Wiesiek załącz motór, czyli o pięknie występującym w naturze
Ja może nie jestem panem Max Kolonko, raczej taką Min. Kanionko, ale też mówię Wam, jak jest. A jest, proszę Was, PIĘKNIE. I nawet wieczorna, niespodziewana wizyta Smolenia na chińskim mopedzie okazała się być tegoż potwierdzeniem.
Sobowtór Bohdana Smolenia zajechał do nas wczoraj wieczorem, na wspomnianym mopedzie made in China. “Made” to nie wiem, kiedy on był (tyczy się zarówno mopedu, jak i sobowtóra), ale że “in China” to widać od razu. W dodatku po polsku został poprawiony: owiewka, będąca jednocześnie obudową przedniej lampy, przymocowana została – w miejscu fabrycznie przewidzianych śrubek – na skręcone druciki, lampa tylna trzymała się na słowo honoru producenta taśmy klejącej bezbarwnej, a osłona filtra powietrza na trytytki. Nie mówcie, że NIE WIECIE co to są trytytki! Trytytka to piękne słowo! Ja nie wiem, skąd ono się wzięło i jaki geniusz zła je wymyślił, ale ono istnieje i rości sobie prawa i pretensje. Jeśli więc nie wiecie, to szybko sprawdźcie, bo może Wam to kiedyś dać przewagę w Scrabble.
No i ten Smoleń to, jak się okazuje, pan Wiesiek, który wszystko umi i roboty szuka. A u nas roboty huk i to widać, nawet z poziomu siodełka chińskiego mopedu. No to tak na próbę Wiesiowego materiału, pokazaliśmy mu wiatrownice, co latoś odpadły od krawędzi dachu, ze zmęczenia, nudy i grawitacji. A dach mamy stromy i w najwyższym punkcie osiągający osiem metrów ponad ziemią. Pan Wiesio się nie przestraszył. Ba, zaczął sypać spod smoleniowego wąsa fachowymi terminami, nawet scyzorykiem (fakt, że moim) nam na ścianie narysował, co i jak i w ogóle. I deski sam przetrze, i drabinę odpowiednią zbuduje, i w pracy nie pije (wyraził nawet w słowach nienadających się do opublikowania na tym blogu, co on sobie myśli o piciu w pracy), pomocników nie bierze, rano wstaje, mleko daje, no wszystko robi.
Dogadaliśmy się co do ceny i terminu wykonania usługi, pogrzebaliśmy przy mopedzie (bo lampa przednia nie świeciła), ku straszliwej kompromitacji i osobliwemu frasunkowi pana Wiesia odkrywając puszeczkę piwa w schowku pod siodełkiem (bo szukaliśmy, gdzież to przechytry chiński producent ukrył bezpieczniki) i zapewniliśmy go, że my do puszeczki absolutnie nic nie mamy i nie, nie chcemy jej w prezencie na oblanie świeżo zaklepanej transakcji.
I czyż to nie jest piękne? Małżonek prawie już spać nie mógł przez te odpadłe wiatrownice. Śniły mu się wichry i zawieruchy, wpychające wiadra wody pod dach, co jak wiadomo powoduje gnicie drewna, upadek konstrukcji i planetarium we własnym domu, i nawet nagabywaliśmy przygodnie napotkane ekipy remontowe będące w posiadaniu rusztowań, bo chcieliśmy sami tę robotę wykonać, a tylko rusztowanie wynająć. Ale zawsze okazywało się, że albo rusztowanie za niskie, albo też pożyczone od kogoś, kto pożyczył komuś innemu i w ogóle nie da się. A tu proszę. Pan Wiesio, w promieniach zachodzącego słońca, nie we śnie, a na Jawie (no prawie), kreśląc filozoficzne zygzaki (przedni widelec coś na bakier względem osi pojazdu), przypyrkotał się do nas niczym Telepatyczny Spełniacz Marzeń. I ten wąs!
A wcześniej było tak:
A ogród, pomimo nadejścia jesieni, wciąż wygląda tak:
I przez dwa deszczowe dni napadało nam 250 litrów deszczówki. I pewien urząd, po naszym odwołaniu, przyznał się do błędu i zmienił swoją decyzję. Ale najpiękniejsze jest to, że POMIDORY WRESZCIE SIĘ KOŃCZĄ! Jeszcze max bez kolonka 10 kilogramów :)
Pierwszy!
A tu cisza, jak slimakiem zasial. Miniaturowa Kanionko, gdzie sie podzialo Kolko Koziego Wsparcia?
Szacowne grono moich czytelników “Kółkiem” nazywać…
Z okazji Dnia Pytań, mam dwa:
1. Dlaczego dotąd nie przedstawiłaś nam tego przystojnego Stracha na Wróble? Życzę sobie poznać jego imię!
2. Dokąd zmierza oważ Kozia Procesja? Czy też może Marsz Jedności z Osiołkami to był?
PS. /zapomniałam/ Druga!
KURDE JAK TO DZIEŃ PYTAŃ?? Dlaczego nikt mi nie powiedział? I gdzie się te pytania zgłasza i czy można ciężarówką dowieźć, bo ja mam bardzo dużo!
1. Ach, bo Pan Strach nosi na głowie kask z logo pewnej firmy, w której pracowałam. Nie wiem nawet, czy i jakie przepisy bym naruszyła, publikując to logo w towarzystwie STRACHA ;) Ale OK, skoro jest potrzeba, to zrobię foty i wyretuszuję jakoś te znaczki.
2. A, tak sobie brykaliśmy po młodych dąbrowach :)
1. Strach na wróble jest kosmiczny!
2. Coś jest nie tak ze mną. Wiem, co to trytytki, ale nie wiem, co to wiatrownice (za to już wiem, kto to Jaworowicz, dzięki!).
3. Odważni jesteście. Zlecacie naprawę swojego dachu panu Wiesiowi, który nie potrafi naprawić swojego mopeda.. Pozostaje mi trzymać kciuki!
4. Ogród jest śliczny!!
Strach na wróble zrobiłyśmy z moją Mamą dwa lata temu. Aż dziw, że jeszcze stoi :)
Wiatrownice Ci sfotografuję, bo opisywać to długa droga. A to zwykłe dechy w sumie są…
Nie, nie, pan Wiesio dopiero co odkupił sprzęt od swojego syna i zarzekał się, że wyremontuje go tak, że go chińska fabryka nie pozna ;)
Dziękuję :)
PS. Nie pękaj zawsze i mów co masz na myśli. Kanionek docenia, wszystko.
Nie omieszkam :)
A co do wiatrownic, to spokojnie, już sobie doczytałam. Ale fotografie tu każdy chętnie zobaczy, więc jak już będą gotowe, to dawaj!
Będzie to dodatkowo dowód na Smoleniową robotność :)
No to właśnie miałam na myśli, że te nowe Wam pokażę, bo co – spróchniale deski leżące na trawie mam focić? Do lupy z taką informacją techniczną.
Smoleń ma być we wtorek. Co, jak wiadomo, może znaczyć w czwartek. Poczekamy, zobaczymy :)
Po zdjeciach widze, ze Tradycja w dalszym ciagu niezintegrowana z grupa…
Dynia przecudnej urody. Mam nadzieje, ze do naszego kraju dojdzie zwyczaj dekorowania dyniami, tak jak jest to w Stanach. Najpiekniejsza pora roku tutaj to wlasnie jesien i dyniowo- kukurydziano- slomiane dekoracje. Strach genialny. Pozdrawiamy przy niedzieli.
Już doszedł, niektórzy ludzie cuda z tych dyniek robią. Ja to raczej nie… Porąbię siekierką, wydłubię pestki do zjedzenia, a miąższ będzie dla zwierzaków, bo po to tę dynię siałam. Może w przyszłym roku wyrośnie mi ich więcej i puszczę wodze dekoracyjnej fantazji. Tylko jeszcze muszę sobie w mózgu wyrobić połączenie nerwowe między fantazją i ręką ;)
Stracha robiłam z Mamą, trochę wyblakł przez dwa lata, ale chińskie okulary przeciwsłoneczne przetrwały wichry, mrozy i ekspozycję na burze słoneczne.
I dlatego te okulary, jak i niezniszczalne niebieskie kapcie z dziurkami, będą stanowić moją odzież ochronną przy pierwszej próbie odpalenia piekarnika, przy którym dzisiaj grzebał mój mąż. Trzymajcie kciuki i gromnice!
Świat trytytką stoi! I izolką! A raczej dzięki nim się trzyma. Kiedyś równie wielkie zasługi miały zapalniczki z blaszką przy ryjku – kumpel naprawił taką magnetowid.
Pamiętam jak w poważaniu była też linka i każdy szanujący się właściciel samochodu (a zwłaszcza fiata 126p) woził takową w bagażniku jako zapasowy rozrusznik.
Pamiętam też panią od repasacji pończoch i szewca, który reanimował kilkakrotnie moje najlepsze buty do tańczenia. A nasz analogowy odkurzacz z lat 80. mieszka na działce i ma się świetnie.
Kiedyś wszystko miało drugie-trzecie-ente życie i służyło latami. Dziś zalewają nas jednorazówki z celowo ograniczoną żywotnością, które rozpadają się po miesiącu a ich naprawa po prostu się nie opłaca. I to w świecie, w którym nanoroboty szkoli się na lekarzy a z drukarki wychodzą domy, auta i ludzkie narządy.
Ale my tu gadu-gadu a miało być o kozach ;) Czy Ziokołek poczuła się już zwierzęciem stadnym we właściwym sobie gatunku? Czy może odkryła powołanie w kierunku zawodu psa pasterskiego i na spacerze zagania resztę?
Dla ciotek i Pecika taka wyprawa musiała być wielkim przeżyciem – odkryć, że istnieje Inny Świat poza kawałkiem jałowej zagrody. To jak pierwsze kolonie – od razu ma się ochotę zapalić i zagrać solówkę na perkusji ;) Uważaj, bo jak posmakują wolności, założą związki, przeskoczą płot i wywieszą na stodole listę 21 postulatów ;)
P.S. Przedszkole z kozami jest, potwierdzam. Poza tym coraz więcej szkół angażuje się w ekologię z prawdziwego zdarzenia. Może nie są jeszcze w stanie wyżywić się z własnego ogródka, ale na pewno uczą, że warzywa nie rosną w sklepach ;)
Ja im dam zajarać! Związki – proszę bardzo. Partnerskie, wyznaniowe, zawodowe, co tam chcą. Ale braku ograniczenia ich wolności w sensie przestrzennym trochę się obawiam. Ciotki śmiało penetrują nowe rejony, Ziokołek korzysta z ich odwagi i lezie za nimi, a na końcu Pecik, którego nawet nie widać w wysokiej trawie. Co gorsza, kurczaki nauczyły się wskakiwać na dziką winorośl (po owoce oczywiście) pnącą się po siatce ogrodzeniowej i teraz też przeprawiają się na drugą stronę ogrodzenia. Oby mi kiedyś nie zawędrowali za daleko.
A mój mąż ma ze mnie ubaw, że wszystko naprawiam taśmą klejącą. Taśmą klejącą można okleić człowieka dookoła i będzie lepiej, niż sznurkiem! Taśma jest dobra na wszystko, może za wyjątkiem miejsc narażonych na długotrwałe działanie wilgoci. No i liczy się ilość zużytej taśmy. Wiem, o czym mówię, jestem docentem taśmologii praktycznej.
Ziokołek jest nadal skołowany i to w dużej mierze moja wina. Zbyt długo ta koza była sama, czyli tylko z nami i pieskami, i nic dziwnego, że teraz ma mętlik w głowie. Ale tragedii nie ma, stado chodzi wszędzie razem, a że odstępy pomiędzy poszczególnymi osobnikami duże, to… To się jeszcze wyrówna :)
Fredzia, Ty znasz TO przedszkole? Czy naprawdę jest ich więcej?
Nie osobiście, jeno pisemnie, bo służbowo obracam się w kręgach literatury oświatowej ;) I wiem, że np. w podstawówce w Koninie Żagańskim hodują świnki, owce, gęsi i KOZY, w Zielonej Górze jest Ekologiczna Szkoła Podstawowa a w Gdyni cały ekologiczny zespół szkół. Jest sporo “zielonych” akcji edukacyjnych i często to dzieci uczą rodziców np. segregowania śmieci. Żeby im tylko ta mądrość na starość została ;)
Chciałam tylko przesłać uśmiecha, ale wtyczka mówi, że to za krótkie i nie wolno… I tak się uśmiechnę :)
Ziokołek to pewnie uważa się za psa :D I trudno się dziwić, wszak z psami chowany.
Śliczne są te kózki, każda inna :)
Ciekawi mnie sprawa rogów. Facet Pecik ma. Jedna z ciotek też ma. Jak to z tymi kozimi rogami jest? Mają i kozy i koziołki?
A dynia by mi się przydała, bo robię zupę dyniową. Ale by było z takiej…
Tak, Ziokołek, gdy jeszcze miał wstęp na podwórko, razem z psami leciał szczekać na listonosza. Dobieg do bramy i zarzucanie żwirem opanował do perfekcji, ale zawsze ubolewał nad marnymi efektami nauki szczekania.
I tak, rogi mogą mieć i panie i panowie. Kozie brody również nie znają pojęcia dyskryminacji ze względu na płeć :) A ta łaciata ciotka ma coś, co występuje tylko u kóz barwnych uszlachetnionych – “kolczyki”, “wisiorki”, takie dyndające wyrostki na szyi. Gdy uda mi się ją oswoić, zrobię zdjęcie tych ciekawych ozdóbek. I też nie każda koza barwna uszl. będzie je miała. Genetyka to skomplikowana sprawa. Jeśli na przykład skrzyżuje się kozła bez rogów z bezrożną kozą, to ich potomstwo będzie… bezpłodne!
A dynię dumnie wyhodowałam na swem łonie specjalnie dla Tradycji i kurczaków. Teraz przybyło gąb do podziału, więc zupę zrobię sobie z drugiej dyńki, wielkości piłki do koszykówki.
Masz sprawdzony przepis, którym być może zechcesz się podzielić? :)
1. Taśma rządzi! może być srebrna. I jeszcze superglue czy inna kropelka, i kilka spinaczy. Do tego kombinerki i McGywer wysiada.
2. Fredzia – na wyposażeniu 126p. b. często był jeszcze kij od szczotki.
3. Czy Pecik urósł, czy to zdjęcie takie korzystne?
4. To jest bardzo edukacyjny blog! już wiem co to trytytka i wiatrownica :)
5. Do artystycznego wyżywania się na dyni może się przydać nóż do tapet
6. Adios pomidory!
Też bym chciała, żeby już urósł! Codziennie go macam, jak Baba Jaga Małgosię, ale nie. To jeszcze potrwa. Tymczasem fotki mu robię, żeby miał co wspominać na starość.
Z taśmą i spinaczem, to już można w kosmos lecieć i podbijać nowe lądy!
Zycze szczescia z panem Wiesiem.
Kiedy slysze fachowca mowiacego, ze “nie ma sprawy”, albo “zaden problem”, natychmiast zaczynam sie bac. Kiedys czekalam ponad miesiac na przyklejenie paru plytek na podlodze w lazience. Po setnym zapewnieniu, ze “Pani, jutro”, doinformowalam sie w sklepie, co mam kupic, zeby rozmieszac, zeby po przyklejeniu trzymalo i co podlozyc, zeby rowno lezalo. Pozdrawiam.
Ps. Do zupy z dyni, jezeli ktos gotuje-polecam dodac troche meksykanskiej salsy. Pycha, jak nie wiem co.
Lidka, ratunku!
Właśnie dzisiaj postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce i zakupiłam 5 kilo atlasu – na dwa odklejone kafle na podłodze w łazience (miałam małą powódź kilka miesięcy temu) oraz ten taki wichajster do kranu – wylewka? Owąż wylewkę właśnie wymieniłam sama i jestem dumna jak paw. Ale nad atlasem wzdycham, co to będzie. Jak zrobiłaś, żeby było równo???
Olu, nie taki diabel straszny. Ja uzywalam tego Atlasu, ktory jest niby samowiazacy. Samowiazacy i samopoziomujacy to on jest, tyle, ze moimi rekami. Wygladzalam na mokro, az na moje oko rowno bylo. Do polaczen do plytek dostalam w sklepie od pana dlubiacego kluczem od samochodu w uchu, takie krzyzyki trojwymiarowe, nie mam pojecia jak sie fachowo nazywaja, tak ze plytki mozna na tym oprzec. Mnie sie to ledwo udalo. Widac wyzsza szkola jazdy… A fugowanie po tym, to juz formalnosc. Sprawniej mi poszlo palcem niz szpachelka. Mam nadzieje, ze troszke pomoglam. Daj znac, prosze!
Prace remontowe przewidziałam na sobotę. Dam znać :)
Zapomnialam zapytac, czy piekarnik dziala?
Nope :-(
Małżonek dołożył wszelkich starań. W końcu on też miał ochotę na pieczeń soczystą. Ale powiada, że gdzieś się rozszczelniło, czy coś, i gaz idzie nie w ta dziura co trzeba i lepiej nie ryzykować, NAWET w chińskich kapciach i okularach testowanych przez Stracha. No trudno, przeżyłam cztery lata bez piekarnika, to jeszcze trochę pociągnę, do czasu gdy już będę piękna i bogata :D
bo taśmy nie użył ;P
A nie myślałaś Kanionku, żeby się na prodiż przerzucić?
Dawno temu moja mama, a wcześniej babcia używały do pieczenia takiego ustrojstwa: http://pl.wikipedia.org/wiki/Prodi%C5%BC.
Nadal można je kupić. Cena mniejsza niż nowego piekarnika, a i gaz się nie ulotni ;)
A myślałam, myślałam :) I trochę się boję, że nie będę umiała… No i musiałabym policzyć, ile prądu by zeżarło jedno pieczenie czegokolwiek przez np. półtorej godziny. Myślałam też o tym czymś do wypieku chleba, i tak sobie ciągle tylko myślę ;)
Umieć, to będziesz umiała (no chyba żebyś szynkę a’la Wellington próbowała), ino trzeba wyczuć kiedy np. przykryć alufolia, coby wierzch się nie spalił. Moja rodzicielka potrafiła w tym piec gigantyczne, puszyste biszkopty na tort. Długość pieczenia jak w piekarniku elektrycznym (np. schab ok 45 min.). W takiej podłużnej wersji prodiża to i chleb pewnie się da.
Apropos piekarnika: moze wiecej szczescia bedziecie miec z elektrycznym?
Jezeli jest w Waszej okolicy zdun, lub jakis utalentowany czlowiek od skladania cegiel do kupy, proponuje wybudowac piec na podworku. Wydaje mi sie, ze widzialam na Twoich zdjeciach piec kaflowy w domu, prawda? Na gospodarstwie, na ktorym dorastalam mielismy piec, ktory stal -z jakiegos powodu – za wychodkiem. Stala tam tez i wedzarnia, nie rozumialam wtedy dlaczego dziadek wybudowal je w takim miejscu. Teraz mysle, ze poprostu chcial miec chleb i mieso na oku, kiedy on “poddawal” sie rozmyslaniom w wygodce. Piec byl okragly jak mongolska jurta, z otworem z przodu w ksztalcie polksiezyca. Sluzyl glownie do wypieku chleba i ibabcinych kulebiakow. Pamietam, jak kiedys babcia wpadla w straszna zlosc, kiedy dziadek wraz z moim tata upiekli w nim swiniaka. Babcia rozjuszona, powiedziala, ze zmarnowali piec i juz z tego chleb dobry nie wyjdzie. Do dnia dzisiejszego nie wiem, dlaczego upieczenie miesa w chlebowym piecu zepsulo tenze piec…?
Hm… Może zapach został? Tłuszczyk się na ściankach przypalił? Gdybam, bo nie mam pojęcia, ale wierzę Twojej babci na słowo. I tak, znalazłam nawet jakieś pół roku temu stronę internetową ze szczegółowym opisem, jak i z czego zbudować taki piec na podwórzu. BARDZO nas korci. Zdunów w tej okolicy jak na lekarstwo, chcielibyśmy więc sami spróbować. Może w przyszłym roku :)
To lepcie ten piec do kupy, bo mam do podania genialny przepis na chlebek, bez gniecenia. No prawie bez gniecenia….Pozdrawiam.
Jakby Podkowiński Tradycję w galopie ujrzał – to “Szał” by na kozie był jako żywo!
Nad modelką trza by się jeszcze tylko zastanowić….
………
Dynię ukradłam na tapetę. Bez pytania.
Bierzcie i tapetujcie, to jest dynia tak moja, jak Wasza :)
A Tradycja potrafi galopować… Jak na spasionego prosiaczka jest nad wyraz rączą gazelą. Może model, zamiast modelki? Jeden z Rosołów chciał się kiedyś przejechać :)