Była sobie Wanda, która chciała Niemca, czyli o Cykanie

Muszę to w końcu napisać, bo siedzę na tym niusie od marca jak żaba na kompoście, i już mi się pod tyłkiem gotuje, a Wy nadal nic nie wiecie. No więc bez zwłok i ogródków, tylko gibkim delfinem do brzegu. Otóż, uwaga, uwaga…

ŻOZEFIN MA PSA!

Ha, ha, ha!

Nie, to nie żart. Naprawdę ma psa. I to nie jakąś kanapową popierdółkę, nie grzywacza chińskiego szczoteczką do zębów czesanego, ani ciułały, ani niskopodwoziowego miksa parówki ze ścierką do podłogi, jak ten Topnik, pies sąsiadów Żozefin, nie, nie, nie. Ona ma, uwaga, uwaga, OWCZARKA NIEMIECKIEGO!

Ha, ha, ha!

Tak, oszalałam, ale to swoją drogą, a pies Żozefin nie jest wytworem mojej wyobraźni.
Ze względu na RODO nie mogę podać jego prawdziwego imienia, ale na potrzeby tej i wszystkich przyszłych relacji nazwijmy go CYKANEM.

Cykan prezentuje się tak:

Ha, ha, ha!

Koniec świata, powiadam Wam. Gdy Żozefin wzięła do siebie dwa koty i nawet je karmiła, to był cud. TERAZ to jest KONIEC ŚWIATA i już po nas. Od marca, na samo hasło “Cykan”, śmieję się histerycznie, a Wy wciąż jeszcze nie wiecie dlaczego. Znacie powiedzonko o ślepej kurze, co jej się ziarno trafiło? No, to posłuchajcie. Otóż Cykan, ha ha, jest najlepiej wychowanym, najbardziej posłusznym, najmądrzejszym psem w całej wsi. Co tam wsi – on jest najlepszy w całym powiecie! Skurwesyn nawet grzybów się nauczył szukać, chlip… Ale po kolei.

Gdyśmy pierwszy raz Cykana na podwórku Żozefin zobaczyli, a on nas przywitał ostrzegawczym, zachrypniętym lekko basem, tośmy mało w majtki nie popuścili. Żozefin wyszła z domu, rzekła: “Cykan, nie rusz”, i Cykan położył się grzecznie jak na tym zdjęciu powyżej. Zajęci poszukiwaniem szczęk, które nam z wrażenia opadły, z zawiasów wypadły, i poturlały się pod krzak róży, słuchaliśmy, jak Żozefin tłumaczy Cykanowi co następuje: “To jest pani Ania i Pandorek. Na nich masz nie szczekać, rozumiesz?”.

No ma się rozumieć, że nie szczekać, ale zaraz, jak to, co to? Kim do cholery jest Cykan i co tu się stanęło się?!

– A ten… A to co to za piesek, pani Żozefin? – pytam ostrożnie.
– A to teraz jest MÓJ piesek! – Żozefin szczerzy się do nas w nieco niepewnym uśmiechu, jakby właśnie oznajmiała, że urodził jej się wnuczek z dwiema głowami, no i to niby dobrze, bo to zawsze radość, no ale z drugiej strony na zimę to mu trzeba będzie dwie czapki kupować.
– Aha… Ale to tak… na zawsze?
– No chyba na zawsze… – zawiesza się w swoich myślach Żozefin. No bo to nie tylko, że czapki dwie, ale gdyby okulary miał nosić, to też przecież dwie pary, i dwa razy więcej zębów do leczenia.
– Aha, aha… – kiwam głową, głaszcząc wielkiego owczarka, a kolana mi lekko drżą, ale nie aż tak, jak milion roztrzęsionych myśli kłębiących się w głowie. Ostatecznie zadaję pani Żozefin jedyne sensowne w tej sytuacji pytanie. – ALE DLACZEGO?

Historia Cykana jest nieco mętna, a zamieszany w nią jest jakiś znajomy kogoś z rodziny, kto najpierw Cykana chciał i jako szczeniaka wziął, w psich szkółkach szkolił, karmił i wyprowadzał, ale potem mu się coś odmieniło i już nie chciał, albo nie mógł, no i ten ktoś z rodziny, co był znajomym tego znajomego, powiedział, że matka tego i owego mieszka przecież na wsi, to chyba może tego Cykana do siebie wziąć. No i wzięła, bo rodzinie się nie odmawia, nawet jeśli chodzi tylko o znajomego znajomego rodziny, któremu ktoś był kiedyś winien szklankę cukru.

– A gdzie wy go będziecie trzymać? – pyta przytomnie małżonek, bo posesja nieogrodzona, blisko drogi, z drugiej strony las, i ja też zaraz sobie myślę, że o mój porze, tylko nie na łańcuchu!
– A no nie wiem jeszcze, tu chyba w tej komórce…? – Pani Żozefin sama jest nieźle skołowana na okoliczność tego nagłego szczęścia. “Ostatecznie”, myśli sobie, “te czapki to się nie będzie kupować, tylko na drutach robić, to zawsze taniej wyjdzie”.
– Weźmie go pani do domu – przekonuje małżonek – bo on się musi trochę do nowego miejsca przyzwyczaić, żeby wam nie zwiał.
– Do domu? A to śmierdzieć będzie. I kłaki wszędzie, nie? Jeszcze mi co zepsuje, poprzewraca, on wielki taki.

(“Okularów to mu na rynku kupię, po dwajścia złotych tam pełno takich”).

– Ale to szkoda, zdziczeje wam w tej komórce. A macie mu co do jedzenia dać?
– No mamy, bo tu ten pan, co go przywiózł, to jeszcze pół worka karmy dał i miski jego. Ale on nie chce tej karmy jeść! Będę teraz musiała dużo chleba kupować… – pani Żozefin zasępia się nieco. “Ale zębów to już nijak sam nie wyleczy, trzeba będzie płacić”.
– Przecież tłumaczyliśmy pani ze sto razy, że psy i koty chleba nie jedzą. To znaczy zjedzą, ale nie powinny!
– Niee? No to będzie jadł to, co ja.
– Czyli co?
– No… Makaron!

Ostatecznie stanęło na kaszy z warzywami, gotowanej na kościach, ale jeszcze nad tym pracujemy. Środki na kleszcze i na robaki dostarczamy i sami podajemy. I tak sobie ten Cykan tam jest, już prawie pięć miesięcy. Bez ogrodzenia, bez łańcucha. Jak Żozefin idzie do lasu, to Cykan za nią, jak ten trolejbus, z drogi nie zbacza. Jak ona mu powie “nie rusz”, to nie rusza, “do rzeki nie idź”, to nie idzie, jak “leż tu”, to leży, jak “czekaj”, to czeka. Jak ślepej kurze ziarno!

I od razu Państwu powiem, żebyście się nie martwili – pół dnia Cykan spędził w komórce na narzędzia, potem dostał legowisko ze starego płaszcza pana Dżerego, rozłożonego w sieni, a po tygodniu to już spał pod stołem w kuchni. Kłaków pełno, ale Żozefin szczęśliwa, jakby jej kto w makaron napluł. Nawet mi się raz zwierzyła, że gdyby jeszcze Cykan drewno rąbać umiał, to ona już by pana Dżerego całkiem nie potrzebowała. I grzyby jej pomaga zbierać, bo mu pokazała, jakich ma szukać. I nic nie zniszczył, nawet kapcia nie zjadł, taki mądry jest. A jak jej powiedziałam, że a widzi pani, a tak pani kiedyś psów nie lubiła, to ona mi na to, że no nie lubiła, bo u sąsiadów to zawsze takie brzydkie, chore i głupie jakieś, a potem się na te nasze zwierzaki napatrzyła i zmieniła zdanie. Więc wychodzi na to, że to wszystko moja wina, ale to nic nie szkodzi.

A wiecie, jak on się cieszy, ten Cykan, gdy my do Żozefin zajeżdżamy? Poznaje dźwięk silnika, wybiega na drogę, leci u boku samochodu, a na podwórku zwija się w precle i esy-floresy, i aż jęczy ze wzruszenia, że “jak dobrze was widzieć”. No, nam też od razu lepiej, bo co tu kryć – absolutnie każdy woli gadać z Cykanem, niż z panem Dżerym.

I taka to jest właśnie historia o Wandzie, co nie lubiła psów, a pokochała Niemca. I ktoś mógłby pomyśleć, że phi, nic nadzwyczajnego, że jakaś baba ma psa, ale ja już kupiłam pięć konserw typu “Tyrolska”, kawę i cukier na zapas, i namawiam małżonka, żeby przerobił piwnicę na schron. No bo koniec świata, Żozefin ma psa!
A my przez pierwszy miesiąc tylko czekaliśmy, kiedy ona zadzwoni z pytaniem, czy aby nie chcielibyśmy Cykana wziąć do siebie, a tu takie buty, że nic z tych rzeczy! Koniec świata. Muszę jeszcze sucharów dokupić.

PS. Zrobiłam nowy ser długodojrzewający. Nazywa się Canestrato ( aka Italian Basket Cheese) i ma sycylijski rodowód. We Włoszech gomółki tego sera formuje się w specjalnie do tego celu plecionych koszykach wiklinowych, ale że nie znam osobiście żadnego sycylijskiego mafioso, a wyplatanie koszyków do sera to wymierająca profesja, i obecnie takie koszyki wyrabia ostatni na Ziemi, półślepy staruszek imieniem Salvatore Vincenzo, mieszkający w ukrytej w lesie jaskini, to kolejka zamówień jest dużo dłuższa, niż ta po sery Kanionka, i żeby taki koszyk kupić, to trzeba mieć szemrane układy, NO WIĘC ponieważ nie mam ani koszyków, ani układów, to użyłam plastikowych zamienników udających koszyki, i ser wygląda tak:

Ładny, co? A ile on mnie nerwów kosztował… Wamaciów zużyłam cały tegoroczny zapas, ale tylko podczas robienia pierwszej partii. Przy drugiej byłam już mądrzejsza o wszystkie te niuanse produkcji, o których zapomniał wspomnieć przepis, albo wręcz wprowadzał w błąd (na przykład: w przepisie stoi, że pierwsze formowanie pod obciążeniem może się odbyć bez chusty serowarskiej, i tu wamaciów poleciało tysiąc pięćset, i już sobie na marginesie kartki dopisałam wielkimi kulfonami, że ZDECYDOWANIE Z CHUSTĄ, jeśli komuś zdrowie psychiczne miłe).

Canestrato jest serem parzonym, to znaczy każda gomółka po uformowaniu moczy się w gorącej serwatce (65-70 stopni!) przez półtorej godziny, co sprawia, że  ser staje się zwarty i plastyczny. To znaczy plastyczny jest tak długo, jak długo jest gorący, bo po ostygnięciu i wymoczeniu w solance robi się tak twardy, że z powodzeniem możnaby nim brukować ulice albo nabijać armaty. Moczenie w solance też trwa wyjątkowo długo, bo – dla przykładu – krążek Goudy tej wielkości pławilibyśmy tylko przez 9 godzin, a Canestrato przez prawie cztery dni!

Mam tylko nadzieję, że będzie tak smaczny, jak mi wyobraźnia podpowiada, bo naprawdę – za tyle pracy, ile ten ser mnie kosztował, to ja bym nie chciała otrzymać kostki brukowej o smaku kostki brukowej (albo, co gorsza, kostki solnej dla bydła). Ale chyba będzie dobry, bo zjadłam z ciekawości skrawki, które musiałam odciąć nożykiem z zewnętrznych ścianek formy, i te skrawki były wyjątkowo smaczne, choć przecież jeszcze niedojrzałe. A solanka po moczeniu Canestrato jeszcze długo pachnie śmietanką do kawy. No nic, co z tego wyszło, dowiemy się za kilka miesięcy, a teraz Kanionek idzie spać.

47 komentarzy

  • Cma

    Piekna historia:) Ale czy wydaje mi sie, czy w koncowce pobrzmiewa nutka zalu, ze Zosefin jednak przywykla (i chyba pokochala) Cykana? Bo wprawdzie w Kanionkowie zwierzakow dosc, a taki Cykan pewnie sporo zje, ale fajna morda i w ogole:)
    No, ale pewnie to zludzenie, co?;)
    A swoja droga mam kuzynke, bardzo fajna i ciepla. Wychowala sie w domu bez zwierzat. I jakos w doroslym zyciu tez sobie nie wyobrazala, zeby miec psa, w mieszkaniu. Bo wlasnie te klaki i ogolnie, niezbyt to higieniczne. Psy znajomych owszem lubila, ale j/w. I kiedys najmlodszy syn jakos ja zbajerowal i zgodzila sie na niewielkiego psa. Labradora;) Bo pojecia nie miala co to za psy:) Dzis pies ma jakies 10 lat. Kocha go jak swoje kolejne dziecko:) I klaki (kleby cale) nie maja juz znaczenia.
    Ale jesli chodzi o pania Zosefin, to tak, to Wasza wina:)

    • kanionek

      Nie, naprawdę nie ma nutki żalu :)
      Po pierwsze dlatego, że Cykan jest szczęśliwy – może nie jada zrazików z cielęciny w konwaliowym sosie, ale codziennie robi po kilkanaście kilometrów spaceru, ma dom, nikt go nie bije itd.
      Po drugie dlatego, że Żozefin jest szczęśliwa. Ona się często bała chodzić sama na te grzyby, a teraz czuje się bezpieczna, a do tego wszystkim może się chwalić, jaki to mądry pies z tego Cykana, i aż pęka z dumy :)
      Po trzecie zaś dlatego, że nie oszukujmy się – już po miesiącu spędzonym z naszą bandą wyrzutków i nieużytków, ten pies zapomniałby o dobrych manierach i mielibyśmy na podwórku kolejną rakietę “ziemia-ziemia” (albo “balot-moja głowa”. Serio, już kilka razy oberwałam w łeb od przelatującego nisko psa, bo Puszczak z Ziemniakiem urządzają sobie szalone gonitwy po balotach, i lecą czasem dwa metry w powietrzu, bo mamy takie korytarze transportowe pomiędzy rzędami balotów).

      Reasumując: wszyscy są szczęśliwi, gdy Cykan jest tam, gdzie jest. A skoro wszyscy są szczęśliwi, to szkoda byłoby to zepsuć :)

      (Mój ojciec też zawsze był przeciwny psom w domu, ale gdy raz musiałam rodzicom powierzyć mojego ukochanego Szczerbika na jakieś pół roku, to zamiast psa odebrałam mały tapczan. Mama dawała psu karmę wg moich zaleceń, a Pańcio dzielił się z nim obiadkami).

  • Cma

    Aha, a taki ser, caly krazek ile by kosztowal? I czy mozna zamowic? I czy bylby dobry jako pierwszy kozi ser dla kogos kto jadl dotad pare razy takie sklepowe serki? Czy moze inny by byl lepszy?

    • kanionek

      A przez taki ser to masz na myśli ser świeży, wędzony, czy dojrzewający? Aaa, a może masz na myśli Canestrato? Taki krążek waży aż półtora kilograma… I w związku z tym kosztowałby aż 135 zł. Na pierwszy raz jak najbardziej się nadaje, albowiem już mogę zagwarantować, że będzie absolutnie niekozi w smaku (sery parzone tak mają. W ub. roku zrobiłam Caciocavallo i też był łagodny jak baranek), ale na Twoim miejscu zamówiłabym sobie kawałek dowolnej wielkości, a nie od razu cały krążek.
      Sery świeże i wędzone są tańsze, ale to wszystko można przeczytać tutaj: https://kanionek.pl/forum/showthread.php?tid=83&pid=1256#pid1256

      I zawsze można napisać do mnie maila (info@kanionek.pl) z jakimkolwiek zapytaniem. Odpisuję ostatnio średnio dwa razy w tygodniu, ale zawsze odpisuję :)

      • Cma

        Bardzo dziekuje za odpowiedz. Moze w sierpniu, wrzesniu sie na tyle ogarne, ze bede mogla zlozyc zamowienie. I faktycznie zaczne od mniejszego kawalka.

  • Aliwar

    To się ładny i mądry pies trafił Żozefin tylko pozazdrościć. Pewnie obydwojgu na dobre to wyjdzie on wolności na świeżym powietrzu użyje a ją nauczy złagodzenia obyczajów. Dwa światy a przyjaźń z tego piękna może będzie. Ser wyglada pięknie …. ty to masz cierpliwość potem tak czekać i czekać aż dojrzeje. Tak ogólnie to kolejka za serami coś mniejsza jest ? Znaczy wyobrażam sobie ze mleczka macie trochę więcej sprzedając powoli małe …. tylko czy chętnych nie więcej teraz ?

    • kanionek

      Cykan i Żozefin – jest dokładnie tak jak mówisz :)

      Z tą cierpliwością przy czekaniu to jest tak, że czas mi tak zapimpacza, że ja nawet nie czuję, że na coś czekam :D A wiecie, że u nas żniwa już? ŻNIWA. Czyli powinien być co najmniej środek sierpnia. I jarzębina dojrzewa! Wszystko powariowało po tym, jak w czerwcu był lipiec.

      Nie, chętnych w lipcu jest zawsze mniej, bo to najgorętszy okres urlopów (a pogoda niekoniecznie taka gorrąca), i to jest właśnie okazja dla mnie, żeby zrobić trochę serów dojrzewających.

      A z młodymi to na razie zastój w sprzedaży. Podbijamy ilość mleka dokarmiając kozy koszonym gdzie się da zielskiem (niedługo leśniczy będzie mógł się pochwalić najlepiej zadbanymi poboczami leśnych dróg, bo ktoś, nie powiem kto, mu je wykasza :D). Od jakiegoś czasu martwimy się o Taboreta, bo naprawdę wygląda już jak rekwizyt szkolny do nauki budowy układu kostno-szkieletowego, ale z tymi wysokomlecznymi jest taki problem, że choćbyś dał jej tysiąc kotletów, to ona i tak nie przytyje, tylko przyniesie jeszcze więcej mleka. Wyprowadzaliśmy Tabusia na spacerki na smyczy, żeby sobie w spokoju pojadła co lepszego zielska (na smyczy, bo inaczej zjadłaby nam drzewka owocowe i krzaki), bo pod paśnikiem to ona nie ma siły przebicia, i co z tego wynikło? Tabuś nie przytył, za to rano cycki pękają jej od mleka. No nie przemówisz takiej do rozsądku :-/

  • Jagoda

    Opowieść piękna, pies cudo, zachwycona jestem postawą Żozefin i polubię ją, jak weźmie jeszcze królika albo konia. Bo wiecie, widziałam konia rocznego wystawionego do ADOPCJI, pono po dobrym ojcu. Kanionek, to wiadomość dla Żozefin, nie dla Ciebie.
    Sery wyglądają obiecująco, dopiszę przy najbliższym zamówieniu, teraz zaraz, bo jakoś nie liczę, że kolejka się zmniejszyła.
    A tak z innej beczki to serce mam w rozterce. Kociaki adopciaki zostały dwa i wygląda na to, że zostaną na stałe. No i dobrze, ale z imionami mam zagwozdkę, bo z serca wypłynęła Bazylia i Tymianek dla parki oraz Bolek, bo para dla Lolka. Ale jaki ma sens Tymianek bez Bazylii (poszła w dobre ręce razem ze swoim imieniem, a tak swoją drogą ona musi tęsknić za braćmi)? I przechrzciłam je na Leomessi i Ronaldo, ale w sercu coś się nie zgadza, bo Leo taki tymiankowaty, przynajmniej raz dziennie ssie moją rękę… no a Bolek z kolei się zdezawuował…
    To jaka to byłaby para Tymianek i Ronaldo?
    Pierdołowate te moje problemy, ale takie też mam, a z innymi musze sobie sama radzić.
    I to tyle z rana, pozdrawiam.

    • kapelusznik68

      To wołaj na nie Ty Mianek i Ty Ronaldo. Wcale nie łatwy problem bo jak nazwałam kota Niespodzianka to ona reagowała na Jóźka i co zrobisz?

      • Leśna Zmora

        A może Maniek? “Ty, Maniek, nie drap kanapy!” :D.

        • kapelusznik68

          Dobre! A oficjalnie wpiszą mu Marian. Marian i Ronaldo.

          • kanionek

            A dla mnie, jeśli Tymianek, to musi być z Cząbrem!

            Jagoda, jeśli kiedyś zobaczę Żozefin idącą do lasu z KONIEM, to już nawet nie będzie koniec świata, tylko życie w jakimś innym wymiarze! Daj spokój, w sklepach nie ma tylu konserw i sucharów, żeby moja psychika mogła sobie z tym poradzić :D

    • Bo

      Tymianek i Rumianek.

      • Bo

        Ty Mianek i Ru Mianek
        😀👒68

        • Jagoda

          Powiem szczerze, że dobre to jest, no i z lżejszym sercem oraz rozluźnioną przeponą wyglądam deszczu. I przytulam moje kociaki.
          Będą leciały do michy nawet jak zawołam Lolek.

    • Leśna Zmora

      Tymianek i Podbiał!

  • ciociasamozło

    Kanionek! Bo Ty jak ta Stasia Bozowska (bez tyfusu) z doktorem Judymem i Św. Franciszkiem niesiesz prostemu ludowi światełko rozpraszające mroki zabobonu .
    Za dziesięć lat Wasza gmina będzie słynąć z najlepszego traktowania zwierząt w Polsce. A za dwadzieścia na rynku w B. mieszkańcy, wdzięczni za uratowanie przed życiem bez miłości do zwierząt, postawią pomnik “Kanionka Od Kóz” (młodzi na randki będą umawiać się pod KOKiem) :)))
    A na serio, to bardzo budujące, że Żozefin wystarczyło pokazać (no dobra, wiem, że to też lata mniej lub bardziej delikatnego walenie młotkiem), że można inaczej, że zadbane to od razu ładniejsze, zdrowsze i mądrzejsze. I takich Żozefin do nawrócenia za pewno jest więcej tylko Św. Kanionków mało :(

    I jak dobrze, że taki mądry Cykan się jej trafił! Będzie kontynuował edukacyjne dzieło Kanionka ;)
    I doskonale rozumiem to chlip, chlip, ale sama żeś se wybrała życie z Laserem z Krótkim Nerwem, Ślepą Majką, Pasztedzikiem i Pimpacym. Cała nadzieja w Żółtym. Może wyślij ją na korepetycje do Cykana?

    • kanionek

      “no dobra, wiem, że to też lata mniej lub bardziej delikatnego walenie młotkiem” – a żebyś wiedziała, ile razy miałam ochotę…

      A propos korepetycji u Cykana, to myśmy nawet chcieli ich zaprzyjaźnić, bo wiekowo i “masowo” są podobni (Żółte obecnie waży 35 kg), więc mogliby sobie poszaleć na jakimś spacerze, ale dajcie spokój. Jak Żółte jest po naszej stronie bramy, to strasznie groźne, Cykana opiernicza równo. Jak po drugiej stronie, to… Ucieka. Teraz mamy taki zapiehdol, że nie ma czasu na ustawiane spotkania i oswajanie jednego z drugim, ale przyjdzie zima, to się ich zsocjalizuje. Tak myślę.

  • kapelusznik68

    Cykan bardzo ładny, ale nie wygląda tak miękko jak Żółte.

    • kanionek

      Tak, Żółte jest mięciutkie jak kaczuszka, poza tymi przypadkami, gdy wpada na człowieka z całym impetem armatniej kuli. Wtedy jest twarde jak kaczuszka odlana z betonu :)

  • Iwa

    Takiego Cykana to i ja bym przytuliła od zaraz, mimo że przyrzekłam sobie na razie nie adoptować psów, bo trauma po ich odejściu za tęczowy most zbyt bolesna jest. Cykan chybaby jednak skruszył wszelkie wątpliwości. Taki mądry, posłuszny i piękny pies a na dodatek OWCZAREK. Ta Żozefin to ma szczęście. To szczęście to tak trochę też Twoja zasługa Kanionku. Tak jak już wcześniej dziewczyny pisały pokazałaś, że można inaczej traktować zwierzęta i one wtedy i ładniejsze i zdrowsze, a i właściciel szczęśliwszy.
    A tak a propos – jak Żółte ? Dalej rośnie w siłę czy inną masę ? Ile ona już waży ? Jak jej się układają stosunki rodzinne z resztą ferajny psiej? Żółte też śliczne bo “nasze” !!

    • kanionek

      No ba! Wasze, i najśliczniejsze!
      Waży już ta kaczuszka 35 kg.
      Wciąż pstro ma w głowie.
      Oraz lekkie ADHD.
      Ale serce dobre i usposobienie przemiłe :)

  • zerojedynkowa

    A ja chciałam pogratulować Kanionkowi sukcesu wychowawczego. Bo myślę, że jakieś kilka lat temu nikt nie podejrzewałby Żozefin, że mogłaby tak zmienić swoje podejście do zwierząt. (Jeżeli się mylę co do Żozefin to proszę mnie poprawić – to miał być komplement: i dla Kanionka za dawanie DOBREGO przykładu – i dla Żozefin za zmianę na lepsze :)
    Bardzo, bardzo sympatyczny wpis. Proszę o więcej takich ;)

    • kanionek

      Nie mylisz się :) W przypadku Żozefin i jej podejścia do zwierząt ogółem, to jest transformacja porównywalna do przerobienia trabanta na chevroleta.
      Ale bo ja wiem, czy to mój sukces? Żozefin po prostu musiała zjeść beczkę miodu, żeby się przekonać, że naprawdę jest słodki ;) Samym tłumaczeniem nic byśmy nie zdziałali.
      I ja też chciałabym więcej takich wpisów!

  • cornick

    Śliczności ten Cykan i już nie wiem które ładniejsze on czy Żółte? A jednak Żółte z temi uszami bardziej za serce jednak chwyta i już nie wiem, bardziej, bo te uszy, czy- jak napisała Iwa- bo nasze:)
    Kurcze, ale sprawiedliwości to nie ma jednak na świecie. Takiemu Kanionkowi wraz z Małym Żonkiem należałby się jak, nomen omen, psu buda taki cudnie ułożony psiak, co i reszty żywiny by przypilnował oraz wychowywał dając dobry przykład. A tu nie! Nie ma lekko, tzn Żosefin owszem, ma lekko, a Kanionek ma Żółte… no pani z takimi uszami:)))
    O serach to nawet nie wspomnę ani jednym słowem, nie liczę nawet na jakieś zapomniane resztki z kanionkowych wyrobów, zatem milczę jak groboeirc Ale gdyby może przy jakichś większych porządkach wyturlał się spod komody (zaturlany wcześniej przez koty) jakiś kawałek, to ja zawsze chętna na to będę.

    • Leśna Zmora

      A ja w tym widzę sens i logikę w przydziale psów przez siłę wyższą (czy co kto tam wyznaje) – Kanionek będzie kochać każdego psa, jaki by okropny nie był i albo sama się nim zaopiekuje, albo powierzy w prawie tak dobre ręce jak jej (równie dobrych to chyba drugich się nie znajdzie, a lepszych to już w ogóle nie ma opcji ;) ). No a Żozefin potrzebuje bezproblemowego psa, który nijak jej nie podpadnie, żeby na dobre ją zakotwiczyć po psiej stronie mocy ;) .

      • kanionek

        O, to, to! Dobrze powiedziane.

        Cornicku kochany, jakie wyturlane? Jakie resztki z kociego stołu? Jeśli zapragniesz sera, to – kiedy będziesz chciała – będziesz go mieć! Adres mailowy znasz.

        Aha, i z temi uszami, to ja chciałam zauważyć, że Żółte osiągnęło już takie rozmiary, że te uszy wydają się ciut przymałe :D I ogon też już nie wygląda jak sznurek do wyprowadzania psa, przyczepiony ze złej strony. I już końcówka ogona nie dotyka podłogi :) A uszy wciąż nie mogą się zdecydować, czy klapnąć na zawsze, czy jednak próbować dzielnie stać na baczność. Zwłaszcza prawe ma takie żołnierskie zacięcie ;)

  • Ange76

    RODO Rodem, ale ktoś tu narusza prawo autorskie rozpowszechniając wizerunek psa Cykana zapewne bez jego zgody ;)

    Just kidding!

    Naprawdę Żozefin ma więcej szczęścia niż ….. coś tam. Taki mądry i ułożony pies jej się trafił. Sama bym takiego chciała :) Fajnie, że nie wylądował gdzieś w schronisku i jeszcze do tego, oprócz przekabaconej już Żozefin ma dwóch aniołów stróżów w postaci Kanionka i Małżonka :)

    A ser, hmm, wygląda na wart grzechu.

    • kanionek

      “Naprawdę Żozefin ma więcej szczęścia niż ….. coś tam” – i całe szczęście :) Są, w pewnym sensie, idealną parą. Mam wrażenie, że Cykan rozumie, że panią Żozefin trzeba się tak trochę opiekować, bo ona nie zawsze “skleja akcję”. Serio, on czasem tak na mnie patrzy, jakby mówił: “Spoko, ja WIEM. Damy radę, nie martw się”.
      Z nieba jej ten pies spadł :)

  • Basia

    A to Zolte Bagietkowe to umie sypiac? A nie tylko rozrabiac?? Jest rozczulajaca taka spokojna…
    A Cykan sliczny, dobrze ze trafil do Zosefin :)
    Pozdrawiam caly zwierzyniec z obsluga :)))

    • ciociasamozło

      Basia, tak mi się wydaje, że Żółtemu zdjęcie da się zrobić tylko jak śpi, bo inaczej to raczej rozmazana jasna smuga albo pieczątka z psiego nosa na obiektywie ;)

      • kanionek

        A Ciocia wie co mówi, bo sama ma taką SMUGĘ w domu :D

        • kanionek

          Basiu, my również pozdrawiamy! A Żółte kiedy śpi, to jest dla wszystkich taka ulga… I można się wtedy do niej przytulić bez ryzyka złamanej szczęki lub wybitego oka (Żółte tryska entuzjazmem i zarzuca łbem jak koń, a jak się chce od niego buziaczka, to w pół sekundy wyliże człowiekowi całą twarz, a na końcu uszczypnie w ucho, bo NIE WYRABIA z tej radości i MUSI ją wyrazić w sposób dobitny i nie pozostawiający wątpliwości! ).

  • kapelusznik68

    Cicho tutaj. Ja rozumiem, że Kanionek urobiona po łokcie, ale co z resztą. Wszyscy na Hawajach?

  • jestem zielona

    ja bylam na Hawajskiej ulicy dzisiaj, te same bloki co zawsze i NIC ciekawego tam nie bylo bo ciekawe rzeczy to u Kanionka

    • kapelusznik68

      Pewnie, że ciekawiej tutaj. Tylko, że chyba wszyscy na tej Hawajskiej siedzą. :)

      • jestem zielona

        taa, narod czasu nie ma bo trzeba zbiory w sloiki pakowac albo parawany na plazy wznosic albo ze szczytow spadac, niektorzy sie z wegorzami scigaja albo jeszcze inne trudne dyscypliny wakacyjne cwicza… a dla tych co lubia callanetics chocby i na podworku potrenowac BOSO to hula taka propozycja
        https://www.google.com/search?q=hula+youtube&oq=hula+youtube&aqs=chrome..69i57.10498j0j4&sourceid=chrome&ie=UTF-8

        • kanionek

          Callanetics! Jak ja dawno nie słyszałam tego słowa. Pamiętam ten szał i wielokrotnie kopiowane kasety VHS, na których już ledwo co było widać. Opaski frotte na czoło… I getry od kostki do kolan. Bez opaski i getrów nie szło schudnąć :D

          • ciociasamozło

            A wiesz, mnie się getry i frotki raczej z aerobikiem kojarzą, a callanetics utkwił mi w głowie jako kolorowe legginsy :)
            Ale nie ćwiczyłam ani jednego, ani drugiego – jam dziecko gimnastyki korekcyjnej w szeleszczących granatowych szortach z lamówką i cisnącej pod szyją bawełnianej koszulki z sitodrukowym obrazkiem ;P To zniechęca do jakichkolwiek ćwiczeń w grupie na całe życie ;)

    • jestem zielona

      ja to lubie popatrzec jak inni cwicza :)) i tez nie za czesto bo oczy sie mecza a te hawajskie wdzieczne wygibasy nie pasuja do aerobiku ani do zumby ani do wiadomych celebrytek wiec wygrzebalam z komorek stary, dobry canalletics …

    • kapelusznik68

      Te Panie z czerwono-żółtymi miotełkami mają zapewnioną przyszłość w sektorze likwidacji kurzu na meblach.

  • Leśna Zmora

    Kanionku, jutro przyjeżdżąją do mnie pobierać krew (kozią, nie moją) – czego mam się spodziewać? Będzie dużo płaczu? Mam wołać wszystkich sąsiadów do trzymania czy jakoś sama dam radę?

    • kanionek

      U nas byli dwa lub trzy lata temu (rutynowe przesiewowe pod kątem gorączki Q – zapytaj czego teraz szukają, bo jestem ciekawa). Powinno się obyć bez ekscesów, chyba że wet trafi się dupny. Generalnie koza powinna ustać te parę minut potrzebne na zgolenie odrobiny sierści, znalezienie żyły i wkłucie, więc pomocne mogą być smakołyki podawane z ręki w trakcie tych machinacji :)
      Jeśli wet znajdzie żyłę i sprawnie się wkłuje, to pobranie krwi potrwa kilka sekund. Latem jest łatwiej, bo kozy mają lekką szatę; zimą byłoby szukanie żyłki w materacu sierści :D
      Dasz radę i nic się nie martw :) O kozy też się nie martw – takie ukłucie to pikuś, w porównaniu z np. dziabnięciem przez końską muchę. Nawet nie poczują.

      • Leśna Zmora

        Ok, już po :) . Wszyscy powyżej iluśtam miesięcy (chyba 9) na brucelozę + 2 sztuki z powyższych dodatkowo na gorączkę Q. Musiałam tylko łapać i trzymać kiedy dźgał je w szyję, nawet bez golenia się obyło.
        Niestety mój ukochany wrażliwy koziołek się na mnie smiertelnie obraził :( . Jak ja go mogłam trzymać i pozwolić żeby jakiś dziad mu krzywdę robił! Teraz nawet musli nie chce :( .

        • kanionek

          Hłe, hłe, faceci… Nasz Andrzej też zawsze taki “biedaczek” ;)
          No i patrz, my z marszu dostaliśmy papier “stado wolne od brucelozy”, a u Ciebie kozy kłują. A pod kątem gorączki Q to owszem, było wymaganie co do wieku, ale i co do płci – samców dźgać nie chcieli!
          No i fajnie, że już po wszystkim.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *