Obsikany Bożydar i klątwa krzywego kandelabra, czyli teraz sery, a potem koniec i bomba

Tu się nie ma co silić na poezję i wyszukane sztuczki językowej ekwilibrystyki – Bożydar znowu chodzi obeszczany, capiąc na kilometr z hakiem, a kozy wydreptały już tyle kilometrów, kursując w tę i we w tę wzdłuż dzielącej je od Bożydara linii pastucha, że urobiły grunt na błotne ciasto, w które zapadają się po kolana, i po wyjściu z niego wyglądają jakby nosiły czarne kozaki, a rzewne pieśni o niespełnionej miłości niosą się po lesie we dnie i w nocy, prowokując koguta do wtrącania swoich trzech, trzynastu, a nawet i trzydziestu groszy w ten żałosny koncert życzeń, więc bywa, że i o drugiej w nocy Świątynia Pomidora rozbrzmiewa znienackowym „kuku-ryyyyyku”, powodując poruszenie wśród gęsi, które czują się wtedy niejako zobowiązane udzielić kogutowi jakiejś odpowiedzi, no a skoro gęsi wrzeszczą, to być może przez łąkę skrada się lis, więc na wszelki wypadek Majączek wpada w trans robienia „łuf-łuf-łuf” z dokładnością sekundnika, tak więc mamy tu zwyczajowy, coroczny cyrk z sodomą i gomorą, a najbardziej tego wszystkiego dość to miał już stary Andrzej.

Musicie bowiem wiedzieć, że jak samiec jest wykastrowany, to – przynajmniej w kozim świecie – jest płciowo nijaki, olfaktorycznie niemal nie do odróżnienia od samicy, a w szale miłosnych uniesień to każdemu może się pomylić, no i Bożydarowi często się zdarzało, że Andrzeja wziął za Andżelikę i próbował założyć z nim rodzinę. Gdy Andrzej był młodszy i pełen wigoru, to za pomocą rozłożystych rogów tłumaczył Bożydarowi, gdzie ów może sobie wsadzić swoje zaloty i nie tylko, ale dziś Andrzej ma 11 lat i wszystkiego powyżej żyrandola, więc jakoś w listopadzie powzięłam decyzję o przeniesieniu go do stada kóz, choćby tylko na te kilka miesięcy, podczas których Bożydar jest bezrozumnie napalony i nieobliczalny.

Umyłam go (Bożydar obecnie jest już tak wyperfumowany, że wystarczy się o niego ledwie otrzeć, by przejąć ten pyszny – i jakże trwały – aromat), uczesałam, zrobiłam kopytka, i… Po konsultacjach z internetem i naradzie z Małymżonkiem, tudzież przeglądzie dostępnych narzędzi uznałam, iż czas ułatwić Andrzejowi życie, a głównie to pobieranie siana z paśnika i przemieszczanie się w drzwiach i kozim tłumie, i ciachnęliśmy Andrzejowi końcówki tego rozłożystego żyrandola, w miejscu, gdzie już nie było wątpliwości, że tkanka jest martwa. No i mówcie co chcecie – moim zdaniem jest mu teraz nie tylko lżej, łatwiej i przyjemniej, ale też jakby wyprzystojniał:

Przez dobry tydzień Andrzej wykazywał objawy syndromu sztokholmskiego, stercząc pod ogrodzeniem i wypatrując oczy za Bożydarem, ale wiedziałam, że mu przejdzie i staruszek doceni fakt, że ma nie tylko całe stado do towarzystwa, ale i święty spokój i kurtkę czystą. A te obcięte końcówki rogów myślę wkomponować w hełm Wikinga dla Pasztecika, tylko jeszcze nie wiem jakich materiałów użyć, że nie wspomnę o technologii łączenia ich w trzymającą się kupy całość, żeby hełm nie prezentował sobą takiego obrazu nędzy i rozpaczy, jak moja budka dla kaczek w Świątyni Pomidora:

Wykonana w technologii „tutaj oprzeć, tam podeprzeć” może nie cieszy oka, za to cieszy się uznaniem drobiu – dostałam już nawet cztery jajka od starej kury, która od wielu miesięcy się nie niosła!

Kurczaki doceniły również nową grzędę, wykonaną w podobnej co budka technologii, o tyle jednak bardziej zaawansowanej, iż z użyciem sznurka (naukowcy nadal spierają się o to, czy wynalazkiem, który najbardziej zdecydowanie popchnął ludzkość do przodu na ścieżce cywilizacyjnego rozwoju było koło, czy sznurek; ja tam wiem, że taczka to się na gospodarstwie i owszem, przydaje, ale bez sznurka w kieszeni to wręcz nie ma po co z domu wychodzić).

No ale nie będziemy tak w koło o sznurku przecież, gdy najwyższy czas wspomnieć o serach. Wspominam tedy, że sery są gotowe i już prawie spakowane na podróż, potrzebują jedynie Waszych adresów i pisemnego zaproszenia, a do wyboru w tym sezonie mamy same znane i lubiane przeboje:

Asiago

Cabra al vino (w czerwonym winie) – mało zostało!

Camemebert (małe krążki po około 350 g) – już tylko 3 sztuki

Cotswold (cebulowy) – mało

Cheddar – też mało

Derby (szałwia i mięta + inna wersja: ziołowy) – jeszcze można szaleć

Edamski – w miarę dużo

Emmentaler (szwajcarski śmierdziuszek) – prawie nic nie zostało

Gouda – mało

Manchego – jeszcze sporo

Toscano pepato (dużo pieprzu) – no jest jeszcze kilka kawałków

Świąteczny (ten z orzechami, migdałami i skórką pomarańczową) – całkiem sporo

Kilka fotek z długiego procesu powstawania sera Świątecznego:

Jednych serów jest więcej, jak właśnie Świątecznego, którego zrobiłam ponad 9 kg, pomna deficytów i związanych z nimi zażaleń w latach minionych, a innych mniej, jak np. Goudy, która wyszła wyśmienita w tym roku i teraz żałuję, że zrobiłam tylko jeden krążek. Ten rok był suchy, nie tylko w Polsce, co odbiło się na cenach produktów pochodzących z mleka (kostka masła to już chyba dychę kosztuje!), ale coś w nim było takiego, że nie tylko arbuzy się wyśmienicie udały – o, taki np. Emmentaler w tym roku wyszedł idealny, mniej skarpetkowy, bardziej serowy, słodkawy i orzechowy, a po otwarciu opakowania to nawet wietrzyć mieszkania przez trzy dni nie trzeba, tak miły jest w odbiorze (i też niestety tylko jeden zrobiłam, a większość już się rozeszła!).

