Aaale jak to!? Po dwóch, trzech DNIACH? To jakiś fatalnie przykry, niedopuszczalny przypadko-wyjątek musiał być, albo masz w lodówce 15 stopni
Ja wtrącę swoje 3 grosze, bo mam już teraz więcej danych (w ub. roku jadłam swój ser OD ŚWIĘTA). Moja lodówka wysusza wszystko na wiór (tzw. system automatycznego odprowadzania wilgoci - niby fajne, bo z wilgocią odprowadza też zapachy, ale naprawdę wysusza wszystko, a warzywa i ser to na płytę paździerzową!), więc ja jednak zdecydowanie nie zawijam serów w papier, tylko w woreczek foliowy lub wkładam do plastikowego pudełka z pokrywką.
I teraz tak: od kilku tygodni (TY-GOD-NI) jemy próbki serów różnych (każda partia sera to jedna próbka - dla kontroli jakości), w tym wędzonych, i ten, my jesteśmy leniwi i wszystkie te sery wrzucamy w jedno wielkie, plastikowe pudełko ze szczelną pokrywką.
Obecnie jesteśmy na etapie wykańczania sera wędzonego, który ma już miesiąc, i zdecydowanie się nie ślimaczy. W pudełku jest też przynajmniej jeden ser świeży, który wciąż popuszcza serwatkę, reszta serów moczy w niej tyłki, i też się nie ślimaczą
A z tą temperaturą w lodówce to ja tak tylko pół żartem, a pół serio, bo pamiętam, jak moja Mama skarżyła mi się kiedyś, że szybko jej się spożywka psuje w lodówce, i to wszystko - nabiał, ryby, mięso... Jakoś nie wpadła na pomysł pomiaru temperatury, no bo przecież lodówka to lodówka, zawsze było dobrze. Poprosiłam ją, by zdjęła zwykły, ścienny termometr i położyła na środkowej półce lodówki. Rano termometr powiedział: 11 stopni
Się okazało, że Mamie musiało się niechcący pokrętełko od regulacji temperatury przekręcić na pozycję "tropiki i zepsute mięso". Pogmerała, poprawiła, i od razu było lepiej.
Aha, tylko jeśli ser w folii/pojemniku, to lepiej go raz dziennie przewietrzyć (otworzyć, powiedzieć coś miłego i zamknąć), no chyba że w opakowaniu próżniowym, to nie, to można mu dać spokój.
Ja wtrącę swoje 3 grosze, bo mam już teraz więcej danych (w ub. roku jadłam swój ser OD ŚWIĘTA). Moja lodówka wysusza wszystko na wiór (tzw. system automatycznego odprowadzania wilgoci - niby fajne, bo z wilgocią odprowadza też zapachy, ale naprawdę wysusza wszystko, a warzywa i ser to na płytę paździerzową!), więc ja jednak zdecydowanie nie zawijam serów w papier, tylko w woreczek foliowy lub wkładam do plastikowego pudełka z pokrywką.
I teraz tak: od kilku tygodni (TY-GOD-NI) jemy próbki serów różnych (każda partia sera to jedna próbka - dla kontroli jakości), w tym wędzonych, i ten, my jesteśmy leniwi i wszystkie te sery wrzucamy w jedno wielkie, plastikowe pudełko ze szczelną pokrywką.
Obecnie jesteśmy na etapie wykańczania sera wędzonego, który ma już miesiąc, i zdecydowanie się nie ślimaczy. W pudełku jest też przynajmniej jeden ser świeży, który wciąż popuszcza serwatkę, reszta serów moczy w niej tyłki, i też się nie ślimaczą
A z tą temperaturą w lodówce to ja tak tylko pół żartem, a pół serio, bo pamiętam, jak moja Mama skarżyła mi się kiedyś, że szybko jej się spożywka psuje w lodówce, i to wszystko - nabiał, ryby, mięso... Jakoś nie wpadła na pomysł pomiaru temperatury, no bo przecież lodówka to lodówka, zawsze było dobrze. Poprosiłam ją, by zdjęła zwykły, ścienny termometr i położyła na środkowej półce lodówki. Rano termometr powiedział: 11 stopni
Się okazało, że Mamie musiało się niechcący pokrętełko od regulacji temperatury przekręcić na pozycję "tropiki i zepsute mięso". Pogmerała, poprawiła, i od razu było lepiej.
Aha, tylko jeśli ser w folii/pojemniku, to lepiej go raz dziennie przewietrzyć (otworzyć, powiedzieć coś miłego i zamknąć), no chyba że w opakowaniu próżniowym, to nie, to można mu dać spokój.