Jak donosiłam w komentarzach, dowiozłam szczęśliwie kozuchy .
Uroczyście obiecuję że jutro je wam pokażę bo dziś nie miałam czasu i głowy do aparatu .
Nieomal alpejka Luśka jest kozą odważną i dała się namówić na suszony chlebek i jabłuszko z ręki i miała pretensje że zeżarła i nie ma.
Romuald jest małym cykorem dla którego człowiek jest stworem wysoce podejrzanym i lepiej go oglądać zza Luśki, na żadne smakołyki nie dała się namówić ani nawet nie raczyła skubnąć róży koło której stała.
Nie namierzyłam u nich żadnych siusiaków więc mam nadzieję że naprawdę przywiozłam dziewuchy (jajek nie było co szukać bo wszyscy chłopcy z wyjątkiem panów ojców byli ich pozbawieni).
Do tej pory jadły tylko trawkę i siano więc będę musiała je powolutku przyzwyczajać do innych rzeczy , bałam się dawać Luśce za dużo dobroci żeby jej nie zaszkodziło .
Zadanie bojowe nr jeden to oswoić obie dzikuski , z Luśką pójdzie łatwo gorzej z Romualdem .
Potem korekcja racic , Romuald ma jedną brzydko podwiniętą ciżemkę ale to jutro będę oglądać na spokojnie, dziś nic nie było na spokojnie .
No i oswajanie z psem, ale to trudne nie będzie
Pies Budyń kiedy zobaczył kozy uznał je za strasznych wrogów których natychmiast trzeba przepędzić, zjeść i nie wiem co jeszcze więc chwilowo zamknęłam go w domu żeby zbyt kóz nie stresować.
Poszłam sobie ja do koziarni a w tym czasie Chłop wyszedł z chałupy i nie domknął drzwi, Budyń wyleciał, doczołgał się do kóz (oczywiście na stosowną odległość) a kiedy koza wykazała chęć poznania go, odskoczył kilka metrów w tył i znów zrobił padnij i czołgaj i tak kilkanaście razy Obszczekuje je trochę , Luśka straszy go rogami ale suszone jabka razem mi z ręki wyjadali.
zresztą zawsze podejrzewałam że Budyń jest kozą, więc myślę że się dogadają
Uroczyście obiecuję że jutro je wam pokażę bo dziś nie miałam czasu i głowy do aparatu .
Nieomal alpejka Luśka jest kozą odważną i dała się namówić na suszony chlebek i jabłuszko z ręki i miała pretensje że zeżarła i nie ma.
Romuald jest małym cykorem dla którego człowiek jest stworem wysoce podejrzanym i lepiej go oglądać zza Luśki, na żadne smakołyki nie dała się namówić ani nawet nie raczyła skubnąć róży koło której stała.
Nie namierzyłam u nich żadnych siusiaków więc mam nadzieję że naprawdę przywiozłam dziewuchy (jajek nie było co szukać bo wszyscy chłopcy z wyjątkiem panów ojców byli ich pozbawieni).
Do tej pory jadły tylko trawkę i siano więc będę musiała je powolutku przyzwyczajać do innych rzeczy , bałam się dawać Luśce za dużo dobroci żeby jej nie zaszkodziło .
Zadanie bojowe nr jeden to oswoić obie dzikuski , z Luśką pójdzie łatwo gorzej z Romualdem .
Potem korekcja racic , Romuald ma jedną brzydko podwiniętą ciżemkę ale to jutro będę oglądać na spokojnie, dziś nic nie było na spokojnie .
No i oswajanie z psem, ale to trudne nie będzie
Pies Budyń kiedy zobaczył kozy uznał je za strasznych wrogów których natychmiast trzeba przepędzić, zjeść i nie wiem co jeszcze więc chwilowo zamknęłam go w domu żeby zbyt kóz nie stresować.
Poszłam sobie ja do koziarni a w tym czasie Chłop wyszedł z chałupy i nie domknął drzwi, Budyń wyleciał, doczołgał się do kóz (oczywiście na stosowną odległość) a kiedy koza wykazała chęć poznania go, odskoczył kilka metrów w tył i znów zrobił padnij i czołgaj i tak kilkanaście razy Obszczekuje je trochę , Luśka straszy go rogami ale suszone jabka razem mi z ręki wyjadali.
zresztą zawsze podejrzewałam że Budyń jest kozą, więc myślę że się dogadają