FOK - kozie sery bez kozery

Pełna wersja: Planujemy karierę Kanionka:)
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3
Do Kanionka, ale piszę tutaj, bo mam nadzieję, że poprze mnie reszta kóz z obory. Kanionku popatrz sobie na statystyki odwiedzin i pomyśl o przekwalifikowaniu się. Tzn. zarabiaj na tym do czego masz talent czyli na pisaniu, a to do czego masz drugi talent, czyli zwierzaki i ogród traktuj jako hobby i przyjemną odmianę. Nie wiem czy na blogu, który nie koncentruje się na modzie i urodzie można jakoś zarabiać, ale książkach już chyba tak (a może ja naiwna jestem?) Jakby mi ktoś niedawno powiedział, że będę klikała codziennie, żeby zobaczyć, czy jest coś nowego na blogu o kozach to nie uwierzyłabym. A klikam. Więc pisz. Ja zbieram książki o zwierzętach (i te z dawnych książek dla dzieci, które miały ciekawe lustracje. Tak na marginesie - Polska w dziedzinie ilustracji książek dziecięcych to była kiedyś światowa pierwsza liga) i mlaskam na myśl o dołączeniu do kolekcji twoich opowieści. Może znasz serię książek Jamesa Herriota o angielskim weterynarzu? Uwielbiam te książki. Będąc w Anglii podróżowałam śladem moich ulubionych pisarzy i oczywiście musiałam odwiedzić jego dom. Albo książka Nasz dom w ZOO Antoniny Żabińskiej (nota bene wspaniała postać, w czasie wojny wraz z mężem uratowała wiele osób). Albo książki Teodora Goździkiewicza. Może się zainspirujesz? Ewentualnie pomyśl o tłumaczeniu książek, bo do tego też potrzebny jest talent.
Popieram Kanię, Kanionek talent masz wielki, dar literacki. Twoje posty jednym tchem czytam.

zeroerhaplus

Popieram, niech pisze i serem przy tym zakąsza ;))
Zwłaszcza, że książkę łatwiej przesłać przez granice niż jaja lub mleko...

Ale łatwo powiedzieć "niech pisze". A co dalej? Jak się to robi? Ktoś wie?

PS. No i na klawiaturę uczciwą by się trzeba ściepnąć wcześniej, bo z tym zacinającym się capsem, to wcześniej czy później jasna cholera Kanionka weźmie ;)
Kozy moje zacne. Statystyki odwiedzin mówią 250 osób dziennie (no chyba, żeby wierzyć drugiej, alternatywnej wtyczce, która mówi 350) i około 1300 odsłon, co owszem, daje mi pojęcie o tym, ile razy klikacie "odśwież stronę" Smile

Ja wiem, że to kwestia reklamy, zostawiania po sobie śladu w różnych zakamarkach Internetu itd., i pewnie mogłabym mieć i tysiąc osób sprawdzających, co tam słychać u Gupiego Kanionka. MOŻE.

Ale (proszę nie wzdychać mi tam ciężko!) mój talent nie jest koniem czystej krwi, co to na każdej wystawie zdobywa medale i wszyscy chcą go rozmnażać. Moja szkapa nie dość, że cherlawa, to jeszcze kapryśna. A to owsa jej brak, a to za zimno jej w nogi, albo znów nikt po zadzie nie pogłaskał, i ona się wtedy w kąt kładzie i zamiaruje zdychać w cierpieniu. Innego znów dnia wstaje raźno, odrzuca zapchloną derkę z grzbietu i mówi: co, urwa, JA nie dam rady skakać przez przeszkody?! O, o! Popatrz, jak ja teraz skaczę!
No i ja patrzę, ona skacze, tłumy szaleją, a potem znów - cukier jej spada, głowa boli, kolana trzeszczą, i świat jest jednym, wielkim, końskim gzem. Nigdy nie wiem, jak daleko na niej ujadę, zanim całkiem zdechnie Smile

Co się robi po napisaniu książki, gdy jest się nikim? Nie wiem. Pewnie rozsyła się pedeefy po wydawnictwach i czeka zmiłowania.
Ile zarabia autor bez nazwiska na jednej książce? Podobno jakieś 2 zł. Jeśli ktoś z Was ma dokładniejsze dane na ten temat - proszę, podawajcie. Rozpalcie szkapią wyobraźnię do czerwoności, niech gna! Przez łąki, przez pola, pędzi Szkapiola - usmarkana, rozedrgana, uśmiechnięta, pie*dolnięta Wink
Bo kto nam zabroni nie żałować koni?
Dzisiaj czytałam wywiad z Pilchem, w którym przytacza on słowa Barańczaka, że grafoman to ktoś kto lubi pisać, więc na pewno pisanie to nie jest lekka, łatwa i przyjemna praca. Ale talent niewątpliwie masz i może warto spróbować? Niestety o procesie wydawniczym nie wiem nic, może znajdzie się na forum ktoś ma o tym jakieś pojęcie. A może felietony do gazety na początek? A ten cykl Herriota znasz? Bo wydaje mi się, że to takie twoje klimaty.
Ano właśnie sobie pana Herriota poszukałam, bo nie znam. Jest pewnie jeszcze milion książek, które chciałabym przeczytać i nie wiem, czy zdążę. Nie mam w tej chwili (chwili żywota mojego) luksusu wyboru "kim bym chciała być, gdy dorosnę". Dziś zarobiłam 70 zł i jestem bardzo zadowolona. Jeszcze dziesięć razy tyle i zapas owsa na najbliższy rok będę miała zapewniony. Potem zarobię na siano i słomę. Żeby zapewnić zwierzakom byt, muszę przetwarzać to mleko i jak najwięcej sprzedać, a to, plus opieka nad całym zwierzyńcem, to - uwierzcie - czasochłonne zajęcie. Gdybym była genialna jak Einstein, to mogłabym spać trzy godziny na dobę, ale jestem zwyczajna i pospolita, jak lebioda w rowie, więc śpię godzin siedem, a i tak chwilami się nosem podpieram.
Z drugiej strony - gdyby nie było zwierzaków, ogrodu, gdybym mieszkała w bloku, o czym miałabym pisać? O mojej frustracji, lękach, nerwicy, paranoi? O powątpiewaniu w sens życia? O facecie, co komuś nie ustąpił miejsca w tramwaju? Pewnie, że umiem o wszystkim, ale nie chcę. Może jednak nie jestem grafomanką, skoro do pisania też się zmuszam? Zanim kupiłam kozę zwaną Tradycją, czytałam tylko blogi poświęcone uprawie ziemi i hodowli zwierząt. Szukałam sensu w prostocie i sposobu na inną siebie. Literatura zwana wielką tylko pogłębia moje stany depresyjne, bo takie mój umysł ma oprogramowanie, że wszystko sprowadza do wspólnego mianownika śmierci wobec bezsensu istnienia. Koza jednak nie cierpi smutasów i zrobi wszystko, żeby ich świat postawić do góry nogami. Koza Tradycja sprawiła, że chciałam komuś o niej opowiedzieć, a małżonek postawił mnie przed faktem dokonanym - masz tu serwer i domenę, i pisz. Ale co ja się Wam tutaj wylewam, jak zwietrzała wódka za kołnierz...
Jakoś mi tak dzisiaj... Gorzko i rzewnie. Jestem zmęczona. Zmęczona, pełna obaw, i na samą siebie zła. Państwo wybaczą. Jak mówi stara piosenka - są takie dni w tygodniu. I tygodnie w miesiącu. I całe w życiu dekady. Kanionek zawsze był ćmą, której tylko raz na jakiś czas wydawało się, że została motylkiem. Motylkiem-srylkiem, może ja lepiej skończę, zanim i Wy wpadniecie w dół.
(31-05-2015, 08:50 PM)kanionek napisał(a): [ -> ]Ano właśnie sobie pana Herriota poszukałam, bo nie znam. Jest pewnie jeszcze milion książek, które chciałabym przeczytać i nie wiem, czy zdążę. Nie mam w tej chwili (chwili żywota mojego) luksusu wyboru "kim bym chciała być, gdy dorosnę". Dziś zarobiłam 70 zł i jestem bardzo zadowolona. Jeszcze dziesięć razy tyle i zapas owsa na najbliższy rok będę miała zapewniony. Potem zarobię na siano i słomę. Żeby zapewnić zwierzakom byt, muszę przetwarzać to mleko i jak najwięcej sprzedać, a to, plus opieka nad całym zwierzyńcem, to - uwierzcie - czasochłonne zajęcie. Gdybym była genialna jak Einstein, to mogłabym spać trzy godziny na dobę, ale jestem zwyczajna i pospolita, jak lebioda w rowie, więc śpię godzin siedem, a i tak chwilami się nosem podpieram.
Z drugiej strony - gdyby nie było zwierzaków, ogrodu, gdybym mieszkała w bloku, o czym miałabym pisać? O mojej frustracji, lękach, nerwicy, paranoi? O powątpiewaniu w sens życia? O facecie, co komuś nie ustąpił miejsca w tramwaju? Pewnie, że umiem o wszystkim, ale nie chcę. Może jednak nie jestem grafomanką, skoro do pisania też się zmuszam? Zanim kupiłam kozę zwaną Tradycją, czytałam tylko blogi poświęcone uprawie ziemi i hodowli zwierząt. Szukałam sensu w prostocie i sposobu na inną siebie. Literatura zwana wielką tylko pogłębia moje stany depresyjne, bo takie mój umysł ma oprogramowanie, że wszystko sprowadza do wspólnego mianownika śmierci wobec bezsensu istnienia. Koza jednak nie cierpi smutasów i zrobi wszystko, żeby ich świat postawić do góry nogami. Koza Tradycja sprawiła, że chciałam komuś o niej opowiedzieć, a małżonek postawił mnie przed faktem dokonanym - masz tu serwer i domenę, i pisz. Ale co ja się Wam tutaj wylewam, jak zwietrzała wódka za kołnierz...
Jakoś mi tak dzisiaj... Gorzko i rzewnie. Jestem zmęczona. Zmęczona, pełna obaw, i na samą siebie zła. Państwo wybaczą. Jak mówi stara piosenka - są takie dni w tygodniu. I tygodnie w miesiącu. I całe w życiu dekady. Kanionek zawsze był ćmą, której tylko raz na jakiś czas wydawało się, że została motylkiem. Motylkiem-srylkiem, może ja lepiej skończę, zanim i Wy wpadniecie w dół.

A propos tej kariery wklejam tu zdjecie kilku serow w roznym stanie dojrzalosci.  
Ale... masz na myśli, że to są sery nadal JADALNE? Big Grin
(03-06-2015, 03:51 PM)kanionek napisał(a): [ -> ]Ale... masz na myśli, że to są sery nadal JADALNE? Big Grin

dopiero teraz sa jadalne i zauwaz: zadnych zielonych farfocli w srodku Big Grin
Kanionku, pokazalam mezowi Twoj filmik o uprawie w slomie. Stwierdzilismy, ze masz bardzo mily glos i interesujaco mowisz. Nie myslalas o tym, zeby wrzucac swoje filmy na YouTube wraz z linkiem do bloga?
Stron: 1 2 3