest z siebie zadowolony. Ja trochę mniej, ale kto tu się liczy z moim zdaniem?
Aha, a wszystkie czytelniczki, które pragnęły zostać kozą Kanionka, powinny to jeszcze dobrze przemyśleć. Dziś bowiem siedziałam sobie jak zawsze w koziarni na odwróconym wiadrze, patrząc jak wszyscy jedzą, aż tu nagle przylatuje do mnie Pecik, z jakimiś PRETENSJAMI! Obszczekał mnie, obszarpał za rękaw, strzelił z czółka, popatrzył nagląco, a gdy w końcu wstałam nie wiedząc czego się spodziewać, wspiął się na te swoje krzywe tylne nóżki i próbował wykoziołkować moją nogę! Komuś tu ewidentnie na obsikany dekiel padło. I szkoda, że go nie widziałyście, drogie wielbicielki. Wzrok miał bowiem dziki i suknię plugawą, a mokre na czółku kędziorki poskręcały mu się w diaboliczne loczki, zaś po drugiej stronie rogów tupecik miał potargany jak szalony profesor fizyki, zapewne jądrowej. Wyglądał jak miniaturka Szatana i brakowało mu tylko dymiących nozdrzy. Przysięgam na czarny wąs Tradycji, że się go wystraszyłam.
Tymczasem do meritum. Obiecywałam, że Bożeny macać już nie będę? Obiecywałam. I nie macam. Jednak codziennie obserwuję, brzuch Bożeny wzrokiem przeszywam, śledzę, spojrzeniem omiatam, prześladuję. I NIC się tam nie rusza. Wczoraj, po godzinnym szczotkowaniu całego koziego inwentarza i obowiązkowym drapaniu Bożeny na jej wielokrotnie wyrażone życzenie, osiągnęłam stan świętego spokoju i ostatecznie, jak mi się wydawało, pożegnałam obłęd.
Bożena, mówię, nie ma sprawy. To nic, że nie będzie koziołków. Jesteś u nas już dwa miesiące, żresz za trzech, wyglądasz jak balot siana na czterech kopytkach, ale to nic. I tak cię kocham. Po prostu jesteś baryłą i tyle. Taka uroda, ze mnie też niby coś miało być, a nie ma. I poszłam sobie spać całkiem zadowolona, że nie muszę się już niczym martwić, love and peace, kompot może być bez śliwki, maszyna losująca wyciąga blanka a rakieta nie odczepia silników. End of story.
TYMCZASEM dziś Bożena wypuściła tyłem taki długi glut… Przepraszam, mam nadzieję, że nic akurat nie jecie? No więc taki długi śluzoglut wyprodukowała, biegając z nim od żłobu do garnka, jakby nigdy nic. No to ja pobiegłam po ręcznik papierowy, przechwyciłam glut, obwąchałam podejrzliwie (bo wiecie, naczytałam się o stanach zapalnych dróg rodnych u kóz), i – naturalnie – wpadłam z powrotem w obłęd, jakby wczorajsze zen w ogóle się nie wydarzyło. Glut był całkowicie bezwonny, w kolorze kremowym. To dobrze. Tylko CO ON OZNACZA? Że Bożena jest w rui? Że jest w fazie przedporodowej? Gdybyście przeryli przez tyle wątków okołoporodowych na kozich forach co ja, to wiedzielibyście, że… na dwoje babka wróżyła. A nawet na troje, niestety, bo opcje są dokładnie trzy: ruja, zbliżający się poród, zbliżający się poród martwego koziołka. Uff. Napisałam to. Naczytałam się o martwych koziołkach, a że w Bożenie nic się nie rusza, to weźcie mnie zastrzelcie, bo nie wiem, jak to zniosę.
Pecik się do niej nie zbliża, ale to raczej z obawy o własne życie. Bożena ma go w głębokim poważaniu, bo on dla niej sam jest jak glut, niepotrzebnie zwisający z tyłka wszechświata. Coraz bardziej korci mnie, żeby zadzwonić do pani weterynarz z pytaniem o to USG. Ale czy powinnam niepokoić Bożenę (zawsze to obca osoba i do tego ganiająca czymś dziwnym po brzuchu) tylko dlatego, że mi padło na dzban?
No i nie mam już siły pisać o moich ulubionych jabłkach z dzieciństwa, o tym że małżonek napompował mi wody ze stawu do studni i mogłam umyć włosy i pojechaliśmy przebrani za ludzi na wybory, o tym że małżonek zabezpieczył drewniany próg kurnika blachą z puszki po brzoskwiniach, bo w nim myszy tunel wygryzły, ani o tym, że w ogóle piszę do Was tylko dzięki temu, że małżonek skutecznie ocucił mój klaptop po śmierci klinicznej z powodu atrofii wiatraczka. Nie mam siły, bo czytam ponownie te wątki o kozich porodach i oglądam zdjęcia kozich dup, co chwilę latając do koziarni i świecąc zdziwionej Bożenie latarką pod ogon.
Eny noł kłeszczyns, że pardą?
PS. Przypomniałam sobie: będąc u Mamy korzystałam z jej komputera i na Kanionek.pl doznałam wstrząsu z powodu strasznej czcionki. Strasznej. U mnie jest ładna i czytelna. U Mamy jest popierdolona i gryzie w oko. Żadne ustawienia czcionki z poziomu przeglądarki nie pomogły. Czy Wam się dobrze czyta?? Czy też macie takie posklejane jak bliźnięta syjamskie, wielkie bukwy tnące rogówkę jak wyszczerbiony skalpel? Bo jeśli tak, to muszę coś z tym zrobić.
Bukwy som idealne, czyta się wspaniale i z powodu formy i treści, no worry. Ja piję gruzińskie winko czerwone półwytarwnw, gryząc pazury ze zdenerwowania, jakie wyniki wyborów. A tu leśne dziadki z PKW nie wiedzom. I nie widzom też problemu, że system informatyczny za ciężkie miliony nie działa. W kilkuset komisjach oszustwa i błędy wyborcze, karty mojego stowarzyszenia Miasto Jest Nasze giną, ale i tak wchodzimy do rad w kilku dzielnicach, ju nou? W Śródmieściu nasz szef Janek Śpiewak może być wiceburmistrzem i mamy 5 mandatów, PO i PIS po 10, jesteśmy języczkiem u wagi. Na Żoliborzu 3 mandaty- więcej niż bogata lewica, a na kampanię się zrzucaliśmu po 167 zł. Victoria! Twoja kózka , jak przewiduję, jednakowoż po ty śluzie się okozi, tak czuję na odległośc. Tylko nie nerwujsia, isy, kozy się nie spieszą. Na to konto jutro zakupię serek kozi i zrobię sobie sałatkę / serek, buraki orzechy, balsamico, oliwa…/ Wytrwałości Kanionku i nie wąchaj Pecika, bo się uzależnisz. Pierduł o porodach też ne czytaj, natura jest mądra, koza da se radę bez Twojego martwienia. Koziołek/ Lki? lleniwe i nierychliwe, ale sprawiedliwe, wyjdą, zameczą, kapcie zeżrą…Saluti!
Hej Lena, gratulacje! Ja mam tak serdecznie dość POPiSowej przepychanki, że głosowałam na niezrzeszonych.
Serek kozi dobry był? Bo winko to ma się rozumieć :) Sama bym łykła, bo sprzątanie sprzątaniem, ale nic tak nie koi moich nerwów jak masaż terapeutyczny (no tego sobie niestety nie wytrzasnę), popity czerwonym wytrawnym. Winko mam, ale nie mogę. Żołądek jeszcze nie gotowy.
Wiesz, ja rozumiem, że skaczę wokół Bożeny jak – nie przymierzając – pchła z czkawką wokół niewzruszonej piramidy, ale przysięgam, nic nie poradzę. To mój pierwszy raz. O ile w ogóle coś z tego będzie. Skoro natura taka mądra, to dlaczego Kanionka takiego głupiego zrobiła, hę? Może też była akurat po winku… :-/
Niech one już wyjdą, te koziołki, oddam im wszystkie moje kapcie i walonki małżonka dorzucę!
Ależ potrafisz rozbawić.Czcionka u mnie wyraźna.Zastanawiam się,czy nie przesiąkasz tym aromatem z koziarni i czy małżonek to toleruje.Jak byłam na wakacjach agroturystycznych,córka całe godziny wystawała w oborze,to wiem jak pachniała.Myślę,że u Bożenki to początek porodu ,a jakby(nie dopuszczamy takiej myśli)małe było nie całkiem żywe(czary takie)to chyba koza nie miałaby apetytu i w ogóle czułaby się źle.Życzę nam wszystkim dobrych wieści.Czyżby Tradycja nie upilnowała alkowy?wspominałaś,że może będą młode,jeśli Pecik nie strzela ślepakami.
Hm. A córka odwiedzała oborę z kozami, czy może końmi lub krówkami? Bo taka krowa jak zrobi placuszek, to on waży tyle, co Pecik ;)
Wiem też od znajomego hodowcy bydła, że odzież szybko przesiąka zapachem tzw. sianokiszonki.
Małżonek nawet nie musi niczego tolerować, bo serio, w mojej koziarni nie śmierdzi. My tu o moim honorze mówimy :) W mojej koziarni słoma szeleści, a nie klei się do butów. A byłam już w takiej, gdzie można się było na tyłku przejechać, takie błoto :-/
Inna sprawa, że u mnie na jedną kozę przypada jakieś 9 metrów kwadratowych, a nie jeden, a to wiele zmienia. Latem kozy przebywają głównie na pastwisku, a zimą temperatura nie pozwala na szybkie procesy gnilne. Metraż i sprzątanie gdy ściółka tego wymaga – mój przepis na to, by po otwarciu drzwi koziarni nie odrzucało nas do tyłu na trzy metry ;) Gdy naszych kóz przybędzie, będę musiała sprzątać częściej, ale wolę to, niż łzy z oczu pogryzionych amoniakiem. Że nie wspomnę o komforcie zwierząt.
W kurniku też pilnuję porządku i olfaktorycznie badam stan ściółki. Nie zapomnę tego jednego razu, gdy byłam u pewnej pani po kurzy obornik. Ona z kurnika zrobiła sobie magazyn gówna i tak jej było wygodnie. Tylko raz w roku, wiosną, wywoziła ten obornik taczkami i zakopywała w dole, by się przekompostował. Powiem Wam, że po dwóch wdechach wybiegłam na zewnątrz z odruchem wymiotnym. To nie może być zdrowe, ani dla zwierząt, ani dla gospodarza :-/
Teraz z tym brakiem apetytu i złym samopoczuciem, gdyby koźlę było martwe. Też tak myślałam! A ludzie piszą, że czasem koźlak rodzi się martwy i widać, że był martwy już długo, bo odłazi z niego sierść… Przepraszam za drastyczne szczegóły, ale takie życie :-( I stąd moje zmartwienie. Ale staram się wciąż wierzyć, że jeśli Bożena w ogóle jest w ciąży, to jeszcze wszystko skończy się dobrze.
Nieee, Tradycja nie miała wpływu na życie seksualne Cioci Bożeny, bo Bożena jest u nas dopiero dwa miesiące. Przyjechała z Ireną, dzień po tym, jak wzięliśmy dla Tradycji Pecika. Cała trójka z jednej “hodowli” (Wy wiecie, dlaczego cudzysłów). A ponieważ Bożena już wtedy była dość okrągła, padło podejrzenie, iż jest mnoga i do dziś tajemnica pozostaje tajemnicą :)
A jeśli Pecik nie strzela ślepakami, to kolejne nerwy czekają mnie (i Was?) gdzieś na przełomie marca i kwietnia :)
no, Kanionku, doigralas sie, musisz teraz byc samica alfa, bo Pecik zdecydowal sie na przejecie kontroli nad stadem; Bozena niechybnie sie rozleci; moj wiatrak tez sie zacinal, ale mi pan kazal popychac go igla i od tej pory dziala bez zarzutu.
Samicą alfa? Bez rogów? :D
Nie, Bożena będzie sobie ze mnie robić jaja, aż ja się rozlecę :) I wtedy ona przejmie kontrolę nad WSZYSTKIM, a małżonek będzie jej parzył herbatkę z rumianku i masował raciczki :)
Ale w klapsztungu, znaczy laptopie, się nie da igłą. Żeby dotrzeć do tego miniwiatraczka, trzeba mieć narzędzia chirurga i zdemolować uprzednio pół sprzętu. A przynajmniej zdjąć klawę, odpiąć to i owo, odkręcić milion mikrośrubek i dopiero jesteśmy na miejscu :)
Czcionka w porzadku.
A mnie sie wydaje, ze Pecik chcial zrobic zadoscuczynienie tej czwartej zenskiej kozie, ktora przychodzi do koziarni i karmi go z reki. Dal Ci do zrozumienia, ze tez jestes brana pod uwage i jestes jego dziewczyna, i koniec. Z tym obsikiwaniem siebie i znaczeniem terenu to jest chyba typowe dla ssakow? Jakos nie kojarze, zeby inne gatunki tak mialy. Gospodarz tez leje najchetniej za stodola.
Z tym gospodarzem lejącym za stodołą, to mnie położyłaś :D A Pecik, hm… Może faktycznie chciał zapunktować? Dać mi do zrozumienia, że mnie też kocha? Albo, że się mnie nie boi, choć jestem ze wszystkich kóz największa :D
Tak czy siak, słodki z niego pierniczek :)
A w ogole to spadl u mnie snieg i wczoraj w nocy bylo -14. Niech mnie ktos pozaluje…
Lidko, żałuję Cię przeogromnie, -14 to już tylko dla niedźwiedzi polarnych…nie lubić zimna i zimy i tego białego koloru (biały to tylko t-shirt w lato :-))
Ja Tobie żałowania nie żałuję, ale wiesz, gdy my się tu wprowadziliśmy, do pustego i wyziębionego domu, to był akurat koniec stycznia i za oknem -25 :) A w środku coś koło zera. A kilka dni później zrobiło się mniej, niż minus trzydzieści, ale nie wiemy ile mniej, bo termometr poniżej minus trzydziestu już nie kumał :) Wyobraź sobie – zero mebli, wiatr po chacie hula, okna tak nieszczelne, że zaciepaliśmy wszystkie na ciemno czym się dało, jeden kaflowy piec, do którego wrzucaliśmy dopiero po powrocie z pracy… Nie, ja Wam to po prostu kiedyś opiszę :)
Za to z tym śniegiem to faktycznie wystartowaliście, jakby jakiś konkurs rozpisano. U nas pewnie najprędzej w styczniu coś sypnie. Pozdrawiam i życzę ciepłych kapci! Albo gorącego bigosu :)
Bardzo, bardzo prosze o opowiesc o Waszym pionierowaniu. Na pewno jestem jedna z wielu proszacych i ciekawskich. Uwielbiam historie o pokonywaniu trudnosci i walki z elementami, a zwlaszcza te historie, ktore tak jak Wasza- kontynuuja sie i pozytywnie motywuja reszte czytajacych. Juz sie nie moge doczekac.
Mroz nadal parszywy. Zal mi moich ciapkow, bo poszloby toto na spacer, a tu po paru kroczkach juz trudno oddychac i sol w lapki piecze. Botki probowalam im zakladac, ale stapaja w nich jak czworonozne bociany. O zalozeniu kurtek nawet nie wspomne: na pierwszym zakrecie oszczaja i wtedy juz absolutnie nie ma mowy o dalszym spacerze.
A ja posilkuje sie herbata z “pradem”, a Rafal samym “pradem”. Pozdrawiam i zycze ciepla.
Ps. A piec kaflowy to rzeczywiscie fenomenalny wynalazek. Czytalam gdzies kiedys, ze cieplo emitujace z pieca kaflowego ma wlasciwosci lecznicze i bakteriobojcze. Mysle, ze pewnie zalezy to od gliny, z jakiej wykonane sa kafle i czym sa sklejane do kupy.
Ps. Kapci nie posiadam, bo ile par bym nie kupila i nie wiem gdzie schowala, zawsze zostana znalezione i zjedzone.
Czcionka jest very ok.
Z Bożenką się nie obcyndalaj tylko bierz panią doktor, po to się tyle lat uczyła żebyś Ty kobieto w końcu nie oszalała i nie sprawdzała w kółko doktora google ;-)
I wielki, przeogromny szacun za znoszenie woni otaczającej Pecika (jak dla mnie okropną ma tą ksywkę, miało być Andrzejek), niestety podejrzewam, że nie tylko go otaczającej ;-)
Ech, może nastepne pokolenie weterynarzy będzie już miało nauki o kozach, bo jak na razie, to koza jest czymś na kształt jednorożca. Wszyscy o nim słyszeli, ale nikt nic nie wie. Wiem, że google bywa złym doradcą, staram się korzystać z wielu źródeł wiedzy i informacje cedzić przez sito rozumu.
Nie no, z tym Pecikiem to na razie tylko szacuneczek, taki malutki, bo on sam niewielki jest, to i śmierdzi proporcjonalnie ;) Kiedy wchodzę do koziarni, to go nie czuję, dopiero gdy się zbliży, rozdaje bukiety hojną racicą ;)
Tak, my w sumie mówimy o nim “Andrzej”, tylko jakoś tak Pecikiem był cały czas na blogu i nie chciałam wprowadzać zamieszania.
Za to moja ciotka, która nie czyta bloga, a kozy widziała na zdjęciach dopiero podczas mojej niedawnej wizyty w mieście rodzinnym, była zniesmaczona tym, że moje kozy mają ludzkie imiona :) Ale ona jest ścisły umysł, dla niej najlepiej by było, gdyby kozy nazywały się: Jeden, Dwa, Trzy i Cztery :D
Ciocia przesadza, ale z ciociami czasami tak bywa ;-)
Cóż się dziwić capowi, że capi. Niechybnie dojrzewa, spryciarz. Też obstawiam, że Bożenka się niebawem wysypie. Ja bym jednakowoz nie wytrzymała i wezwała weta czy cuś.
Lidka, żałuję Cię…
Nie, ja się nie dziwię, ja biedaczka rozumiem :)
Dzwoniłam dzisiaj do pani wet., ale nie dałam po sobie poznać, że jestem wariatką :) Bo wiesz, trzeba uważać. Jeśli wet się kapnie, że jestem w potylicę kopnięta, to już nigdy nie potraktuje mnie serio. I jeśli kiedyś naprawdę będzie awaria i niecierpiąca zwłoki potrzeba, to mnie zlekceważy :)
Ja to mam wszystko przemyślane i trzymam się swojego regulaminu :D
1. Pomimo wszystkiego co napisałaś – nadal wolałabym być kozą Kanionka – obojętnie którą – nawet Pecikiem….Ale najbardziej takim niedźwiedziem – zasnąć, i nie pamiętać….Pomyśl o przygarnięciu niedźwiedzia.
2. Lidka – ja nie pożałuję – ja się doczekać nie mogę. Może śnieg i mróz wytrzebi ten cały syf (eufenizm!) z życia mojego.
3. Czcionka bardzo ładna.
Kachna, nie wiem, jak Cię pocieszyć, ale jeśli mróz ma cokolwiek pomóc – życzę Ci minus trzydziestu. Ale lepiej nie licz na zimę, tylko na wiosnę! Wiosna ma to do siebie, że wszystko zmienia na lepsze. Przede wszystkim daje zastrzyk nowych sił, oczyszczenie umysłu i chęci do zmian. Żałuję, że nie mogę przygarnąć Ciebie, ale pamiętaj – wiosna będzie Twoja.
“Eufemizm” oczywiście….
Ojej, ojej, OJEJ! Widzę, że będzie się działo..
Powodzenia, życzę dobrego rozwiązania, niezależnie od wyniku… :)
Dzięki, Zeroerha :)
Czytam przez feedly, więc nic mię w oko nie gryzie :) Z Bożeną faktycznie chyba trzeba tylko czekać, gdyby potrzebowała pomocy weterynarza, to pewnie byś zauważyła. Z tą studnią to faktycznie kiepska sprawa, pewnie taka głębinowa wiercona to rozwiązałaby problem wody, tyle że kosztuje sporo, niestety. Pecikowi nie pozwól zaliczyć się do jego haremu, bo faktycznie wejdzie Ci na głowę – tylko jak to zrobić ??? Może forum podpowie :)
Tak, jeśli chodzi o Bożenę, to w środku szajba mi odbija, ale w sferze realnych działań staram się używać resztek rozumu. Rozmiar i kształt jej brzucha znam już na pamięć, wiem ile i czego jada, obserwuję tyłek i podwozie, no i ruchliwość. Jak na razie Bożena wciąż rządzi w koziarni, Pecikiem rzuca jak piłką do koszykówki, jak zechce to i na ławkę wskoczy, drapania się dopomina, nie beczy, nie wzdycha, łez nie roni…
Tak, pożądamy studni głębinowej :) Od poprzedniego właściciela wiemy (dokładnie od dziś wiemy, bo zadzwoniłam i zapytałam), że zaczął wiercić takową (tzn. firma mu jakaś wierciła), dotarł do 31 metrów pod powierzchnią, no i woda była krystaliczna. Przez pierwsze parę minut, bo później ponoć czerwona. Badanie próbek wykazało przekraczające normy ilości żelaza i dupa. Głębiej nie wiercił, bo już za drogo.
Pecikowi eksces wybaczyłam, bo widać, że trochę stracił głowę ;) Tyle lasek wokół niego, w tym jedna oziębła i niedostępna, a on jest przecież początkujący i mogło mu się pokiełbasić. Sama jestem ciekawa, jak duży on urośnie, bo to jedna wielka niewiadoma. Facet, od którego wzięliśmy Irenę, Bożenę i Pecika, miał tam niezły mix wzorów i kolorów. Jeśli Pecik wyrośnie na masywnego tyrana to faktycznie będziemy mieli problem…
Dziekuje stokrotnie, Bila i Eli! Nie mam absolutnie nic przeciwko sniegowi, Kachna, ale TAKI straszny mroz mnie przeraza. Bedac malym dziewczeciem mialam odmrozone stopy i pamietam widok tych moich fioletowych kikutkow. Po tym zostala obsesja ciepla i czystosci, i pedicure co dziesiec dni. I zgadzam sie , Kachna, ze snieg faktycznie dziala terapeutycznie, na wiele aspektow zycia. Zycze zdrowia!
No cóż, na mnie terapeutycznie działają wszystkie kolory wiosny i lata oraz pierwszej części jesieni jeśli ładna :-)każdy ma swoje preferencje :-)Słońca brakuje mi najbardziej, nie do smażenia się na wędzoną makrelę, a po prostu dla normalnego funkcjonowania :-(
Podłączam się w kwestii słońca. Nie znoszę upałów, ale latem po prostu dzień jest długi, a zimą ciągle ciemno. Biedne Rosoły idą spać przed szesnastą i przez kilkanaście godzin tkwią na tych swoich grzędach.
o mateńko, te to mają długą noc :-(
To ja może wyciągnę wątek jabłek :) Nie wiem jak Twoje Kanionku, ale dla mnie jest to jedno z najprzyjemniejszych wspomnień z dzieciństwa. Papierowe torby z suszonymi jabłkami schowane za piecem w pokoju. Podkradanie. Narzekanie babci, że te jabłka schną jakoś dziwnie za mocno… :D Zapach rozpalanego pieca i suszonych jabłek zimą…
Tak, moja babcia też suszyła jabłka (i gruszki, i wiśnie), i miała dwa piece kaflowe, których się trochę bałam (bo mnie straszyli, że do ognia nie podchodź, tu nie dotykaj, tam nie otwieraj – byłam pierwszą wnuczką, co zrobić) i wiesz co? Choćbym nie wiem jakie jabłka dziś ususzyła, to nie będzie to samo :)
Myślę, że nie tyle o jabłka chodzi, co właśnie o babcię, o nasze dzieciństwo, o różne tajemnice i jeszcze ten dreszczyk emocji towarzyszący podkradaniu :)
Ale zapach rozpalanego pieca nadal mnie kręci. I nie rozbierzemy go nigdy, mimo iż mamy już piec centralnego ogrzewania. Kaflak to taki wielki, dobry miś :)
#Ola
Apropos suszonych jablek: moja babcia suszyla jablka pokrojone w krazki, w kuchennym kaflowym piecu. Ukladala je w takich waskich, dlugich wiklinowych koszykach, wygladajacych troche jak rynny. A jablka siedzialy w tym piecu ze dwa dni. I masz racje, ze pachnialo w calym domu! Zapach pamietam do dzis. Wymieszany z suszonymi ziolami i babcinym amolem. Z tych suszkow pozniej babcia robila lancuchy na choinke. Pamietam tez jablka pieczone na masle i z rodzynkami w srodku.
W naszym sadzie rosla taka dziwna odmiana jabloni, owocujacej co drugi rok. Zwyle bylo tyle na niej owocow, ze zjedlismy my, obdzielilismy milion sasiadow, rodzine z miasta i rodzine rodziny z miasta, i jeszcze nadwyzke zjadly krowy i zadziobal drob.
Ciekawa jestem, czy ktos mial do czynienia z darciem pierza w jesienne wieczory…? Takie zamierzchle dzieje pamietam! Pozdrawiam.
Czasem, gdy nachodzi mnie chętka, zimą, piekę jabłka w piekarniku – takie wydrążone i nafaszerowane na przykład żurawiną, miodem i cynamonem, imbirem… albo suszę gruszki, tylko po to, żeby je z tego piekarnika po jednej wyżerać :D
Ale darcie pierza? To znam już tylko z babci opowiadań. Za to często pomagałam babci “szpanować” firany. Miała taką wielką ramę na strychu i naciągała po praniu szydełkowane firany. Swoje, czasem sąsiadek. I jeszcze chodziłam z nią do magla ręcznego – taka wielka machina, znacie, pamiętacie? Jak już na wspominki zimowe nam się wzięło…
Uojezu, do magla łaziłam jako dzieciak..
Te kręcące się, parujące walce.. to było niemal mistyczne przeżycie ;)
Aaa, no i jako mała dziewuszka nie rozumiałam jeszcze potęgi wiejskiej polityki wewnętrznej i dziwiłam się, czemu, do licha, zawsze tam taki tłum plotkujących bab. Ciasno było, jak na wiejskim odpuście :)
Ot, dziecięca nieświadomość ;)
Tak, tak, przez takie wieczory z darciem pierza to rzady powstawaly i updaly! Mezczyzni z mojego domu wtedy dziwnie znikali z horyzontu…Bylam za mala, zeby drzec pierze wiec dawano mi groch do luskania. Babcia przyjmowala kolezanki ciastem i nalewka gruszkowa dziadka, albo jego “rozmajonym” spirytusem, ktory trzymal za lozkiem, i naiwniaczek myslal, ze nikt o tym nie wie. Do magla wprawdzienie nie chodzilam, bo poprostu go nie bylo we wsi, ale mielismy w domu taki maly magielek na korbke pierwotnie, a potem na pedal, jak maszyna do szycia.
Moja Babcia byla fenomenalna kobieta. Zmarla jako bardzo leciwa dama i we snie. Pod koniec zycia juz chciala isc. Czesto plakala i mowila, ze jest samotna. Na moje gadanie, ze przeciez ma nas, odpowiadala lkajac:”Ale ja juz nie mam zadnych kolezanek!” Odeszla ostatnia ze swojej “paczki”.
Zdrowie piję Twojej Babci, Lidka :)
Ach Kanionku! Nie trzymaj nas dłużej w niepewności! Co z Bożeną?
Dokładnie!
Miej litość Kanionek!
Cała Polska, co ja gadam, cały świat czeka z zapartym tchem..
Trochę mi teraz żal tego CAŁEGO ŚWIATA, bo wygląda na to, że jeszcze przyjdzie mu poczekać :-/ Najpewniej do marca lub kwietnia, a i to tylko pod warunkiem, że Pecik wie, co robi ;)
My tu gadu gadu, a Kanionek pewnie porod odbiera…?
Nic się nie dzieje. NIC. Nawet na spacerku byliśmy wszyscy, Bożena toczyła się jak zwykle, kolebiąc na boki tą swoją furą, i NIC.
Odpowiem wszystkim po kolei później, bo teraz z tych nerw rzuciłam się w wir sprzątania. Wiecie, na uspokojenie. Kuchnia w rozsypce, wszystko ulega przestawianiu, przecieraniu, wyjmowaniu i wkładaniu gdzie indziej, a w międzyczasie palę w piecu.
A! Dzwoniłam, a jakże, do pani weterynarz. Ma przenośne usg, kozy nigdy nie badała i wyraża wątpliwość, czy będzie w stanie postawić prawidłową diagnozę. Z plusów pozytywnych: powiedziała, że gdyby cokolwiek złego się działo, mogę zadzwonić o dowolnej porze i ona przyjedzie :)
Więc niby mogę spać spokojnie, a niby nie. Na razie sprzątam i musze skończyć, bo wejść się do kuchni nie da :)
Czcionka – wyborna.
Haa! Z Pecika wylazł Satyr. SATYRRR! ;)) No, Nimfo, miej się na baczności :)
Zen, zen jest dobry także na przedporodowy – lub nie – stan.
Łączę się, w oczekiwaniu.
Lidka, życzę mrozu o takim natężeniu, jakie zniesiesz z łatwością (-3?. -5?) i mnóstwa bieluchnego, puszystego śniegu.
SATYR! Tego słowa wczoraj w mrokach pamięci szukałam! Mówię Wam, paracetamol szkodzi na mózg, zapewne nieodwracalnie. Dzięki, Ynk :)
Dzieki, dzieki, Ynk. Bialy, puszysty snieg to kocham w kazdej ilosci, na przyczepy. A najbardziej lubie, kiedy pada. Potrafie nawet godzinami gapic sie przez okno. Tylko nie zimno. Podobno istnieje zaleznosc pomiedzy mrozna zima a liczba komarow w lecie; niby ma byc ich mniej, bo mroz ma im dupy wymrozic. Ja to tam nie zauwazylam zadnej zmiany po zeszlej dlugiej i mroznej zimie: wataha jak miala nadciagnac tak nadciagnela i to w niezmienionej liczbie. A fuj.
No ja nie wiem, ale “wicie gniazda” jest jednym z objawów zbliżającego się rozwiązania: że zacytuję z polki.pl:
jednak z obserwacji wielu przyszłych matek można śmiało wywnioskować, że kobieta pod koniec ciąży, która sprząta do późnych godzin wieczornych może znaleźć się na porodówce w ciągu najbliższych dwunastu godzin.
Także wiesz Kanionku, może to się UDZIELA :) :)
Co do Pecika: i jak go tu nie kochać takiego jurnego, z rozbuchanym libido i włosem skęconym?!
O tak, to się na pewno udziela! I tak jak napisałam Ciocisamozło – to ja mam ciążę, w dodatku urojoną. I tylko mi się udziela. Bożena ma moją ciążę w nosie i żadnej kuchni nie sprząta :D
Z Pecika to ja mam ubaw po czapki daszek :) On ma takie poważne spojrzenie, gdy akurat kombinuje, jak tu dopaść jakąś pannę, a te zawadiackie loczki, to groźne poszczekiwanie! Gdyby nie był z niego taki konus, pewnie nie byłoby śmiesznie, ale co poradzić, skoro wciąż jest tylko małym, rozczochranym taborecikiem?
W związku z Pecikiem jedna myśl mnie nurtuje. Czy Ty Kanionku dasz radę kawkę z mlekiem o smaku i aromacie Pecika wypić? Bo wiesz mleko strasznie chłonie zapachy i dojone w takich okolicznościach przyrody, wonieć będzie nie mniej niż kozi tupecik ;).
Z Bożenką to faktycznie zostaje tylko kuchnię sprzątnąć, dużo wody zagotować (nie wiem po co, ale w każdym filmie każą)i gorącą linię z panią dr utrzymywać.
Rozumiem, że nie była w stanie przez telefon określić czy glut rujowy czy porodowy?
Grunt, że Bożenka w dobrej formie :)
A ten szał na igliwie – może kozy mają tak jak łosie, którym na zimę trawienie się przestawia z roślinności bagiennej na iglaki
Ps1. czcionka dobra
Ps2. to zasysanie z uniesiona wargą, wyglądają mi na zaciąganie się feromonami :)
Ja Ci dam mleko Pecikiem ciągnące! :D
To jest ponoć tak: kozły się perfumują, gdy kozy w rui (a Irena chyba właśnie jest). Później im przechodzi i znów można je przytulać ;) Niektórzy po zakończonych rujach traktują kozła z węża ogrodowego i twierdzą, że to wystarczy. To po pierwsze primo. Po drugie, równie ważne primo, toż nie będę tego mleka zdajać godzinami, żeby czymkolwiek przesiąkło. No i można doić poza koziarnią :)
Po trzecie primo wreszcie – z mojej lektury wynika, że jest wiele przesądów i bajań ludowych na temat zapachu i smaku koziego mleka i tego, jakoby był on zależny od groma i ciut czynników. Tymczasem są hodowcy kóz mlecznych, którzy te mity obalają. Nie mam na myśli hodowców na wielką skalę, tylko takich małych, jak gupi Kanionek na przykład.
A jak będzie w rzeczywistości, to się okaże, i ja Wam samą prawdę powiem, bo przeca nie będę mleka za płot wylewać wciskając Wam kit, że taaaakie pyszne ;)
O glucie zapomniałam wspomnieć! Ale już sobie znalazłam fotki w necie, takich glutów przedporodowych (w sensie, że np. na godzinę przed), i to jednak inna bajka. Objętościowo inna :)
Wody to ja mam jak na lekarstwo, więc na razie nie gotuję. I w ogóle mówię Wam, że to tylko moja paranoja. To pewnie ja mam ciążę urojoną, i to tylko w głowie :-/
Bardzom ciekawa jak to z tym mlekiem będzie :)
Ja mam, niestety, czujnik w nosie adekwatny do wielkosci tego organu (a zdecydowanie bliżej mu do Kajah przed operacją niż do Charlize Theron) i nawet w kartonowym wyczuję tą słynną sianokiszonkę :(
Może faktycznie glut Bożenki jest rujowy i stąd pecikowe nastroje? No a że Bożenka niedostępna dla Pecika-Tupecika, to młody satyr Kanionka molestuje ;)
Specjalistów od kóz nie ma bo to się nie opłaca :(. Na studiach wiedzy o małych przeżuwaczach tyle co kot napłakał, a wszelkie doszkalanie to straszna kasa. Na szczęście kozy nigdy nie były (przynajmniej u nas) poddawane takim intensywnym zabiegom hodowlanym jak krowy, dzięki czemu są zdrowsze i mniej uzależnione od człowieka. Ale tu kółko się zamyka, bo jak wymagaja mniej zaawansowanej opieki weterynaryjnej to mniej lekarzy – “koziarzy”. Inna sprawa, że popyt na specjalistów mały, bo hodowców żyjacych z kóz mało, a przeciętny Cebulacki na leczenie kozy kasy nie wyda :(
Ja cie!!! czy kiedyś uda mi się napisać krótki komentarz? ;)
Krótkie komentarze są przereklamowane. A przynajmniej ja tak twierdzę, bo też krótkich nie umiem.
Chyba tak właśnie jest z tymi kozami, jak piszesz. Kozy są niedochodowe, zarówno dla rolników jak i wetów. Facet, od którego kupiliśmy tę kolorową trójkę, zaraz po uściśnięciu dłoni zapytał nas, z czego żyjemy i od razu dodał, że “z kóz to nie wyżyjecie, zapomnijcie o tym”. Widać sam się o tym przekonał i dlatego jego stado to sfora dzikich kóz, których nikt nawet nie doi. Są, bo są, jak wrzód na dupie. Pytałam pania wet, o której tu wspominałam, czy była kiedyś z jakąkolwiek interwencją u tego stada. Doskonale wiedziała, o kogo chodzi, i tylko prychnęła znacząco ;)
Kurde, ja też mam węch jak ogar i weź nie strasz :) Będę doić poza koziarnią. Przygotuje się specjalne stanowisko z dala od Satyrka ;)
Rasy wyselekcjonowane, szczególnie te mleczne, są rzeczywiście uzależnione od człowieka, a ich mleczność od tego co jedzą, a raczej czym człowiek je karmi. A smak i zapach mleka bierze się z paszy, nie z otoczenia, a sianokiszonka należy do najintensywniejszych zapachowo i smakowo. Czyli czym krowę nakarmisz, to potem z mlekiem wypijesz. Kozę zresztą też :)
Iwona, ja wiem, że to co w kartonie ze sklepu, to z dojenia zmechanizowanego, i zapach może być tylko z tego co krowy jedzą, bo tam mleko w obiegu zamknietym, ani świeżym, ani kiszonkowym powietrzem nie odetchnie, ale spróbuj postawić otwarty dzbanek z mlekiem na kilka minut w lodówce śmierdzącej czymkolwiek – przejdzie zapaszkiem jak ta lala. Podejrzewam, że gdyby skopek ze świeżym udojem zostawić na chwilę w oborze z kiszonką (albo Pecikiem ;) ) to też by zapach złapało, ale może przeceniam zdolności mleka ;)
A prawda, że “co włożysz to wyjmiesz” jest wielce uniwersalna i ponadczasowa :)))
Ciociasamozło, no pewnie, że gdyby ten skopek postał w tej oborze to by przesiąkło, ale doi się i odrazu niesie. A, i mleko świeżo udojone, no ciepłe takie, nie łapie tak zapachów, jak to odparowane, schłodzone. Pamiętam, jak w dzieciñstwie chochlą takie ciepłe mleko z konwi piłam. Pycha. Mama cedziła do konwi, nakrywała wieczkiem, żeby szparka była i konew do bali z zimną wodą, żeby odparowało. A potem już zamknięte stało w zimnej piwnicy. Potem przyszły czasy schładzalników, płynów dezynfekcyjnych, sianokiszonki i innych niezbędnych super dodatków, czyli chemia, chemia, chemia. Nie wiem, czy dobrze wrzuci mi ten komentarz, nie ogarniam :)
Alez straciłam, nie będąc tu kilka dni temu, ale sama rozumiesz, mą szeri, co u nas w chacie teraz.
Czy ciociasamozło nie jest przypadkiem po Hodowli i biologii zwierząt, czyli po Zootechnice? ;)
PandeMonia, w kwestii hodowli to Iwona wygląda na specjalistkę, ja się tylko wymądrzam ;)
Iwona, zdaję się na Twoje doświadczenie :). Ale Ci zazdroszczę tego ciepłego mleka, ja piłam świeże, ale już takie przestudzone.
Wiesz, wiele razy próbowałam powtórzyć te smaki z dzieciństwa, niestety zawsze było “prawie”. U mnie hitem było mleko wstawione w blaszanym kubku do komina. Ono gotowało się, a kożuch zapiekał na pyszną, przyrumienioną warstewkę. I kurde ja do tej pory zjadam kożuchy, takie zboczenie.
Ja bym stawiała na czop śluzowy, który kilka dni przed porodem odchodzi:). Ale ja doświadczenie mam z krowami, i co krowa to inne obyczje, a nerwy rozumiem, wiele paznokci obgryzłam przed porodami :D. A że brzuch Bożenie nie skacze, to nie dziwię się, ile to ja czasu spędziłam z czerepem przytulonym do krowich brzuchów i nic, żadnego kopa, ni choinki, tylko te spojrzenia pełne politowania, właścicielki brzucha. A potem obdarowywała mnie cielątkiem, i kto głupi? A wymię Bożenie nie powiększyło się, nie jest pełniejsze, jędrniejsze?
O, Iwona, z nieba mi spadłaś :) Piszesz “czop śluzowy”, mniemam więc, że jest to glut objętościowo duży. U Bożeny wisiał taki smark grubości ołówka, a długości około 30 cm. I stąd moje wątpliwości. Wiem, że krowa jest duża, to i glutów nie ma porównywać, ale… DLACZEGO ja nie zrobiłam zdjęcia?? Gupi Kanionek :-/
Wymię jak dwie śliweczki. Ale czytałam, że niektóre kozy nabierają dopiero tuż przed porodem. Niestety, nie znamy historii poprzednich porodów Bożeny i nie wiemy, jakie ma zwyczaje :)
Czasem odchodzi taki glut właśnie ciągnący się, nie zawsze go się zobaczy. Śluz rujowy jest przejrzysty i nie taki gęsty, rwie się tak. A nie szukałaś jakie są objawy inne rui u kóz, bo krowy skaczą na tą w rui, jak chodzą luzem oczywiście i łatwo zauważyć. Niezacielona krowa powtarza ruję po ok. 3 tygodniach i tak do skutku. Po zdjęciach patrząc to Bożena jest kotna, a wymię rzeczywiście może gwałtownie nalać tuż przed lub po porodzie. Wiem, że się martwisz, najgorsza to ta niepewność i czekanie. Twoja kózka rodziła już pewnie, ma doświadczenie.
No – rispekt! Kanionek ogląda zdjęcia glutów w inecie!
Ściskam z Azji Centralnej (+15 st. C). Tymczasowo tum. Kóz nie stwierdziłam, ale w sumie jestem w mieście…
Ja tez chce do Azji Centralnej! I tez chce +15 stopni! A u mnie dzis upal, bo tylko -9.
Upał, no ;)
A tak z ciekawości zapytam, jak to wszystko znoszą kolibry? Bo tak mi się szkoda zrobiło, jak o nich pomyślałam (tak, taka ze mnie zołza, koliberków żałuję, a Ciebie nie ;) Ale tak to jest: Ty się możesz opatulić, herbatkę z prądem itepe, a co ma zrobić biedny koliberek, ja się pytam?)
#zeroerhaplus
Sluchaj, nie mam pojecia, co sie z nimi dzieje przez zime. Pojawiaja sie tak mniej wiecej w drugiej polowie maja, kiedy juz jest sporo kwiecia i “siedza” do pierwszego tygodnia pazdziernika. Przynajmniej ja widzialam ostatniego 5 pazdziernika. Najprawdopodobniej odlatuja. Mam nadzieje, ze odlatuja, a nie sa ptakiem jednorocznym, bo chyba by mi serce peklo! Wiem, ze zatrzesienie jest ich w Luizjanie no i oczywiscie na Florydzie. Wiem, bo widzialam. Moze tam odlatuja? Bardzo mnie to teraz zastanowilo. Do tej pory jakos nie wpadlo mi do glowy, zeby o tym pomyslec. Hmmm. Az siegne po literature fachowa. Pozdrawiam i zycze ciepla.
Dzięki za odpowiedź :)
One faktycznie pewnie robią jak przeciętna sikorka, czyli wylot na zimę.. ale ze mnie tłumok, nie wpadłam na to, że koliber to też ptak ;)
Usiłowałam też coś znaleźć na ten temat, ale póki nie znamy gatunku, to sobie możemy tylko synchronicznie popływać w temacie.
Też ciepła życzę, zasłużyłaś uczciwie ;))
Dziękuję wszystkim, mam niestety przykry komunikat. Z Bożeną jest wszystko OK, nic się nie dzieje, za to przed szesnastą mieliśmy nagłą awarię Atosa. Dopiero wróciliśmy z lecznicy, jest chujowo, rokowania kiepskie. Jesteśmy w rozsypce fizycznej i emocjonalnej. Napiszę gdy tylko sytuacja się ustabilizuje, trzymajcie kciuki za Atosa.
Trzymam. Nie puszczam! Atos – nie daj się!!
o kurde :( Trzymajcie się!
:(
Trzymaj się, Atos.
Trzymamy, razem z Rafalem, za Atosa i za Was. Smutna wiadomosc i trudna sutuacja, bo piesu nie powie, gdzie boli. Swiety Franciszku, patronie zwierzaczkow i ludzi szurnietych na punkcie zwierzaczkow, liczymy na Ciebie!
Niech będzie dobrze. Trzymam kciuki.
św. Antoni jest od spraw beznadziejnych…
………
Kiepska jestem w pocieszaniu teraz.
Ale niech dobrym będzie dobrze.
Jedziemy z Atosem na rezonans magnetyczny do Gdańska, czas gra dużą rolę. Nie wiem, czy nas na to stać, ale w alternatywie mamy tylko eutanazję.
Nie wiem co się stało Atosowi, mam nadzieję, że jednak uda się go uratować.
Trzymam kciuki.
niech będzie dobrze
Dajcie znać, jeżeli potrzebujecie jakiejkolwiek pomocy!
I popieram pomysł Lidki!
Drogi Kanionku- A moze zalozysz sobie usluge Paypal? Widzialam toto na paru blogach. Masz tylu czytelnikow, a zaloze sie, ze nie ja jedna chetnie dorzucilabym sie do balota siana dla Tradycji&Co. Byc moze to ten moj nabyty jankeski optymizm przemawia, ale dzis juz nikt absolutnie nie musi byc glodujacym pisarzem. Zyczymy zdrowia.
Niezły pomysł :)
A na ten paypal da się anonimowo wpłacać? Pytam, bo się gubię w przepisach, a widzę, że Ty w tym się orientujesz..
#zeroerhaplus
Mam nadzieje, ze ten comment mi sie dobrze wlozy i we wlasciwe miejsce, i sobie go znajdziesz i odczytasz. Nie, przez PayPal nie da sie wplacac anonimowo. Zreszta teraz w ogole trudno na cokolwiek anonimowo wplacic. Przynajmniej w US. Przewrazliwiony narod. Zaraz mysla, ze sie wspiera terrorystow.
Ojej….Trzymam kciuki za Was i za Atosa
Kochani, bardzo Wam dziękuję. Lidko, może gdybym faktycznie była pisarzem, nie groziłaby mi wizja głodu ;) Tymczasem żegnamy się z wizją studni wierconej, stawiamy na Atosa, a jeśli któregoś dnia zabraknie nam siana lub ziarna dla koziej czeredy, to spuścimy wzrok i wyciągniemy proszalną dłoń do dobrych ludzi…
Ale nie chcę na razie o tym myśleć.
Przepraszam za enigmatyczne i skąpe wypowiedzi – wszystko stało się nagle i niespodziewanie, dzisiejszej nocy prawie nie spałam, dziś wróciliśmy do domu o 17:00, ale trzeba było w końcu coś zjeść, nakarmić resztę inwentarza, napalić w piecu itd.
Sprawy mają się tak: Atos został na noc w szpitalu dla zwierząt w Gdańsku, jutro rano będzie miał rezonans i prawdopodobnie zabieg podczas tego samego znieczulenia. Co się stało? Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że pies może się tak paskudnie zepsuć podczas głupiego spaceru. Wszystko szło jak zwykle, pod koniec spaceru pieski jak zawsze urwały się, idąc w las na pełnym gazie (tu się kręcą dziki, ale to już wiecie), ale wrócił tylko Laser. Atosa znaleźliśmy cudem, jakieś 50 metrów od ścieżki, w niewielkim zagłębieniu terenu za stertą ściętych konarów. Piszę, że cudem, bo nawet szeptu z siebie nie wydał, gdy nawoływaliśmy i gwizdaliśmy, przeszukując okolicę, w której psy zerwały się z widoku, a Atos świetnie maskuje się w jesiennych kolorach leśnej ściółki.
Do rzeczy. Atos uszkodził sobie kręgosłup, między ostatnim kręgiem odcinka piersiowego a pierwszym lędźwiowego. Ma bezwładny tył, nie załatwia potrzeb fizjologicznych i wyraźnie widać, że cierpi, choć nie należy do psów panikujących i rozhisteryzowanych.
Nie spałam dlatego, że co pół godziny próbował się podnosić, pełzać i zmieniać miejsce pobytu, brnąc w ślepe zaułki. Bałam się, że pogorszy swój i tak opłakany stan.
Po ocenie zdjęć rtg dano nam do zrozumienia, że liczy się czas, bo rdzeń kręgowy uszkodzony, uciskany czy whatever, będzie obumierał. Do wyboru: 1) skazać psa na pełzanie, cewnik i lewatywy do końca życia, 2) zabieg operacyjny i rehabilitacja, których koszt powinien zamknąć się w okolicach 4 tysięcy zł, 3) eutanazja z litości na wypadek braku środków
Doskonale wiemy, że jeśli chodzi o punkt drugi, to wszyscy mogą nas naciągnąć i wmówić wiele niepotrzebnych zabiegów, a ceny są kosmiczne, ale na to nie mamy wpływu. Niestety jeśli chodzi o specjalistyczne badania, ocenę neurologiczną i zabiegi chirurgiczne, nie można sobie wybierać spośród dziesiątek placówek czy lekarzy. Gdańsk był najbliżej, a trzeba też wziąć pod uwagę, że transportowanie psa w takim stanie samochodem osobowym to dla zwierzaka dodatkowa udręka i ryzyko pogłębienia urazu.
Nie mieliśmy dużo czasu do namysłu. Chyba nie jesteśmy ludźmi zimnej krwi i nie zawsze kierujemy się rozsądkiem. Wiem, że za koszt leczenia moglibyśmy mieć setkę psów ze schroniska, albo studnię z wodą, albo kilka rat kredytu spłaconych. Sęk w tym, że Atos ma oczy i on tymi oczami na nas patrzy. Nie umiemy mu ich zamknąć na zawsze, więc trudno. Jutro rano będą do nas dzwonić z lecznicy, w trakcie badania rezonansem, i powiedzą nam, na czym Atos stoi i czy zabieg w ogóle ma sens. Dziś już nic więcej nie napiszę, bo pęka mi głowa.
Buziaki dla wszystkich, keep the faith :)
Aha, a Bożena nadal niewzruszona. Chciałabym mieć jej nerwy ze stali ;)
Kanionku, ja dziś wieczorem wracam z delegacji, jeżeli trzeba Atosa odwiedzić, przywieźć albo coś, to dajcie znać. W końcu bycie ziomalem z Zaspy zobowiązuje :D Maila masz.
Kanionku, dobrze, że opcja 2. istnieje.
Czekamy na wieści.
Mail aktualny.
Propozycja Lidki b. dobra (z pisania możesz mieć nie tylko odciski na palcach ;)
Uściski
i specjalne trykanie nosem od Buły
Oj, jestes pisarzem, jestes. A o ile znam pisarzy to ten blog nie jest jedyna rzecza, ktora piszesz, nawet chocby do szuflady. Nie chcialam nikogo dotknac tym pomyslem zalozenia Paypal, a ta usluga i korzysci z niej plynace nie jest zadna forma zapomogi czy jalmuzny czy jak to sie tam paskudnie nazywa. A pisanie bloga to tez PRACA, and pardon my french: you doing hell of a job.
Wiem, jak sie czujecie: nasz bokser mial awarie bioderek kilka lat temu i kichnelismy 5000 zielonych. Nie bylo zadnego zadstanawiania sie, tylko spojrzenie w te jego wielkie, sarnie oczyska.
Wszystkiego, co najlepsze dla Was, kochani.
Wiem co przeżywasz.Kilka lat temu mój osobisty mąż przejechał swoją kolumbryną czyli dość ciężkim samochodem naszego kota.To,że to maleństwo to przeżyło to cud.Ja też byłam gotowa zapłacić niemal każde pieniądze, żeby tylko Rudzielec żył.Operacja kosztowała niemało, ale dla mnie nie było innej opcji.Od tego czasu minęło 6 lat.Wieżę, że Atos też z tego wyjdzie.Trzymam za Was kciuki i pamiętaj, jeśli potrzebujecie jakiejkolwiek pomocy PISZ!!!W miarę regularnie pomagam różnym organizacjom pomagającym zwierzętom.Nawet niewielka kwota pomnożona przez wielu wrażliwych ludzi działa wiele.Więc czy wpłacę na to konto czy na inne to nieistotne, byle pomóc zwierzakowi.W końcu te Twoje zwierzaki to troszkę jakby nasze…
Och nie, Lidko, nie uraziłaś mnie, ja po prostu nigdy nie byłam w takiej sytuacji, żeby coś za darmo brać, jeśli rozumiesz. I wierzę, że nadal nie jestem, choć faktycznie mamy jeden nóż na gardle, czyli kredyt. Bo bank nie ma sentymentów. Co do reszty, to już z małżonkiem uzgodniliśmy, że ostatecznie możemy wiele znieść, siano jeść i czapki z mchu nosić, byleby nam domu nie zabrano. Ale na pewno do tego nie dojdzie, coś wymyślimy. Dobra, ja tu nie chcę marudzić, bo żałośnie to brzmi (a my jesteśmy dumni, choć bladzi), zaraz idę odespać stres a jutro dam Wam znać, co z futrzanym pacjentem :)
A do Was się przypadkiem kolejna fala śniegu nie zbliża? My tak sobie dziś obserwowaliśmy, w drodze powrotnej z Gdańska, jak pięknie pada deszcz, i jak przestaje padać gdzieś 30 kilometrów przed końcem podróży. Czyli u nas klątwa suchej stopy trwa ;)
Nadciaga snieg, no wlasnie. Mam nadzieje, ze nie bedzie tak jak w Buffalo, w stanie Nowy York.
Ja Cie absolutnie rozumiem, ze prosba o pomoc do milych nie nalezy. A pisanie blogu to tez forma pracy, a za prace wynagrodzenie sie nalezy.
Wiem, o czym mowisz z tymi bezlitosnymi bankami. Przez ostatnie 7 lat mamy w tym kraju kryzys. Rafal przez prawie dwa lata byl bez pracy, ja z przerwami, tez przez chwile bylam bezrobotna. Moze sie komus wydaje, ze mieszka w Ameryce, i nie ma roboty. Tak, tak ciezko bylo, ze kompletnie nic nie mozna bylo znalezc. Rata do banku musiala wejsc co miesiac, niestety. Nasi znajomi stracili domy i samochody, my- oszczednosci zycia, i emeryture. Do daty, w Stanach banki odebraly ponad 4 miliony domow, wiec zostalo przynajmniej 4 miliony rodzin bez dachu nad glowa. Niby juz dzis jest lepiej, ale w dalszym ciagu wiele pozostawia sie do zyczenia. Nam wtedy pomogli dobrzy ludzie. Bo tacy tez sa, zapewniam. Jezeli moglabym Wam jakos pomoc, i jak juz napomknelam, nie jestem jedyna chetna do pomocy, to dajcie znac.
Dobrej nocy. Wszystko bedzie dobrze.
Bardzo współczuję i podziwiam.
Odpoczywajcie, ciężkie przeżycia mieliście. Niech będzie dobrze z Atosem.
Wcięłam się do komentarz Lidki przez przypadek, ale to w sumie i tak jeden temat.
Trzymaj Się!
Nie szkodzi, Czubatka. Ja tez wspieram mase organizacji i rzeczywiscie, Kanionka zwierzeta juz nasze, i nie ma znaczenia na jakie konto wplacam, byle pomoglo. “W kupie sila”, ze tez zacytuje klasyka.
Czyli nie tylko lekkie pióro Kanionka nas tu przyciągnęło, ale też miłość do zwierząt.
Pamiętaj o tym Kanionku.
Jeszcze nie śpię. Mózg musi przemielić swoje, zanim zrobi shut down. Dziękuję Wam, i naprawdę zachodzę w głowę, skąd się wzięliście. To znaczy wiem, że zewsząd, ale mam na myśli – jakim cudem garść opowieści “o kozie, trocinach i kapuście” przyciągnęła tylu fajnych ludzi.
Obiecuję, że jeśli potrzeby Atosa przerosną nasze obecne możliwości, poproszę Was o pomoc.
Jutro ważyć się będą jego losy i trochę się boję. Dam Wam znać gdy tylko będę mogła, a tymczasem trzymajmy się wszyscy, czego się da :)
Przestań mielić i idź spać:). A jak nie możesz zasnąć, naleweczki siorbnij. Musisz odpocząć dziewczyno, bo padniesz, a nie możesz, o!
Twoje opowiesci sa prawdziwe i szczere. U mnie akurat, otworzyly z powrotem drzwi do chatki, takiej chatki w mojej glowie, ktora wydawalo mi sie, ze opuscilam juz na zawsze.
Spijcie juz, wszystko sie ulozy, zobaczycie…
niech będzie dobrze, niech będzie dobrze… dobranoc
Musi być dobrze. Jesteśmy z Wami!!!
Kanionek, kuźwa, musi być dobrze, nie ma innej opcji! Wiem, Los jest tchórzem, najmocniej kopie w dupę tych najlepszych, ale cholera, musi być czasem jakiś pierdzielony happy end!
Miotam się, bo nie umiem pomóc, nie jestem weterynarzem, chirurgiem, głupiej cebuli nie umiem pokroić, ale dawaj numer konta, adres, robię przelew, kupuję Twoje przetwory, serwetkę ze stołu, cokolwiek, doniczkę albo kawałek gruzu na pamiątkę, fantazję mam taką! Bożenę wirtualnie adoptuję i zostanę jej patronem. W naszym ZOO nawet komary mają opiekuna, to ja mogę być kozia mamka!
Albo chcę płacić za czytanie Twojego bloga, o! Głupie wypociny pseudocelebrytek zza ścianki kosztują bimbaliony, więc kto mi zabroni docenić literaturę, której czytanie działa kojąco na moją nerwicę. Jest kuracja? Jest. Rachunek poproszę.
Wiem, że Ci najbardziej potrzebujący, ręki nie wyciągną, bo zawsze im się wydaje, że są inni, którym należy się bardziej. Ale zrób nam Kanionku tę przyjemność i pozwól sobie pomóc.
Ja bez mocy słownej – podpisuję się po d Fredzią.
Ale tak na serio.
Twoja Koza.
“Polać jej -dobrze mówi” Fredzia to do Ciebie.Ujęłaś to bezbłędnie i ja się pod tym podpisuję.To w końcu nasza sprawa komu i jak chcemy pomagać.A przecież chcemy, bo to widać i słychać…
#Fredzia
Kochana, ubralas tak pieknie w slowa, jak ja nie potrafilam. A moze wlasnie Kanionkowy sklep internetowy? Ja na tym pewnie nic nie skorzystam, bo daaaaleeekooo mieszkam i wysylka by kosztowala reke i noge, ale pomysl przedni.
Kanionek, widzis ilu ludziow chce Ci pomoc? Daj se pomoc!
Pozdrawiam goraco.
To, że dobrzy ludzie dostają od Losu po dupie, to rzecz pewna. No nic, na pewno w drugim świecie będziemy siorbać nalewkę na Bali.
Myślę o Tobie :***
Jak Ci współczuję!… Mało co jest tak poruszające, jak chora psia bieda – one tak ufają i wierzą w ludzi, że aż serce rozrywa.
I serio, jak co będzie potrza, to powiedz, kobieto. Popieram przedmówczynie.
I ja się przyłączam, i trzymam kciuki.
I na mnie możesz liczyć w potrzebie. Pomogę w miarę moich możliwości. Trzymajcie się! I bądźmy dobrej myśli.
Jesteśmy w domu, z Antonim i siatką leków. Mam w głowie mętlik i tonę informacji, których jeszcze nie przetworzyłam.
1. Lekarz wykonujący badanie MR stwierdził brak podstaw do operacji. I nie wiadomo, czy się cieszyć, czy nie. Diagnoza – zawał rdzenia kręgowego i wypłynięcie jądra miażdżystego z krążka któregoś tam. Oprócz tego trochę zmian zwyrodnieniowych, co – jak wyjaśnił lekarz – tłumaczy nagły uraz podczas “zwyczajnego” spaceru. Być może Atos po np. przeskoczeniu przez przeszkodę wylądował w dołku, skręcając lekko tułów i wystarczyło.
2. Rokowania – bardzo ostrożne. Czyli po ludzku mówiąc, nic nie wiadomo, wszystko w rękach natury, losu, bogów, jak kto woli.
3. Zalecenia. Oprócz torby leków, w tym sterydów i antybiotyków (muszę zrobić szczegółową rozpiskę, bo jest tego tyle, że łatwo coś pomylić) na najbliższe dwa tygodnie, musimy pięć razy dziennie “wysikać ręcznie” biednego Antosia, a jeśli chodzi o kupkę, to będzie wyzwanie. Na razie mamy lewatywę z apteki i zobaczymy. Do tego masaże i “ćwiczenia”, żeby spowolnić zanikanie mięśni. Najbliższe dni podobno będą kluczowe – jeśli cokolwiek choćby drgnie, zmieni się na lepsze, to rokowania wskoczą o oczko wyżej na skali “ostrożnie zmierzających ku optymistycznym”. Nie marzymy o powrocie Antosia do stuprocentowej sprawności, ale chcielibyśmy, żeby mógł być samodzielny.
4. Jesteśmy ciency emocjonalnie, więc znów prawie nie spaliśmy, za to Atos właśnie ucina sobie rekonwalescencyjną drzemkę. Więcej napiszę, mam nadzieję, jutro. Czyli wtedy, gdy już ogarniemy aptekę Antoniego, kwestie WC i być może sami osiągniemy stan zbliżony do równowagi. Najtrudniej przekonać Atosa, żeby nie próbował wstawać, pełzać, czy siadać, bo to się kończy wywrotką i wzmożonym bólem. Na razie więc po prostu przy nim czuwam.
Kochani, dobrzy ludzie. Mówię Wam, jak jest – na razie zapłaciliśmy około 1500 zł., i jeszcze damy radę. Gdyby, odpukać, Antoni nie drgnął i miał skończyć z wózeczkiem zamiast własnego, tylnego napędu, zrobię aukcję tego co mam, za tzw. “co łaska”. Bardzo Wam dziękuję i zawsze będę pamiętać. A jeśli w przyszłym roku uda mi się opanować choć w znośnym stopniu sztukę serowarską, wtedy otworzę mały, nielegalny sklepik kanionkowy i będę liczyć na Wasz spożywczy entuzjazm :)
Jak tylko Antoni troche odeśpi, zrobimy pierwsze w naszym życiu ręczne siusiane, więc trzymajcie kciuki :)
Jasne,że trzymamy.Zobaczysz, że będziesz świetną siostrą przełożoną dla Antosia póki nie wydobrzeje.On na pewno czuje, że wszystko co robicie to po to, żeby mu pomóc.Może to marna pociecha, ale w wielu głowach Twoich czytelniczek los i sprawa Atosa jest teraz na pierwszym planie.Trzymajcie się cieplutko, a my wysyłamy dobre fluidy(wysyłka innych”rzeczy”cały czas aktualna).
Jeżeli u ludzi wypływa jądro miażdżyste z krążka, to się je usuwa. Przestrzeń mozna zostawić, ale wiem, ze tak się robi w dolnych partiach kręgosłupa, gdzie już nie ma rdzenia. Przestrzeń po krążku albo się cementuje, albo wywalając cały krążek wstawia się implant.
U zwierząt chyba się nie robi ze względu na koszty.
MOja ewentualna operacja stabilizacji kręgosłupa miała polegac na usunięciu krążka (dysku), zacementowania przestrzeni i włożeniu prętów stabilizujących na śruby. To się nazywa operacja stabilizacji. I 3 lata temu kosztowała 27000 zł. Hm.
No ale, tak ku pokrzepieniu serc, żyję i nawet, o dziwo chodzę :)
w górę serca!
Kanionku,pies na szczęście nie wie, że coś może się nie udać, więc jeśli ma być lepiej to będzie :)
Dobrze, że jesteście już w domu, dla Atosa to też ważne.
Same banały mi z pustej łepetyny idą. Trzymajcie się, no :)
Będziemy się trzymać, choćby zębami dywanu ;)
A dobry banał wcale nie jest taki zły, gdy odbiorca wie, co ma na myśli nadawca :)
A Wy też już ludzie idźcie spać, jako i Atos uczynił. Zrobiliśmy mu masaż, nawet ogona, i odpłynął. Jutro od rana intensywna terapia.
Hm. Podobno nie święci garnki lepią, ale na razie udało nam się wysiusiać jakieś dwie łyżki. I zrobić coś jeszcze, też malutkiego, czego opisu Wam jednak oszczędzę ;-P
Kręgosłupy. Tak, też z małżonkiem mamy przepuklinkę tu, zwyrodnionko tam, a ja nawet kręgozmyk, i jesteśmy z tego powodu w miarę wyedukowani. I też nas trochę zaskoczyła informacja, że jednak nie będzie operacji, dlatego napisałam, że nie wiadomo, czy się cieszyć, czy nie. Ale skoro, jak pisze pandeMonia, koszt może sięgnąć dziesiątek tysięcy, to już się nie dziwię.
Lekarz gadał dużo i szybko, przez prawie 40 minut. Spieszył się, a chciał nam wszystko wytłumaczyć. Z drugiej jednak strony na konkretne pytania odpowiadał wymijająco. Może to zawodowa ostrożność. Nie chcę już myśleć, teraz trzeba robić swoje i wierzyć.
Ciocia, masz rację. Atos nie wie, że może się nie udać. Nie wiem, co sobie myśli, ale na pewno nie snuje ponurych projekcji o wózkach i sikaniu do butelki ;) Miejmy nadzieję, że nasze przy nim zabiegi tak go będą uwierać w dumę osobistą, że zrobi wszystko, by się wyzwolić od nas i gumowej rękawiczki ;)
My nie śpimy, bo jakaś sprężynka nam pękła. Pewnie znacie ten stan, gdy zmęczenie osiągnie punkt, w którym licznik się przekręca, linka od hamulca urywa i leci się dalej siłą rozpędu, na wytrzeszczonych reflektorach, gubiąc po drodze lusterka i kołpaki.
I na koniec jeszcze się pochwalę, choć to nie moja zasługa, że wszyscy obsługujący Atosa lekarze i pielęgniarki byli pełni podziwu dla jego spokoju. Nie panikował, nie wył, nie kąsał. Chcieliśmy zostawić z nim kaganiec na wszelki wypadek, ale z uśmiechem nam podziękowano. Pacjent idealny. Mówiłam, że Atos to samo Zen?
Z takiego opisu Atosa-Antoniego wynika, że on dobrze wie co ma robić, przez co musi przejść. Może nie jest do końca pewien jak i sprawdza w Waszych oczach, czy może na Was liczyć. Wyczytał, że tak. To już jest dobrze.
Głaski serdeczne dla wszystkich Was.
Psy mają niezwykłe zdolności regeneracji. Bądźcie dobrej myśli. Ile lat ma Atos? A tak wogóle coś dla Ciebie Kanionku mam:) Wiedziałam, że mam i znalazłam i chcę Ci ją wysłać, bo to książka jest, o kozach.
Antoni jest z nami 4 lata, a poprzedni właściciel powiedział nam, że miał dwa. Czyli wychodzi 6, ale lekarz od rezonansu stwierdził, że sądząc po “zużyciu” kręgosłupa, dałby mu 8. Jak na średniej wielkości psa (26 kg, ważony w lecznicy) to chyba wciąż w miarę młody pies, w dodatku nigdy przedtem nic mu nie dolegało.
Książka o kozach dla mnie??? DZIĘKUJĘ :)))
Jeśli Tobie niepotrzebna, to ja chętnie! To pozwolę sobie wysłać Tobie mailem mój adres :)
Małżonek już odpadł, szczęściarz, a ja zaraz gaszę lampkę i też mam nadzieję odpłynąć.
Mam nadzieję, że pospałaś trochę. A Atos w sile wieku, trzeba czekać,natura mądra jest. A książka jest dla Ciebie, u mnie zdobi półkę :). To dawaj adres :).
No, to jestem spokojna o Atosa-Antoniego.
Jak już Czubatka napisała – lepszego personelu od Was psiak mieć nie będzie :)
Będzie dobrze, psy są (o dziwo)silne. A mieszane, to już szczególnie.
Jestem tak zwanej dobrej myśli :)
A co do pełzania – nie wiem, czy dobrze dedukuję, bo doświadczenie mam tylko na kotach zebrane – to może chce sobie zmienić pozycję, bo go coś gdzieś ciśnie? Zwierzęta są cholernie mądre, często same wiedzą, co dla nich w danej chwili lepsze.. Tylko te próby wstawania, ech, nie pasują mi do psiej mądrości.. Nie jest przyzwyczajony, biedak, do nieruchomości. Ale mam nadzieję, że to “nieprzyzwyczajenie” pomoże mu szybciej zdrowieć.
Życzę powodzenia w terapii.
Będzie dobrze!
:))
PS. Czekam z utęsknieniem na Kanionkowy Sklep. Jeden ser sobie ususzę i postawię na półce ;))
Moje trzy grosze: moja ukochana kotka była potrącona przez samochód, kręgosłup, utrata czucia i władzy w “tylności” kociej itp.
Stary weterynarz, taki od krów i koni, w wieku mojego ojca (79…) wyleczył iniekcjami z vit B…i CZASEM.
A też ją musiałam wysiusiwać.
Podobno co nie zabije to wzmacnia.
Tego akurat pewna nie jestem ostatnio. Ale wszystko jest po coś. Tylko nie zawsze wiemy od razu po co????
………….
Dobrze że są te zwierzaki – kochają bezwarunkowo, jak dzieci, warto dla nich wiele zrobić.
Dla ludzi nie zawsze.
……..
Idę, bo znów osiągam dno….
Ściskam oraz głaszcze delikatnie Antoniego Psa.
Teraz mi się coś przypomniało. Na fb oglądałam folm o facecie, który zajmował sie psami po wypadkach, na których postawiono krzytżyk. Psy z urazami kręgosłupa, z niewładną tylną częścią ciała. Masował je, ruszał bez przerwy łapami, ćwiczył. Wszystkie wyszły z tego. Idę ryć i popytam co to było.
Trzymaj się mą szeri.
Nie mogę znaleźć tego filmu. Ale zastanowiłam się nad sytuacją.
Czyli kręgosłup nie jest złamany? Tak?
Jeżeli nie jest złamany, to znaczy, że jądro miażdzyste uciska na rdzeń, albo i już nie. Więc pozostaje fozjoterapia?
Gadałam z kynolożką, ona miała podobny problem ze swoim psem, dwukrotnie. I tu pomaga rehabilitacja, postępuje się tak samo jak w ludzkim przypadku z dyskiem.
Tez mam bogate doświadczenie akurat w tej materii i pod znakiem zapytania dałabym antybiotykoterapię. jak najbardziej przeciwzapalne leki, ale w formie injekcji. Do tego vit B.
I ćwiczenia do granicy bólu.
Kolejne wieści od kynolożki i sędziny kynologicznej, jak i hodowczyni psów :)
Grawitacja robi swoje w kwestii wypróżniania, ona podnosiła swoją sukę i działało!
Jak będę coś więcej wiedzieć, piszę!
Przepraszam, że tak późno i znów zbiorczo odpowiadam. Kochani, znów spałam jakieś trzy godziny, bo Antoni nie chce leżeć w miejscu. Co pół godziny unosi się na przednich łapach i ciągnąc resztę za sobą próbuje iść, sam chyba nie wie gdzie. Często ląduje w takich miejscach, że nie ma jak się z nich wydostać, więc ja zwyczajnie zrywam się na każdy dźwięk i układam go, uspokajam, podaje wodę, robimy siku itp. Z tym sikaniem jest ogromny problem, bo choć robimy to często, on i tak popuszcza co chwilę. Efekty po lewatywie były jeszcze mniej ciekawe. Oszczędzę Wam szczegółów, zresztą nie mam już siły dużo pisać.
Monia, dziękuję, że szukasz. Na razie nie możemy podnosić Atosa. On jest ciężki, jedna osoba musiałaby pilnować jego przodu, druga tyłu, żeby się nie przekręcał, a trzecia naciskać na pęcherz. Pomijając brak trzeciej osoby, lekarz na razie odradzał nam jakiekolwiek manewry, poza masażem na leżąco.
Kręgosłup nie jest złamany, a na ile rdzeń się zregeneruje, to nie wie nikt. Lekarza niepokoi fakt, że Atos ma kompletny zanik odczuwania bólu poniżej miejsca urazu – możnaby mu odciąć łapę tępym nożem i nawet by nie drgnął. Nie wiem, czy to normalne w takich przypadkach, ale w obszarze pozbawionym czucia wyłazi mu sierść garściami. Antybiotyki dostał dlatego, że już w szpitalu miał zapalenie pęcherza :-/
Kurczę, w poniedziałek zadzwonię z pytaniem o tę wit. B, bo nic takiego nie dostał. Od biedy sama mogę mu robić zastrzyki.
Przepraszam, że tak chaotycznie, do maila nawet dziś nie zaglądałam, funkcjonuję w trybie zombie. Jeśli prześpię choć 7 godzin bez przerw, to odżyję.
On the bright side – nie mamy problemu z podawaniem leków, bo Antoniemu dopisuje apetyt i wszystko wciąga razem z ręką ;) Picie wody w głupich pozycjach wygląda już trochę gorzej. Ale za to wszystko i wszyscy śmierdzimy psim moczem i Atos powinien być zadowolony, że tak sobie wszystko solidnie oznakował ;)
Czubatka – na razie niestety kiepski z nas personel. Jeszcze nie nabraliśmy wprawy, a sprawy nie ułatwia ciągła obawa o to, że sprawimy psu ból lub robiąc coś źle pogorszymy jego sytuację. Myślę, że za kilka dni wypracujemy jużsobie jakiś sensowny system i techniki działania.
Przepraszam Was, ale odpadam. Bożena też nie drgnęła, Pecik chwilowo wysechł, w koziarni wszystko gra. Ja musze się wyspać, może tej nocy. Buziaki, moi najlepsi.
Dzięki za info. Jak kręgosłup nie złamany, to znaczy, że ma ucisk na rdzeń. No nie wiem, u ludzi się to odbarcza.
Co do tego filmu, którego, cholera nie mam. Facet właśnie stawiał te psy na własnych łapach, wkładając mu pod brzuch tkaninę i trzymał za nią. Zginał i ruszał łapami, masował. I to energicznie, z werwą, nie jak początkujące masażystki z tipsami.
TYle pamiętam. W każdym bądź razie one też nic nie czuły i nie poruszały niczym, kompletny flak. PO jakimś czasie zaczęły poruszać tylnymi nogami, ale tak chaotycznie i słabo, a potem była piorunująca poprawa.
Z autopsji własnej – miałam kręgozmyk i co chwila mi wyłażą krążki, nawet opierają mi się o rdzeń kręgowy, łącznie z opiłkami połamanych krążków. Trzymają to wszystko do kupy mięśnie, dlatego ćwiczenia są tak ważne. Ale do czego zmierzam – jeśli ma kręgozmyk, to zawołajcie ludzkiego rehabilitanta – terapeutę manualnego, tak to się nazywa. I niech popracuje.
Nie wiem ile takich przypadków, jak Antoni miał Wasz wet, chyba niewiele?
Witamina B, B complex wpływa na przewodnictwo nerwowe i regeneracje nerwów. Podobnie jak Lecytyna naprawia otoczkę mielinową.
Ja w zastrzykach dostaję Movalis, jest chyba najsilniejszy, można brać tego 3 zastrzyki w serii, ja brałam nawet 3 razy po 3 serie i żyję. Drugi lek w zastrzykach to Profenid. I jeszcze coś miałam, zapomniałam. Leczenie jest takie samo jak u ludzi podejrzewam.
Trzymajta się, spróbuję działac dalej. Na razie mam adresy do rehabilitantek i lekarzy z Wielkopolski, ale to pewnie Was nie urzadza.
Buzi i cmok!
Masujcie,bo kłaki może z niedokrwienia mieszków wyłażą. Nie pracuje pompa mięśniowa przeca.
Masujemy i robimy rowerki tylnymi łapami, ale wciąż na leżąco, bo tak Pan Wet kazali. Tzn. mówili, żeby ćwiczenia łap nie nie “szarpały” kręgosłupem. Wiesz, jutro pokombinujemy z jakimś nosidłem, bo pies jest tak wiotki od dwóch trzecich swojej długości, że moglibyśmy go niechcący skręcić jak chałkę drożdżową, no i zobaczymy jak to się sprawdzi – może chociaż w siusianiu pomoże.
A, mówiąc “wet” mam na myśli tego ze szpitala w Gdańsku, a on jest szefem oddziału neurologicznego tegoż szpitala, więc przypuszczam, że ma głównie takie przypadki. I jeszcze tak sobie pomyślałam, że ćwiczenia do granicy bólu są o tyle trudne do wykonania, że Atos dzielnie znosi ból. Tak dzielnie, że mógłby nam nie dać znać, iż oto właśnie przekroczyliśmy jakąś granicę :-/
Na MR nie widać już ucisku (tak nam powiedział wet), ale widać miejsce w którym rdzeń “oberwał” i tam będzie blizna. I zdaje się, że od jej rozmiarów będzie zależało, czy rdzeń odzyska swoją funkcję, i w jakim stopniu. I Monia, jeszcze raz dzięki :-*
Nie ma sprawy przecież :***
Dzisiaj mi się przypomniał ten lek z vit. B:
http://www.doz.pl/leki/p2628-Milgamma_N
Gdy będziesz podawać je domięśniowo (Movalis trzeba igłę wbić głęboko w mięsień, uważaj, czy nie wbiłaś się w naczynie krwionośne, zaciągając do siebie tłoczek. Jakkew nie poleci, podawać – baaaaaardzo wolniutko. I jeszcze do Movalisu- trzeba zmieniać pośladki – raz jeden raz drugi, bo ponoć od tego lubią się ropnie tworzyć). Uf.
PIszę tutaj, a nie w mailach, bo może ktoś dorzuci trzy grosze albo się przydadzą te ludowe mądrości.
I ważne, by A. miał sucho, bo odleżyny powstają błyskawicznie w wilgotnym środowisku. Może pampersa podłożyć?
Trzymam dalej :***
OK, jutro ma dzwonić ten neurospec, to zapytam o zastrzyki.
Ha. Podkładanie czegokolwiek pod Atosa kończy się tak, że Atos odpełza gdzie indziej ;) Kupiliśmy nawet pieluchy jednorazowe, ale ani to na niego założyć, ani podłożyć. On preferuje wylizywanie się, i robi to bardzo nerwowo, jakby głupio mu było, że się posikał w domu. Oczywiście nie wszędzie dosięga. Ciężki przypadek. Przecieram go zwilżoną i wyżętą miękką szmatką, potem ręcznikiem papierowym do sucha. Tak ze 20 razy dziennie.
A! Wynieś,liśmy go dziś ostrożnie na dwór, była piękna pogoda, myśleliśmy, że chętniej wysika się na zewnątrz. Dupa. Na leżąco nie chciał, więc ostrożnie go “postawiliśmy”, podtrzymując i przód i tyłek. Znowu dupa. Jego mocz nie uznaje grawitacji. Podczas naciskania na pęcherz trochę udoiliśmy, ale to była opłakana ilość. Nie będziemy go już chyba targać na zewnątrz. Jutro zapytam lekarza o cewnik – głównie chodzi mi o to, na ile to ustrojstwo będzie odporne na pełzanie. Coś mi się wydaje, że wcale.
Ludzie kochani, zaraz lecę z wiadrem do kóz, nagotowałam i nakroiłam żarcia dla kur i koziołków na dwa dni, to jutro trochę odsapnę. Jeszcze dla ludzi coś muszę wymyśleć na kilka dni naprzód.
dobranoc, spróbuj wyspać człowieka :)
No to przede wszystkim spokojnej nocy dla Was wszystkich i do “napisania” do jutra z jak najlepszymi wieściami.
Kanionku, może powinniście zbudować dwie ścianki i zagrodzić Atosa w kącie pokoju – coś w rodzaju kojca mu zrobić. Nie zrobi sobie krzywdy wczołgując się w nieodpowiednie miejsce , no i Ty może prędzej uśniesz, wiedząc, że jest bezpieczny. Bardzo mocno trzymam kciuki za Was, i oczywiście w razie czego dokładam się do zbiórki. Ewa z Łodzi.
Dziękuję, Ewo :) Bijemy się z myślami, bo Antoni lubi mieć wszystko na oku. Wypełza np. do przedpokoju i wtedy widzi lewym okiem pokój, prawym łazienkę, a na wprost ma kuchnię. Zawsze tak miał, gdy przebywał w domu, a wiadomo że on swoim rozumkiem nie ogarnia, iż okoliczności się zmieniły. I może to nierozsądne myślenie, ale zastanawiam się, czy stres z powodu “wykluczenia” go z życia rodzinnego nie wpłynie na proces jego zdrowienia. Człowiek jest taki głupi, gdy chodzi o zwierzaki :-/
Pogadam z małżonkiem, jeśli znajdziemy materiał i taki sposób wykonania, żeby Atos tych ścianek nie obalał naporem własnego ciała, to w sumie moglibyśmy spróbować.
Widziałam na jakiejś stronie zdjęcia, jak się troszczyć o stare niechodzące psy. Tam były psy umieszczone w plastikowych pudłach – pojemnikach, często przezroczystych, wyłożonych kocykiem i te pe- bo te pudła można wszędzie zaciągnąć – i po domu, i na dwór. Może się nie poczuje wykluczony, jak się go będzie zabierać w takim pudle?
Kurczę, ucieszyłam się, że fajny pomysł, a potem poszłam pomierzyć Atosa na leżąco. Za nic w świecie nie chce zginać przednich łap, trzyma wyciągnięte przed sobą na sztywno. Od grzbietu do pazurów ma 70 cm, jego długość to 95 cm bez ogona, bo ten można ostatecznie zawijać. Rozmiar pudła musiałby wynosić co najmniej metr na metr dwadzieścia, no bo nie można go tak całkiem na ciasno obudować. Ścianki musiałyby być na tyle wysokie, żeby nie wypełzał, ale też nie za wysokie, żeby lokowanie go w pudle nie przypominało opuszczania wiadra do studni. Jakieś miejsce na manewry ręką też byłoby nie od czapy. Takie pudło nie przejdzie mi przez drzwi, w sensie, że z Antonim w środku, bo puste to bokiem można :-(
No i teraz, gdy sobie nasika pod siebie, to go możemy odsunąć z miejsca wypadku, posprzątać i umyć pacjenta, a tak trzebaby do i z pudła co godzinę najrzadziej. Ale na noc byłoby idealnym rozwiązaniem, bo kiedy śpimy nie mamy nad nim kontroli i to mi głównie szarpie nerwy.
Anka, a pamiętasz może cokolwiek więcej o tej stronie? Pol., ang., ogólna tematyka – stare psy, weterynaria, u know what I mean? Może uda mi się ją znaleźć i lepiej zrozumieć koncepcję tych pudeł.
Jeśli Atos popuszcza, to trochę tego moczu oddaje jednak, może dlatego tak mało wysikuje. Miałam podobnie ze swoim psem, tylko on miał czucie, częściowe, ale miał. I było ciężko, bo nie daĺ się dotknąć, mimo leków przeciwbólowych, i ani go ruszyć, popuszczał pod siebie i kupę też, i w końcu wymościliśmy mu legowisko słomą, i sprzątałam delikatnie, aby nie dotknąć go, bo gryzł bez litości, i nową partię suchej słomy. I nie ruszał się kilka
dni, nawet nie drgnął, a ważył ponad 50 kilo. A potem
wstał, zrobił chwiejnie kilka kroków, i buch znów legł, i tak
kolejne kilka dni. Dostawał antybiotyk i leki
przeciwzapalne, i zastrzyki wzmacniające, wszystko pod
skórę na szyi. Chodził potem, nawet truchtał czasem, jak
miał lepszy dzień, ale potrafił też upaść na tył, tak bez
przyczyny i nie mógł wstać, i musiałam mu pomagać i
podnosić, i dalej tuptał sobie. To było zwyrodnienie
kręgosłupa i zapalenie nerwów kulszowych, odnawiało
mu się potem na wiosnę i na jesieni.
Rany – 50 kg to dopiero kawał pacjenta… Antoni nie gryzie, nawet nie warknie, tylko patrzy z takim zakłopotaniem na nasze zabiegi i upiera się, że sam wszystko posprząta. Kupy za Chiny ani Malediwy nie chce robić i już. Gumowa rękawiczka i wypraszam zasiedziałych gości palcem wskazującym :-/ Po lewatywie czekaliśmy przy nim godzinę, z pieluchą podłożoną pod tyłek. Coś tam poszło i myśleliśmy, że koniec, ale okazało się, że goście czekali, aż sobie pójdziemy, a Antoni odpełznie do przedpokoju :)
Gdyby zechciał drań leżeć w jednym miejscu, byłoby bezpieczniej i łatwiej, ale nie chce.
Może jakaś “kuwetka” o wysokich brzegach? I postawić tą kuwetę z Atosem w przedpokoju, tak jak lubi?
Przy założonym cewniku, to cały czas by kapało pod niego. Woreczków się raczej psom nie montuje :(. Jak opróżnia pęcherz to cewnik na stałe niepotrzebny. A na pełzanie by był odporny jakby go do siusiaka przyszyli :(
A może uda się Atosa owinąć na wysokości siusiaka takim podkładem higienicznym jak do łóżka? albo pieluchę umieścić w newralgicznym punkcie i jakoś przymotać ją czymś elastycznym do chłopaka?
Podejrzewam, że wszelkie ustrojstwa może zdzieraç z siebie, ale Atos jest Zen, to mogę się mylić :)
Tak, on jest Zen, ale nasze zabiegi wokół jego miejsc intymnych znudziły mu się już po pierwszej dobie ;)
Aaaa, to takie buty… Bez woreczka to faktycznie bez sensu, nie będę mu fundować nieprzyjemnego zabiegu tylko po to, żeby przez rurkę sikał nadal pod siebie.
Kombinowałam wczoraj z pieluchą jak koń z wozem na kwadratowych kołach. Pod górę. Może gdyby Antoni nie przeszkadzał… Wszystko się zsuwa, musiałabym bardzo ciasno wiązać, a oczywiście boję się, że mu zaszkodzę. W odruchu desperacji wystąpiła nawet szeroka taśma klejąca, ale sierść mu tak wyłazi, że z taśmy robi się podkładka filcowa i nic się dupy nie trzyma ;) Mam jeszcze w planie próbę przerobienia własnych majtek, do których najpierw przykleję pieluchę, lub jej kawałek, taśmą obustronnie klejącą. I chyba będę musiała Antka młotkiem znieczulić, żeby mi to pozwolił założyć. Jak zobaczył taśmę mierniczą (w sprawie kuwety do spania), to natychmiast dźwignął się na przednich łapach i zaczął odpełzać :-/ Ale powoli ogarniamy się w tej nowej sytuacji i będziemy ulepszać Antoniemu życie, oby w tej postaci jak najkrótsze.
Borys nigdy mnie nie ugryzł, a wtedy chlasnął bez litości i ostrzeżenia, cztery dziurki w przedramieniu:). Potem gracką do pielenia go ograbiałam, mopem zmywałam, i znów gracką świeżą słomę podsuwałam. Wet przyjechał dał mu głupiego jasia i pojechali my na badania, bo inaczej nie wpakowalibyśmy go do samochodu, tak samo wróciliśmy. Położyliśmy go na materacu z gąbki, który do rana rozniósł w strzępy, nawet z pod nieruchomego tyłka wyszarpał, w sumie nawet dobrze, bo nie wiem, jak by to sprzątać było, i potem podkładałam takie podkłady nieprzemakalne, ale unicestwiał wszystko, i dopiero ta słoma go nie drażniła.
Tak, biedaki muszą jakoś ból i stres rozładować :-( Nie wiem, skąd Antek bierze tę siłę spokoju (akurat do gryzienia przedmiotów jakoś nigdy nie miał inklinacji – nawet patyk rzucony dla zabawy traktował zawsze z szacunkiem), ale gdyby gryzł (cokolwiek), wył, rzucał się, łotewa – zrozumielibyśmy. A on sobie cierpi w milczeniu i tylko czasem ciężko dyszy, lub piśnie jak mysz przy zmianie pozycji.
Chyba jest trochę jak mój małżonek, który podczas pierwszej diagnozy dostał szklistych oczu i wyszedł “się przewietrzyć”, a teraz siedzi czasem przy Antonim, klepie go po głowie i mówi “dobry Antoni, dobry pies, szczaj sobie na luzie i się nie przejmuj”. Moi twardziele – niewiele mówią, ale się starają ;)
Wszystko się może zdarzyć i mam wielką nadzieję że z Atosem wszystko skończy się dobrze. Przesyłam ciepłe myśli. Trzymajcie się kochani!
Dzięki very MOCZ ;) (to tak w temacie, który już jest wyczuwalny w powietrzu)
Pech, że to nie lato, bo moglibyśmy Antoniego częściej na zewnątrz wynosić, żeby doświadczał bodźców węchowo-wzrokowo-słuchowych. To na bank by go lepiej mobilizowało do walki, niż obserwowanie z przedpokoju jak ja w kuchni kroję marchewkę :-/
Ad pies w pudle: of kors, że nie mogę teraz znaleźć, bo wyskoczyło mi to na fejsbuku. Ale ciągali go w takim pudle:
http://agddladomu24.pl/pl/pojemnik-rollbox-z-pokrywa-duzy-z-kolkami-niebieski.html
Tylko że ten pewnie za mały, ale są i większe:
http://www.pojemniki.net.pl/skrzynie-plastikowe.php
Dzięki, faktycznie, tu mają skrzynię ażurową o wymiarach metr na metr dwadzieścia, tylko wysoka, skubana. Chyba, żeby dało się ją wyrzynarką skrócić. Ale prawie pięć stów, w mordę pudełka. Nie wiem, cały czas mam nadzieję, że Atos się poskłada do kupy i nie będę go musiała przechowywać w skrzynce, jak marchewkę :-/
Damn! Oświeciło mnie – mamy gdzieś paletę drewnianą, gdyby dorobić do niej boki, coś jak w łóżeczku dziecięcym… Paleta chyba jest w piwnicy, spróbuję namówić małżonka na eksperyment.
A Atos tak kursuje gdzie popadnie, czy na jakieś stałe miejsce? Bo jeśli ma jakieś, to może, jak tam go ulokujecie to szwędacz mu się wyłączy.
Niestety, zazwyczaj stara się ulokować tak, żeby widzieć WSZYSTKO, czyli w przedpokoju, ale jeśli wszyscy są w pokoju, to wtedy pakuje się do pokoju (tzn. słyszymy, jak walczy z niemocą i drze pazurami przednich łap po podłodze z wyślizganych desek). W nocy jest najgorzej, bo nie wiem, dokąd zmierza. Kilka razy dostękał się do mojego łóżka i patrzył na nie tęsknym wzrokiem (oni z Laserem mają taką konkurencję – kto pierwszy na łóżku, ten rządzi), innym razem zabrnął w róg i nie umiał wykręcić, a czasem “wyłazi” do przedpokoju i np. zatrzymuje się z nosem w otwartych drzwiach od łazienki i nie wie, co dalej z tym fantem. Być może łazi tak, bo potrzebuje zmiany, jakiejkolwiek. I właśnie na noc chciałabym go “przyskrzynić”, bo raz, że nie mogę spać z nerwów i łażę za nim, a dwa, że wiem, że gdy zasnę, on będzie zdany tylko na siebie.
Co jest najgorsze: ja piszę, że on pełza, ale to nie do końca trafne określenie. On się jakimś nadpsim wysiłkiem dźwiga do pozycji siedzącej, z tyłkiem skręconym i tylnymi łapami czasem splątanymi, po czym wytrzeszczając oczy stawia kroki do przodu, ciągnąc za sobą tył. I kiedy dobrnie do przeszkody, siedzi wytężając siły, stęka, drży i czssem przewraca się. Ja nie mogę na to patrzeć. Od dwóch dni się nie myłam, bo ZAPOMNIAŁAM. Dziś nie jadłam, bo też zapomniałam. Zaraz idę się zająć jednym i drugim, a jutro będę kombinować ze skrzynką na Atosa. Podkłady dla seniorów już zamówiłam, powinny być we wtorek :)
I na dno, oprócz oczywiście koca, takie podkłady higieniczne, i chociaż w nocy Antoni byłby dobrze zabezpieczony. Bo małżonek jest sceptycznie nastawiony i mówi, że Antoni w skrzynce ocipieje ;) A jak zrobimy za niskie boki, to skicha się, a wylezie. Ale w nocy nie powinien pełzać gdzie bądź, więc jutro paleta wyjeżdża na warsztat. Najwyżej sama zrobię. Podkłady i tak zaraz zamawiam.
To faktycznie problem z tym łażeniem, wyobrażam sobie co przeżywacie patrząc na to. A może spróbować spać koło niego, np. na materacu, żeby się poczuł, jakby spał na łóżku, z Wami?
A może czas po prostu na wózek? Choćby najprostszy. Kiedy nie spi, możnaby go tam położyć i łaziłby gdzie chce. I tam chyba mniej krzywdy by sobie zrobił nuż tak się wlec.
Z tą paletą i łóżeczkiem dla dziecka od razu na początku pomyślałam, ale mi było głupio ię wyrywać z czymś takim. Ale widzę, że trzeba każdy, nawet głupi pomysł pisać, bo potem można na tej bazie coś innego wymyśleć.
No więc pomyślałam o podstawce do kwiatów na kółkach.
I wracam do ćwiczeń – skoro on i tak pełza i sie przekręca, to weźcie prześcieradlo pod brzuch – Małżonek niech trzyma psa w naturalnej pozycji, a Ty ćwicz. MOże być i na stole, wtedy łatwiej. a najlepiej podwiesić chwilowo hak u sufitu i go wieszać. W takiej fizjologicznej dla psa pozycji i jelita się lepiej układają i serce i inne organy. Ćwiczenia w takiej pozycji mają więcej sensu, bo masaż mięśni przykręgosłupowych można lepiej wykonać i duże znaczenie ma stawianie łap na ziemi.
Rehabilitacja to podstawa, mówię z autopsji.
Znalazłam wózki rehabilitacyjne:
http://www.dogxtension.eu/zdjecia.htm
Kanionku, na babski rozum wózek wydaje się najlepszym wyjściem. Odciąży Was a psinie przywróci mobilność. On łazi, bo nie rozumie, co się dzieje, chce żeby było normalnie. Tym bardziej jeśli nie ma czucia, ból go nie powstrzymuje. Na taki wózeczek się czeka, bo robią na zamówienie, ale może w tym złomie po poprzednikach znajdziesz jakieś kółka i drut na taką konstrukcję: http://www.wozekdlapsa.pl/wozek-dla-psa.php
Dzielni jesteście wszyscy bardzo. Pamiętaj, że macie w nas wsparcie również materialne. Ściskamy mocno całe stado!
Te wózki, które zapodałam, to na wzór i na podpatrzenie :) Jest pokazane jak mierzyć psa, a zrobić można samemu, to prosta konstrukcja. Można nawet na bazie wózka na zakupy, wiesz, tego, którego się używa, gdy nie można dźwigać.
Bo kupować- szkoda kasy wydaje mi się, bo producenci biorą jak za zboże.
ja znalazlam cos takiego:
http://www.leczeniezwierzat.pl/moje_artykuly.html
jestem gotowa dolozyc sie na sprzet. Sciskam!
Piszę pierwszy raz, czytam sobie od jakiegoś czasu z polecenia Barbarelli nic mądrego o zwierzakach nie napisze bo się nie znam, ale jestem nałogowym czytaczem i tak sobie myślę, podobnie jak Fredzia i inni, że bawisz nas i wzruszasz nas i Twoje zwierzaki goszczą w naszych domach i sercach i za to właśnie chcemy Ci pomagac, a ze raczej nie przyjedziemy karmić kóz i sikac Antka, więc chcemy Ci ulżyć, jak możemy, a możemy tylko finansowo, więc, zrób nam tę przyjemność i pozwól :-) ja miesięcznie kupuje kilka książek, na razie mam zapas i chętnie zapłacę za Twoją książkę w odcinkach, głupio tak czytać za darmo, wiedząc że pisarz cienko przędzie. Czekam na maila z kontem i trzymam kciuki za Was, ja wiem, że dobro wraca i do Was też wróci.
Ja niestety nic konkretnego do dyskusji nie wniose, bo sie nie znam, ale chcialam tylko postawic odcisk kopyta pod wnioskiem o ewentualne dotacje finansowe dla Antoniego… Wiesz, kazdy da po troszku, tak ze nam naprawde nie ubedzie, i sie uzbiera. Ziarnko do ziarnka. Wiec wiesz, jesli nadejdzie na to czas, to sie nie lam tylko oglaszaj akcje. I kciuki trzymam oczywiscie, no ale to wiadomo :)
:*
p.s. NAPRAWDE nam nie ubedzie.
(To tak, gdybys jeszcze watpliwosci jakies miala ;)
Ja też podobnie jak baba Aga piszę pierwszy raz , czytam Cię Kanionku od początku.To wyjątkowe miejsce. Razem się cieszę i razem smucę, ale na rozmowy zbyt nieśmiała jestem. Już czerwona się robię pisząc to tu teraz ;) Ale do rzeczy, podpisuję się pod wszystkim baby Agi. Najlepiej wyraziła to co chciałabym powiedzieć. I pomóc chcę bardzo. Czekam więc również na mail i ściskam mocno za Was kciuki :*
obawiam sie, ze i na Bozene przyszedl czas i Panstwo Kamionkowie nie wiedza w co rece wlozyc. to ja tez poprosze o ten mail. serdecznosci
Kanionkowie, co ja wypisuje…
Kochani, dziękuję i przepraszam, że tak rzadko się odzywam. Witam nowych śmiałków, którzy do mnie napisali :)
Nie, Bożena bez zmian, choć wydaje mi się jeszcze większa niż była.
Atos. Nie wiem, może to złudzenie, albo pobożne życzenia, ale gdy dzisiaj ścisnęłam go mocno za palec tylnej łapy, był odruch. Nieiwelki, ale był. Wczoraj i przedwczoraj miał też odruch zakrycia tyłka ogonem, choć dziwne jest to, że ogona nadal nie czuje. Potrafi położyć się na nim niechcący, takim pozaginanym w supeł, i nie ma o tym pojęcia.
Wozek. Tak, ja już też przeglądałam te strony, chcąc się zorientować w kosztach. Tyle, że jeszcze na to za wcześnie. Lekarz mówił, że lepiej będzie, jeśli pies będzie leżał przez min. 4 tygodnie. Sęk w tym, że on odczuwa ból w miejscu urazu, nie czuje nic dopiero poniżej tego miejsca. I być może postępowanie z psami w takich przypadkach różni się od postępowania z ludzkimi pacjentami. Człowiekowi można wytłumaczyć, co i jak wolno mu robić, a psu nie. Nauka chodzenia na wózku wymaga czasu, na bank na początku pies jest zdezorientowany i wpada na ściany, a kolejnego wypadku chcielibyśmy uniknąć.
Płatny blog. Ja Was proszę. Kanionek nigdy nie będzie płatny. To chyba kłóci się z ideą bloga. Ale rozumiem, co macie na myśli i naprawdę to doceniam :)
Na razie też nie mamy dodatkowych wydatków na horyzoncie, a jeśli szczęśćie dopisze Antoniemu, to i wózek nie będzie mu potrzebny, czego mu cholernie mocno życzę.
No i nie wiem, kiedy będzie następny wpis. Na razie nie mam głowy do pisania. Oprócz tego, że zasypiam o 5 rano i wstaję o 11, nerwy nie robią mi dobrze na żołądek, babcia niespodziewanie wylądowała w szpitalu na operacji, w związku z czym Mama cała w nerwach, bo nie wie, czy może jechać do mojej siostry na zaplanowany już dawno tydzień (siostra poza krajem), to jest jeszcze jedna gówniana historia, o któej nie chcę pisać.
Miejmy nadzieję, że wszystko wróci do normy i Kanionek będzie dla Was nadal pisał bajki, ale muszę Was prosić o trochę czasu.
Będę Was informować o postępach Antoniego i Bożeny, wiem, że trzymacie kciuki i dziękuję :-*
Anka.
Czyli z Atosem “coś” się dzieje, to dobry znak. Trzymam kciuki, za Was, za Atosa i upartą Bożenę:). Odpoczywaj kiedy możesz, my na wieści poczekamy. Życzę zdrowia Twojej babci, niech będzie dobrze. Wysłałam Ci maila, jak znajdziesz chwilkę zajrzyj:).
No to zrób akcję crowdfundingową – tłum już masz ;) Dziewczyno, pozwólcie sobie pomóc. Robicie coś fajnego, ja osobiście chciałabym mieć w tym mały udział. Może można dla Was przygotować paczkę mikołajkową?
Kurczę, zaczęłam odpisywać, a Antoni właśnie ujawnił, że ma rozwolnienie. Ten pies ma w okolicy tyłka wełnę, jakiej nie powstydziłaby się owca. Do miski z wodą weszło tylko pół ogona, bo z pozycji leżącej inaczej nie wyda. Podjęliśmy decyzję o postrzyżynach okolicy newralgicznej, więc Antoni wygląda trochę jak wiewiórka.
Śliwko kochana, naprawdę, na razie jeszcze dajemy radę. Ale wiem, co by mi się przydało. Pomysł na majtki dla Atosa, bardzo chłonne ;)
Jeśli ktoś z Was ma psa podobnej wielkości i patrząc na jego zad akurat dozna olśnienia, niech da znać!
Pomysł ze skrzynką upadł ze względu na sceptycyzm małżonka. Więcej nie powiem, a Wy nie pytajcie.
Myślałam o pieluchach lub majtkach dla dorosłych inspirowana pomysłem koleżanki, ale jej pies nie ma ogona, a Atos tak, czyli do bani pomysł. Ale, ale są pieluchy dla psów, które mają otwór na ogon, może to?
On tak sam z siebie ma biegunkę, bez wspomagania? Jeśli tak to wraca czucie :)
Ja tak na raty, bo mi tu ciągle błąd wyskakuje, będzie dobrze, zobaczysz, ogłupiałe nerwy dochodzą do siebie, regenerują się, szukają połączenia.
Biegunka może być reakcją na silny stres. Atos wcześniej bez pomocy nie robił kupy, coś drgneło, jelita dostały impuls i dlatego dostał biegunki.
Uff..Dobrze, że się odezwałaś,chociaż wiem, że nie masz do tego głowy.Może Atos-Antoni czuje to wsparcie płynące zewsząd.Jestem przekonana,że z tego wyjdzie, tylko czasu trzeba więcej.
Powodzenia!
Kanionku, też czytam Twój blog od początku. Bardzo tu miło u Ciebie:-) Ja w sprawie pomysłu na majtki. Znajoma miała psa z podobnym problemem (labradora) i używała ludzkich pieluchomjtek, chyba w największym rozmiarze. Dziurę na ogon wycinała i już. Poza tym jeszcze jakoś to mocowała bandażem, żeby pies pełzając nie wypełzł też z majtek. Trzymam kciuki za Atosa.
No wlasnie, dzieki Hanka! Ja nie chcialam sie wychylac z pomyslem ludzkich pieluchomajtek, bo myslalam, ze zostane wysmiana, ale my tez ubieralismy w toto naszego Rocka, po operacji bioderek. Nasz bokserek caly czas stal. Nie usiadl, nie polozyl sie, nie kucnal. Nic. Stal. I w takiej pozycji zalatwial fizjologiczna potrzebe. O ile sobie przypominam to sterczal tak ze trzy doby. W koncu zalozylismy mu pieluchomajtki. Nawet dziury na ogon nie musielismy wycinac, bo nasza sobaka bezogonna jest.
Aha, problem transporu z pokoju do pokoju zostal rozwiazany w taki sposob, ze postawilismy go na pikowanym pledzie i ciagnelismy za soba, bo kiedy zostawal sam to piszczal.
Kanionku, czytam wszystkie komentarze. Jestem. Modle sie po cichu z nadzieja, a glosno wspieram calym sercem. Pozdrawiam Was i wszystkie dobre dusze.
Iwona, serio?! Biegunka to dobry objaw? :))))
Bo przed chwilą sprzątałam kolejną porcję i już się chciałam załamać!
Wiecie co, ja już nie wiem, gdzie mam mózg. Te podkładki dla ludzi kupowałam chyba w nocy i dopiero teraz przypomniałam sobie, że wzięłam też pieluchy dla dorosłych na wszelki wypadek. Tak, dziurę na ogon wytnę, najgorszy będzie montaż, bo Antoni jest już bardzo podejrzliwy co do moich manewrów wokół jego najcenniejszych skarbów i jak mnie widzi z czymś w rękach to próbuje czym prędzej odpełznąć ;)
Iwona, mi też błędy wyskakują i raz nawet dostałam info, że serwer odmówił mi dostępu :D Coś się krzaczy, ale pewnie minie.
Jutro dam Wam znać jak poszło :)
Lidka, dzięki :)
Hanka, witaj :) A jak się sprawy potoczyły z labradorem koleżanki, jeśli można zapytać?
Atos tkwi przy moim łóżku licząc na to, że skoro wypuściłam Lasera na zewnątrz, to on ma szansę wleźć na łóżko. Doznania węchowe są oszałamiające. Gdyby cały ten gaz przerobić na energię cieplną, nie musiałabym palić w piecu przez tydzień ;)
I wiecie co? Właśnie przed chwilą Antoni SZCZEKAŁ. Bo usłyszał, że Laser na podwórku też szczeka. I wiem, że odgłosy paszczą nie mają nic wspólnego z kondycją jego drugiego bieguna, ale to pierwszy raz od pamiętnego dnia awarii, gdy Atos zachował się po psiejsku! Widać wraca mu tożsamość i rośnie morale :)))
Te podklady i pieluchy dosc dlugo do Ciebie ida.
Polecam matopat24.pl – tam sa wg mnie najnizsze ceny na te artykuly i realizuja zamowienia szybko (dostawa gratis przy zamowieniu powyzej 115 zl)
Przepraszam, jesli to wyglada na reklame, ale nia nie jest, slowo harcerza!
Trzymam kciuki za Babcie, za Was, za Atosa.
ZASZCZEKAL?!! To absolutnie dobry znak!
nie mogę opublikować komentarza
Kanionku, dwa dni temu widząc tyle komentarzy pod tym postem pomyślałam: “o, Kanionkowi powiększyło się pogłowie kóz” i ucieszyłam się. Dziś zerknęłam w komentarze i dopiero się doczytałam, co się stało…
Nie mam psa i nie znam się na pielęgnacji zwierzaka po urazach, mogę jedynie podrzucić kilka pomysłów. Może coś się przyda.
Udało się! Będzie w kawałkach….
———————
Pomocy, rady szukałabym (poza wetem) na forach. Jeśli będziesz miała czas i siłę polecam forum psiarzy Dogomania – http://www.dogomania.com/forum/
Pieluchomajtki to świetny pomysł, są też takie konkretnie dla psów – http://www.karusek.com.pl/produkt.php?prod_id=10671 albo takie
http://dogglamour.pl/?pl_-pampas-majtki-dla-psa-samca,35 . Trzeba tylko zmierzyć psa w pasie, żeby dopasować rozmiar.
I jeszcze kilka linków o rehabilitacji
http://www.leczeniezwierzat.pl/moje_artykuly.html
http://www.youtube.com/watch?v=E-CYIKx2GBo
http://www.youtube.com/watch?v=7prlo21UAbc
Nie wiem co z tych rzeczy jest dostępne w Twojej okolicy, nawet jeśli nie to może jakiś pomysł z tych linków Ci się przyda.
Myślę, że wszystko będzie dobrze, trzymam kciuki za piesa a Ciebie ściskam i przytulam mocno :)
Gdyby trzeba było coś pomóc czy załatwić, to pisz proszę. Dajesz nam tyle ciepła i radości, wzruszasz, uśmiechasz że też chcielibyśmy sprawić żebyś się uśmiechnęła :))
Ależ ja się uśmiecham, ostatnio głównie dzięki Wam. Kozy też wiedzą, jak poprawić mi nastrój, więc zanik mięśni twarzy chyba mi nie grozi.
Co do Atosa pozwalam sobie mieć coraz lepsze myśli. Dziś znów miał odruchy tylnych łap. Czeszę go taką psią szczotką o długich zębach, które nie mają tych plastikowych zabezpieczeń na końcówkach. To tylko powierzchowny masaż skóry, ale czasem łapa mu drgnie :)
————-
Obiecałam Ci kiedyś bajkę (pamiętam), ale ostatnio coś mój nastrój i moja wena wzięły się za rączki i poszły w cholerę. Opijać smutki w barach. Nastrój wrócił niedawno, leczy kaca, ale wena dalej się szlaja po spelunach. Mam nadzieję że niedługo wróci, chwycę za pióro i popełnię ten utwór. Choć przyznam się, że Tradycja popsuła mi nieco fabułę, bo ona miała niewinną panienką być…
wszystko… uffff
O, to zdaje się, że Twój nastrówj wraz z weną leżą pod jakimś stołkiem barowym razem z moimi ;) Nie pękaj, kiedyś wrócą.
Tradycja. No tak, niewinna to może już nie jest, ale wciąż naiwna. Coraz lepiej układa jej się z Ireną, obgryzają sobie uszy nawzajem, ale w razie nieporozumienia Tradycja wciąż daje tyły i woli uciec, niż się postawić. Hm. Widać jaka matka, taka córka – mam z nią wiele wspólnego. Czy to coś pomoże? ;)
Jeśli Atos dalej ma biegunkę, możesz dać mu węgiel medyczny lub kawę zbożową,taką prawdziwą do gotowania. Ja daję garść do jedzenia, rano i wieczorem, mieszam z karmą, kawę na sucho oczywiście. Borys pożera jedzenie poprostu, łyka jak bocian kluski, tylko paszczą kłapie i czasem ma rozwolnienie i ja mu wtedy serwuję garść kawy, dobrze działa, na człowieków też. Mam nadzieję, że zasnełaś wcześniej niż 5.
Mam węgiel i smektę, któe kupiłam dla Pecika, bo na początku naszej znajomości miał problem.
Dałam Antoniemu węgiel, za kilka godzin powtórzę (ulotka twierdzi, że trzeba zachować odstęp minimum dwóch godzin pomiędzy podaniem węgla a innych leków) i .zobaczymy. Dzięki :)
Zasnęłam gdzieś między 4 a 5 rano, ale może to i dobrze. W ten sposób Atos ma prawie całodobową obsługę i nie musi np. kilku godzin spędzać w towarzystwie swojej kupki ;)
Atos też mało gryzie, dużo łyka, ale może ta biegunka to faktycznie pozostałość po stresie i się unormuje.
Wymądrze się jeszcze i idę, jakby nie padało to ja bym piesa na dwór wytargała, podścieliła, żeby miał sucho i niech się wietrzy, chłonie, słucha.
Jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie. Chociaż z tym normalnie bym nie przesadzała, bo jednak każdy ma jakiegoś bzika, a jak nie ma, to wpływa na suchego przestwór oceanu i dzieci w szkole się nudzą.
Niewiele wiem o rehabilitacji, pieluchach i rozwolnieniach, zabiorę więc głos w sprawie nudy, którą wszyscy znamy tylko z opowieści najstarszych górali i dobrze, bo jej skutki bywają opłakane ze śmiechu:
https://www.youtube.com/watch?v=ilsQK4UAIv0
A w tak zwanym międzyczasie trzymamy kciuki i pazury za Kanionkowe Stado!
Nie no, “normalnie” to brzmi jak klątwa i jeśli gdzieś będzie normalnie, to zapewniam, że nie u mnie. Dzięki za kciuki i pazury :)
Jak się wszyscy ujawniają, to ja też. Oczywiście czytam od początku. Bardzo się przejmuję Twoimi zwierzakami, a teraz głównie Atosem. Sama mam drugiego już piesa więc jestem wrażliwa na tym punkcie. Z komentarzy wynika, że ma się ku lepszemu :)Trzymajcie się dzielnie.
Oho, Klub Anonimowych Czytaczy coraz szybciej się kurczy :)
Witaj, Anai, i dziękujemy :)