ZUPA DYNIOWA
To naprawdę bardzo szybka zupa, chyba, że specjalnie gotuję bulion.
1. Zajmuje najdłużej - obranie i pokrojenie dyni. Najlepsza zupa dyniowa wychodzi z 3-4 rodzajów dyni (piżmowa, muskat, prowansalska,, Piena Lunga di Napoli), bo dynie bardzo różnią się smakiem (dla mnie popularna hokkaido jest na ten przykład za mdła) i użycie niewłaściwej, samotnej dyni jest częstym powodem rozczarowań kulinarnych, bo bez smaku albo nie trafiła w nasz gust. Mieszając chociaż dwa rodzaje mamy szanse na głębszy smak bez szaleństwa przyprawiania - produkt obroni się sam. Warto eksperymentować i szukać własnego smaku i proporcji, wtedy. Dynia jak mało które warzywo jest do tego stworzona. Ale wiadomo - poza sezonem trzeba brać co jest - tu pomoże nam cytryna. Można ją upiec, jednakowoż z oszczędności prądu gotuję w naprawdę małej ilości wody, a najlepiej bulionu z solą i liśćmi laurowymi, marchewką i ziemniakami ( niewielki dodatek marchewki i ziemniaków czyni cudo z dyni i przenosi ją na inny poziom smaku - nie mają jedna wybijać się w pure- na 5-litrowy gar dyni wrzucam ok. 3 marchwie i ok. 3 ziemniaki ). Jeżeli się nie rozpadła rozgniatam ją dyngsem do ubijania ziemniaków. Jak ktoś lubi gładko - miksuje. Jak małych kawałków dyń bym nie brała - zawsze wychodzi gar, a po co upychać w lodówce gar wody. Nadprodukcję mrożę.
2. Boczniaki kroję w spore kawałki - na patelni się kurczą ( osobę, która rozpuściła niusa, że ogonki boczniaków się do niczego nie nadają chętnie bym spotkała osobiście. Boczniaki królewskie, podawane w najdroższych knajpach, to praktycznie sam ogonek - pycha). Obsmażam na oleju do lekkiego zrumienienia, lekko solę.
3. Bulion do rozrzedzenia zupy oczywiście najlepszy jest intensywny, dobrze przyprawiony bulion - bo dodajemy go w sumie niewiele. Jeżeli nie mam bulionu, dodaje wody.
4. Pozostałe potrzebności: mleko kozie - jak ktoś woli to może dać mleko krowie albo śmietanę, masło, cytryna i kolendra. Z przypraw u mnie tylko sól, ewentualnie pieprz lub pieprz cayenne.
Podsumowanie
Przygotowuję dynię z marchewką i ziemniakami oraz boczniaki jak wyżej.
Ja przechowuję wszystko oddzielnie w lodówce i przed jedzeniem mieszam dynię, mleko, ewentualnie jeszcze wodę lub bulion do ulubionej gęstości i smaku, doprawiam solą, dorzucam boczniaki na sam koniec gotowania - to pozwala zachować im konsystencję i smak. Na talerzu dodaję masło, sok z cytryny- koniecznie i posiekaną kolendrę jak ktoś lubi.
Jeżeli wygodniej Wam przygotować wszystko w jednym garze to się też sprawdzi - tylko boczniaki naprawdę warto dodać tylko do ogrzania, a cytrynę na talerz.
A cytryna to świetny patent na ewentualną mdłość dań wszelakich. Zupa z soczewicy, wszelkie dale z cytryną są mega.
Smacznego
Dytek
Kochane Kozy, proszę o potwierdzanie zamówień na forum, żeby nikogo nie przegapić. Dziekuję.
Wpłata: Marzena Żyznowska 38 1020 3408 0000 4902 0114 5408 tytuł nick+kalendarz. Kwota 50 zł (kalendarz + wysyłka). Na mail mazyz@wp.pl poproszę dane paczkomatu (numer), numer telefonu. Jeśli ktoś nie ma paczkomatu to adres wysyłki, ale bardzo proszę poszukajcie paczkomatu, bo na poczcie będę stać długo.
Proszę o sprawne potwierdzanie zamówień, żebyście jak najszybciej mogły cieszyć się kalendarzem.
Poniżej propozycje. Proszę o edytowanie posta i dodawanie miesięcy/cytatów/uwag, żeby były w jednym miejscu. Tak naprawdę też się zgapiłam z terminem, więc proszę o czasową mobilizację. Dziękuję.
Styczeń:
Mitenki: Najlepszości w Nowym Roku! Całego nieba słońca, cysterny optymizmu, niebolenia ciała i duszy i duuużo dukatów…
Kanionek: Kozy prosiły żebym Państwu przekazała, że one Wam życzą, żeby Wam nigdy nie zabrakło ziarek i siana, i żeby Wasza sierść na zimę była gęsta i puszysta, a ściółka na podłodze gruba i cieplutka.
Luty:
bo: Może ustalmy sobie jakiś frytkowy miesiąc i wtedy zawsze jakaś rozgarnieta Koza przypomni tym ożenionym z Alzheimerem że czas uruchomić frytkownicę.
Kwiecień:
ciociasamozło: Kanionku, Małyżonku, Kozy Kochane!
Wielkanoc to święto nadziei i radości. Więc mam nadzieję, że Wasze wielkanocne jajka nie okażą się zbukami, zajączek nie napaskudzi po kątach a baranek nie zeżre rzeżuchy. I życzę radości z udanych potraw, dopisującego zdrowia i czasu na odpoczynek.
Ynk
Baranek zeżarł rzeżuchę. I niech mu będzie na zdrowie. I Wam wszystkim tyż. Bądźcie przy nadziei ;-) Ździebko wiary nie zaszkodzi do towarzystwa. No i ta…, jak jej tam… miłość chyba, czy jakoś tak, niech Was poznaje na ulicy, polnych drogach i leśnych duktach. Koziołych!
kanionek: Kwiecień to już ujdzie. Ptaszki pitolą jak nakręcone, źdźbło trawy gdzieś wyrośnie, a i dzień ciepły się lubi trafić. Tak, kwiecień od biedy można jeszcze polubić.
Kanionek: Swoją drogą właśnie miałam wizję, jak nasze Kozy Oborowe pobożnie odpalają race z miejskich balkonów o północy 31 marca, a potem dzwonią pierwszego kwietnia do swoich szefów. Z aresztu. I nikt im nie wierzy, no bo przecież Prima Aprilis.
Leśna Zmora: Że niby od kwietnia miałabym być skazana na kalendarz przeniesiony przez lokalnych strażaków?!?
Maj:
Kanionek: Ci zimni ogrodnicy to chyba jakąś dłuższą libację mają i nie wiadomo, kiedy skończą chlać i sobie pójdą.
Czerwiec:
Kanionek: Aha, i jeszcze chciałam Wam życzyć wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Waszego Dziecka (wszystko jedno jakiego – poczętego, wewnętrznego, futrzanego),
Do zdjęcia z kotem:
Kanionek: Tak, ja też nie wiem, z czego koty są zrobione, ale to musi być jakaś kosmiczna technologia.
Zeroerhaplus: Koty są zrobione z futra, mruczenia i miłości, kupy ścięgien i kiełbi we łbie
ciociasamozło: Maniu, jak robi kotek? -Miau. -A jak robi kotek cioci? -Phhhh!”
Grudzień:
Kanionek: Nie zapomnijcie o miłości, wyrozumiałości i win odpuszczeniu (to znaczy napić się można, ale po raz trzynasty wypominać cioci Helence, że nie oddała nam tego zielonego garnka w dwa tysiące czwartym, to już dajmy sobie spokój), i niech Wam Mikołaj w grubej gotówce wynagrodzi.
Do kóz:
Kozy oczywiście biorą to jego gadanie za dobrą monetę, bo jak już mówiłam – kobiety nie słuchają CO mówi małżonek, tylko JAK on mówi, i on jest jak ten dyplomata ze znanej definicji, czyli nawet jak mówi kozom, żeby poszły do diabła, to one się cieszą na podróż. Kanionek
kanionek: Z tymi wszystkimi stworzeniami jest jak z półprostą – początek był całkiem wyraźny, a końca nie widać.
Do kur:
kapelusznik68: Skoro Pratchett mógł wysnuć teorię, że wschodzące słońce to kwestia perswazji, to dlaczego nie przekonać kur, że nie potrafią latać właściwie to nie potrafią na prawdę.
Leśna Zmora: Na wiadrze pełnym nadziei można się bardzo przejechać… Mój koziołek ostatnio zajrzał do wiadra, bo co tam może być – na pewno ziarenka! A tam była naburmuszona kwoka i niedobra udziobała go w nosek
Do psów:
Kanionek: zobacz, zamiast trzech psów po trzydzieści parę kilo, to można mieć dziesięć takich Pasztecików!”, na co małżonek lekko zbladł i poleciał szukać nerwosolu
Kanionek: Żółte właśnie uczy się nowej sztuczki. Gdy już opanowało siadanie na dupie zanim dostanie miskę, przyszedł czas na naukę opanowywania emocji. Czyli nie ma tak, że jak tylko miska dotknie podłogi, to rzucamy się na nią jak dzik w kartoflisko, nie. Siedzimy grzecznie i czekamy, aż Kanionek powie “proszę”. I WTEDY rzucamy się na miskę jak świnia na ziemniaki
Jagoda: W przerwie na kawę obejrzałam sobie filmiki raz jeszcze i przy ostatnim przyszło mi do głowy, że Żółte powinno prąd produkować. Aż żal, że tyle energii się marnuje…
Do kaczuszek ;-):
kanionek: Żółte jest mięciutkie jak kaczuszka, poza tymi przypadkami, gdy wpada na człowieka z całym impetem armatniej kuli. Wtedy jest twarde jak kaczuszka odlana z betonu
I może być też Aliwar
Inne:
Aliwar: wyobrażam sobie jak Kanionek siedzi przed domem i patrzy na zachód słońca i wsłuchując się w muzyke wieczoru i czuje się szczęśliwy właśnie w takiej małej chwili świat jest cudowny
Kanionek: Kocham kozy. Chcę mieć dwieście kóz, 10 hektarów łąki i 50 hektarów lasu. I może jeszcze dodatkowo ze sto kóz.
Do pomidorów i innych:
Kanionek: Pomidory osiągnęły już dwa metry wzrostu i planują montaż szyberdachu, kwitną na potęgę jakby o tych żubrach nic nie słyszały, a owoce wiszą im wszędzie – pod pachą, przy kostkach, obwarzankiem w pasie, za uszami…
Kanionek: Chyba zafunduję moim pomidorom karierę w politycznym szołbiznesie – wyślę kilka skrzynek na Wiejską i niech sobie przypadkowi przechodnie, całkiem za darmo, darem mojego serca porzucają w posłów.
Knaionek: Ktoś, gdzieś, kiedyś napisał, że najlepszy ogród to taki, o którym po zasiewie można po prostu zapomnieć i wrócić dopiero po plony. Czy coś. W przyszłym roku zrobię więc tak: do wielkiej miski wywalę wszystkie posiadane nasiona wszystkiego i czegokolwiek, wymieszam, rzucę przypadkowe zaklęcie, mieszankę przesypię do dziurawych kieszeni i pójdę poskakać po ogródku. Ke sera sera i żepaplą
Pewnie nikt nie przeczyta, ale...Zawsze bylam psia, rottwailler Vip( pierwszy moj w doroslym zyciu, najlepszy pies pod sloncem), owczarek niemiecki, kaukaz, mastif tybetanski ,mops-tak kurde mops a nawet dwa...i drugi rottwailer- skaranie boskie, schizofremia i morderca
pierwszy kot byl corki-bo mamo musze kota, umre bez kota itd...kot z odzysku, boskie czarne malenstwo znalezione przez psa . Corka wytrzymala chwile, mamo jednak nie lubie kota,kuweta mnie przerasta, niech bedzie twoj, tylko go zabierz...Julian byl koci bardzo ale kochany. Gdy odszedl za teczowy most czarna rozpacz i jak zyc...Pojawila sie Tosia, kot zachodnipomorski...Kota jak pies, gdzie ja tam i ona, wszedzie...kuchnia, lozko, toaleta co pan chcesz, tzw kot przewodnik...Zginela smiercia tragiczna, do tej pory mam wyrzut na sumieniu, bo po co kotu pokazywac ze swiat za oknem jest fajny ....dol totalny i chec umarcia, kto stracil futerko zrozumie, a kto nie to na drzewo...I zebym jednak nie chciala tak calkiem umrzec, maz pozwolil kota nastepnego ( chociaz psiarz raczej). No dobra, jestem potworem i mam rasowego kota. Na burme trafilo, bo to taki piesowy kot, kocha ludzi, lubi gadac i w ogole...Lusia tam gdzie ja...spi ze mna, chodzi za mna, gada do mnie, oblizuje mi twarz i wlosy, gladzi mnie lapka po twarzy i jest moim cieniem. Kto nie lubi kotow niech chwile spedzi z burma...bedzie chcial kota
o taki szczurek byl
3mies kot waga 0,95
taaa i niestety moj telefon robi za dziwne zdjecia, bo kazdy plik jest za duzy...a ja techniczny idiot, wiec tego, nie da sie
to bylo zdjecie od hodowcy, moje nie wchodza...MalyZonku ratunku
Kochane Kozy. Jeszcze nie ruszyłyśmy Kalendarza, ale to miejsce dla chętnych. W tym roku jeszcze nie słyszałam i nie czytałam preferencji. Myślę, że wrócimy do bielszego tła, choć wolę kolorowe, ale rozumiem praktyczność. Piszcie proszę, dodawajcie cytaty i zdjęcia. Już bliżej niż dalej wiosny ;-)). I nie mam już 14 stopni w domu, osiąg wniósł już 18. Awaria pieca lub przytkanie instalacji. Pielgrzymki fachowców myślą. I powiem Wam, że 14 to dla mnie za zimno, ale przy 17 byłam szczęśliwa.
Kochane Kozy, poniżej takie propozycje jakie mi wpadły w oko, ale każdy inaczej czyta i odbiera, więc zapraszam do dodawania, sugerowania, włączenia:
Modra: I pomyśleć, że zadawaliśmy się tak niewielką ilością rzeczy, czerpiąc z nich radość, czyli znaliśmy filozofię minimalizmu, zanim jej przesłanie stało się sposobem na życie.
Kanionek: KAŻDA koza musi sprawdzić osobiście, czy wiadro na pewno jest puste… Bo z wiadrami to nigdy nic nie wiadomo.
Kanionek: “No to musi już ta wiosna blisko!” – no pewnie, że tak. Teraz jest u nas minus pięć, a w czwartek ma padać śnieg.
Wersja: Skoro narzekasz, to naprawdę nie jest ci źle. Skoro nie narzekasz, to tym bardziej nie jest ci źle, no bo przecież nie narzekasz Paragraf 22!
Kanionek: Na zwierzątko wielkanocne najbardziej nadają się koźlątka płci męskiej – puchate, uszy prawie jak u króliczka, a do tego MOŻNA IM POMALOWAĆ JAJKA!
Wszystko w jednym, i do koszyczka też się (jeszcze) zmieszczą
Ciociasamozło: Kanionku, Małyżonku, Kochane Kozy wraz z wszelkimi przyległościami.
Ponieważ zaraz pewnie wpadnę w wir przygotowań świątecznych i znowu mi czasu zabraknie, żeby dobrze ludziom życzyć (co roku na święta robię coraz mniej i co roku zajmuje mi to coraz więcej czasu ( ), to wyrwę się przed szereg i już teraz pożyczę Wam
ZDROWYCH WESOŁYCH ŚWIĄT I SZCZĘŚLIWEGO KOZIEGO ROKU!
Alleluja i do przodu! ( jak mawiało Licho)
Jagoda: Polecę Lincolnem i terapią: jestem na tyle szczęśliwa, na ile sobie pozwolę.
Sprawdziłam na sobie, po wielu latach kolejnych jesienno-zimowo-wiosennych dołów. Każdego dnia rankiem patrzę za okno i mówię, jaki piękny dzień dzisiaj. Niezależnie czy piździ jak w kieleckim, deszcz, śnieg czy słonecznie. Nie zmienię pogody więc zmieniłam nastawienie. Jest mi lepiej.
Buskowianka: Wiosna! Zakrzyknę, bo jak już wreszcie przyszła,to jaram się jak norweskie kościoły.
Kanionek: Śnił mi się jastrząb. Staliśmy z Małym Żonkiem przed domem i pokazywaliśmy go sobie palcami, a on wielokrotnie przelatywał nad podwórkiem, co chwilę pikując w dół żeby dorwać kolejnego kurczaka. TAKI PIĘKNY SEN, a tu nagle: “meee, łubudu, meee!”
Zerojedynkowa: jak tu być spokojnym, kiedy WSZYSTKIE komórki w mózgu są NERWOWE?!
Mitenki: Koziołki, kotełki i pieseły – cudne. Cieszą oko i koją moje nerwy
Kanionek: Kanapka z mailem na śniadanie to zdecydowanie nie to samo, co ser z czosnkiem i empatią
Kanionek: Bożena zawsze patrzyła mi prosto w oczy. Nie w sufit, nie w podłogę, nie w bliżej nieokreśloną przestrzeń, tylko prosto w oczy.
Kanionek: w kozim rankingu ludzi, do których warto podejść, tych szczęśliwych i radosnych zdecydowanie biją na głowę ludzie, którzy niosą wiadro. Najlepiej pełne…W niektóych sytuacjach wystarczy nawet wiadro puste, gdyż w kozim świecie nie istnieje coś takiego, jak kompletnie puste wiadro. Wiadro zawsze niesie przynajmniej nadzieję
I powiem Wam, że gdyby moje kozy miały wybierać, czy wolą uśmiechniętego i radosnego Kanionka bez wiadra, czy zapłakanego, z powybijanymi zębami i bez jednej nogi, ale za to z wiadrem, to wybrałyby Kanionka z wiadrem.
ciociasamozło: 100 lat w dobrym zdrowiu! Własnym, Mamy, Małegożonka i Zwierzyńca. I pieniążków, tyle, żeby nie trzeba było o nich myśleć. I szczęścia, bo niejednemu zdrowemu cegła na głowę w drewnianym kościele… . I sensu w bezsensie, a jak się nie da, to chociaż możliwości olania bezsensu. I czasu na pisanie. I ……….
Próbuję wrzucić fotkę kóz walizerskich (spotkane w Szwajcarii, w kantonie Valais a jakże, na wysokości ok 2700m.n.p.m.). Łaziły sobie takie półdzikie po Alpach, z kolczykami, ale bez żadnych pasterzy (wilków ani niedźwiedzi nie ma to i niewiele im zagraża).
Rogate, dwukolorowe monstra w długich sukienkach powiewających na wietrze wyglądały niezwykle malowniczo, ale cieszyłam się, że oddziela mnie od nich b. rwący potok. I nie martwiłam się, że w nocy cichaczem zeżrą nam namioty bo z daleka słychać było ich dzwonki