Idzie luty, zaparz śruty, czyli o żebrach i żeberkach

A było to tak:

Rankiem pierwszego dnia lutego małżonek wpuścił do domu Majączka, który miał nocną zmianę na podwórku. Wypuścił na zewnątrz Puszczaka i Paszteta i zajął się przygotowywaniem swojego śniadania. Pusiołak i Pasztefon to takie cieniasy, że już dwadzieścia minut później trzęśli się z zimna, więc małżonek wpuścił ich z powrotem do domu, po czym zasiadł z talerzem przed komputerem. Kanionek w tym czasie nadal smacznie spał, jak ten stary niedźwiedź w Bieszczadach, i śniło mu się, że pracuje na lotnisku JFK w charakterze bagażowego (jeśli komuś się wydaje, że to bardzo dziwny sen, to nie. Dziwny to był ten, w którym zarządzałam ogromną posiadłością Paula McCartneya, albo ten sprzed miesiąca, w którym mój mąż zamienił się w psa).

Jaszczomp oczywiście nie spał i niezwłocznie wykorzystał lukę, która pojawiła się w systemie ochrony podwórka. Gdy małżonek zorientował się, że coś suche te jego kanapki i ruszył do kuchni po majonez, zobaczył przez okno taki widok: jaszczomp siedział na kurczaku, zajęty wyrywaniem piór z kurzej dupy, a dwa metry dalej siedziały sobie spokojnie dwa Szybkotki i zastanawiały się, czy dla nich też coś z tego wszystkiego zostanie (koty takie są. Gdyby Kanionek, w samobójczym uniesieniu, rzucił się głową naprzód do nagrzanego piekarnika, to koty najpierw cierpliwie poczekałyby, aż się ładnie i równo opiecze, a później pokłóciłyby się o to, kto mu wyżre oczy, a kto ma prawo do ptasiego móżdżku).

Ale to jest nic. To tylko temat zastępczy, bo tak naprawdę to ja tu już od dwóch tygodni siedzę cała w nerwach i zastanawiam się, JAK TO PAŃSTWU NAPISAĆ. Znaczy się o tym, co się wydarzyło się. I przez ten cały tydzień wymyśliłam tyle:

Podejrzewam jednak, że zanim odmówią sobie Państwo porcji frytek z McDonald’s, albo przejazdu tramwajem z jednego końca Łodzi na drugi, albo innej tego typu przyjemności, i postanowią przekazać te 5 złotych żebrakowi (to o mnie), to najpierw chcieliby Państwo wiedzieć dlaczego. I żeby było jasne – ja w sumie też nie wiem dlaczego, ale może zacznę od początku.

Na początku była Buka, która napisała do mnie maila z propozycją z gatunku nie do odrzucenia, a mianowicie taką, że jeśli zdecydujemy się zabrać dziewczynę Kajtka na zabieg sterylizacji, to ona, Buka, bardzo chętnie zostanie sponsorem tego przedsięwzięcia. Może nie wszyscy kojarzą kim jest Kajtek, a tym bardziej jego dziewczyna, więc przypomnę: Kajtek to jeden z naszych Szybkotków, który ponad rok temu zamieszkał u pani Żozefin, a dziewczyna Kajtka to półdzika kocica, która właśnie tej zimy zaczęła się zaprzyjaźniać z Kajtkiem i jego miską.

Nie muszę chyba pisać, że bardzo mnie ta propozycja Buki wzruszyła i ucieszyła. Po pierwsze dlatego, że ktoś z drugiego końca Polski postanowił ot tak, z dobrego serca, pomóc zwierzęciu, o którym Kanionek napisał bodaj jedno zdanie w którymś z komentarzy, a po drugie dlatego, że wiadomo, jak by się sprawy potoczyły bez tej sterylki.

Mała Buka (nazwana tak na cześć swojej Dobrej Cioci Z Daleka), wygląda tak:

To znaczy tak wyglądała w dniu pojmania – wściekła na Kanionka, który ją zwabił podstępem na gotowane mięsko, po czym pochwycił i wsadził do pudła, a jeszcze przed zapuszkowaniem Mały Żonek z latarką oglądał podwozie Małej Buki, żeby się upewnić, że nie jest matką karmiącą wczesny miot skitrany na strychu pana Dżerego.

No ale trzymajmy się chronologii zdarzeń. Propozycja Buki przyszła mailem jakoś w połowie stycznia, a termin zabiegu został wyznaczony na 4 lutego, i tak poza tym nie działo się nic. A przynajmniej tak się głupiemu Kanionkowi zdawało…

29 stycznia, już po wieczornym obrządku zwierzyńca, Kanionek miał doskonały humor (jak na warunki zimowe) i w tym nastroju krotochwilnym zrobił sobie psa ze śniegu:

“Hi hi, ha ha”, pomyślał sobie Kanionek, “napiszę na blogu, że mamy szóstego psa!”. Przewyborny żart, nie sądzą Państwo? Bo Wy byście mi napisali, że chyba zwariowałam, a ja bym Wam napisała, że wcale nie, bo to jest bardzo grzeczny i niewymagający pies, co pilnuje podwórka dzień i noc, i do tego jest niezwykle tani w utrzymaniu, HA HA, i wtedy pokazałabym Wam te zdjęcia, a Wy odetchnęlibyście z ulgą.

Głupi, głupi Kanionek.

Szósty pies pilnował podwórka przez całe trzy dni, ale później przyszło lekkie ocieplenie i okazało się, że ta rasa, choć ogólnie wytrzymała, jest kompletnie nieodporna na temperatury powyżej zera. Pies dosłownie wsiąkł. Rozpłynął się jak wróżbiarski wosk i wsiąkł sobie w podwórko. Okazało się jednak, że to nic nie szkodzi, albowiem Koleje Losu S.A. już miały na to środki zaradcze, już szykowały piękną, ciężką lokomotywę zdarzeń i podstawiały ją na tor kolizyjny z życiem głupiego Kanionka. Po cichutku, pomalutku, para buch! Koła w ruch…

Po południu dnia trzeciego lutego wzięłam przenośny kontenerek na kota i ruszyliśmy wraz z Małym Żonkiem piechotą przez las. Dziewczyna Kajtka miała być u nas nakarmiona o osiemnastej, a później ścisły post aż do zabiegu w gabinecie weterynaryjnym. Pod drzwiami rezydencji Żozefin nastąpiło krótkie zamieszanie, gdy Żozefin usiłowała mi wcisnąć Kajtka jako kandydata do zabiegu, choć trzy razy jej przecież mówiłam, że chodzi o KOTKĘ, i że cała ta akcja ma na celu zapobieżenie nagłemu wzrostowi populacji kotów na jej podwórku. Gdy już wytłumaczyłam jej to po raz czwarty i zapewniłam, że Kajtek jest rodzaju jak najbardziej męskiego, w drzwiach stanął pan Dżery i uderzył w te słowa:

– Pani Aniu kochana, pani wejdzie z panem Żonkiem do środka, bo ja mam do pani sprawę.

Westchnęliśmy sobie z Małym Żonkiem bezgłośnie, albowiem ubrani byliśmy oboje jak myśliwi na Syberii, a w domu Żozefin i Dżerego temperatura zimą rzadko spada poniżej trzydziestu pięciu stopni, a to jest dwa razy cieplej niż w naszym domu, i zawsze gdy muszę przejść obok kominka w salonie pani Żozefin to mam wrażenie, że stopią mi się brwi i rzęsy.

– Bo jest taka sprawa, pani Aniu, czy by pani nie chciała psa?

Patrzę na Małego Żonka, który patrzy w sufit, i szybko sobie kalkuluję, co będzie dla mnie bardziej korzystne: zapytać “jakiego psa?”, czy może rzucić się w huczące ogniem czeluści kominka i mieć to wszystko raz na zawsze z głowy.

– Yyy… Ale my już mamy pięć psów… – odpowiadam ostrożnie.
– No – potwierdza radośnie pani Żozefin – ale dwa są chore!
– Yyy… No tak, ale wie pani, one jeszcze żyją.
– A to nie można ich uspać? – pani Żozefin uśmiecha się dobrodusznie, jak Święty Mikołaj do grzecznego dziecka.

Z gardła Małego Żonka wydobywa się trudny do zidentyfikowania dźwięk: coś pomiędzy szlochem a warknięciem, a ponieważ on stoi zdecydowanie bliżej kominka, to zastanawiam się, czy może nie zaczyna mu się topić czapka, bo jest niby z bawełny, ale jednak z domieszką poliestru.

– Ale wiesz, Kanionek, że jeśli mamy jeszcze złapać tego kota i nie chcemy wracać przez las po ciemku, to musimy się już zbierać? – Mały Żonek patrzy na mnie bardzo wymownym wzrokiem.
– Ano tak, musimy się już zbierać, pani Żozefin – przemykam obok kominka nie patrząc w ogień – a jeśli chce pani coś ze sklepu, to jutro przed wyjazdem do miasta możemy do was wpaść po listę zakupów.

Pan Dżery wydobywa się z głębin starego fotela i odprowadza nas do wyjścia, rzucając na koniec niemal nostalgicznie:

– Taki fajny, mówię pani, ten pies. Taki z uszami, że jak nie wiem…

Wracamy przez las w milczeniu, a ten pies, z tymi uszami, wsiąka w nas powoli, jak śnieg w podwórko.

***

4 lutego, dzień zabiegu.

W nocy nawaliło świeżego śniegu, nasze lokalne drogi klasy podłej były oczywiście pługiem nietknięte, kocica w kontenerku zawodziła żałośnie, a Kanionek za kierownicą piłował silnik na drugim biegu i usiłował sobie przypomnieć wszystkie co grubsze grzechy, za które przed śmiercią wypadałoby przeprosić (w drugą stronę prowadził Mały Żonek, bo, jak stwierdził, “nie mamy tyle paliwa, Kanionek, żeby całą drogę jechać na dwójce”).

Pani weterynarz, ku naszemu zaskoczeniu, oceniła wiek Małej Buki na co najmniej 5 lat, oraz – już po zabiegu – stwierdziła: “Powiem państwu, że ta kotka to już się w życiu sporo narodziła”, co akurat w ogóle nas nie zaskoczyło, i tym bardziej utwierdziło w przekonaniu, że Buka prawdopodobnie uratowała jej życie.

W trakcie trwania operacji na Małej Buce zrobiliśmy drobne zakupy dla Dżerego i Żozefin (“o, taką blaszkę mie pan kupi, do anteny, bo jakaś franca mie ukradła, pewnie ten Sławek, na złom sprzedał, opita morda”), w gabinecie kupiliśmy jeszcze pół tony środków do odrobaczania psów i kotów, i pełni dobrych myśli wracaliśmy do domu (“Jeszcze tylko nie wpaść do rowu, podrzucić blaszkę do anteny Dżeremu, ulokować Małą Bukę w jej Pomarańczowym Apartamencie, i najgorsze z głowy”), nie mając bladego pojęcia o tym, że pociąg marki Spierdolino, zarządzany przez Koleje Losu S.A., jest już tuż, tuż.

***



– I jak tam się udało, pani Aniu? – Żozefin zagląda mi przez ramię, jakby się spodziewała, że prowadzę kota na smyczy.
– A wszystko dobrze, pani Żozefin, ale kotka jeszcze śpi w samochodzie i zabieramy ją do siebie, żeby sobie odpoczęła choć te kilka dni po operacji.
– A co z tym psem, pani Aniu? – rozczochrany lekko Dżery wyrasta za plecami Żozefin.
– Yyy… – patrzę na Małego Żonka.
– A co to w ogóle za pies? – pyta krótko Mały Żonek.
– Oj, jaki fajny! – rozpromienia się pan Dżery. – Z takymy uszamy, no mówię wam.
– No dobrze – małżonek nie kryje zniecierpliwienia – nasze psy też mają uszy, wie pan, ale jaka jest jego historia, gdzie on jest, dlaczego ktoś chce się go pozbyć, i tak dalej. Rozumie pan?
– Nooo, to jest ten. Ten Skórka go wziął do siebie, rozumie pan, bo go ktoś podobno z samochodu wyrzucił, o tu przy drodze, ten. I się wałęsał, o tam, pies starego Kazia go pogryzł, no i Skórka go wziął z litości, wie pan, ale on już ma jednego psa, i ten. No i nie wiadomo, co z nim zrobić, no – pan Dżery rozkłada ręce i patrzy w małżonka jak sroka w gnat.
– Ech – wzdycham ja.
– Kurwa mać – wzdycha małżonek. – I gdzie on jest, ten Skórka, i ten pies? Ma pan do niego jakiś telefon?
– Telefon? – Dżery patrzy na nas z takim niedowierzaniem, jakbyśmy chcieli mu sprzedać Biblię Tysiąclecia z limitowanej edycji, ze złotą okładką. – Toż on tu zaraz, we wsi, telefonu on żadnego nie ma, ale on tam zawsze w domu jest, no chyba, żeby upity, to może nie otworzyć.

Wyciągnąwszy z pana Dżerego bliższe koordynaty i znaki szczególne dotyczące osoby pana Skórki, ruszyliśmy do sąsiedniej wsi piechotą, bo samochodu nikt już nie miał ochoty prowadzić. Podwórze na tyłach domu bardzo wielorodzinnego, stojącego niemal tuż przy drodze asfaltowej, wyglądało jak każde inne: wydeptany placyk na środku, a dookoła rupiecie, budy i budki, przepierzenia i ogrodzenia, stara przyczepa kempingowa, dwa zwoje drutu, trzy kilo sznurka, pęknięte wiadro, dwa wyliniałe koty, no i pstrokate kury, niezmordowanie poszukujące robaka pod śniegiem.

Z jednej z dwóch klatek schodowych wyszedł człowiek w walonkach dzierżący plastikowe wiadro.

– Dzień dobry! – Krzyknęłam uradowana, że nie będziemy musieli chodzić od drzwi do drzwi. – Szukamy pana Skórki!
– Ja jestem Skórka – odrzekł ponuro pan Skórka, odstawiając wiadro na ziemię i wycierając dłonie w nogawki spodni. I tu muszę nadmienić, że to mi się w nim od razu spodobało, bo u nas na wsi jest tak, że jak kto ma coś za uszami, to najpierw pyta: “A w jakiej sprawie?”, a jeśli ktoś jest jak w pysk dał uczciwy, to mówi: “Ja jestem ten i ten, i w życiu nie widziałem pańskiego roweru”.
– A to dobrze, bo pan tu ma jakiegoś pieska…? – słowo daję, jeszcze kilka lat i zapomnę, jak się składa zdania po ludzku.
– Ano – pan Skórka z miejsca o dziesięć lat odmłodniał, twarz mu się wygładziła, zagościł na niej prawie że uśmiech, i zostaliśmy zaprowadzeni do takiej jakiejś zagródki trzy metry na dwa, w centrum której stało coś w rodzaju budki skleconej z rozmaitego, a z budki, z brzękiem łańcucha, wyskoczył pies w kolorze tartej bułki. Z takimi uszami, których faktycznie nie dało się nie zauważyć.
– Ech… – westchnęliśmy z małżonkiem jednocześnie.

Pies okazał się suką. W wieku zdecydowanie szczenięcym. Nikt nic o nim nie wie, poza tym, że został wypuszczony z samochodu i błąkał się po wsi przez kilka dni, aż pogryzł go inny pies, a wtedy pan Skórka wziął go “na tymczas” do siebie, gdzie pies spędził już cały tydzień. Z kojca bił zapach typowy dla kurnika, pies w kolorze bagietki miotał się na tym łańcuchu z prawa na lewo, obszczekując nas uczciwie i z całego serca, ale gdyśmy tylko krok w jego kierunku zrobili, zaraz schował się za budę i ujadał zza niej, łypiąc na nas podejrzliwie.

– To byście go wzięli? – z nadzieją w głosie zapytał Skórka.
– A co zrobić? – zapytał go retorycznie małżonek.
– No bo ja to już go nie mogę dłużej tu trzymać, ja to mam już swojego psa, też karmić trzeba…
– A właśnie – małżonek wszedł mu w słowo – my dzisiaj nieprzygotowani jesteśmy, ewentualnie jutro moglibyśmy go zabrać, więc pytanie, czy ma pan mu dzisiaj co dać do jedzenia, temu psu?
– Aaano – wyprostował się dumnie pan Skórka – ja to mu wczoraj pół wiadra śruty zaparzyłem, nażarty to on jest, że mało nie pęknie!

Jeśli Państwo się zastanawiają, czy my mieliśmy wątpliwości, to owszem, mieliśmy. Kolejny pies? Z nie wiadomo jaką przeszłością, narowami, psychiką? Każdy normalny człowiek by się zastanawiał. Ale gdy na stół wjechało pół wiadra śruty, to już sami Państwo rozumieją – uszy zapadły, klamka została rzucona.

Rankiem 5 lutego obudziłam się tak obolała, jakby całe moje ciało było na potężnym kacu. Och, proszę się nie martwić, nic mi nie było, to tylko jedna ze sztuczek mojej nerwicy. Po prostu się bałam. Obiecaliśmy panu Skórce, że krótko po południu pojawimy się, by zabrać bułczanego stwora. Nic to, że stare ludowe przysłowie mówi: “Gdzie psów sześć, tam nie ma co jeść”. I nieważne, że znowu czeka nas mnóstwo pracy nad dynamiką całego psiego stada, bo każdy nowy osobnik ją zmienia i wszyscy muszą się czegoś nowego nauczyć. Wszystko nieważne, bo przecież nie mogliśmy tej chudej bagietki tam zostawić.

Tak wygląda nasz nowy pies:

I przez kilka pierwszych dni wyglądał zawsze tak i nie inaczej, gdyż po prostu nie można się było od niego odkleić. Nie odstępował nas na krok, i absolutnie NON STOP skomlał, jęczał i charczał (bo w końcu zachrypł od jęczenia), aż zaczęliśmy się obawiać, że ma coś srogo nie tak ze zdrowiem psychicznym. Jednak najwyraźniej było to coś w rodzaju choroby sierocej i obawy o to, że mu znikniemy z życiorysu, bo po tygodniu było już z nim dużo lepiej (choć nadal łazi za nami jak cień).

I na powyższym zdjęciu, zrobionym w godzinę po przybyciu psa na nasze podwórko, widzą Państwo, wydawać by się mogło, w miarę zwyczajnego szczeniaka, prawda?

No to zobaczcie zdjęcie zrobione kilka godzin później, gdy suka wydaliła z siebie ostatni kilogram śruty (chodziłam z szufelką po podwórku i zbierałam te kupki niestrawionego zboża):

To zdjęcie było robione o zmierzchu, więc jest kolorystycznie dziwne, ale grunt, że widać te przepiękne żeberka. A tu fotki pstryknięte dzień później, już po odrobaczeniu:

Bagietka na czterech łapach. Łapy tak wiotkie i słabo umięśnione, że przez tydzień ten pies nie był w stanie wskoczyć na balot z sianem (ku uciesze Puszczaka, który już nie wiedział, gdzie się schować przed namolną koleżanką). Nie wiem, co ten psiak żarł zanim trafił do pana Skórki, ale jest w krytycznym momencie swojego życia, w fazie intensywnego wzrostu, z dziąseł wyłażą mu już stałe zęby, a tu taki deficyt żywieniowy, że aż żal patrzeć.

Jak ktoś w ogóle mógł wyrzucić takiego ślicznego psa?

To znaczy: nie zrozumcie mnie źle, bo ja bym nawet najbrzydszego nie wyrzuciła, ale zawsze myślałam, że ładny pies się “sam obroni”. Może było tak, że szczeniak był prezentem pod choinkę, a gdy zjadł piątą parę butów i naszczał do konsoli, to miarka się przebrała? Czy nieudane prezenty wyrzuca się razem z choinką? Chrzanić to. Przez cały tydzień grzecznie żarłam proszki, bo bolał mnie łeb – z emocji, ze strachu, z rozterki, z tak zwanego “co to będzie”. A tymczasem wiadomo przecież, co będzie: wychowa się jak własne.

Tymczasowo nazwaliśmy ją Śruta, ale chyba się nie przyjmie, bo co ją widzę, to na myśl przychodzi mi “żółte”. Nie “żółta”, nie “żółty”, tylko właśnie Żółte. Chude, żółte szaleństwo, z takimi uszami, że mówię Wam :)

Żółte żre za trzech. Dostaje obecnie taką porcję, jaką zjadają Laser, Puszczak i Pasztedzik razem wzięci, ale na efekty chyba trzeba jeszcze trochę poczekać. Nie wiem nawet, czy Żółte powinno jeszcze urosnąć wzwyż, ale zdecydowanie dużo mu brakuje wszerz. Jak już bagietka ładnie się wypełni, trzeba będzie myśleć o sterylizacji. I ten… Muszę to w końcu z siebie wyrzucić, bo zabieram się jak pies do jeża. Gdyby ktoś z Państwa chciał nas trochę wspomóc…

Ja wiem, że nie mamy statusu schroniska, ani jakiejś fundacji, i nikt nam tego psa do bramy nie przywiązał. Jednak to też nie było tak, że ja tu sobie siedziałam znudzona jak kura na świerku, i wydziobując ziarka z szyszek myślałam: “A może by tak wziąć kolejną głodną paszczę pod swój dach?”. Fakt, ulepiłam psa ze śniegu, ale przysięgam, nie wypowiadałam przy tym żadnych zaklęć (no chyba, że powiedzenie “dobry piesek, waruj” do śniegowego psa to JEST jakieś zaklęcie, a pogłaskanie go po głowie przypieczętowało sprawę. W takim układzie faktycznie możliwe, że sama sobie jestem winna).

Z TRZECIEJ STRONY, tak sobie myślę, że Żółte mogło, prędzej czy później, skończyć w schronisku. Za kwotę, jaką schronisko otrzymuje miesięcznie na utrzymanie jednego psa, my wyżywimy psów sześć. Bo nie mamy kosztów w postaci pracowników, materiałów (budy, kojce, koce, smycze, itp.), stałej opieki weterynaryjnej, i innych, o których pewnie nawet bladego pojęcia nie mam. O przewadze domu nad schroniskiem chyba nie ma sensu pisać. Jedyną wadą mojego domu jest to, że nie pomieści on psów sto pięćdziesiąt, no ale ten szósty się jeszcze zmieści.

Ja nie chcę nikogo wprawiać w zakłopotanie, nie proszę o szastanie książeczką czekową, ja tylko co łaska. Nawet te pięć złotych. Bo gdyby zebrała się taka, dajmy na to, Spółdzielnia Dobrych Ludzi (nie mylić z SLD), takich powiedzmy dwunastu dobrych apostołów, i każdy by się pogodził z utratą tych frytek za pięć złotych, tego biletu na podróż tramwajem po mieście Łodzi, to już by taka Spółdzielnia wykarmiła jedno całe Żółte miesięcznie. Ale ja tylko mówię. Albo gdyby ktoś uważał, że dawać psu pieniądze to rzecz niemoralna, to jestem absolutnie pewna, że Żółte chętnie przyjmie cokolwiek w naturze.

I na koniec jeszcze chciałam powiedzieć, że Ewa z Łodzi, Radka, i Kachna, nie mogą się zapisać do SDL, ponieważ te dobre dusze i tak nas od lat po cichu wspierają, za co niech im bogowie po stokroć wynagrodzą w zdrowiu i szczęściu, bo ja już nie wiem jak mam im dziękować. A jeśli nikt z Państwa nie znajdzie na swoim koncie takich pięciu złotych, które akurat potwornie się nudzą i szukają sensu życia, to ja przepraszam, że zawracam głowę. Uff.

Dodam jeszcze, że jesteśmy lekko wymięci psychicznie i fizycznie, albowiem Żółte jest dość absorbujące – zamęczyło już wszystkie nasze pozostałe psy, nauczyło się używać klamek u drzwi, ściągać patelnię z kuchenki (jak wyciągnie łapki to jest bardzo długą bagietką), skakać z balota na główkę (moją lub Małego Żonka), a my z kolei próbujemy nauczyć Żółte szeroko pojętej etykiety towarzyskiej, w tym kultury spożywania posiłków w towarzystwie innych psów, i tym podobnych rzeczy niesłychanych. Idzie nam całkiem nieźle, pieseczek jest bowiem niegłupi i chętnie się uczy, ale jest też wulkanem szczenięcej energii, a my, no cóż – my jesteśmy stare, leśne dziady.

PS. Zdjęć Małej Buki jest mało, bo siedziała u nas prawie dwa tygodnie i z nudów chodziła po ścianach (bałam się ją wypuścić na podwórko), więc większość zdjęć wyszła mi rozmazana, ale obiecuję napstrykać jej fotek z Kajtkiem (pani Żozefin już się o nią dopytywała, więc kilka dni temu odstawiliśmy Małą Bukę do domu).

PPS. Teraz już oficjalnie nienawidzę ludzi od WordPressa. Siedzą i grzebią przy tych szablonach jak kura w śniegu, i wygrzebują coraz gorsze dziwadła. GDZIE JEST OPCJA “wyjustuj tekst”, JA SIĘ PYTAM?! Najpierw była ikonka. Gdy ikonka zniknęła, dogrzebałam się do listy skrótów klawiaturowych, i z ulgą odkryłam kombinację “shift+alt+j”. Teraz ta opcja zniknęła z listy, skrót nie działa, jest druga w nocy, a Kanionek w rozterce. Zaprawdę powiadam Wam, ludzie WordPressa: kto dobre psuje, ten w piekle ląduje (i już my się tam policzymy).

183 komentarze

  • sunsette

    No Kanionku, ja w ogole nie rozumiem ludzi co krzywdza kogokolwiek, zwierza czy osobnika wlasnego rodzaju, ale niech im ziemia lekka bedzie, nie ja tu karty rozdaje. Żółte jest cudne. Historia opowiedziana tak, ze jak zwykle smiech i placz jednoczesnie, ale to juz zawsze wiem zanim zaczne czytac, Ale podejrzewam, ze tym psem wyrzezbionym- zaiste artystycznie- na 100 procent rzucilas wyzwanie Wszechswiatowi i sie podzialo stosownie do wyrazonego obrazu;))) Przeciez on naprawde przypomina te bagietke, tylko juz po kanionkowaniu:))) Bede zaszczycona mogac wspomoc akcje ŻÓŁTE.
    PS Wiem, dawno mnie nie bylo, ale zyje, tylko sie nie udzielalam chwile, a dzis jak zwykle z busa, wiec polskie znaki tylko w najistotniejszych miejscach, bo mi sie telefon trzesie;)

    Usciski dla wszego stworzenia w Kanionkowie, lacznie z rodzajem ludzkim.

  • sunsette

    Aha, jeszcze chcialam napisac, ze rzeczywscie Z USZAMI ta bagietka. I ze chyba zapowiada sie na duzego piesa? Bo nie znam sie za bardzo.

    Buziaki

    • kanionek

      Kochana Sunsette – też nam się wydaje, że to może być całkiem spore Żółte, ale jak duże to wciąż jedna wielka zagadka. Na początku w ogóle nie zwróciliśmy uwagi na te wielkie łapy, bo wzrok nam ciągle uciekał w kierunku wystających żeber, no i w drodze do domu (piechotą, około 1,5 km) skupialiśmy się bardziej na zachowaniu Żółtego. Dopiero gdy nam kilka razy wpadła z rozpędu w kolana, poczuliśmy jej potencjał :)

      Cieszę się, że dałaś znak-sygnał, a każdy wkład w rozwój Żółtego przyjmę z wdzięcznością :-*

  • Teatralna

    Witaj Kanionku zgłaszam się do pokrycia kosztow sterylizacji(podaj kwotę) i tylko pytam. Gdzie trzeba wpłacić na to konto od kóz? Jutro wracamy. Natychmiast zrobie przelew. Sciskam

    • kanionek

      Ooo, Teatralna, dziękuję :-*
      Tak, kozi koszyczek jest od wszystkiego (to jest taka studnia bez dna, do której wrzuca się pieniążek, i można nawet wypowiedzieć życzenie, ale jak to wygląda w kwestii jego spełnienia, to już nie wiem i niczego nie gwarantuję :D). Jeszcze nie wiem, ile wetka bierze za psa, ale jeśli za kocicę 150, to może za psicę tyle samo, albo niewiele więcej. Dam znać, mamy jeszcze trochę czasu :)

      • ciociasamozło

        Nie chciałabym wywoływać paniki, ale koszt sterylki zależy od wagi/wielkości pacjenta i suka powyżej 20 kg to raczej 300 zeta :(
        Ale SDL da radę !
        Pamiętajcie – frytki tuczą i mają dużo nasyconych tłuszczów a humoru nie poprawią tak jak członkostwo w SDL ;))

        • trudno darmo słowo się … biszkopt u weta.
          A co to jest SDL Ciociu?? bo ja jak zwykle nie w temacie.

          • kanionek

            Aaa, skończyły się możliwości odpowiedzi w tym drzewku, ale mnie chyba z poziomu Admina puści: SDL to jest Stowarzyszenie Dobrych Ludzi :)
            Jutro zapytam wetkę o cennik psich zabiegów, może nie będzie tak źle, tylko nie wiem jaką masę osiągnie Żółte, gdy już będzie gotowe do sterylizacji. Ale powiem wetce, że mniej więcej 30 żółtych kilogramów (oby nie więcej, oby nie więcej, oby nie więcej! – to bardzo dobre zaklęcie, nawet gdy śniegu brak).

  • Ange76

    No ale te USZY!

    No ale do adremu – przyszłam dziś do pracy z tona własnych problemów, zdołowana jak nie wiem co. Patrzę – nowy wpis Kanionka. Już się uśmiechnęłam. A potem przeczytałam to wszystko co napisałaś i w zasadzie pomyślałam, że świat nie zginie, dopóki są tacy ludzie jak Kanionek i Mały Żonek. I nie mam już nic do dodania oprócz : gdzie te “5” zł wpłacić?

    • kanionek

      Ja dopiero siadłam przed kompem (zwariowany dzień, bo jeszcze wyprawa do miasta nam dziś wypadła) i teraz też się uśmiecham, gdy czytam Wasze komentarze :) Czasem naprawdę czuję się tutaj trochę oderwana od rzeczywistości i wiem, że z biegiem lat coraz bardziej dziwaczeję, ale Wy od lat trzymacie poziom, a Kanionka w pionie ;)
      A pińć złotych można wrzucić do koziego koszyczka, który nazywa się “wspornik” i znajduje w tej cienkiej szpalcie po prawej stronie, zaraz pod “najnowsze komentarze”. U mnie wypada mniej więcej na wysokości fotki Kanionka z aureolą (CZY KTOŚ W OGÓLE ZAUWAŻYŁ MOJĄ PIĘKNĄ AUREOLĘ?!).

