Jestem serem, białym żołnierzem, czyli o czym szumią żaby na wierzbie

“It’s a crazy world we live in
and I’m leaving it today
for another institution
where crazy people play

Every time I climbed a mountain
and it turned into a hill
I promised me that I’d move on
and I will…”

(Dio, utwór “Strange Highways” z albumu o tym samym tytule, 1994)

 

Nadmiernie wyczulona świadomość zabija spontaniczną radość. To jest odpowiedź na pytanie, jakie podobno zadaje sobie często Hugh Laurie – “Why am I not happy?”. Powiedział też kiedyś, że nie umie się bawić, że wręcz nie ma pojęcia, czym jest ta “dobra zabawa”, o której wszyscy zdają się mówić i której zawsze mu życzą. No cóż, ja też nie wiem. Na imprezach zawsze czułam się jak na egzaminie z trygonometrii – spięta i klaustrofobiczna. Ale kto by się zorientował?

Blisko 30 lat uprawiania filozofii rodem z dupy i nigdy niczego mądrego jeszcze nie wymyśliłam, jeśli nie liczyć oczywistego credo wszystkich defetystów: “Nic nie ma znaczenia, wszystko na marne, wszyscy zginiemy”.

“I, I,
good for nothing
going nowhere
– so they say.
Hey!
Someone give me blessings
for they say that I have sinned
That’s when I crawl inside myself
and ride into the wind
on strange highways”

(część dalsza tego samego utworu Dio)

Ginę w obowiązkach. W punktach codziennie odhaczanych na liście, w tych po wielokroć wydeptanych ścieżkach powszedniej rutyny, które mogłabym przemierzać z zamkniętymi oczami. Ginę w rzeczywistości, która dzień w dzień czegoś ode mnie wymaga i pochłania mnie po kawałku, od rana do wieczora, aż całkiem znikam i nie ma mnie.

“Twisted dreams that are formed from illusion
The collusion of fear and torment
Decimating to stem this contusion
With a power-mad freaking intent

You’re sowing the seeds of a nightmare from hell
Your prayers and your demons lie dead where they fell

Walking through fire
fate’s in my hands
waiting for lightning to strike
Man on a wire, bearing the brand
waiting for lightning to strike
Lightning to strike!”

(Judas Priest, utwór “Lightning Strike” z albumu “Firepower”, 2018)

Wychodzę na podwórko, i powietrze mi pachnie jabłkami. JABŁKAMI Z CYNAMONEM I WANILIĄ.

A jeśli żaba ma rację? A jeśli, na ten przykład, doszłam już do takiego etapu, że męczy mnie nawet rozczesywanie włosów, ale w związku z tym moja pierwsza myśl nie brzmi: “Może powinnam sobie zrobić EKG wysiłkowe”, tylko: “Trzeba będzie obciąć te głupie kudły”, to czy w takim przypadku diagnoza od lekarza psychiatry też nie byłaby całkiem od czapki?

“When the outside temperature rises
And the meaning is oh so clear
One thousand and one yellow daffodils
Begin to dance in front of you, oh dear

Are they trying to tell you something?
You’re missing that one final screw
You’re simply not in the pink my dear
To be honest you haven’t got a clue

I’m going slightly mad
I’m going slightly mad
It finally happened, happened
It finally happened, ooh woh
It finally happened, I’m slightly mad
Oh dear”

(Queen, utwór “Slightly Mad” z albumu “Innuendo”, 1991)

 

Przynoszę ze szklarni sałatę do obiadu, rwę liście nad miską, i one mi pachną zdechłym mintajem. I jeszcze, dopiero niedawno, zorientowałam się, że – nie wiedzieć kiedy – wyrobiłam sobie głupi nawyk oddychania przez usta, gdy pracuję fizycznie. Może to i dobrze, że nikt mnie tu nie ogląda – starego, brzydkiego blobfisha pchającego taczkę.

Pac! Ubijam packą muchę na szybie kuchennego okna.

– Błeee – krzywi się małżonek. – I rozmazała tę muchę na szybie.
– A ty co? Liżesz te okna, że tak się martwisz?
– Oczywiście. Właśnie dlatego codziennie wstaję pół godziny przed tobą, żebyś nie widziała, jak liżę okna.
– Aha. A słuchaj, czy ja wyglądam jak blobfish, kiedy pcham taczkę?
– Wybacz, ale zupełnie nie wiem jak ci odpowiedzieć na to pytanie…

Oczywiście, że się nie rozmnożymy. Jesteśmy odpowiedzialnymi ludźmi.

Nie, nie, nie trzeba pomagać.

 

PS. Tak, na pewno mam gdzieś swoje zdjęcia, na których wyglądam normalnie. Albo Mama je gdzieś trzyma, tak jak zawsze trzymała się nadziei, że nie jestem kopnięta, tylko ekscentryczna. Na matmie, zamiast patrzeć na tablicę, rysowałam jakieś ponuro-sentymentalne bzdety:

Nic się nie zmieniło. I piękne to, i straszne.

PPS. Jeszcze garść przypadkowych fotek i idę spać.

Róża, która wiecznie się odradza, choć szarpały ją i kozy, i Majączek:

 

Wiaderka od Leśnej Zmory (jest ich sześć i każde w innym kolorze. Wiszą chyba ponad tydzień i jeszcze ich Żółte nie rozpracowało!)

 

Mama Kaczka i małe kaczątka:

 

Kotek i Panter w tymczasowym domku letnim, podczas przelotnego deszczu:

 

Co?

114 komentarzy

  • Cma

    Chyba jestes potwornie zmeczona.
    Zdjecia piekne. Notka swietna.
    ps. w ogole nie widac,zeby byla susza u Was.

    • kanionek

      Tak, jestem przemęczona, do bólu (dosłownie). Już nie mam satysfakcji z pracy, z tego że coś zrobiłam dobrze czy ładnie, tylko “jadę z grafikiem” jak robot. A brak satysfakcji to drzwi na oścież otwarte dla frustracji. Tylko wciąż nie wiem, czy POWINNAM tak się czuć, biorąc pod uwagę wiek i obciążenie pracą, czy może jednak osłabia mnie jakaś choroba. A do lekarza, czy laboratorium analiz medycznych, to wiecie, że mam siedem rzek do przepłynięcia, siedem gór do pokonania, siedem smoków do zabicia i jeszcze skok przez płonącą obręcz na końcu ;)

      Suszę widać najlepiej na łąkach (płaskie, rozległe tereny) oraz na podwórku, a pod lasem to jeszcze jakoś zielsko daje radę, bo więcej cienia. Od dwóch dni przewalają się nam nad głowami ołowiane chmury, wyglądają jakby miały zaraz popuścić, ale ani kropli deszczu!

  • wersja

    to lecę notkę czytać :D

  • wersja

    Przeczytałam. Lubię Cię. (Chciałam napisać Kocham Cię, ale pomyślałam, że pomyślisz, że nie wiadomo, co o mnie myśleć…). p.s. Mnie ostatnio pranie pachniało acetonem, a nie mam w domu acetonu w żadnej postaci. To przez te upały. pps. Za to od dwóch miesięcy mam psę. Jest głupiutka i przepadam za nią. Nie wiem, jak masz czas na cokolwiek, skoro ja przy jednej psie prawie na nic nie mam czasu.

  • Żółte coraz poważniejsze psisko.
    Ech rozumiem co piszesz. mam takie same zdjęcia ale nie stawiam sobie diagnozy … przezornie.

    • kanionek

      Na podstawie samych zdjęć to ja bym sobie też nie stawiała. Ale to wszystko pomiędzy zdjęciami… Gruby materiał ;)

      • teatralna

        powiedz poważnie, czy Ty jesteś szczęśliwa, wiem, że dużo pracy, że odpowiedzialność, że kochane istoty, którymi trzeba się opiekować, że świat jest obrzydliwy zwłaszcza na wsi a ludzie okrutni, ze są momenty gorsze, dni gorsze, miesiące nawet ALE czy Ty Kanionku
        wróciła byś tam skąd tu na wieś przybyłaś…

        • Aliwar

          Przepraszam ze sie wcinam ale dlaczego uważasz że obrzydliwy zwłaszcza na wsi? Ja mam dokładnie odwrotne odczucia ….

          • Teatralna

            Bo na wsi ludzie paskudnie traktują zwierzęta. Mają mniejsza wrażliwość na ich krzywdę… Bo psy na łańcuchach a koty nie karmione muszą przecież łapać mysxy. nigdy w życiu nie widziały weta ani tabletki na odrobaczenie nawet…

          • Aliwar

            Nie wiem czy dobrze się podpielam żeby odpowiedzieć . Z jednej strony napewno tak bywa ale chyba to coraz rzadziej takie skrajne ….. , myślę że w mieście tez zwierzęta nie wszystkie mają lekko. Dzikie zamknięte w mieszkaniach albo dzikie koty zresztą jest wiele problemów i trudno porównać co gorsze …..czytając Twoje pytanie do Kanionka pomyślałam może jakoś od innej strony….świat jest jaki jest ale wyobrażam sobie jak Kanionek siedzi przed domem i patrzy na zachód słońca i wsłuchując się w muzyke wieczoru i czuje się szczęśliwy właśnie w takiej małej chwili świat jest cudowny . Ja ze wsi jestem teraz mieszkam w małym miasteczku i chora wracam z wielkiego miasta więc może dlatego jakoś tak to widzę. I czekam z niecierpliwością co Kanionek Ci odpisze . Pozdrawiam Was obie serdecznie ☺.

          • Cma

            Mysle, ze Kanionek moze sobie tylko wyobrazac, ze siedzi wieczorem przed domem, patrzy na zachod slonca i wsluchuje sie w muzyke wieczoru;)
            Ale oczywiscie goraco mu tego zycze!

          • kanionek

            Dobrze mówisz, Ćmo. Takie rzeczy to tylko na obrazkach Diabła w Buraczkach. Pamiętacie? Kiedyś Diabeł namalował Kanionka siedzącego o zmroku na dachu domu, z psem, kotem, kurczakiem… Mam ten obrazek na ścianie i wzdycham z rozrzewnieniem, gdy tylko na niego spojrzę.

            Jak już kiedyś pisałam – oczywiście, że nie jestem szczęśliwa, ale to pewnie wynika z mojej osobowości, a nie miejsca pobytu. Jednakowoż jeśli mnie zapytacie, czy wolę być nieszczęśliwa tutaj, czy w mieście, to oczywiście, że wolę tutaj! No i pewnie, że są te chwile (CHWILE, ułamki sekund), gdy czuję się szczęśliwa. Gdy patrzę, jak kozy maltretują paśnik pełen wierzby, albo jak Żółte obgryza kawał jałowcowego drewna i się do niego uśmiecha, gdy małżonek śpiewa mi kolejną absurdalną piosenkę o Kanionku, albo gdy kaczuszki… No jest tych miłych chwil trochę :)
            Myślę, że na mojej drodze do szczęścia najczęściej stoi strach, i to nie taki na wróble. Ale dajmy pokój strachom, nie mam już siły o nich pisać.

            Aliwar – w tych stronach na wsi jest bardzo źle, a nawet gorzej. To, co normalnemu człowiekowi wydaje się “skrajne”, tu jest normalnością. Pisałam o tym nie raz, gdy mi się ulewało na temat ogromu głupoty, ignoracji, niechciejstwa, prowadzących do naprawdę karygodnych zaniedbań, a czasem wręcz okrucieństwa wobec zwierząt. Takie Żółte, karmione śrutą jak kurczak, to nie był jakiś wyjątek. To jest tutaj normą. Naprawdę, boję się już wyjeżdżać z domu dokądkolwiek poza Biedronką w B., nie chcę widzieć zagrzybionych kóz na łańcuchu, oszalałych na uwięzi psów, wychudzonych kotek rodzących po kilka miotów rocznie, zasranych po pachy cieląt. Dobra, kurwica zaczyna mnie brać, więc skończę. Tak sobie codziennie mówię, gdy już nie mam sił i boli mnie wszystko, że to nieważne, że kiedyś pewnie padnę pyskiem w kałużę i już nie wstanę. Robimy co możemy, tam gdzie możemy, i dopóki możemy. I tylko to się liczy, trzeba “robić swoje” tak długo, jak tylko się da.

          • Cma

            Ja tu widze dwa wyjscia: albo wygrywacie w totka tego lata, albo rychtujecie jakis plan hamujacy niepowstrzymany rozrost stada koziego.
            (I czy tylko ja mam wrazenie, ze oba warianty sa nierealne?)

          • kanionek

            Ale u nas nie ma “niepohamowanego rozrostu stada koziego”. Mój dobry porze, toć gdybyśmy tego nie kontrolowali, to dziś nie byłoby sztuk 70, tylko 700. Dziewczyny w wieku i kondycji rozrodczej widzą się z Pacankiem lub Bożydarem tylko jeden dzień w roku, dokładnie wtedy, gdy mają ruję, a my uznamy, że to dobry czas. Tzn. widzieć to się widzą codziennie, ale przez ogrodzenie pod prądem. Młode sprzedajemy (choć w tym roku na przykład jeszcze nikt nie zadzwonił ws. ogłoszenia, za to przyjechał facet na motocyklu, zapytać czy aby nie chcemy trzech dodatkowych kóz…). W ubiegłym roku ustaliliśmy, że więcej niż 30 kóz do dojenia to już nie damy rady, choćby czasowo to się w dobie nie zmieści, biorąc pod uwagę, że ser jest robiony codziennie z mleka świeżo udojonego. W tym roku doimy “tylko” 22 kozy, bo ośmiu wyselekcjonowanych w ub. roku młodych nie kryliśmy, bo za młode, no ale są, i sianko jedzą, a i ziarka zimą też. Jeśli w tym roku faktycznie pokryjemy 30 kóz, to na wiosnę będzie około 50-60 młodych, które będziemy oczywiście sprzedawać, ale nie wcześniej niż po trzech miesiącach. Przez ten czas będziemy mieli blisko setkę zwierzaków do ogarnięcia, i tak to się przedstawia.

          • Aliwa

            Może rzeczywiście sporo zależy od regionu, a tez przyznaje się nie zdążyłam (jeszcze ) przeczytać wszystkich wpisów. ……… a twój strach chyba potrafię trochę zrozumieć. Nie poddawaj się i rób swoje.

          • Leśna Zmora

            Mysleliscie żeby przeciągnąć kozom laktację na dłużej niż rok? Co prawda wtedy odpadnie zimowa przerwa, ale będzie mniej małego tałatajstwa, spokój z okołoporodowymi cyrkami itd. Ja się nad tym poważnie zastanawiam, żeby chociaż kilka sztuk na próbę.

          • kanionek

            Myśleliśmy, myśleliśmy. Dla nas to trochę zbyt ryzykowne, gdy wyżywienie całego stada zależy właśnie od tego mleka i co Kanionek z niego “wyczaruje” ;) Niektóre kozy, jak wynika z mojego doświadczenia, zasuszą się same i figa z makiem, choćbyś na głowie stanęła. I wtedy przez cały rok susza… Druga rzecz – te co się nie zasuszą i tak nie dadzą w drugiej, “wymuszonej” laktacji tyle mleka, co dałyby na okoliczność urodzenia dzieci, ale tego nie wiem z doświadczenia, tylko z doniesień internetowych innych hodowców. Trzecia rzecz, nie do przewidzenia: ile będzie łącznie tego “zimowego” mleka dziennie? Bo jeśli z np. dziesięciu kóz dostanę w lutym 3 litry, to za mało na ser, za dużo do kawy, i nie wiadomo co z tym zrobić. No ale to akurat najmniejszy problem, bo największy to ten z ryzykiem, że kozy wskutek takiego eksperymentu nie zarobią nawet na siebie, a wtedy Kanionek będzie musiał sprzedać nerkę na czarnym rynku, żeby zapłacić za siano i owies :D

          • Leśna Zmora

            Może i mniej, ale z drugiej strony – czy bardziej opłaca się zmniejszona laktacja, czy normalna, ale dzielona z 3 koziołkami? No ale ja tu mogę sobie dywagować i eksperymentować, jak 70 kóz to ja widziałam raz w życiu…

            BTW co do małych koziołków – czy na ostatnim zdjęciu w ogłoszeniu to jest Megakraszik?

          • kanionek

            W naszym ogłoszeniu są trzy fotki i na żadnej nie ma Megakraszika. Na ostatnim jest synek Ireny, ten nakrapiany jak pluszak z marketu.
            Wiesz, rozmarzyłam się, myśląc o tej opcji “bez porodów, bez koziołków”, ale nadal się boję. Może też spróbujemy z dwiema czy trzema kozami, zobaczy się. Ziokołek oczywiście zrobiła nas w trąbę w tym roku i udowodniła słuszność przydomków nadawanych jej przez Małego Żonka (Zakałek, Nierobek). Chodzi teraz wyluzowana, filozofuje, słucha ściany, i tyje. Spróbuję wydoić z niej “mleko czarownic” ;)

            A dzisiaj sprzedaliśmy trzy dziewczyny i jednego chłopaczka-misiaczka takiej sympatycznej rodzinie, że zamiast teraz siedzieć i się smucić to się cieszę. Mają trzy psy, do przewozu kóz chcieli wynająć przyczepę dla koni (!), więc już po rozmowie telefonicznej wiedziałam, że to nie są oszołomy, co przyjadą po zwierzaki z workiem na pszenicę i sznurkiem. Mieli ze sobą nawet nowiutkie obroże, dopiero co kupione w zoologicznym! Mieszkają niedaleko, a zaraz po dotarciu do domu wysłali nam zdjęcie, jak się nasze podopieczne u nich aklimatyzują :) Koziołek kastrowany, bo oni nie chcą kóz rozmnażać, tylko urozmaicić swój inwentarz (jak mi facet powiedział, że ma kaczuszki, to od razu zarobił plusa na starcie). No i pójdę spać spokojna :)

          • Leśna Zmora

            He he, jak ktoś sobie kupuje kozy dla urozmaicenia życia i radości z nich, to mi się przypomina ten dowcip o Żydzie ;) . No ale tak na serio to fajnie że dzieciaki dobrze trafiły, oby im się wiodło w życiu :) .

          • kanionek

            No co? Urozmaicenie w życiu będą mieli, a radość jest przereklamowana – od śmiechu robią się zmarszczki (dlatego ja, właścicielka siedmiuset kóz, umrę gładka na pysku).

            Skończyłam kosić zakamarki za pastuchem o 22:00, kozy żrą nawet po ciemku, więc one zadowolone, a ja trochę mniej. Ledwie mi małżonek kosę wyremontował (już drugi raz w tym roku coś jej odpadło), to teraz mój półgrabek zgubił ostatnie zęby i co skoszę, to muszę łapami zbierać, a plecy skrzypią jak stare drzwi do piwnicy. Chciałam kupić nową końcówkę do grabi, ale dziadostwo robią teraz takie, że już w sklepie niektóre zęby były wyłamane! Nie wiem, kruwa, chyba z betonu sobie te grabie odleję.

          • Bisia

            A takich drewnianych na tzw targu czy jarmarku to się nie da kupić?
            Siano bardzo ładnie się tym grabilo😉, nie wiem co prawda czy Twoim “różnorodnościom” też dadzą radę.
            Wspomnienia się włączyły, A teraz nawet tych łąk nie ma…

          • kanionek

            No właśnie do siana to drewniane są świetne, leciutkie i w ogóle, ale do “różnorodności” to już nie bałdzo (raz, że różnorodności są cięższe, bo świeże, dwa – często splątane dzikimi pnączami. A do tego drewno jest kapryśne – puchnie od wilgoci, chudnie od gorąca, i te zęby szybko by powypadały ze szczęki). Te moje plastikowe, pomarańczowe, też były do siana (szeroki rozstaw zębów, lekkie), i służyły mi kilka lat. Ale jak prawie wszystko na rynku, teraz takie grabie są tańsze i gorsze. No ale dobra, panie Kobra, nie ma co marudzić, łapami też jakoś da się zebrać. A wspomnienia dobra rzecz… Wy/raz miała taki pomysł, żeby do kalendarza w przyszłym roku dołączać woreczek z siankiem – do wąchania, albo do świątecznego stołu, co kto lubi. Niektórzy mogliby się “sztachnąć” i przenieść myślami w czasy dzieciństwa, wakacji, i takich tam :)

          • Bisia

            Te grabie to się mnie teraz tak uczepiły, że szkoda gadać.
            Już mam drugi a nawet trzeci pomysł. Sekcja komentarzy u Kanionka wszystko przyjmie to można sobie pisać a pisać.
            Skoro plastikowe się łamią, drewniane też, to zostają metalowe ogrodowe. Proponuję kupić dwoje, i małżonkowi dać aby je jakos ładnie połączył ( jedne to za wąskie), wyciął co drugi ząb bo inaczej praca nimi to będzie katorga ( teraz widzę oczami wyobraźni jak on przy przerazliwym skrzypeniu jakie grabie będą z siebie wydawać przy operacji usuwania zębów, komponuje i śpiewa kolejną “metalowa” piosenkę.)
            A kolejną opcja, to całkiem domowej roboty, z pięknych grubych gwoździ, wbitych w jakaś odpowiednią listewke.
            Niby wiem, że to wszystko mało praktyczne, pewnie nawet niewykonalne,i gra nie warta świeczki ale jak oczami wyobraźni widzę, że Kanionek znowu będzie mieć więcej roboty i za nic nie chce wydać grosza na siebie, żeby sobie pracę ułatwić, to mi takie głupie pomysły do głowy przychodzą.
            A zapachy podobno najlepiej “przechowują ” wspomnienia.
            Jak nie palę papierosów tak pierwszy “dymek” z papierosa, który ktoś zapali obok mnie na świeżym powietrzu, zawsze przenosi mnie w czasy dzieciństwa, na pole, gdzie podczas przerwy w pieleniu, rodzice siadali na granicy i zapalali papierosy.
            Z perspektywy czasu to taki idyliczny obrazek ale wtedy w dzieciństwie pielenie tygodniami we wakacje było przekleństwem.
            Dobra wracamy do teraźniejszości chyba, że ktoś się dołączy do zapachowych wspomnień.???

          • kanionek

            Bisia, ja Ci mówię – stąpasz po ostrej krawędzi tego odpiłowanego grabiom zęba :D
            Małżonek dzisiaj skończył przerabiać prasę do serów na taką, co nie trzeba do niej latać co 5 minut i podkręcać, a tuż przed 22:00 Kanionkowi urwała się lewa rączka od kosy. Jak on przeczyta o tych pomysłach na zimowe zabawy z grabiami, to wszyscy dostaniemy bana na blogu :D

            Tak! Zapachy są jak machina do podróży w czasie :)
            I to nie jest tak, że ja nie wydam złotówki na grabie. Ja wydam, tylko bym chciała, żeby one choć jeden sezon posłużyły, a nie że wyłysieją po pierwszym grabieniu :-/

          • Bisia

            E tam, bana zaraz, ja grzeczna jestem, marzenia sobie na ekranik przelewam.
            Wiesz, uświadomiłam sobie, że pewnie to nie jest tak, że wszystko rączkami swoimi zabierasz, bo w końcu jeszcze widły istnieją, i przy takich różnosciach to pewnie są głównym narzędziem. Dobra odczepiam się od tego tematu. Aż dziwne, że ten wątek wciąż przyjmuje komentarze.

          • kanionek

            Eee, z tym banem to był żarcik tylko. Bo wiesz, pomysłów (w tym głupich i/lub niewykonalnych to ja sama mam na pęczki, a małżonek się tylko za głowę łapie. Głównie dlatego, że doba ma wciąż tylko 24 godziny).

            No właśnie widłami nie, bo zapalenia mózgu można dostać, gdy się widły w tę zieloną masę wtyka, a one ciągną coś, co nie jest skoszone, tylko siedzi uparcie korzeniami w ziemi, i wtedy człek głupi ciągnie z mozołem, to coś w końcu puszcza, widły wylatują z impetem w górę, zielone się rozsypuje… Dodópy stakim czymś. Łapami zbieram, zwijam na kupki, łapami ładuję do wózka. Wcześniej grabiami zbierałam na kupki, a ładowałam i tak ręcyma, bo z przyczyn wyżej wspomnianych. No i to oznaczało dużo mniej schylania się i zginania kręgosłupa w tych miejscach, gdzie on się i tak ledwie dupy trzyma ;)

        • Cma

          No i znow mojj wpis zabrzmial niefajnie, jak dobre rady przemadrzalej ciotki, co to sie zna na wszystkim.
          Wiemi przeciez, ze regulujecie urodzenia koziolkow,, ze “ogiery” odseparowane. Ale wiem tez, ze bez koziolkow nowych mleka nie bedzie. Umknelo mi, bo chyba o tym nie pisalas, ze mlode regularnie sprzedajecie. Tzn. wspomnialas raz czy dwa o sprzedazy, ale wydawalo (!) mi sie, ze to nieczeste przypadki. Laik hodowlany, ze mnie, to i wyobrazenia chybione. Mnie po prostu przeraza mysl, ze w dwojke ogarniacie taka gromade glodomorow, a oprocz tego macie mase innych obowiazkow, przede wszystkim dojenie i produkcje serow ( to juz tylko Ty).
          No i tylko o tym myslalam piszac tamten post, ze to juz teraz musi byc praca ponad sily dwoch osob. I albo jakis pomocnik (dlatego ten totek), albo ostre hamowanie.
          Przepraszam, ze musialas wyjasniac rzeczy w sumie oczywiste.

        • Leśna Zmora

          Czyli potrzebny drugi Mały Żonek (Mniejszy Żonek?) żeby razem z Małym Żonkiem nr 1 realizowali kanionkowe pomysły i spełniali potrzeby.
          Chociaż 2x więcej narzekania “a na co Ci to”, “a ja nie lubię brokułów”, “nie chcę jechać na urodziny Twojej ciotki” itp. itd. to będzie duży minus takiego rozwiązania…

          • Leśna Zmora

            (to miało być pod postem o tym, że Mały Żonek nie da nikomu bana, a widły nie są wcale takie fajne, wydawało mi się że kliknęłam właściwe “odpowiedz”, a jednak nie…)

  • Basia

    Naliczylam 28 koz, ale pewnie sie machnelam :)
    Cudna uszata Bagietka!
    Dolujesz sie specjalnie tym blobfiszem? Jak na niego dluzej popatrzec, to jest nawet sympatyczny, ma takie mile oczka :)))))))
    Odpocznij moze jakos? (wiem, glupia jestem, bo kiedy masz odpoczywac…)

    • kanionek

      A czy ja mówię, że on jest niesympatyczny, ten blobfisz? Jak na zmęczoną życiem rybę zrobioną ze smarków wieloryba, to on jest wprost przemiły ;)

      Kóz wszystkich, starych, młodych, obojga płci, jest dokładniusio 70.
      SIE-DEM-DZIE-SIĄT.

      • Ynk

        Eh, wspominam czasy i te tutaj komentarze, w których zapytana jak liczne stadko jesteście w stanie ogarnąć samodzielnie, odpowiedziałaś: 15 (słownie: sztuk piętnaście), eh, ehh… Wiek niewinności masz już za sobą, znaczy ;-)

        • Leśna Zmora

          Kanionek ma te 15 kóz, a cała reszta to już są kozy kanionkowych kóz a nie Kanionka ;) .

          • mitenki

            Ale Kanionek obsługuje te WSZYSTKIE kozy – i kozy Kanionka i kozy kóz Kanionka ;)

            Rany koguta! SIEDEMDZIESIĄT????? Jeśli nawet 40 to maluchy tegoroczne to i tak dużo…

          • kanionek

            Maluchów 35, staruchów tyle samo. Maluchy to już takie kluchy, że targanie ich wieczorem na rękach (żeby je zamknąć) powoli zaczyna zagrażać naszemu życiu lub zdrowiu ;)

        • wy/raz

          A pierwsze wpisy z Tradycją? Koza sztuk 1. 70? Niech to zwielokrotnienie idzie w zdrowie, siły Kanionka i Małego Żonka i rozmnożenie tej manny bankowej (może być niebieska przerobiona na konkret). Mówi się, że koza zje wszystko, banany je? Kojarzy mi się, że liczbę inwentarza koziego do ogarnięcia określałaś na ok. 50. 70!?

          • kanionek

            Banana zeżre ze skórką (i całą palmą).
            A człowiek nie wie, ile może, dopóki nie musi ;-)

      • Aliwar

        Wow jak Ty to robisz siedemdziesiąt toż to masa pracy nie wspominając o innych zwierzakach w bardziej przyzwoitych ilościach ale w sumie tez dających imponujące liczby. Podziwiam i życzę deszczu żeby trawa szybko rosła i miały rogate co jeść bo zjeść pewnie mogą ……

        • kanionek

          Dziękuję, deszcz już pada :)
          A małpy i tak dokarmiamy sianem do woli, 85 nowych balotów już przyjechało, no i ziarka przy dojeniu musowo, wiadomo. Pan Dżery czasem naciacha wierzby, a my skosimy co poza pastuchem i podrzucimy kozom do paśnika, i tak to jakoś się kręci – kozy wiecznie kręcą mordą, a my próbujemy wykręcić dodatkowe godziny na zegarku ;)

  • ciociasamozło

    Ja nie wiem co Ty nienormalnego widzisz w tych swoich zdjęciach?
    No może na tym z taczką wyglądasz na trochę oklapłą… ;P

    Kanionku, niefajnie, że Twoje egzystencjalne rozważania drążą w mule najgłębszej części stawu (to pewnie dlatego masz coś do wodnych zwierzątek!) ale to chyba dobrze, że je ubierasz w słowa. Takie ubrane często stają się mniej straszne. Chyba. Będę żyć taką nadzieją.

    PS. Żółte jest przepiękne!
    PPS. Może i ponuro-sentymentalne bzdety, ale nieźle narysowane.
    PPPS. Koty mają dach z anteny?

    • kanionek

      “Takie ubrane często stają się mniej straszne” – to całkiem tak, jak z Kanionkiem.

      Koty mają dach z anteny :) Która walała się po podwórku odkąd tu zamieszkaliśmy, aż znalazła zastosowanie. Jeszcze im w budce małego odbiornika TV brakuje. Ale ta budka lipna jest i tymczasowa, muszę coś ładniejszego wymyślić.

    • wy/raz

      @ ciociusamozło, Żółte jest PRZEOGROMNE i prześliczne. Do tej pory nie mogę się przestawić jak Kanionek pisze o Żółtym ona. Mam zatrzymanie myślowe: O kogo chodzi?

  • Jagoda

    Ja naliczyłam 33 kozy i przeciez to nie wszystkie. Fakt, masz co robić i na urlop się nie zanosi.
    Ale ten rysunek dobry jest! Masz więcej?
    Kanionku, trzymam kciuki za Ciebie. I za małego żonka.
    Pozdrawiam.

    • kanionek

      I kóz więcej, i rysunków. Choć większość mojej twórczości artystycznej z lat dawno minionych zjadł mój ówczesny pies, Homer. On też miał coś z głową.
      W podstawówce rysowałam konie (bo każda mała dziewczynka kocha konie), a w liceum to już częściej ludzi (bo każda zbuntowana nastolatka nienawidzi ludzi). Mama ma u siebie w mieszkaniu taki mój obrazek olejny – kiczowata palma na plaży, zachód słońca, mój dobry porze, co za wstyd… I jeszcze jelenia nad brzegiem rzeki, czy może urwiska, w blasku księżyca skąpanego obowiązkowo. Siostra dostała ode mnie baletnicę, chyba też olejną, na sklejce malowaną, i to jeszcze ujdzie w tłoku (może dlatego, że nie widać twarzy baletnicy), ale tak poza tym to, nie oszukujmy się, dobrze że przestałam rysować.

  • Skorpion pandeMonia

    Hm. Wyglądałyśmy bardzo podobnie, Ci powiem. Tylko ja banany na głowie miałam z włosów na mydło. Skąd Ty miałaś banany w ogóle?!

    • teatralna

      dobre pytanie, skąd banany?? do diaska.

    • mitenki

      No jak to skąd banany? Ze sklepu :)
      No nie mówcie, że w latach dziewięćdziesiątych nie można było kupić bananów.

      TURKUSOWA ŻABA gadająca ludzkim głosem – to jest na pewno zaczarowana żaba! Przynosi szczęście i pieniądze!

      Kaczusie słodkie, Żółte wygląda jak odpowiedzialny bodygard, ale że nie rozpracowało jeszcze choć jednego wiaderka? :)) Domek pomysłowy, jesteście mistrzami recyklingu!

      Kanionek w trzech odsłonach CZADOWY! Opowiem Ci kiedyś jak przez swoją ekscentryczność (choć na pozór jestem spokojną osobą) nie zostałam awansowana na kierownicze stanowisko…

      • kanionek

        Mitenki dobrze gada. To był rok 1996 i bananów to już mozna sobie było kupić całą wannę i w nich siedzieć, jeśli ktoś miał tyle hajsu. Co nie zmienia faktu, że te na zdjęciu to nie moje banany, tylko Chińczyków, dla których wtedy pracowałam. Im się forsa wylewała z kieszeni (to nie jest przenośnia!), i co ja się wtedy dobrych rzeczy najadłam, to moje :)

        Jakie “opowiem ci kiedyś”?! DAWAJ TERAZ!

    • mitenki

      Co do włosów – może ciachnij na takie jakie masz na zdjęciu z bananami, a nuż MOC wróci?

      • kanionek

        Taa, wtedy to ja miałam banany na głowie, pstro w głowie, i mnóstwo czasu na pindrzenie się przed lustrem (włosy do żuchwy to trzeba podkręcać, układać i utrwalać, a ja z kosmetyków to mam w domu szampon, wodę i grzebień). Teraz w grę wchodzą tylko dwie opcje – włosy tak długie, że da się je związać/spiąć klamrą na cały dzień, żeby do pyska nie właziły, albo włosy tak krótkie, żeby nawet grzebienia nie było do nich trzeba. I o tej drugiej opcji coraz częściej myślę.

  • Leśna Zmora

    Nie dość, że Kanionek jest wszechstronnie utalentowany, to jeszcze się okazuje, że ślicznie rysuje i jest motocyklistą! No ja nie mogę, jak można być tak cudownym <3 .

    Żółte wyrosło na piękną pannę. Ja w niej widzę dużo z labradora.

    Nie martw się. Mi ostatnio futerko mojego psiska pachniało delikatnie rybą (chociaż to równie dobrze mogła być jakaś psia samowola perfumeryjna, a nie sztuczki w mózgu).

    • Leśna Zmora

      Buko, namawiasz Kanionka do złego! Długie wystarczy umyć raz na tydzień, fryzura ogranicza się do związania w kitka i spokój. A z krótkimi to jednak trzeba to co rano układać. No i regularnie chodzić do fryzjera, brrr.

      No chyba że chodzi o fryzurę maszynką na 3 mm, to nie tak źle, tylko myć często trzeba :P (ale szybko schną).

      • Leśna Zmora

        To miało być pod postem Buki, a polazło gdzie chciało, no jak kurczak albo inna koza….

        • kanionek

          :D

          Takie “maszynką na 3 mm” już miałam i potwierdzam, że niezwykle wygodne. I właśnie wcale nie ma problemu z myciem, bo wystarczy łeb pod kran, puścić wodę na chwilę, wytrzeć ręcznikiem i gotowe. A długie to już rozczesywanie, czekanie aż wyschną, jeśli na zewnątrz zima, itd.

          Ja może wyprostuję jedną rzecz. Otóż z tym “Kanionek ładnie rysuje” to jest tak, że użycie w tym zdaniu czasu teraźniejszego jest stanowczo zbyt daleko posuniętym nadużyciem ;) Rysowanie to nie jazda na rowerze, który można rzucić w kąt na 25 lat i potem tylko raz się wywrócić i jeździć jak dawniej. Obecnie umiem narysować: kółko, krzyżyk, oraz w miarę prostą linię, o ile nie będzie zbyt długa. Pewnie gdybym posiedziała z blokiem technicznym i ołówkiem przez trzy miesiące, to dotarłabym gdzieś do swoich umiejętności z podstawówki, ale nie oszukujmy się, szkoda czasu i ołówka.

          Do motocykla tęskni mi się często, ale… Zbędny wydatek, kolejne OC, a do tego galopująca nerwica lękowa – no nie oszukujmy się, dla mnie obecnie najbardziej stosownym pojazdem jest taczka.

  • Buka

    Obetnij kudły. Jak pod Urzędem Celnym. Żółte nie ma takich długich i sama wiesz, ile ma energii. Niemoc jest w kudłach. Mówię Ci. Bo wiem, co mówię :)
    A jeśli nie wiem, to i tak odrosną.

    • kanionek

      Z tym ostatnim to święta racja!
      Pewnie w końcu się wezmę. Tylko do fryzjera nie chce mi się jechać, ani wydawać pieniędzy na wyjście z płaczem (tylko kilka razy w życiu byłam u fryzjera i tylko raz nie wyszłam z płaczem. Wtedy, gdy sama zażądałam cięcia maszynką na 3 mm dookoła globusa). A Mały Żonek nie chce mi pożyczyć swojej golarki, bo mówi, że zaraz coś popsuję.

      • Cma

        Klamie.
        Jak wiekszosc facetow lubi dlugie wlosy u kobiet.

        • Cma

          Niefajnie zabrzmialo oskarzenie malzonka o klamstwo. Przepraszam.
          Chodzilo mi raczej o dyplomacje;)

          • kanionek

            Droga Ćmo, nie ma za co przepraszać, i w ogóle dla mnie to nie zabrzmiało jak oskarżenie, tylko podejrzenie ;)
            Poza tym – wszyscy czasem kłamią, a jeśli w dobrej wierze lub dla wyższego dobra, to i wybaczyć można.
            Ale on raczej naprawdę uważa, że ja coś zepsuję i posklejam taśmą – wiesz, doświadczenie życiowe mu podpowiada :D

          • Leśna Zmora

            Ja jednak dalej będę się trzymać tego, że długie włosy są najmniej obsługowe. No ewentualnie może jeszcze dredy, ale czy na Warmii takich nie kropią wodą święconą?

            A może by zamiast długości zmienić rodzaj pielęgnacji? Dużo delikatniejszy dla włosów jest szampon bez SLS (detergent) tylko z czymś łagodniejszym, dobra odżywka też dużo daje. Ale że zaraz będzie “aaa, najbliższa drogeria jest w sąsiednim województwie, a zamiast odżywki lepiej kupić coś kozom” – to na włosy też dobrze działa olejowanie. Delikatnie spryskać wodą (można pominąć), włosy pokryć olejem (ja to robię tak od ucha w dół), niedużo, tak ze 2-3 łyżki na takie Kanionkowe, parę godzin sobie tak posiedzieć (albo iść do kóz!) i umyć. Olej taki do jedzenia – no nie Kujawski, ale np. z pestek winogron albo kokosowy jest ok.

  • agiag

    Przystosowanie społeczne jest przereklamowane.
    Jak żaba nr 1 jest taka mądra, to niech mi powie gdzie i po co zamykać? Bo szpitale psychiatryczne to i tak są przepełnione; oraz – patrz: przystosowanie społeczne.
    A refleksja na temat obcięcia włosów zamiast wykonania EKG wysiłkowego jest bardzo rozsądna i świadczy o dogłębnej znajomości obecnego systemu ochrony zdrowia – obcinanie wymaga mniej wysiłku niż próba zarejestrowania się do kardiologa, a i efekt może się okazać bardziej spektakularny.
    Piękno to rzecz gustu, mnie tam na przykład blobfish zachwyca, a oczka to ma generalnie wyjątkowo ciepłe i przyjazne (ale zdecydowanie zmęczone).
    Tak coś podejrzewałam, ze Kanionek potrafi jeździć motorem, ale że ma taka świetną kreskę, to już nie. A jak już o jego talencie literackim pomyślę, to widzę tu ogromny komiksowy potencjał. (Ale żeby nie było, wcale nie twierdzę, że każdy potencjał koniecznie trzeba wykorzystywać, zwłaszcza, że przy ogromie potencjałów Kanionka, to doba by musiała być tak z dziesięć razy dłuższa…)
    Kozy policzyłam – jest ich MNÓSTWO.
    Małe kaczątka zawsze mnie rozczulają.
    Wiaderka śliczne i jak przemyślnie zamocowane (muszę podobny patent u moich koni zastosować, bo Hipolit sobie ostatnio umyślił, że jak się wiaderko przewraca, to woda się tak pięknie rozlewa, a potem można wołać człowiek i on wiaderko nowa wodą napełni i znowu można się bawić… i bawić… i nadal bawić…)
    Nie wiem jak Wam się udało wychować tak pomocne Żółte.

    • kanionek

      Małe kaczątka, przysięgam, są najpiękniejsze na świecie. Nawet szczeniaczki, koźlątka, i kociaczki się przy nich chowają. A wiecie, że kocham psy, uwielbiam kozy, i, tego, mam koty. No ale kaczuszki rozwalają system. Jak one czasem pędzą za Mamą Kaczką, gubiąc po drodze te krótkie kacze nóżki, jak robią “pac!” na dzióbek, ale zaraz dziarsko się podnoszą i lecą dalej, i są takie puszyste, i mają takie wszystko malutkie… (Jak mam podły nastrój, to Mały Żonek czasem pyta: “A byłaś już u kaczuszek?”, i wtedy zwykle przynajmniej się uśmiecham).

      Hipolit na bank koresponduje z Żółtym i oni ten cyrk z wiaderkami razem obmyślili!
      Wychować Żółte? Ha ha! Nic z tych rzeczy. Te wiaderka od Leśnej Zmory mają z tyłu stalowe “haki” do mocowania przy ścianie, czy coś. No i ja je dzięki temu mogłam przywiązać do stałych elementów podwórka, a do tego te wiadra są ciężkie, twarde i stabilne. Każde wiadro nieprzywiązane i pozostawione bez opieki jest natychmiast obgryzane z uchwytów, a jeśli wcześniej można było z wiadra wylać wodę i patrzeć, jak pięknie płynie pomiędzy baloty siana, to tym lepiej!

  • Barbarella

    Potwierdzam, że faceci unikają odpowiedzi na najprostsze pytania – mój stary jak go zapytałam, czy zjadłby dla mnie ćmę, to pół godziny wygłaszał tyradę o zapisaniu mnie do psychiatry. A wystarczyłoby “tak” albo “nie” przecież!
    Z muchami to z kolei u nas jest odwrotnie, bo on poluje packą, która dorobiła się wdzięcznej ksywy ścierwotłuk, mnie niestety przerasta widok muchy przekształconej z trójwymiaru w dwuwymiar i łapię je do słoika i wyrzucam. Niezbyt to efektywne, przyznam, ale no nie potrafię.
    W kwestii niedostosowania społecznego to od zawsze mi słabo na samą myśl o tym, co niektórzy uważają za ROZRYWKĘ – typu wizyta w akwaparku, koncert w plenerze albo WESELE… O święta Tereso, a w tym sezonie szykują się dwa WESELA i już się budzę nocami i chce mi się płakać.
    A żabie powiedz, że za wtrącanie się wsadzisz jej słomkę w tyłek i nadmuchasz. Może być ekologiczna słomka. Ze słomy.

    • kanionek

      Jakie to szczęście, że nigdy nie byłam w akwaparku! A teraz to już w ogóle – wszyscy wiedzą, że jestem tu uwiązana, więc ostatnia i jedyna impreza, na jaką będę zaproszona, to będzie mój własny pogrzeb. I całe szczęście, że nie będę musiała być na stypie :D

      Wesela są chyba najgorsze. Te piękne wspomnienia…
      – Nie, ciociu, nie umarł mi chomik, po prostu się zamyśliłam.
      – Nie, wujku, na pewno nie mam tej grypy żołądkowo-jelitowej, którą ostatnio przechodził wujek Janusz. To mój naturalny wyraz twarzy.
      – Nie, przepraszam, ale nie tańczę, bo kręci mi się w głowie. OD WĘŻYKA TEŻ.

      ŚCIERWOTŁUK. To powinna być oficjalna nazwa handlowa.

      A Ty byś zjadła ćmę dla swojego N.? Bo ja to nie wiem. Żywą czy martwą?

  • bluuu

    Gdybym miała takie nogi, też miałabym w dupie przystosowanie społeczne. A reszta jest ambiwalentna. Każdemu raz z górki, raz Syzyf.
    Nie jem mięsa, wydaję kolejne vuitony na ratowanie zwierząt, ale do much nie mam za grosz sentymentu. Byłam kiedyś na wiejskim pogrzebie latem, otwarta trumna, a po nieboszczyku spacerowały dwa tłuste muszyska. Skoro są wszędzie, nie muszą być w moim domu (albo co gorsza, na mnie).
    PS. Ja też z tego klubu, co kochają :)

    • wersja

      bluu – z tymi muchami na nieboszczyku to przeginka. Teraz mi się to będzie śnić!

    • Cma

      No, ale to.musialo byc dawno. Teraz zdaje sie przepisy sanitarne zabraniaja przechowywania zwlok w domu do czasu pochowku.

      • bluuu

        To było w kaplicy przy cmentarzu, jakieś 18 lat temu. I nadal mam wizje.

        • kanionek

          Ja to mam wizje nawet bez oglądania. Kremacja powinna być obowiązkowa, a śliczny wazonik z prochami każdy powinien dostać do domu, jeśli sobie zażyczy. Prochy nie stanowią zagrożenia san-epid. I możnaby się przytulić do babci w wazoniku, zamiast wyobrażać sobie, co się z nią dzieje parę metrów pod ziemią. Brr.

          • Ynk

            Można się przytulić do babci w wazoniku, albo można nosić ją w pępku, ewentualnie na palcu serdecznym, jeśli zdecydujemy się na model wiedeński, czyli obrócenie prochów naszych bliskich w diament (popiół i diament, khh.. ). Tylko drogawe to..

          • kanionek

            “Droga babciu” nabiera całkiem nowego znaczenia :D

          • ciociasamozło

            Moja babcia wręcz żądała kremacji! Kategorycznie odmawiała zostania karmą dla robali. Życzenie babci spełniliśmy (w odpowiednim czasie ofkors). Niestety nie było jeszcze wtedy opcji diamentów ale mogę się założyć, że wizja pozostania z nami w postaci czyściutkiego, szlachetnego kamienia bardzo by się babci podobała :)

            BTW zwierzaki też można skremować i “zdiamencić”!

  • Kachna

    Nie mogę się zdecydować czy Twoja fotka bananowa czy ostania Żółtego jest BARDZIEJ…..
    …..
    Kanionku – Różo Co Się Odradzasz – onieśmielasz mnie.
    I jednocześnie ośmielasz.
    Że mimo wszystko, że daje się radę. I że można nie dać rady. Można. Wolno nam.
    No.
    Poetko. Artystko. Duszo.
    Taczko.
    Różo.
    Ściskam!

    • kanionek

      I kto tu jest poetką? (Podpowiem: TY!)
      W kilku wersach o całym Kanionku.
      Zwłaszcza “taczko” mnie wzruszyło, bo z różą to mam tyle wspólnego, że przekwitam. A taczka jak najbardziej: toczę się, przetaczam, dźwigam i często wywracam kółkiem do góry :)
      Tak, wolno nam :)

      Z poezją miałam romans tak samo krótki, jak z rysunkiem. W przedszkolu tworzyłam krótkie rymowanki, które moja Mama, pękając z dumy, czytała wszystkim krewnym i znajomym. Pamiętam jeden taki wierszyk, który miał tytuł “Samolot”.

      Samolot lata do różnych krajów
      na przykład leci do Himalajów
      a z Himalajów leci z powrotem
      chciałabym kiedyś lecieć samolotem.

      :D :D :D

      No więc myślałam wtedy, że Himalaje to jakieś egzotyczne wyspy (pewnie mi się z Hawajami pomyliło, o których wiedziałam dokładnie tyle samo, co o Himalajach), a do tego – o, święta naiwności – myślałam, że fajnie się lata samolotem. Teraz już odróżniam wyspy od łańcuchów górskich oraz wiem, że nienawidzę latać samolotem. A raczej – nienawidzę swojego lęku.

      W liceum słuchałam m.in. Szopena, Brahmsa i Rachmaninowa, i pod wpływem ich muzyki pisałam dziwne wiersze, które wtedy wydawały się mieć sens. Wielkie te dzieła niestety przepadły, albowiem kilka lat później, gdy musiałam sprawić sobie komputer do pracy (tłumaczenia na dyskietkach woziłam pociągiem do Sopotu… Rany kalafiora, to były czasy!), dumna i blada przepisałam je do pliku komputerowego, który zabezpieczyłam hasłem, które zapomniałam. Norma.

      Aha, Żółte jest zdecydowanie BARDZIEJ. Do dziś w głowę zachodzę, jak ktoś mógł wyrzucić takiego cudownego psiaka.

      • sunsette

        Ciekawe, że jak się pisze wiersz, to się wydaje, że ma sens i w ogóle – O JEJU – NAPISAŁAM WIERSZ;)) Potem następny i kolejne.
        Niestety, niestety… W moim przypadku po kilku latach własne natchnione poezje spowodowały salwy wewnętrznego śmiechu;))) A zapewniam, że nie taki miał być ich sens, nie taki…. Co gorsza, jedno z tych arcydzieł trafiło do mojej przyjaciółki w prezencie;) Mam nadzieję, że dawno wyrzuciła tamten list:)))))

    • wy/raz

      @ Kachna, ja rymem częstochowskim li i jedynie mogę. Przeczytałam dwa dni temu Twój wiersz i mnie przytkało. Dziwne, bo mi się podoba a jednocześnie uwiera. Chyba jestem przyzwyczajona do więcej słów mniej treści, jak większość z nas (wyjątek lizanie szyby po muchach) . A stworzyłaś perełkę, wbrew moim przyzwyczajeniom. Lubię tą formę. Trzym się cieplutko. Dziękuję.

      • Kachna

        Ło mamusiu! Ja nie wiedziałam nawet , że napisałam wiersz!
        Zareagowałam tylko na to co napisała Kanionek. Bo jakże tu zareagować. No NORMALNIE się nie da!
        Napisałam maturę (rocznik 91) w podobny sposób. Z taki elementami. na 36 stron. Hi hi hi.

        Jak widać Kanionek to również motor, motywacja oraz imaginacja.

        Ale jak tu się równać z kanionkowym:” Jestem serem, białym żołnierzem”…..? No jak??
        Nijak!

        • mitenki

          Kachna – 36 stron papieru kancelaryjnego?!?
          O matulu! Ja ledwie 8 zdołałam…

          • sunsette

            Mitenki, ja niecałe 4 strony, chłe, chłe…. Z planem;)
            Ale to były dawne czasy, można było pisać, co się lubi i potrafi, a nie zgodnie z przewidzianym przez kogoś kluczem, i nawet za takie krótkie coś można było dostać 6 (6 już istniało, wówczas od niedawna;)) A moim “panem od polskiego” był przyszły założyciel kabaretu pt” Formacja Chatelet”;)))
            Lakonicznie wtedy się lubiłam wyrażać. Niestety, przeszło mi i teraz jak zacznę, to skończyć nie mogę;))

          • Cma

            Sunsette, zdaje sie, ze zanizasz srednia wieku w Oborze.

          • Cma

            Po zastanowieniu: to ja chyba zawyzam.

          • Kachna

            To były zamierzchłe czasy pisania na maturze wypracowań. Mieliśmy na to pięć godzin. Wyszłam po trzech ku przerażeniu komisji. I tak już ponad pół godziny siedziałam i się nudziłam :)
            Tak – szybko pisałam. Tak mi się z głowy szerokim strumieniem wylewało. I nie -woda.
            Lubiłam to bardzo.

            Jak byłam młoda to mogłam. Oj mogłam więcej. Ehhh….
            I miałam cudowną, otwartą na “nieco” inne formy i “nieco” inne myślenie Panią Profesor.

            ……..
            Ależ powspominałam.
            Teraz czeka mnie już kolejna matura. Za rok.
            W tym samym liceum.
            Kap. Kap.Kap. Łza. Wzrusz.

  • sunsette

    Cma – nie wiem, czy zawyżam, czy zaniżam, wiem tylko tyle, że jestem rówieśniczką Właścicielki /Zarządczyni Obory;)))

    • kapelusznik68

      I nie rakotwórcze!

      • kanionek

        Nasze stadko załatwiłoby to w godzinę… Potem jeszcze puścić wojownicze kurczaki ninja i zostałby tam tylko piach i kamienie :D

        • ciociasamozło

          Wtedy wpuszczasz Żółte, które tarza się w piachu i rozłupuje kamienie. No i na kurzym/kozim/psim gnoju i pięknie przygotowanym podłożu możesz zakładać już nowy ogródek ;)

  • Lusia

    Hej dziewczyny, jestem pełna podziwu dla Kanionek jest silna da sobie radę. Ja pokochałam kozy i właśnie będę kupować dwie mam nadzieję ze pomogą mi choć trochę wygrać z depresją. Mam swoje dzieci już dużych i chciałam jeszcze jedno z obecnym partnerem . Gdy byłam w lutym w klinice żeby rozpocząć procedurę invitro zaznaczam że byłam zdrowa wcześniej w jednej chwili dowiedziałam się ze mam nowotwór. Usunęli mi macica i mój świat się zawalił . Minęło dopiero dwa miesiące a moja depresja się pogłębia z tad pomysł na kozuchy nie mam za dużego doświadczenia w hodowli ale mam nadzieję ze sobie poradzę. Przypadkiem Was znalazłam i od razu polubiłam. Pozdrowienia dla wszystkich😊

    • Cma

      Wspolczuje.
      Ale nie wiem, czy to dobry pomysl, by leczyc depresje w ten sposob. Moim zdaniem nie bardzo.
      Pozdrawiam.

    • kanionek

      Lusia, witaj w naszych oborowych progach :)
      Na depresję serdecznie polecam dobrego lekarza z dobrymi tabletkami, a jako uzupełnienie kuracji mogą być dwie sympatyczne kozy, ale NAJPIERW przygotuj dla nich warunki, żebyś nie popadła w czarną rozpacz, gdy zjedzą/zniszczą Ci co tylko się da :) Bo wiesz, one są kochane, oczywiście, ale potrafią też do szewskiej pasji doprowadzić! Jakby co, to pisz do mnie maila na info@kanionek.pl, co mogę to doradzę. Nie zawsze odpowiadam od razu, ale każdemu odpisuję.
      Dwa miesiące to mało czasu na to, by dojść do siebie, więc daj sobie więcej. Będzie lepiej, zobaczysz.

      • Lusia

        Dziękuję za wsparcie dziewczyny, u lekarza już byłam jest lepiej ☺a kozuchy bardzo chce bo jestem w nich zakochana i chce czymś tą pustkę która mnie dopadła wypełnić. Obenie mam na oku dwie kozki mają około 4 lat jedną jest 85 % anglonubijska do zakocenia a druga 50% anglonubijska po wykoceniu są z jednego stada . Co myślicie czy to dobry pomysł ?

        • Leśna Zmora

          Jak mają być antydepresyjne to ja bym wzięła małe, takie odstawione od matki (2-3 miesiące). Stara koza już ma swoje przyzwyczajenia i nie koniecznie będzie chciała być przytulanką. Ale mieszańce AN które znam są bardzo sympatyczne, ale niestety głośne i gadatliwe, byle powód jest dobry do darcia paszczy na pół wsi.

          • kanionek

            “Stara koza już ma swoje przyzwyczajenia i nie koniecznie będzie chciała być przytulanką” – to zależy. Gdyby Lusia wzięła takie “biedy”, jak Bożena, Irena, Kawka i Herbata, wyłysiałe i zagłodzone, i otoczyła je prawdziwie ludzką opieką, to pewnie miałaby w nich najlepsze przyjaciółki. Kawa i Herbata to teraz takie namolne przytulasie, że się od nich opędzić ciężko, a historię Bożeny to znacie aż za dobrze. Ale muszę jeszcze wspomnieć o tych “procentach” udziału rasy – właściciel robił kosztowne badania genetyczne tym kozom, że z dokładnością do jednego procenta podaje? :D Bo to jest zmora naszych ogłoszeń. Jak dziadek był burski, matka saanen, a ojciec alpejczyk, to wg niektórych oznacza, że potomstwo jest 50% saanen, 25% alpine i 25% burskie. Mój Ziokołek miał matkę polską białą uszlachetnioną, a ojca saaneńczyka (wieeelki kozioł, widzieliśmy gagatka z bliska). Powinna więc być 50% Saanen, a jest zwyczajną, białą szafą :D Skrzyżowana z Andrzejem dała Kasię, która jest trochę mniejszą białą szafą, i Lucka, który był do niczego niepodobny (to znaczy do Lucyfera był, ale z kozich ras to do niczego). Ciekawa jestem, z jakiego krzyżowania wychodzi komuś 85% rasy…

            Lusia, jeśli masz warunki do trzymania kóz, to bierz i kochaj. Raz się żyje :)

          • Leśna Zmora

            No to chociaż to, że NA PEWNO takiej Bożeny nie dało się nieść na rękach na spacer, że spała zwinięta w kulkę na kolanach to też bardzo wątpię, a z małym koźlątkiem to jest do zrobienia ;) .

          • kanionek

            A to fakt :)

        • Jagoda

          Kochać kogoś trzeba a do tego z wzajemnością! Kozy są fajne i wypielą trawnik. Ale na depresję polecam kotki, przynajmniej na początek. Moją córkę wyleczyły skutecznie, nie tylko z depresji.
          Otóż mam w ramach domu tymczasowego przekochane kociaki ze schroniska, czystej rasy warmińskiej pręgowanej. Dziewczynka znalazła dobry dom, zostali chłopcy – przytulaśne rozrabiaki, z włączoną opcją mruczenia. Są w takiej fazie rozwoju, że jedzą tyle co ważą;)).
          Jakbyś chciała je zobaczyć, to daj znać. A jakby było za daleko, to tam gdzie mieszkasz z pewnościa jest schronisko. Pozdrawiam.

  • wersja

    Kanionku, śniłaś mi się dzisiaj. I Mały Żonek też. Wynajmowałam od Was kawalerkę w wieżowcu w centrum Wrocławia, bo właśnie skończyliście krótki pobyt zarobkowy w mieście (bardzo udany) i wyjeżdżaliście z powrotem do kóz (pod Waszą nieobecność kozami zajmowały się Kozy). Wyglądałaś w tym moim śnie na max 25 lat i byłaś onieśmielająco elokwentna oraz inteligentna. A Mały Żonek był obcokrajowcem i miał ukruszoną górną jedynkę. I ostrzegaliście mnie, że co prawda na parterze wieżowca jest bardzo dobra piekarnia, ale tylko do piętnastej, bo kończy działalność i będzie przerobiona na Auchan czy inne Tesco, więc jak lubię dobre pieczywo, to muszę się uwinąć z zakupami.
    Ktoś się tu zna na tłumaczeniu snów?

    • kanionek

      “Kawalerkę we Wrocławiu wynajmować
      od mężczyzny z zębem skruszonem”

      Na bank jest taka pozycja w senniku staroegipskim.

      “i byłaś onieśmielająco elokwentna oraz inteligentna” – no tak, we śnie to się naprawdę wszystko może zdarzyć :D
      Dużo tego pieczywa kupiłaś?

      • wersja

        A ja ma sennik babiloński i – co za amatorszczyzna! – nie zawiera tego hasła. Wiesz, na blogu jesteś po prostu elokwentna i inteligentna, a we śnie to po prostu wstydziłam się przy Tobie odezwać, tak powalałaś erudycją.
        Pieczywa nie kupiłam, bo mnie pies obudził. Z tej samej przyczyny nie odkryłam narodowości Małego Żonka, ale obstawiam hiszpańską lub portugalską. Co On na to?

  • wy/raz

    A to się odezwą tak od Sasa do Lasa (może miało być do Lacha, tylko nie wyszło). Będę mieć właśnie studentkę w Toruniu (tak 180 km od nas). Tzn. od piździernika. W przyszłym tygodniu informacja o akademikach.
    @ kanionku i mały żonku, nie wiem, co Wam napisać. Może spadnie deszcz, w takiej większej ilości. Może Żółte nie narozrabia, może kurokezy…. W każdym razie szczere najlepsze.
    @ EEG: Pamiętam, nie umiem zadzwonić, a może przeszkadzam, a może niedobry moment, itp. Przyszły tydzień akurat nie, ale początek sierpnia…
    @ Baba Aga. chyba ty pisałaś, że trafiłaś na liceum w podwójnym naborze. Udało się?
    @ wersja: Ja też chcę takie sny!!!
    @Skorpion pandeMonia: stoi ” Białe na białym” i czeka, aż dobiję się do poczty.
    @ nowe Kozy witała Gospodyni i Kozy, ale fajnie, że jesteście. Lusia, ściskam. Daj sobie czas. Zanim nie przegryziesz w sobie nic tego nie zmieni. W razie czego pisz. Masz tu na stronie wsparcie i dobrą atmosferę. Leśna Zmora, Ćma, Aliwa, miło Was poznać piśmiennie.
    @ Jagoda, masz całkowitą rację.
    @ Kozy, ściskam, pozdrawiam.
    @ Kanionki, a twarożka, to jeszcze jem. Jest to dla mnie najgenialniejszy wyrób (poza…).
    @ Filar KO, ściskam, pozdrawiam, kurczę, trzeba by zrobić ZLOT.

    A tak na zakończenie, jak mój pierwszy dziadek zmarł, miałam wtedy ok. 5 lat (l.70). Trumna była wystawiona w domu. Ponieważ nikt mi nie mówił, że to nie tak, że to złe, było to naturalne. Naturalne również były muchy. Mama mówi, że nie mogli mnie oderwać. Nie chciałam “oddać dziadka”. Muchy, coś, co zawsze będzie upierdliwe-może powód, żeby polubić zimę? Wtedy ich prawie nie ma. Przy tych suszach nawet nie bardzo żartuję.

    • Aliwar

      Mam nick Aliwar ( od imienia i nazwiska zreszta w necie używam wszędzie tego samego)tylko nie zauważyłam błędu i przyjęło Aliwa na tego samego maila wiec oba to ja , ta sama osoba 😉 Mój syn w tym roku tez do szkoły średniej z rocznika po gimnazjum. Mieszkamy w nie dużym mieście ale mamy tu 3 szkoły średnie wiec wybrał sobie jedna z nich, na szczęście kolorowy biało czerwony miał i nie było problemu ale nawet u nas w tym roku stosunkowo długie listy rezerwowych były.

    • ciociasamozło

      Wy/raz, gratuluję studentki!
      My mieliśmy wątpliwą przyjemność podwójnego naboru :/ . Młody spiął poślady przez ostatnie trzy tygodnie szkoły i z ucznia zagrożonego został uczniem z kolorowym świadectwem. Dobrnął do średniej 4,75 mimo jednej dwójki (z zajęć technicznych)! Dzięki temu, zaskakująco dobrym wynikom testu i realnym wyborom dostał się tam gdzie chciał :) Ale co przeżyliśmy to nasze. I ze względu na niefrasobliwość Młodego i na “deformę” szkolnictwa.
      Aliwar, brawa dla Twojego syna. Z tego co słyszałam w miejscowościach z 2-3 liceami było najgorzej :(

  • Lusia

    Dziękuję dziewczyny za rady jesteście super 😊😊😊 owszem kotki mam dwa do tego psinke ze schroniska która życia po za mną nie widzi. Ale kozki też będą pod koniec miesiaca już się nie mogę doczekać. A malutkie kozki w przyszłym roku też się pojawia a i zapomialam mam jeszcze słodkie przepiorki i maleńkie jajeczka od nich. Tak mi dobrze jest obecnie co niektórzy myślą ze mi odbija ale ja zawsze wolałam zwierzęta od ludzi . Miłego weekendu dziewczyny. 😊😊😊

  • Jagoda

    No i fajnie. Wczoraj wieczorem spadł mały deszcz na naszej Warmii. Szczęściem nie padało na amfiteatr w Olsztynie w czasie koncertu Możdżera. Jak on gra! A jak się odezwie!!!
    Pokochałam go jeszcze bardziej.
    Miłości i pogody stosownej do oczekiwań wszystkim życzę. Pozdrawiam.

    • kanionek

      A u nas ani nie padało, ani Leszek nie grał (nie znam Możdżera osobiście, ale mój wujek z nim grał, gdy jeszcze obaj byli młodzi, więc sobie pozwalam).
      Taka sprawiedliwość na tym świecie.

  • Bo

    ZPC 22 LIPCA – mówi to Wam coś?
    Wszystkim wielbicielom słodyczy przypominam, że 22 lipca niegdyś było świętem. Mój mąż twierdził, że to święto czekolady.
    Teraz jak otwiera pudełko ptasiego mleczka zawsze mówi
    “E.Wedel d. 22 LIPCA”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *