zeroerhaplus
Unregistered
Ciocia ma rację! Wypróbowałam (po wyczytaniu w komentarzach) na wyjątkowo odpornej mendzie, która nawet denaturatem nie schodziła.
Zlazło olejem, bez smrodu denaturowego w postaci efektu ubocznego.
Dzięki, Ciocia!!!!
zeroerhaplus
Unregistered
O! Też nie znałam metody "na mleko". Słoiki opisuję od lat taśmą malarską (chyba tak się to nazywa; taka do oklejania krawędzi, bladożółta, w różnych szerokościach), bo też dobrze się odkleja. I przykleja. I w ogóle ;)
Liczba postów: 73
Liczba wątków: 8
Dołączył: Apr 2015
Reputacja:
0
Pomysł na mszyce:
woda + płyn do mycia naczyń + butelka ze spryskiwaczem; opryskiwać omszycone kawałki a na koniec spłukać wodą (najlepiej pod ciśnieniem)
Gdzieś, kiedyś czytałam, że się ten płyn do naczyń wykorzystuje, ale chyba to dotyczyło łączenia z wywarem z papierosów. Miałam w domu zamszyconą miętę w doniczce i nie chciałam jej niczym toksycznym traktować bo to mięta do celów spożywczych. Popsikałam wodą z ludwikiem (proporcje totalnie na oko), głównie od spodu liści, po kilku minutach spłukałam pod prysznicem i goście spłynęli do Wisły.
Potem użyłam na działce na różach i wiciokrzewie (to już był nie Ludwik tylko jakiś stary Pur). Róże spłukałam potem prysznicem ze szlaucha (jak kto woli - z węża), wiciokrzewu nie, bo zalałabym werandę. I na jednym i na drugim mszyce są znikome, ale na niespłukanym wiciokrzewie popryskane kwiaty zrobiły się takie, jakby zważone (ciemniejsze, lekko "szkliste"), więc chyba trzeba płukać.
Tego samej metody użyłam też do zielonych gąsienic obżerających liście z czerwonej porzeczki (pół krzaka ogołociły! aż było słychać jak chrupią). Lichy zniknęły, ale nie wiem, czy bardziej od płynu, silnego strumienia wody czy po prostu przyszedł czas, że przemieniłty się w jakieś urocze motylki.
Wydaje mi się też, że mniej mszyc jest jak obok rośnie oregano, ale to muszę jeszcze sprawdzić.