  • Barbarella

    Bardzo piękna okładka najnowszego kryminału Jo Nesbo, to zdjęcie u samej góry.
    Niewyspana byłam, bo Szczypawka przeszła na czas letni i budzi nas o czwartej rano, no to się dość szybko ocknęłam po kliknięciu na Kanionka. Trochę się nawet wystraszyłam, że zrobiliście porządek z Żozefin, no ale jak się trafia jastrząb, to siła wyższa – niech Manitu świeci nad oskubaną kurzą duszą.
    Piękne to uszate, z mordką jakby kichnęło w węgiel :)
    Następne stworzenie wygrało życie, tyle powiem.

    • kanionek

      A właśnie, właśnie, a propos Szczypawki – pisałaś niedawno, jak to jedna Szczypawka potrafi zająć całe łóżko. No to ja obecnie na swoim własnym łóżku mam przydział powierzchni coś około metra kwadratowego i muszę się zwijać w ósmy paragraf, i już się nie dziwię, że każdego dnia wstaję połamana.

      A dzisiaj Żółte, ku uciesze pozostałych piesków, nauczyło się wyciągać naczynia ze zlewu, i to tak umiejętnie i kulturalnie, że np. słoik z nakrętką zawędrował aż do mojego pokoju, bez jednego draśnięcia. Odkręcić jeszcze nie umie. Trochę byliśmy z małżonkiem źli, gdy zbieralismy łyżki, talerze i inne takie po całym mieszkaniu (wszystko skrupulatnie wylizane do czysta), ale humor nam się od razu poprawił, gdy trafiliśmy na TARKĘ DO WARZYW, ha ha! (Wiem, pójdę do piekła).

      • ciociasamozło

        Bułczasta wylizała kiedyś do czysta stłuczony słoik z orzechami w miodzie, bez żadnej szkody dla swojego niemądrego ryja. Niektóre chyba tak mają.
        Ciekawe czy Żółte jeszcze raz za tarkę się złapie?

        BTW – zostawcie jej może trochę karmy zawinięte w kawałkach papieru, wetknięte do papierowej torby, a to wsadzone do kartonu (może być jeszcze wypełniony sianem). Będzie musiała się trochę napracować a potrzeba penetrowania otoczenia w poszukiwaniu jedzenia będzie zaspokojona ;)
        No chyba, że wygodniej Wam zbierać naczynia niż strzępki papieru. No i ta oszczędność na zmywaniu ;)

        • kanionek

          Wprowadziłam inne środki zaradcze, a mianowicie nie zostawiam już naczyń w zlewie do umycia na później. Oto jak pies, najlepszy przyjaciel człowieka, potrafi zmotywować i zdyscyplinować Kanionka ;)

          Ciocia myśli, że Żółte bawiłoby się w wydłubywanie kulek z papierków? Wydaje mi się, że nie sądzę :D Emocjonalnie wciąż jest na etapie dziecka wojny, kulek nawet nie gryzie, tylko łyka jak pelikan. Ale dzisiaj na przykład była taka ładna wiosna, że pieski cały dzień spędziły na zewnątrz, i teraz wszystkie śpią jak zabite. Taki spokój w domu, że aż dziwnie :D

          • Leśna Zmora

            Żółte mogłoby się ucieszyć z kuli smakuli wypełnionej drobnymi chrupkami, i się nie naje za szybko i będzie trochę spokoju w domu ;) (przetestowane na szczeniaczku, który budził się o świcie i od razu chciał się bawić). O ile w Kanionkowie nie będzie problemu, że jeden pies stwierdzi, że to JEGO kula i trzymać się z daleka, łachudry!
            Mata węchowa (czyli taki dywanik ze szmatek z poukrywanymi jedzonkami pomiędzy szmacianymi frędzelkami) też mogłaby być fajna (tu tylko teoretyzuję, bo moje szkodniki zaraz by to wyniosły na dwór i zgubiły w krzakach…), o ile Żółte nie pójdzie na łatwiznę i nie będzie chciała zjeść i jedzonka i frędzelków.

            Jeśli za szybko je, to dobrze by było namoczyć chrupki, mokrych się nie da jeść AŻ tak szybko (to z kolei przetestowane podczas tuczenia wygłodzonego pieska).

          • ciociasamozło

            Duże kulki papierowe! Takie bliżej bilardowej niż pingpongowej to chyba raczej nie łyknie na raz? Zresztą trochę papieru wesprze wypełnianie nienażartego przewodu pokarmowego ;)
            Co do chrupek, to dla takich łykaczy powinni robić karmę w postaci sporych bloków (kul?), których nie da się zjeść bez odgryzania po kawałku.
            Bo nawet takie specjalne miski spowalniające jedzenie czy duży kamień w normalnej misce nie rozwiązują sytuacji. Fakt łykają po jednej chrupce a nie ile w paszczy się zmieści, ale nadal to łykanie bez chrupania.

          • ciociasamozło

            O, zanim zdążyłam napisać wpadł komentarz Leśnej :)
            Z tym moczeniem masz rację! z matą bym się wstrzymała bo boję się, że Żółte zjadłoby chrupki z dywanikiem ; )

          • kanionek

            Kochane jesteście :) Kula smakowa faktycznie odpada, bo stałaby się szybko kością niezgody. Mamy jedną zabawkę dla psów, która przyjechała z nami jeszcze z miasta – żółte, gumowe kółko. I to kółko wala się od prawie dziewięciu lat po podwórku, i nikogo nie interesuje, dopóki się go nie rzuci. Ooo, wtedy to jest zupełnie inna historia, wtedy to już nie jest żółte kółko, tylko Złoty Graal, i warto dla niego stracić życie, a tym bardziej utoczyć krwi konkurentom. To samo z badylami. Może ich być i piętnaście, ale zawsze liczy się tylko jeden, a dokładnie ten, który zostaje rzucony jako ostatni.

            Na moczenie karmy wpadliśmy już rok temu, dla Majączka. Majączek, schroniskowy grubasek, chyba nigdy już nie otrząśnie się z syndromu dziecka wojny. Nawet gdy eliminowaliśmy potencjalną konkurencję, czyli Majączka karmiliśmy w oddzielnym pomieszczeniu, to ona i tak wciągała kulki paszczą i nosem w trzy ułamki sekundy, a potem wymiotowała. Moczymy więc, a wręcz zalewamy wodą tak, żeby musiała sobie wyławiać po kulce, i to się świetnie sprawdza :) Jeśli Żółte nie wyluzuje przy misce, to i jej będziemy moczyć :)

    • Magda

      Dokladnie, Żółte wygrało życie. dzięki :)

  • tymofiejski

    Się dołożyłam. Trochę mi głupio, że nie mogę tak częściej. Żółte bardzo piękne.

    • kanionek

      Tymofiejski, dziękuję z całego serca :-* I nie, proszę, niech Ci nie będzie głupio, bo wtedy JA mogę wpaść w depresję, a przecież nie mogę, bo lada moment kozie przedszkole :)
      Jestem Wam wszystkim naprawdę, NAPRAWDĘ bardzo wdzięczna za to, że w ogóle tu jesteście. Najserio.

  • wersja

    Kanionek, totalnie kult cargo zadziałał jak rzadko. Weź sobie narysuj kupon z trafioną szóstką w totolotka albo zbuduj makietę skrzynki pełnej skarbów.

    • kanionek

      Kult cargo! :D
      Taa. Moje umiejętności rysownicze są obecnie na takim poziomie, że jak sobie narysuję kufer ze skarbami, to wiesz, co dostanę? Karton z przydasiami, z etykietką “elektryczne” lub “hydrauliczne”. A takie coś to my już mamy :D

  • bogutek

    Kanionek, przywracasz mi za każdym razem wiarę w cuda i że ludzi dobrej woli jest więcej, więc mocno wierzę w to, że ten świat nie zginie dzięki Kanionkowi i Małemu Żonkowi, czy jakoś tak to brzmiało :) Uwielbiam Was i niech dobro wraca do Was zmultiplikowane!!!

    • kanionek

      Mam wrażenie, że ono do nas wraca, jak najbardziej. Głównie w postaci kolejnych psów, kotów i zawszonych kóz… :D No ale to też dobro, prawda?
      Dziękuję, Bogutek, i miło Cię znowu widzieć :)

  • cornick

    Dorzuciłam grosik do koziego koszyczka, napisałam, że to na to cudo Żółte ma iść i mam nadzieję że kozy nie będą o to drzeć z tobą kotów :)) Pozdrawiam was serdecznie

    • kanionek

      Dziękuję, Cornick :-*
      Kozom się nic nie powie, one są już zaprowiantowane do września włącznie, zawitaminkowane i w ogóle; gwiazdki z nieba im jeszcze tylko brakuje (i pewnie dlatego każdego wieczora gapią się w niebo i ani myślą wracać do koziarni).

  • wersja

    A jeszcze: niedawno oglądałam zapis webinaru na temat zabaw psów i prowadzący mówił o objawach przewlekłego stresu. Wymienił m.in. nadmierną wokalizację (pies cały czas piszczy, szczeka itp.) oraz nadaktywność ruchową (np, pies cały czas chodzi za człowiekiem). Bardzo dokładnie to pasuje do Twojego opisu pierwszych dni Żółtego, prawda? Tu jest ten webinar: https://www.youtube.com/watch?v=3FosfZ5xjYY (stres około 20 minuty, ale w ogóle Jacek Gałuszka świetnie opowiada o życiu z psami i co robić, żeby wszystkim było dobrze – im i ludziom). Myślę, że chyba uratowaliście ją w ostatniej chwili, bo mogłaby się psychicznie rozsypać, bidulka :)

    • ciociasamozło

      Wersja, b. ciekawy i merytoryczny webinar. Mam jedną uwagę – nieprzewidywalny przebieg spaceru (ok 32:03) – generalnie tak, ale są psy (głównie skrajnie nadpobudliwe lub dodatkowo lękliwe), u których lepiej utrwalić pewne zwyczaje spacerowe, bo każda zmiana podnosi emocje (czasem wręcz wywołuje panikę), i dopiero po jakimś czasie pracy z takim psem można b. powoli wprowadzać zmiany.

    • kanionek

      Tak, to by się zgadzało. Nadmierna wokalizacja ustała, a po kilku dniach Żółte w końcu zaczęło nawet SPAĆ. Rozumiecie, tak normalnie, po psiemu spać, wywalone denkiem do góry i śniące o uciekających kiełbaskach, a nie jak mysz na pudle, góra pięc minut, wiecznie czujne, z jednym okiem otwartym ;) My też dzięki temu możemy trochę odpocząć psychicznie :)

      A że psy łańcuchowe, a nawet takie, które większą część życia spędzają w kojcu, dostają bardzo szybko albo depresji, albo totalnego piehdolca, to niestety prawda. I wciąż jest ich wszędzie jeszcze pełno :-/
      Nie wiem, kim byłoby Żółte za rok, gdyby zostało tam gdzie było, i nie chcę o tym myśleć. Wolę patrzeć na ten uśmiechnięty, żółty ryj, i po prostu cieszyć się razem z nim.

  • ciociasamozło

    Czy jaszczomp dorwał chociaż Rosoła płci męskiej? To nie najgorsze by było – danina naturze złożona (no sorry, takie są prawa dżungli) a proporcje płci kuraków nieco bliżej pożądanych ;)

    Czarna Buka po sterylce.
    Żółte uszate uratowane.
    Żozefin przeżyła swój komentarz nt. usypiania.
    Kanionek używa śniegu jak zaczarowanego ołówka.
    Normalnie optymistycznie jak nigdy ;))

    Kanionek, sprawdź koniecznie czy z innymi materiałami zadziała jak ze śniegiem! Bo może już tyle nie napadać, żeby np. baloty siana ulepić.

    Opcja, że Żółte była zwierzątkiem pod choinkę bardzo prawdopodobna. Jeśli ma teraz ok 5 mies (raczej 5 niż 6) tzn, że urodziła się we wrześniu a w grudniu była jeszcze rozkosznym szczeniaczkiem. Teraz jest dużym, wymagającym psim nastolatkiem. A może jeszcze właściciele na ferie chcieli wyjechać…
    Przy okazji sprawdźcie czy młoda nie ma chipa. Szansa na odnalezienie i pociągnięcie do odpowiedzialności tych ginekologiczno-urologicznych końcówek, które ją wyrzuciły z samochodu jest nikła, ale zawsze istnieje.

    • Leśna Zmora

      Ciociu, jeżeli pies został porzucony, to z chipa może być więcej szkody niż pożytku. Jeśli nie ma świadków na to, że pies został faktycznie wyrzucony (i to z samochodu właściciela), to w razie co oficjalny właściciel może się upierać, że pies np. sam uciekł, albo ktoś go złośliwie porwał i wywiózł – i kto udowodni, że było inaczej? A potem dalszy los psa leży w rękach oficjalnego właściciela – i może to się skończyć na “a to sobie go bierzcie”, ale równie dobrze może go w majestacie prawa zabrać :(.

      • ciociasamozło

        Zmoro, taki scenariusz też jest możliwy ale nie bardziej prawdopodobny niż to, że wyprą się wszystkiego nie wierząc w moc elektronicznego numerka. A wg tego co Kanionek pisze najpewniej i tak nijakiego czipa tam nie ma i pozostaje mieć nadzieję, że w przyszłym życiu exwłaściciele Żółtego odrodzą się jako kocie kuwety :((

    • kanionek

      Jaszczomp nie taki głupi, niestety. Rosoły są dla niego za duże, a kurki w sam raz.
      A Żozefin przeszła wczoraj samą siebie, o czym na sto procent Wam napiszę, bo chyba nic dziwniejszego już nigdy się tu nie wydarzy. Przypuszczam, że to sprawka procesu przebiegunowania Ziemi. No ale nie będę podsycać Waszej ciekawości, bo to niehumanitarne. Mam dla Was też kilka filmów – z psami, z kozami, z sarenką…

      A śniegu to nam napadało wczoraj w nocy i przez cały dzień, ale nici z lepienia złotego bałwana, bo temperatura minus dziesięć sprawia, że śnieg jest sypki i nie chce się kupy trzymać :( Z innych materiałów to wiesz, czego tu mamy najwięcej :D Lepić to by się ładnie lepiło, ale czy moc sprawcza ta sama…? Strach próbować.

      Taa, chipy-sripy. Na ładnych kilka gabinetów weterynaryjnych, jakie mamy w okolicy, żaden nie dysponuje skanerem (czytnikiem?) czipów. Żaden. Nasz ulubiony wet z Elbląga, któremu tak ufam, że poddałabym się operacji wycięcia nerki na jego stole zabiegowym, już kilka lat temu nam mówił, że zrezygnował z tego urządzenia, bo nie tylko nikt nie chciał czipować psów, ale podobno nawet schronisko nie miało tego czytnika, żeby zabłąkane psy skanować. Może to kwestia “uroku” naszego województwa.

      • ciociasamozło

        To mnie zabiłaś z tym czytnikiem! Może faktycznie kwestia lokalna, a w W-wie konieczność czytnika w lecznicach wymusiły akcje czipowania na koszt miasta. No ale, że schronisko nie ma!? Oni nie powinni mieć prawa wypuszczać zwierzaka bez identyfikatora! Cholera, myślałam, że to ogólnokrajowy wymóg. Chyba żyję w pieprzonej bańce stołecznego samozadowolenia :(((
        No ale może to dane sprzed kilku lat, może chociaż schronisko już czipuje?

        Jaszczompia trzeba przetrenować na okoliczność rozpoznawani płci u niewyrośniętych kuraków :(

        Może ulep coś z masy solnej? Chociaż kilka banknotów 500zł ;)

        • kanionek

          O ile nie zapomnę, to w dzień roboczy zadzwonię do dwóch najbliższych schronisk i zapytam, jak to dzisiaj wygląda.
          Ale jedno jest faktem – nasz kraj dzieli się na wiele światów, odległych od siebie o całe lata świetlne. Wiem, że powinnam rozwinąć to zdanie, ale chyba nie mam już siły.

  • Leśna Zmora

    Kanionku, Ty i Mały Żonek jesteście wspaniałymi ludźmi! Oby nowy nabytek się odwdzięczył za nowe szczęśliwe życie i gonił wszelkie jaszczompie, rude ryje i inne szkodniki (tylko z kurami jakoś delikatnie, z jednej strony szkodnik, ale jednak jajka znosi).

    Tak na moje to jeszcze co najmniej kilkanaście cm jej przybędzie na wysokość. Będzie piękny wilczur :).

    • kanionek

      Tiaa… Za cienką kurtkę ma na stróża, ten nasz “wilczur”. I coś zbyt chętnie integruje się z kanapą :D
      Najbardziej użyteczny jest nasz poczciwy Majączek – niby nic nie widzi, a wszystko wie. Futro ma zaś takie, że w domu wytrzymuje tylko wtedy, gdy mamy 16-17 stopni, czyli do momentu, gdy małżonek zacznie palić w piecu. Pod wieczór temperatura wzrasta powoli do 20 stopni, i wtedy Majączek mówi: “No, to na mnie już czas, bo coś UPALNIE się tu zrobiło”.

    • kanionek

      :)
      (Dopiero po dłuższej chwili zorientowałam się, co mi tutaj nie gra: Czyżby wtyczka od komentarzy złagodniała na starość, że pozwala już umieszczać komentarze zawierające mniej niż 15 znaków? Ho, ho, koniec świata musi być blisko).

  • mp

    A chociaż korpus Kurokeza został na rosół dla Szybkotków po uczcie jaszczompia ? Uszaste jest piękne, może udałoby się znaleźć mu dobry dom ? Choć pewnie lepszego , niż u Kanionków, nie ma szans, ale szóstka piesów to już faktycznie spora i kosztowna gromada. Ja mam tylko 3 koty, a już i one chcą mnie zjeść z kopytami :-) Kanionku, podziwiam również Twoje talenta rzeźbiarskie- toż Śnieżny Pies wyglądał jak żywy, przez chwilę się zastanawiałam, czy aby nie zrobiłaś bałwana z Majączka .

    • kanionek

      Korpus Kurokeza przysłużył się rekonwalescentce, czyli małej Buce – trochę ją podtuczyliśmy w tym naszym sanatorium. Wystrój wnętrz może niezbyt piękny, deczko postgierkowski i nadszarpnięty zębem czasu, ale kuchnia znakomita!

      Eee, no co Ty, taką kluchę ze śniegu to każdy umie ulepić. Śnieg akurat miał idealną lepkość, wystarczyło z grubsza odgarnąć, trochę ścisnąć, gdzieś przyklepać, i już.

      Tak, przyznaję, że mamy tu już lekki tłok, co jest odczuwalne zwłaszcza zimą, bo latem całe towarzystwo można wypędzić na zewnątrz, ale jeszcze jakoś dajemy radę :) Koty siedzą w nocy w drugiej połówce domu, gdzie pilnują zapasów ziarna (a tak naprawdę wylegują się do góry brzuchami na workach owsa i opychają kocią karmą; Jałowiec wygląda obecnie jak wielki, czarny pompon), a w dzień przemierzają łąki i knieje w poszukiwaniu przygód, więc chociaż tyle mamy z głowy ;)

  • Monikaskoknabank

    Na takie Żółte, z takim Pańciostwem z przyjemnościo

  • Anonim

    Kanionku a przelew na to konto widoczne na stronie (wspornik) mogę zrobić.

  • wy/raz

    Kanionku, miód na serce, że się odzywasz. U was jak czytam bez “atrakcji” się obyć nie może. Uszate śliczne, Pasztedzik wyrósł na pięknego kawalera, objawiłaś talenty plastyczne, wieszcze i zostałaś beatyfikowana za życia. Kozy dobrze radzą co tam jeszcze możesz ulepić. To teraz trzeba tylko dołączyć do LSD, tzn. SDL.

    • kanionek

      Dziękuję, Wy/raz :-*
      Mam dla Was jeszcze sporo zdjęć i filmów, i muszę nadrobić te zaległości, zanim nadciągnie tornado małych koziołków i skończy się “odpoczywanie”. Żurawie już przylatują!

  • Ania B.

    Cztery porcje frytek – z przyjemnością…… Żółte będzie duuuużżżąąą suką – wygląda wypisz-wymaluj jak moja Dodźka , która już czeka na mnie PO DRUGIEJ STRONIE TĘCZY -docelowo ok. 40 kg. żywej wagi i jeden kg karmy dziennie do żarcia – to się nastawcie psychicznie :-))) Ania B.

    • kanionek

      Omatko…
      My się ostrożnie nastawialiśmy na 25 żółtych kilogramów. No dobra, trzydzieści. Waga łazienkowa mówi, że Żółte przybrało 2 kg w 2 tygodnie, jutro znowu ją zważę.
      Może, jeśli Żółte będzie kradło jajka tak umiejętnie, jak Pusiołak i Laser, to zeżre trochę mniej, niż kilogram karmy…?

      Dziękujemy za frytki :-*
      Idę śnić koszmary o wielkim, żółtym psie, który odgryza mi nogę, bo kurczaki już zjadł i nie ma kto jajek robić.

  • Niezdecydowana

    Jesteście wielcy … a my chcielibyśmy pieska ale problem mamy bo średnio nie ma nas w domu ok. 10 godz. dziennie i boję się, że pies dostanie jakiejś depresji :( chcemy wziąć może chociaż kotka albo dwa, żeby miały siebie, ale ja mam alergię, więc nie wiem, może jakieś mniej alergizujące, boję się … córka już płacze, że chce kota albo psa, ale to nie zawsze jest takie proste … Trzymajcie się, wsparcie prześlę wkrótce :)

  • kanionek

    Niezdecydowana – z góry dziękuję w imieniu Żółtego :)
    A jeśli chodzi o domowego pupilka, to jest jedno rozwiązanie, ale nie wiem, czy przypadnie Wam do gustu. Otóż mały piesek ze schroniska, który już mieszkał w domu/mieszkaniu, jest w wieku statecznym i jest leniwy :D
    Przykład? Nasz Laser spędza dwie trzecie doby w łóżku, a gdyby nie musiał się czasem wysiusiać, to mógłby z wyrka w ogóle nie wychodzić. Latem EWENTUALNIE może poleżeć na balocie siana, ale tylko wtedy, gdy temperatura jego ciała jest w stanie osiągnąć 50 stopni ;) Nie wiem jak on to robi i z jakiego materiału ma pęcherz, ale uwierzcie: o 22:00 idzie (niechętnie) na ostatnie siku (trzy minuty i już jęczy pod oknem kuchni), a na drugi dzień bywa, że wyjdzie spod kołdry o 14:00 i dopiero wtedy EWENTUALNIE i BYĆ MOŻE będzie chciał wyjść na dwór. Ale on jest, przyznaję, najdziwniejszym psem, jakiego znałam.

    Wiem, że to “nie zawsze jest takie proste” i jestem wręcz przeciwna działaniom spontanicznym, jeśli chodzi o adopcję/zakup zwierzaka (my to co innego, my nie jesteśmy do końca normalni, OK?). Ale pomyśl nad wycieczką zwiadowczą do schroniska :) Tam na pewno mają dziesiątki małych, smutnych misiaczków w średnim wieku, które chętnie posiedzą na fotelu przez ten czas, gdy Was nie będzie, a kilkaset metrów spaceru dziennie będzie dla nich wielką przygodą. Zawsze to więcej, niż wydrepczą wokół budy w schroniskowym kojcu. Ale nie namawiam, tylko mówię, że pomyśleć o tym można :)

    • Niezdecydowana

      Myślę, myślę ;) Mieliśmy już psa, dużego (60 kg) przez 13 lat, to był skomplikowany przypadek ;) Ostatnie lata były dodatkowo bardzo ciężkie zdrowotnie. Także na razie tylko myślę ;)
      Mamy za to kilka dochodzących kotków, które są takie pół dzikie, ale budki styropianowe na tarasie i pełne miski polubiły ;)

      • kanionek

        60 kg! A jak jest z energią życiową u takiego SŁONIA? Żółte obecnie waży 18 kg (dzisiaj ważyłam, 3 kg jej przybyło), energia ją rozpiera, i gdy biegnie po podłodze chałupy, to słychać takie łubudu, łubudu, jebut! Majączek niby waży 25 kg, a tyle hałasu nie robi. No ale Majączek ma zgrabne stópki, a Żółte ma wielkie płetwy, z wyraźną “błoną” między palcami. Mam nadzieję, że polubi pływanie, to się latem w stawie będzie mogła trochę z nadmiaru entuzjazmu wyprztykać.

        • Niezdecydowana

          Akurat nasz pies (rodezjan) przez wiele lat to był wulkan energii, po prostu nie do zdarcia, zawsze miał mnóstwo siły. Ale wtedy mieliśmy inną sytuację, ja przez kilka lat byłam w domu, moglismy poświęcić mu wiecej czasu. Niestety do takiego psa trzeba mieć więcej doświadczenia, którego nam brakowało, i piesio po prostu robił z nami co chciał ;) u Was to na pewno bedzie inaczej przebiegać, nawet jak okaże się, że Żółte będzie duże i bardzo energiczne :)

  • agniecha

    Jest rano i nie przeczytałam żadnego komentarza więc nie wiem, czy zadam być może pytanie na które już odpowiedziałaś 37 razy.
    Gdybym, w przypływie dziwnego kaprysu, chciała jednak obdarzyć Żółte sianem na karmę czy inne potrzeby to jak niby mam to zrobić? Rzucić mamonę na wiatr lecący w kierunku pn-wsch i wykrzyczeć zaklęcie:”Leć mamono do Kanionka”?

    • mały żonek

      Na bocznym pasku jest tzw. “wspornik” – tam jest podany nr. konta ( 79 1140 2004 0000 3102 3918 4984 ). W przypadku telefonu, mógł on wylądować na dole, pod komentarzami (zależy od rozdzielczości matrycy). Dzięki i oby grzyb trzymał się z dala od Twoich ziarek.

  • lobo

    Maybach i Porsche chętnie dopomogą Żółtemu. :-) Czy przelew do koziego koszyczka powinien mieć jakiś preferowany tytuł, aby ewentualnych kłopotów bankowo-podatkowo-dochodowych nie było?

    • kanionek

      Ooo, jak teraz żałuję, że nie nazwałam jej Ferrari! Mógłbyś wtedy w tytule wpisać: dla Ferrari od Maybacha i Porsche :D
      Ale jak napiszesz po prostu “dla Żółtego”, to też będzie dobrze :) Wielkie dzięki i żółte buziaczki dla Waszych dzielnych zawodników :)

      • lobo

        Ależ Żółte jako imię jest przepiękne! :-D Mój ukochany kolor od szczeniaka. ;-) Chociaż sercem jestem terierowo-charci, a nie owczarkowaty, to imię doceniam bardzo. :-) Maybacha dostaliśmy z imieniem, tak ma w papierach, a nam jako krótkie, wyraziste i ładne imię spodobało się bardzo. O Porsche hodowczynię sami poprosiliśmy, chodząc na niemal codzienne spacery do parku naprzeciwko Porsche Centrum Poznań. Wiedzieliśmy, że powinno pasować, ale nawet nie przypuszczaliśmy, jak bardzo. Chłopaki chętnie poznaliby Żółte, ale przy niej byłyby to tylko zalecające się drobiazgi, więc wyślą “kwiaty”, wzdychając na odległość. ;-)

  • EEG

    Ale że co to mi tu za dyskryminacja, że tak zapytam w imieniu swoim, Radki i Kachny.
    Żółte ma przecudnej urody ryjek.
    Też Cię kocham, wiesz o tym.

    • kanionek

      Bo ja się martwię, że jak tak dalej będziesz dokarmiać nasze futrzaki, to Tobie się już nawet kromka z chlebem na kolację nie ostanie! (A kozy to nawet ostatnią kromkę człowiekowi z kieszeni wyciągną, a pośmiertnie to i z kurtki obedrą).
      Najczulsze uściski od nas, Ewa :-*

    • Kachna

      Och dzięki EEG, żeś się ujęła i za mną!
      Moja reakcja opóźniona jak ja ostatnio – jakieś cztery lata…..tra ta ta ta!
      Jako, że frytek nie lubię – to nikt mi nie będzie mówił co mogę robić – albo czego nie ;)
      …………………..

      Ściskam z miłościom wielkom!

      • kanionek

        Nawet widzę, jak BARDZO nie lubisz tych frytek! Dziękujemy, Kachno Ty nasza :-*
        A może wcale nie jesteś “opóźniona o cztery lata”, tylko się zwyczajnie o te cztery lata nie postarzałaś? A ja się z każdym rokiem o dziesięć lat starzeję :D

  • Bo

    Będzie jej u Was dobrze. Już jest.
    Kolejne stworzenie kocha z wzajemnością.
    A koszyczek się wypełni. Trzeba tylko wypowiedzieć formułkę “koszyczku, napełnij się” i już Kozy Komentatorki i Obserwatorki wkroczą do akcji. Prawda?

    • kanionek

      Tak, na to wygląda :)
      Żółte właśnie zasnęło, zmordowane mordowaniem cierpliwości reszty psów, i śpi jak zadowolone z siebie dziecko. Czasem otwiera oko i sprawdza, czy nadal jestem obok. Ten widok zdecydowanie wygrywa w zderzeniu z widokiem cuchnącej kurzym gównem “budy”, łańcuchem, mrozem, i wiadrem śruty na kolację. Ech, Wy :) TO DZIĘKI WAM Żółte śpi spokojnie. I my też.

  • dolmik

    Kiedy Żółte dorośnie do tych swoich uszu… No… Będzie co przytulać 😊 Kanionku, czy to nie czas na inwestycję w nowe, wieeelkie łóżko??
    Ściskam Was!

    • kanionek

      “Kiedy Żółte dorośnie do tych swoich uszu… ” – ja Cię proszę, Dolmik, odwołaj te słowa. Widziałaś kiedyś suszone świńskie uszy w sklepie zoologicznym? No, to one są mniej więcej takiej wielkości, jak uszy Żółtego, a ja nie chcę, żeby Żółte ważyło 300 kg :D CHRUM, CHRUM!

      Co do łóżka, to nie. Bez sensu. Łóżko najwyższy czas wynieść na strych, a ja sobie podłogę w pokoju wyścielę słomą, i wtedy wszyscy się zmieścimy :D

  • kapelusznik68

    Kanionku, wróciłaś! Jakże się cieszę. A Żółty Uszak fantastyczny i zmywarki do naczyń nie trzeba. Myślę, że z tarką sobie poradził i zlizywał “z prądem”. Chyba, że to ta strona z dziurami wybitymi gwoździami.

    • kanionek

      Ta tarka ma WSZYSTKIE strony, włącznie z tą “z dziurami wybitymi gwoździami”, i dlatego tak nam było wesoło, hi hi (evil laughter).

      • kapelusznik68

        Znaczy się, dziewucha będzie miała cięty język. Było coś atrakcyjnego na tej tarce? Choć po parzonej śrucie to chyba wszystko jest atrakcyjne.

        • kanionek

          Stare pieskie porzekadło mówi: “Nic, co ludzkie, nie jest nam wstrętne!”, a na tarce było tarte jajko na twardo (do pasty z makreli) :)

          • kapelusznik68

            O! To jej się nie dziwię. Sama bym zlizała. I makrelę też, tylko makreli nie ściera się na tarce.

  • bluuu

    Jesteście niesamowicie dobrymi ludźmi!
    Chcę również przynależeć do SLD i już nawet wiem, jak się wpłaca :)
    Pozdrawiam całą trzodę

    • kanionek

      Niee, raczej jesteśmy przeciętni, ale po prostu dość dobrze wypadamy na tle lokalnej społeczności ;)
      Witamy więc w Oborze, jak również w SDL, i przesyłamy pozdrowienia od żółtego nicienia! (Ale już widać, widać, że te trzy porcje karmy dziennie lokują się we właściwych miejscach. A dzisiaj lewe ucho stanęło na baczność…).

  • Baba Aga

    Uszy są piękne i reszta również, a tarki do warzyw to zło, ostatnio jedna taka pękła mi w rękach, niestety te ręce akurat tarły marcheweczke dla pieseczka nad gotującym się wywarem i tym sposobem zmieniłam na dłoniach skórę na wiosnę. Podobno kiedyś w ten sposób odmładzało się podstarzałe księżniczki, poczułam się przez chwilę jak księżniczka, dobrze że mi pyska nie odmłodziło. Ciekawe czy Uszatej zostanie niechęć do tarki, mi została :-D. Chciałam przeprosić za opóźnienie, bo po koncie chwilowo hula echo, ale lada dzień piniondz poleci. Tradycyjnie już chylę czoła i pozostaję w nieustannym zachwycie :-)

    • kanionek

      Omatko, wyrazy współczucia! Tarcie marchewki nad wrzącym bulionem – ile to już razy pożałowałam takich “ekonomicznych” pomysłów (bo można utrzeć na talerzyk, no ale to potem trzeba umyć i tarkę, i talerzyk, prawda).
      I tylko chciałam przypomnieć, że ja naprawdę bardzo proszę, żeby nikt sobie jedynej i ostatniej frytki od ust nie odejmował!
      Uściski, a od Żółtego – delikatne całuski w odmłodzone rączki :-*

  • Joanna

    Borzeeee sosnowy jaka piekna psaaaaa. Zolte jest piekne! Kanionki,a poczekaja az dostane wyplate? Bom pusta w pysk. Urzad skarbowy uznal,ze jestem na 40% progu podatkowym i mje zabral pol wyplaty. Ale oddadzom. To sie podziele. W dupie mam frytki jak bagietka taka boska.
    Przesz trzeba ja wypelnic czyms. Jak mozna bylo taka piekna pse wywalic…modelka normalnie!!!!

    • kanionek

      Poszczekają, poszczekają! :D
      Żebyś wiedziała, że modelka :) Na kanapie pozuje tak, jakby nic innego w życiu nie robiła. Ech, często zazdroszczę psom, że tak szybko zapominają o doznanych krzywdach i cieszą się tym, co jest. Człowiek tu siedzi, pomstuje na wszystko i wszystkich, zadaje sobie tysiąc pytań bez odpowiedzi, a czasem wręcz gotuje się w tym rosołku bezsilnej złości, a w tym czasie Żółte sobie leży, wyciągnięte jak makaron spaghetti, i myśli: “Brzuszek pełny, w skórkę ciepło, czuje dobrze”. I tylko to się liczy :)

  • Ola

    Cudne to Żółte niemożliwie!
    W sumie to ciekawa jestem, ile pies pamięta… Kuba, mój znajdek też miał takie żeberka i wygryziony na łyso czubek ogonka. I całe swoje życie był nienażarty. Nawet zastanawiałam się, co by się stało, gdyby mu tą miskę napełniać i napełniać. Chyba smok wawelski…
    Dobre z Was ludzie, Kanionki <3

    • kanionek

      Zdecydowanie smok wawelski, i to się tyczy nie tylko takich niegdyś głodujących biedulków. Pamiętacie, jak Wam pisałam, że kiedyś nieopatrznie zostawiliśmy worek z kocią karmą w kuchni, i pieski wygryzły w nim dziurę, i kochany Atosik wpierdzielił tyle dobra, że przez dwa dni tylko leżał i dorabiał za wał przeciwpowodziowy? I OCZYWIŚCIE niezmiernie był zdziwiony, że następnego dnia nie dostał swojej porcji!

  • mitenki

    Ciekawa jestem, co by się stało, gdybyś tak Kanionku ulepiła sobie zamiast psa – sztabkę złota?

    Historia Żółtego wyciska łzy z oczu i chwyta za serce i Wasza dobroć też chwyta za serce. Jesteście niesamowici i sprawiacie, że świat wydaje się lepszy :*
    (to pisałam ja, mitenki, siąkając nosem)

    Żółte jest piękne, a te USZY? Tylko się zakochać! :)

    Ja i koteł też dorzucimy się do żółtego koszyczka , tylko poczekamy aż wpłyną apanaże, bo koniec miesiąca jest…

    • kanionek

      Pff, gdybym ja wtedy wiedziała, jak się sprawy potoczą, ulepiłabym całą bursztynową komnatę i złoty pociąg na dokładkę! No ale musztarda to zawsze mądra po obiedzie :-/
      (Ja nie twierdzę, że żółta sztabka jest lepsza od żółtego psa, bo to wiadomo, że do sztabki się człowiek w nocy nie przytuli, ale z drugiej strony – za taką sztabkę to już można trochę zwierzaków nakarmić. Człowiek w ciągłej rozterce. W przyszłym roku będę lepić z rozwagą :D).
      Ściskamy Ciebie i Twojego futrzaka, Mitenki – chyba Cię dzisiaj myślami tutaj ściągnęliśmy :)

      • ciociasamozło

        Przepraszam, ale bursztynowa komnata i złoty pociąg ze śniegu to trochę źle mi się kojarzy. Jakby pieski dbały o to, żebyście nie mieli w okolicy białego śniegu ;)

        • kanionek

          :D
          Och, jak dobrze wiem, co masz na myśli!
          W ten zresztą sposób Pacanek każdej jesieni robi z siebie “złotego” cielca ;) I pewnie dlatego wszystkie kozy tak go wielbią.

  • Iwa

    Od dawna podczytuję Kanionka.
    To dla mnie lek na całe zło tego świata, bo WIDZĘ że są jeszcze na tym świecie ludzie po prostu DOBRZY. Wpis o “żółtym” ponaglił mnie do ujawnienia swojej osoby.
    Wielkie dzięki dla Kanionka i Małego Żonka za to że jesteście tacy jacy jesteście. Za waszą wrażliwość i dobre serce (czasem wbrew rozumowi).
    Rezygnując z paru porcji frytek podsyłam apanaże dla “żółtego” i innych pupili (nie należy zapominać o reszcie menażerii).
    Jak nie dopadnie mnie “Austriak” to w marcu też obędę się bez kilku frytek.
    Niech sunia chowa się zdrowo i wszerz.
    Buziaki ;-@.

    • kanionek

      Dziękuję, Iwa :)
      (I zastanawiam się, jak pojemna jest ta szafa, w której tyle osób siedzi, i tylko raz na jakiś czas ktoś postanawia otrzepać się z kulek na mole i ujawnić w sekcji komentarzy :D)

      Tak, nasz rozum już dawno poszedł na grzyby, nażarł się muchomorów i umarł w kaloszach, ku rozpaczy naszych kręgosłupów, stawów i mięśni, które zostały na polu walki i robią co mogą. Buziaki od pokraki! (To o mnie. Dzisiaj czuję się wyjątkowo wyżęta i wymięta).

  • Kachna

    Chciałam jeszcze napisać coś. Coś co poruszyło mnie, i jak nie używam słów obelżywych tak użyłam na głos.
    Że zmroziło mnie, że można psa karmić śrutą.
    Szczeniaka, dorosłego – wsio ryba.
    Nie i jeszcze raz nie! To się nie dzieje w XXI wieku. W Europie.
    Ja się zwyczajnie wstydzę. Bardzo.

    • kanionek

      Pierwszy raz zetknęliśmy się z zagadnieniem parzonej śruty przy okazji interwencji ws. Wąskiego, nie wiem czy pamiętasz. I wtedy myśleliśmy – naiwniacy – że to jakiś wyjątek. Raz na jakiś czas ktoś nas pytał, czy nie chcemy kupić chleba dla psów, i też nie rozumieliśmy, o co w ogóle chodzi z tym chlebem. Teraz już wiemy – ludzie karmią psy chlebem moczonym w wodzie, i popyt na chleb dla psów jest na tyle duży, że wsie mają swoich regularnych dostawców. Worek chleba (my takich worków używamy do przechowywania owsa; do jednego worka wchodzi około 50 kg zboża) kosztuje średnio 15 zł (to jest chleb “wczorajszy” lub “przedwczorajszy”, którego piekarnie się chętnie pozbywają).
      Szczerze mówiąc ja się dziwię, że jeszcze nie umarłam na wylew krwi do mózgu. Tyle razy oberwaliśmy od rzeczywistości łopatą w twarz. Tyle głupoty, skrajnej bezmyślności, obrzydliwości i nieszczęścia widzieliśmy, że wyć się chce. I cóż – wyłam nie raz. Swój wagon proszków zeżarłam. Ale nie mogę się obrazić na rzeczywistość, ani w żaden sposób jej naprawić. TEGO JEST ZA DUŻO. Przepraszam, muszę znowu iść policzyć kurki od gazu.

      • kapelusznik68

        Ależ to nie jest głupota i bezmyślność. To czysta kalkulacja i skurwysyństwo. Bo jak kupię żarcie dla psa to na piwo zabraknie a jak kupię worek chleba i inne “gówno” to i na piwo i na opłacenie satelity wystarczy.
        Tacy ludzie jak Wy, pełni empatii i współczucia to powinni być opiewani w pieśniach.
        Sorki, jeżeli mnie poniosło.

        • ciociasamozło

          Kapeluszniku, myślę, że to nie takie proste, żebyśmy mogli zrzucić wszystko na złe intencje. To niekoniecznie tak, że piwo ważniejsze od nakarmienia psa. Przecież mógłby w ogóle nie karmić, czy rzucać surowe obierki, a tu wykonuje wysiłek zagotowania wody, namoczenia śruty chleba. Myślę, że to bieda i niewiedza (czy raczej “ludowe mądrości” przekazywane z pokolenia na pokolenie) są głównym problemem. I wcale to nie jest dobry scenariusz :(
          Choć pierwszą moją myślą jest wypchanie trocinami tych zwolenników psiej diety wegetariańskiej, to obawiam się, że większość z nich sama potrzebuje pomocy.
          Nie chcę usprawiedliwiać ewidentnego, świadomego znęcania się nad zwierzętami (np. wyrzucenie szczeniaka z samochodu!), ale niemożność/nieumiejętność zapewnienia właściwej opieki to trudny i niejednoznaczny temat.

          • kapelusznik68

            Pewnie masz rację. Szkoda tylko, że tracą na tym ci, którzy są od nas najbardziej uzależnieni.

          • ciociasamozło

            Kapeluszniku, zawsze najwięcej tracą najsłabsi i skazani na opiekę innych – dzieci, starsi, niepełnosprawni, zwierzaki… :((
            Tak sobie myślę, że Kanionek, który podchodzi z szacunkiem zarówno do ludzi jak i zwierząt, nie izoluje się od Żozefin, Dżerego czy pana Skórki, nie poucza ich z pozycji tej “wykształconej i światowej” ale swoim postępowaniem daje przykład, że można zwierzaki traktować inaczej, że choć bogato nie jest, to wszystkie czworonogi zdrowe, błyszczące i najedzone, dla zmiany mentalności ludzi w swojej okolicy zrobi 100x więcej niż Piróg czy Krupa owijający się łańcuchami w centrum Warszawy. I tylko szkoda, że Kanionków tak mało :)

          • kanionek

            A wiecie, co mnie dodatkowo wkurwia (no bo nie, nie ma na to lepszego słowa)?
            Otóż w większości przypadków, czyli tych psów na łańcuchu, karmionych tak, byle nie zdechły (ale sierść w opłakanym stanie, pasożyty i grzyb, źle zrośnięte złamania, itp.), ja w ogóle nie rozumiem PO CO one tkwią przy tych domach? No po co? Większość tych posesji jest nieogrodzona, więc pies jest na łańcuchu non stop. Niby jak on miałby dorwać złodzieja, czy innego złoczyńcę? Że niby ma alarmować szczekaniem? Toż te psy wiecznie szczekają na wszystko, bo mają już tak zryte mózgi. Poza tym – pięciokilogramowy pies trzymany w domu na kanapie narobi więcej jazgotu w razie potzreby, niż taki ledwo żywy burek na zewnątrz.

            Naprawdę, w większości przypadków po prostu nie ma uzasadnienia dla psa w budzie przy domu, ale jeszcze nie rozwikłałam tej zagadki. Może zacznę pytać bezczelnie: a na chuj panu ten pies? (Trzeba pytać w narzeczu lokalnym, wiadomo). Obstawiam, iż jest to kolejna z tych rzeczy, które po prostu trzeba mieć, bo zawsze tak było. Dziadek miał, łojciec miał, to i ja mam.
            Wspominałam już, że byli właściciele Wąskiego mają kolejnego Wąskiego. Rasowy owczarek długowłosy, bo wstyd byłoby do budy coś tańszego przywiązać? Tak, gnije w kojcu. Nie, nigdy nie szczeka. Podwórze wokół domu obsiane rasową trawą, wzdłuż ogrodzenia rasowe cyprysiki. Ogrodzenie solidne, automatycznie otwierana brama z kutego żelastwa. Pokichuj ten pies? Niech mnie ktoś oświeci!

        • ciociasamozło

          Też myślę, że to “dziadek miał, łojciec miał, to i ja mam”. Taka mentalność. Jak widać po tych od od Wąskiego, niekoniecznie zmienia się wraz z zasobnością portfela.
          Kanionku, jak się nie obawiasz, że w zęby dadzą to się pytaj! Może do kilku dotrze. Tylko boję się, że dostaniesz odpowiedź “A właściwie to na chuj. Pani se go weźmie” i będziesz miała więcej psów niż kóz :(
          Ale zobacz, Żozefin koty karmi a Skórka martwił się, że drugiego psa nie wykarmi, może dla niektórych jest szansa :)

          Nie wiem czy już kiedyś o tym nie pisałam, ale znałam takich z wypasionego szeregowca w luksusowej dzielnicy W-wy, co to sprawili sobie owczarka niemieckiego (długowłosego!) bo żona się przestraszyła jak jakiś menel po ogródku chodził. Ale piesek duży i niewychowany w domu mieszkać nie będzie, a w ogródku zniszczy roślinki więc kojec trzeba zrobić. Oczywiście z pieskiem na spacer to nie za bardzo bo ciągnie. Na szkolenie też nie, bo nie ma czasu. No i wielkie pretensje, że piesek nie jest jak Lassie, bo dzieci może przewrócić, w ogródku nie biega po ścieżkach tylko trawę wydeptuje, a szczeka nie na złodziei tylko na psa sąsiadów. Takich to nawet trudno podciągnąć pod paragrafy bo pies nakarmiony, wodę ma. Co z tego, że totalny kaleka jeśli chodzi o relacje z człowiekiem (coś jak Wąski) :(

          • kanionek

            Tak, niestety paragrafy są często bezradne, jeśli przepisowa buda jest i przepisowa długość łańcucha, czy powierzchnia kojca, i to tylko dowodzi, iż nie zawsze wystarczy karać i grozić, trzeba też, a może przede wszystkim, wychowywać. I relacje z człowiekiem, czy innym zwierzęciem, to jedna kwestia, a całe życie w potwornej samotności, na tych wydeptanych paru metrach kwadratowych, to już zbrodnia. Jestem zdania, że lepiej żyje się psom ludzi bezdomnych, które są chude i czasem na coś chore, ale mają w człowieku kompana i przemierzają z nim kilometry, niż nawet najlepiej nakarmionym psom łańcuchowym, których komórki mózgowe z nudów zjadają się nawzajem.

            I jeszcze jedna rzecz mi się przypomniała a propos karmienia. Otóż tak sobie myślę, że gdyby nawet taki jeden Czesiek z drugim Zdzisiem chcieli zaszaleć i być na czasie, i zamiast parzonej śruty lub chleba postanowiliby się szarpnąć na karmę dla psa, to przecież wiadomo, że pojadą do “markietu” i tam właśnie tę karmę kupią. A w tej karmie… znowu śruta! Tylko lepiej rozdrobniona, praktycznie na mąkę. Osiemdziesiąt procent zbóż (pszenica, kukurydza), reszta to jakieś odpady z przemysłowego uboju zwierząt. Pedigree? Bo to przecież, wg telewizora, najlepsza karma dla psa? Zboża na pierwszym miejscu, potem “mięso i produkty pochodzenia zwierzęcego (w tym 4% drobiu w beżowej granulce)” (CZTERY PROCENT, i to tylko w “beżowej granulce”!, bo reszta granulek nawet o mięsie nie słyszała), potem oleje i tłuszcze, w tym, UWAGA, aż 0,2% oleju słonecznikowego! Dwie dziesiąte procenta. Dwie dziesiąte. Jednego procenta. I oczywiście “produkty pochodzenia roślinnego”, cokolwiek to oznacza (piach obsypany z korzenia marchewki?).
            Tak się zastanawiam, czy wiadro śruty z łyżką smalcu nie ma przypadkiem więcej wartości odżywczych.

            (Nota bene – Atos żarł taką marketówkę przez pierwsze dwa lata swojego życia. Cebulacki miał w garażu hak zamocowany w belce sufitowej, i na tym haku wieszał worek z karmą, żeby myszy się do niego nie dobrały. Wuj tam, że latem w garażu 40 stopni, a zimą minus 20, a worek otwarty i karma zwietrzała. Nie mogę udowodnić, że to dlatego Atosowi w wieku 7 lat nawalił kręgosłup, bo może to przypadłość genetyczna, ale takie żarcie na pewno nie wspomogło rozwoju kości, mięśni i stawów młodego psa).

  • Majolika

    Szafa jest bardzo pojemna:))) I pozwolilam sobie z niej wychynac, coby poslac pare ekhm frytek ( miesnych of course ) dla Zoltego.
    Pozdrawiam serdecznie cale zwariowane Kanionkowo :)))

    • kanionek

      Dziękujemy, Majolika, w imieniu żółtej paszczy, a ja zachęcam Cię do porzucenia szafy na dobre :)

  • sss

    Dobrze że jesteście i nowy wpis się pojawił :) hurra! przelew na Żółte cudo zaraz pójdzie…

    • kanionek

      Jesteśmy, jesteśmy, nawet wtedy, gdy nas nie ma. Muszę małżonkowi podrzucić do przekonwertowania te wszystkie filmy, które nagrałam, bo zaraz wiosna, a ja Wam będę śnieg pokazywać :-/
      Najżółciejsze podziękowania za frytki, Sss :)

  • Iwa

    Dzięki za buziaki Kanionku. Szafa na pewno jest pojemna. Ja sama długo w niej siedziałam, ale historia “żółtego” cuda tak mnie w końcu poruszyła, że nie wytrzymałam i opuściłam to schronienie. Chciałam już wcześniej, dużo wcześniej ale jakoś nie miałam odwagi 🙄. Teraz już nie wrócę do szafy😋. Pozdrawiam wszystkie “ciotki od Kanionka” i cieszę się że będę mogła kiedyś zasłużyć aby do nich dołączyć.

    • kanionek

      Ale jak to “zasłużyć” i “kiedyś dołączyć” – toż już tu jesteś! Tu można wszystko: być sobą, wylać pepsi, nie słuchać się babci, odmrozić sobie uszy, poparzyć język, pić herbatę z łyżeczką i zjeść ziemniaczki, a mięsko zostawić :)

      • Iwa

        DZIĘKI wielkie, bo ja tak z lekka nieśmiało, z oporami, nie chcę tak z nagła włazić butami na salony ;-).
        Podczytuję ten blog już od dłuższego czasu i zawsze ale to zawsze okrutnie się wzruszam (bo mi tak generalnie, cytując klasykę “oczy się pocą” gdy mowa jest o zwierzętach).
        Czekam z niecierpliwością na dalsze wpisy, zdjęcia i filmiki. Proszę poczochrać “Żółte” ode mnie.

        • kanionek

          Salony, ha ha :D
          Tak a propos – jak ja się cieszyłam, gdy Pasztefon wydoroślał i przestał siusiać w domu, i jak sobie powtarzałam, że uff, nareszcie koniec tego szczeniaczkowania… Taa.
          Nie dość, że znowu mamy prywatne źródło Morzeszczyn, to na dokładkę Żółte wcale nie chce bawić się tym, co ode mnie dostaje, czyli np. grubą, tekturową rurką (no co? Pasztedzik UWIELBIAŁ drzeć karton), tylko koniecznie gąbką do zmywania naczyń, albo paczką kawy mielonej. A jeśli paczką kawy, to OBOWIĄZKOWO na takiej wykładzinie, którą się i bez kawy ciężko odkurza.

          • mitenki

            Gąbka taniej wychodzi, a kawę łatwiej (chyba) się odkurza :D
            Wybór należy do Ciebie ;)

          • kanionek

            No jak taniej, jak drożej? Tutki z tektury to ja mam w pewnym sensie za darmo, bo one pochodzą z bel folii stretch i folii bąbelkowej. A z kawą to jeszcze o tyle pół biedy, że akurat kilka dni temu małżonek naprawił nasz szesnastoletni odkurzacz. Ale jak się Żółte rozkręci, to pewnie i odkurzacz zeżre ;)
            Tak, wybór należy do mnie: mogę się zamknąć w piwnicy i udawać, że mnie to wszystko nie dotyczy, ALBO mogę się zamknąć w łazience, i udawać, że mnie to wszystko nie dotyczy :D

          • ciociasamozło

            Mówiłam, wsadź jadalne w tekturę! Albo przynajmniej pachnące (stare skarpety może nie, bo jeszcze połknie, ale siano?). No przecież taka gąbka do naczyń czy paczka kawy jest bardziej stymulująca sensorycznie niż “sucha rura” ;)
            Ponownie stwierdzam, że bardzo inteligentny piesek. Macie przechlapane.

          • kanionek

            Tak, mamy przechlapane, ale mamy też w końcu jakiś postęp. Otóż wczoraj po osiemnastej, gdy już wszyscy byli nakarmieni i wyszaleni, pięć piesków legło i zasnęło, jak na bohaterów codziennej walki z rzeczywistością przystało, i tylko Żółte wciąż czuło niedosyt, łaziło, zaczepiało, naprzykrzało się. No to w końcu zrobiłam, jak radziłaś. Nie w papierki, bo już sił nie miałam, a poza tym to by mogło jednak wytrącić resztę piesków z błogiego snu, ale w starą skarpetkę, która już dawno zgubiła drugą do pary, wsypałam Żółtemu kilka psich chrupek. Mój dobry porze, dobre 20 minut świętego spokoju było! Żółte tak było zaaferowane zagadką niezjadalnej chrupki, tak wymiętosiło i obśliniło tę nieszczęsną skarpetkę, że aż się wzruszyłam. No i coś jakby w żółtym łbie przeskoczyło, bo dzisiaj sama z siebie wzięła w zęby taki kawałek grubej, czerwonej liny, który jej zaplotłam w supełek, i zaczęła się nim bawić. Jak jej się węzeł gordyjski znudził, wzięła się za obróbkę drewna (zwykły kawałek drewnianej tyczki pod pomidory). I teraz, gdy to piszę, nadal grzecznie rzeźbi w drewnie, a reszta psów smacznie śpi :)

          • kanionek

            Ekhem. Chciałam złożyć reklamację, że sztuczka ze skarpetką już nie działa. Po czwartym napełnieniu skarpetki Żółte pokapowało za który koniec trzeba złapać, żeby wysypać kulki. Jak nie chcą wylecieć, to łbem potrząsa, aż wylecą. Podkolanówka potrzebna od zaraz!

          • Leśna Zmora

            Już niedługo będzie można zamknąć się w koziarni i “nie przeszkadzać, ja tu zaraz będę poród odbierać!” :P .

            A jak Żółte się dogadało z kozami? Lubi? Nie boi się? Chce zalizać na śmierć?

          • kanionek

            Dziś w nocy przywitaliśmy dwa kozie bajtle – białego, sporego syneczka i filigranową, łaciatą córeczkę. A w ogródku znalazłam pierwsze kacze jajko. Sezon na “zróbmy sobie wpizdu zwierzątek” uważam więc za otwarty ;)

            Żółte z kozami chce się bawić, ale z kim Żółte NIE CHCE się bawić? A jak już dostanie kosza od wszystkich, to bierze w zęby pierwsze lepsze wolne wiaderko i sobie z nim paraduje po podwórku, jak z najlepszym przyjacielem.

          • Leśna Zmora

            Gratulacje!!! Kto się rozmnożył?

          • kanionek

            Córka Czesia, zwana Małymczesiem. Nie wiem, czy coś Wam to mówi, i wiem, że miałam zrobić drzewo genealogiczne, ale to drzewo mnie chwilowo przerasta ;)

          • mitenki

            Gratulajce! Czyli pierwsze wykoty za płoty :)

            Jeszcze tylko pińdziesiont i z głowy…. hmm, ile macie w tym roku kózek przy nadziei?

            I niech się sypie dziefczynkami!

          • kanionek

            Dzisiaj już drugie! (wykoty za płoty)
            Miki się szczęśliwie rozwiąząła :)
            Jeśli żaden z samców nie spudłował (a oprócz Pacanka działał również Bożydar, syn mojej ukochanej Bożeny), to dwajścia trzy. Ziokołek zwany Nierobkiem uratował swój honor w połowie stycznia, ale to też fuksem, bo ona prawie w ogóle nie daje po sobie poznać, że ma chęć na randkę. Wszystkie kozy w rui beczą rozdzierająco w dzień i w nocy, oczy za Pacankiem wypatrują, ogonkiem kręcą jak śmigłem, że mało nie odlecą, a Ziokołek co? Coś tam sobie pod nosem pomruczała, ogonek miała ciut mokry, raz jeden okiem na Pacanka zza płotu rzuciła, i to wszystko. Gdyby Kanionka nie tknęło, że ona jakaś taka bardziej duchem nieobecna niż zwykle, to chyba nawet Pacanek by tę okazję przegapił.

          • ciociasamozło

            Kanionku, reklamacji nie przyjmuję, bo uprzedzałam, że to yntelygentna bestia ;)
            I kreatywność będziecie musieli rozwinąć, żeby pieskowi się nie nudziło.
            Ale fajnie, że za obróbkę drewna się wzięła, to zawsze na jakiś czas zajmuje. Można też w większym klocku wywiercić dziurki i nawtykać w nie chrupek, zrolować smaki w starych ciuchach, wykorzystać sizalową wycieraczkę, tekturowe pudełka. A ma zewnątrz szerokim gestem sypnąć chrupy w trawę – po wyżarciu wysypanego, piesoł jeszcze przez pół dnia będzie chodził i niuchał czy na pewno nic tam nie zostało ;)
            Tiaa, Bułeczka przeczołgała nas w kwestii szukania nowych atrakcji dla pieska.

            Gratulacje dla Małegoczesia! No dla położnicy Kanionka też oczywiście. I szczególne wyrazy uznania dla Małegożonka i jego umiejętności zdrapywania z podłogi najlepszego Kanionka na świecie! :)

          • kanionek

            HA HA, chrupy w trawę, powiadasz? Czy Ty wiesz, droga Ciociu, co by się tutaj działo? Nawet gdybym resztę psów w domu zamknęła, to na psie chrupki mamy tu jeszcze bardzo dużo innych chętnych! Koty, kurczaki, wilki jakieś… ;)
            Kurczaki są tak bezczelne, że wybierają kotom żarcie spod nosa, a koty już musiały poznać siłę rażenia kurzego dzioba, bo im ustępują! Latem muszę czekać do momentu, aż wszystkie kury wrócą do kurnika, bo inaczej to strata czasu i pieniędzy.
            Jak by to wyglądało w domu, gdyby choć jedna kulka wpadła pod szafę, to ja już nawet nie mam siły pisać :D Kiedyś Pasztetowi jedna chrupka wpadła pod szafkę w kuchni. WSZYSTKIE pieski zaraz o tym wiedziały. Pasztet bronił swojej szafki jak niepodległości, ale co chwilę ktoś przyłaził sprawdzić, czy Pasztet aby nie umarł i nie zostawił im tej szafki w spadku. Cyrk trwał nawet po tym, jak już wyciągnęłam tę kulkę i oddałam prawowitemu właścicielowi, albowiem rozumiesz sama – ślad zapachowy pod szafką pozostał! A poza tym kto wie, może to właśnie pod tą szafką rodzą się psie kulki, i zawsze warto sprawdzić, czy nie pojawił się nowy miot ;) Taa…

          • ciociasamozło

            Boszsz… Położnej Kanionka ofkors!!

            I “na zewnątrz”.

          • Leśna Zmora

            A ja chyba wiem! Czy Małeczesio to jest ta brązowa kózka, która przybyła do Kanionkowa w czesiowym brzuszku?

          • kanionek

            I tu jest właśnie problem, Leśna Zmoro, że masz rację i nie masz racji :D
            Owszem, koza o której myślisz, nazywała się kiedyś Małym Czesiem, ale TERAZ nazywa się Mesio. A ponieważ “Małeczesio” się zwolniło, to przypadło innej córce Czesia. I tak to właśnie u nas jest. A Mesio nie będzie miało już u nas dzieci, bo ma pewien feler. Jest piękna, cycki ma też piękne, równe, gładkie, o bardzo miękkich strzykach, idealnych kształtem tak do dojenia ręcznego, jak mechanicznego, ale… Wydusić z nich mleko to jest zadanie dla imadła! Biedne Mesiowe dzieci były najchudsze ze wszystkich w ubiegłym roku, dopóki nie zorientowałam się co jest grane i nie zaczęłam ich dokarmiać z butelki. Bo Mesio ma mikroskopijne otworki w strzykach. Zawsze była dojona jako ostatnia w kolejce, ponieważ trzeba było specjalnie dla niej zmieniać wartość podciśnienia w dojarce – inaczej doiłoby się ją pół godziny. A cierpliwością na dojalnicy to ona nie grzeszy. Tak więc podjęliśmy decyzję, że Mesio będzie pełnić w stadzie rolę ozdobną, bo szkoda i jej, i jej potomstwa.

          • Leśna Zmora

            Biedna Mesio :( . Chociaż no z 2 strony fajnie, że mieszka w takim miejscu, gdzie spokojnie może być bezrobotna i nikt jej złego słowa nie powie :).

            A to Lucek miał wolne w tym roku?

        • ciociasamozło

          Kanionku, to jak Żółte w spokoju memła skarpetkę z żarciem? Izolatka? Stoisz z widłami i odganiasz pozostałe?
          A przy tym śladzie zapachowym tylko ryje wciskały przepychając się, czy do rzucania inwektywami i zęboczynów między pieseczkami dochodziło?
          No tak, z tą trawą nie pomyślałam, że masz więcej chętnych. A jak kury kotom wyżerają to ja już nie mam pomysłu, bo znaleźć/zorganizować miejsce gdzie wejdą koty a nie wlezą TWOJE kury to miszyn imposibl.

          W każdym domu zdarza się szafka, która rodzi psie kulki ;)

          • kanionek

            Nie no – z widłami do domu?
            To jest tak: Żółte dostaje skarpetkę niejako na deser, gdy inne pieski, już po żarciu, chcą wreszcie w spokoju poleżeć, potrawić, pomyśleć o sprawach ważkich, a Żółte jest wciąż w trybie “impreza”. I gdy te wszystkie inne pieski zajmą swoje ulubione miejsca (najczęściej na moim łóżku) i trochę już przymkną oko, to wtedy Żółte dostaje skarpetkę spod lady, robi z nią ciężkie “jebut” na podłodze, i ją sobie ciamka, aż wyciamka co trzeba.

            A weź już nic nie mów, bo ja dzisiaj jestem na skraju wytrzymałości nerwowej. Kury znowu włażą nam do koziarni, srają do paśników, składają w nich jajka, i rozgrzebują ściółkę na podłodze. Gęsi zniszczyły mi drzewka owocowe, które resztkami sił posadziłam późną jesienią. Część może jeszcze uda się poprzycinać, zaszpachlować pastą przeciwgrzybiczą i uratować, ale co najmniej jedna czereśnia jest martwa, bo obdarły ją z kory do gołego pnia. Żeby te wszystkie drzewka zabezpieczyć, muszę skądś wytrzasnąć co najmniej 40 solidnych palików, powbijać je w ziemię i otoczyć siatką. Kaczuszki ryją w ogrodzie aż miło, nie wiem czy czosnek to przetrwa. Kurczaki wydziobały mi tulipany, które posadziłam jesienią, i które właśnie zaczęły wschodzić. No, daleko nie zaszły. Wychodzi na to, że albo masz rybki, albo akwarium. Sama nie wiem, czy bardziej jestem wściekła, czy załamana. Czasem mam ochotę tym wszystkim gwiazdom łby pourywać, no ale nie umiem, więc kończę wściekła na siebie, że “co ja sobie myślałam”? Przecież to durne, małe móżdżki są, i co je to obchodzi, że “moje święte jabłka”? Żeby te Meliny jeszcze dzieci umiały odchować, które mogłabym sprzedać i powetować sobie straty, to nie. Nawet na to za głupie. I kto mi zapłaci za łzy? MOGŁABYM, wzorem innych ludzi wsi, zrobić im zagrodę trzy metry na trzy, żeby tam sobie siedziały i srały pod siebie, ale na to sumienie mi nie pozwoli. Poza tym – kurczaki i tak wszystko zdemolują. Albo koty. I nawet upić się nie mogę, bo mi szkodzi. Jak żyć?!

  • JN

    Jest coś takiego
    KTOŚ ustanowił tam na Górze i trudno nam to wytłumaczyć:
    Jest coś takiego w psiej naturze, że pies nam wszystko chce wybaczyć.
    I głód i chłód i niewygodę, gdy łańcuch jeszcze bardziej skrócą.
    I ból i strach i niepogodę i poniewierkę gdy wyrzucą.
    Jest coś takiego w psiej naturze, co ludzie często mają za nic:
    To wierność, która trwa najdłużej i miłość, która nie zna granic.
    Ta miłość się nie może znużyć, ani z latami ani z wiekiem,
    ale by na nią móc zasłużyć, trzeba po prostu być człowiekiem.
    F.J.Klimek

    • kanionek

      Chciałam to zostawić bez komentarza, bo co tu pisać, ale… Przypomniał mi się pies, który bytuje (bo życiem ciężko to nazwać) tak trochę na uboczu najbliższej wsi. Właścicielem psa jest człowiek, który dorabia sobie sprzedając gaz w butlach. Czasem u niego kupujemy, ale ja tam nienawidzę jeździć. Niecałe dziesięć metrów od stojaka z butlami stoi buda, a przy niej bytuje pies, oczywiście łańcuchowy. Ten pies ujada gdy się tylko cokolwiek w pobliżu poruszy, szczek ma zachrypnięty, przypominający czasem bardziej skowyt, niż szczekanie. Ma te przepisowe pięć metrów łańcucha, na którym dosłownie szaleje. I my tak stoimy, drżą nam w uszach bębenki, ja sobie wizualizuję co będzie, gdy mocowanie łańcucha przerdzewieje i puści, i czy ten wielki pies najpierw odgryzie moją, czy małżonkową rękę, a wtedy z domu wychodzi właściciel, i ten biedny zwierzak CIESZY SIĘ NA JEGO WIDOK. Do ziemi przypada, ogonem zamiata, piszczy i cieszy się, że tego człowieka widzi. Człowiek sprzedaje nam butlę, zamyka tę gazową szafę na kłódkę i wraca do domu, a my do samochodu – odprowadzani przez szczekoskowyt psa, który już nie ma się z czego cieszyć i powrócił do swojej szarej rzeczywistości.

      Tak, psy potrafią kochać człowieka dosłownie za nic.

  • grazalpl

    Dołaczam sie i ja,
    Niech Żółtemu w boczki pójdzie!

    • kanionek

      Dziękujemy serdecznie, niech pójdzie! :D
      Żółte właśnie uczy się nowej sztuczki. Gdy już opanowało siadanie na dupie zanim dostanie miskę, przyszedł czas na naukę opanowywania emocji. Czyli nie ma tak, że jak tylko miska dotknie podłogi, to rzucamy się na nią jak dzik w kartoflisko, nie. Siedzimy grzecznie i czekamy, aż Kanionek powie “proszę”. I WTEDY rzucamy się na miskę jak świnia na ziemniaki :D

      • ciociasamozło

        No pacz, wyuczalna znaczy jest :)
        Tylko nie zrób jej jak ja kiedyś Bułce – postawiłam michę, zapomniałam powiedzieć magicznego słówka, poszłam do łazienki, wyszłam z niej i patrzę, że pies siedzi w kuchni i się ślini… Dzielna, wytrzymała ze trzy albo cztery minuty zanim się zorientowałam. Prawie się odwodniła z tego ślinotoku ;)

        • kanionek

          No to udało Ci się rozśmieszyć Kanionka, który dziś w bardzo kwaśnym sosie, albowiem nagła zmiana warunków atmosferycznych spadła mu na łeb.
          Że też nawet przez chwilę byłaś gotowa pomyśleć, iż ja osiągnę tak spektakularny sukces wychowawczy :D Ja się cieszę, że Żółte siedzi na dupie w obecności miski stojącej na podłodze, i czeka na komendę “proszę”. Ale nie łudzę się, że wolałaby umrzeć z głodu, niż złamać zasady savoir vivre’u, a już tym bardziej, gdyby miała to zrobić za moimi plecami. I to się tyczy wszystkich naszych kochanych piesków. Zasady są takie, że czego człowieki nie widzą, to się w ogóle nie liczy! A że jest ich wszystkich sześcioro, to rozumiesz, że często nie udaje się ustalić sprawcy, i oni chyba dobrze o tym wiedzą.
          W ogóle ciężko jest wychować psa, który – oprócz człowieka – ma pięcioro kompanów swojego gatunku. Już się Żółte od reszty piesków nauczyło, że trzeba mordę drzeć pod bramą, i choć nie ma pojęcia po co, to i tak będzie darło. Bo wszyscy tak robią, a przecież jesteśmy drużyną, tak? Jeszcze tylko czekać, aż Żółte objaśni reszcie jak się obsługuje klamki u drzwi…

          • Leśna Zmora

            Złych rzeczy się uczą od siebie nawzajem, ale dobrych również :) . A jak jednemu da się jakąś komendę, to od razu pozostałe robią, z takim “człowiek, patrz! Ja zrobiłam szybciej, ładniej i w ogóle lepiej!”.

            Bardzo zazdroszczę takiego stadka. Wiem, że przy takiej gromadzie karma idzie na tony, co i rusz są jakieś dramaty (“to mój dywanik, idź stąd!”, “co robić, chcę wyjść z pokoju, ale ona leży w drzwiach!”), a weterynarza widzi się tak często, że wypada go zapraszać na imprezy rodzinne, ale 6 zgodnie żyjących psów to tak dużo kudłatego szczęścia i radości.

          • ciociasamozło

            No wiesz, Kanionku, gdybym zostawiła na stole coś jadalnego (np. ugotowane buraki…) i wyszła z kuchni to pieseczek by się poczęstował bez oporów (czasem pomaga “Buła! widzę cię!” rzucane z drugiego pomieszczenia), ale siad przed miską konsekwentne od początku, dało efekty, które przerosły moje oczekiwania :)
            Każda inna rzecz – zgodnie z zasadą “czego pani oko nie widzi, to pieska” ;)

            Jak się uczą znaczy, że inteligentne :)

            Leśna Zmoro, takie “chcę wyjść z pokoju, ale ona leży w drzwiach!” znam aż za dobrze. Tyle, że w mieszanym stadzie: pies stoi/leży w kuchni a kot siedzi w drzwiach i głośno wzywa pomocy, bo chce wejść a przecież pies się PACZY. Wtedy wchodzę ja, cała na biało, zasłaniam psu oczy a kot może przemknąć obok i zająć strategiczną pozycję na blacie.
            Dla równowagi odwrotna sytuacja jest przy łóżku. Pies stoi metr od łóżka i pojękuje bo chciałby na górę, ale pod spodem czyha ten straszny kot, który wyskakuje znienacka na niewinne pieski ;)

          • kanionek

            Tak, “widzę cię!” działa doskonale, zawsze tak krzyczę z łazienki, gdy się zorientuję, że na stole zostawiłam kubek z kawą :)
            A z tym leżeniem i “you shall not pass” to nawet nie wspominajcie – przy sześciu psach z domu robi się labirynt śmierci i pole minowe :D Ktoś nie może wejść, ktoś nie może wyjść, ktoś jest ślepy i nadepnie drugiemu na odcisk, ktoś inny zakopał się pod kołdrą, a ktoś żółty nie zna tej mapy terenu… ;)

  • Magda

    Ja tu widze The Black Mouth Cur tylko, nie wiem czy biszkopt nie jest na to za duza. fajnie by bylo bo to takie psy do strozowania stad i do polowania. typowe dla mojego miejsca – poludniowo-wschodnie US.

    • kanionek

      Faktycznie, na niektórych zdjęciach oferowanych przez google wygląda podobnie, ale jednak tylko z ryjka. Jest bardziej przysadzista, powiedziałabym, od BMC. No i Wikipedia podaje, że suczki osiągają masę 16 kg (“i więcej”, ale ile maksymalnie to już nie napisali), a Żółte już waży prawie 19 i na razie nie wygląda, jakby miało się tym zadowolić. Za to kilka innych cech rasy się zgadza: Żółte jest miłe, pojętne i towarzyskie :)

  • Ajka

    na moje oko to mieszanka owczarka pewnie niemieckiego – uszy! i taka obrączka na ogonie, a płetwy i kolor biszkoptowy to obstawiam blabladora, tu przykładowe zdjęcie takiej mieszanki: http://images21.fotosik.pl/319/b9618dbeabd2b4d8.jpg

    LUDZIE! APEL! mam nadzieję, że Kanionek w robocie i mi nie skasuje posta z apelem ;)
    mam BETONIARKĘ na Mazurach, nie mam jak jej przewieźć do Kanionkowa. Może ktoś kursuje jakimś większym samochodem na tej trasie? Płacenie za transport uważam za marnotrastwo kasy, bo ta jest potrzebna na żarcie.
    kontakt do mnie to: ajkabu na wp.pl

    • kanionek

      O matko z żółtą córką, toż niemalże toczka w toczkę, Żółte i ten psiak ze zdjęcia! Może proporcje troszkę inne, ale tylko troszkę, i żółte uszy jednak zdecydowanie bardziej okazałe, ale tak poza tym to jak Tym Stanisław i Ochódzki Ryszard :D

      Ajko kochana, obawiam się, że nie tylko transport będzie problematyczny, ale też załadunek, bo to jednak ciężar. No i ten biedak z transportem musiałby jeszcze pokonać naszą drogę a la bagno… Ale teraz muszę Państwa przeprosić, albowiem udaję się do koziarni na inspekcję (mamy dziś jedną agentkę, która prawdopodobnie zaraz się rozwiąże).

  • Ania W.

    Kanion, dzieki, ze Ci sie chce. Sprawdz konto ;)

    • kanionek

      Sprawdziłam, dziękuję :-*
      Że niby co mi się? CHCE? Ha, ha, ha…
      Ani trochę mi się nie chce! Po prostu w moim mózgu nie wykształciły się, albo dawno temu zanikły, połączenia nerwowe odpowiedzialne za kojarzenie skutków z przyczynami. A przynajmniej nie działają one jak należy w określonych okolicznościach. Np. widzę takiego zziębniętego, ubłoconego Pasztedzika w stogu siana, i myślę: toż rany boskie, chodź tu dzieciaku, zrobię ci dobrze. Widzę takie Żółte na łańcuchu i myślę: no nie, toż to długo nie pociągnie, musimy mu zrobić lepiej.
      A potem mija kilka tygodni, jestem wykończona dodatkowymi obowiązkami, i zastanawiam się: jak to się stało, że tego nie przewidziałam? ;)
      Innymi słowy: najpierw myślę, że tu nie ma co myśleć, bo myśleć będziemy później. A później to już wiadomo – przecież się ich wszystkich nie wyrzuci :D
      Laserka, te 10 lat temu, to miałam wziąć “tylko na czas leczenia”. Trzy dni kuśtykał po placu budowy ze złamaną przednią łapą, to też jakoś luty lub marzec był, trząsł się cały z bólu i zimna, dookoła kilkadziesiąt osób pracowało, i nikt, nic… W końcu mnie szlag trafił i powiedziałam, że wezmę psa do weterynarza, a jak mu się łapa zrośnie, to oddam. Ale nie oddałam, bo marny by go czekał los na tej budowie, i nikt za nim nie płakał. A my z małżonkiem z dwoma psami na dwudziestu metrach kwadratowych wtedy żyliśmy, i Laserek to nam zjadł z dziesięć lat życia już w pierwszym roku naszej znajomości. Ale co zrobić, jak on taki biedny był?

      I zdecydowanie muszę powiedzieć, że nie jestem człowiek z żelaza. Dosłownie wczoraj przed północą małżonek zeskrobywał mnie z kuchennej podłogi, stawiał do pionu i kazał odpowiadać na pytania w stylu: “Kto jest najlepszym Kanionkiem na świecie?”. Bo mi nerwica z lękami znowu wyżarły kawał mózgu. Gdyby nie małżonek, to ja bym już pewnie dawno poszła szukać skarbów na dnie stawu ;)

      • mitenki

        Jesteś najlepszym Kanionkiem na świecie, ba, Ty jesteś jednym z najlepszych ludzi, jakich znam :*

        Też sprawdź konto, moja porcja “frytek” też już chyba dotarła.

        • kanionek

          Dotarła – wielkie, żółte “dziękuję” dla Ciebie :)
          Przy tej okazji chciałam powiedzieć, że Żółte już się pasie na Waszej krzywdzie – dostało swoją osobistą karmę dla szczeniąt ras średnich (wiem, wciąż jestem optymistką na przekór wszystkiemu), i dzisiaj stuknęło jej 20 kg. Nadal widać jej żebra, więc te pięć kilo musiało pójść we wzrost. No, może trochę w mięśnie też, i dupka jej się przyjemnie zaokrągliła :)

          (Z tym najlepszym Kanionkiem na świecie to wiecie, że to taka sprytna sztuczka, nie? Bo jak się jest jedynym Kanionkiem na świecie, to naprawdę nietrudno być najlepszym :D).

  • agiag

    Ja – jak zwykle – reaguję z opóźnieniem (ileż to serów przez swój refleks szachisty nie zjadłam…), ale melduję, że kwestię frytek przedyskutowałam ze Stadem. Nikodem z Hipolitem najpierw się oburzyli, że oni to nigdy nie dostali frytek i że to skandal, i że chyba do Centaurusa czy innej fundacji muszą w związku z tym napisać, ale jak im wyjaśniłam, że o ziemniaki chodzi, to jednogłośnie się zrzekli przydziału na rzecz Żółtego. Zygfryd z Dymitrem popatrzyli się na mnie jak na wariatkę, bo one z ziemniaków to co najwyżej masełko mogą zlizać. A ja muszę w końcu zacząć dbać o linię. W związku z powyższym comiesięczną porcję frytek dla Stada przelewam na konto.

    • wy/raz

      Agiag, to ile ty masz tego stada? 4?

      • kanionek

        Hi hi, to ja odpowiem, że owszem, “tylko” cztery sztuki, ale Hipolit i Nikodem to są bardzo, bardzo duże sztuki :D

        Agiag – najżółciejsze podziękowania od bagietki nadziewanej frytkami! Tak, tak, dbaj o linię, a raczej – szykuj miejsce na zaniedbania, bo niedługo znowu sezon serowy :)
        Dwie godziny temu zamknęłam pierwszą delikwentkę na osobności, bo coś mi tak wygląda, jakby to zaraz już (miało być 4 marca, ale kto by się o te dwa dni czepiał).

        • agiag

          Stado (wraz ze mną, bo przecież ktoś w stadzie musi rządzić) liczy i owszem sztuk pięć, ale wagowo to tak trochę ponad 700kg wyjdzie;)
          Kciuki, kopyta i pazurki za pomyślne rozwiązania.

  • Jagoda

    Podziwiam! Złote serca macie.
    Jak czytam i oglądam zdjęcia, to zawsze się zastanawiam jak to robicie, że te wszystkie psy i koty żyją obok siebie w zgodzie? Moje koty nie tolerowały innych zwierząt. Teraz został mi tylko jeden i chciałabym przygarnąć dwa kociaki, przecież się posypią zaraz jak grzyby po deszczu. I nie wiem jak to zrobić bezboleśnie dla mojego Lolka.
    Swoje dorzucam, prawda, że późno, ale …
    Ale! W połowie lutego otworzyłam ostatni ser od Kanionka – szwajcar z pieprzem. Nie zdążyłam pochłonąć przed wyjazdem, a on dzisiaj tak samo pyszny jak wcześniej.
    Pozdrawiam serdecznie.

    • kanionek

      Najżółciejsze podziękowania, Jagoda :)

      Na zdjęciach to oni może i w zgodzie, ale tak poza kadrem to już nie zawsze :D
      Najgorszy jest Kotek, który był tu pierwszy i uważa, że to jego gospodarstwo. Kotek potrafi znienacka dopaść innego kota, wyrwać mu funt kłaków i uciec. Potem są Kupa i Jałowiec – odwieczne wroginie ;) Reszta jakoś sobie rzepkę skrobie i się do cudzych rzepek nie wtrąca. A psy i koty? To już kwestia nauczenia psów, żeby kotów nie gnębiły (ale nie myśl, że nie mają czasem ochoty). W sumie koty są chyba najgorsze, bo niechętnie się uczą i w dupie mają wszelkie zasady. Kozy za to świetnie sobie radzą z wszelkimi “najeźdźcami” – kilka przodowniczek stada, zwłaszcza tych rogatych, wychowało nasze psy tak, że żaden nie śmie się zbliżyć na metr. Żółte jest jeszcze głupie, z kozami chce się bawić jak z każdym innym zwierzakiem, ale pewnie w końcu też dostanie nauczkę.

      Co do sera – szwajcara z pieprzem to Kanionek jeszcze nie robił, ale teraz jak to napisałaś, to myślę, że czemu by nie? Wiem za to, jaki ser zjadłaś w lutym, bo u mnie nic nie ginie, zajrzałam do zeszytu i voila – to była gouda z pieprzem :) Gouda, szwajcar, toscano pepato – one wręcz lubią długie leżakowanie, więc w oryginalnym opakowaniu i w lodówce mogą sobie spokojnie leżeć i pół roku.

      Jeszcze tak o Twoim kocim dylemacie myślę. Nie znam charakteru Lolka, ale jeśli przygarniesz jakieś młodziaki (bo tak jak mówisz, zaraz się tego biedulactwa namnoży, że hej), to może on będzie dla młodych litościwy, a one to wiadomo – jako gówniarze nie będą mieli wiele do powiedzenia ;)

      • Jagoda

        Lolek małych nie ruszy, wiem, bo bywały u mnie kociaki , które córka odchowała w ramach domu tymczasowego. On się obraża, warczy na mnie i wychodzi z domu. Normalnie to pieszczoch, który śpi w łóżku od pierwszego dnia w tym domu, włazi mi na kolana bez pytania i każe się miziać po brzuchu. Kochany bardzo, ale też zazdrosny bardzo. I o niego się martwię w tym kontekście.
        A Żółte przesłodkie. Tylko się obawiam, że miejscowi wszystkie niechciane psy z okolicy będą Wam teraz wciskać…

        • kanionek

          Oj tam, każdy ma prawo do kilkudniowego focha, a może nowy kotek kiedyś okaże się jego największym przyjacielem?
          A nasz Kotek to rasowy morderca i dzisiaj mało zawału przez niego nie dostałam. Zaczęło się od dzikich wrzasków i jęków rozpaczy, które szybko przeszły w mrożące krew w żyłach zawodzenie. Wyskoczyłam z domu w trybie “czem prędzej”, i co zobaczyłam tuż pod domem? Kotka uprawiającego zapasy w błocie z innym kotem, którego w pierwszej chwili wzięłam za jednego z naszych Szybkotków. Jak mnie Kotek zobaczył, to – również w trybie “czem prędzej” – czmychnął w krzaki, a ten drugi kot, cały ubłocony i z szaleństwem w oczach, dał w długą, wdrapał się na naszą podwórkową lipę, i usiadł na karmniku dla ptaków. Oczy miał jak 5 złotych. W miejscu starcia jeszcze się walają kępki kociej sierści.
          Nie mam pojęcia co to za kot, ale zdaje się, że kręci się w pobliżu od trzech dni. Nie wiedziałam, że to obcy kot, bo z daleka jest łudząco podobny umaszczeniem do Szybkotków, więc po tej akcji zadzwoniłam do Żozefin z pytaniem, czy aby Kajtek im nie zginął. Żozefin się nawet przejęła i poszła sprawdzić, po czym zaraportowała, że obydwa koty smacznie śpią u niej w kurniku.
          Chciałam przybłędę nakarmić, ale zanim wróciłam z żarciem, jego już nie było.

      • Buka

        To jest odpowiedź do odpowiedzi Kanionka danej Jagodzie (02/03/2019 at 19:56), dotyczy fragmentu z “gouda”

        Ciekawe, Kanionku, czy wiesz, co dziś jadłam na kolację? Zaglądnij do zeszytu i przeczytaj, że to był Toscano Pepato, zapakowany próżniowo przez Ciebie 21.09.2018 i czekający na otwarcie w lodówce do końca lutego 2019. Dzisiaj został podany w towarzystwie bułki z masłem i białego wina. Wspaniała kolacja, o czym donoszę uprzejmie pozostałym kozom oraz zeszytowi.
        A poza tym bardzo przyjemnie jest wystąpić w Literaturze. Memu egu zrobiło się bardzo milutko i wraz ze mną dziękuje Ci za to.

        • mitenki

          Ciekawe, czy wyczytasz z zapisków Kanionku, jaki ser jadłam na kolację 3 dni temu? (podpowiem, że były tam suszone pomidory)

          • mitenki

            I jeszcze podpowiem, ze z listopadowej dostawy to było…

          • kanionek

            Czyżby był to ser “włoski”, wysłany 10 grudnia? Czyżby rozmrożony? A może dobrze wysezonowany w lodówce, jak niegdyś twarożek! :D
            Czyżby czyżyk…?

            Ooo, a teraz zobaczyłam podpowiedź, że jednak z listopada. Mogę nawet powiedzieć, że z 5 listopada!

        • kanionek

          “Powiedz mi co dziś jadłeś, a ja ci powiem co to było” :D
          Ale spieszę sprostować jedną rzecz. Otóż data podana na etykiecie jest datą produkcji, a kawałki pożądanej przez Was wielkości zawsze pakuję dzień przed wysyłką (czyli w tym wypadku jakoś 16 grudnia). Dopiero teraz przyszło mi do głowy, że być może nikt o tym nie wiedział. Ale to i tak nie zmienia faktu, że Toscano byłby równie smaczny, gdybyś otworzyła go dopiero w lipcu :)

  • wy/raz

    Kanionku, a ja tak z zupełnie innej beczki. Mogłabyś dać to serowe zdjęcie o którym wspominałaś?

    • kanionek

      No patrz, telepatia jak w pyszczek dał – właśnie spędziłam 40 minut (!) na poszukiwaniu tego zdjęcia, bom sobie właśnie dzisiaj przypomniała, że zapomniałam ;) Zaraz wrzucę (jakie ja miałam hasło na FOKu…?).

    • ciociasamozło

      Wy/raz jesteś wielka z organizacją kalendarza!
      Kozy kochane, co tak mało chętnych?

      Przyznaję, że sama obudziłam się z zimowego snu i ledwo ogarniam rzeczywistość.
      Zwłaszcza dzisiaj, bo śniło mi się, że zrobiłam piękne zdjęcia w jakiejś niesamowitej starej hali (ceglane ściany, ciekawe sklepienia, parowozy i dym…) po czym otworzyłam aparat a tam … małe kolorowe pierożki. No i po czymś takim codzienność jest jakaś dziwna. Czy to już czas na psychoterapię?

      • wy/raz

        Oj tam, oj tam. To wyraz artyzmu i niepospolitości. Choć dziś chyba biometr niekorzystny, bo w pierwszej chwili chciałam zapytać czy pierożki to w aparacie zębowym.

  • kapelusznik68

    A właśnie co z kalendarzem? Czy ja jakaś zapóźniona jestem?

  • Jagoda

    Kanionek! Mówię Ci, na instagramie ostaszewskamaja_official jest zdjęcie Żółtego z uszamy. Identyczny.

    • kanionek

      Podobny, ale jednak inny :) Żółte ma uszy dużo większe, no i całkowicie bułczane, a tamten psiak ma lekko “przybrudzone smogiem” ;)

      • Jagoda

        Dla mnie wygladają jak z jednego miotu, ale ja się na psach nie znam i do tego okulary mam nieaktualne. Przyznam jednak, że na głęboką emeryturę zamierzam psa sobie sprawić, żeby wyprowadzał mnie na spacery.

  • Iwa

    Cieszę się niezmiernie, że “Żółtemu” waga rośnie i się miło zaokrągla :-). To żeby i w marcu nie głodowała psinka posłałam kilka frytek – nie zapomniałam. A tak w ogóle to nie mogę się doczekać zdjęć wszelkiej żywiny (z uwzględnieniem małych koźlątek na czele). Wiem, że w czas wykotów Kanionek ma pełne ręce roboty ale może znajdzie chwileczkę na nowy wpis ze Zdjęciami.

    • kanionek

      Znajdzie, MUSI znaleźć, i to jeszcze w tym tygodniu!
      Żółte podziękowania, BARDZO ZAOKRĄGLONE, bo naprawdę tucz tej gąski zaczyna przynosić rezultaty. Mamy też wrażenie, że Żółte urosło do góry, ale toto się nie da zmierzyć w kłębie, bo pół sekundy spokojnie nie ustoi :)

  • Monika

    Hasło srasło! Piszę tu, bo tam mam foka. Proszę o KALENDARZ- sztuk 1 (jeden).

    • kanionek

      Łii tam, foki, fochy, czy inne fucki. Ja też, przyznaję nie bez wstydu, zapomniałam swojego hasła, ale jedno kliknięcie w link i dostałam całkiem nowe, nieśmigane :)

      • Baba Aga

        A ja zeszłą razą poprosiłam forum coby mnie zapamiętało i ono to zrobiło :-D Ta Dam, no i napisałam tam że muszę mieć kalendarz. Czekam na szczegóły techniczne dotyczące przelewu i modlę się żeby to było po 15.

    • wy/raz

      Wpisana, ale jako pierwszy i ostatni kalendarzobiorca. Wybaczcie Kozy, ale nie chciałabym nikogo pominąć. Po to jest miejsce na forum.

  • wy/raz

    Kanionku, jak tam rozwija się sytuacja? Oby zdrowo i bez komplikacji. Wiem, że zarobieni pewnie jesteście i trzymam kciuki za Was i inwentarz.

  • kapelusznik68

    O! i ten baner na górze to jest to. Każda ofiara losu jak ja zobaczy na pewno. A w każdym razie zaniepokoi się zmianą.

  • wersja

    Dziewczyny, niech mnie któraś dopisze do listy chętnych na kalendarz, pliz. W przyszłym tygodniu przeprowadzka do nie całkiem skończonego nowego domu, a w pracy mi nie chcą dać nielimitowanego urlopu (najchętniej płatnego) i po prostu nie ogarniam. Z góry dziękuję. (wczoraj nam firma montowała antenę do internetu, mieli “wejść i wyjść” – jak bokser na badaniach lekarskich, kojarzycie? – a zeszło pięć godzin z okładem. Ale wygraliśmy.

  • Ynk

    I ja poproszę o wpisanie na listę kalendarzową, wy/raz. Moja ścieżka na Forum zarosła chaszczami po grzywkę a maczeta się stępiła, więc tu wrzucam zamówienie : kalendarz 1 ynk
    :-)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *