06-06-2015, 05:01 PM
Dziękuję, Pluskat. Kiedyś chciałam wrzucić filmik na youtube, ale szybko okazało się, że z moim łączem internetowym prędzej wrzucę laptopa do studni, niż film do netu. To znaczy - oczywiście, udaje mi się czasem coś załadować np. dla Was, na blogu, ale najczęściej jest to droga przez mękę i leksykon przekleństw polskich i nie tylko Jeśli coś się w tym zakresie zmieni z biegiem lat, pomyślę o własnym kanale youtube. Coś w stylu "Daj się wpuścić w Kanał Kanionka"
A sery - oczywiście rozumiem. To są sery dojrzewające, z charakterem. Domyślam się, że we Francji jest trochę inna "kultura żarcia sera", niż w Polsce. U nas ser wciąż jest dodatkiem do chleba (kanapki), a nie deserem, który spożywa się rozsmakowując w każdym kawałeczku i popijając winem. Mówię o ogólnym podejściu, bo wiem, że i u nas można trafić na przyjęcie z deską serów. Ale jeśli zajrzy się na forum polskich koziarzy, w wątek "ser podpuszczkowy", to widać, że nasi domorośli "twórcy" poprzestają zazwyczaj na zwykłym bundzu moczonym w solance. Mleko, podpuszczka, forma i sól, ewentualnie przyprawy. 20 stron wątku o tym, jak ściąć mleko cielęcym enzymem trawiennym i nazwać to szumnie "serem". I owszem, to jest ser, tyle że jeden z setek możliwych rodzajów sera. A już w ogóle mało kogo interesuje CO się właściwie dzieje w garnku, jakie procesy zachodzą w gęstwie, jakie znaczenie ma o kilka stopni wyższa lub niższa temperatura dogrzewania itd. Ludzie chcą się "nauczyć robić ser" tak, jak makowiec lub kotlety, i kiedy ten bundz im się uda, to już im wystarcza. Jeśli się nie uda, to pytają na forum "dlaczego mi się nie udało" i zaczyna się gdybanie, przy czym mało kto zasięga wiedzy fachowej.
Nadal czytam książkę Licznerskiego i to, co inni praktycy prezentują w sieci, starając się zgłębić choć podstawowe tajniki fermentacji mlekowej i procesów zachodzących w dojrzewającym serze. Moja piwnica okazuje się kapryśna - wczoraj wilgotność wynosiła już 92% i niektóre sery zamiast wytworzyć twardą i suchą skórkę, zaczęły się mazać. Mogę sie jednak pochwalić - po dwóch tygodniach dojrzewania jednego z próbnych, małych krążków, dokonaliśmy degustacji. Ser zaczyna smakować serem. Ma lekko pikantny smak, przyjemny aromat, zwartą, ale dość miękką konsystencję, i daje się kroić w plasterki bez kruszenia ani mazania. Nie mogę się doczekać rozkrojenia tych większych krążków po dwóch miesiącach (o ile piwnica w tym czasie nie zmieni klimatu na tyle, że sery popłyną lub wyjdą o włąsnych siłach).
A tymczasem robię sery świeże, kanapkowe, z farfoclami i bez - bo COŚ z mlekiem muszę robić
Taki "świeży", po dwóch tygodniach leżakowania w lodówce, też ma już bardziej szlachetny smak i powiem Ci, że sera żadnego w sklepie już nie kupuję.
A sery - oczywiście rozumiem. To są sery dojrzewające, z charakterem. Domyślam się, że we Francji jest trochę inna "kultura żarcia sera", niż w Polsce. U nas ser wciąż jest dodatkiem do chleba (kanapki), a nie deserem, który spożywa się rozsmakowując w każdym kawałeczku i popijając winem. Mówię o ogólnym podejściu, bo wiem, że i u nas można trafić na przyjęcie z deską serów. Ale jeśli zajrzy się na forum polskich koziarzy, w wątek "ser podpuszczkowy", to widać, że nasi domorośli "twórcy" poprzestają zazwyczaj na zwykłym bundzu moczonym w solance. Mleko, podpuszczka, forma i sól, ewentualnie przyprawy. 20 stron wątku o tym, jak ściąć mleko cielęcym enzymem trawiennym i nazwać to szumnie "serem". I owszem, to jest ser, tyle że jeden z setek możliwych rodzajów sera. A już w ogóle mało kogo interesuje CO się właściwie dzieje w garnku, jakie procesy zachodzą w gęstwie, jakie znaczenie ma o kilka stopni wyższa lub niższa temperatura dogrzewania itd. Ludzie chcą się "nauczyć robić ser" tak, jak makowiec lub kotlety, i kiedy ten bundz im się uda, to już im wystarcza. Jeśli się nie uda, to pytają na forum "dlaczego mi się nie udało" i zaczyna się gdybanie, przy czym mało kto zasięga wiedzy fachowej.
Nadal czytam książkę Licznerskiego i to, co inni praktycy prezentują w sieci, starając się zgłębić choć podstawowe tajniki fermentacji mlekowej i procesów zachodzących w dojrzewającym serze. Moja piwnica okazuje się kapryśna - wczoraj wilgotność wynosiła już 92% i niektóre sery zamiast wytworzyć twardą i suchą skórkę, zaczęły się mazać. Mogę sie jednak pochwalić - po dwóch tygodniach dojrzewania jednego z próbnych, małych krążków, dokonaliśmy degustacji. Ser zaczyna smakować serem. Ma lekko pikantny smak, przyjemny aromat, zwartą, ale dość miękką konsystencję, i daje się kroić w plasterki bez kruszenia ani mazania. Nie mogę się doczekać rozkrojenia tych większych krążków po dwóch miesiącach (o ile piwnica w tym czasie nie zmieni klimatu na tyle, że sery popłyną lub wyjdą o włąsnych siłach).
A tymczasem robię sery świeże, kanapkowe, z farfoclami i bez - bo COŚ z mlekiem muszę robić
Taki "świeży", po dwóch tygodniach leżakowania w lodówce, też ma już bardziej szlachetny smak i powiem Ci, że sera żadnego w sklepie już nie kupuję.