Smutny śmiech puszczyka, czyli wcale nie oksymoron
Dziś będę spokojna
jak ciężki, niemy wiatr
co w gorączce z sił opada
w obojętne piachy pustyni
Trąci nastoletnią melancholią? Nic dziwnego, napisane za czasów liceum.
Księżyc za oknem znowu w pełni, choć dziś nie przypomina wesołej, rumianej pizzy. Odwiecznym swym bytem rozczarowany i zmęczony, na pożółkłym obliczu wyhodował starcze plamy i głowę zwiesza ciężko nad lasem, jakby nie miał już ani sił, ani ochoty, na kolejną dokoła globu wędrówkę.
A puszczyk naprawdę śmieje się smutno. Tylko trzeba mieć trochę nierówno pod sufitem, żeby to usłyszeć.
Cóż, miały być fanfary na cześć kapusty (a faktycznie należą jej się, bo rośnie w oczach jak nasz dług publiczny), ale:
1. Przedwczoraj użądliła mnie w łydkę pszczoła
2. Dwie godziny później skręciłam staw kolanowy (piąty raz ten sam)
3. Księżyc i puszczyk jednogłośnie oznajmili, że dzisiaj nie obchodzimy Międzynarodowego Dnia Nieuzasadnionej Radości
i jakoś tak… o kapuście i innych przyziemnych sukcesach będzie (znowu) kiedy indziej.
Na użądlonej łydce mam malowniczego guza w kolorach purpury, śliwki węgierki i lawendy, który na przemian boli i wściekle swędzi, za to z kolanem nie jest tak źle – pierwszy raz obejdzie się bez gipsu i wielotygodniowej rehabilitacji. Tylko jakoś tak złowieszczo grzechocze, jakby wszystkie klocki się w nim poprzemieszczały.
Nic to, oby do następnego okrążenia.
P.S. Koza waży już 20 kg. Czyli mam prawie połowę porządnej kozy.
Bardzo piękny, nastoletni wiersz. Na dziś.
Zerknęłam. Nowy wpis? Puszczyk? oj u Kanionka już puchają? rosnąca kapusta? pszczoła? co ta Kanionek bierze ?
Acha LIPIEC 2014 :)
Kachna nie opadaj !
A może czasem warto opaść? Gdzieś w cieniu za pagórkiem, a nawet opodal krzaczka, przycupnąć cicho i przeczekać.
Ale was zawiało…..
A propos zawiało… chyba sobie drinka zrobię :)
Hyhy smacznego :)
Swoją drogą, to byłby ciekawy nowy trend – komentowanie Kanionka pod starymi wpisami – jest tyle biednych, smutnych wpisów bez komentarzy albo z małą ich ilością…
A ci, którzy już się nie mogą w komentarzach połapać musieliby zatrudnić płatnych morderców w celu eliminacji siewców zamieszania ;)
Fajny trend.
Ja to w obojetne objecia kanapy opadam…
A ta pszczola to moglaby Kanionka w kolano uzadlic, moze mniej by mu klekotalo, bo podobno jad pszczoly dobrze robi na reumatyzm.
Zima… Zima… Drogie Panie, to wszystko przez brak słońca.
Drogie Kozy, powrót do przeszłości? :)
Zwróćcie jaszcze uwagę: KOZA. Koza waży 20 kilo.
Jedna koza!!!
Co za czasy…
Ha ha! Ważyłam tego Ziokołka co kilka tygodni, jak jakaś Baba Jaga Małgosię, nie mogąc się doczekać, kiedy zacznie wyglądać jak PRAWDZIWA koza, a nie biały sznaucer na kopytkach ;) Teraz patrzę na małe koźlątka i chciałabym, żeby nigdy nie dorastały. Kanionkowi nie dogodzisz ;)
Tiaa… jedna koza. Kanionek miała czas żeby księżyc zobaczyć. I kolanem się przejąć.
A teraz? “Księżyc? jaki księżyc, nic nie widzę bo odśnieżam/sałatkę kroję/sery odciskam/Gwiazdolota naprawiam/kocie siki wycieram…” ;)
Nooormalnie zbaraniałam! Nowy wpis? Jak, gdzie, kiedy? Przetoczyłam? Niemożliwe! EE coś z tą datą nie tak, czy mi się ćmi w oczach? Ale tak od rana? Oj kozy drogie taki psikus od rana? No ja się po tym leczyć będę musiała. O już mi oko lata;)
Kachna zrobiła nam test na czujność ;)
Dopiero zobaczymy, jak się Kanionek zdziwi ;)
No się zdziwił, a potem w popłoch wpadł, że omatko, ludzie znów czytają wszystko od początku, pług wie który to już raz, bo Kanionek nic nowego nie napisał. Biedne Kozy!
Kanionku i reszto Obory Kanionka.
Polecam
https://www.facebook.com/piotr.duziak.1/videos/vb.100001234932172/1048264271891394/?type=2&theater
PACZKOLATA. Znacie taki wyraz?
Ja właśnie poznałam https://pl.wikipedia.org/wiki/Paczkolata
Naprawdę tak się teraz mówi?
Jak lubię słowotwórstwo mniej lub bardziej radosne, tak nie znałam. Pewnie dlatego że niepalącam ;-)
(wiem, wiem, to tłumaczy, lecz nie usprawiedliwia ;-D )
Ja poznałam “paczkolata” kilka lat temu, gdy padło mi na mózg święte przekonanie, że mam POCHP. Pracowałam naonczas 350 km od domu, sprytnie wynajęłam pokój niecały kilometr od biura, żebym mogła sobie dochodzić z buta, nie szarpiąc nerwów samochodem (wszystkie pory roku tam przerobiłam, lato nawet dwa razy, więc odpadało mi duszenie się w puszce podczas upałów i skrobanie szyb zimą), no i wtedy się okazało, że łapię zadyszkę już w połowie drogi, a na piętro po schodach to się już musiałam czołgać. A że niewiele wcześniej oglądałam jakiś brytyjski dokument o gościu chorym na przewlekłą obturacyjną chorobę płuc, to przecież oczywiste, że natychmiast na nią zapadłam. Wyguglałam wszystko w tym temacie, paczkolata latały mi przed oczami, a gdy tylko zjechałam na urlop do domu, umówiłam się na prywatne dmuchanko. Czyli spirometrię.
No i wyszło, że nie mam żadnej POCHP, tylko wujową kondycję, no bo i jaką można mieć, jak się latami siedzi przy biurku po 10-14 godzin, a potem leży czytając książkę i potem znów leży śpiąc. No i stąd wiem, czym są paczkolata.