Jak skutecznie ugotować jajko, czyli o teorii względności przystępnym językiem
Ciągle o tych kozach i fasoli, a przecież nie można się zachwaszczać intelektualnie i czasem jakieś doświadczenie naukowe przeprowadzić należy. Dzisiejszy wpis powstał oczywiście na podstawie własnych perturbacji. To znaczy w drodze naukowych rozważań nad złośliwością materii i empirycznym jej potwierdzaniu cyklicznym. Oraz pod wpływem nieustających, złośliwych komentarzy małżonka, który niby rozumie potęgę nauki, tylko nie docenia mojego w nią wkładu.
Jak to już dawno odkryli starożytni górale z dorzecza Nilu (choć pretensje do tego odkrycia zgłaszają również producenci waty cukrowej z Atlantydy), to, jak długo trwa minuta, zależy od tego, po której stronie drzwi od kibla znajduje się obserwator.
Teorie jednakowoż, nawet te udowodnione, trzeba wciąż i wciąż od nowa weryfikować, ponieważ Wszechświat się rozszerza, okoliczności zmieniają, dolar jest niestabilny, w okolicach Parczewa odkryto “zatrważająco ogromne złoża bursztynu”, a to wszystko, jak wiadomo, ma zawsze jakieś reperkusje. A czasem nawet recymbały.
Teorię względności w zakresie czasu trwania czasu można sobie jednak bardzo łatwo i w dowolnym momencie potwierdzić, i to PRAWIE nie wychodząc z kuchni.
Gotujemy sobie w tym celu jajko, na twardo. Od momentu zagotowania się wody ustawiamy czasomierz wstecznieliczący (z ang. timer) na 5 minut i, siedząc przy kuchennym stole, czekamy. Czekamy, czekamy… Wieki mijają. Zżółkły nam zęby, paznokcie u stóp i kartki z kalendarza. Słońce zamienia się w Czerwonego Olbrzyma, większość ludzkości została już dawno ewakuowana do innej galaktyki, ale my nie polecieliśmy, bo JAJKO SIĘ JESZCZE NIE UGOTOWAŁO.
Jak spowodować, by jajko ugotowało się szyciej i tym samym uniknąć bolesnej śmierci w palących objęciach Czerwonego Olbrzyma? To naprawdę proste. Wystarczy w tzw. międzyczasie wyskoczyć do ogrodu po: szczypior, bazylię, czosnek, rzodkiewkę, natkę pietruszki. Dopuszczalne są również sałata i pomidor. I już! Wracamy, a tam jajko ugotowane do zieloności, a woda się nie zmarnowała, bo wróciła do obiegu w lotnym stanie skupienia. Tak przy okazji – tę naukę to powinni jednak jakoś skorygować, po tylu latach. Gazowy stan skupienia, też pomysł. Rozproszenia chyba raczej.
Tę samą metodę doświadczalną można z powodzeniem wykorzystać podczas odgrzewania bigosu i grochówki, tylko rekwizyty i miejsce do “wyskoczenia do” się zmieniają. Wiadomo, pora roku inna. Kiedy więc zaczynacie podejrzewać, że bigos/grochówka nigdy nie osiągnie pożądanej temperatury, za oknem co i rusz widzicie odlatujące w siną dal statki kosmiczne, a Słońce wygląda jak gigantyczny pomidor, to najwyższy czas wyskoczyć na chwilę z kuchni. Np. do kotłowni, dorzucić trochę węgla lub drewna, bo to przecież “chwilamoment”. I voila! Wracacie, a tam z garnka z bigosem zrobił się wściekły Wezuwiusz, wypluwający na imponującą wysokość kapuścianą lawę. Pokrywkę znajdziecie gdzieś przy wiosennych porządkach, nie ma strachu. A jedliście kiedyś grochowy popcorn? Serwowany na suficie? Serdecznie polecam.
Ale… parafrazując słowa kolejnego polskiego klasyka filmowego: “Ale pani Kasiu, czy to o jajko/bigos/zupę chodzi?” Ma się rozumieć, że nie. Chodzi o potwierdzenie naukowych teorii, o sprawdzenie, czy się nie zdezaktualizowały, żeby im zrobić taki mały audycik i znienackowy rozpiździaj, a jak one się obronią, te teorie, to jest wielka radość, bo wtedy na pewno wiadomo, że świat nie stanął na głowie, wszystko jest jak było i pieniążki odkładane na miejscówkę na promie kosmicznym można spożytkować na jakieś prostackie fanaberie, typu trzy baloty słomy.
Zawartość merytoryczna konsultowana z Marią Słomowską-CuWie.
Przy współudziale Niezależnego Zespołu Badawczego Do Spraw Jajek.
Wszelkie prawa przystrzyżone.
Jestem pewna, że słyszałam łoskot (związany z olśnieniem) w trakcie, gdy docierała do mnie z powalającą prostotą, kwintesencja oczywistej ZASADY względności w świetle przykładu o trwaniu jednej minuty :-). Nie wiem czy wyraziłam się względnie jasno, ale jestem kontenta :-)
Kontenta :D Piękne słowo, dziś wyparte przez prozaiczne, banalne i płaskie jak stopa Yeti słowo “zadowolona”. Pozdrawiam :)
Anka
Ja tam lubię na miękko, to i czas szybciej płynie, a komputer mam tuż, tuż, to se pooglądam co nieco w trakcie. Jutro mam Dzień Jajka, bo bardzo lubię , a nie mogę jeść za często bo mnie straszy w biurku recepta na statyny od wrednego lekarza, co popiera koncerny farmaceutyczne, a karczochy na zbicie cholesterolu takie drogie w Lidlu… A takie dobre…
Leno kochana, nie daj się! Ja mam, odkąd tylko pamiętam, cholesterol ZŁY powyżej normy. A doppler tętnic mówi: czysto, fajnie, krew śmiga jak po autostradzie. Zbić to niektórym trzeba dupę na kwaśne jabłko. Ile oni ludziom margaryny nawciskali, to zgroza. Ja nie chcę uprawiać mentorstwa, w żadnej dziedzinie. Ale można nawet w necie znaleźć info nt. mitów cholesterolowych.
ooo! u mnie taki chwilamoment właśnie się odbył :D:D:D czekałam całe stulecie na ugotowanie się mleka, a ono nic, jak zaklęte i “zimne jak polodowcowy głaz” więc oczy swe na chwilkę odwróciłam w stronę kota, który akurat pazury w kanapę wbijał, żeby mu powiedzieć, że skończy przywiązany do drzewa w lesie, albo w najlepszym razie do bidula wróci, no i… no właśnie, mam świeżutko wyczyszczoną kuchnię gazową, garnek się namacza, a zapaszku spalenizny już prawie nie czuć.
Dziewczny, kocham Was normalnie za Wasz język! I nie tylko :)
Wszystko jest względne i w dziwny sposób od siebie zależne. Ja na przykład zauważyłam, że kiedy czytać jakiś zajmujący blog i smażyć naleśniki, to te ostatnie w zagadkowy sposób, po prostu błyskawicznie! robią się czarne i niejadalne. Trzeba to zdoktoryzować…
No prawda najszczersza. Niedawnym czasem jajki zapragnelam na kolacje ugotowac, grzecznie wstawilam i yjarzalam na chwile do Psa w swetrze…Jakies dziwne odglosy przypominajace wybuchy zignorowalam calkiem, dopiero kot dracy jape w kuchni zmobilizowal mnie do sprawdzenia o co kaman…Jajka wyszly piknie, woda z garnka tez,sam garnek zginal smiercia tragiczna niestety