Jesienna śledziona i inne odkrycia, czyli o ptakach drapieżnych
(…)
Stubarwne kwiaty liżą rosę –
leśne łzy
Pajączek wił swą sieć
maleńki robaczek w nią wpadł
W zarannej topieli
drapieżny ptak wzbił się do lotu
wysoko
wysoko
wysoko
(…)
Fragment utworu “Niewinność” grupy KAT, 1993
– Co tu tak śmierdzi okropnie, jakby ktoś umarł i nikt się nie zgłosił po ciało?
No tak, Małyżonek nigdy nie był wielkim fanem procesu kiszenia.
No więc po pierwsze – ja wiem, że ten kawałek Kata już był, ale każdego roku, gdy tylko poczuję jesień w kościach, to zaraz myślę o tym pajączku, sieci, mgle, zimnej rosie i śmierci. Po drugie – dawno już nie zachęcałam do słuchania szatanistycznej muzyki, więc niniejszym serdecznie zachęcam, bo we wsi gadają, że lata już w tym roku nie będzie, a co Was tak skutecznie ciepełkiem otuli, jak żar ogni piekielnych, no co? Kocyk z piżamką mogą się schować.
A po trzecie, w kwestii Waszego zapotrzebowania na komiksy, to ja bardzo chętnie, ale ta trupa aktorska z Leśnego Cyrku nie zawsze chce grać i pozować do zdjęć, a do tego ostatnio wciąż gadają jak nakręceni o gaży wypłacanej w parówkach z Biedry po sześć złotych za kilogram, i ja przez długi czas nie wiedziałam, skąd oni mają jakiekolwiek informacje o promocjach handlowych Biedronki, ale teraz już wiem, bo byłam u pani Żozefin zostawić paczki dla kuriera.
No i pani Żozefin, wyobraźcie Państwo sobie, codziennie chodzi na grzyby, które są okropnie robaczywe, jak cały ten rok zresztą, no i raz nazbierała mnóstwo borowików i jeden pan chciał kupić, ale pani Żozefin nie chciała pieniędzy, tylko coś dla Cykana, bo to dzięki Cykanowi ona się czuje bezpiecznie w tym lesie i w ogóle, no i ten pan przywiózł Cykanowi 5 kila parówek z Biedronki, po 6 zł za kilogram! No i teraz wszystko jasne – Cykan codziennie, po drodze na te grzyby, przychodzi pod naszą bramę, żeby sumiennie obsikać moje dynie i rokitnik, a przy okazji musiał się Żółtemu pochwalić tymi parówkami, no i teraz ja nie mam świętego spokoju (to znaczy nigdy nie miałam, ale teraz nie mam jeszcze bardziej), i tłumaczę pieskom, że niestety, ale parówkowym skrytożercom mówimy stanowcze, zdecydowane NIE, a oni mi na to, że “ale on tak pięknie o nich opowiadał”, ten Cykan, i że oni jeszcze nigdy nie jedli takich wspaniałych parówek zrobionych z biedronki, a Pasztedzik to w ogóle tylko muchę na dziko jadł, i to ledwie w całym życiu dwa razy.
Tak, to widać.
No więc mam bunt na pokładzie, i co zrobisz? Oraz wiem, że psy nie powinny jeść parówek, zwłaszcza takich po sześć złotych za kilogram, ale mogę Was zapewnić, że Cykan ostatnio wygląda jak pączek w maśle. Nie tylko nabrał stosownej masy, dostaje tabletki na kleszcze i futro ma eleganckie, ale – przede wszystkim – wygląda na szczęśliwego. Każdego dnia robi dziesiątki kilometrów po lesie (pani Żozefin trochę mniej, ale wiadomo jak to jest z psami – zanim się człowiek wokół własnej osi trzy razy obróci, to one zdążą trzy wsie oblecieć, gęś komuś z piór obedrzeć, nastraszyć starego Reksia, obsikać dynię Kanionka i jeszcze koszyk prawdziwków w locie zebrać). Już nawet nie wspomnę o tej mrożącej krew w żyłach historii sprzed paru dni, gdy Cykan ukradł ze stołu i zeżarł cichaczem ponad kilogram kotletów schabowych, przeznaczonych dla ekipy remontującej dom pani Żozefin. Ekipa bez obiadu, pani Żozefin lekko wkurwiona, Cykan wyklęty od wszystkich diabłów najgorszych i zawszonych, ale co pojadł, to jego.
Wracając zaś do jesieni, to owszem, nawłoć już złoci krajobraz swoim wonnym kwieciem, a wrotycz przy drodze czarnieje, zaś ja jestem wróżka i znowu miałam rację. Co do tego, że chytry dwa razy traci i że kara mnie nie ominie. Otóż każdego roku, tak mniej więcej w połowie sierpnia, zaczynały się u mnie zbiory pomidorów, prawda? I trwały czasem i do października, prawda? No, to w tym roku właśnie się kończą. Koniec. Nie ma. Zaraza to jedno, a fakt, że w Świątyni Pomidora 90% krzaków zawiązało tylko pierwsze grona, bo potem było za gorąco, to drugie. W tunelu foliowym sprawy wyglądały dalece bardziej obiecująco, pomidor D’Abruzzo narodził owoców od stóp do głów, Big Brandy to samo, a obydwie te odmiany mają pomidory ważące po co najmniej pół kilograma, no i oczywiście, że zjadła je zaraza ziemniaczana. Za to w polikarbonacie zarazy nie ma, ale owoców też nie, bo się nie zawiązały. Ha ha! Ja wiedziałam, że tak będzie. Dwa tunele i milion sadzonek, a teraz mogę sobie zrobić passatę z folii i poliwęglanu (no dobra, trochę narobiłam, i może jeszcze parę sztuk zdąży dojrzeć, o ile kiedyś w ogóle jeszcze wyjdzie słońce!)
Za to ratatuja mogę sobie zrobić z patisona, chociaż go w tym roku nie uprawiałam, bo…
Odkryłam niedawno kolejną jabłonkę w lesie i któregoś wieczoru wybrałam się do niej po jabłka dla kóz. Idąc do lasu odkryłam Gnidę, która wsadziła łeb w siatkę ogrodzeniową i tak sobie stała, wyżerając zielsko z naszego podwórka, i ani “bee”, ani “mee”, żeby przypadkiem nikt się nie dowiedział. Idąc zaś do Gnidy, żeby ją uwolnić, bo przecież w nocy komary by jej dupę odgryzły, odkryłam to:
No i wszystko fajnie, ale od trzech wieków już pada deszcz, jest zimno, wszystko mnie boli, a przed nami znowu osiem miesięcy zimy. No nie powiem, lekki spleen.
Dobrze, że choć do serów nasuszyłam pomidorów (koktajlowe, najlepsze):
I bazylii czerwonej, która nie jest czerwona, tylko taka bardziej w kolorze roztworu nadmanganianu potasu:
Ładnie się prezentuje w serze:
I świeży tymianek też:
Ostatnie wiadro ogórków gruntowych oddałam pani Żozefin, bo już na ogórki nie mogłam patrzeć, a na zbiór wciąż czekają seler, marchew i buraki. Marchew i buraki siałam 1 lipca, w najgorszy upał, mamrocząc pod nosem coś o kretynkach opóźnionych w rozwoju i robocie, a była to – o dziwo – dobra decyzja, bo siewki wyszły z ziemi po trzech dniach i rosły jak szalone. Miałam je zbierać pod koniec września, ale teraz, po tych wszystkich deszczach, to one chyba pękną.
Ach tak, miały być ptaki drapieżne:
PS. Wstałam dziś rano, zdążyłam wypić kawę i nawet odzyskać przytomność, a pieski wciąż udawały, że śpią jak zabite. Zawołałam więc w przestrzeń, z intonacją optymistycznie wznoszącą, że może by jakieś pieski chciały iść na siku, i wtedy powoli zaczęły się wynurzać spod kołder i biurek, merdając niemrawo ogonami. “No to chodźcie!” – znów wołam przymilnie, i prowadzę je za sobą, otwierając jedne drzwi (do korytarza), drugie drzwi (do sieni), i wszystko szło dobrze, dopóki nie otworzyłam ostatnich drzwi – na deszcz i zawieruchę. Wtedy bowiem pieski zrobiły “w tył zwrot” i wycofały się do korytarza, patrząc na mnie z niemym wyrzutem, jakbym im dała na obiad kotlety z cieciorki.
– Nie chcecie wyjść na siku?! – pytam z udawanym niedowierzaniem.
– Chcemy – odpowiada Żółte, – ale nie za te drzwi z deszczem. Otwórz nam te ze słońcem.
– Ludzie kochani, a skąd ja wam wezmę drzwi ze słońcem? Gdybym ja miała drzwi ze słońcem, to nawet bym ich nie zamykała, bo niby po co?
– Ta, nie zamykała… A lodówkę to jakoś zawsze zamykasz.
– No tak, ale lodówka to co innego!
– Jasne, co innego, tylko że też ma drzwi ze słońcem, a nawet z mięsem!
– To nie żadne słońce, tylko zwykła żarówka.
– A kwestię mięsa to już wygodnie przemilczałaś, nie? Małyżonek miał rację.
– Co, jaką rację? I w ogóle wychodzicie, czy nie, bo tylko komary do domu wlatują!
– Sama sobie idź.
No i sobie poszłam, bo kury i kaczki ktoś musi obsłużyć, kartony do wysyłki serów przynieść, worki z wodą w zamrażarce w Różowym porozkładać…
– Pogoda taka, że psa z domu nie wypędzisz – mruknął pod nosem Małyżonek, idąc do koziarni z kanką i przewodem mlecznym.
(To znaczy przepraszam, że jest mało zdjęć, bo ja mam mnóstwo zdjęć, ale dzisiaj już kasa nie wyda, fabryka nie wyrobi normy, nie mam już czasu i siły, a jeszcze muszę kilka razy przewinąć ser Cotswold cebulowy pod prasą, choć bób mi świadkiem, że nogi mi z rzyci wychodzą i chcę już tylko spać, choćby i na deszczu).
PSS Społem: I w ogóle to trochę Wam zazdroszczę, bo Wasze dzieci jutro pójdą do szkoły, a moje nie, moje nigdzie nie pójdą, NIGDY. “Zawsze tam gdzie ty, la la la”, jeśli nie obgryzają mi włosów za plecami, to są pod moimi nogami, albo dyszą mi w kołnierz, albo ciągną za rękaw i za nogawkę, albo siedzą na dachu i wyją: “miauuuu!”, albo na przykład chyba mam pękniętą jedną kość śródstopia, dzięki uprzejmości kozy Tereski.
A weź daj Pasztetowi piórnik, to albo go zeżre, albo będzie w nim trzymał zdechłego szczura.
Heeej! pierwsza!
a tera lece czytać i pozdrawiam.
Ja też pozdrawiam wszystkich rodaków koziaków, dopiero teraz dorwałam się do kompa, bo miałam dzień z urwaniem dupy i bólem głowy (4 tabletki chlup, w ten głupi dziób, bo nie ma opcji, żeby w najgorętszym okresie sezonu po prostu leżeć i zdychać).
Po ilości zamówień, jakie dzisiaj spłynęły, widzę, że jak tylko pozbyliście się dzieci z domu, to od razu apetyt Wam wrócił :D
Obyśmy się jakoś przekulali przez czwartą falę, czy co to tam teraz nadchodzi.
Sliczny wpis!
Jak bedziesz kompletowac wyprawke szkolna dla dzieci to daj znac :DDD
Co tam wyprawka – widzę, że muszę Żółtemu zakupić jakiś zestaw “Małego Inżyniera”, bo co rusz wyciąga Małżonkowi jakieś elektroniczne graty z garażu, części i podzespoły, elementy i szczątki, i coś chyba będzie budowało. Widać na ogrodnictwie się jego pasje nie kończą.
Na podium??? U nas tez od rana leje od jutra ma przestać padać …. cały czas na to czekam 😉
Myśmy się doczekali! Ale w nocy musiało mocno powiać przez chwilę, bo wierzbę na Małej Łące wywaliło (już ją koziołki oskórowały do kości).
Dzieniobry! Ja poza pudlem, czwarta, ale i tak dobrze jest. No cudne te kanionkowe zwierzaki…
Nie martw się, ja zawsze jestem ostatnia :D
A jesli chodzi o zwierzaki, to jak zawsze powtarzam – one są najcudne, gdy nieruchome na zdjęciu. W wersji “live” są jak Wikingowie w podbitej wiosce :D
Ładne masz kolory i deszczu nie pokazałaś. A ten pierwszy od much to Laser, taki posiwiały?
Taak, posiwiały i POGRUBŁY! Słowo daję, on już nic nie robi, tylko żre i śpi. Zmniejszyłam mu dzienną porcję, ale i tak tyje, a mniej mu już dawać nie mogę, bo mi w nocy odgryzie nogę. Ma 14 lat, więc w sumie nic dziwnego, że już mu się nie chce skakać po balotach, ale nie chciałabym, żeby się nabawił problemów wynikających z nadmiernej tuszy. Ważył kiedyś 15 kg, a jak byliśmy z nim u weta w ub. roku to już miał 22.
No nie pokazywałam deszczu, bo deszcz to każdy może mieć za oknem, a pszczółki w tymianku i trawnika z bazylii niekoniecznie :)
Tylko nie tyje, tylko nie tyje!
Mnie tez się wydawało, że talię zgubił w trawie ale nie chciałam być niegrzeczna. Teraz to on nie Laser tylko Trapez. No i może w końcu będzie mu ciepło w zimie. W końcu taki zimowy kaloryfer musi grzać.
Na prawdę potrafisz zmniejszyć porcję przy kilku psach i kotach? Nie podjadają sobie z misek? A może Laserek tak nabrał ciała od tych much co je pożarł?
Koty dostają do oporu, a jeśli któryś przytyje, to tylko Jałowiec (ona najczęściej pełni wartę przy owsie, czytaj: żre za trzech i opindala się leżąc na workach, a myszy robią swoje), a z psami nie ma żadnego problemu – każdy dostaje swoją miskę i nie ma siły, żeby ktoś komuś coś podkradł, bo każdy pilnuje swojego, a jeśli któryś skończy wcześniej i spróbuje powąchać choć z daleka cudzą michę, to zaraz jest “wrrr”. Ja oczywiście przy tym jestem, więc do rozlewu krwi nie dochodzi, a gdy już wszyscy skończą jeść, to następuje rytuał wylizywania misek – każdy pies wyliże każdą miskę, choćby nie wiem jak bardzo była pusta i już wylizana przez kogoś innego. Chodzą tak w kółko od miski do miski i dopiero gdy się upewnią, że w żadnej nic nie zostało, nawet ślad zapachowy, to wtedy dopiero się rozchodzą.
Żółte jest wyjątkiem od powyższej reguły. Czasem po prostu nie ma ochoty jeść, albo zje tylko połowę, i sobie idzie, a ja wtedy muszę przechwycić jej michę, żeby taki np. Pasztedzik nie zjadł porcji na trzy dni (bo on waży 1/4 Żółtego).
No i pewnie, że Trapezowi nie będzie zimno zimą, bo jeszcze się tak nie zdarzyło, żeby u mnie pod kołdrą było zimno :D
Boski kogut z kołnierzem w kolorach ognia na tle zieleni! Pozostałe zdjęcia takie, że żal , że rok ma tylko 12 miesięcy. Dialog pod drzwiami ucieszył mnie do łez. U mnie słońce świeci i nawet ciepło się zrobiło. Podobno ma tak być do końca tygodnia w Kujawsko-Pomorskim.
Dostanę sery! Dostanę sery!!!
Dostaniesz, dostaniesz! Już nawet maila dostałaś z linkiem :)
Tak, koguty zielononóżki są zjawiskowo piękne. A najlepsze, że jak takiego w ręce weźmiesz, to on prawie nic nie waży. Taka chodząca kupa piór ozdobnych i nadmuchanego ego.
No jak cudnie z rana😁 paczam – mam od Ciebie maila, paczam jeszcze bardziej-jest nowy wpis❤ Na podium się nie załapałem bo już spałam po spożyciu alkoholu z okazji 25 rocznicy ślubu 🥂 już kurde nie te lata- 3 piwa i spać o 23🤣
Jakie zdjęcia cudne i historia z drzwiami 🤣
U nas dziś nawet nie leje i pogodynek w telefonie mówi że słońce pokazać się może 😁 Jednakowoż ubiegły tydzień lało jak z cebra-moje pomidory nie chcą dojrzeć A te co były lekko dojrzałe popekaly w cholerę 🤦🏻♀️
A w fasolce szparagowej (mam taka niską) tarzają sie koty🤣 nic to, wolę koty niz fasolkę
Przesyłam trochę słońca i moc buziaków
Gratulacje!!!
Dzięki Kochana :)
No gratulajce, gratulajce, ale te koty to tak jak fasolkę, z bułką tartą na maśle, czy jakoś inaczej przyrządzasz?
I moje pomidory też popękały, choć w Świątyni nie podlewałam. Tyle wody spadło, że na pewno podsiąkła i sobie popiły, bez rocznicy :D
Ech jesień. I szkoła. I w ogóle kicha. Usciskuje.
Ja też uściskuję, i pamiętaj, Teatralna, że to jest jeszcze mała kicha, w porównaniu z zimą. Cieszmy się więc małą kichą, zanim pożre nas ta wielka. Ja się staram!
Brawo Kanionek! Piękna pogoda, babie lato to i cieszyć się trzeba z tego co jest. A kichę przeżyjemy, jak co roku.
Pozdraswiam.
Dziś otworzyłaś drzwi ze słońcem :-). Temperatura rośnie!!! Jeszcze ze 3 wpisy i wrócą upały.
Czyli mam się brać do roboty? Czuję na barkach odpowiedzialność za losy narodu! Szkoda, że zapaść pogodowa wykończyła prawie wszystko w ogrodzie, ale słońce i ciepło się przyda i tak, choćby nam, kozom :)
Kanionku, jeden wpis i w dzień lato. Ty masz moc sprawczą!!!
Może uda się wpis na podniesienie temperatury w nocy? Nie nalegam, bo po tej szarudze jesiennej jestem już kontenta temperaturowo, ale jak się ma taką moc, to kto wie?
Miał być wpis w tej intencji, ale NIE WYRABIAM z czasem. Właśnie łyknęłam obiad w biegu i zaraz musimy się zbierać na tournee po wioskach w poszukiwaniu DOBREGO owsa.
Piękny wpis! Od razu humorek mam lepszy.
No i…przewróciłam kartkę kalendarza, a tu…mój cytat!!!Boszsze, zawsze marzyłam, żeby mnie wydrukowali, i stało się!!!
Dzięki, dzięki!!!
Dzięki autorkom kalendarza :)
A Tobie za to, że mi przypomniałaś, że trzeba już kartkę odwrócić :D
Kalendarz powstał dzięki wszystkim Kozom. Więc proszę się wysilać bo muszą być cytaty do kolejnego kalendarza.
Kiedy się przeczytało, to należało by skomentować, grzeczność wymaga. A tu pustka w głowie i błyskotliwych tekstów brak.
I u nas zaraza dopadła pomidory, więc wczoraj je zebraliśmy, czerwone do czerwonych, zielone do zielonych. Niestety, trzeba to będzie przetworzyć.
I cholerną cebulę trzeba będzie oczyścić. I to i tamto i owamto. Szkoda, że nie jestem kozą, zamiast się zastanawiać, co z tym wszystkim zrobić, zjadłabym za jednym posiedzeniem.
Otwieraj te drzwi ze słońcem jak najdłużej.
Drzwi otwarte i zablokowane cegłą, ale co z tego, skoro w nocy słońce nie świeci, i u nas dziś było 3,9 C.
Nawet mi nie mów o przetwarzaniu, bo wczoraj przytargałam kolejne papryki i ogórki, a przede mną marchew, buraki, seler i kapusta. Tej ostatniej co prawda niewiele, bo jednak szkodniki sporo zjadły, no ale co jest to trzeba zebrać, żeby choć z 5 kg ukisić na zimę. Papryka zaś czeka na kolejną turę cukinii, bo ma być leczo (w końcu mam odpowiednie ilości zarówno papryki, jak cebuli i cukinii).
Kaczuszki zjadły dziś ostatnie melony – melony, które wyglądały i pachniały pięknie, i choć były mięciutkie i pomarańczowe w środku, to jednak niesłodkie i baaardzo wodniste (kupa deszczu zrobiła swoje).
Kozą to każdy by chciał być ;-P Może w przyszłym wcieleniu? :D
Aha, się mi przypomniało..
Co robio lekarze w kuchni? Leczo…
:)
Czemu wyjmujemy pomarańcze ze zmywarki? Bo so czyste! Może zrobimy konkurs na suchary obory. Kozy sie ucieszo.
Sto lat, sto lat niech żyje żyje nam!
Kanionku, z okazji Twoich urodzin przyjm, proszę, SERdeczne życzenia zdrowia, czasu, sił i chęci i niech Ci się udaje to co robisz i czerp z życia to co najlepsze, albo chociaż to co Ci sprawia przyjemność.
Buziaki i uściski
Dziękuję :-*
Kanionku najmilszy
Z okazji Międzynarodowego Dnia Kanionka 🎉🎈najserdeczniejsze życzenia💝- dużo słońca i ciepła ☀️, dni i nocy bez migren, siły i cierpliwości do czteronogich członków rodziny🐕🐈🐐, odpoczynku pod kocykiem z kawą/herbata/szampanem 🎂🥂🍾 i wszystkiego co chcesz 💕
Międzynarodowy Dzień Kanionka?! Może na liście UNESCO też już jestem :D
Dziękuję :-*
Najpyszniejszego owsa, najpiękniejszego siana, zdrowia własnego i różnołapnego, więcej chwil dla siebie, samych dobrze otwartych drzwi, żadnych dołków pod stopami, szczęścia i spełnienia. Darz bór!!!
P.S. Tego siana też w obfitości.
Dziękuję :-*
Siana dobrego mamy na cały rok zaklepane, ale z tym owsem wciąż walczymy – wczoraj myśleliśmy, że już mamy 6 ton, a się rano okazało, że przyjedzie jedna. No i dzisiaj znów, zaraz zarazeńko, musimy lecieć, tylko sery dzisiejsze skończę.
Jak walka z owsem?
Dzisiaj rano przyjechało 1400 kg, na razie zabezpieczone przed zwierzątkami i deszczem na podwórku, ale Małyżonek planuje to wszystko dzisiaj wtargać do Różowego. Czarno to widzę, a raczej jego plecy. Wciąż jesteśmy na niedoczasie i jeszcze Różowy trzeba trochę uprzątnąć, ja za 40 minut muszę wracać do sera naszego powszedniego, przed 19:00 trzeba się wyrobić z sianem i wodą dla kóz, i tak o – zawsze coś. Mam kontakt do innego człowieka z owsem, niby blisko, może kupimy u niego resztę. Jak zawsze problem jest z dwiema kwestiami: pakowaniem w worki oraz transportem, ale jakoś każdego roku się udawało zabezpieczyć ilość owsa poytrzebną na kolejny rok, to i w tym się musi udać :)
To jeszcze 3600. Prawie 1,5 tony przerzucić w dzień! A to przecież więcej, bo przesypywanie , targanie, upychanie. Dbajcie o swoje plecy.
100 lat wśród szczęśliwych kóz!
100 lat to ja Drogiej Cioci na oczy nie widziałam!
Oby wśród szczęśliwych kóz oraz Kóz :)
A bo ciocia siedziała pod mułem swojego stawu, kompulsywnie czyściła kości dinozaurów i polerowała ziarenka mułu. Ale teraz bierze magiczne tabletki oraz dręczy swoim popapraniem specjalistę od tkwiących w mule i coraz częściej wychyla głowę ze stawu :)
“specjalistę od tkwiących w mule” – to taki Neptun Bagienny?
Wyłaź, wyłaź jak najszybciej, bo – wiem z doświadczenia – w stawie zimno i mokro, i można sobie całkiem mózg rozpuścić. No ale fakt, przynajmniej te kości czyste… :D
Kanionku, najważniejsze to mieć marzenia. I tego Ci życzę, a zaraz potem życzę ich realizacji.
Właśnie miałam pisać, że ja już nie mam żadnych marzeń, ale sobie przypomniałam, że mam jedno, malutkie – żeby się w końcu wyspać, kurdebele. W sensie, że jeszcze przed nadejściem zimy. Buziaki, my zaraz musimy lecieć i czort wie, kiedy wrócimy :)
kanionku, sto lat! W puchu i niech się wszystko dookoła samo robi, a Ty tak tylko dla przyjemności. Twoje urodziny przypomniały mi, nie wiedzieć dlaczego, że firanki same się nie wyślą.
Dziękuję, Kapeluszniku!
Spoko z tymi firankami, sezon powoli się kończy, a następny daleko. Przy okazji – pan z DPD już rzucił tę robotę (widać jednak nie był tak całkiem w głowę kopnięty), jego kolega też, a nowy już na starcie wpisał w system: “błędny adres” :D I tak w kółko i od nowa, z tymi kurierami, ale nic się nie martw, najwyżej od pani Żozefin odbiorę :)
To napisz który kurier jeszcze do Was przychodzi.
Listonosz, biedulek, przyjeżdża, i raz udało mi się namówić tego nowego z DPD, bo miał pakę 20 kg z paszą specjalną dla Ziokołka (bo Ziokołek ma matkę adopcyjną! Ale o tym może uda mi się w końcu napisać, jak mnie przestanie boleć łeb, i gdy już ogarnę ważniejsze zaległości), ale wiesz, oni się ciągle zmieniają, ci kurierzy, a teraz np. padało i pada nadal, i znowu wszyscy będą odmawiać, bo na drodze bagno. Ale tym się nie przejmuj, pani Żozefin mi przechowa paczkę jak długo będzie trzeba, albo w ogóle możesz wysłać zimą – może jak droga zamarznie, to będą lepsze warunki, a może Leśniczy znowu zarządzi walcowanie ;)
Mam takie pytanie: Czy wysiewacie coś teraz czy przed zimą do tuneli?
Rzodkiewka , sałata zimujaca , koperek , można roszponkę jeszcze … u mnie cały czas coś się zieleni…. Pietruszke wsadzam korzeń żeby na natkę była na wiosnę jak się chce zielonego to nawet na kanapki z przyjemnością 😁
Kanionku, spełnienia marzeń ! A one naprawdę się spełniają, mi na przykład spełniło się kiedyś marzenie Pasztecika- miałam szczura w szkolnym piórniku (tylko żywego, choć jeszcze ślepego). To doprecyzuję jeszcze – oby spełniło Ci się Twoje marzenie :)
:D
Dobrze, że doprecyzowałaś! Dziękuję :)
A Żółte zabrało się wczoraj za testowanie plonu ze swojego krzaka. Kręciło się i kręciło, i kombinowało wokół Cukinsona, i byłam pewna, że chodzi mu o tego zaskrońca, który od sierpnia mieszka gdzieś pod tym krzakiem i strasznie wkurwia pieski, ale nie. Tym razem chodziło o zbiory, i byłam w szoku, gdy się Żółtemu udało odgryźć tego kabaczka jak należy, i wynieść w całości w zaciszne miejsce. Potem widziałam z tym kabaczkiem Puszczaka, potem znowu Żółte, a potem Mająca. Muszę chyba zlikwidować Cukinsona, zanim się o niego pozabijają, gdy nie będziemy patrzeć.
Bohaterskie KURA i KOZA
Czyli można (niestety na początku są reklamy)
https://wideo.wp.pl/zwierzeta-gospodarskie-ratuja-kurczaka-przed-jastrzebiem-zaskakujace-nagranie-z-holandii-6682715512649857v
Nawłoć – to ciekawe, zapach nie jest intensywny ,nie cierpię zapachu, moja mama lubi. Może jak kolendra? Ma ktoś takie doświadczenia?
Kanionku, nie żałój Żóltemu ziarenek. Ogrodnik pełną gębą.
Pierwszy rok polatowy w życiu jest mi ciepło. Fakt, chyba menopauza mnie trzącha Jestem pod jeszcze letnią kołderką, albo w krótkim rękawku, albo w polarze na ten rękawek, ręce albo lodowate, albo gorące, nagle odczucie temperatury mi się zmienia. Myślę, że to minie.
Czy warto zrobić jakieś badania?
I nie śmiać się kozy. Ostatnie pozakleszczowe miałam 21 lat temu.
Miało być nie żałuj ;-).
Nie no, ja już mówiłam przecież, że Żółte dostanie wszystkie moje nasiona na wiosnę, i niech robi co chce, a ja w sierpniu będę tylko zbierać :)
Nie żałuj sobie badań, bo skoro ja nie chodzę do lekarza, to wszystkie wpłacone przeze mnie składki się marnują, i ktoś to musi wykorzystać. A tak serio, to ja się boję menopauzy jeszcze zanim nadejdzie, tak na wszelki wypadek. Bo z nerwicą lękową to jest tak, że każdy “objaw” urasta do rangi wielkiego problemu, a strach ma wielkie, głodne oczy.
U nas w bunkrze już zimno, góra 18 stopni, ale jeszcze bohatersko się trzymamy i nie grzejemy (kapusta się kisi powoli, a wolałaby szybciej, no ale musi jakoś wytrzymać).