To nie jest prawdziwy wpis, czyli o kalendarzach

Kochane Kozy, Drodzy Kozłowie, Szanowne Państwo.

Otóż bombowe kalendarze skradają się pod Wasze drzwi po cichu, opakowane w szare miraże, tfu – kartony, i mam nadzieję, że o tym wiecie, bo In Post wysyła maile z powiadomieniami.

Ten wpis jest notką techniczną, byście w komentarzach mogli zgłaszać pretensje, wnioski, zażalenia, a przede wszystkim należne Zespołowi Ds. Kalendarza zachwyty :)

Uprasza się Kozę o inicjałach B.P. o przesłanie Kanionkowi numeru telefonu. Kartonik czeka, bardzo chciał się z Kozą zobaczyć jeszcze przed Nowym Kozim Rokiem, ale zaczyna wątpić w swoje szczęście!

Jeśli są takie Kozy, które dopiero teraz zapoznały się z lekturą “Przebudzenie” Antoniego de Mello, i doznały olśnienia, że PRZECIEŻ KURDE KALENDARZA NIE ZAMÓWIŁAM, to Zespół Do Spraw zorganizuje dodruk i wysyłkę, ale to już, ma się rozumieć, po świętach. Tryb składania zamówienia bez zmian, ale w komentarzu pod niniejszym wpisem należy koniecznie pokajać się i szczegółowo opisać, jaką formę pokuty Koza sobie zadała w związku z tym karygodnym niedopatrzeniem (to znaczy bez przesady, żeby się zaraz do innej parafii przenosić; wystarczy jakieś klęczenie na grochu i dwa okrążenia wokół najbliższego zamkniętego zakładu fryzjerskiego, albo lepiej – sklepu budowlanego, bo to będą dłuższe okrążenia).

Wasz Kanionek

PS. Ja wiem, że dawno nic dla Was nie napisałam, i że Wy w tej samej kurtce szósty rok. Słowo daję, że chwilowo nie ogarniam. Do końca tygodnia powinno być po wykotach, i może przejdzie mi nerwica związana z KLĘSKĄ SADZONKOWĄ (napiszę o tym, tylko nie teraz, bo mnie szlag trafi), a żeby odwrócić Waszą uwagę od mojej nie bardzo udanej osoby, powiem Wam, że Mały Żonek ma dorodną śliwę w kolorze dojrzałego bakłażana, w tym miejscu, w którym miał kiedyś prawe oko. I jeszcze dodam, że to nie ja mu ten krajobraz pobitewny na twarzy uczyniłam, tylko Gnida, swoimi kozimi rogami.

167 komentarzy

  • mitenki

    Kochana! Ty siem przyznaj, że korzystając z tego, iż rząd chce wypowiedzieć konwencję stambulską przyłożyłaś mężowi za narzekanie na warzywa w menu ;) I nie zwalaj na niewinną kozę, która się przecież nie obroni, bo dostępu do neta nie ma, biedna!

    Podglądałam, mój kalendarz jest już blisko, coraz bliżej :)) Bardzo jestem go ciekawa.
    Trochę niefortunnie wybrałyśmy początek Koziego Roku (choć data 1 kwietnia piękna jest), bo pakowanie i wysyłanie kalendarzy wypada w okresie wykotów.

    Żółtemu faktycznie się powodzi, aż jej druga głowa wyrosła :D Ale i tak, jak tylko ciocia mitenki dostanie środki płatnicze, to wyśle przekazik na trzecią głowę dla Niej :D:D

    Jak ma na imię ten nieśmiały kozio-kotek? Dziefczynka czy chłopak?

    • kanionek

      Dziewczynka, córka Herbatnika, z dzwoneczkami, roboczo nazwałam ją Lala, bo taka ładna i chyba o tym wie :)
      Jej brat też ma dzwonki, ale jeden ekstrawagancko wyrósł przy uchu!

      Gnida NIEWINNA? I nie może się bronić? Ty wiesz, że ona się kiedyś nazywała IDA, a nie Gnida? I jak myślisz – skąd ta zmiana? :D Małżonek oberwał, gdy nachylił się, żeby jej zabrać wiaderko z ziarkami, bo już za dużo zeżarła. Ułamek sekundy, i zawodnik na ziemi, broczy krwią z oka i nosa (naprawdę się Gnida postarała). Ja mam tylko siniaki na nogach, i do tej pory utrzymywałam, że Gnida nie wali w człowieka naumyślnie, tylko tak przypadkiem, gdy chce przyłożyć innej kozie. A teraz mam się z pyszna, bo byłam świadkiem całego zajścia. Fakt, że mówiłam, że kozy nas kiedyś wykończą, ale miałam na mysli bardziej załamanie nerwowe i finansowe bankructwo, a nie pobicia ze skutkiem śmiertelnym. Tymczasem niewiele brakowało…

      • mitenki

        Bardzo współczuję małżonkowi, żeby maupa która ma u Was jak w raju, tak się zachowywała?
        Zasługuje na swoje nowe imię!

  • mitenki

    Pierwsza i druga!! Dawno nie stałam na podium :D

  • mitenki

    A co tam! Zajmę całe!
    Trzecia!!!

  • dolmik

    Mitenki! Złaź! Albo chociaż posuń się….
    To teraz tuptamy w oczekiwaniu 😊

  • Teatralna

    ech, nie będę się wygłupiać… idę odszukać wytycznych

  • Buka

    Ha, ha!
    Informacja z wczoraj:
    “InPost
    Poszło!
    Twoja paczka kurierska od:
    Kanionka
    wyruszyła w drogę i nie ogląda się za siebie. Przewidujemy, że trafi do Ciebie w kolejnym dniu roboczym.”

    Mam nadzieję, że to nie będą przewidywania, ale fakty. Czekam od rana…

    I jeszcze wesoły zarcik:
    “Kurier InPost podejmie 2 próby doręczenia paczki. Jeśli przesyłka nie zostanie odebrana, zostanie zwrócona do Nadawcy.”

    Wszystkiego Koziego!

    • Buka

      Kurier podjął jedną próbę. Skuteczną.
      Dostałam duże pudło. Nie tak duże jednak jak kalendarz. Mimo to, on tam był.
      Kanionku, prowadź warsztaty z pakowania i oklejania, bo jesteś NIEZRÓWNANA!
      Kalendarz – cud, miód i orzeszki.
      Wyrażam zachwyt i podziw dla Twórczyń oraz podziękowanie.
      Wszystkim życzę jak najlepiej w Nowym Kozim Roku!

  • Ynk

    Tadam! Już mam! :) Pięknie wstrzelony kalendarz w kalendarz :-) I zgłaszam, oczywiście że zgłaszam. Zachwyty! I załączam zielone życzenia – Koziołych Najkoziołszych a nawet Najkoziołszejszych ! (A z Gnidy wydobyć należy kozi jogurt i potraktować nim oko Małego Żonka, homeopatycznie) Bądźcie zdrowi, bądźmy zdrowi! (trochę nakrzyczałam, ale raz w roku, z początkiem całkiem Nowego Roku chyba można, co?)

  • Ania W.

    No to ja z tych DEMELO :). Kalendarz mię dej. Po świętach może być. Nie wiem, co prawda, gdzie go powiesić, bo miejsca nie zaplanowałam, ale MIEĆ CHCĘ okrutnie, a jak wiadomo, że jak się bardzo chce, chociaż nie wolno, to MOŻNA :)

    Serdeczności kozie! Myślicie, że warto postarać się o przemianowanie szlachetnej dzielnicy Mokotów na MoKozów? Albo Meeekotów?

  • Mia

    Oezu, ja jak zwykle jestem nieogarem kalendarzowym 🤦‍♂️
    Czy wystarczającym usprawiedliwieniem jest fakt, że mam nawrót depresji i dopiero od miesiąca nowe leki sklejają mnie do kupy?
    Mogę też kleczec na grochy, aczkolwiek niechętnie, bom gruba i nogo będą mnie bolały.

    • kanionek

      Mia i Ania – jeśli faktycznie chcecie kalendarz, to nie zapomnijcie (tym razem) wysłać maila na info@kanionek.pl

      Mia – klęczenie na grochu obowiązkowe, i parę kilo nadwagi to nie żadna wymówka, a wręcz przeciwnie, bo przynajmniej masz podściółkę tłuszczową! Wyobraź sobie, jak się musi klęczeć takim chudzielcom, kościami na grochu… Brr.

  • mitenki

    Mam! Mam! Kalendarz jest CUDNY! ❤️ Wielkie gratulajce dla Zespołu Ds. Kalendarza!!!!
    Wszystkiego Najkoziejszego w Nowym Roku! 🐐

  • Dytek

    No przyfrunął…………………… Termin w punkt. Cudo – wszysko obejrzę po powrocie z pracy. Ale już teraz gratulacje dla Zespołu Opracowującego i Wykonawczego. Najlepsiejszy Początek Roku. I żeby nam się w tym Nowym Roku darzyło dobrem wszelakim, a nadmiar uczuć naszych milusińskich objawiał się miło a nieszkodliwie- Mały Żonku – wyrazy wsparcia i zdrowia.

  • Willow

    O jeżu kolczasty 🦔 kalendarz cudny🥰 wielkie gratulajce dla Zespołu ds Kalendarza, szacun i szapoba 👏
    Ależ się wzruszyłam zobaczywszy moje życzenia 💕
    No i z tego wzruszenia nie wymyślę nic twórczego teraz 🤣 więc-
    Koziego Roku 🐐🎆
    Oby nam wszystkim nie było gorzej i sera wystarczyło dla każdego . I jak zawsze precz z koroną
    Kanionku uwielbiam Cię 😘
    A dla Małego Żonka uściski i życzenia powrotu do zdrowia
    I dużo frytek dla Żółtego

  • kapelusznik68

    Kozy i Kozły, dzisiaj Sylwester ;). Z tej okazji życzę wszystkim szampańskiej zabawy przez cały rok. Jak coś ma nawracać Mia to tylko napady dobrego nastroju. Życzę Gnidowej bezczelności i Lalowej urody. Żeby Wam było dobrze, nie jak w niebie, ale jak Żółtemu u kanionka. Bo myślę, że kanionek znacznie podniósł poprzeczkę. Kanionkowi i całej jego rodzinie wytrwałości i letkiej roboty na ranczo. Małemu Żonkowi, życzę żeby jedynymi bakłażanami w jego życiu były te ze Świątyni Pomidora pod wezwaniem Błogosławionej Ewy. Niech mu kozie rogi łaskawymi będą. A uniki były szybsze niż kozi łeb.
    ……………………………………………………………………………………………………………………………………………………
    Zostawiłam miejsce, to sobie każdy dopisze co mu jeszcze brak a chciałby, żeby się spełniło.
    Na pohybel koronie, zdrowia i spełnienia. Nie tylko marzeń.

  • cornick

    Kanionku, ja jestem kozą o wspomnianych inicjałach B.P. ale to chyba nie o mnie chodzi, bo albo baaaardzo nie w temacie jestem, chociaż czytam wszystkie twoje wpisy, albo coś mnie ominęło, bo wstyd się przyznać, ale ja nie zamawiałam kalendarza :I.
    Zamawiałam sery, które niestety wyszły, bo zamówienie wysłałam za późno, a o kalendarzu nic nie wiem. Tzn. wiem z komentarzy, że jest cudny i w takim razie też go chcę, oświeć mnie zatem co trzeba zrobić, aby go otrzymać.

  • cornick

    A teraz to mi jeszcze bardziej głupio, bo wystarczyło sięgnąć do poprzedniego wpisu i już wszystko wiadomo. Mrugnij 3 razy, jeśli można go jeszcze zamówić i że sposób zamawiania się nie zmienił, a ja niezwłocznie dopełnię formalności.

    • kanionek

      Mrugam nawet trzysta razy, że można, a im szybciej ujawnią się wszyscy zapominalscy, tym lepiej :)

      Dopiero skończyliśmy ogarniać cały folwark (i nawet wyprawa po zaginiony zimą uchwyt mocujący kosy się odbyła, i uchwyt na łące zgubiony znaleźliśmy; uchwyt był odpadł, gdy Kanionek zbyt namiętnie podszedł do wykaszania jeżynowych zarośli włażących na pastucha), Czesio urodziła dwójkę wielkich chłopów, my znaleźliśmy kwadrans dla duszy, czyli posiedzieliśmy na kamieniu nad stawem, obserwując czynności seksualne żabiego towarzystwa, które ledwie wczoraj wylazło spod ziemi, a dziś już gody pełną gębą, a teraz chyba sobie w końcu coś zjem.

  • Tymofiejski

    Uprzejmie donaszam, że przyszedł ON. Kalendarz. Cały piękny i nie na biało a w kolorach. Pan Inpost chyba wiedział, że cenny ładunek dostarcza, bo się musiałam przedstawić, żeby mi paczkę wydał. Normalnie to wszystko im jedno czy odbiera odbiorca czy krzaczory po drugiej stronie płotu.
    Niskie pokłony dla Zespołu Ds. Kalendarza.
    Widzę, że z Gnidą jesteśmy tego samego wyznania. Bo jak mówi Pismo “ziarnko, na które wzrok padł twój jest twoje i Bóg poprowadzi rękę twą (lub kopytko) w stronę każdego, kto ziarnko twoje odebrać będzie chciał.”
    Najlepsze życzenia z okazji Nowego Roku przesyła Tymofiejski

    • kanionek

      Ja nie wiem, czy Gnida jest uczona w Piśmie, ale wiedz, że ona zjadłaby swoje ziarko, Twoje ziarko, i jeszcze kontener cudzych ziarek!
      (Pismo też by zjadła, w końcu to pyszna i atrakcyjnie szeleszcząca celuloza)

  • Kachna

    A wczora z wieczora, a wczora z wieczora doszedł był. Zdążył.

    ……
    Piękny i zielony i bardzo optymistyczny.
    Dziękuję Twórcom.
    Ściskam i zaklinam – dbajcie o siebie!
    Buziaki!

  • wy/raz

    Mam i ja ;-). Kapeluszniku68, jest efekt!!!

    Ale Gnida? Naprawdę? Ona pewnie słyszała o zwyczaju malowania na święta…, zmalowała, jak umiała. Powinniście lepiej zaznajomić ją z Tradycją, choć może nie, meee… Niech się goi i niech Gnida nie powtarza prób. Myślałam o jakimś zabezpieczeniu, ale to by chyba trzeba było zbroje.

    Żeby nowy rok nam darzył i w samnajlepsze obfitował, by przeciwności życiowe omijały nas szerokim łukiem, zdrowie niech się trzyma jak małolat matczynej spódnicy, w kanionkowej krainie niech rzeką płynie mleko i dukaty, a z nieba lecą ziarenka i frytki.

  • kanionek

    Kozy kochane, ja to umiem Nowy Rok przywitać…
    Już o drugiej w nocy było jasne, że trzeba zwrócić śniadanio-kolację Bogowi Porcelany i szykować się na pełen rozkwit migreny. Zmasakrowało mnie, nie powiem. Odwodniło i sponiewierało. Jest 20:45, jeszcze boli, ale pozwoliło choć szklankę wody wypić (nie mów “hop”, Kanionek), cały dzień na ołtarzu bólu i zeszmacenia, pamiętem tylko, że małzonek pobierał ode mnie instrukcje co do karmy dla psów – której komu i w jakiej ilości, a tak poza tym to tylko piekło we łbie i masakracja żołądka.

    Nie mam siły na nic, ale sprawdziłam, że ostatnie paczki z kalendarzami kurier zabrał dopiero dzisiaj, choć zlecenie było we wtorek, a paczki zanieśliśmy do Żozefin w środę rano, i facet obiecywał, że będzie późno, ale będzie. No nic, oby jutro dojechały do celu.
    I cieszę się, że Wam się podobają i humor dopisuje w komentarzach – ostatecznie 1 kwietnia to nasze wspólne, kozie święto :)

  • Ynk

    .. a w sprawie Gnidy i jej podobnych, może by takie coś?

    https://www.youtube.com/watch?v=ybjRWNmLdu4

    • kapelusznik68

      Tęczowa rogacizna :)))). Bardzo na czasie.

      • Ynk

        Kolory sprawa drugorzędna, ważne, że oko Gospodyni i Gospodarza nie ucierpi. Albo ucierpi mniej ;-)

        • kapelusznik68

          A kozy będą się unosić na wodzie. ;P

          • kanionek

            To już Wam mówię, że próbowaliśmy – ściągają to sobie bez trudu, tak samo piłeczki tenisowe. Gdyby ten pomysł się sprawdzał w praktyce, to już byśmy mieli tęczowe stado, i to nawet nie dla naszego bezpieczeństwa, ale dla nich samych, małp niemądrych, bo jedna drugiej potrafi biedy narobić, a dla mnie z tego tylko zgryzota i dodatkowa robota (dezynfekcje, opatrunki…).

            Ale niestety, koza to jest taki wynalazek, że wszystko zje albo zepsuje. Rogami trą o ściany, drzwi, ogrodzenia, drzewa, cokolwiek z ziemi wystaje, więc cokolwiek na te rogi naciągniesz, to spadnie, chyba żeby klejem… Ale tu bym się bała, że im jakowąś krzywdę uczynię, bo rogi w większej części są żywe w środku. I nawet nie wiem, jaki klej miałby to utrzymać.
            Aha, a jak sama sobie delikwentka nie ściągnie ochraniacza z rogów, to koleżanka z ciekawości pociągnie zębami, a jeśli nie zdejmie, to chociaż obgryzie i zje ile się da :-/ Kozy mają takie zaburzenie (ja nie mówię, że umysłowe, no ale jednak trochę), że lubią zjadać tworzywa sztuczne – nikt do tej pory nie ustalił, czy chodzi o fakturę, dźwięk jaki materiał wydaje podczas przeżuwania, a może nietypowy kolor, czy o coś jeszcze innego, ale smak chyba można wykluczyć, bo jaki smak może mieć reklamówka, albo gumowy balonik? W każdym razie taką kolorową piankę na bank uznałyby za królewski deser.

          • mitenki

            Skoro ochraniacze na kozie rogi nie zdają egzaminu, to chyba pozostały już tylko zbroje dla Was?

            Kanionku, MałyŻonku, Drogie Kozy i Kozioły – zdrowia, zdrowia, zdrowia, bo jak ono będzie to resztę się jakoś załatwi!

  • mp

    Melduję posłusznie, że kalendarze dotarły ! Cudowne, zdjęcia i cytaty wspaniałe, kącik kulinarny sprawił, że łezka wzruszenia zakręciła mi się w oku (ach, te wspomnienia z młodości, odmierzanej niecierpliwie zrywanymi kartkami z przepisami na zapiekankę- nie z mikrofali, bo tych jeszcze nie wymyślono- , ciasto ucierane- nigdy nie zrobiłam, choć przepisy skrzętnie zbierałam-, wywabianie plam z dywanów i pozbywanie się rybików cukrowych z łazienki…)
    A jakie perełki wśród oznaczonych świąt nietypowych :) Jeszcze raz dziękuję wszystkim Współtworzącym , niech Wam Opatrzność wynagrodzi, w czym tylko byście chcieli .
    Kanionku, zdrowiej szybciutko i skutecznie . Małemu Żonkowi również życzę powrotu do zdrowia, opis kontuzji brzmiał dość przerażająco- może w ramach koziego BHP zaopatrzycie się w jakieś solidne okulary ochronne ? I oby się nigdy nie przydały , dobrego roku całek Koziarni .

  • dolmik

    Melduję, że mój już wisi. Cały piękny, choć w głąb zaglądałam pobieżnie, bo skoro początek wywołał na mojej gębie pierwszy, od miesięcy prawdziwy uśmiech to postanowiłam tę radość rozciągnąć w czasie. I będę sobie dawkować. Jak lekarstwo na duszę.
    Dziękuję. Wszystkim zaangażowanym. Nie macie pojęcia ile to dla mnie znaczy. Radość… Zapomniałam prawie jaka jest dobra… ❤❤❤

  • Melodia

    U mnie kalendarz też już wisi na honorowym miejscu. Piękny i wiosenny, dzieciaki też zachwycone, bo zwierzątka lubią :)

    Dziękuję Kanionkowi i wszystkim projektantom/wykonawcom :)))

  • kapelusznik68

    I jak co roku, odwieczna wątpliwość, obejrzeć cały od razu czy czekać do następnego miesiąca? ;)

    • kanionek

      Mną nie targały takie wątpliwości – obejrzałam cały ze stoickim spokojem, albowiem pamięć ma i spostrzegawczość pordzewiały już nieco, i po prostu wiem, że połowę smaczków przegapiłam i będę je odkrywać zmieniając karty w kalendarzu :)

  • Becia

    Wszystkiego dobrego z okazji Koziego Nowego Roku i Wielkiej Nocy . Dużo zdrówka i radości życia. Oby się wszystkim Kozom i Kozim działo dobrze. Pozdrowienia. Becia

  • EEG

    Zespole Do Spraw Kalendarza ! Gratulajce i wyrazy dozgonnej wdzięczności, kalendarz wspaniały i tylko brakuje mi zaznaczenia dnia urodzin Najważniejszej Osoby W Koziarni. Ale tak tylko się czepiam.
    Chciałam niniejszym podziękować wszystkim kozom i koziołom, którzy poparli i pochwalili mój pomysł ze szklarnią, bo Kanionek się wzbraniała i twierdziła, że powinnam sobie kupić złote krany, a nie -cytuję – “wysyłać swoje pieniądze jakimś dziadom z lasu” :)

    • wy/raz

      No, ale miesiąc palcem pokazany ;-). Liczymy na pamięć Kóz, bo po tylu życzeniach zdrowia i pamięć pewnie się poprawi.

      Ze szklarnią masz rację, moje obawy wynikały z małej dostępności opinii po dłuższym stosowaniu. Niech teraz służy jak najdłużej i jak najlepiej.

    • kapelusznik68

      Zaprawdę powiadam Wam, Dziady Leśne jakie są każdy widzi a złote armatury, acz efektowne, to jednak sprawią frajdę tylko dobroci bieżącej wody zażywającym w pomieszczeniu z armaturą wcześniej wymienioną. A Świątynia Pomidora wszystkim nam tutaj zebranym radować się pozwoli, bo kanionek obfotografuje wszystko co Świątynia zrodzi.

    • kanionek

      Hm… Najważniejsza osoba w koziarni to chyba będzie Ziokołek, bo od niej się wszystko zaczęło (a skoro o wilku mowa: Ziokołek się dziś rozplątała i ma dwóch białych synalków), jej urodziny jakoś w lutym wypadały, chyba drugiego :)

      I podtrzymuję to o kranach! Na wypadek wojny lub innej katastrofy, takim kranem można pohandlować, a od biedy choć w łeb komuś dać. Poza tym nie pamiętam teraz dokładnie, może posłużyłam się zbyt dużym skrótem myślowym, ale chodziło mi o to, że gdyby Ewa już NAPRAWDĘ nie wiedziała, na co wydać pieniądze, to zawsze można w te złote klamki i krany zainwestować – tego na pewno kaczki i koty nie nadszarpną zębem ni pazurem :D
      Co nie umniejsza mojej radości, wzruszenia i wdzięczności, za prezent prosto z nieba :) Przy czym należy tu jeszcze uczciwie dodać, że nie zasłużyłam, i czuję się trochę tak, jak człowiek, który pod choinką spodziewał się znaleźć skarpetki i batonik z dmuchanego ryżu, a dostał skuter wodny, skrzynkę kawioru i zegarek Lewandowskiego. No ale to już insza inszość.

      • EEG

        No gdzie Ziokołek ! TY jesteś tą najważniejszą osobą i gdybyś miała dostać to, na co naprawdę zasługujesz, to byłby to pałac , a nie głupia szklarnia. I brak migreny do końca życia!

        • kanionek

          Ooo, gdyby mnie łeb nie bolał do końca życia, to i bez pałacu byłabym przeszczęśliwa.
          No i chciałam tylko nieśmiało napomknąć, że Los ma chyba inne zdanie na temat tego, na co ja zasługuję – wiem, że pewnie nikt nie zwrócił szczególnej uwagi na frazę “klęska sadzonkowa”, jakiej użyłam i którą obiecałam rozwinąć, a klęska była zaiste sroga, i wciąż nie wiem, czy mogę używać czasu przeszłego. Musiałam wyrzucić absolutnie wszystkie sadzonki pomidorów, bakłażana, arbuza, melona, kapusty pekińskiej, dyni olbrzymiej, i nie pamiętam czego jeszcze, bo dopadła je tajemnicza choroba. Trukwa egipska trzyma się jeszcze, ale już widzę, że powoli i ją cholera bierze. Ocalała jeno papryka – całe 15 sadzonek “czerwonej z Lidla” wyrosło na 20 cm i na razie pluje w twarz zarazie, dosiałam jeszcze trochę żółtej. Pomidory wysiałam ponownie, na razie mają po parę centymetrów, i teraz nie wyrabiam nerwowo, bo poprzednia partia zaczęła niedomagać właśnie na takim mniej więcej etapie wzrostu. Nic już nie mówię, żeby nie zapeszyć, czy coś, no ale jednak mówię, że zamiast Świątyni Pomidora może być Mauzoleum Kanionka – jak mnie dobrze słońce podsuszy w tej pięknej szklarni, to będę wieczna.

          • Bo

            Sprawdź, czy to przypadkiem nie są ziemiórki. Mialam z nimi problem w zeszłym roku, a te owady to był bonus nabyty z gotowym podłożem dedykowanym do siewu i “produkcji” rozsady.

          • kanionek

            Tak, właśnie ziemiórki podejrzewam najbardziej, i owszem, siałam w gotowym podłożu, bo chciałam tym sadzonkom ułatwić start w życie… Wiesz, że niby w mojej ziemi z ogrodu mogą byc jakieś patogeny, którym dorosłe rośliny dadzą radę, a młode nie, a poza tym fakt niezaprzeczalny jest taki, że te gotowe podłoża mają idealną przepuszczalność, są lekkie, i paleta wielodoniczek nawet podlana mało waży, a z ziemią ogrodową to się zawsze natachałam jak głupia.

            No i właśnie tydzień temu po raz kolejny trzepałam internety pod hasłem “co jest z moimi siewkami”, i już wiem, co to ziemiórka, a nawet kilkanaście osobników dorosłych osobiście ubiłam na szybie. Aha, i na worku z podłożem doczytałam, że nie jest odkażane termicznie ani chemicznie. To kurwa bosko, że sprzedaje się ludziom zarazy w workach :-/

            ALE. Nie wyjaśnia to zagadki z papryką, która – słowo daję – wciąż jest piękna i rośnie, a wysiana była dokładniusio razem z pomidorami, w tej samej palecie, tej samej ziemi z worka. Fakt, że już ją przesadziłam do normalnych doniczek, ale przesadzałam zdrową rozsadę, czego nie mogę powiedzieć o reszcie siewek. Aha, i jeszcze zapomniałam, że sałata rzymska też nie zdradza objawów dżumy, normalnie rośnie, choć nawet jeszcze nieprzepikowana.
            Seler pikowałam chyba trzy dni temu – 86 sztuk. Siewki mają średnio po trzy liście właściwe i zdecydowanie żyją, po przepikowaniu ładnie wstały i obróciły się do słońca, są zielone, nic im nie usycha. A wysiewane były oczywiście w tej felernej ziemi.

            Aha, i jeszcze dodam, że muszki ziemiórki to ja widywałam na okiennych szybach już dawno temu, tylko nie wiedziałam co to, a nigdy nie miałam takiej apokalipsy roślin. Doniczkowe żyją i mają się dobrze, znowu mi kaktus zakwitł…

            A w ogóle udało Ci się pozbyć dziadostwa? Bo ja przeczytałam ponad dwadzieścia stron wątku na forum ogrodniczym, i tam ludzie wydawali setki złotych pieniędzy na rozmaite specyfiki, włącznie z “ciężką chemią”, a na końcu i tak musieli udać się na psychoterapię i wykłady uniwersyteckie “Jak nauczyc się żyć z ziemiórką”, bo – podobno – z tym się nie da wygrać tak na zawsze… Dodam, że za oknem zima, a muszkę ziemiórki widziałam kilka dni temu na szybie OD ZEWNĄTRZ!

            AHA, AHA! Jakie objawy miały Twoje rośliny? Bo u mnie to wygląda identyko u każdej – najpierw liścienie, zasycha im końcówka, potem zaraza idzie w górę i atakuje liście właściwe, i tu też najpierw zasycha końcówka liścia, nie żółknie! tylko zasycha i więdnie na zielono, potem już brzegi liści, a w międzyczasie siewka w ogóle przestaje rosnąć. Było tez kilka takich egzemplarzy, które zatrzymały się na etapie liścieni i tak stały, potem zasychanie końcówek liścieni, i już wiedziałam, że dupa. Jedynie trukwa egipska (w tej samej ziemi) rosła pięknie, długi pęd, dużo liści, a dopiero po kilku tygodniach zaczęły jej usychać brzegi liścieni, nie tylko końcówka, ale po obwodzie całego liścia.

          • Bo

            Jeśli chodzi o rozsadę to ja raczej jestem detalistą, więc nie ponawiałam prób, pamiętam tylko, że część sadzonek się uratowała – być może dlatego, że mąż potraktował je środkiem na mszyce, takim oblepiającym.
            A objawy – o ile dobrze pamiętam – to faktycznie żółknięcie i wypadanie siewki przy czym ziemia była mocno wilgotna, tak jakby przelana. A liścienie faktycznie jako pierwsze żółkły, ale myślałam, że to naturalny proces, bo już swoją rolę w rozwoju odegrały.

          • kanionek

            Moje nie żółkły, tylko zasychały wciąż zielone. A żółknięcie i odpadanie liścieni jest naturalne, oczywiście, gdy roślina ma już kilka/naście liści właściwych.
            Aha, środek na mszyce nic nie da (tak na wszelki wypadek piszę), bo muszki nie szkodzą, tylko larwy w ziemi, które podgryzają korzenie, co w samo w sobie jest złe, ale dodatkowo umożliwia wnikanie w te uszkodzone korzenie grzybów i innych patogenów. Można więc wykończyć latające muszki, a w ziemi są już jaja, larwy i poczwarki kolejnych pokoleń :-(

          • Aliwar

            Z ziemiorkami to szlag człowieka może trafić u mnie pomogły takie żółte lepy i przesadzenie do innej ziemi. A wogole moja sąsiadka tez w tym roku tak miała ze papryka jej super rosła a pomidory nie chciały a wszystko było posiane w zeszłorocznej ziemi która przeleżała zimę gdzieś na dworze niby pod dachem ale jednak. Pomidory po przepikowaniu odżyły … nie stresuj się Kanionku z tego co pamietam co roku sialas bardzo późno pomidory to i teraz jeszcze zdążą 😉 a ta świątynia to już stoi? W najgorszym wypadku posadzisz tam ogorki najlepiej takie samozapylajace i arbuzy i będzie świątynia arbuza 😄

          • kanionek

            Kochana, czego ja już nie cudowałam…
            Przesadzałam do innej ziemi (żywej z ogrodu, wypiekanej z ogrodu, mieszanej z substratem kokosowym, w samym substracie…), przed przesadzeniem dokładnie płukałam korzonki i OGLĄDAŁAM JE POD LUPĄ! Wszystko na marne (dotyczy pomidorów, arbuzów, melonów i bakłażana – same ciepłolubne).
            Tak, co roku siałam za późno, bo zimowa deprecha i denność rzeczywistości nie pozwalały wcześniej, a w tym roku, nakręcona euforią sponsorowaną przez Ewę Z Łodzi, aż się doczekać nie mogłam tych sadzonek :) I marzyłam sobie, jak to wszystkie owoce zdążą dojrzeć przed zarazą ziemniaczaną i/lub przymrozkami. Ale widać tradycja nie lubi, żeby ją wywalać za drzwi :D
            Myślałam posiać juz ogórki szklarniowe, ale teraz to się boję, a poza tym z tą drugą partią pomidorów to już poszłam vabank, czyli wysiałam, ekhem, koło setki nasion, i mi WZESZŁO, ekhem, jakieś 80 siewek… Bo wiesz, a nuż będzie kolejny armageddon i tylko osiem z osiemdziesięciu przeżyje? No i na razie, odpukać, wszystkie zdrowe, i teraz dopiero do mnie dotarło, że ja już nie mam miejsca na parapecie! Na nic! A cholerna wiosna znowu gdzieś zaćpała i sobie bimba na wszystko, i nawet na dzień tych sadzonek do szklarni nie wyniosę.

            Świątynia jeszcze nie stoi, bo absolutnie nie było warunków do dostawy. Mam nadzieję zobaczyć ją za tydzień :) Wuj tam, sama będę w niej kwitła, ziemia sobie odpocznie… Bo musimy ją postawić na miejscu starej, albowiem żadna siła mnie nie zmusi do przekopywania trawiastego ugoru gdzieś obok, wywożenia taczką gruzu, drutu, szkła, szmat i powojennych niewybuchów, jak to miało miejsce przy tej starej szklarni, gdy byłam jeszcze młoda i pełna sił ;)

            A propos sił, to styrani jesteśmy nieludzko, jak to po wykotach (jeszcze tylko Herbata się nie rozplątała, choć termin był dwa dni temu), rundy z owsem stały się baaardzo skomplikowane, małpy nacierają na wszystkie drzwi i furtki, przy których się pojawimy, i w ogóle szkoda słów – podkarmianie owsem przypomina obecnie operacje wojenne. Do tego po kilka razy dziennie podkarmiamy koźlęta od biedniejszych w mleko matek, na cyckach tych bogatszych matek (albo tych, co mają jedynaki i jeden cycek zawsze pęka w szwach od niechcianego mleka), Tacy z nas socjaliści, co wymaga doprowadzenia kilku kóz na dojalnicę, a potem gonitwy za małymi cyrkowcami wymagającymi dokarmienia… Wczoraj zeszliśmy z pola walki lekko po północy.
            Czosnek i dymkę wciąż mam w domu, bo czasu i sił brak, albo pada śnieg :D Peierdzielę taką wiosnę!
            Się rozpisałam.

          • Aliwar

            Wiec teraz wszystko pójdzie gładko … 80 pomidorów jak urośnie to będziesz się martwić gdzie posadzić . Zobaczysz jak szklarnia stanie to ułatwi sprawy z rozsadami . Spokojnie będziesz mogła przy słonecznej pogodzie towarzystwo na dzień do szklarni. A rozsady kapusty i tam takich będą sobie tam mieszkać i rosnąć jak szalone. U nas następny tydzień zapowiadają jeszcze zimę ale potem na plusie w nocy i może wreszcie wiosna będzie . Weekend teraz ma być piekny to ja moje wystawiać będę do szklarni na słoneczko niech się przyzwyczajają do luksusów 😄

          • kanionek

            “będziesz się martwić gdzie posadzić” – Taa… Chyba jednak nie będzie mi dane. Wczoraj wszystko było ładnie-pięknie, dziś już kilka sadzonek ma objawy tegoczegoś. Ale spoko, na brak innych zmartwień na pewno narzekać nie będę :D

          • ala

            W przypadku kwiatów doniczkowych w zwalczeniu plagi pomogło mi wywieszenie koło doniczek zwykłych lepów na muchy ( łapanie muszek) i podlanie kwiatków wyciągiem z czosnku ( chyba to była główka czosnku zalana szklanką wrzątku ? można znaleźć w internetach) a także w każdą doniczkę wkładałam jeszcze po ząbku czosnku . Trzeba też pilnować, żeby nie było zbyt mokro w doniczce, bo to ulubione warunki larw .
            Mi pomogło ( to była ostatnia próba przed zamawianiem chemii) , o ile pamiętam, już po pierwszym podlaniu .

          • kanionek

            Dziękuję, Ala. O wywarze z czosnku też czytalam na wspomnianym forum ogrodniczym, i sporo osób narzekało, że zero efektów. Ja już podupadłam na zdrowiu psychicznym, narobiłam się jak koń w westernie (wielokrotne wysiewy, przesadzanie, płukanie korzonków sadzonek, jakieś idiotyzmy z trzymaniem doniczek w butelkach plastikowych – jeszcze wyciągu z peta nie próbowałam), i mam serdecznie dość! Część pomidorów z ostatniego wysiewu (tych osiemdziesięciu sztuk) wygląda nieźle, znaczy się bierze je, ale one się nie poddają i powoli sobie rosną.

            W ogóle mam dość wszystkiego, a zwłaszcza zakichanej wiosny ze śniegiem, gradem, wichrem i dwoma stopniami na plusie! Dwa dni słonecznej promocji, a od dziś znowu grudizeń, jego mać. W ogrodzie jeszcze NIC nie posiałam, ani grochu, ani czosnku, dymka w domu szczypior puszcza. Na dymkę i czosnek nie jest za zimno, ale na moje kości i stawy tak. Piehdolę, nie robię.

  • Tiganza

    Przprszm, że nie w temacie, ale hej, znalazłam zajebisty pomysł na wykorzystanie kaczuszek! ;P
    (mogiem wkleić linkę? topsz, to wklejam ;))

    https://youtu.be/AHZaxiH2xas

    • kanionek

      Ale czy Ty sobie zdajesz sprawę z tego, ile ja bym musiała kupić bębenków?! Trzydzieści i dwa! Bo przecież każda by chciała mieć własny, bo jakoś nie widzę, żeby grzecznie miały stać w kolejce do bębnienia. W kolejce gęsiego… Czyli jeszcze trzy wielkie tarabany dla gęsi. Majuntek! I w końcu leśniczy by nas wszystkich wystrzelał (sam, albo zagranicznymi turystami za dewizy).

  • Bo

    Kalendarz wisi, fajne widoki co ranek zapewnione.
    Zdrowia i zdrowia życzę.

  • kanionek

    Kozy kochane, trochę się już dziś nakicałam i marzę tylko o spaniu, więc pardą mła, że nie wszystkim odpisuję. Nie wiem, czy awaria systemów InPost trwa, czy faktycznie jest tak, jak pokazuje śledziarka (strona do śledzenia przesyłek), czyli że jeszcze dwa kalendarze mają status “w doręczeniu”?

    Smacznego jajka i potraw współistniejących, Wspaniałego Koziego Roku, i w ogóle :-*
    A teraz idę spać :)

  • jagoda

    Mój kalendarz (cudny, jak co roku i już piąty!) dotarł 2 kwietnia i bardzo za niego dziękuję.
    I życzę Kanionkowi, Małemużonkowi, Koziarni, kozom i reszcie zwierzyńca fajnego Roku Koziego i wesołych Świąt. I żadnego lanego poniedziałku, wręcz przeciwnie – słonecznego.
    Pozdrawiam ciepło.

    • kanionek

      No patrz, a InPost nadal utrzymuje, że Twoja paczka (Jolanty też!) jest w doręczeniu i niedługo zakończy się jej podróż :D Biedne paczki z rozdwojoną jaźnią.
      (W swoich życzeniach zapomniałaś dodać, żeby poniedziałek nie był ZIMOWY – u nas znowu śniegi, mrozy, wichry i w ogóle “idź pan w krzaki”).

      • jagoda

        Już jestem pewna, że ta bestia z północy to dlatego, że życzenia nie były doprecyzowane.
        Tu na południu Warmii też każdego ranka zima. Ja winna.
        Ale, ale: praktyka pokazuje (od kilkudziesięciu lat! kiedy ja się nauczę? zdążę? nie zdążę!), że marzenia/życzenia powinny być ściśle sprecyzowane oraz weryfikowane jak tylko się zalęgną. Albowiem właśnie zweryfikowałam swoje dłuuugie mrzonki o piesku. Zadzwoniłam otóż do schroniska pytać o szczeniaka (ogłaszany do adopcji), który skradł mi serce. Rezultatem był pies ośmioletni, niepiękny(ale ja też nie Miss Gminy), który na cito szukał domu tymczasowego. Został mi dostarczony z nowiutkim ekwipunkiem i worem karmy. Pies łągodny dla ludzi, rzucał się na moje koty ale szło go poskromić. Czasu na to trzeba. Dreptał po domu od tarasu do drzwi wejściowych, z przerwą na spacery na smyczy. Po ciężkiej nocy spacery od 4 rano, zabezpieczyłam bramę wjazdową, żeby pies się nie wydostał, przywiozłam ze schroniska klatkę kenelową, żeby nie obgryzał drzwi w nocy. Pies puszczony wolno biegał po posesji oszalały ze szczęścia, a w domu nareszcie się położył. Będzie fajnie!!! Wieczorem wypuszczałam kota , a piesek wymknął się za nim. Pokonał również zabezpieczenie w pogoni za kotem. Szukamy go oczywiście, ogłoszenia na gminnych stronach, na stronie schroniska, ogłoszenia na słupach, panowie spod sklepu lukają, pan ze stacji benzynowej też. Musi się znaleźć, przecież się nie rozpłynął.
        Ale do brzegu, czyli weryfikowanie marzeń. Jak mi dobrze obudzić się obłożoną kotami i wypić z nimi kawę. Jejku! A przecież powtarzam od lat: uważąj na marzenia, bo się spełniają.

        • kanionek

          Ha, ha, Jagoda! To Ty nie wiedziałaś, że w schronisku NIGDY się nie dostaje tego delikwenta, którego sobie człowiek upatrzył? Ja już przecież o tym pisałam. Nie licząc Mająca, absolutnie wszystkie nasze wyprawy po psa lub kota do schroniska kończyły się odbiorem zupełnie, totalnie, kompletnie innego zwierzaka :D Chcesz małego, rudego kotka? Proszę uprzejmie – oto twój dwunastoletni owczarek kaukaski bez jednego oka!
          Ale i tak nigdy nie żałowaliśmy. Zawsze to jedno życie w dobrobycie, i tylko żal, że nie można wziąć wszystkich.
          (W sumie Mająca też mogę tu zaliczyć, bo małżonek go znalazł na stronie adopcyjnej schroniska i upatrzył jako psa na jastrzębie :D).

          Gratulajce więc, a psiak się szybko oswoi z nową sytuacją, wywietrzeją mu z głowy schroniskowe lęki i paranoje, i będzie byczo, a nawet kozio!
          A kociak pewnie stracha złapał i musi gdzieś sobie to wszystko przemyśleć. Gorzej, jeśli to foch, bo będzie myślał dłużej ;)

          EDYCJA: Ty czekaj, ja głupia. Teraz czytam drugi raz, bo coś mi nie dawało spokoju, i już rozumiem chyba wreszcie – to psiak dał nogę i przepadł, tak? W pyszczek kreta, to on może być już milion kilometrów dalej, zwłaszcza że schroniskowy, to będzie się upajał “wolnością”. Ale trzymam kciuki, żeby się znalazł :-*

          • Jagoda

            Prawie się znalazł! Tzn. na 99 % “to ten” powiedział Pan z budowy, który widział listy gończe. I od kilku dni ma piesek raj, hasa po polach i lasach a ja dokarmiam go 2 razy dziennie i to nie jakąś suchą karmą ino, ale dostaje też a to kiełbaskę, a to kość schabową obgotowaną. Wszystko znika. Znikła też kiełbasa z klatki-pułapki. Pułapka zatrzaśnięta, klatka pusta. Stary mały piesek przesunął klatkę na miękkie podłoże i zrobił podkop pod kiełbaskę.
            A ja znowu jak współuzależniona, ale przynajmniej wiadomo gdzie go znaleźć jakby wymyślić lepszy sposób na odłowienie go.
            A Panowie z budowy spytali mnie czy go złapać? A jakże, powodzenia!

          • kanionek

            JAkieś wieści?
            Kiełbasę to może inne sprytne zwierzątko zwędziło.

  • Jolanta

    Kalendarz dotarł i wisi na swoim miejscu. Mój ulubiony kalendarz! :) Dziękuję drogiej Redakcji i życzę wszystkim, żeby Was nigdy żadna rwa kulszowa nie dopadła, jako mnie przed samymi świętami oraz życzę wszystkiego dobrego, czego sami byście sobie życzyli. Pozdrawiam serdecznie.

  • zerojedynkowa

    Melduję posłusznie, że do mnie też kalendarz dotarł. Jest wspaniały, pikny i wyjątkowy! Bardzo podoba mi się pomysł z dwoma cytatami na miesiąc, bo na tym blogu tyle jest ciekawych treści, że naprawdę szkoda byłoby je pominąć tylko i wyłącznie z braku miesięcy. Nawet mój mąż nie był w stanie zepsuć mi radości z kalendarza, bo jak pełna entuzjazmu zaczęłam mu czytać (biedak jest z tych co potrzebują protezy oczne czyli okulary) przepis Kanionka na buraki w słoiku i czytam i czytam i coraz bardziej się cieszę, to on odwrotnie proporcjonalnie zaczął zamykać się w sobie i chować się do swojej jaskini, a jak skończyłam to nerwowo szukał czegoś w swoim telefonie i patrzył na mnie jakoś tak z troską… i jakby obawą… A ja doprawdy nie wiem zupełnie o co mu chodziło…
    A poza tym: wszystkiego dobrego, lepszego i najlepszego na Po-Świętach. Koziego Roku!

    • kanionek

      W telefonie to pewnie szukał jakiegoś męskiego przepisu na szybkie jajka na bekonie z chili i cebulą, żeby oczyścić umysł po tych burakach w przewlekłej postaci :D

      • zerojedynkowa

        Bardziej podejrzewałam go o poszukiwanie w okolicy pomocy psychologicznej (tylko dla kogo: dla niego czy dla mnie?) :D

    • kanionek

      :D
      Eee, ale tak serio, to coś z tym drapolem musi być nie halo, że tak sobie pozwala po plecach skakać.

      • kapelusznik68

        Bo to kogut z zaburzeniami osobowości, wychowany w orlim gnieździe. On po prostu nie wie, że jest zwierzyną łowną.

  • bila

    Fajnie jest mieć kalendarz Koziołkowy, jest super! Bo już mnie ten widok białego za oknem denerwuje!
    Życzę sobie i Wam wiosny, takiej prawdziwej, z kolorem zielonym i słoneczkiem!
    Może jestem nieobiektywna, bo piec nam siadł na początku sezony grzewczego i całą zimę grzejemy małymi grzejniczkami i kozą w kuchni. Czekamy na nowe ogrzewanie, ale będzie na wiosnę- hłe, hłe
    Pozdrowionka!

    • kapelusznik68

      Ogrzewanie kozą! Ha wiedziałam, że tutaj zaglądają tylko kozie świry, ale co na to koza?

      • wy/raz

        No, jak kuchnia nieduża, to może i koza nagrzeje. Ale straty w produktach mogą być duże ;-). @ bila, ciepłej i szybko przy a nie prze-chodzącej wiosny. Jak i nam wszystkim.

        Kanionku, jak trafią ci się zbuki, to już wiesz gdzie je dostarczyć – do producenta ziemi. Tak mimochodem do kieszonki. Kozy są w całej Polsce i nie tylko. Damy radę.

        • kanionek

          A producent to nawet nie tak daleko, bo w Pasłęku! Ale jak ostatnim razem jechaliśmy po coś do Pasłęka, to wróciliśmy z Elą, Krychą i Czesiem, więc nie wiem, czy jestem psychicznie gotowa na drugą taką podróż :D

          O tak, koza w kuchni to SAME straty, nie tylko w produktach jadalnych; mam nadzieję, że ta u Bili tylko grzeje, a nie skacze po stołach i ścianach, w ponachwilkach przegryzając firanką.

      • bila

        Koza grzeje, choć nie pierwszej młodości, i je- hohohoho! Głównie takie cegiełki z trocin. Ale robi się cieplej, więc od przyszłego tygodnia będą montować nam ogrzewanie- hłe, hłe…
        Żyjemy z mężem w atmosferze Armageddonu, bo wymieniany jest też dach i okna. Pod oknami nasza sunia zwiedza tor przeszkód. I jak chcemy w góry- to kilka kroków- voila!~Już góry. Morza nie ma, i to chyba dobrze.
        Z uporem obstawiam, że dachówki mają kolor karmelowy, a nie- jak niektórzy utrzymują- Sraczkowaty.
        Pozdrawiam cieplutko

  • cw

    Koza o inicjałach B.P. melduje się po powrocie z długiej COVIDowej podróży – zaraza okropna, nie polecam.
    Natomiast kalendarz polecam bardzo bo faktycznie co roku lepszy :))
    Zdrowia wszystkim!

    • kanionek

      Gratulajce!
      My się wciąż jeszcze nie załapaliśmy, ale nasz były dostawca siana powiedział, żebyśmy się nie martwili, bo i tak w końcu złapiemy, a u niego to już chyba cała wieś chorowała.
      Uściski i oby Twe przeciwciała żyły długo i szczęśliwie :)

  • cornick

    Pragnę donieść najuprzejmiej, że mam już piękny kalendarz! Wisi sobie w kuchni, a zdjęcie z kwietnia kolorystycznie wpasowało się w ogólną kolorystykę kuchni. Zdjęcia poszczególnych miesięcy przejrzałam pobieżnie, żeby później, wraz z odwracaniem kolejnych kart, stopniowo się nimi upajać :). W każdym razie, jeszcze raz dziękuję, kalendarz cudo, wraz z niesztampowymi złotymi myślami czy życiowymi wskazówkami :D:D:D.
    Aha, a kiszenie buraków przebiega u mnie dokładnie w taki sam sposób, kupuję na chybił trafił i potem bez względu na ilość, próbuję to umieścić w moim 2-litrowym dzbanie.
    Przy okazji zauważyłam, że to kwiecień jest najlepszym miesiącem na początek roku, dużo lepszym od ponurego, zimnego stycznia.
    Pozdrawiam serdecznie całą koziarnię!

    • kanionek

      Cieszę się, że dotarł i się podoba :)
      Jednak co do daty rozpoczęcia koziego roku, to chyba bym ją przesunęła na maj, a dla wszelkiej pewności nawet na lipiec, bo z kwietniem, jak widać za oknem, to różnie bywa :D

  • kanionek

    UWAGA, APEL!

    Wspaniała Kozo z Koszalina, która zrobiłaś przelew 31 marca lub 1 kwietnia, za kalendarz i na zbytki dla kóz, ale nie umiem skojarzyć Twojego nicku z forum lub komentarzy – upraszam, a nawet ubłagam, wyślij maila na info@kanionek.pl, dowolnej treści, a najlepiej gdyby w treści był Twój numer telefonu (bo dla kuriera potrzebuję). Zajrzałam na konto bankowe tylko na okoliczność opłacenia rachunku za prąd i fuks, że zobaczyłam ten przelew w historii!

    Jeśli się nie ośmielisz do mnie napisać, to wyślę kalendarz pocztą na adres z przelewu, ale dopiero gdy będziemy w mieście :-( Może w nadchodzącym tygodniu.

  • mp

    A ja tak nieśmiało zapytam , czy prawdziwy wpis to będzie ? Może chociaż fotorelacja z nowinek z gospodarstwa ? Jakieś nowe kózki, kotki, pieski, kaczuszki, gąsiątka, czy- na psa urok- kurokezy ? Choćby w telegraficznym skrócie ? Hop, hop, jest tu ktoś ???

    • Willow

      No właśnie też miałam pytać 🤣 Kanionku żyjecie? My tu tęsknimy

      • kanionek

        No niby żyjemy, ale co to za życie, ja się pytam. Dzisiaj na przykład co pół godziny gradobicie, i wypatrujemy okienka pogodowego, które by sprzyjało targaniu siana do koziarni. Ósmy maja, a drzewa prawie gołe, wszystko w miejscu stoi, cała przyroda w letargu zimowym, i ja też jakaś do tyłu – wciąż mam wrażenie, że jest dopiero koniec marca! Bo, poza kalendarzem, NIC nie wskazuje na wiosnę. Podobno w poniedziałek ma być 20 stopni, i ja się wtedy będę musiała rzucić na te wszystkie zaległe prace, które odkładałam, żeby nie klęczeć w śniegu, albo ne marznąć na deszczu. Od chyba tygodnia małżonek przemodelowuje starą zagrodę dla kozłów i robi nowiutki korytarz na dużą łąkę dla dziewczyn, bo raz, że stare rozwiązania zgniły i się rozpadły, a dwa, że – nauczeni latami doświadczeń – wiemy już, że wszystkie “ściany” ogrodzenia między płciami muszą być podwójne i pod konkretnym prądem, bo inaczej zdarzają się brawurowe przeniknięcia i cudowne poczęcia :-/ I tak robimy wszystko na raty, gdy się w ogóle da robić, a Świątynia Pomidora stoi na razie w kawałkach pod ścianą domu.

        Ja wiem, że wpisu nie ma, Kanionka brak, i nawet nie będę mówić, że to nie moja wina.Jak mnie zimą deprecha nie dopadła, tak ta nieistniejąca wiosna już mi naprawdę bokiem wychodzi. Czuję się trochę tak, jak w tych snach, gdy musisz biec, uciekać, a nogi są jak z betonu i stoisz w miejscu. Dobrze, że choć majowa karta w kalendarzu ma jakieś liście i kwiatki, gdy za oknem zimne wichry i gradobicie.

        • kapelusznik68

          Taka wiosna, jak w tym roku, to – do kitu!
          Taką wiosnę wyszydzimy raczej my tu.
          Ziębi, gnębi, moczy, mroczy, mży i dżdży –
          taką wiosnę to unieważniamy my!

          Gdyby tylko takie wiosny były kraju,
          nie śpiewalibyśmy o wspomnianym maju,
          w sercach naszych bowiem inny mamy maj:
          pełen słońca, jarzyn, bzów i tanich jaj!

          Jeremi Przybora

          ja tam wierzę w Ogrodników i Zimną Zośkę, oni coś poradzą.

  • mitenki

    Wiosna do kitu? I słusznie, bo to nie wiosna, tylko wściekły upał saharyjski.
    Dziś na termometrze w południe, w słońcu ofkors – 53 stopnie (słownie: pięćdziesiąt trzy).
    A jeszcze w sobotę wieczorem spacerowałam w parku w zimowej kurtce z kapturem i wcale nie było mi za gorąco.
    I nie jestem na modnym ostatnio Zanzibarze, tylko w centralnej Polsce.

    Nie można by tak uśrednić i dać wszystkim te 25 stopni, panie borze liściasty????

  • Dytek

    Drogie Kozy
    Może kogoś zainteresuje przed sezonem link do udanej wali z zarazą ziemniaczaną na pomidorach metodami naturalnymi, bez chemii:

    https://www.youtube.com/watch?v=J2OKywHE11E&list=RDCMUCC7sAOWeNmSTOCgF_-YyO-Q&index=23

  • mitenki

    Kanionku, skoro u Ciebie dopiero koniec marca, to w październiku powinno być jeszcze lato!

    Czy wszystkie koziołki przyszły już na świat? Ile tym razem?

    • kanionek

      Wszystkie, razem bodaj 26, czyli mało, jeśli porównać z rokiem ubiegłym. W tym roku było sporo ciąż pojedynczych, co mnie nawet cieszy, bo kozom lżej, no i 10 ciąż mnogich to 20-30 koziołków, a 10 pojedynczych to wiadomo, ile koziołków.Jedynaki mają całe mleko dla siebie i rosną jak pączki, a wśród trojaczków zawsze jest jakiś słabeusz, co się do cycka rzadko dorwie, i Koninek musi go dokarmiać. Z jedynakami problem jest tylko na początku, gdy dwa cycki to za dużo i muszę pilnować, zdajać nadmiar, albo na kozach z nadmiarem mleka dokarmiać koziołki od matek, które robią mniej mleka. Roboty jest w sumie zawsze sporo, ale i tak wolę mniej koziołków, niż więcej, choćby i dlatego, że potem muszę się ze wszystkimi żegnać.
      A teraz idę sadzić kapustę, jak na połowę KWIETNIA przystało!
      (I gdzie masz te upały, Mitenki, no gdzie? He he. Letnia promocja przez 3 dni, a teraz kto sobie słońca nie nałapał do wiaderka, to stoi jak głupi na deszczu).

      PS. Chciałam jeszcze dodać, że plaga ziemiórki w tym roku to jeszcze nie wszystko – WSZELKIEGO robactwa nawyłaziło, jestem tak pocięta przez komary, że mi rąk brakuje do rozdrapywania ran. I te wściekłe mendy rżną jeden obok drugiego, i w niektórych miejscach (np. na obu skroniach) mam guzy jak guziec, dzika świnia z Afryki, bo na kilku cm kwadratowych po 8-9 ukąszeń. Albo mi się sprej na komary przeterminował o kilka lat za dużo, albo szmaty się uodporniły na chemię.

  • mp

    U mnir mrówczany najazd na podkłady z dębowych plastrów pod piaskownicą wnusia, zżarły cały pojemnik świeżutkich granulek , otrząsnęły się i tyle z tego trucia było. Co to za cholery niezniszczalne ??? Ślimaki wyłapuję i codziennie eksmituję do lasu za płot,, ale czerwonych mrówek nie będę wyłapywać. Czy kurokrezy wyjadają mrówki > Może wynajmę od teściowej mojej córy kurkę liliputkę w celu likwidacji mrówczanego problemu ?

    • kanionek

      Nie liczyłabym na to, że je wyżre, ale gdyby im dzień w dzień grzebała w ziemi, to pewnie w końcu by się same wyniosły – w końcu ile razy można remontować łazienkę, przedpokój, salon i 120 tysięcy pokoików dziecięcych?
      Aha, co do trucia – wiadomo, że robactwo się z biegiem czasu uodparnia, i ciągle wchodzą na rynek nowe środki. Jeszcze trochę, a już nie będą działały żadne antybiotyki, odrobaczacze, insektycydy, i wtedy “bracia mniejsi” nas zeżrą, albo wykończą w inny sposób.

      Ja dziś odkryłam OGROMNE mrówy w ogrodzie. Normalne mrówki, czarne i czerwone, to mam wliczone w cenę biletu, ale te KROWY to pierwszy raz dostałam. W ogóle robactwa pełno, i w mózgu chyba też mi się zalęgło, bo mnie kurwica z deprechą trzymają krótko na sznurku. Złożyliśmy do kupy dwa fronty Świątyni Pomidora, większość szkieletu również, jeszcze grunt trzeba wyrównać, a że producent na zakotwienie przewidział śmiesznie krótkie i cienkie rurki, to jutro jeszcze wyprawa po kilka worów betonu, bo gdyby tę szklarnię postawić tak, jak mówi instrukcja, to ona odleci przy pierwszej lżejszej bryzie.

      (Nic mi nie idzie, wszystko źle, wszyscy zginiemy).

      • Anomin

        Nie wiem czy Cie pociesze, ale … mam tak samo, Kanionku.
        Tzn nie mam problemu ze swiatynia pomidora ani mrowkami-krowami ale kurwica z deprecha trzymaja krotko jak najbardziej.
        (Nic mi nie idzie, wszystko źle, wszyscy zginiemy) – sciskam

        • kanionek

          Dziękuję, Anomin. To oczywiste, że nie cieszy mnie Twoja deprecha, ale jednak “w kupie raźniej”, czyli przynajmniej odpada mi biczowanie się pod tytułem: Wszyscy są normalni, tylko ja jakaś taka do dupy.
          Trzy mocne uściski, dwie dziurawe miski, buziaczki od Kanionka, i niech nas omija stonka. Czy coś.
          (Najgorsze, że ja coś robię średnio 12 h dziennie, a mam wrażenie, że nic nie jest zrobione. Wszystko za mało, za wolno, źle i bez sensu, wszystko za późno, na wczoraj, a lista “to do” zwija się w coraz grubszy rulon).

      • jagoda

        Tak mi źle, tak mi źle, tak mi szaro…każdy dzień ciągnie się jak makaron….
        Akurat, szaro to jest ale dni pędzą jak rakieta, a ja coraz starsza.
        Nieee, nie jest źle, zawsze może być gorzej. Albo lepiej. Powiedziała Jagoda co wiedziała i czeka na odczyn poszczepienny. Oraz paszport.
        Jak tam dziewczyny i chłopaki, poszczepieni? Dajcie znać.
        O mrówkach i ślimakach nie wspominam, były, są i będą.
        Zdrówka życzę.

        • Aliwar

          Jedna dawka narazie przysługiwała druga 16.06 🙂 szczepimy się . A nawet kombinujemy znaczy żeby młodego zaszczepić jak najszybciej to owszem termin za dwa dni był ale dwie godziny drogi 😄 i już po . Ogólnie to sprawnie idzie pod warunkiem ze jesteś elastyczny w kwestii miejsca/dojazdu przynajmniej ja mam takie doświadczenia.

        • kanionek

          Otóż to – dni pędzą, niby są coraz dłuższe, a czasu ciągle coraz mniej! Pewnie, że może być gorzej, a nawet na pewno będzie, więc STARAM SIĘ cieszyć tym, że mam jeszcze obydwie nogi i tyle samo rąk (a taki pan Dżery na przykład chwilowo ma tylko jedną, bo drugą sobie złamał), tylko nie rozumiem, jakim cudem robię i robię, a nie jest zrobione. Wydaje mi się, że rok, dwa, trzy lata temu, mogłam zrobić 20 razy więcej, niż dziś. Inna sprawa, że co sobie z małżonkiem zaplanujemy jakieś grubsze przedsięwzięcie (modernizacja pastuchowych ogrodzeń, montaż Świątymi Pomidora), to się w praniu okazuje, że robota zaplanowana na “godzinkę, góra dwie”: zajmuje dwa dni, a ta zaplanowana na “jutro powinniśmy skończyć” kończy się po tygodniu.

          Dziś np. zeszłam z pola walki dokładnie o 21:45, nogi mi z dupy wyłażą, a mam wrażenie, że znowu prawie nic nie zrobiłam. Jasne, że wszyscy nakarmieni i tak dalej, ale tyle rzeczy leży i kwiczy, czeka i więdnie, że ja nie wiem. Byliśmy dziś po worki z betonem i u weta, to fakt, trochę czasu nam zjadło. Od wczoraj przeprowadzamy kilkudniową akcję odrobaczania całego stada (albendazol, żeby był skuteczny na nicienie żołądkowo-jelitowe, musi być podany w dwóch dawkach co 12 godzin, a nie ma szans, żebyśmy prawie 40 opornych bydlątek zrobili w jednej turze), a jeszcze Ziokołek nabawiła się zapalenia cycka (nie wiem, czy ktoś jej przypiehdolił z byka, czy skąd ten kaktus, bo na bieżąco zdajają ją dwa koziołki i w tych cyckach nigdy nie było nadmiaru mleka, a wręcz przeciwnie, no ale ma stan zapalny i co zrobisz), więc antybiotyk dowymieniowo co 12 godzin.

          My jeszcze niezaszczepieni, bo jesteśmy na samym końcu potrzeb w tym cyrku. Za to pieski już zaliczyły p-ko wściekliźnie (choć na Pasztedzika, mam wrażenie, nie podziałało).

  • Ynk

    Ho, ho, tak, tak… Cieszmy się tym, bo zaprawdę nie przybywa nam ani jednego dnia, którego by nam zarazem nie ubyło.
    Druga dawka szczepionki za tydzień.
    I fakt, jakieś-takie niewyraźne to wszystko się robi.
    No to uśmiech na twarz: :-)

    • kanionek

      Uśmiech to ja sobie raczej wytatuuję permanentnie, żeby mieć to z głowy ;)
      Właśnie wróciliśmy z czwartej rundy odrobaczania stada – zostało nam 2 x po 10 dziewczyn na jutro, takich najbardziej opornych, a pojutrze czelendż stulecia, czyli trzy wielkie kozły. Z eprinomektyną jest o wiele łatwiej, bo to spot-on, można zaaplikować niemal niepostrzeżenie, a wszystko co idzie do pyszczka to jest dramat i histeria. Nieważne jaki ma smak, to mogłaby nawet być woda, po prostu pyjki nie lubią przymusu. No ale choć raz na 3 lata trzeba podać i koniec.

      Zabetonowaliśmy połowę kotew od Świątyni Pomidora – mieszanie betonu kijem w plastikowym pojemniku polecam serdecznie wszystkim, którzy mają zdrowe nadgarstki, a chcieliby mieć chore. Plus kopanie dołków i ujeżdżanie koziołków = przepis na “boli mnie wszystko, poproszę plaster na całe ciało”. Jutro powtórka z repetą, hej ho, hej ho.

      Moja Mama już po drugiej dawce – po peirwszej dość długo bolała ją ręka, po drugiej trochę też, ale się cieszy, że nie było tak źle, a przecież mogło.
      Trzymajmy się ramy.
      (U mnie też wszystko niewyraźne, ale to dlatego, że okulary już od dawna za słabe i porysowane, a w soczewkach nie widzę z bliska, tak normalnie, ze starości).

      • kozalina

        To piszę ja, czyli koza z Koszalina /w skrócie kozalina/. Kalendarz dotarł, poczta działa. Dziękuję. Ziokołkowi gratuluję, przesyłam becikowe. P.S. U nas jest ulica Tradycji, należy się pionierce taki honor.

        • kanionek

          Kozalino! To do Ciebie apelowałam w sekcji komentarzy o odzew drogą mailową, a teraz witam Cię oficjalnie w skromnych progach tej szalonej Obory :)
          Jak powiem Ziokołkowi, że ma ulicę na swoją cześć, to Irena pęknie z zazdrości. Czy jest gdzieś ulica Ireny? Proszę zgłaszać.
          Dziękuję za becikowe, przyda się oczywiście. Jednego z synków Ziokołka muszę dokarmiać na innych kozach (i to od praktycznie samego początku, bez związku z obecnym zapaleniem cycka), bo taki z niego malusi i nieśmiały kawaler, że braciszek zawsze mu mleko podprowadził. A Ziokołek wyhodował sobie jakąś superbakterię, na którą nie pomogły tuby MastiJet, ani turbopenicylina 4 x co 12h, i pani wetka sugeruje zasuszyć. Czyli będzie dwóch kawalerów do podkarmiania na innych delikwentkach.

          I powiem Wam jeszcze, że skończyliśmy Świątynię Pomidora, wygląda jak futurystyczny schron, albo pierwsza stacja bazowa na Marsie, jest cudna, kaczki już ryją dookoła, uszkadzając taśmę ochronną, a nas tak wszystko boli od niecodziennej gimnastyki (mnie głownie plecy, ale to może od targania ciężarów i jazdy na taczce, no i kolana, bo przy wykopkach i równaniu gruntu pod szklarnię łopatką ogrodową to głównie na kolanach chodziłam), że ja się cieszę, gdy pada deszcz, bo mam wymówkę, żeby nic nie robić. No i muszę się w końcu zebrać i Wam wszystko pokazać!

          • Aliwar

            No właśnie pokazać …. pokazać czekamy na fotki . Ze szklarniami tak bywa … niby gotowe do podkładania elementy przyjeżdzają a i tak bite trzy dni gimnastyki i dźwigania ciężarów ale potem już z górki 😄

          • kanionek

            No, gdybyśmy nie mieli na głowie czeredy futer, to pewnie w 3 dni byśmy się wyrobili, a tak to nam 8 zeszło. W tym jeden bez robót, bo beton musiał “odpocząć”, i kilka z pracą dorywczą, bo co pół godziny deszcz :D
            Dzisiaj znowu padam na pysk – pierwsze koszenie poboczy z utargiem dla kóz za nami. Skosić, zagrabić, załadować widłami do wózka, wózek zatargać do koziarni, naładować do paśników, i z powrotem kosić… Plecy już nie te, co kiedyś :-/
            Kozy wyżarły z małej łąki już chyba nawet korzonki, dużą musieliśmy zamknąć, bo tempo wzrostu zielska było niezauważalne gołym okiem. Dopiero teraz, gdy od kilku dni deszcz ze słońcem w kratkę, to widać, że ruszyło.
            Wróciliśmy 20 minut temu, a ja jeszcze muszę natargać wody i ziarek dla kaczek, choć moje nogi mówią, że to bezdennie głupi pomysł, i może byśmy sobie tak poleżeli z Pasztecikiem w łóżeczku? Świątek, piątek, i zaraz październik. Naprawdę nie rozumiem, dlaczego chomiki tak kochają kołowrotki!

          • Aliwar

            W mojej instrukcji składania szklarni widniał czas 4 GODZINY …. taaaaaaa chyba w dziesięciu chłopa z trzema wkrętarkami 😀 ale co tam stoi i niech stoi jak najdłużej bo przy Polskiej pogodzie to o pomidorach z gruntu można zapomnieć. Patrzę dziś na prognozy długoterminowe i już się cieszę 15 stopni w nocy … szaleństwo i…. tydzień deszczu przy tej ciepłosci kto to wytrzyma. Zastanawiam się czy nie szukać fosforanu żelaza III na ślimaki ponoć ekologiczny i dla innych nie szkodliwy .

          • kanionek

            To chyba nawet nie kwestia ilości chłopa i wkrętarek, bo tych wkrętów nie jest aż TAK dużo. Nam sporo czasu zajęła rozkmina samej instrukcji, która jest napisana przez Chińczyka naturalizowanego na Ukraińca, a potem tłumaczona przez serbskiego uchodźcę, z wykształcenia specjalisty od filetowania tuńczyków, który polskiego uczył się czytając instrukcje budowy namiotów cyrkowych i obsługi prodiża. Jak pies do jeża podchodziliśmy do cięcia wykrojów na fronty, bo tam jeden głupi błąd, i już brakuje materiału, a resztę to w sumie małżonek bardziej ogarnął własnym zmysłem konstruktorskim, a ja byłam za popychle. No i podklejałam taśmą metalizowaną te otwarte kanały poliwęglanu, bo taśmę umiem obsługiwać. Wkręciłam ze cztery wkręty, tu przytrzymałam, tam zmierzyłam, a najwięcej to ryłam w ziemi. No i betonu w dziury paćkałam.

            Gdzie te 15 stopni w nocy? Chyba u mnie w domu. Teraz mamy 4 stopnie na zewnątrz, a w szklarni AŻ osiem (powiesiłam w środku czujnik od naszej stacji pogodowej). Ja przechodzę kolejne załamania nerwowe. Po pierwsze – po licznych wysiewach dczekałam w końcu sadzonek nadających się do życia, a tu ciągle zimno i zimno, i one już mają dosyć. Z każdym dniem marnieją w oczach. Papryki to samo – były jak dżungla, zielone i bujne, a teraz jakieś pokurczone i pożółkłe.

            Drugi powód załamania nerwowego – nie umiem się jeszcze w tej nowej Świątyni odnaleźć, rozplanować gdzie co, mam ZA DUŻO sadzonek wszystkiego (pomidora, papryki, bakłażana, melona, arbuza) i gdzie ja mam to wszystkio zmieścić?! Czytam teraz na forum ogrodniczym, że ludzie wsadzają po 50-80 pomidorów do tunelu jak mój, czyli 3×6, ale JAKIM CUDEM? Z drugiej strony – w starej szklarni jakoś upychałam 25 pomidorów, dziesięć papryk, trzy szklarniowe ogórki, i jechało do przodu. A dziś wkopałam w Świątyni 6 (SZEŚĆ) krzaczków pomidora, w rzędzie środkowym, czyli pomiędzy drzwiami, i już widzę, że na osiemnastu powinnam skończyć (bo tunel ma ściany po łuku, więc nie posadzę pomidora tuż przy ścianie, chyba?), a jakoś pomiędzy nimi chodzić jeszcze muszę. No więc ja się pytam, jak to jest możliwe, że mam więcej metrów, a wychodzi mi mniej krzaków? Ile Tobie wchodzi sadzonek do szklarni? Ja jestem jakaś nieudana, naprawdę :-/ Nawtykam za gęsto, to będę na siebie warczeć, że jestem kretynka i rośliny nie mają przestrzeni życiowej. Wsadzę za mało, to szkoda wyrzucać resztę sadzonek, a potem się okaże, że po tunelu hula wiatr, i jeszcze tyle można było posadzić. Nie wiem, mój mózg ma dni bezpłodne, zakałapućkałam się, i przeżywam jak Karen bal maturalny.
            (Nie zwracajcie uwagi – sama się związałam, sama się rozwiążę).

          • Aliwar

            Maila ci napisze to zdjęcie zrobię układu mojego

          • Blackdot

            Jest ulica Ireny w Komorowie pod Warszawą. Powiedz kozie. 🙂

          • kanionek

            Ooo, to już druga? Bo ktoś już zgłaszał. Irena pęknie z dumy!

      • Ynk

        Wytatuowany się nie sprawdzi, bo z zewnątrz nałożony. A on ma tak bardziej ze środka się wydobywać. Jak u Greka Zorby :-) Wiem, to trudne tak do robaka z uśmiechem i łyżką ze specyfikiem przez zaciśnięte szczęki. Ale nie takie akcje macie obcykane. Wszak. Świątynia Pomidora zanosi się na wartą trudu i nadwyrężonych (wierzę, że odwracalnie) nadgarstków. Już przecieram zaciapane szkła moich okularów w oczekiwaniu na zdjęcia.
        Ucałowania i uściski dla zaszczepionej Mamy. (Ja już po drugiej dawce, i tylko swędzi mnie po nocy ramię w miejscu wkłucia).
        Ramy? Hare rama, rama rama…

        • kanionek

          Hi hi, szkła moich okularów są już tak “przetarte”, że ledwie coś przez nie widać. Powinnam zrobić sobie nowe, i tak się wybieram z tym od lat.

          Upraszam Was, Kozy kochane i Koziołowie, o jeszcze odrobinę cierpliwości, albowiem robię od rana do wieczora (właśnie zeszłam z “pola”) i wieczorem już tak mnie wszystko boli, że pragnę jedynie odpłynąć w niebyt.

          A Świątynia dała mi dzisiaj popalić. Ja się spodziewałam, że w lipcowe/sierpniowe upały wietrzenie za pomocą otwartych drzwi to będzie za mało, więc zapobiegliwie, z funduszy szklarniowego od Ewy, zakupiłam agroszmatę białą, która normalnie służy do okrywania roślin, a ja wymysliłam sobie zacieniać nią szklarnię (od zewnątrz, nakładając na tunel 3 pasy o szerokości dwóch metrów, a długości 6 metrów). Wzięłam taką gramaturę, żeby trochę światła przepuszczała ta szmata, ale jednocześnie zapobiegała usmażeniu zielonych pomidorów. W LIPCU miałam się tym martwić, a tymczasem dziś było ledwie 15 stopni w cieniu i chłodny wiatr, a w Świątyni, pomimo otywartych drzwi i okna, stuknęło 38 już przed godziną 13. Dobrze, że mam ten czujnik, i że sprawdzam go nerwowo co godzinę, bo byłoby po rybach.

          Okryłam na razie dwoma pasami, jutro dołożę trzeci, bo przy dwóch temp. spadła do 34 stopni, a to wciąż za dużo. Natargałam do szklarni 100 litrów zimnej wody w wiadrach, żeby odebrały trochę ciepła (w nocy oddadzą), i plecy mi dziś pękają na pół.

          Bardzo, bardzo skuteczny jest jest poliwęglan! Gdyby zamknąć drzwi i okna, to w środku można by nie tylko jajka smażyć, ale wręcz pieczeń z kaczki zrobić. Świątynia wygląda teraz jak mumia w bandażach, a żeby zrobić zdjęcia lub film bez bandaży, to ja wolę poczekać na pochmurny dzień, bo zanim to wszystko pozdejmuję, zrobię Wam reportaż, i ponaciągam bandaże ponownie, to serio – pieczeń z kaczki i smażone zielone pomidory. Boję się, czy ta agroszmata wystarczy na czas upałów i bezwietrzne dni.
          (ALE WCIĄŻ UWAŻAM, ŻE TO NAJPIĘKNIEJSZA RZEPA, TFU, SZKLARNIA W CAŁEJ OKOLICY!).

          Aliwar – czy Ty masz jakieś dodatkowe okienka w swojej szklarni, czy tylko to, co dała fabryka?

          • Aliwar

            Niestety nie mam okienek. Moja ma 4 metry długości wiec wydawało mi się ze to niedużo i da się przewietrzyć … No i nie da się . Mam już naciągnięta zielona siatkę żeby cieniowana bo w zeszłym sezonie na gwałt kombinowalam zacienienie. Ludzie jeśli stawiacie poliwęglan to nie w pełnym słońcu . Podobno ustawienie północ południe wejścia tez pomaga trochę. Wydaje mi się ze najlepiej byłoby gdyby od samego rana słoneczko potem w południe cień i wieczorem znowu słoneczko . Żeby noce podgrzewać a dzień chłodzić …. takie mam pomysły chodź u mnie za późno bo mam wszystko zle a stoi na betonie i przestawiać nie będę.

          • kanionek

            No to ja też mam wszystko źle :D Tunel stoi wzdłuż linii wschód-zachód, czyli od południa dostaje pełną moc piekielną (poprzednia szklarnia z początku nie dostawała, bo od południa rosły wysokie świerki, ale zanim się połapaliśmy, kozy obżarły im korę i teraz świerki robią za suszki w wazonie i praktycznie nie dają cienia). I też nie przestawię, bo zabetonowane 12 kotew :D
            No to będzie mumia w bandażach…
            Dziś monitoruję sytuację od szóstej rano (w nocy było 2-3 stopnie na plusie), i już przed 10 stuknęło 30 stopni przy przewiewie i częściowym zacienieniu. Zeszłam na chwilę z pola, bo zaraz sama udaru dostanę, ale za kilka minut lecę nakładać trzeci bandaż!
            (Ludzie, zanim postawicie tunel z poliwęglanu, poczytajcie “Cierpienia starego Kanionka”, i wszystko co się da w internecie. Ja niby czytałam, oglądałam filmy, i w ogóle wydawało mi się, że wszystko wiem, ale jednak rzeczywistość weryfikuje suchą wiedzę).

            I TAK JESTEM ZADOWOLONA. Oby rośliny przeżyły ten pierwszy rok prób i błędów, bo na przyszły będę lepiej przygotowana. Od południa mogę sobie nasadzić czarnego bzu, który – sądząc po krzaku w ogrodzie – zrobi mi zacienienie w 2-3 lata, i może wtedy pozbędę się bandaży :)

          • Aliwar

            Kanionku jak wyjdę na dwór to
            zrobię zdjęcie jak my wykombiniwalismy i wysle ci na maila . Od założenia siatki najwyższa tem w cieniu znaczy mam czujnik w tekturowymi pudełku żeby słońce go nie nagrzewało było chyba 31 przy otwartych drzwiach oczywiście .

      • kapelusznik68

        Melduję, że w Pruszkowie jest ulica Ireny.

        • kanionek

          Uff! To się stare małpy nie pobiją przynajmniej ;)
          Ulice mogłyby być nazywane imionami i nazwami kwiatów, byłoby miło.
          Na ulicy Elżbiety kupisz ładne sztyblety.
          Przy ul. Krystyny – targi, święta, festyny.
          Przy ulicy Krokusów wypijesz kawę bez fusów.
          Na ulicy Mariana świeże pieczywo od rana.
          (Przepraszam, walnęłam się w łeb jabłonką i klepki jeszcze się nie ułożyły).

          • Ynk

            Przy ul. Iwonki – ani jednej jabłonki. Może tam byłoby względnie bezpiecznie?

          • Anomin

            Na ulicy Beaty kupisz wszystko do chaty.
            Na ulicy Danuty jest szewc co robi buty.
            Na ulicy Joanny kupisz korek do wanny.
            Na ulicy Marka nikt cię nie osmarka.

          • Olika

            Przy ulicy Ryszarda może strzelić petarda.
            A na ulicy Rysia kręcili sceny z Misia.
            Przy ulicy Marysi ktoś zajumał mi grysik.
            😊

          • kanionek

            Wiedziałam, że jestem w dobrym towarzystwie :D

            Jestem już dziś skonana, i to nie barbarzyńcy. Jeszcze sobie wycieczkę rowerową do Żozefin zrobiłam, po 20 kg witaminek kozich, które kurier tam zostawił, no a rowerem, bo szkoda samochód taplać w błocie. Nie chciało mi się szukać pompki i jechałam na lekkim flaku, do tego +20 kg w drugą stronę, po błotku, a że komarów się w lesie wyroiło istne zatrzęsienie, to BARDZO mi się spieszyło. To było rano, może po ósmej, a dopiero teraz czuję to w nogach.
            I jakaś szmata lekkich obyczajów zaczęła mi ryć w Świątyni Pomidora, przestawiła trzy sadzonki, plus arbuza i melona. Nie wiem – szczur, karczownik, inna menda, nieważne kto, ja się pytam: DLACZEGO? Co sobie człowiek zrobi, to zaraz przyjdzie jakiś szkodnik i zepsuje, zje, albo nasra na środku. No nieważne, już nie mam siły nawet się denerwować,jutro wstanę i się podenerwuję na świeżaka ;)
            (Przy ulicy Anki sprzedają trefne kaszanki, a na ulicy Zygfryda tylko nędza i bida).
            Dorbanoc Państwu.

          • Olika

            Na ulicy Kanionka peniuar i podomka

          • kanionek

            Ale z Was optymistki…
            Na ulicy Kanionka mszyca, ziemiórka i stonka.

        • kapelusznik68

          Były raz kozy w Kanionkowie,
          co po każdym bodnięciu meczały na zdrowie,
          aż przyszły wielkie upały
          i kozy tylko dyszały.
          A kanionek dzwonił na pogotowie…
          …w Świeradowie!

          • kanionek

            Były raz kozy w lesie
            którym – jak wieść gminna niesie
            tak się w kość dały upały
            że kozy swe futra sprzedały.

            I chodzą teraz bez skórki
            gołe jak w gruncie ogórki.

            (A wczoraj się ochłodziło na wieczór do 18 stopni, spadło pół wiaderka deszczu, i kozy szczęśliwe jeszcze o zmierzchu buszowały w koniczynie).

          • kapelusznik68

            Kozy gołe jak ogórki,
            pobrykały do obórki.
            Teraz z nieba leci woda,
            a kozom sprzedanych skórek szkoda.

          • kanionek

            Mądra koza jest po szkodzie
            gdy się goła tapla w wodzie
            już dostała gęsiej skórki
            całkiem zbrzydły jej ogórki!

          • Aliwar

            Kanionku ale pół wiaderka wolnostojącej czy pod rynną? Bo to jednak różnica 😉 my jesteśmy w tej części Polski która czeka na deszcz … wiem niektórzy są zachłanni i zatrzymali u siebie tyle deszczu ze pływają ulicami a dla nas brakło 🙁

          • kanionek

            Niee no, to było duże uproszczenie. Do wolnostojącego wiaderka nakapało z 1,5 cm, a z rynny za drewutnią złapałam około 200 litrów (poprzedni deszcz dał mi blisko 600 litrów, ale to też mało, gdy w upały wszyscy piją za trzech, a kaczki notorycznie włażą do wiader i wypluskują całą wodę).
            Tak więc mało, a połowa i tak zaraz wyparowała z nagrzanej ziemi (na drodze i na łące, bo ściółka w ogrodzie trzyma wodę elegancko). No i fakt, nie ma sprawiedliwości; jedni toną, inni schną.

          • kapelusznik68

            Jej kanion wydajmy jakiś tomik koziej poezji. Założę się, tutaj znajdzie się więcej rymów. Koziarnia ma moc.

          • kanionek

            To ja mam lepszy pomysł! Zamiast wydawać tomik, którego nikt nie będzie chciał czytać, zbierzmy kilkanaście takich utworków (się znajdzie w sekcji komentarzy) i dajmy po jednym na kartę przyszłorocznego kalendarza – w ten sposób kozia poezja zostanie poniekąd oficjalnie wydana drukiem, i na dodatek ludzie będą MUSIELI to przeczytać, buhahahaha!

          • kapelusznik68

            Ty szczwany… kanionku!

  • jagoda

    Cześć wszystkim.
    Fajnie, że słonko zza chmur się pokazuje, tylko czemu tak zimno? Do kogo reklamować?
    Czekałam z sianiem ogórków do 10 maja, żeby ziemia ciepła była i co? I nico, nie wschodzą. Zaraz dosieję, pewno będzie jak w ubiegłym roku, że siane i dosiane wzeszły jednocześnie.
    Ale to nic w porównaniu do orki Kanionków, tylko że ja nie mam o czym pisać. O szczeniaku w lesie znalezionym? Kanionek co roku znajdował, a to w stercie siana, a to na cudzym podwórku…
    Zapytam jednak, czy sery można zamawiać?

    • kanionek

      Pisz o szczeniaku, koniecznie!
      Można zamawiać, na razie jednak nie podam terminu wysyłki – to może wypaść nawet za dwa tygodnie.
      Ja sobie ogórki wysiałam na rozsadę, wzeszły w domu, ziemiórka je chyba oszczędziła, ale jakieś inne ku^estwo już je bierze. Jest za zimno na cokolwiek, za zimno by żyć, i w ogóle. Mamy w domu 17 stopni, pod koniec maja :-/

      • jagoda

        Trzy dni temu włączyłam ogrzewanie! Koniec maja w biały dzień. Na ten jeden dzień, co prawda, ale biorąc prysznic rano, żałowałam, że wyłączyłam. To chyba najzimniejszy maj od czasu piosenki Kory.
        A pies… Sąsiad Wojtek wylukał gdzieś na leśnym parkingu koło Młynar psa grzebiącego w parkingowym śmietniku. Do złapania przywołał moją córkę, która gdzieś w pobliżu objeżdżała klientów. Nie było łatwo, ale złapali. A przy tym ciekawostka, jacyś państwo przyjechali i pytali, czemu się tak tu kręcą? Parking jest monitorowany jak się okazało, i oni widzieli tego psa grzebiącego w śmieciach od kilku dni.
        Pies okazał się czteromiesięcznym szczeniakiem, suczka w typie owczarka niemieckiego. Bardzo okleszczona, blada krew, kroplówki przez 3 dni, jakieś leki do dzisiaj. Dopiero po 3 tygodniach można było zaszczepić.
        Odżyła, już waży 6 kg więcej, porcję 60 dag karmy zjada w 3 sekundy. Duża, żywiołowa, nieusłuchana, zapisana do przedszkola. Musiała być psem domowym, bo nauczona czystości i nie niszczy, brak lęku separacyjnego. Jednakże Gaja jest psem Marty i Wojtka. Mnie czasami wyprowadza na spacer oraz z równowagi. Gania koty, kopie doły w ogrodzie, 3 razy mi uciekła z posesji, nie mam pojęcia jak, którędy. Jest cudowna.

        • kanionek

          Pies cudowny i historia cudowna :)
          Cieszę się jak głupi do sera, gdy czytam takie rzeczy.
          Uściski, lecę zacieniać mumię :D

          (Przedwczoraj Małżonek odpalił piec na noc, bo już trochę dzwoniliśmy zębami. Ale podobno idzie ciepłe).

        • Bo

          Jagoda – ♥️

        • Bo

          A Kanionkom i wszystkim Kozom najlepsze życzenia z okazji Dnia Dziecka. Bo tak się wzruszać, ekscytować, przejmować – jednym słowem przeżywać umieją tylko dzieci .

          • kanionek

            Dziękujemy, my również życzymy Tobie i innym Kozom wiecznej, dziecięcej radości!

            A ja to mam dwa święta w roku – Dzień Dziecka i Dzień Debila. Ten drugi obchodzę dość często. Dziś np. szłam w deszczu z wiadrami wody dla gąsek i kaczek, kaptur na głowie, no i przechodziłam pod jabłonką, nie pierwszy raz w życiu, ale tym razem zakapturzony łeb źle ocenił wysokość grubej i sztywnej gałęzi, i jak wyrżnęłam w nią srogo, to aż w kręgosłupie szyjnym poczułam.
            Mam drugie takie miejsce, gdzie przynajmniej 3 razy do roku muszę wyrżnąć z kopyta, a mianowicie kurnik i jego drzwi, które są wycięte chyba dla krasnali. Czubek mojej głowy to permanentny kotlet schabowy (wiecie, bo w schabowe napierdala się tłuczkiem). Może nie ma się co dziwić, że ciągle mnie łeb boli?
            Serdeczne pozdrowienia od tłuczonego jelenia.

          • Ynk

            O-o-o, Dzień Debila, tak, obchodzę! Głównie w kuchni pod otwartymi drzwiczkami wiszącej szafki, w którą regularnie, od lat, walę ciemieniem, formując sobie wyboje na łbie. Może to Rzeczywistość daje tak nam, w ciemię bitym, do myślenia ? Wszystkiego najlepszego w tym debilnym dniu uroczystym, i łączę się w bólu czachy wyboistej rozmasowując świeży nabytek. A też uśmiech ślę, autoironiczny ;-)

          • Ania B.

            A propos Dnia Debila – kto mnie przebije, mam pytanie…??
            Dziś u nas (Pomorze Zachodnie) – było 34 stopnie w cieniu, mieszkam na poddaszu, które jest permanentnie przegrzane i na kilka godzin przed spaniem włączam klimatyzator i wentylator, żeby schłodzić pomieszczenie chociaż do 24 stopni , bo spać się nie da .
            Dziś zamiast wentylatora włączyłam kaloryfer elektryczny – pomyłkę odkryłam po 3 godzinach…. :-))

          • kanionek

            :D :D :D
            Dzięki :)

  • Agnieszka

    Na ulicy Grzegorza śpi się nawet bez łoża.
    Na ulicy Marty można zagrać w karty.
    Na ulicy Agnieszki będziesz chrupać orzeszki.
    Na ulicy Marcina suwak się zacina.
    Na ulicy Edwarda najlepsza musztarda.

  • mitenki

    Na ulicy Ani wszyscy są roześmiani.

    Ha! Umiem i ja!

  • mitenki

    Na Świątynię Pomidora czeka mitenki z ciekawości chora.

  • mitenki

    Tak sobie pomyślałam Kanionku – jesteś pewna, że sadzonki które tam posadziłaś to pomidory?

    https://www.facebook.com/photo/?fbid=327502432283277&set=gm.568861404108467

    • kanionek

      Ta zawartość jest obecnie niedostępna! I nie będzie jej mógł oglądać ten, kto nie ma wypalonej błękitnej litery “F” na czole!
      (Pomidory, pomidory. Obecnie, mimo wszelkich starań, temp. w poliwęglanowej kapsule wynosi 42 stopnie, i wszystkie pomidory pozwijały liście. Dla porównania mam w ogrodzie sadzonki wolnowybiegowe, które radzą sobie świetnie).

  • mp

    Na ulicy Hieronima była draka, lecz już ni ma :)

    Wzruszyłam się wieścią, że Tradycję uhonorowano nazwaniem tak ulicy . A ulice nazwane od kwiatów są, ja mieszkam na Osiedlu Kwiatowym. A miałam mieszkać na ulicy Złotej Rybki (blisko koleżanki, co mieszka na Królewny Śnieżki).
    Kanionku, w zimniejsze dni możesz zamieszkać w Świątyni Pomidora, będzie prawie jak na Zanzibarze :)
    Czy pocieszy Cię, jak napiszę, że u mnie też komary żrą jak wściekłe i w chwilach desperacji smaruję pokąsania żelem znieczulającym dentystycznym dla dzieci (działa!) ?

    Jagoda, masz wspaniałego Sąsiada i Córkę :)

    • jagoda

      Dzięki! Sąsiad jest wspaniały sam z siebie, a Córka po mnie:))).

    • kanionek

      Po tych kilku dniach piekielnego żaru nic mnie już nie pocieszy – nie da się pracować fizycznie w tym słońcu i powietrzu o temperaturze dobrego rosołu, zaś wieczorem, gdy 20 stopni, komary i inne tnące skurwysyny, zdesperowane całym dniem oczekiwania w krzakach, rzucają się na człowieka chmarami. Robię co muszę – ze 160 litrów wody każdego dnia, wiadrami, trzeba dostarczyć kaczkom i pomidorom (ogrodu nie podlewam, pod ściółką jest dość wilgoci), a resztę piehdolę i czekam na lepsze czasy. Kozy mają serdecznie dość, dyszą całą paszczą jak psy (psy zabieramy do domu, żeby się schłodziły, kozy by się juz nie zmieściły), w koziarniach nagrzało się już do 26 stopni, więc nie ma dokąd uciec, a z frustracji co robią? Oczywiście napierdalają się po łbach! Niech już spadnie deszcz i słupek rtęci, zanim my padniemy :-/

  • kanionek

    Godzina 22:15, wszystkie kozy na zewnątrz, stoją na Gównianej Górze i wpatrują się w czarną toń olchowego oceanu. Świetliki. Zielonkawe lampki zapalają się i gasną, zbliżają i oddalają, tańcząc bezgłośnie w kosmicznej ciszy. Ciężki zapach kwiatów czarnego bzu dodaje duszności wciąż ciepłemu powietrzu. Kosmos, lucyferaza, już pierwszy dzień lipca i chyba koniec mojej migreny. Jutro ma padać deszcz.

    • Kachna

      Mam, już byłego, ósmoklasistę.
      Dyslektyk, dysortografik, dys – wszystko.
      Oświadczyłam mu, że nauczy się pisać po polsku. Uczyłam “pod dupy strony”: dyktowałam, pokazywałam, żeby się nie ograniczał, żeby leciał “w kosmos” z opisami – bo co mu szkodzi.
      Wyniki są. Nawet z polskiego na koniec dostał 5 (!!!!) przez postępy. I choć generalnie mam w poważaniu głębokim oceny – i on o tym wie – to miłe, że nauczycielka zauważyła co się dzieje.

      I – tu już dochodzę do sedna – zawołałam go. Czytam mu z zachwytem powoli Twój opis nocy i kóz na szczycie.
      A on na to:
      – E, fajne – to Ty napisałaś?
      …..
      Jestem dumna i blada, że myślał, że to ja. Bo być porównanym w stylu do Ciebie Kanionku to jest COŚ!
      Ściskam!!!

    • Ynk

      Ach! świetliki… ach! ciepła, gęsta noc czerwcowa (w lipcu) .. i deszcz wypłukujący migrenę … collateral beauty (?) Dobrze jest tak się zatrzymać, zawisnąć na chwilę nad Gównianą Górą, dobrze jest

      • kanionek

        Jesteście kochane. Za te trzy zdania na miesiąc powinnyście mnie obrzucić zgniłymi jajami.

        Kachna – robisz dobrą robotę, o wiele lepszą niż ja.

        Jestem na ostatnich nogach, o 22:00 zjadłam obiad i poszliśmy zamknąć koziołki, i już myślałam, że będę mogła odpłynąć w mroki sennego niebytu, a tu Betonik stoi w drziwch koziarni wzdęta jak Zeppelin :( Dostała końską dawkę espumisanu, próbę masażu (kto nie próbował wywołać beknięcia u wzdętej kozy, która jest szerokości kanapy, ten nie wie, jakie trzeba mieć w łapach imadło), i za godzinę musimy sprawdzić, czy jest lepiej. Jeśli będzie gorzej, to mam w zanadrzu już tylko jedną, inwazyjną metodę, której jak dotąd udawało mi się zawsze uniknąć. Oby i tym razem.

        • kanionek

          Betonik musiał przyjąć dwie dawki, bo co poczuła, że jest lepiej, to zaraz szła oczyszczać paśniki z siana. Następnym razem zamknę taką delikwentkę na 12h o samej wodzie, bo nie ma co ryzykować. A tymczasem przyszła do nas taka burza, ale to TAKA BURZA, że nawet najgroźniejszy z Pasztecików wczołgał się pod moje łóżko, a Żółte profilaktycznie dogrzewa mi plecy.
          Kończę nadawanie, bo zaraz może nie być prądu.

          • mp

            Dobrze, że kozy nie zwiedziały się, że łóżko Kanionka to najbezpieczniejsze miejsce we Wszechświecie i okolicach :) Mam nadzieję, że burze i wichury nie narobiły u Was szkód, a przyniosły tylko ochłodzenie i nawodnienie . Można zamawiać twarożki i wędzone serki ?

          • kanionek

            Wszystko można zamawiać!
            Sery, twarogi, kozy, KOTY (bo zamorduję, przysięgam, że kiedyś nie wyczymie), a najchętniej oddam gratis jakieś 30 stopni Celsjusza, bo ja się pytam – jakie ochłodzenie?! U mnie wciąż klimat afrykański.

          • mitenki

            Kanionku, a cóż Ci biedne koty winne?
            30 gradusów to i ja chętnie oddam – w południe u mnie było 50 stopni…

          • kanionek

            “Biedne koty”, no trzymajcie mnie…
            Ja bym zadała takie pytanie retoryczne, kto tu jest tak naprawdę biedny, ale po co pytać, skoro wszyscy wiedzą, że JA.
            Moje koty mają kuwetę o powierzchni kilku hektarów, ale wiesz co robią? Przeskakują przez ogrodzenie, przepełzają pod drucikiem z prądem, i idą mi nasrać w marchewkę. Lubią też sikać w burakach. I ktoś mógłby pomyśleć, że kot w ogrodzie, to chociaż nornicom da popalić, ale nie, nieeee. Z nornicami to moje koty rżną w warcaby, wieczorami, w mojej szklarni!
            Gdzie jest, kurka, mój nervosol.

Skomentuj Dytek Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *