Biedne Żółtko i sikorka uboga, czyli czas na kalendarz
Dzień dobry Państwu.
Po długiej i nudnej przerwie będzie krótki, za to równie nudny wpis, bo na dobrą sprawę nic się nie działo, oprócz tego co zwykle, czyli że coś się zesrało, coś tam urwało, coś gdzieś zepsuło, zachorowało, albo że piwnicę nam zalało, nie mówiąc już o drodze gruntowej, bo to też nic nowego.
Te okorowane drzewa to najpierw pokonał wiatr, a potem przyszły jelenie, łosie i sarny i dokonały dzieła. Na naszej łące runęła stara jabłonka i też została sumiennie okorowana, wiadomo przez kogo:
Część z nas świetnie się tej zimy bawiła:
Serio, kaczki i gęsi mają nogi z gumy albo silikonu. Taplają się w tych kałużach o temperaturze ledwie powyżej zera i kwaczą (oraz gęgają) zadowolone, jakby na turnusie w uzdrowisku siedziały, a ja patrzę na nie z okna swojego pokoju, w którym mam stopni 15, odziana w trzy swetry, obszerną bluzę z kapturem, getry, kalesony i spodnie dresowe, i od samego patrzenia na te kriowygłupy mózg mi się zamienia w bryłę lodu.
A tutaj lutowe spacerki w czasie odwilży, podczas których pieski bawiły się nawet lepiej, niż kaczki w pośniegowym błocie:
Laser szukał utraconej młodości, Pasztet, Puszczak i Niaczki – kretów, nornic i myszarek, a Żółte… Żółte niczego nie szukało, ale odwiecznym prawem szczęścia głupiego i tak znalazło, mianowicie kleszcza zawierającego pierwotniaki z rodzaju Babesia, w związku z czym kilka tygodni później zachorowało na babeszjozę, wskutek czego straciło apetyt, za to my najedliśmy się strachu do syta. Powiem Wam, że jeśli Wasz pies z dnia na dzień traci apetyt i połowę chęci do życia, sika odwarem ze starego buraka, sra na pomarańczowo, ma gorączkę (u Żółtka 39,7) i dziwnie chwieje mu się zadek, to nawet się nie zastanawiajcie, czy to może od tego, że wcześniej zjadł kawałek dywanu, zwiędłą marchewkę i garść przemarzniętych owoców berberysu, tylko lepiej od razu załóżcie, że to babeszjoza i bez szybkiej interwencji medycznej zwierzak nie wyjdzie z tego żywy.
Nasz zwierzak poczłapał z nami do samochodu (ja też człapałam, bo akurat w ten dzień miałam migrenę od czwartej rano i chęci do życia jeszcze mniej niż Żółtex), który jak na złość już od tygodnia stał na podwórku pani Żozefin, u weterynarza zainkasował sześć zastrzyków, dostał receptę na antybiotyk do zjedzenia w domu, widać było, że z godziny na godzinę słabnie i ten ostatni kilometr do przebycia piechotą to był jeden z dłuższych kilometrów w naszym życiu, po czym jak padł na posłanko, tak nie wstał przez kilkanaście godzin (dzięki czemu mogłam wygodnie obserwować, czy kolor moczu się zmienia, zmieniając pod Żółtym podkłady higieniczne tak średnio co godzinę – wśród tych zastrzyków był m.in. diuretyk).
Na drugi dzień widać już było poprawę, doksycyklina z karmą z puszki, którą specjalnie w celu przemycania w niej tabletek do psiego żołądka kupiłam, bardzo Żółtemu smakowała, a po bodaj tygodniu pies był praktycznie jak nowy.
Znowu zapomniałam zrobić zdjęcia Giewupowi (Gówniany Wóz Piechoty, czyli skonstruowany przez Małegożonka wózek do gnoju), za to mam fotki nowiutkich drzwiczek do izolatki w koziarni (poprzednie zostały częściowo zjedzone, częściowo uszkodzone poprzez nakurwianie w nie rogami, a zasuwka z zapinką wykrzywiona do stanu bezużyteczności), któreśmy to wczoraj przez blisko pięć godzin składali z rozmaitego (głównie zardzewiałego i omszałego), a wyszły chyba najładniej ze wszystkich:
Izolatka lada moment się przyda, bo najdalej za tydzień Nadieżda powinna odczepić wagoniki, a że wczoraj był pierwszy od dawna dzień bez deszczu, mrozu, wichury i innych tego typu drobnych niedogodności, to – zamiast robić dla Was wpis – trzymałam kredens. Znaczy te drzwiczki.
W styczniu zaś, gdy od podłogi ciągnęło złem i wspomnieniami z ostatniego zlodowacenia plejstoceńskiego, zrobiliśmy Niaczkom takie rusztowania pod posłanka (to znaczy Państwo się pewnie domyślają, że poprzez “zrobiliśmy” należy rozumieć, że ja wpadłam na taki genialny pomysł, a te mniej istotne czynności typu: piłowanie, wyrzynanie, zbijanie do kupy itp. to już Małyżonek wykonał):
A skoro już o styczniu wspomniałam, to jeszcze mam dla Państwa stosowny materiał wideo:
Przez całą zimę sypałam bogatkom słonecznik na parapety, a gdy pojawiły się kosy, to i jabłka wykładałam, no i wieści o darmowej wyżerce rozeszły się po całym lesie, i teraz sypię nie dwie garście, a dobre 20 deka ziarek dziennie, a korzystają z tego: sikorka bogatka, sikorka uboga, sikorka modraszka, rudzik, dzwoniec, czyżyk, zięba i mazurek (trznadle podjadają owies u kaczek, a kruki kradną jajka i resztki z kompostu w ogrodzie – każdy znajdzie coś dla siebie).
Tak, ja też bym chciała, żeby zdjęcia były lepszej jakości, ale to pierzaste tałatajstwo jest płochliwe, a fotki strzelam z przyczajki przy kuchennym oknie na zasadzie: co się złapie, to się złapie, i potem spośród dziesiątek kadrów zawierających głównie pusty parapet, kawałek ogona lub rozmazane skrzydło, wybieram te, na których da się choć gatunek zidentyfikować.
I to by w sumie było na tyle, ale jeszcze nie gaście światła, gospodarze – trza zamawiać kalendarze! Wiecie co i jak, a jeśli ktoś nie pamięta, niechaj pisze na info@kanionek.pl. Nie wiem co prawda, kiedy kalendarze do mnie dotrą, mam nadzieję, że uda się je rozesłać jeszcze przed świętami, za to od Zespołu Kalendarzowego dostałam – i Wam niniejszym prezentuję – pierwszą stronę (a raczej okładkę) tegorocznej edycji na zachętę:
PS. No przecież mówiłam, że nic ciekawego się nie dzieje. Przed nami kupa sprzątania:
A potem kolejna i jeszcze jedna… A teraz muszę już kończyć, bo – nie zgadniecie – łeb mi pęka.
Pierwsza❤️
Biedne Żółte 🥹
Cieszę się że Cię widzę, tęskniłam
:-*
Jak miło zobaczyć co tam w krainie szczęśliwych zwierzątek :) . Całe szczęście, że Żółte dało radę ❤.
Kalendarz już opłacony, zaraz pójdzie mail z adresem itd. (ale ogólnie tak samo jak w zeszłym roku).
Doszło, dziękuję :-*
🥰
:-)
no zdecydowania za mało piszesz znaczy za rzadko!!
biedne Żółte kurcze a moje pso-koty jeszcze nie zatabletkowane na te dziady. musimy w tym tygodniu. Pierwszastrona kalendarza świetna, taka młodopolska, wyspańska:-) chce i poproszę ale pisz ile i konto
Wysłałam Ci wiadomość :)
W moim pokoju dziecięcym wisiały reprodukcje obrazów Wyspiańskiego, ale dopóki tego nie napisałaś, nie mogłam sobie przypomnieć z czym mi się styl tej okładki kojarzy. Wielu rzeczy nie umiem już sobie przypomnieć/skojarzyć, łeb jak sito.
czekaj no taka zatyrana jestem, że nie odebrałam, ale dostałam info, że idzie do mnie ten piękny kalendarz i pewni dziś dojdzie a zraz poczytam maila.
Kanionku matura zdana? Zdana! więc naco drążysz ;-)
ja kocham Wyspiańskiego malowanie i witrażowanie…
Życzę Wam kochani pięknej wiosny i ciepłej i słonecznej, ponieważ jadę do Matkijadiwigi w Wasze strony, to sobie życzę przy okazji.
Spokojnego świętowania jak lubicie Kanionki kochane wraz z cała zwierzęcą rodzina uściskuję i cmokam.
O, kochana… Gdyby dziś do Ciebie dotarł ten kalendarz, to byłby cud dwa razy: raz, że w sobotę, i to świąteczną, a dwa, że kalendarze zalegają u pani Żozefin, bo kurier po naszej stronie olał sprawę i nie przyjechał, ani nie zadzwonił. Pakowałam te kalendarze dnia poprzedzającego wysyłkę do 22:30, rano dnia następnego zwieźliśmy te 19 paczek do pani Żozefin już o 8 rano, na wypadek gdyby kierowca przyjechał wcześniej niż zwykle, a tu dupa. W InPost ciągle zmieniają się kierowcy, może ten miał umowę do końca miesiąca i w ostatni dzień stwierdził, że ma to wszystko gdzieś.
Dziękujemy za życzenia – właśnie skończyliśmy świąteczne targanie siana :D
Dwa prania zrobiłam, bo już dawno nie było tak niskiej wilgotności powietrza (do jutra wyschnie i zrobi miejsce na nowe, a już za trzy dni powrót zimy), wszystkie okna pootwierane, nastukało mi 17 stopni w pokoju, jutro powtórka z ogrzewania ekologicznego :)
no chyba jednak cudóf nie ma… tylko pobożne życzenia.
trudno poczekam.
Buziole
ha!! Przyszedł do mnie. Twoje teksty cudne a w czerwcu to skąd zdjęcie?
teatralna zdjęcie jest z tego wpisu
https://kanionek.pl/2022/06/19/jak-zostac-kurczakiem-przed-piecdziesiatka-czyli-o-bestsellerach-i-podwyzkach/
Miło, że Kanionek się odezwał a Żółte wydobrzało. Potem może napiszę coś mądrzejszego a teraz to mnie ścina, chyba ciśnienie opadło, razem z tym wiosennym śniegiem i deszczem więc zasypiam nad klawiaturą.
Ja bym chętnie ten swój ból głowy przespała :-/
Za oknem na świerku siedzi kos i wygwizduje te swoje radosne etiudy, a ja jakoś ostatnio dołuję. Do mnie nic mądrego pisać nie musicie, bo i tak nie dotrze.
Dzień dobry. Ja tu przyszłam za biegusami, ale w sumie kozy też są cudne a styl pisania przefajny🙂Muszę tylko poczytać wstecz i posmakować więcej, bo łakoma jestem.
Cześć, Kalina :)
Więcej biegusów jest we wrześniowym wpisie: https://kanionek.pl/2023/09/04/o-jenotach-zza-plota-czyli-ogrodek-srudek-i-pajeczyny/
Cudne zdjęcie na okładkę! A cóż to za stwór z kopytkiem (nie będący kozą) i grający na czymś zalągł się był w Kanionkowie?
Brykające radośnie Żółte cieszy oczy – na piątym zdjęciu z kolei wygląda trochę jak lew?
Zresztą u Ciebie wszystko cieszy oczy :)
Furtka świetna, jesteście mistrzami recyklingu.
Lecę zamawiać kalendarz!
O stwora lepiej pytać autora – Kapelusznik, do odpowiedzi!
Zobaczymy, jak długo ta nówka furtka pociągnie – dziś było gruntowne sprzątanie i dezynfekcja w izolatce, i pościelone, pomieszczenie gotowe na Nadieżdę i wagoniki czeka zamknięte, więc reszta małp już nie wyrabia z ciekawości, dlaczego zamknięte, co tam jest, na co to komu, i oczywiście wzięły się za rozgryzanie tej futki (dosłownie i w przenośni). Zębem, rogiem i kopytkiem.
Nie zapomnij napisać, czy wolisz kalendarz kurierem, czy do paczkomatu!
Stwór wygląda na fauna a jest umieszczony tam przez Pierwiastek Męski, który pod czujnym okiem wy-raz i moim smęceniem i poganianiem znaczy teren po swojemu. No ale jak się na niego gniewać? Same widzicie, że chłopak się stara.
A tak na marginesie. Dzwonię dzisiaj do drukarza a on gada ze mną przez telefon i strasznie dyszy (bez podtekstów). Pytam co Pan tak się męczy, a on na to, że kozy niesie. A to nasze kalendarze. Także ten… jutro powinny być w kanionkowie.
Rany kota, te kozy to każdego wymęczą, już nawet drukarza dopadły :D
Przyszłam powiedzieć, że kalendarz jest – no nie zgadniecie – PRZEPIĘKNY, a za tę okładkę Pierwiastkowi Męskiemu należy się medal (Irena mówi, że na co komu medal – worek owsa mu dać! Co by się nawet zgadzało, bo Pierwiastek narobił się pewnie jak koń pod górę, zwłaszcza końbibując, jak tu zrobić ładny kalendarz z niezbyt udanych zdjęć), całemu Zespołowi WIELKIE DZIĘKI <3
Kto jeszcze nie zamówił, niechaj nie zwleka!
Myślę, że Pierwiastek chętnie przyjąłby worek siana do podrzucenia pod domowe sianojady.
To jak będziemy mieli dobre siano w nadmiarze (bo obecnie mamy średnio dobre i niedobór), to worek ma zaklepany. Pytanie tylko, czy to ma być ekwiwalent wagowy tej paczki “z kozami”? :D Bo zapomniałam dodać, że nic dziwnego, że drukarz stękał – paczuszka ważyła 15 kg (ja też stękałam, jak ją mocowałam do ramy roweru i potem pchałam tego wielbłąda przez błoto do domu).
Fajnie widzieć te zadowolone zwierzaki wszelkiej maści. Okładka kojarzy mi się z nowymi “Chłopami”, piękne obrazy. Przez Twoje migreny, Kanionku, ciągle wyskakują mi stronki, rolki itp. o zdrowiu, a jeszcze częściej o chorobach przeróżnych. I wszystkie je mam. Walić to.
Z okazji zbliżających się Świąt (i zapowiadanych 20 st.C, wow!) życzę wszystkim zdrowia dobrego i worka pieniędzy dla każdego.
A weź… Ja właśnie przerabiam taką jedną kwestię zdrowotną i też szukam info, przy czym z wiekiem zmieniłam charakter tych wyszukiwań – jak mi coś nowego dolega, to szukam w necie potwierdzenia, że to może być coś błahego, niewartego zamartwiania się, że samo przejdzie itp. :D W przeciwieństwie do moich dawniejszych wyszukiwań, z których zawsze mi wychodziło, że to już koniec i bomba, teraz czepiam się artykułów, które mówią: spoko, prawie wszyscy tak mają, da się z tym żyć (czytaj: uwierzę we wszystko, z czym absolutnie nie będę musiała jechać do lekarza :D).
Czekam na te 20 stopni, chyba żeby się pośmiać, że w marcu cieplej na zewnątrz, niż w domu :D Pootwieram wszystkie okna!
To się nazywa ogrzewanie ekologiczne. Sprawdź w necie, może takie też jest dofinansowywane, jak pompa ciepła.
Dla kurokezów:
https://www.youtube.com/shorts/lzvkpCuiFq4
:))))))))))))))))))))))))))
:D
Ciekawy pomysł. Już sobie wyobrażam te kulokury na naszym podwórku i jak by się pieski nimi jarały – można w zęby wziąć i wytarmosić, do góry podrzucić, po ziemi poturlać, wepchnąć kulokurę w jakiś ciemny zakamarek… :D
Szczególnie ciekawa jestem wpychania do kuli tego koguta!
Medal Mrozowego Reportera! Aż mnie mrowiły zęby jak słyszałam ten trzask zmrożonego sniegu.
I na te Święta i Kozi Nowy Rok: Żeby się chciało, zeby się dało i żeby zdrowie dopisywało!!!
Jarych Godów!!!
Żeby, żeby, żeby! Nie zaliczyć gleby :)
(No co? Z wiekiem oczekiwania wobec życia się zmieniają. Na mniejsze).
Żółte to chyba wieszczem jest. Podoba mi się jej poezja. Krótka, zwięzła i w punkt.
Pogratuluj pieskowi talentu.
Przekazałam Żółtemu gratulacje od Ciebie – biega teraz całe zadowolone, bo – powiada – dziś już mało takich koneserów poezji prawdziwie życiowej, psiejsko-wiejsko-podwórkowej, a skoro doceniasz żólte wysiłki twórcze, to specjalnie dla Ciebie jeszcze taka jedna złota myśl, naprędce uwita z siana i badyli:
Życie jest proste
jak sztacheta w płocie
grunt to się najeść
i poskakać po balocie.
Joł!
Aniu, ale Ty te migreny jakoś leczysz? Koleżanka moja też tak jak Ty cierpiała, zjadając spore ilości paracetamolów, ketonalów wykańczając sobie wątrobę, a głowa bolała nadal.
W końcu poszła do neurologa, przepisał jej taki stricte migrenowy lek – Cinie – i teraz już tylko to bierze na początku jak zaczyna boleć i jak ręką odjął, mówi, że ma nowe życie ..
Trzymajcie się wszyscy w Kanionkowie, kalendarz widzę na aplikacji InPosta, że w przygotowaniu, nie mogę się doczekać :)
Jest! Piękny! Miło było drzwi otworzyć – Pan Kurier taki uśmiechnięty, chyba wiedział, co dostarcza. A mnie humor tak się poprawił, uśmiech od ucha do ucha dla psa i kotów, czy docenią?
Okładkę oprawię w ramki i powieszę w holu.
Dzięki i pozdrawiam.
Paczuszka do mnie napisała, że czeka w Paczkomat®
Zaraz będą achy i ochy!
Radujmy się! Mój już wisi. I koza na mnie patrzy. Tak patrzy, że ojmatulu. Która to kwietniową twarzą kalendarzową została? Da się to ustalić?
Cały kalendarz wielce urodziwym jest. DziYnkYou :-)
czyli podziękowania dla całego Zespołu Kalendarzotwórców , oraz dla Wszystkich, którzy maczali przy jego powstawaniu swe palce, kopytka, łapki i pazurki.
(po powtórnym obejrzeniu filmiku, niejasne wrażenie w prawie-pewność się zmieniło, że to … Irena jest… Irenka.. niech jej trawa smakuje tam gdzieś, w innym wymiarze, niech, a Ciebie ściskam i kopytkiem poklepuję )
Dziękuję, Ynk :-*
Spieszę wyjaśnić, że koza kwietniowa to Roman, ale nie dziwne, że wzięłaś ja z twarzy za Irenkę, bo Romek to jej córka. Urodzona… 9 lat temu. Dziewięć! I jej siostra, Krówko, jest z tego samego rocznika. Starzeje nam się stado, po niektórych kozach to widać bardziej, po innych mniej, ale zapiski stajennego nie kłamią. Ech.
Nowy rok można oficjalnie zacząć, kalendarz dotarł !
Nie wiem, jak to się dzieje, ale zawsze przy jego oglądaniu mam minę jak kot, który właśnie wylizał całą miseczkę śmietanki :-) Jak to mówią – gdyby nie uszy, to uśmiechałabym się dookoła . A tegoroczna okładka- mistrzowska ! Brawa i wielkie dzięki dla Zespołu Kalendarzowego. I dla Kanionka- że wciąż jest z czego robić kalendarz.
I u mnie kalendarz już wisi i piękna koza uśmiecha się na dzień dobry.
Z Nowym Rokiem kozim krokiem!
To są najlepsze życzenia. Muszę to zapisać do kolejnej edycji.
Kozy kochane.
Cieszę się, że Was kalendarz cieszy (wszelkie ukłony pod adresem Zespołu, który ten kalendarz kleci każdego roku z bele czego, a każdego roku jest trudniej) i przepraszam, że mnie nie ma, ale 2 kwietnia umarła mi Irenka (oczywiście, że rozchorowała się w święta), robiłam co mogłam, podawałam co miałam, ale Irka miała co najmniej 12 lat i to mogło być wszystko, albo po prostu starość. W każdym razie musiałam i ja swoje “odchorować” i nadal myślę, czy coś jeszcze można było zrobić – znacie mnie, to silniejsze ode mnie. Była z nami 10 lat i to właśnie sobie cały czas wbijam do durnego łba – przeżyła u nas 10 szczęśliwych lat, podczas gdy na farmie, z której ją wzięliśmy, mogłaby nie dożyć trzeciego roku życia. Przez 10 lat chyba jej niczego nie brakowało, była kozą rozpieszczaną i kochaną… A jednak wciąż ciężko mi o niej pisać, bo mi się obraz na monitorze dziwnie rozmazuje. Staram się trzymać fason. Uściski dla Was, oby nowy kozi rok był dla nas wszystkich łaskawy.
Aniu, może teraz znowu przekomarza się z Bożeną. A na pewno jej życie się zmieniło od kiedy ją wzięliście. Na najlepsze. Ściskam i tulę.
Dziękuję, wy/raz :-*
No mam nadzieję, że Bożena już gdzieś tam na nią czekała, żeby dać jej po głowie (musowo. Po przyjacielsku, ale bęcki muszą być), a teraz siedzą razem i nas wszystkich obgadują.
Irenka zawsze była dowcipna i trochę złośliwa, zadbała więc o to, żebyśmy nawet dzień jej odejścia na zawsze i bardzo dobrze zapamiętali. Facet z firmy utylizacyjnej bał się do nas jechać przez bagno i kazał nam kozę dostarczyć na szczyt górki, pod którą jeszcze dał radę podjechać. Pech chciał, że gdy manewrował na tej górce, to jakimś cudem go zniosło i wpakował się tyłem w miękkie pobocze i krzaki. Ni huhu nie mógł wyjechać. My z Ireną na taczce brnęliśmy przez las, 3 stopnie Celsjusza, a wiatr co chwilę smagał nas to śniegiem, to gradem – to był właśnie ten dzień, gdy po nagłym ociepleniu przyszło nagłe załamanie pogody.
Kierowca w krzakach wyrywał sobie włosy z głowy, a ja gorączkowo myślałam, kto w pobliżu może mieć odpowiedni sprzęt, żeby wyciągnąć tego busa z tarapatów. Zadzwoniłam do leśniczego, bo widziałam, że w lesie na północ od nas został na święta ciężki sprzęt do ścinki i zrywki, więc może akurat…? Najpierw przyjechał jeden z pilarzy i próbował wyciągnąć busa busem, dym szedł z opon, linka pękła, a dupa wciąż w krzakach. Pan pilarz, uśmiechnięty jakby nic w życiu nie robił, tylko blanty jarał i frajerów z krzaków wyciągał, obiecał wrócić czymś większym. No i za niecałe pół godziny przyjechał ogromnym harwesterem (to jest taka machina na kołach, która ścina ogromne drzewa, macha nimi jak zapałkami, obcina wszystkie gałęzie, a potem goły pień tnie na dwumetrowe kawałki, i to wszystko w kilka minut). Podniósł przód busa lekko do góry i wyciągnął go z tego grząskiego dołka jak zabawkę z piaskownicy.
I Irena odjechała, na zawsze, i to by była całkiem zabawna historia, gdyby nie było mi tak strasznie smutno.
Irenka… Kurcze… Dołączam się do wcześniej wyrażonych nadziei, że pewnie z Bożeną juz obgadują całą oborę… Bardzo mocno Cię ściskam.
Kalendarz dotarł i zaczął, już oficjalnie, nowy, kozi rok i mogłoby być tak wiosennie i miło, a nie jest.
Tak mi przykro z powodu odejścia Irenki.
Mnie opuścił półdziki działkowy kotek, którym opiekowaliśmy się od 4 lat i nagle zachorował, 3 razy próbowaliśmy go złapać, nie dał się… a teraz go nie ma. Pocieszam się podobnie jak ty: ostatnie 4 lata miał u nas swój domek, był bezpieczny, zdrowy i najedzony.
Ale wciąż te myśli, że może można było mu jakoś inaczej pomóc.
I nadzieja, że może jednak żyje, tylko stracił do nas zaufanie i dlatego nie przychodzi :(
Trzymaj się, Cornick :-* Z takim półdzikim zwierzem jest trudniej, wiadomo.
Ja jednak muszę dać sobie trochę czasu, bo zapieprzałam dziś cały dzień i trzymałam myśli na wodzy, a teraz usiadłam, zaczęłam pisać o Irce, i znowu ryczę.
Do Koziarni dołączyłam dzięki Kaczce i “za serem”. Szybko nadrobiłam zaległości i zawsze czułam się jakbym Tu była od samego początku. I Ona też była dla mnie od zawsze. I jest już na zawsze tak jak i inni Mieszkańcy Kanionkowa. I temu zawsze, zawsze towarzyszy uśmiech i pogodny spokój. Nie byli ale są. Przez moje życie przewinęło się wielu cudownych zwierzęcych towarzyszy. Na początku to nie było łatwe, bo przecież są z nami tak krótko. To fakt. Tylko, że właśnie dzięki temu faktowi moje życie jest tak bogate i zawiera tyle cudownych rozdziałów. A przed nami następne. Panta rhei.
Kanionku – Irenka nigdzie nie miałaby lepiej. Przecież dała się wtedy złapać, na pewno to “wiedziała”. Koza w Kurtce – po prostu cudo.
Ściskam mocno
Cicho tutaj! Wszyscy gapią się na psie zadki w kalendarzu?
Mam i ja!
Przyszedł dzisiaj i jak zawsze zachwyca
A może takie przypomnienie – dla nas z lat poprzednich dla innych aktualności?:)))
https://www.msn.com/pl-pl/styl-zycia/podroze/wygl%C4%85da-jakby-zaraz-mia%C5%82a-wybuchn%C4%85%C4%87-koza-sta%C5%82a-si%C4%99-gwiazd%C4%85-internetu/ar-BB1m59lW
Po obejżeniu filimku – na ile sztuk stawiacie?
A psie tyłki są cudne i tak fajnie patrzeć w jednym kierunku.
A kiedy będą sery?
Właściwie już są, to znaczy powoli robię, na ile mleka wystarcza, więc jeśli ktoś pragnie, niechaj zamawia :)
Wiosna już, już… Cieszę się kalendarzem Kanionkowym, zwłaszcza, ze w maju jest mój cytat!
Zwierzaczki umieją być szczęśliwe, tylko się od nich uczyć. Żółte przeżyło i to jest dla niego istotne. no.
Pozdrowionka!
Nie wiem, czy już o tym wspominałam, ale Żółte po przebyciu babeszjozy nie tylko czuje się doskonale, ale wręcz podniosła mu się sprawność fizyczna i nabyło nową umiejętność, to jest przenikanie z podwórka na zewnątrz i z powrotem bez otwierania bramy :-/ Co prawda nie korzysta z tej umiejętności kiedy mu się żywnie podoba (np. nie przeskakuje przez bramę, by wyrwać listonoszowi migdałki), ale marne to pocieszenie, bo korzysta wtedy, gdy najbardziej nie powinno, mianowicie gdy się z małżonkiem oddalamy od stada – czy to samochodem (do miasta na zakupy), czy pieszo (do pani Żozefin, albo na przegląd pastucha elektrycznego).