I zostały mi już tylko trzy camemberty:

I sześć serów wędzonych. Najbliższa wysyłka w poniedziałek 16 grudnia, kolejna w środę 18 grudnia, a dla wyjątkowo opieszałych i gustujących nie tylko w serach od kóz wyzwolonych, ale i ostrym smaku ryzyka – w poniedziałek tuż przed Świętami (Fedex jak dotąd mnie nie zawiódł, doręcza w czasie nawet poniżej 24 h, no ale przed Świętami może być ciężko). Oczywiście jeśli coś z tych serów zostanie (ha, ha…), to mogę wysłać i po Świętach.

W miejscu po arbuzach powsadzałam czosnek i cebulę ozimą (zaściółkowane na grubo, wiosną to wszystko odgarnę):

Praca w kamieniołomach już na ukończeniu:

A co potem? Zima, zima, jeszcze trochę zimy, i może w okolicach kwietnia będzie sens sprawdzić, czy mój kozi ser w typie parmezanu już się nadaje do zjedzenia, a tak poza tym, to pewnie nic… A, byłabym zapomniała – przeprowadziliśmy już próbę wydarcia balota z najwyższego piętra balotowej pryzmy i była to próba udana! Małyżonek zrobił haki z drutu od starego piorunochronu:

Do haków przywiązaliśmy linki i ciągnęliśmy, jak ten dziad z babą rzepkę, a gdy balot tylko zdradził zamiar zhurgotania się na ziemię, porzuciliśmy linki i rozpierzchli się na boki (wedle uprzednich instrukcji Małegożonka – ja na prawo, on na lewo, żebyśmy się nie zderzyli i nie polegli pod ciężarem tego klocka jak jacyś idioci; trzy razy upewniałam się, że wiem i pamiętam, która z moich rąk jest prawa!).

Najtrudniejszym elementem całej tej operacji było wdrapanie się na trzecie piętro pryzmy i wbicie haków w balot, które to zadanie przypadło Małemużonkowi, a później, rzecz jasna, zsynchronizowane szarpanie za linki, żeby ten balot rozbujać i ostatnie, wymagające najwięcej siły szarpnięcie, no ale się udało i dobrze rokuje na przyszłość, czy coś.

Na koniec filmik, gdyż udało mi się dorwać (w obiektyw) kowalika, co pojawia się i znika, a tak naprawdę to już wiem, że kowalików jest co najmniej dwóch (że są dwa, że jest ich dwoje), poczynają sobie coraz śmielej, między sobą walk nie tocząc, ale sikorkom zachodząc za skórę, a do żłobu przybyła kolejna gęba, której ziarno słonecznika zimą jest najmilsze – sikorka sosnówka. Ponoć skryta i płochliwa, zwykle trzymająca się twardo gałęzi, na parapet jednakowoż zwabić się dała, zapewne powodowana ciekawością, co też tam jej kuzynki (bogatka, modraszka i uboga) tak ochoczo wpierdalają przez dzień boży cały, a gdyby mogły, toby na tym parapecie spały. No i teraz, gdy już wie, to parapet odwiedza codziennie. Jeden z grasujących na ziemi mazurków też postanowił skosztować ziarka z wyższej półki (na ziemi flota mazurków opędzlowuje owies rozsypany przez dziurawe kozie pyski) i naprawdę nie wiem, kogo i czego się tu jeszcze spodziewać, oprócz tego, że na bank kuriera z kolejną dostawą słonecznika. Sosnówka nie wystąpiła w mojej najnowszej produkcji filmowej, ale może kiedyś się załapie:

(Przez pierwsze 40 sekund praktycznie nic się nie dzieje i można odnieść wrażenie, że filmik nie działa. Pod koniec pierwszej minuty pojawia się kowalik, potem znowu w trzeciej minucie, a większość akcji rozgrywa się oczywiście poza kadrem, bo parapet jest długi, ptaki nieśmiałe, i nie każdy chce się publicznie chwalić swoim obżarstwem).

Wyczytałam gdzieś, że nie wszystkie ptaki odwiedzające zimą karmniki i parapety są w stanie wyłuskać sobie słonecznik, na pewno potrafi to sikora bogatka, a te mniejsze chyba nie, więc teraz kupuję słonecznik wymieszany – część ziaren jest wyłuskana, część w łupinkach. Jak im mieszałam z kaszą i innym ziarnem, to i tak wybierały tylko słonecznik; kule tłuszczowe i inne słoninki się u mnie nie sprawdzają – zawsze zżera je Żółte, a jak powieszę takie cudo na drzewie, to przylecą sójki i wyniosą razem z drzewem, więc dokarmianie kończy się na tym słoneczniku rozsypanym na parapecie, no i jeszcze trznadle wskakują do wiadra z owsem przeznaczonym dla gęsi i kradną ile dusza zapragnie.

PS. Chyba właśnie dopada mnie zimowe niechcemisie. Wszystko mnie boli, ręce marzną, weny brak, satysfakcji z wykonanych zadań też. Znowu będę miała czas winić się za wszystko i wymyślać problemy, które jeszcze nie wystąpiły, no ale przecież mogą. Im dłużej w ciągu dnia „odpoczywam”, tym bardziej nic mi się nie chce i tym większe mam do siebie o wszystko pretensje. Oh, for fuck’s sake…

Zamawiajcie sery, zanim porosnę pleśnią i pajęczynami, bo obciach w takim stanie do ludzi wychodzić, a nawet do lasu. Paczki wciąż wożę rowerem do Żozefin, bo Fedex się uparł, że do mnie jeździć nie będzie, choćby mi drogę zrobili z asfaltu wysadzanego diamentami, a że nie mogę znaleźć pompki do roweru, a powietrza w oponach coraz mniej… Zamawiajcie teraz, bo potem to już chyba z tymi paczkami na plecach przez śniegi będę brnąć.

PPS. Robiłam porządki w różnych zapomnianych zakamarkach i znalazłam m.in. starą książeczkę zdrowia Laserka, z której wynika, iż w styczniu 2025 skończy on 17 lat. Siedemnaście… A wygląda na siedemset. No ale wiadomo – z jakim przestajesz, takim się stajesz.

67 komentarzy

  • Bogutek

    Kanionek, jak to dobrze Cię widzieć jeszcze przed świętami, rozumiem, że to w ramach prezentu:) Napisałam tradycyjnie maila z zamówieniem:) zastanawiam się tylko, który z tych serów będzie pasował do tych wszystkich kapust i pierogów.

    • kanionek

      Każdy! W tym roku naprawdę każdy gatunek mi (a może raczej kozom?) się udał i będzie się godnie prezentował, jak i smakował, w towarzystwie innych świątecznych rarytasów :)

  • Jagoda

    Jak miło poczytać coś tak pozytywnego. ..
    Zwłaszcza wciągając pierniczki i oglądając festiwal sikorek przy paskach słoniny., na drzewie za oknem.
    Czy pamiętasz o maści żywokostowej na bóle stawów i mięśni?
    Zdrowia i słońca życzę.

    • kanionek

      Zazwyczaj pamiętam, to jest przynajmniej raz używam, tuż po doznaniu urazu / wystapieniu nieznośnych dolegliwości bólowych, a potem to już… Ekhem, no najczęściej PAMIĘTAM, że taką maść mam, zaś regularnie używać zapominam :D

      • Agniecha

        Siostro.
        Ja dokładnie tak samo. Maść żywokost owa stoi w słoiczku na nocnym stoliku, a szyja i bark bolą. Zbyt jeszcze słabo by wyciągnąć łapę, odkręcić wieczko i się nasmarować….

        • Powiedz jeszcze, że masz szafkę prawie pełną witaminek i innych cudów, które miały Cię postawić na nogi i w ogóle cuda czynić, no ale nie ma takich suplementów na świecie, które byłyby w stanie zdziałać COKOLWIEK, gdy się ich nie bierze. Takich cudów jeszcze nie robią…

          • agniecha

            Mam… A nie podejrzewasz, że od samego patrzenia na nie, czy też posiadania ich, robi się człowiekowi lepiej? No jednak nie, a szkoda.
            Ostatnio doszłam do momentu, że biorę, ale nie co dzień. Jest postęp.
            Teraz jeszcze potrafić chcieć robić ćwiczenia na bolącą szyjkę ( które pomagają ) i byłoby wspaniale.

          • kanionek

            Bez jaj… Ja mam szyjny odcinek kręgosłupa już wygięty w niefizjologiczną stronę, a od kilku dni tak mi coś trzaska po prawej stronie, że pół czaszki mnie boli. I też miałam robić fajne ćwiczenia, ech…

        • Irena

          Mnie żadne maści nie pomagają a poza tym nie wierzę aby mogły pomóc przy zwyrodnieniach stawów.
          Jedyne dzięki czemu żyję bez bólu to regularne ćwiczenia pokazane mi przez fizjo

          • Przy zwyrodnieniach nie pomagają, ale po urazach (skręcenia, złamania, siniaki, obrzęki, jakieś naciągnięte mięśnie) – tak. Regularne ćwiczenia najlepsze, zarówno jako środek zaradczy, jak i profilaktyczny. Tylko czemu zmusić się do nich jeszcze trudniej, niż po tę głupią maść sięgnać… :D

  • Tymofiejski

    U nas maleństwa dają radę słonecznikowi w łupinkach. Kowaliki to łobuzy. Wiewiórkę potrafią przegonić. Love wszystkich.

    • kanionek

      Nawet wiewiórkę?! O, skubane…
      Ale jak słyszę „wiewiórka” to za każdym razem kisnę, bo przypomina mi się scenka rodzajowa z wiosny tego roku, gdy szłam z chlebem do Żozefin, a ona, jak się okazało, szła do mnie (po tenże chleb) z Cykanem. No i spotkałyśmy się na skraju lasu, Żozefin dzierżyła w dłoni jakieś zawiniątko, i zaraz zaczęła mi tłumaczyć, że to kawałek starego chleba ze sklepu, ale że jej ten chleb okropnie nie smakuje, to resztkę wzięła ze sobą, żeby zostawić gdzieś w lesie dla… WEWIÓRA. I jakby to nie było wystarczająco zabawne, to jeszcze krzyknęła do kręcącego się w pobliżu Cykana: „No, Cykan, szukaj wewióra, szukaj!”. Cykan tylko rzucił jej wielce wymowne spojrzenie, obsikał dwa świerki i oddalił się z godnością rozumnego owczarka, a ja nie wiedziałam, czy mam się śmiać, płakać, czy może coś Żozefin tłumaczyć… Ostatecznie zmilczałam, a na hasło „wiewiórka” zawsze już będzie mi się w głowie pojawiał WEWIÓR wpiędralający stary chleb na leśnym pieńku i myślący ciepło o wspaniałomyślnej pani Żozefin :D

  • Michaga

    Dawno się tu nie odzywałam, ale ciągle sprawdzam czy są nowe wpisy. Jestem czytelniczką z czasów, kiedy pisałaś kilka razy w tygodniu. Ściskam serdecznie ciebie, męża i wszystkie zwierzęta:)

    • kanionek

      Pamiętam Cię (i te czasy, gdy wpisów było gęsto, a komentarzy pod nimi setki), i cieszę się, że dałaś znak życia :)

  • wy/raz

    To masz cyrk na kółkach. Świątynia pomidora jak widać wielofunkcyjna i jeszcze jak będzie nawieziona! Przy balotach zdębialam. Pamiętam jak pisałaś o obawach po ułożeniu zgrabnej kupki. Życzę, żeby z każdym było łatwiej. Herbapol Kraków w opcji surowce zielarskie ma słonecznik po 3,80 + wysyłka. Mam jeszcze z zapasów i zastanawiam się czy już sypać. W centrum ziemia miękka i dziś widziałam sikorki i chyba sójkę, jak grzebały w ziemi. Dlatego się namyślam, czy nie za wcześnie na dokarmianie.

    Kurczę, muszę wyszukać zdjęcie Andrzeja z porożem. I nie obciążaj biednego Pasztedzika porozem. I czemu?

    Laserkowi dużo dobrego. Choć najlepsze już ma.

    Dobrego. Już niedługo będzie widniej.

    • kanionek

      U nas już twardy grunt pod nogami, dziś rozbijałam lód na stawie kamieniem (nie chciało mi się zabierać siekiery, myslałam że butem stuknę i wystarczy, a tu taka warstwa, że już stać na tym lodzie można), sikorki i inne tałatajstwo kursują po ziarka jak szalone, prawie litr słonecznika zniknął w jeden dzień…
      Zdjęcie Ążeja z porożem jest niedaleko, bo w poprzednim wpisie :D A Pasztedzik ma tak wielkie ego, a do tego na barkach dźwiga taki ogrom odpowiedzialności (nie cierpi kretów i gryzoni, więc za cel sobie wziął wytępienie wszystkich przedstawicieli wszystkich gatunków na podwórku i łące), że dodatkowe obciążenie jakimś tam śmiesznym hełmem z rogami to byłby pikuś, a jednak pisiont punktów do splendoru to nie w kij dmuchał!

      Muszę do wiosny wymyślić i sklecić nowe lokum dla tego chóru staruszków (kurczaki) i biegusów, bo Świątynia Pomidora to tylko tymczas, wiadomo. Gęsi tak już się przyzwyczaiły do łażenia po całym podwórku, że nawet na noc nie chcą wracać na swój wybieg, no ale kurczaki i kaczuszki muszą być jednak od podwórka odcięte, bo jak tylko „zwęszą” staw i możliwość spiędrolenia do lasu, to spiędrolą.

      • wy/raz

        A, mam jeszcze pytanie o piątego pieska na spacerach. Coś mi się kojarzy Pusiak, ale rzadko występuje, albo mam już sklerozę. Pewnie to drugie. Na pocieszenie – nie jest to Majączek, chyba że wzrok gorszy od pamięci.

        • kanionek

          Na pewno masz na myśli Pusiołka :) Zwanego też Puszczakiem, Pusiołakiem, Pusią, Puszczycą, a oryginalnie Gabrysiem (w schronisku tak mu nadali). Faktycznie rzadko się pojawia na blogu, też już nie takiej pierwszej jest młodości, chyba coś koło 11 lat będzie miał, jest przesympatyczny i kochany, ale rzadko wpada w obiektyw, bo chadza swoimi drogami i nie lubi się narzucać (choć ostatnio zauważyliśmy, że na starość coraz częściej się do nas „klei” i domaga głaskania).

  • mp

    Kurdesz, zapomniałam przy zamówieniu o Toscano pepato :-( A można go zaklepać i wziąć razem z parmezanem, jak dojrzeje ?
    W Świątyni drób ma takie luksusy, że nie wiem, czy uda Ci się go wyeksmitować wiosną bez zamieszek i demonstracji :-)
    Cammebert jak zwykle pyszny, żałuję też, że tak mało fromażyka zamówiłam, czosnkowy wymiata!

    • Jeśli coś zostało po wczorajszej fali zamówień, to Ci zostawię kawałek do wiosny (Toscano na szczęście może sobie i rok czekać na konsumpcję), oraz dzięki za odzew ws. camemberta, a czosnkowy fromaż to wiadomka, zawsze był na szczycie listy przebojów, a do tego można go zamrażać bez szwanku dla smaku i konsystencji. Może w czasie, gdy „parmezan” dojrzeje, będzie już kapka mleka i na ten fromażyk :)

      Taak, bez protestów się nie obejdzie – najpierw musiałam towarzystwo siłą i perswazją co wieczór do Świątyni zaganiać, ale nie trwało to długo, a teraz same włażą już o 14-tej i wszystko im się podoba. gdy jest naprawdę zimno, jak teraz (jeszcze śnieg spadł…), to kurczaki w ogóle nie wyłażą, muszę im wtedy wstawiać wodę i ziarko do środka, tylko kaczki biegają po ogrodzie w poszukiwaniu ostatniego żywego robaka sezonu :D

      • mp

        To liczę na to, że choć kawalątek się ostanie, a jeśli nie , to przyjdzie czekać rok, trudno. Niniejszym ustawiam się oficjalnie w kolejkę „za parmezanem” :-)

        • kanionek

          Właśnie jestem po pakowaniu zamówień – niestety Toscano poooszło i nawet okruszek nie został. Za to do parmezana jesteś pierwsza w kolejce :D

          • mp

            Trudno, koniec i bomba, kto nie pamiętał, ten trąba. To zapiszę sobie w kalendarzu na przyszły rok :-) Ogłosisz parmezanobranie, jak nadejdzie pora, mam nadzieję ?

      • Irena

        Jak można zamówić sery ?
        Mieszkam w Warszawie

    • wy/raz

      To jeszcze można fromażyk? To też chcę.

      • Niestety nie :( Kozy już w fazie zasuszania, większość już około dwa tygodnie temu uznała, że wystarczy tego dobrego i bujaj się, Kanionek :D

      • wy/raz

        I tak to jest, jak się nie czyta odpowiedzi

        To przy okazji zapytam. Miała któraś Koza usuwaną ósemkę? Bo zdarzyło mi się w środę. Nie boli, ale nie mogę otworzyć ust, bardziej niż na płaski wkład. No i mam chomika z jednej strony.

        • kanionek

          Ja miałam (a kilka lat temu w komciach był cały sznureczek wynurzeń na ten temat), mnie z kolei bolało jak diabli i dopiero około 2 tygodnie „po” już był względny spokój. Obrzęk jest ponoć „normalny” (ja nie spuchłam), ale z tą niemożnością otwarcia ust to jednak bym skonsultowała z lekarzem – możesz zadzwonić do tego dentysty i zapytać?

          • wy/raz

            Dziś się udałam, telefonicznie nikt nie podejmie się udzielenia odpowiedzi. Mam sobie rozwierać szczękę manualnie, aż mi gwiazdy staną w oczach. Albo światła, bombki, choinki, żeby było bardziej świątecznie. 20 razy dziennie minimum. Już się cieszę na przedświąteczną ferię barw.

            Serki dotarły. Jak otworzę szczękę będę próbować. I proszę o dopisanie za mp do parmezanu🙂.

          • wy/raz

            Działa!!!

          • kanionek

            Uff…
            Szczękę manualnie… Dobrze, że nie lewarkiem od samochodu. Ja bym spękała. Że mi zawiasy pękną, czy coś. Dżizas… Szacun! Pardon, że gadam jak telegram, ale słów nie znajduję.

  • Ange76

    Ja w kwestii formalnej: czy jak Bożydar jest obsikany to będą koźlątka? Czy tak sobie jest obsikany bez pożytku?

    Kanionku, dziękuję za wpis, uśmiałam się jak zwykle (wiem, ze nie powinnam, bo Ty o poważnych sprawach, ale taka już jestem skrzywiona). Życzę Wam wesołych Świąt, całej oborze, psiarni i świątyni pomidora. A w nowym roku to hoho i jeszcze więcej.

    • Ho, ho, ha, ha – dziękujemy!
      A Bożydar, jak pewnie i inne kozły na całym świecie, obsikany będzie chodził nawet i bez pożyt… znaczy pożycia, bo całe to obsikiwanie sobie torsu, brody, kudłów na szyi i przednich nogach służy – wierzcie lub nie – zwiększeniu atrakcyjności w oczach (nozdrzach?) dam. W jego mniemaniu im bardziej będzie śmierdział, tym większe szanse, że któraś go zechce. Ewolucja nie przewidziała ingerencji człowieka w ten mechanizm…
      Ale tak całkiem na darmo obsikany nie chodzi – już kilka razy w tym roku był na randce, a dokłądniej to randki przyjeżdżały do niego (podobno coraz mniej ludzi trzyma kozy i nasz Bożydar dorabia za jedynego rozpłodnika w promieniu co najmniej 30 km), więc trochę życia chłop użył ;) My też jeszcze nie mówimy, że u nas koziołków na pewno nie będzie – w mijającym właśnie roku miało nie być, a pojawiła się Cartoon, która zaraz skończy 9 miesięcy :D

      • Aha – drodzy Serożercy, uprzejmie informuję, że po przejściu tornado zamówień z serów zostały ostatki, tj.:
        4 kawałki Asiago
        8 kawałków Derby (szałwia&mięta) – bez etykietek, bo zabrakło, a miało niczego nie zabraknąć, ech…
        2 krążki wędzonego
        2 camemberty

        I koniec i bomba, Świątecznego było 10 kg i jak się okazało – znowu za mało! Jeśli ktoś chce być piękny i gładki i skusi się na ostatki, to wysyłka dopiero w poniedziałek.

  • Patrycja

    A tak się czaiłam na świąteczny ser i przegapiłam 😔

  • -EW

    Ludzie, jeśli komuś wydaje się, że w dorosłości Święta to już nie to, czegoś i to bardzo brakuje, może zafundować sobie doznania mistyczne i kupić ostatnie sery u Kanionka. To jest przeżycie duchowe. To jest zmaterializowana POEZJA. Raczę się Świątecznym i Derby z tymiankiem i szpinakiem.

  • teatralna

    apdejt dotyczący serów mnie … zasmucił. więc ja poproszę po świętach, to co zostanie.
    Napiszę do cię maila. w tej sprawie. bo ja nie mam siły teraz …żyć a co dopiero pisać i zamawiać.
    i kalendarz mi sie kończy :-(

    • Ale jak to – kończy? To nie masz koziego, do marca dnia ostatniego?!
      Stanu niedożycia współczuję, bo znam, a jakże. Dziś jest piękna u nas pogoda, więc wzięłam się za usuwanie gnijących badyli z gęsiego wybiegu i porządki przed garażem, gdzie wylewka betonowa zarosła ziemią, chwastem i grom wie czym. Niewiele zrobiłam, a czuję się tak, jak gdybym właśnie wyszła z kopalni węgla kamiennego, gdzie przez ostatnie 10 lat łupałam surowiec nożem do masła i urobek wynosiłam na powierzchnię wiadrami, po dwukilometrowej drabinie. Jprdl, ta sama robota latem to byłby ledwie wstęp do całodziennego zapiehdolu, a teraz człowiek jakiś wymęczony, zwiędły i pusty w środku, jak ten nieudany ogórek kiszony.

  • mp

    Eh, niektórzy to cały rok mają entuzjazm i energię, jak ten kiszony…
    A propos kalendarza- całkiem niedawno małżonek mój przyjrzał się wiszącemu w mojej sypialni kalendarzowi i zwrócił mi uwagę na to, że jest na rok 2021.
    Phi, ale za to otwarty na grudniu, więc częściowo się zgadza z umiejscowieniem w czasie :-) Aktualny wisi w kuchni z jednej strony lodówki, z drugiej jest ubiegłoroczny. Nic nie poradzę na to, że jestem patologicznie przywiązana do Kalendarzy Kanionka i traktuję je jako zjawisko emocjonalno- estetyczne, nie przejmując się zupełnie przyziemną praktycznością :-)

    • wy/raz

      A zawsze masz grudzień, czy zmieniasz?

      • mp

        Tego akurat nie zmieniałam od oryginalnego grudnia, ale natchnęłaś mnie i przestawię na jakąś wiosenną stronę, a może nawet zaszaleję i otworzę na lecie ? :-)))

      • mp

        No ale bieżący kalendarz, ten na lodówce, jest aktualizowany w miarę na bieżąco, czyli najwyżej z miesięcznym poślizgiem .

    • kanionek

      Mam tak samo – w pokoju wiszą cztery kalendarze z różnych lat, a wisiałoby pewnie więcej, tylko gwoździ w ścianie zabrakło (a każda próba wbicia następnego to porażka – tynk się sypie, zaprawa pomiędzy cegłami trzyma się kupy tylko siłą przyzwyczajenia, a w cegłę gwoździa nie wbijesz), zaś tegoroczny obecnie pokazuje listopad :D
      „Przyziemnej praktyczności” i staniu na straży spraw i terminów istotnych służy „kalendarz” w kuchni – to kiedyś BYŁ prawdziwy kalendarz trójdzielny, a teraz sama doprodukowuję kartki z kolejnymi miesiącami, do oryginału przyczepiając je klamerkami do prania, no ale ma pasek z przesuwanym okienkiem, i ogólnie daje radę.

  • grazalpl

    Gratuluje Jajek!
    W US jest bird flu I trudno o Jajka
    a tu prosze Seniorka sie przyłożyła😁
    Piekne ptaszyska I domowe I przylatujace😁😁😁
    A jaki Andrzej przystojny, w czystej kurtce.
    Zainspirowałas mnie , zrobie sobie kozi serek z czosnkiem, zwykle ze szczypiorkiem robie jak jest, albo taki tam smietankowy, a czosnek dodajesz surowy czy pieczony?
    Uczta dla oka i ducha😘😘😘

    • Seniorka szaleje! Już osiem jajek :D I to w grudniu, gdy wolnowybiegowe kury nie robią jajek wcale – pamiętam przecież, jeszcze za czasów gdy Kurokezy miały normalny kurnik i gniazda, że zimą zdarzało się czasem jedno jajko na tydzień, przy kilkunastu kurach na stanie, a ta wiekowa kwoka weszła nagle w tryb „jestem wciąż młoda, a mój kalendarz pokazuje lipiec”.

      Do fromażyka dodaję świeży czosnek, ale upieczony brzmi równie dobrze :)
      Dodam tylko, tak gwoli ścisłości, że fromage to zupełnie inny ser, niż twaróg – z wyglądu może i podobny, konsystencji niby zbliżonej (choć fromaż powinien być bardziej zwarty od twarożku, zaś o nieco wyższej zawartości tłuszczu), ale nie jest serem zwarowym (nie podgrzewa się skrzepu przed odsączaniem), no i robią go inne bakterie (baza jest dla obu wspólna, tj. Lactococcus lactis subsp. lactis, Lactococcus lactis subsp. cremoris, Lactococcus lactis subsp. lactis biovar diacetilactis), ale do twarogu idzie jeszcze szczep termofilnych, no i fromage wymaga podpuszczki, zaś twarożek dłuższego nastawu (skrzep jest luźniejszy i powstaje tylko na skutek działania bakterii i odpowiedniej ilości czasu, a potem zostaje zwarzony za pomocą podgrzania do około 55 stopni C).
      Oczywiście twaróg domowy, robiony tradycyjnym sposobem, będzie zawierał takie bakterie, jakie są akurat w mleku, czyli głównie pałeczkę kwasu mlekowego, no ale mniejsza z tym – chciałam tylko napisać, że fromaż to inny ser :D

      Przekażę Andrzejowi komplementy :) Zawsze dobry był z niego koziołek, spokojny i zrównoważony… Ech, pamiętam jeszcze, jak go tutaj przywieźliśmy, malutkiego, rozczochranego, obsranego i chudego jak patyk, i nie wiem, kiedy te ponad 10 lat minęło!

  • Pluskat

    Camembert Kanionka jest genialny! A ja wiem, co mówię, bo długo już żyję. Żałuję, że zamówiłam tylko jeden. Pozostałe sery czekają w kolejce na degustację.
    Kanionku, nie poddawaj się, na poprawę nastroju zrób to, co byś doradziła najbliższej osobie.
    Wesołych Świąt!
    Pluskat

    • Dziękuję, Pluskat :-*
      Zabiłaś mi ćwieka tym „co byś doradziła najbliższej osobie”, bo… Nie wiem, co bym doradziła. Najlepsze, na co kiedykolwiek wpadłam, to przeczekać, więc… czekam :D

      • wy/raz

        Kanionku, Zdrowych, spokojnych Świąt, dla Was i dla zwierząt. Braku niespodziewanych wydarzeń, maści wskakującej w łapki, kiedy jest potrzeba, równie udanych arbuzów w przyszłym sezonie i dużo mleka od kóz.

        Jestem po degustacji Goudy i Asagio. Mogę tylko polecić. Odcięłam kawałek na spróbowanie i próba degustacyjna nie wiem kiedy zakończyła się pustym opakowaniem. Na szczęście nie byłam sama, bo bym wyszła na jakiegoś obżartucha. Reszta czeka grzecznie w kolejce. Asagio już jest wytypowany rodzinnie jako idealny do makaronów w stylu włoskim.

        Gratulacje dla kurzej seniorki. Może jej się święta pomyliły?

        • Dobrze gadasz, dla niej to już pewnie Wielkanoc :D Ale bo to tylko kurczakowi może się pomieszać w głowie, gdy takie łabędzie, na ten przykład, ostatnio latają raz na południowy zachód, raz na północny wschód, jakby same nie wiedziały, czy czas odlatywać, czy wręcz przeciwnie?

          Asiago jest takim serem uniwersalnym, do wszystkiego pasuje, chyba wszystkim smakuje :) Do makaronów to jeszcze Derby bym poleciła, ale przypuszczam, że jeśli ten mój parmezan się uda, to w kategorii „do dań po włosku” zdeklasuje pozostałe.

  • grazalpl

    Sie doksztalcilam, ale nie wiem co mam.
    Ale bardzo dobry ten serek taki kremowy i delikatny.
    Od kanadyjskich kóz:D
    Tylko pisze na nim ze mleko bakterie i enzymy, ale w szczegóły sie nie wdają😟
    O kanionkowych serach to pomarzyc tylko moge.
    Szkoda ze w zeszlym roku nie pomyslalam bo bylam w Polszy na poczatku grudnia🤗
    Tani bilet mi sie udalo zanabyc, i na Jarmark Bozonarodzeniowy w Krakowie i Wroclawiu sie zalapalam!
    I nawet nad morze wypad był, zimowe Miedzyzdroje to jest to!
    Palmy owiniete folia:D
    Mam zdjecia!
    Ech , moze w przyszlym roku….

  • Jagoda

    Halo, halo!
    Pięknego 2025 Roku życzę Kanionkowi i całej reszcie. A przed … dobrego nastroju sylwestrowego, bez fajerwerków jednakowoż, udanej zabawy i czystego gwiaździstego nieba.
    Ogólnie na zawsze – życia bez strachu, cieszenia się tym co mamy, a mamy mieć zdrowie i pogodę ducha.
    To byłam ja, Jagoda.

  • mitenki

    Poświątecznie i noworocznie życzę zdrowia, zdrowia, zdrowia, a problemy niech omijają Wasz adres. Niech baloty same staczają się z Balotowej Góry, sianko rozkłada w paśnikach a Dostojna Kurza Jubilatka znosi mnóstwo jajek (swoją drogą chyba dyplom jej się należy?).
    Nieustająco życzę Ci Kanionku dokopania się w ogródku do garnca złota :*:*:*

    • kanionek

      Nie wiem jak będzie z tym garncem, ale Pasztedzik się ostatnio dokopał do męskiej kurtki, na łące. Udało mu się wyszarpać kaptur i pół rękawa, reszta będzie musiała poczekać, bo ziemia zamarzła :D
      Kura ma już na koncie 15 jajek!

      • wy/raz

        Kamionku, to się nazywa mendel. Jako nastolatka chciałam kupić pół.

        • wy/raz

          A mp dobrze pisze. Dyplom jej się należy. Najlepiej ziarnkowy. I odpowiedni napis od gminy :-)). I po zastanowieniu: 15 jajek brzmi lepiej niż mendel.

  • Becia

    Na 2025 życzę całemu stadu Kanionka oraz wszystkim Kozom i Kozłom z Obory przede wszystkim zdrowia i dobrych wiatrów losu.
    Uściski

  • Luuudzieee! Patrzcie na to: https://www.ekologia.pl/srodowisko/grubodziob-opis-wystepowanie-i-zdjecia-ptak-grubodziob-ciekawostki/

    A teraz wyobraźcie sobie tego pięknego cudaka na moim parapecie! Był dzisiaj dwa razy, pojadł słonecznika, nie mogłam uwierzyć własnym oczom, że takie cuś mieszka w naszym lesie, wygląda zgoła egzotycznie :) Jaciekręce, szkoda że zdjęcia, które zrobiłam, nie są nawet w jednej dziesiątej tak ładne – telefonem, przez trzy tafle szkła, lewą ręką, bo prawą miałam uciapaną ciastem na pierogi, no ale zrobiłam, bo Małyżonek by mi nie uwierzył. Aha, i było jeszcze coś innego, też nowego, też ładny i kolorowy ptaszek, większy od trznadla, na parapet się nie odważył, jadł słonecznik rozsypany na śniegu – ten akurat egzemplarz nie miał lewej stópki – gdy tracił równowagę, podpierał się lewym skrzydłem. Był chyba ze cztery razy, pewnie jeszcze kiedyś przyleci (to CHYBA ten: https://www.ekologia.pl/srodowisko/jer-opis-wystepowanie-i-zdjecia-ptak-jer-ciekawostki/). Dżizas, ile tu jeszcze żyje gatunków?! Każdego roku odkrywam nowych mieszkańców lasu :D

    • Ynk

      Udzielił mi się Twój entuzjazm, bo ptakolubem jestem 'odzawsze’ :-)
      Grubodzioba widziałam w Puszczy Niepołomickiej będąc tam przez chwilę w czasie zimowej przerwy kilka(naście? już?) lat temu. Fajny z niego ptaszorek. A gile do Ciebie zaglądają? Bo ja bardzo już dorosłą osobą będąc zobaczyłam je po raz pierwszy w życiu. W sąsiedniej dzielnicy żerowały ; Niestety komórkiem pstrykane zdjęcia niezbyt oczywisty obraz przedstawiają. Dla postronnych. Tylko ja wiem co mi kazało sięgnąć po telefon. Ale zrobiłam. Natomiast nie zdążyłam, i bardzo ubolewam z tego powodu, sięgnąć po telefon, że o aparacie fotograficznym nie wspomnę, kiedy pewnego lata usłyszałam za oknem (za otwartymi szeroko drzwiami balkonowymi), bardzo bliskie i wyraźnie kwilenie, ni to kocie miauki, ni popłakiwanie dziecka. Wytknęłam głowę na balkon i… oczom nie wierzyłam : na krawędzi balkonu, tuż przy skrzynce z drobnym kwieciem, siedział on – Pan Pustułek we własnej rdzawobeżowej osobie z czarną, pionową smugą pod okiem. I nawoływał. Nawet się nie spłoszył, kiedy zobaczył mój wytrzeszcz. Tzn. nie od razu. Uwielbiam te ptaki, szczególnie ich 'wind hovering’. Para pustułek lata od tamtego czasu po mojej dzielni, ale jeszcze nie udało mi się ich złapać w obiektyw.. hehh… Zięby też mam za oknem, ale czy i jery tu zaglądają – nie mam pewności. Częściej je słyszę niż widzę, a po głosie nie rozpoznam tak dokładnie.
      Pozdrowienia dla ptasiego towarzystwa! Ćwir-świrr! ;-P Niech im ziarek nie zabraknie!

    • Ynk

      A, i jeszcze. Misie przypomniało. Bo o 'zgoła egzotyczności’ wspomniałaś. W jakimś wrześniu czy październiku, mijając szpaler drzew jakimi obsadzona była ulica, którą szłam po zakupy (nie centrum miasta to, ale i nie przedmieścia), usłyszałam wrzaski i skrzeczenie nad głową. Żaden z rodzimych ptaków tak nie 'głosuje’, nawet sójka ; Zbadałam sprawę naocznie i wypatrzyłam w gałęziach drzewa papugę. Aleksandrettę. Pomyślałam, że to odosobniony przypadek, że uciekinierka z klatki. Wybrała wolność. Ale otóż i niekoniecznie, bo okazuje się, że od kilku lat mamy w kraju lęgi tych papug. 'Zgoła egzotyka’, c’nie? Może i do Ciebie przylecą?
      https://zielona.interia.pl/przyroda/zwierzeta/news-mamy-w-polsce-dziko-zyjace-papugi-zdjecia-ze-slaska-wprawiaj,nId,7536529

      • No właśnie ja już kilka lat temu czytałam, że w Polsce można natknąć się na papugi ma wolności (i wyłowić piranię z Wisły), więc jak tu po raz pierwszy zobaczyłam zimorodka, tak przez chwilę i z daleka, to od razu pomyślałam, że to jakaś papuga :D
        Gile na parapet nie przylatują, ale że w lesie bywają, to wiem, bo kiedyś widziałam stadko w jakichś krzaczorach – też wieeele lat temu, jeszcze przed kozami, gdy chodziliśmy zimą z Małymżonkiem na długie spacery przez las.
        Za to zięby widuję częściej (ale też nie na parapecie). A jer bez lewej stópki był dziś znowu w stołówce (specjalnie sypnęłam trochę ziarek na ziemię pod oknem, bo on z tą beznóżką może się boi na parapecie lądować?…), a wraz z nim mazurki, kos, trznadle, dzwoniec i jeszcze coś.
        Grubodziób też przyleciał! Nałuskałam dla niego orzechów laskowych z moich zapasów, ale – ku mojemu niebotycznemu zdziwieniu – orzechy zostały szybciutko wyniesione, co do jednego, przez… bogatki. Myślałam, że nie ruszą, bo za duże, ale się pomyliłam :D
        Kurczę, nie mam tyle orzechów, żeby pół lasu wykarmić… Trzeba było więcej leszczyn nasadzić, zamiast czereśni :D Choć z drugiej strony – orzechy rok w rok robaczywe, może ze trzy razy udało mi się zrobić zapas dobrych, niepodziurawionych. A z trzeciej strony – pewnie ile by tego nie było, to i tak by nie wystarczyło, bo widzę, że chętnych przybywa niemal każdego dnia. Kilka lat temu mieliśmy tylko stadko rozwydrzonych trznadli i garść sikorek, mazurków jak na lekarstwo, kowalik to mi się nawet nie śnił, o innych gatunkach nie wspominając, a teraz o – co chwilę nowi goście. Ale patrzeć można na to towarzystwo godzinami i pysk się człowiekowi tak dziwnie wykrzywia, jakby do… uśmiechu? ;)

        • Dytek

          Kanionku
          Też mam ten problem z laskowymi. Kiedyś myślałam, ze to wina działki w mieście i słabszych roślin. Ale w końcu przyuważyłam, że jak zbiorę je wcześnie, jak tylko dojrzeją – to są zdrowe, to samo mam z czereśnią (bo my nie pryskamy). Dopóki jest już dojrzała ale jeszcze jędrna , można się obżerać kilogramami, jak tylko w ramach dojrzałości robi się rozkosznie miękka i soczysto – lepiąca, lokatorzy murowani.
          Tylko weź człowieku siedź pod drzewem i pilnuj stopnia dojrzewania (oczywiście, jeżeli u Was ci sami lokatorzy w orzechach).

  • arbuz

    wesołego nowego roku!

  • grazalpl

    Ale wesolutko na twoim parapecie ,slicznoty takie przylatuja ze ho ho !
    Wiesc sie niesie wsrod ptactwa o dobrej miejscowce :D
    Jak zaczynalam ziarka sypac to ledwo kto zagladnal, a teraz pan ,to w kilka chwilek
    caly karmnik objedza!

  • bila

    Pięknego Nowego Roku 2025 wszystkim!
    Styczniową kartkę z kalendarza fajnie mi się ogląda, nie tylko dlatego, że są na niej gąski i kaczki, ale też, że jest mój komentarz, ha! Z dostawy przedświątecznej serów jeszcze mi dwa zostały, zamrożone.
    Pielęgnuję dobre przeczucia, co do tego roku- obkładam kocykiem, pasę chili i muzyką.
    Uściski!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *