Kanionku linki mam opatentowane, Budyń kiedy jeszcze wymagał smyczy był prowadzany na dłuuugachnej lince(taka budowlano-żeglarska). Wystarczy zawiązać kilka supłów i wtedy łatwo opanować ciągnącego zwierza.
Taśmy są niewygodne i ciężko rozsupływać, smycze przeszkadzają w kieszeni a liny są super.
Ciągle walczę z sianem, kolejny sąsiad skosił łąkę i nakazał zabrać więc latam z grabiami w te i nazad.
Za to zimę mam już prawie załatwioną.
Wczoraj Chłop wykluwał kurczaki samochodem
Mamy w domu "rzadki" prąd, żarówki migają a inkubator się resetuje, wyłącza i robi inne cyrki, wczoraj była końcówka wylęgania i oczywiście inkubator ześwirował więc Chłop wstawił jaja z inkubatorem do samochodu, temperaturę regulował uchyleniem okna i udało się wylęgnąć naście kurczaków. Później, kiedy słońce zaszło i samochód temperatury już nie trzymał zabraliśmy kwoce kurczaki i podłożyliśmy piszczące jajka, a później prąd "zgęstniał"i reszta kurczaków wylęgła się w inkubatorze. Ale było nieco nerwowo.
Że o ośle ?
Newton czuje się coraz pewniej i na coraz więcej mogę sobie z nim pozwolić
kilka dni temu kiedy oślisko sobie leżało na łące, usiadłam sobie na nim boczkiem
najpierw ostrożnie, jednym półdupkiem a potem coraz śmielej całym ciężarem. Nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia
Musiałam też wejść do jego karcerku bo wetknął nogę w siatkę z sianem i nieco się poplątał. Wlazłam na drżących (niepotrzebnie) nogach i oślisko wyplątałam. Już do oślego boksu wchodzić się nie boję
Pozwala tez sobie podnieść każdą z nóg (celem wyłuskania gówna z kopyt) ale struganie kopyt jeszcze przed nami i mam obawy że będę musiała zrobić to sama.
Małe kroczki, wiem, ale osioł chyba łatwo wcześniej z ludźmi nie miał i odczarowywanie różnych rzeczy (choćby głaskanie po mordzie) idzie powolutku.
Spory problem to prowadzenie na kantarze, ledwo chwyciłam za kantarek, Newton szarpał łbem, błyskał oczami i szczerzył zęby. Więc prowadzam jak jaką krowę na łańcuchu :/ Ale drobniutkie postępy już są, jeszcze nie pozwala się prowadzić ale kiedy idzie obok mnie mogę go lekko za pasek trzymać, byle nim nie kierować, czy ciągnąć w innym kierunku, bo się bydlę zamienia w rumaka.
Dzisiaj w drodze z łąki zwierz przypomniał sobie że jest jeszcze dzieckiem i zaczął brykać. Podskok z wyrzutem obu tylnych nóg, galop i próba stawania dęba a potem zobaczył kota i zaczął się przyglądać i staliśmy chyba z dziesięć minut. Podsuwałam jabłuszka i suchy chlebek, ale... zero reakcji, osioł zawiesił się na kocie
Nigdy do tej pory nie miałam tak "wielkiego" zwierza i jego siła trochę mnie jeszcze przeraża.
Boję się też że popełnię jakieś nieodwracalne błędy i zwierza zepsuję, działam całkowicie intuicyjnie.
Nie miałam też nigdy do czynienia z końmi i nawet Newtonowej "mowy ciała" nie rozumiałam zupełnie, i na początku nie wiedziałam czy mu się podoba że go głaszczę, czy mi zaraz z kopytka zasunie ( a osioł kopie na wszystkie strony świata, wszystkimi czterema nogami ), Też już jest lepiej, rozróżniam już radość, irytację i strach, a i on się uczy moich nastrojów. Kiedy w zeszłą niedzielę, zrypana po całym dniu przy sianie, wprowadzałam osła do stajenki, na pierwszy jego bunt czy foch warknęłam "Newton nie dziś " i Newton posłusznie jak piesek wlazł do swojego karcerku.
Dogadamy się