Krótka notka od wydawcy, czyli długo o kozach

Im więcej widzę tym wierzę mniej,

im więcej widzę tym mniej mogę zrozumieć…”

Kazik, “Nowy konflikt światowy” z albumu “Spalam się”, 1991

Ja z kolei im więcej leżę, tym mogę mniej. Im więcej leżę tym mniej chce mi się wstawać. Taki paradoks odpoczywania. Czy ktoś z Was przeczytał “Kobietę, która przez rok nie wstawała z łóżka”? Bo mam pytanie: czy jej to wyszło na dobre? Warto rozważać takie horyzontalne podejście do życia? I bodaj najbardziej istotne – kto w tym czasie karmił jej kozy??

Wiem, wiem że Was zaniedbuję. Że nie odpowiedziałam na większość Waszych komentarzy (czy ja już pisałam, że jesteście NAJLEPSI?). Mea culpa najmaxima. Ale to nie znaczy, że Kanionka tu wcale nie ma. Wiszę nad tym blogiem, jak duch babci klozetowej nad miejskim szaletem, mrucząc do siebie: papieru by trza dołożyć…

Wiszę, leżę, lewituję. I mówię Wam, że od tego mleczka zobojętniającego można całkiem i na wszystko zobojętnieć. Gelatum Aluminii Phosphorici – sprawi, że opadną ci wici. O czym nie wspomina ulotka. Z tego, co wieszczy rozdział o ewentualnych skutkach ubocznych, sprawdziła mi się suchość pyska (i chyba dowcipu), za to obiecane rozmiękczenie kości w razie długotrwałego stosowania jest lekkim niedopowiedzeniem. Mi zmiękło już chyba wszystko, a przynajmniej tak sobie po cichu biadolę.

I tak w skrócie odnośnie komentarzy – nie wiem, kto mógłby być skarbnikiem naszej zbiórki na Grecję (czy gdzie to w końcu miało być). Podoba mi się jednakowoż, że mamy już chętnych na dyżury w porze suchej i porze deszczowej, a Kachna, jako sympatyczna bułeczka z ciepłymi dłońmi będzie wprost idealną dojarką :) Bo ja na ten przykład wszystkie odnóża mam zimne, a kozy nie lubią, żeby je za ciepłe wymiona takie lodowe grabie ciągały. I już małżonkowi zapowiedziałam, że jak nadejdzie czas, to on będzie doił nasze kozy, bo ma miłe w dotyku i ciepłe dłonie, a on na tę myśl doznał silnego, jednostronnego skurczu mięśni twarzy, którego przy największym zaangażowaniu dobrej woli i optymistycznych urojeń nie dało się nazwać uśmiechem. Także ten. Trzeba knuć ten spisek z wyspą.

A tymczasem u mnie nie dzieje się nic, jako i zapowiadałam. Karmię zwierzęta, wodę wymieniam, deski na razie zatargaliśmy do obory, gdyż są zbyt świeże nawet na impregnację. Wczoraj zważyliśmy ponownie wszystkie kozy i oto wyniki, a w nawiasie dla porównania wskazania wagi z 10 października:

Tradycja – 34 kg (32 kg)

Bożena – 35,7 kg (32,7 kg)

Irena – 21,1 kg (19,6 kg)

Pecik – 18,5 kg (15,9 kg)

Najszybciej przybiera na wadze Pecik i to jest zrozumiałe. Jest tegorocznym koźlęciem i powinien dość intensywnie rosnąć. Tradycja powoli, tak sobie wróżę z kociej sierści, osiąga 3/4 swej docelowej masy. Bożena – wieczna zagadka – albo uzupełnia własne niedobory, bo wciąż ciut kanciasta jest, albo pompuje wszystko w koziołka. Irena mnie zastanawia. Jako dwuletnia koza nie powinna już niby rosnąć, a i zaokrągliła się całkiem ładnie, a jednak w niespełna trzy tygodnie przybrała kolejne 1,5 kg. Hm. Niech rosną choćby i wszerz, kulista doskonałość formy im na razie nie grozi.

Jeśli jeszcze nie umarliście z nudów, to się tak nie cieszcie, bo oto dalej preparuję te kozie flaki. I chciałam dla Was zrobić ładny film sentymentalny. Wiecie, taki co wyciska łzy wzruszenia, układa dziób w lukrowany ciup, a dłonie do policzków same przywierają i człowiek robi “ojeeeej”. Każdego bowiem wieczoru spędzam przynajmniej pół godziny w koziarni (gdy już wszyscy są obżarci i kontenci), głaszcząc, czesząc, drapiąc i przytulając. I za każdym razem myślę, jak bardzo te kozy przypominają psy i jak niewiele trzeba, żeby się z nimi zaprzyjaźnić.

Jeszcze nie tak dawno Irena nie pozwalała się dotknąć nawet jednym palcem. Dziś mogę ją PRZEZ CHWILĘ pomacać po cyckach (rozumiecie? najwyższy stopień intymności! tymi zimnymi rękami!), skorygować obuwie, wyczesać, zajrzeć w zęby i jeszcze dostanę “buzi”. Kilka dni temu Irena odkryła zamek błyskawiczny spinający moją roboczą kurtkę: najpierw złapała za końcówkę z zamiarem przeżucia, bo kozy mają jasne priorytety. Kiedy jednak przesunęła suwak w dół, a ten zrobił “bziuut”, zaciekawiła się. Pociągnęła w górę, suwak zrobił “bziit”. Bziiit, bziuuut, bziiit, bziuuut. Stała tak, zapinając i rozpinając mi kurtkę raz po raz, bawiąc się przy tym setnie. Równie dobrze bawi się, ściągając mi zębami czapkę z głowy, gdy wisi nade mną stojąc na murku za ławką, na której zawsze siadam usługując Bożenie.

Bożena wydawała mi się z początku dość ociężała, nie tylko w sensie obwodu brzucha. Z biegiem czasu zrozumiałam, że jest po prostu rozważna i oszczędna w ekspresji. Nie marnuje czasu ni energii na głupoty, a gdy czegoś chce, potrafi to krótko i jasno zakomunikować. Siedzę sobie na ten przykład na koziej ławce, drapiąc Bożenę za uszami. Drapię, drapię, zamyślam się i składam obie ręce na kolanach. Bożena stoi przez chwilę cierpliwie uznając, że ja też mam czasem prawo o czymś myśleć. Gdy jednak chwila trwa dłużej, niż 10 sekund, Bożena zahacza rogiem o rękaw mojej kurtki i ciągnie. Tak jakby chciała zarzucić sobie moją dłoń na głowę. Za pierwszym razem pomyślałam, że to przypadek, że się o mnie zwyczajnie zaczepiła. Ale nie. Przetestowałam to z pięćdziesiąt razy – ona dopomina się dalszego drapania. A gdy np. stoję przy żłobie, głaszcząc Tradycję lub Irenę, Bożena delikatnie przypomina o sobie, zahaczając rogiem o moje spodnie. I po co nam jakieś słowa?

Tradycja jest takim trochę opóźnionym społecznie dzieckiem z bogatego domu. O nic nie musiała walczyć, zamiast chodzić do przedszkola bawiła się z psami, wszystkiego zawsze miała w bród, nic więc dziwnego, że jeszcze nie do końca odnajduje się w nowej sytuacji (Bożena ją przeraża, a Irena nie chce się bawić w siłowanie na łby, tylko niesprawiedliwie oszukuje, gryząc złośliwie po uszach). Ode mnie oczekuje jedynie pieszczot, chowając się za moimi plecami, gdy na horyzoncie pojawią się rogi Bożeny. Lubi się poprzytulać i czasem delikatnie oskubać moje uszy. Czy ją uwielbiam? Bezgranicznie :)

Pecik jest na etapie szczeniaczka. Pracowicie przeżuwa moje sznurówki, a jeśli nadarzy się okazja i wolne miejsce na ławce – wskakuje, układa się obok mnie i kładzie mi łepek na kolanach. Ale faktycznie ma coś z Wołodyjowskiego. Już kilka razy postawił się Bożenie, krzyżując z nią rogi. Skutek był taki, że krzyżowanie kończyło się dla niego lekcją latania, ale nie można mu odmówić wielkiego ducha.

Dlaczego ja Wam o tym wszystkim piszę? Bo na moim pożal-się-łysa-miotło filmie tego nie widać. W koziarni świeci żarówka 75W, ale to spore pomieszczenie, a sufit całkiem nieodblaskowy. Na pomoc żarówce przytargałam dwa przenośne źródła – lampkę do czytania (mniej więcej w moim wieku) i latarkę. To wszystko, czym dysponuję. I to wszystko to wciąż za mało, żeby pokazać Wam uroczy, kolorowy filmik o wieczorku z kozami. Z góry przepraszam więc za niską jakość i wszystko złe, com Wam uczyniła.

Jaki dom mody mnie ubiera to już wiecie, a na głowie mam czapkę mejd baj Babcia. Czapka jest po to, by kozy nie zjadły mi włosów, a wierzcie – robią to cicho i niepostrzeżenie. W trakcie nagrania operator musiał wstać i pomachać kamerą, gdyż na zbyt długi bezruch aparat reaguje wyłączeniem się całkiem na śmierć. Co by jeszcze… Aha – to NIE JEST mój głos, nawet jeśli mój mąż potwierdza, że jest. Ja swój głos słyszę zupełnie inaczej i tego będę się trzymać.

I wtedy aparat się wyłączył. Za to na DRUGIM filmie (taka niespodzianka) lansuje się Tradycja.

That’s all, folks!

PS. Małżonek na wieść o tym, że strasznie przynudzam, kazał mi koniecznie napisać, że on widział dziś meteor. Meteor był bardzo duży, bardzo jasny, i bardzo szybko spadł. Koniec informacji. TERAZ powinniście się czuć napompowani rozrywką po same uszy :)

PPS. Jeśli ktoś bardziej rozgarnięty technicznie ma dla mnie wskazówki odnośnie podniesienia jakości kolejnych produkcji filmowych, to – jak to mówią Angole – cała jestem uszami.

40 komentarzy

  • Ynk

    Pięęęęknieeee :-) Dobrze jest tak niejasno. Nastrojowo ;-) Będę oglądać co wieczór, przed snem. Dla spokojności. Filmek o Św.Kanionku od Kóz :-)

    • kanionek

      :D
      ŚWIĘTY Kanionek to z pewnością coś, co dostarczy rozrywki mojemu mężowi :D Meteor się przy tym chowa i łka w gazową sukienkę.

      Czyli ten pierwszy, dłuższy film się Tobie odtworzył? A u mnie nie chce. Na własnym wyhodowany łonie…

      • Ynk

        Odtworzyły się oba. Z obrazem i głosem (ten głos łagodny składa się, po części, na świętość Twą ;-) ). Szelest sianka…
        Intryguje mnie co za przysmaczki dostają kozuchy? M&M wege? Brukselkowe pralinki?
        A schowany cichutko, skromnie, Pecik WPROST przestrzelił mi serce.
        NIE JEST NUDNO! Jest przeciekawie! :-)

  • kanionek

    O, to już nie grzebię przy tym pliku.

    Tak jakoś przy zwierzętach człowiek się robi miętszy i spokojniejszy. I to automatycznie wpływa na sposób, w jaki mówi. A Pecik zamarudził w tej części za murkiem, na filmie niewidocznej, ponieważ pracowicie wylizywał z korytka ostatnie ziarenka owsa :)

    Jeśli chodzi o smakołyki, to moje kozy mają jak na razie dwa ulubione. Suchy (w sensie suchy na kamień) chleb, który łamię na nieduże kawałki (zanim nada się do podania kozom jest krojony na kromki, a te w paski, i suszony), oraz płatki kukurydziane.
    Na filmie był akurat chleb :) Takie niby nic, a kozy (i podobno konie) za tym szaleją.

  • sliwka

    Nieśmiało, jako debiutujący komentator, powiem, że każdy poranek zaczynam od włączenia kompa i sprawdzenia czy Kanionek coś napisał. Co oczywiście ma wpływ na moje wyjście z domu do pracy, kiedy trafiam na największe korki. Także ten, proszę wziąć pod uwagę tę odpowiedzialność i dostarczać więcej takiego materiału.
    PS. Kocham Pecika

    • kanionek

      Witam i dziękuję :) A Pecikowi wszystko powtarzam i to będzie Wasza wina, jeśli on obrośnie w piórka i stanie się nieznośnym dandysem :D
      Podziwiam, że czytasz coś PRZED pójściem do pracy. Ja przed wyjściem wypijałam naprędce dwie kawy, szczoteczką do zębów trafiałam w oko, a budziłam się i tak dopiero po trzeciej filiżance mocnego espresso już w biurze. Mogę ewentualnie, również nieśmiało, zaproponować wciągnięcie się na listę subskrybentów – wtedy wystarczy czekać na e-mail z powiadomieniem o nowym wpisie i odpada oczekiwanie w napięciu :)

      • sliwka

        Ale jak się tak zagląda i czeka (z niecierpliwością) to można się podelektować archiwum :)

        Co do Pecika, to przeczytałam w pierwszej chwili, że stanie się OBNOśNYM DANDYSEM i to byłą miła wizja.

        • kanionek

          Ha ha! Obnośny dandys i kobieta z brodą! Wierzgający Cyrk Majty Kanionka :)
          Kto wie, może warto ruszyć w trasę?

  • Kachna

    1. Pierwszy mi się nie odpala :(

    2. Chciałabym być kozą. Kozą Kanionka. Bardzo.
    I nikim więcej.
    …..
    No more coments.

  • Kachna

    Info techniczna: zmiana przeglądarki na explorera pomogła.
    Po obejrzeniu pierwszego filmiku – JESZCZE BARDZIEJ chcę być kozą Kanionka.
    A jakie ładne imię dla kozy: Kachna.

    • kanionek

      Kachna, nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale oto zrobiłaś pierwsze na świecie doniesienie o tym, że IExplorer się DO CZEGOŚ przydał :D

  • zeroerhaplus

    Tak na szybko: pierwszy u mnie też nie działa. Przeglądarka firefox, system windows xp. Komunikat: FLASH srcnotfound.
    Ale ja go dorwę, tego filma :) tylko później.
    Dane techniczne podaję tylko tak, dla statystyk, co gdzie jak idzie, a co nie.

    Spokojnie tam, w tej koziarni. Ładne:)) Nie dziwię się, że ładujesz tam baterie.
    No i mnie akurat się też podoba, że jest ciemno na filmie. Ynk ma rację – nastrojowo:)

    A co do meteora, brakuje do totalnej rozrywki jednego, istotnego szczegółu: GDZIE on spadł, ten meteor?! HĘ? (czy też mówi się dokąd spadł? ranyboskie…)

    • kanionek

      U mnie też nie idzie z Firefoxem. Działa pod Chrome i Maxthon, więcej przeglądarek nie mam, albo nie pamiętam ;)Maxthon jest oczywiście darmowy, szybko się ściąga i nie wadzi nikomu, a do tego nie ma problemu z NICZYM. Lisek mi coraz bardziej podpada.

      Meteor. A może on spadł KOMUŚ? Np. do ogródka? Jak piorun może w rabarbar, to czemu nie meteor w kompost. W sumie fajna klątwa: a żeby ci meteor w kompost!

      • zeroerhaplus

        Dzięki za podpowiedź z Maxthonem – sprawdzę na mężu ;) Ja na razie uparcie trzymam z liskiem, sama już nie wiem, dlaczego.. uznałam go za mniejsze zło chyba.

        A co do meteora i kompostu… możesz mnie tak skląć:) Na jesień jeszcze nie przekopałam, leniwiec jeden, i jakby mi tak rąbnął, ale taki malutki, do pół kilo, to by może samo przefajdało ten kompost i opadłby jako śliczna pryzma..? Eeech.
        Ale za większy meteorek, to raczej podziękuję, bo jeszcze chałupę przeflaczy na lewą stronę i będzie kiszka, bo zima idzie..

        Piorun w rabarbar?! Czego to ludzie nie wymyślą ;)

        • kanionek

          Ożesz! Przypomniałaś mi. Że też swojego nie przefajdałam :D Ale jakby taki większy nie w dom, a koło domu dziabnął, to dołek pod basen już byś miała :)

  • Ogon Wiewióry

    Spadająca “gwiazda”, Kanionek na sianie… Zaczyna się jakby znajomo. Tylko trochę się niepokoję co z tego wyjdzie (Kanionek + Pecik) :-) Pozdrowienia.

  • Powiedz Małżonkowi, że z meteorem to się może schować przy takich rewelacjach.
    :*

    • kanionek

      ON mówi, że się chętnie schowa, z meteorem nawet. Na całą zimę. I ON chce widzieć wtedy MNIE, jak sobie sama tu siedzę i wielkie oczy zapuszczam (ze strachu). ;)

  • Lidka

    A u MNIE, w AMERYCE, to sie wszystkie filmiki na wszystkim rewlacyjnie otwieraja, o. Cieszy mnie to tym bardziej, ze teraz przebywam calymi dniami w pozycji poziomej i zwisajacej z materaca i mam tyle tylko sily, zeby pomacac palcem tableta, ktory lezy na podlodze obok lozka. Pozdrawiam wszystkich czytelnikow. Zycze zdrowia, bo ja mam grype i blagam niebiosa o nagla i wrecz oczekiwana, smierc. A ta grecka wyspa wyglada teraz calkiem dobrze…

    • kanionek

      Biedactwo! A ja o Tobie dziś właśnie myślałam. Tzn. zastanawiałam się, co się stało z Lidką i już mi po głowie zatrucie meksykańską twardą głową chodziło. Na grypę chyba nie ma szybkiego sposobu :-/ Czosnek, miód i mleko, wypocić dziadostwo, ratować się painkillerami, żeby jakoś przetrwać… Życzę Tobie jak najkrótszego chorowania. I żeby Ci usługiwano, jak królowej! To ostatnie to odezwa do Rafała :)

      • Lidka

        Dziekuje za wszystkie good vibes i slowa wsparcia! Bardzo mi milo! Mysle, ze przezyje. W grypie nie najgorsze jest zapewne to, ze sie czuje mieso odchodzace od kosci, ale – kompletny brak wechu i smaku, a w moim przypadku nawet czesciowy zanik sluchu. Kompletny inwalida. Ale dzis -juz znacznie lepiej. Wypilam herbate i nawet czulam smak: z sokiem malinowym, chociaz Rafal uparcie twiedzil, ze zrobil z cytryna…Czosnkiem, ktory zezarlam przez te pare dni, to juz nawet moje koty capia-to slowa sasiada. Jezeli koty to i sciany pewnie tez. A fuj.
        Meksykanska “twarda” wyglada slicznie w tych sloiczkach! Nie wiem, czy pisalam, ale dodalismy tez poszatkowana cebule do calego galimatiasu. Poczekam jeszcze ze dwa dni, bo szkoda jesc, jezeli nie czuje smaku.

  • ciociasamozło

    Nad naszą wsią przeleciał meteoryt
    Nad naszą wsią przeleciał, no i zgasnął
    Nad naszą wsią przeleciał meteoryt
    A jużem, panie, miał zasnąć

    Wreszcie mi się filmiki odpaliły! i to na FF.
    Miło Cię, Kanionku zobaczyć i posłuchać :)
    I kozy tyż :) fajnie raciczki stukają.

    • kanionek

      Ja nie powiem, czyja to zasługa, że teraz obydwa filmiki się odpalają, ale siedział w swoim pokoju i urwami rzucał przez 10 minut :D
      No ale się odpalają :)

      Wy się śmiejecie z tego metełoru, ale ja też taki widziałam, w tamtym roku, i to naprawdę dech zapiera! Bo – jak zauważyła zeroerhaplus – kto to wie, gdzie taki walnie? I czy się jakim odprysko-odbryzgiem nie oberwie? Tego małżonkowego nie widziałam, ale tamten mój był NA PEWNO większy :)

      • zeroerhaplus

        Urwy urwami, ale filmy idą już oba.
        Małżonku Kanionka – dziękuję :))

        PS. Kanionku, OCZYWIŚCIE Twój był większy :)))

        PPS. A ciemne okulary nie piszczą aby cichutko z kątka, że już ich nie kochasz? ;P

        • kanionek

          MĄDRALA ;-P
          Piszczały, piszczały, żebyś wiedziała, że przez chwilę to rozważałam :D
          Ja mam jakąś nadwrażliwość na światło. Widać przez chwilę na którymś z filmów, że mrugam jakbym chciała w aptece o prezerwatywy zapytać.
          Żadna choroba, czy wielka niedogodność, ale jak zapomnę okularów nawet w pochmurny dzień, to głowa mnie potrafi rozboleć od mrużenia oczu.
          Małżonek za to nie umie w okularach na nosie przejść kilku metrów prosto, bo mu się świat kręci i wszystko go wkuwia. Takie z nas dwa dziwadła :)

  • mitenki

    Nosz kurcze :((( takiego długiego komcia napisałam i zrobiłam jak gupia F5

    • kanionek

      Buuu… Pochylam się ze smutkiem nad losem tego komcia.
      Ja się tak boję tych “F”, że ich w ogóle nie tykam. Niby coś mają ułatwiać, a prawda jest taka, że jak palec się omsknie i w złe F trafi, to grom jeden wie, co się stanie. Można sobie wszystko zamknąć, albo otworzyć znienacka, albo właśnie skasować. Piszesz drugi? :)

  • bila

    Byłam w niedzielę z ZOO we Wrocławiu, i widziałam KOZY ANGORSKIE i one mają takie fajne loczki. Jakie to jest superanckie(no, wiem, słownictwo mam przedpotopowe), że jest tyle rodzajów kóz. Ale kozy Kanionka, rzecz jasna, najfajniejsze. Z kolei lamy, to mają piekny makijaż oczu- taki smoky eyes. Se odpatrzyć zamierzam. Będę mieć oko ,,na lamę”.
    Filmiki są nastrojowe i sobie je włączę w repertuar wizualizacji: ,,Wyobraź sobie, że jesteś w koziarni. Głaszczesz Bożenkę i czujesz jej kojące ciepło..” Niezłe, co?

    • kanionek

      ,,Wyobraź sobie, że jesteś w koziarni. Głaszczesz Bożenkę i czujesz jej kojące ciepło..” Niezłe, co?

      Niezłe, niezłe. Tylko pamiętaj, żeby pomijać fragmenty o tym, jak stutonowe żelazko Tradycji wciska Ci się w udo, a na głowie ląduje Irena :D

      Tak, kóz jest wersji wiele, a każda urocza :) Mi się podobają jeszcze te z długimi, oklapłymi uszami, takie kozosiołki. Np. tutaj:
      http://www.sentikki.lv/anglo-nubian-goats.htm

      Na kilku zdjęciach jest nawet taka irenkopodobna :)

      A takie smoky eyes to pamiętam, że robiłam na Sylwestra wszystkim koleżankom mojej siostry :) Nieważne, czy pasowało do fryzury/stroju, czy nie, wszystkie chciały i kolejka do krzesła w moim pokoju przestępowała z nogi na nogę już na kilka godzin przed godziną zero. Ech, wtedy jeszcze miałam rękę do takich drobiazgów.

  • Fredzia

    No więc:
    Po pierwsze primo – na rozgrzewkę widoczek ze Skopelos: http://www.sunsail.com/files/Destinations/Mediteranean/Greece/milina/panormous-skopelos.jpg – wyspy, na której boski Pierce Brosnan śpiewał S.O.S.
    Zrobiłam mały research i uprzejmie donoszę, że ceny wysp zaczynają się od 2,5 mln złotych polskich, więc kobitki, odpalamy świnkę-skarbonkę specjalnego przeznaczenia i od dziś karmimy ją sumiennie jak Kanionek kozie stadko :D

    Po drugie primo – zapytaj Męża, jaką ma teorię na temat meteorytu tunguskiego. Niedawna lektura pasjonującego artykułu z 1969 r., w którym radziecki uczony Priwałow zebrał 80 opisywanych w różnych źródłach wyjaśnień syberyjskiej katastrofy (od przelotu smoka przez aparat szpiegowski z Marsa po wybuch chmury komarów) położyła się komecim cieniem na mojej psychice. Czuję, że po lekturze tej 6-tomowej antologii sci-fi będę musiała dla równowagi obejrzeć 6 odcinków “żony dla rolnika”, by móc wrócić na ziemię.

    Po trzecie primo – popłakałam się oglądając Twój film. Tak po prostu. I proszę mi tu nie wymawiać menopauzy ani staropanieństwa, bo od zarania dziejów w pewnym zakresie fal widzialnych jestem łatwowzruszalna, a już w kategorii “zwierzęta” mam czułość ISO większą nawet niż producent przewidział. Być może ma na to wpływ duże nawodnienie organizmu – 60% jak wykazała magiczna waga Pani Dietetyczki. Ta sama, która twierdzi, że moje ciało ma 24 lata, za co ją kocham (wagę, nie Panią D.).

    Idę kupić cukierki, żeby dzieci sąsiada nie opluły mi drzwi. A Państwo jak zamierzają spędzić halloweenowy wieczór?

    • kanionek

      Wałęsa, oddaj moje sto milionów, bo mi brakuje na wyspę!
      Nie no, dwa i pół melona żeby uzbierać, to nam i dziewięciu kocich żywotów nie wystarczy. Pozostaje opcja z butelkami. I serio, co tam plastik, jak sobie na wierzch nawrzucamy ziemi, kompostu (każdy jakiś ma, jak się okazuje) i tych liści od Kachny? By the by – jeśli macie zarówno kompostownik, jak i nadmiar liści, to je ożeńcie! Liście są doskonałe na kompost. To jest kompostowe złoto. Można je wstępnie rozdrobnić, przejeżdżając po nich kosiarką do trawy, ale i bez tego będzie dobrze. Tegoroczną kapustę wyhodowałam praktycznie na liściach z lasu i wiaderku popiołu z pieca kaflowego. Pardą za oftopik :)

      Co do drugiego primo – zapytam małżonka, choć nie sądzę, by potajemnie przeczytał coś takiego i się ze mną nie podzielił. Ja też tylko coś tam słyszałam i coś tam, kiedyś tam, w TV oglądałam. “Żony dla rolnika” też nie widziałam, ani jednego odcinka, i chyba muszę zacząć nadrabiać zaległości, bo wkrótce nie będę miała pojęcia o czem ludzie do mnie gadają. Niech mi się tylko doba ciut rozciągnie!

      Wzruszenia. Ja mam czasem takie dni, że żal mi płyty chodnikowej, co pękła. Jasne, przesadzam, ale już np. na filmie “Jak wytresować smoka” płakałam, i to w najmniej odpowiednich momentach, przez co z kolei wzruszył się małżonek, i tym sposobem obydwoje doznaliśmy wyższych uczuć. Pisałam już, że w dzieciństwie chciałam HODOWAĆ Calineczkę? Dzisiejsza technika i filmowa animacja nie daje mi żadnych szans, żeby się z tego typu ciągot otrząsnąć ;)

      Ha. 24 lata. Gratulacje :) Ja sobie w ub. roku wypełniłam ankietę na bieganie.pl i wyszło mi, że mam lat 45… Usprawiedliwiam to faktem, że w polach dot. aktywności fizycznej nie było możliwości wciśnięcia “machanie widłami” lub “spacer z kozą”. Więc wyszło mi, że nic nie robię i zmierzam z prędkością światła do Domu Przyspieszonej Starości. Łii tam.

      Naprawdę chodzą u Was dzieci po domach?? Ja żyję w takim oderwaniu od rzeczywistości, że nawet nie wiem, do jakiego stopnia zasymilowaliśmy amerykańskie tradycje halloween. I może powiecie, że jestem zgryźliwa, ale w tutejszych wsiach prędzej natknę się na Cześka z Wieśkiem, krzyczących “dej na wino, albo wpie*dol”, niż dzieciaka z “trick or treat” ;)

      Mój dzisiejszy wieczór będzie całkiem nudny. Zaraz idę kozy ucieszyć porcją owsa, a póxniej – przynajmniej taki jest plan – coś dla Was napisać. Jutro za to mam ambicję rozpocząć budowę systemu zbierania deszczówki i odprowadzania jej po przefiltrowaniu do studni. Jak znam życie, w całym systemie zabraknie najbardziej istotnego elementu, czyli deszczówki. Kończy się październik, a ziemia pęka jak suchy chleb.

      Bawcie się dobrze i nie przesadźcie z napojami ;)
      Wasza Zrzęda.

  • Ania W.

    Dziewczyny, te i 2,5 melona to sporo, nie ma co, ale może coś się da stargować? Albo wejdźmy w kontakt z producentem Ranigastu or whatever i obiecajmy, że jak dołoży do interesu, to na plaży pozwolimy mu reklamę postawić (do aptek dokładają, to i do wyspy mogą). Reklamę potem zeżrą kozy i będziemy mieć z bani, a wyspa zostanie.
    A jeśli chodzi o bycie sentymentalnym, to ja się rozpłakałam:
    a) na “Królu Lwie” – a oglądaliśmy go w pracy kolektywnie !!!!,
    b) na “Barbie – Akademia Księżniczek” – DWUKROTNIE, na momencie, w którym księżniczka wraca do swojej adopcyjnej matki,
    c) na “Co się wydarzyło w Madison Country”- milion razy. Po pierwszej projekcji ryczałam przez pół godziny po wyjściu z kina i mój ówczesny bojfrend się bał, że zostanie posądzony o to, że mnie tłucze.

    • kanionek

      “Króla Lwa” i “Barbie” nie widziałam (tak, tak, zgroza, zbrodnia i spróchniała szubienica), a “Co się wydarzyło w Madison County” tylko czytałam i oczywiście, że płakałam. Taka babska konstytucja. Mój mąż (i być może większość facetów) odłożyłby tę książkę na półkę gdzieś w okolicach dziesiątej strony. Bo to przecież książka O NICZYM :)

  • Ania W.

    Ania, czytałam i książkę “Co się wydarzyło…”, ale byłam już po obejrzeniu filmu i mi się wizualizował już tylko Clint i Meryl… Coś jak casus Bińczyckiego przy następczej literaturze “Nocy i dni”.

    Barbiów jest ci dużo w przyrodzie, a jako że mam na stanie sześcioipółlatkę, to zdarza mi się oglądać. No i kończy się to właśnie tak jak powyżej :)

    A co z wyspą i Ranigastem się pytam?

    • kanionek

      O, to fajnie masz :)
      Ranigast, Viagra, czopki na hemoroidy – nieważne. Jak będą nam chcieli płacić za billboardy i transparenty, to ja w to wchodzę. I nie trzeba będzie kozich zębów – z takich płyt poreklamowych można będzie zbudować kolejne koziarnie :D

  • ba-jecz-nie po prostu:)

Skomentuj kanionek Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *