Przez twą otyłość gaśnie nasza miłość, czyli o Jasiu i Małgosi

A przez kalectwo Kanionka gaśnie wizja ukończenia pastucha przed nadejściem listopada, ale o tym później.

Po czym poznać, że samiec jest gotowy do rozpłodu? Po tym, że chodzi za człowiekiem i mówi: „A Kanionek też by mógł mieć takiego małego Kanionka. I by tak sobie z nim wszędzie chodził, i by sobie opowiadali te wszystkie dziwne historie, i łapką grzebuską by sobie robili tak o -”, i tu pokazuje gest do złudzenia przypominający grzebanie w śmietniku, co zresztą mnie nie dziwi, bo niby z czego ja bym miała utrzymać tego małego Kanionka, skoro do jednego to się nawet pięćset plus nie należy? Poza tym jestem za stara, a przecież planujemy jeszcze konika polskiego, i tu się już po prostu nikt więcej nie zmieści.

Bożena za to zdaje się nie mieć żadnych trosk materialnych i zupełnie nie bierze sobie do głowy, że przecież jest praktycznie W MOIM WIEKU, bo ledwie jej świeżo z betoniarki wypuszczone dzieci skończyły dwa tygodnie, a Bożena już suszy zęby do Pacanka, już merda zachęcająco ogonkiem, a nawet ryczy ochryple i nagląco. Już kilka razy dałam się nabrać, że coś się stało dzieciakom, i leciałam jak durna z trwogą w sercu, że może któreś się w drut pastucha zaplątało, albo do stawu niechcący wskoczyło, albo cokolwiek, a się okazało, że dzieci całe i zdrowe, tylko starej na umyśle coraz gorzej. A tak przy okazji – prawomocnym wyrokiem wydanym przez córkę Beci, najmłodsza córka Bożeny nazywa się Małgosia, a jej brat, naturalną rzeczy koleją, Jaś. Pokazałabym Wam, jak pulchne już mają odnóża, ale ciągle pada i nie robiłam zdjęć w plenerze.

A tymczasem… Z Dzienniczka Dzielnego Berfutera: „14 października 2016. Szron jest zły i gryzie w stopy. To znaczy – żebyśmy się źle nie zrozumieli – na początku jest bardzo fajnie, bo trawa chrupie pod nogami. Po kilku minutach jednak już nie wiadomo, czy chrupie, bo nic nie czuć. Oprócz potwornego zimna”. Tak więc pierwszy spacer po przymrozku minus cztery mamy za sobą, i bardzo jestem z siebie dumna, tym bardziej, że nawet naturalni berfuterzy wymiękli i izolowali się od podłoża studwudziestocentymetrową warstwą słomy:

mi-tez zimno

A okna brudne, bo szyby noszą ślady dramatycznych wydarzeń, to jest prób dostania się do środka przez pięć wkurzonych kotów (Szczurokocię spało w domu i przymrozek onego nie zaskoczył). Za to zakupy i załatwianie spraw w mieście przy trzech stopniach na plusie to pikuś – miejskie chodniki są dziwnie ciepłe, nawet o tej porze roku, a poza tym co chwilę się wchodzi do ogrzewanych biur i sklepów, a później do samochodu, więc naprawdę. Zmarzłam lekko jedynie na okoliczność kupowania kapusty i buraków, które musieliśmy sami pakować w worki, a pani je bardzo długo ważyła, na wadze po którą najpierw musiała gdzieś pójść, a my w tym czasie poznaliśmy Pusię, czyli pieska dwa razy mniejszego od naszej Pusi, czyli w sumie taką Półpusię. Półpusia też była bosa, goła i wesoła, i tak się razem trzęsłyśmy z zimna na tej betonowej posadzce warzywnego magazynu, w oczekiwaniu na elektroniczną wagę, która miała być bardziej dokładna, niż zwykła na odważniki. Po marchew pojedziemy innym razem, bo małżonek mówi, że więcej niż 150 kg plus nas dwoje to Gwiazdolot mógłby już nie zdzierżyć. No i tak sobie myślę, że do pierwszego śniegu spokojnie dojdę boso, a później to nie wiem – mokasyny sobie z Lucka uszyję, czy coś.

No i taka byłam super i ekstra, dumna z siebie jak polska szynka na eksporcie, a już dziewiętnastego piździernika, czyli w środę wieczorem, leżałam grzecznie i cierpiałam, opłakując moją lewą nogę, do której zdążyłam się w ciągu tych czterdziestu dwóch lat przyzwyczaić, a tu nagle ból z centrum lewego pośladka, promieniujący przez udo do kolana, i nieodparte wrażenie, że noga gnije i zaraz odpadnie, a za ścianą małżonek oglądał film o BOBRACH ZOMBIE, i też płakał, tyle że ze śmiechu, bo właśnie bóbr zombie urżnął komuś nogę w pachwinie. Taka znieczulica. No więc sprawdziłam, bo bez doświadczenia nie ma pewności, czy przypadkiem nalewka orzechowa od Moniki nie pomaga w przypadku utraty nogi, no i nie pomaga, ale za to świetnie leczy ból samotności po dwunastu latach małżeństwa (małżonek twierdzi, że bobry leczą lepiej, ale on zawsze miał dziwny gust, co najlepiej widać po jego certyfikacie małżeństwa). A jeszcze tego samego dnia, zaledwie kilka godzin wcześniej, było tak:


I może od razu powiem, że to nie jest prawidłowa technika koszenia, ale taką trzeba przyjąć, gdy się ma do czynienia z ugorem niekoszonym przez kilka lat, na którym krety i dziki urządziły sobie park rozrywki, a do tego jest późny piździernik, badyle suche i twarde, a najniższą warstwę poszycia stanowią mokre dywany traw poległych. No więc takie coś kosi się tak, jak pokazałam, czyli na dobrą sprawę się te zarośla szlachtuje, obowiązkowo z zaciętą miną rzeźnika-psychopaty. Zamordowaliśmy w ten sposób już 450 metrów bieżących pasa pod epastucha, o szerokości około dwóch metrów, a jadalny urobek woziliśmy taczką na tę drugą, już ogrodzoną łąkę, z której kozy już wyjadły co lepsze, a nawet i co gorsze, i każdą taczkę zielonego z zagranicy przyjmują z wdzięcznością godną obozu uchodźców, a zamiast smartfonów dostają dynię:

dynia-z-hydroforem

To brzydkie niebieskie obok dyni to nasz stary hydrofor, który wcale nie jest stary, bo ma dopiero trzy lata i już raz o nim pisałam, gdy mu puścił worek, no ale teraz jest stary, bo zastąpił go nowy, który nie sika wodą przez dziurkę w przerdzewiałym kołnierzu, a stary sikał i zdążył zalać połowę podłogi w piwnicy, zanim się zorientowaliśmy. O, jak się naprawdę dobrze przyjrzycie, to zobaczycie, jak sika:

neptun-naszej-piwnicy

Całkiem jak ten facet na gdańskiej starówce. Chociaż nie, Neptun chyba nie sika z kołnierza.

Nowy hydrofor jest tak ze trzy razy mniejszy, bo jak małżonek zaczął szukać części zamiennych do tego starego, to się okazało, że taniej wyjdzie kupić mniejszy hydrofor, a jeśli one mają się psuć co trzy lata, to z małym zawsze wygodniej wyjść z piwnicy, niż z taką beczką jak na zdjęciu.

No ale wróćmy do mojej nogi, bo wszystko wszystkim, ale wiadomo, że Was najbardziej interesuje CO ZE MNĄ. No więc ze środy na czwartek prawie wcale nie spałam, trochę z bólu, ale bardziej z tych nerwów, że co to będzie, jak ja rano w ogóle nie wstanę? I – na przykład – nie będę tak dalej wstawać, może nawet przez tydzień? Na szczęście się okazało, że wstać mogę, tylko siedzieć nie. No więc sobie na stojąco, przy kawie, oceniłam status quo i skupiłam się na pozytywach, bo tak podobno trzeba, żeby nie zwariować. No więc pozytyw pierwszy jest taki, że dobrze, że to noga, a nie ręka, bo przynajmniej kozy mogę doić i ser zrobić. I bardzo dobrze, że mogę stać, bo kozy wydoję, ser zrobię, i nawet coś do żarcia ugotuję (nie no, ja nie mówię, że małżonek źle gotuje. JEMU smakuje, a to już przecież cała połowa sukcesu). Trzeciego pozytywu nie znalazłam, i mam do Was jeszcze takie pytanie, bo może ktoś wie, jak z rwą kulszową skorzystać z toalety tak, żeby się nie spocić jak mysz w pułapce, i przekląć mniej, niż trzysta razy?

I wyczytałam jeszcze w poradnikach internetowych, że wcale nie jest dobrze za dużo leżeć z rwą kulszową, tylko trzeba spacerować, więc spacerowałam, lewą nogą ostrożnie powłócząc, z kuchni do łazienki, i do pokoju, i znowu do kuchni, a małżonek powiedział, że jak ja mam się tak włóczyć bez sensu, to może pojedziemy obejrzeć to siano, co nam w stadninie koni polecali. Rozumiecie, taki dłuższy spacer, samochodem. No to ułożyłam sobie poduszkę na fotelu pasażera, po czym dziesięć minut wsiadałam, no i pojechaliśmy. I ludzie kochani, to był błąd. Bo wszystko fajnie, wysiadałam już tylko pięć minut, ale najgorsze było dopiero przede mną! W ogromnej, drewnianej stodole młodego rolnika (no może przesadzam, w naszym wieku był), piętrzyły się od podłogi po sufit KOSTKI SIANA. Kostki. Wygodne w obsłudze, można przenieść w jednej ręce, można układać pod sufit bez użycia ciągnika z widelcem, ale to jeszcze nic. To były kostki zielonego siana. Pachnącego siana. SUCHEGO siana. To były kostki moich marzeń, jak złoto dla poszukiwaczy złota i robaki dla Beara Gryllsa. Nie, wcale nie płaczę, gdy o tym piszę, i powiem Wam tyle – to było siano, z którym poszłabym do łóżka, a ono śpiewałoby mi kołysanki na dobranoc i masowało moją rwę kulszową, takie było dobre.

No i tak się rozemocjonowałam, że już chciałam tego rolnika po gumowcach całować i krzyczeć, że oto moja Mekka, i że już szukać dalej nie muszę, i że deszcze niespokojne już nie będą szarpać pogmatwanych krzaków moich myśli, które to krzaki nie przynoszą żadnych owoców, i że w ogóle kocham pana, no i wtedy tak dla porządku zapytaliśmy o cenę, i ona się okazała rynkowa, czyli 5 złotych za kostkę, a jeśli wezmę co najmniej 500 kostek, to wtedy 4,50 zł. No to ja uradowana mówię, przeliczając szybko w głowie kostki na baloty, że nam to minimum 500 kostek potrzeba, a najlepiej 800, tylko transport by trzeba zorganizować, a małżonek mnie trąca w łokieć i mówi, że ty Krzysiek zaczekaj, bo 500 kostek to jest dwa tysiące dwieście pięćdziesiąt wyrażone w złotych, a 800 to nawet trzy tysiące sześćset. No i właśnie wtedy umarłam, a z nosa pociekł mi smętny gil rozpaczy i rozczarowania. No bo tak, wszystko się zgadza, prócz pieniędzy. W balotach po prostu wychodzi taniej. Nawet jeśli balot waży tylko 250 kg, i niech tylko 200 kg się z niego nadaje do spożycia, to przy cenie 40 zł za balot, kostka wyszłaby po 2 złote.

Potrzebuję tony siana na jeden zimowy miesiąc, czyli nawet jeśli policzę zimę od grudnia, bo teraz jeszcze jest co jeść na pastwisku i siano dajemy kozom tylko na noc, to licząc od grudnia do końca kwietnia, wychodzi mi zapotrzebowanie na pięć ton siana. Czyli około 20 – 25 balotów, zależy od jakości, czyli maks. tysiąc złotych na całą zimę. No i jeszcze słoma, ale tę już teoretycznie mamy zaklepaną we wsi obok, i owies – pięć ton, żeby do następnych żniw wystarczyło, czyli razem 4000 zł, choć nie należy zapominać o warzywach okopowych w ilości około półtorej tony. No i z tych wszystkich rachunków mi wynika, że na siano w kostkach mnie nie stać. I nie mogę tego psychicznie wytrzymieć, bo to siano to jest pewnik (kupiłam dwie kostki na miejscu, kozy się o nie zabijały), a teraz znów będziemy szukać balotów, które grom wie co mają w środku, bo czasem z zewnątrz nie wyglądają najgorzej, a w środku taka zadyma, że nie wiadomo, czy lecieć po gaśnicę, czy koszyk na grzyby. O, na zdjęciach tego nie widać, ale nawet po kolorze się Państwo pokapują, że to nie jest to, co koziołki lubią najbardziej:

siano-grzybowe siano-grzybowe-4 siano-grzybowe-2 siano-grzybowe-3

Gdy już otarłam gile i wyryczałam panu rolnikowi w rękaw, że „to my jeszcze do pana zadzwonimy”, to pojechaliśmy dalej, do Młynar, po sto kilo owsa na bieżące potrzeby i worek pszenicy dla kurczaków, i natknęliśmy się na znajomego Świadka Jehowy, ale nie tego, co przyjechał do nas rowerem, bo po tamtym wszelki słuch zaginął, jako i po jego rowerze, tylko takiego innego znajomego, który mi dwa lata temu grzecznościowo przywiózł kaczki od znajomej mojej znajomej (no teraz już wiecie, o którego chodzi, prawda?), i który na wiosnę tego roku obiecał nam sprzedać balocik siana, ale potem się sianem wykręcił, no i w tych Młynarach się okazało, że on nie ma jak do domu wrócić, więc podszedł do nas, gdy małżonek ładował pszenicę do bagażnika, i zagaił, że czy my przypadkiem nie jedziemy w stronę jego wsi, bo tablica rejestracyjna miejscowa. Nie poznał nas! A ja go od razu poznałam, choć tyle czasu minęło, bo jak się pół godziny słucha o Jezusie Zbawicielu, gdy człowieka muchy po łydkach gryzą, a niespodziankowe kaczki śmierdzą w stojącym obok kartonie, to się takie rzeczy długo pamięta, i mówię mu, że on to on, a ja to ja, i że pewnie, że go podwieziemy, nawet pod sam dom, bo przecież mieszkamy od siebie o rzut dużym beretem, na co on się bardzo ucieszył, a małżonek jakby mniej, bo facet waży chyba ze sto kilo, a my już mieliśmy na pace kilogramów sto siedemdziesiąt, plus Kanionek i małżonek, co mi zupełnie nie przyszło do durnej głowy.

No i jak facet wsiadł z tyłu po prawej, bo z lewej upchnęłam te dwie kostki siana, to Gwiazdolot tak się gibnął na prawą burtę, że już prawie wody z kałuży nabrał do kajuty, i jęczał całą drogę, że na co mu przyszło, żeby tak tysiąc atletów i tysiąc kotletów z pszenicy wozić, i na znak protestu co chwilę szorował rurą wydechową po wybojach, no ale jakoś jechaliśmy. I sobie po drodze gadaliśmy, to znaczy głównie Pan Świadek gadał, u nich to chyba choroba zawodowa, małżonek zaciskał szczęki, a ja zrobiłam się pobożna, bo ktoś z nas musiał się modlić o zdrowie Gwiazdolota, a że Pan Świadek musiał lewym przedramieniem przytrzymywać te kostki siana, co chciały się na niego rzucić i pogrzebać żywcem, to zapytał co to i skąd to, a jak mu powiedziałam, że od tygodni szukamy dobrego siana i właśnie znaleźliśmy, ale strasznie drogo, to nagle ucichł na dobre trzy minuty. Widać przypomniał sobie, skąd nas zna. I po tych kilku minutach, gdy już byliśmy prawie u celu, wyrzekł te oto słowa: „Nooo… to się wam podrzuci balocik siana, jakoś nie wiem kiedy, pewnie na dniach, bo ja potem wyjeżdżam na miesiąc, no się pomyśli”. A my wtedy z małżonkiem, że to fajnie, a jeśli siano suche, to nawet jeszcze lepiej, i że dziękujemy, a w myślach to szło mniej więcej tak: „Tajasne. SPOKO. W grudniu po południu, na świętego Nigdy, trzy dni po końskiej zarazie, czekaj tatka latka i do zobaczenia o piątej, każdy tam gdzie chce”.

Facet wysiadł, my pojechaliśmy do siebie, a gdy wyciągałam siano z kabiny Gwiazdolota zauważyłam, że pasażer zostawił na podłodze jakąś reklamówkę. Nie wiem, co było w tej siatce, bałam się zaglądać, bo wiecie, te ich broszurki są bardzo przekonujące, i ani się człowiek obejrzy, jak jedną przeczyta, i nagle zaczyna chodzić od domu do domu i zadawać ludziom niewygodne pytania, więc po prostu zaniosłam ją do przybudówki i nazajutrz rano chciałam do faceta zadzwonić, ale się okazało, że nie wiem, który z numerów zapisanych w telefonie jako „siano” należy właśnie do niego, więc dałam sobie spokój uznając, że jak mu na siatce zależy, to sobie po nią przyjedzie, bo to tylko kilometr z kawałkiem. I co Państwo powiecie – nie wiem, czy to zasługa siatki, wdzięczności, czy może wyrzutów sumienia, ale za oknem już zmierzchało, gdy kończyłam szatkować kapustę do kiszenia, a na podwórko wtoczył się ciągnik marki Ciapek z balotem siana zatkniętym na długim, stalowym kolcu umocowanym do zadka. Pan Świadek wykręcił z fasonem, zrzucił balocik i wyszczerzył zęby do kuchennego okna, ja już się zdążyłam ubrać i wykuśtykałam na zewnątrz, chwyciwszy po drodze siatkę z przybudówki, i dokonaliśmy wymiany fantów. Mamy więc balot całkiem dobrego siana, który – sądząc po zwięzłości ciasno sprasowanego materiału – wystarczy nam na prawie dwa tygodnie, a przez ten czas musimy zorganizować kolejną dostawę.

A tu rzeczona kapusta:

kapusta-na-silowni

Machnęłam dziesięć kilo, ale pewnie trzeba będzie dorobić. Te czarne krążki w szklanej misce to ciężarki z hantli małżonka, i zarazem dowód na to, jak ważne w życiu człowieka są ćwiczenia fizyczne – nawet gdy ćwiczenia porzucamy zaraz po pierwszej próbie zrobienia czegoś tak niedorzecznego jak mostek, to przyrządy pozostają na całe życie, a takie ciężarki od hantli przydały się jeszcze przed kapustą, bo służyły również za obciążenie forem z serem dojrzewającym. Przy okazji – sery dojrzewające okazały się być smaczne już w dwa miesiące po zawoskowaniu, co sprawdziła bliżej mi nieznana mysz:

ser-z-mysia-dziura-1

A po odkrojeniu sporego kawałka z mysią dziurą trzy czwarte krążka zostało dla nas, i małżonek zawyrokował, że to jest właśnie jego ulubiony ser. No i w ten sposób jesteśmy już o trzy krążki biedniejsi, ale nie martwcie się, te z połowy sierpnia nadal dojrzewają i jeszcze będzie można sobie zamówić kawałek.

ser-z-mysia-dziura

Zakorkowałam też Jeżynowy Karambol, po roku od nastawienia wina, ale się okazuje, że to wcale nie jest za późno.

wino-po-roku

Wino jest świetne, nawet jeśli tylko ja tak mówię (małżonek wina nie lubi, więc jego nie pytajcie), a korki po namoczeniu w gorącej wodzie wciskałam o ścianę. A czego nie udało mi się wcisnąć przy wykorzystaniu naporu całego mojego ciała, to małżonek docisnął kciukiem. Tak, możecie przeczytać to zdanie jeszcze raz. Ja i napór mojego ciała (i żylaki na czole) versus małżonek i jego kciuk. Tak, można się śmiać. I najpierw butelki stały w normalnej pozycji, a po upływie doby trzeba je było położyć i znów odczekać kolejny dzień, żeby się upewnić, że korki dobrze trzymają:

wino-lezace

I już, już miałam wynosić to wino do piwnicy, gdy przypomniałam sobie, że przecież po schodach na rękach nie zejdę, więc poczytałam sobie o leżakowaniu wina czerwonego, i okazuje się, że ono wcale nie lubi za zimno! Lubi raczej tak pomiędzy 15 a 18 stopni, a w piwnicy teraz u mnie dziewięć, więc całe szczęście, że mnie ta rwa dopadła i dała chwilę na zastanowienie. W kuchni mam z rana 17 stopni, a do 20 dobija dopiero wieczorem, gdy małżonek napali w piecu, ale z dala od grzejnika to może osiemnastu nie przekroczy:

niegrzane-wino

Leżą więc sobie na piecokuchni, a do piwnicy wyniosę je latem.

I cały czas dręczy mnie to siano, i muszę jakoś dorobić brakujące na jego zakup denary, więc sobie wymyśliłam, że będę sprzedawać moją leśną herbatkę, po bardzo wygórowanej cenie, czyli wg kanonów chrześcijańskich: co łaska, ale nie mniej, niż 10 zł za porcję plus koszty wysyłki. Nie wiem jeszcze, co to będzie za porcja, bo muszę sprawdzić, ile mi w ogóle surowca zostało, ale na pewno wyjdzie o całe piekło drożej, niż w Herbapolu, no ale z drugiej strony – oni mają maszyny i zautomatyzowany proces produkcji, a do tego pewnie mielą surowiec razem z ziemią, rolnikiem i jego psem, a ja to wiadomo, najdelikatniejsze listki z samego czubka krzewu, suszone na ekologicznie czystym słońcu, wzbogacone najwyższą troską i niewykluczone, że nawet im śpiewałam. Założę się, że w Herbapolu nikt suszonym liściom nie śpiewa, a przecież jakość przede wszystkim.

Mam też taki plan, że jak już będę mogła chodzić po schodach, schylać się i kucać, to wyciągnę ze strychu i spod polowego łóżka w Różowym Pokoju te sterty książek po angielsku, co to je z nudów w delegacji czytałam, a teraz mogę je sprzedać po pińć złotych, bo i tak nie mam czasu czytać drugi raz. Zamawiałam średnio 15 na miesiąc, i nie mówię, że wszystkie są fajne, bo brałam je na chybił-trafił, wróżąc z tytułu i okładki, i w ogóle już nie pamiętam, która o czym jest, ale na bank nadają się na lekturę w autobusie, w poczekalni u dentysty lub w kolejce po lepsze jutro, czyli w te dni, gdy łóżko wytwarza tak silne pole grawitacyjne, że choćby nie wiem jak się chciało, to i tak nie da się wstać. Dziesięć książek to dziesięć kostek siana, pod warunkiem, że tych książek myszy nie zjadły, no ale to się okaże dopiero, gdy znów będę gibka i zwrotna jak Pusikonik.

PS. A na dwa dni przed atakiem rwy kulszowej byliśmy w lesie wyrabiać słupki do pastucha:

slupki

Udało nam się szybko załatwić asygnatę i jeszcze w tym samym tygodniu zwieźć drewno na podwórko, to znaczy małżonek sam zwoził, Gwiazdolotem, na cztery rundy, bo ja już leżałam. Gotowe, proste i okorowane słupki ze sklepu kosztowałyby nas 400 zł, a tak zapłaciliśmy złotych dwadzieścia plus kilka godzin pracy. I jeszcze kilka godzin pracy nas czeka, bo trzeba z drewna zedrzeć korę. I chyba się nie wyrobimy do końca października z tym drugim pastuchem, bo wszystko, w czym mogłabym małżonkowi pomagać, teraz musi robić sam, a do tego pomagać mi w tym, co do tej pory robiłam sama, i tak to się właśnie żyje na tej wsi, że zawsze co najmniej dwóch dodatkowych miesięcy w kalendarzu brakuje, żeby się ze wszystkim wyrobić.

PPS. A tak jeszcze w kwestii różnicy pomiędzy zielem suszonym z ogrodu, a tym z paczuszki oznaczonej logiem wiodącej marki, to mogę Wam ją pokazać na wielu przykładach, ale że na wielu mi się nie chce, to pokażę na przykładzie tymianku. Tu mamy tymianek z ogrodu, już ususzony:

tymianek-z-ogrodu

A tu tymianek ze sklepu, nie jakiś zleżały, czy wymieciony zza kuchenki gazowej, tylko prosto z paczki:

tymianek-ze-sklepu

I porównanie obu na tacy:

kupki-porownawcze

I w słoiczkach:

w-sloiczkach

Zdjęcia kiepskie, bo moje, ale i tak widać o co chodzi.

Psst. Nie wiem, co słychać u gąsiora Żozefin, bo Żozefin nabrała czarniny w usta i nie dzwoni, nie pisze, nie daje znaku życia, a ja się wolę nie wtrącać, ale NASZ pan Gąś chyba jest samcem, bo syczy na nas jak przekłuta dętka od Stara, a gdy Meliny zbudują kolejne gniazdo (tak, wciąż budują gniazda i w nich siedzą, w październiku!), to stoi przy nim dumny jak pomnik i pilnuje:

pan-gas

Wiem, że się gubicie w moich zeznaniach. Pan Gąś to ten, którego kupiliśmy z głupia frant po drodze, gdy wracaliśmy do domu po nieudanym zakupie tego gąsiora, którego Żozefin zamierza przerobić na zupę. Albo może lepiej już nic nie będę wyjaśniać.

733 komentarze

  • Becia

    Pierwsza:)

  • Tymofiejski

    Ładnie to tak epatować domowym tymiankiem z samego rana? Chcę domowy tymianek! Chcę!! CHCĘ!!!

    • ciociasamozło

      O to, to! Czy do herbatki za nie mniej niż dychę można poprosić 50 g tymianku za nie mniej niż piątaka? I na ser w wosku też się piszę!

      • ciociasamozło

        Eee … rozpędziłam się. 20 g tymianku wystarczy (cena bz)

        • kanionek

          Dobra, pójdę jeszcze krzaczek w ogródku skosić, ale na Tymofiejskim i Cioci zamawianie tymianku musi się skończyć, bo resztę rezerwuję do serów, bo przecież chcecie sery z ładnym tymiankiem, a nie tym szarym, prawda?
          I może dajcie znać, co mam wysiać w ogródku w przyszłym roku (w sensie, co w dużej ilości), żebym mogła sprostać późniejszym zachciejkom, a nie, że potem płacz, że daj tymianku, ja chcę, a skąd Gupi Kanionek ma wiedzieć, czego Wam będzie trzeba?

          • zośka

            Melisa, kupię każdą ilość.

          • kanionek

            No tylko czemuż, ach czemuż, zgłaszasz zapotrzebowanie po sezonie? Miałam tej melisy tak zwane fpizdu, to sporą częśc skarmiłam na świeżo, bo szkoda było ją zostawić na gnicie. No ale rozumiem, skąd mogłaś wiedzieć, że będziesz taka wkurzona, NO SKĄD, przecież do tej pory żyło nam się wciąż lepiej i lepiej ;)

          • RozWieLidka

            Ja też się pod melisą podpisuje. I pod trawą cytrynową 😉

  • ciociasamozło

    Kanionku, moje plecy pozdrawiają Twoją rwę, a ja życzę jej jak najgorzej.
    A kręgozmyk masz w takim miejscu, że może rzutować na nerw kulszowy?
    Bo ostatnio mądry człowiek (znaczy fizjoterapeuta) tłumaczył mi, że objawy rwy kulszowej mogą pojawiać się nie z powodów kręgosłupowych, tylko jak komuś nerw przechodzi przez mięśnie a nie w takiej sprytnej przerwie między nimi. No i jak mięsień jest ciągle napięty to uciska nerw i się robi problem.

    • kanionek

      Czyli że co, że za bardzo “spinam poślady”, martwiąc się wszystkim na zapas? :D
      Ja obstawiam, że albo zaszkodziło mi pchanie balotów (mój wkład w pchanie balotów był może śmieszny, ale dałam z siebie wszystko), albo dysplazja się pogłębiła, gdy wywinęłam orła na błocie, bo serio – jak padłam, to aż ziemia jęknęła.

      Kręgozmyk mam zaraz na początku dolnego odcinka – chyba między kością ogonową, tą poziomą, a pierwszym kręgiem, albo między pierwszym i drugim, musiałabym zajrzeć w papiery, a nie wiem gdzie są.

      • ciociasamozło

        No właśnie!

        Kręgozmyk przy kości ogonowej mało prawdopodobny i rwy by nie dał bo tam nie ma nerwów idących do nerwu kulszowego :)
        https://pl.wikipedia.org/wiki/Nerw_kulszowy#/media/File:Gray828.png
        Najprawdopodobniej masz między ostatnim lędźwiowym a pierwszym krzyżowym, albo między 4 a 5 lędźwiowym. Kręgi krzyżowe są zrośnięte w kość krzyżową to tam nic nie zmyknie ;)
        Jeśli Cię to pocieszy to 30% populacji po 20 roku życia ma zmiany zwyrodnienie w krękosłupie i większość żyje z tym wiele lat bez żadnych objawów. Czasem taki delikwent zaczyna narzekać na “ból dupy”, robią mu rezonans i twierdzą, że to przez przepuklinę jądra miażdżystego a tak naprawdę przepuklinie nic do tego.
        Idź do rehabilitanta! Tylko nie żadnego magika, który Ci obieca, że nastawi kręgosłup.

        • KS

          Ciocia ma rację. Zajrzałam w rentgen kręgosłupa, który robili mi kontrolnie, gdy była młodą osiemnastką. I siedziała tam większość już tych cholerstw, co mnie teraz gnębią. Dlaczego nikt mi wtedy o tym nie powiedział?! Może bym np. jak głupia nie dźwigała z mężem wielkiej lodówki z drugiego piętra bez windy? Objawiło się wszystko dopiero prawie trzy dekady później. Za to już solidnie i z przytupem.
          Te problemy z kręgosłupem to podobno nieuniknione = skutek wyjścia naszych wodnych przodków z mórz i przyjęcia postawy spionizowanej, a kręgosłup pozostał mniej więcej ten sam, który wyewoluował do życia w wodzie.

          • kanionek

            Spoko, spoko, KS. DŹWIGAŁABYŚ, bo kto by się w wieku lat 20, czy nawet 30, przejmował pitoleniem lekarza? Na zdjęciu coś wyszło? No ale ja nic nie czuję!
            My sobie z małzonkiem często patrzymy na pieski, jak one biegają, skaczą, wiją się i tarmoszą za łby, i im tego poziomego kręgosłupa i podparcia na czterech zazdrościmy. Ze już nie wspomnę o kotach. Koty są z gumy i mogą prawie wszystko!

          • nw

            No juz tam pieski takie bezurazowe nie sa jakby sie moglo wydawac.
            Atos Wam jeszcze nie powiedzial?;)

  • mgosia

    Ja tez chcę ser i herbatkę!!Kiedy mozna będzie?

    • kanionek

      Wtedy, gdy się Kanionek ogarnie trochę z bieżącą robotą i w końcu policzy, ile tych porcji herbatki ma :D I sera też, bo już kilka osób zamawiało.
      Ale lepiej wyślij maila na info@kanionek.pl, żeby zaklepać, a wtedy co się odwlecze, to nie uciecze.

      Ja tej herbatki nie mam na kopy, ani na wiadra, bo ona eksperymentalna była z założenia, a że wyszła całkiem nienajgorsza, to w przyszłym roku nasuszę więcej ingrediencji, zwłaszcza kwiatów lipy i owoców czarnej porzeczki. I wtedy zaszalejemy. Planuję zrobić jeszcze jeden specyfik, czysto prozdrowotny, ale jako dodatek smakowy do zwykłej herbaty też świetny, na razie nie powiem co to, ale jak zrobię, to się pochwalę. I jeśli dla kogoś nie wystarczy herbatki, to może pocieszy się tym czymś :)

  • Kanionek znów muszę na dwa razy czytać boś się rozkręciła, a ja do roboty muszę…ale po przeczytaniu o rwie Ci powiem niedobrze , leki przeciwbólowe musisz brać, co zapewne wiesz. Za łażenie na bosaka podziwiam, a sprawdziłaś jak to wpłynie na nerki i pęcherz moczowy ;) się jeszcze odezwę, a maila dostałam i już ci odpisuję ))

    • kanionek

      Sprawdziłam, i podobno nie wpłynie. O pęcherz i nerki to bym się bała, gdybym z gołym tyłkiem latała, a tak to jestem naprawdę ciepło ubrana, tylko że boso. Zanim ta krew w drodze powrotnej dotrze do nerek, to się zdąży w rajstopach ogrzać ;)
      Leki przeciwbólowe to słabe są na taki rodzaj bólu, pewnie lepszy byłby zastrzyk przeciwzapalny, ale ja nie kocham zastrzyków, a wręcz uraz mam i blokadę psychiczną. No więc najpierw postanowiłam skonsultować się nie z lekarzem, tylko terapeutą, a że Mitenki mi podesłała namiary na gabinet terapii manualnej w B., to sobie w miarę możliwości odwiedzę.

      • opisz powłóczenie nogą w mailu poproszę, czy ból pod zgięciem w łydce i nad zgięciem tak raczej miejscowo? proszę poważnie…bo odkąd mam kłopoty z kręgosłupem w odcinku lędźwiowym, to boli mnie prawa noga w taki sposób właśnie zwłaszcza ostatnio po przedzwiganiu…
        oraz sery dotarły i są przesmaczne (ten z miętą delikatny)

        • kanionek

          Ooookej, ale nie ma tego tyle, ani nie jest tak drastyczne, żeby aż w mailu… Chyba?
          No chyba, że o czymś nie wiem, to pisz w mailu.
          Nie, u mnie na wysokości kolana ból się kończył, to znaczy do tego miejsca dobiegał, a zaczynał się zdecydowanie w centrum lewego półdupka. I tam bolało czasem w trybie ciągłym, a promieniowało w dół tylko w razie “dziwnych ruchów”.

          A ser z miętą tak, delikatny, bo mięta o tej porze roku już mało aromatyczna, a też nie mogę świeżego zielska za dużo dać do środka, żeby się ser nie rozpadał na warstwy. Ten z miętą to ja widzę na kanapce z dżemem, wiśnią z konfitury, czy musem malinowym, coś w ten deseń. Widzę oczyma wyobraźni, bo tak dawno nie jadłam robionego przez siebie sera, że jeno wspomnienie mnie czasem łaskocze w podniebienie :D Mam na myśli te świeże i wędzone, bo dojrzewający-przez-mysz-napoczęty miałam sposobność spożywać niedawno.

  • RozWieLidka

    Hierbatkie, hierbatkie, hierbatkie kcem. Za ni mnij niż dychę 😋
    Rwy współczuję – jak małżonka ostatnio złapała to się wczołgiwał po schodach… do łóżka. Bo my na antresoli śpimy. Tak że tego… szukając pozytywów, to możesz się cieszyć, że łóżko ma na jednym poziomie 😊
    Pozdrowienia dla całej Obory.

    • kanionek

      Wyślij maila, bo w komciach może zginąć :)
      Matko z herbatką, ja Was znowu nie doceniłam; oby mi tej herbatki nie zabrakło, bo bardzo nie lubię odpisywać na maile zaczynając od “niestety”, “przykro mi, lecz”, albo “mam nadzieję, że mi wybaczysz”.

      Z tego co sobie wyczytałam, to rwa może mieć różny przebieg, jeśli chodzi o nasilenie bólu. Niektórzy nie są w stanie się ruszać W OGÓLE, inni, jak ja, jakoś kuśtykają i powłóczą, ale są mobilni, no i u jednych mija po tyogdniu lub kilku, a inni się męczą pół roku. Co osobnik to inna wersja wydarzeń, jak ze wszystkim zresztą. No i fakt, łóżko mam tylko pół metra nad ziemią, ale i tak dylemat – jak się położyć, żeby nie usiąść? :D
      Dzisiaj jest już o tyle lepiej, że ból pojawia się podczas ruchu, zmiany pozycji itp., ale nie boli w trybie ciągłym, bo wczoraj i wcześniej miałam wrażenie, że w centrum pośladka mam garnek z zupą, który ktoś zostawił na gazie, i ta zupa osiągnęła temperaturę słońca i właśnie się przypala.

  • Śniło mi się wino agrestowe, lekko różowe i niezwykle smaczne. Ciekawe, co to może znaczyć…

    • kanionek

      Nie mam pojęcia, ale cieszę się, że już dawno po agreście i niczego nowego, prócz kapusty, nie muszę nastawiać :D

  • zeroerhaplus

    Kanionek, co Ty tam mówisz na samym początku filmu o koszeniu? Czy to jeszcze polski, czy już angielski?

    Nad tymi belami siana sama bym się popłakała… A czy oni wiedzą, podczas gdy to robią, że źle robią? Znaczy chodzi mi o to, czy ktoś z tych robiących widział kiedyś efekt? Bo w swej naiwności jestem w stanie pomyśleć, że oni nieświadomie sprzedają to zgrzybiałe gówno zamiast siana. Bo nikt im nie pokazał, jak wygląda w środku.

    Jeszcze chciałabym zapytać o mistrza drugiego planu na zdjęciu z dynią i hydroforem. Czy ta kapusta jest przygotowana dla kogoś do wysiadywania? Czy też leży tam, bo tylko tam się zgodziła leżeć? Bo jej wygodnie? Hmmm…

    Rwa kulszowa to ponoć niezły dopust jest, więc zdrowia życzę i nie za dużo bólu. I nie za długo. I wogle :)

    • Iza

      Dołączam do klubu naiwnych, bo przecież, kurza twarz, oni chyba nie karmią tym czymś własnych zwierząt, na których (podobno) chcą zarobić? Wytrzymałość zwierzaka też ma swoje granice…
      Natomiast w kwestii rwy kulszowej, to miałam takie podejrzenia już przy pierwszym opisie, tylko nie chciałam straszyć… Bo widziałam z bliska ofiary tejże. :( Wyrazy wszystkiego. Kanionku, ze współczuciem na czele. :(((

    • kanionek

      Hłe, hłe. Tak, to już angielski, ale rozumiem Twoją rozterkę – zmniejszając rozmiar filmów do takiego, który da się przecisnąć przez łącze na serwer, dokonuję ostrych cięć jakości tak video, jak audio. To chyba nawet nie jest stereło! Jak sobie oglądam filmik w aparacie foto, to wszystko ładnie, ale po kompresji to samej siebie nie rozumiem. No więc ta kwestia z początku filmu to: “Is this, like, ON?”, a pochodzi z tego odcinka serialu “Beavis & Butthead”, w którym chłopaki próbowali swoich sił w stendapie, w jakimś nocnym klubie. No i chrząkali w mikrofon z pytaniem, czy “to coś” działa, w sensie, czy jest włączone.
      A powiedziałam tak, bo małżonek używa mojego aparatu raz na ruski rok, a filmu jeszcze chyba nigdy nie robił, i gdy ja stałam z kosą, gotowa do boju, to on coś tam marudził, że mu się menu wyświetla, a przecież nic nie dotknął (bo to stary aparat jest i robi co chce), i ja mu wtedy, że spoko, “tyyyym się nie przejmuj”, i że musi wcisnąć spust migawki, a wtedy zielony napis zmieni się w czerwony, na co małżonek bardzo się zdegustował, bo przecież nie róbmy z niego idiotów, no i gdy w końcu zamilkł ze skupioną miną, to zapytałam, czy już mogę jechać z tym kabaretem. Taka to była historia.

      Ja myślę, że większość z nich wie, bo sami mają zwierzęta. I wiem, co robią z takim syfem nienadającym się do jedzenia – używają jako ściółki. Bo oczywiście leżenie na ściółce pylącej grzybem i wdychanie tych sporów przez całą noc, a czasem nawet dzień, jest nieszkodliwe, prawda? To znaczy kto by się nad tym zastanawiał, przecież ściółka jest do zasrania, więc może być z byle czego.

      Ja wiedziałam, no wiedziałam, że lepiej zabrać tę kapustę, bo Zeroerha zaraz rozpocznie śledztwo! :D
      Tej kapusty nikt nie wysiaduje, moja dhoga. To ONA wysiaduje. Przecież widać. Siedzi na gniazdku z sianka i wysiaduje małe kapustki, czyli brukselkę. Bosz, ale z Was lajkoniki. Co Wy wiecie o życiu na wsi?

      Podzięki za wogle :-*

      • zeroerhaplus

        No to jak tak, to czekam na foty (już w następnym wpisie, prawda?) świeżo wylęgniętej, puchatej brukselki :)

        • ciociasamozło

          A jak to małe głąby będą?

          • Becia

            Każdy niepełnosprawny znajdzie miejsce u Kanionka, tak tak tak.
            Kurczak, zjadłabym brukselkę:) z masełkiem, gałką i orzechami. dawno nie robiłam..

          • kanionek

            Jak żyję nie użyłam nigdy gałki muszkatołowej, choć bardzo żałuję, bo nazwa jest taka kusząca i egzotyczna. Do czego jeszcze można dodać tę gałkę? Bo prukselki nie kocham.

          • kanionek

            To je adoptuję, będziemy do siebie pasować :)

          • dolmik

            Gałkę dodaję do pieczarkowego farszu na krokiety….. raz do roku na Wigilię 😊 Bo w krokiety,tak po prostu – nie od święta, to ja się nie bawię. Za leniwa jestem.

          • ciociasamozło

            Do szpinaku. Do ryby.

          • zeroerhaplus

            Do czegoś dodaję na sto procent, ale za cholerę nie mogę sobie przypomnieć do czego. A używam przecież systematycznie.
            …..
            Weźcie mnie dobijcie… ;)

          • kanionek

            Do ziemniaków? Do kanapek? DO JAJKA?
            (nie znam się, ale bardzo chcę pomóc)

          • paryja

            Do ziemniaczków, takich tłuczonych z masełkiem i mlekiem :)

        • kanionek

          Oczywiście! No chyba, że same ZBUKselki z tego wyjdą, bo wiesz, ta kapusta jest bardzo początkująca ;-P

          • EEG

            Gałkę muszkatołową dodaje się do SZPINAKU :) Jak kiedyś do Ciebie przyjadę, to usmażę Ci szpinak i wtedy zrozumiesz, że zmarnowałaś 42 lata uważając, że jest błe :)

          • kanionek

            EEG – dobra, ale umawiamy się tak, że nie powiesz mi, że to szpinak, dopóki nie zjem, OK?
            A szpinak to w ogóle sprzedają w naturze? Bo ja kojarzę tylko paczki mrożonego w lodówkach Biedronki, ale żebym na straganie liście zobaczyła, to nie, chyba nigdy.

          • becia

            Ja uwielbiam gałkę muszkatałową:) Używam ją do wszystkiego co się da, nawet rosół nią doprawiam, no ale to już uzależnienie. Mój chop też nie lubił brukselki bo mamusia nie lubiła :):) Jak spróbował mojej to i owszem się nawet nią zajada. Dobrze że dzieci nie lubią, to ostatnią mam zawsze dla siebie. :) Brukselkę czyszczę, te większe przecinam na pół coby czas gotowania był podobny. Gotuję w posolonej i ocukszonej wodzie na prawie miękko (my lubimy twardawą, więc tak gotuję na półmiękko próbująć od czasu do czasu) bez przykrycia- blee śmierdzi jak to kapustne. Odcedzam, wrzucam spowrotem do gara i lekko odparowuję, dodaję łychę masła troszkę soli, pieprzu i sporo świeżo startej gałki. Jak się roztopi masło potrząsam garem by ładnie otoczyło kapustki. Wsypuję garść siekanych orzechów, najczęściej włoskich i znowu trząsam garem. Na wierzch kładę plasterki żółtego sera i przykrywam garnek. Stoi sobie tak na najmniejszym gazie parę minutek i gotowe. Przepis autorski, moja interpretacja zapiekanki Makłowicza którą uprościłam by mniej zmywania było. On dodawał bodajże włoski boczek (pancheta?? czy jakoś tak) i wszystko zapiekał w piekarniku.

          • KS

            Gałkę muszkatołową dodaję do beszamelu. Zalewam nim brokuły albo kalafior ułożony w naczyniu żaroodpornym, na to kładę plasterki sera i zapiekam. Jak się ktoś nie boi tych małych złośliwych kalorii co po nocach zwężają nam ubrania, to dodatkowo starty ser można wymieszać też z beszamelem.

          • kanionek

            KS – beszamel! Beszamel to jest kolejna rzecz, o której w życiu tylko czytałam :D

          • Modra

            Także gałkę dodaje się do każdego pasztetu, także tych wegetariańskich, do zupy np z dyni, z brokułów, do fasoli po bretońsku w wersji z mięs i bezmięs

          • kanionek

            O, to do fasoli mogłabym spróbować.

          • Ynk

            Moja fasola kocha cząber. Gałka do wszystkiego, głównie zapiekanki warzywne, ale i do spaghetti z kurczakiem też sypnęłam zdrowo i mniamuśne było ;-) A szpinak, Kanionku, świeże listki, w worach w warzywniakach się przewala. Garstkami kupuję, a to na surówkę (zmieszane z inną zieleniną jak rukola, czy sałata rzymska), a to jako dodatek do ww. zapiekanki warzywnej. To prawda, że jego atrakcyjność zależy od przypraw. Lubią się z czosnkiem, z gałką też ;-)

          • Melodia

            Do zupy dyniowo-jablkowej. I do curry dyniowego. Nawet sobie kupilam taka malutka tarke do galki, zeby scierac na swiezo.

          • ciociasamozło

            Posypałam dynię przed upieczeniem, zobaczymy co wyjdzie :)

  • Jagoda

    Fajnie, że jesteś Kanionku, bardzo niefajnie z tą rwą kulszową… Nie znam się na rwie, ale z całą pewnością wiem, że zimno baaardzo szkodzi na reumatyzm, śmiem przypuszczać, że nie pomaga na rwę. Z moich doświadczeń wynika, że pomaga na cerę spanie w zimnym pokoju. Współczuję choroby i proszę, noś buty.
    Pięknie kosiłaś, to chyba dobre na ładną talię?
    Pamiętam, jak kiedyś gonił mnie gąsior, kiedy miałam zagonić gęsi do zagrody. Mam nadzieję, że ten wasz nie jest aż taki bojowy?
    Jak przy tylu kotach myszy dobrały się do sera???
    Zamówienie – domówienie złożyłam mailem. I czekam z utęsknieniem na realizację.

    • kanionek

      Tak, koszenie jest świetne na talię i w ogóle mięśnie pleców i brzucha, ale i ryzykowne, gdy się jest taką zardzewiałą ofermą, jak ja. Jestem prawie pewna, że moje “łokcie golfisty”, które dają mi w kość od dwóch lat, to wynik tych pierwszych miesięcy z kosą, gdy byłam nią tak zachwycona, że szalałam ponad siły.

      Ja się z tym zimnem kłócić nie będę, bo nawet ciężko o naukowe argumenty, ale NAPRAWDĘ chodzę bardzo ciepło ubrana, bo zimna nie cierpię, a same bose stopy okazują się nie mieć wpływu na uczucie ciepła reszty ciała. A stowarzyszenie Morsów twierdzi, że zimno leczy, i że trzeba się hartować, bo jesteśmy właśnie, jako człowiek cywilizowany, zbyt przegrzani, co osłabia odporność. A reumatyzm ma chyba podłoże genetyczne…? Pewności nie mam, ale skoro na reumatyzm chorują nawet dwudziestoletnie panienki, co nigdy w życiu nie chodziły boso i nie mieszkają w lodówce, to… No wiesz. Za to na pewno jest tak, że jak już ktoś choruje na reumatyzm, to zimno potęguje u takiej osoby ból, co ma jakieś tam wytłumaczenie, ale nie pamiętam jakie. Bo czytałam kiedyś o reumatyzmie, ponieważ moja ciocia cierpi na reumatoidalne zapalenie stawów, i to jest jakiś koszmar (oczywiście nigdy nie chodziła boso, zakładała czapkę w zimie itd., i nie ma jeszcze nawet stu lat, a tu taki klops).

      Ha! Ja normalnie schodzę do piwnicy co kilka dni, żeby te sery obracać, raz na plecki, raz na brzuch, bo tak podobno trzeba, i ta mysz musiała się wstrzelić w ten kilkudniowy okres, gdy mnie w piwnicy nie było. A koty są, owszem, ale w piwnicy żadnego nie trzymam, bo raz, że piwnica mała i klaustrofobiczna, i ciemna i zimna, i to by było nieludzkie, a dwa – taki znudzony kot w piwnicy poprzewracałby słoiki i butelki, nasrał do marchewki, albo co innego. W przyszłym roku już na bank zbudujemy odpowiednią szafkę, z siatką stalową, specjalnie do leżakowania serów, a na razie leżakują na deskach piwnicznego regału, nakryte od góry takimi osłonkami z siateczki stalowej, jakie można kupić w sklepie (w kształcie półmiska; chyba przeciwko owadom to jest osłona). Te osłonki są widać za lekkie i mysz się przecisnęła, i sobie urządziła ucztę. Dobrze, że wina jej nie zaniosłam.

      Nasz Pan Gąś jest bardzo bojowy, potrafi iść za człowiekiem i grozić, że zaraz złapie za nogawkę, ale groźny jest tylko do momentu, gdy się człowiek odwróci i zapyta “no i co teraz?”. I wtedy Pan Gąś mówi: “no teraz to ja już muszę iść gdzie indziej. MASZ SZCZĘŚCIE, tym razem ci się upiekło”. Ale my się wcale z niego nie śmiejemy; nie chcemy, żeby stracił w oczach Melin :)

      • zeroerhaplus

        Krótki dopisek w temacie myszy i kotów. My mamy cztery koty i odpowiednio proporcjonalną do nich ilość myszy w domu (już przestałam liczyć, żywołapka jest nastawiona w trybie ciągłym, zawsze się coś złapie. A jak się nie złapie, to po paru dniach zaczyna śmierdzieć, i jak śmierdzi z okolicy dostępnej, to jest tak zwany mały pikuś, bo się truchło stamtąd wydobywa. A jak z niedostępnej, to też przecież kiedyś samo przestaje śmierdzieć* ;).
        Nasze koty same znoszą sobie myszy (i inne stworzenia) do domu: żywe, martwe, wsjo ryba. Przyzwyczailiśmy się :)
        To mój wkład w temat “jak można mieć myszy w domu mając koty” ;)
        _____________________
        *- hasło: kadzidełka lawendowe.

        • baba aga

          Polecam kadzidelka Darshan, te zabijają nawet kocie siki :-D no wiem z doswiadczenia, niestety. Ale kadzidelka spoko, zapach ladny, ale intensywny.

          • zeroerhaplus

            Dzięki za podpowiedź, akurat widzę, że u nas też je mają :)
            Wypróbuję, tych jeszcze nie miałam :)

          • kanionek

            Baba Aga – ta biała szałwia, którą od Ciebie dostałam, oprócz wypędzania Złego nadaje się też do aromaterapii po ataku kocich sików, choć ma skutek uboczny (albo, jak kto uważa – pozytywny), mianowicie wypędza również męża ;)
            (czymżeś tu znowu nasmrodził, Kanionek!?)

        • baba aga

          Hmmm wypędza Złe i męża??? No wnioski się same narzucają :-P

    • To nie byla mysz. To Biskwit przechodzil. Identyczne odciski zebow odkrywam co i rusz w naszej lodowce :-)

      • kanionek

        Aaa, to spoko! Bo gdyby mysz, to musiałabym przedsięwziąć jakieś środki, a skoro Biskwit, to wiadomo – pojadł sobie i poszedł dalej. Mam tylko nadzieję, że nie wpadł do Żozefin na czarninę, bo mam czarne wizje takie, że Żozefin nie wie, jak się taką zupę gotuje. Mogła do niej nawrzucać wszystkiego, włącznie z “gąskami” z lasu – co roku nas pyta, czy my wiemy, które grzyby to te gąski, bo słyszała, że bardzo smaczne. W tym roku umysł ludzką miarą niezbadany mógł podpowiedzieć jej, że my co prawda nie wiemy, ale ona wie.

      • nw

        To by wyjasnialo milczenie Zozefin…

        • ciociasamozło

          boszsz.. Milczenie Żozefin brzmi nie mniej złowieszczo niż “Milczenie owiec”…

        • kanionek

          :D
          Dzisiaj widziałam Żozefin i Dżerego (Dżery już lekko wczorajszy, w samo południe, robił do mnie karpia, czyli takie chyba buziaczki, w jego mniemaniu),i wygląda na to, że Biskwit nie tylko nie zjadł Żozefin, ale kupił jej kurtkę w NORMALNYM kolorze (zielonym) i ufarbował włosy na zgniły dąb. A widziałam tę królewską parę, bo kurier wyjeżdżając od nich jakimś cudem wpakował się przodem dostawczaka do rowu, i Dżery udzielał mu bezcennych rad, podczas gdy chłopak wściekły jak smok machał łopatą. Sądząc po rozmiarze wykopków nie tyle chodziło mu o wydostanie samochodu z rowu, co zakopanie Dżerego dostatecznie głęboko. A Żozefin się tylko lansowała na dzielni w swoim nowym imażu i myślała na głos, kogo by tu i gdzie rowerem posłać, żeby sprowadził pomoc. Gwiazdolot niestety prędzej by się złamał w trzech miejscach, niż wyciągnął tego dostawczaka, a że nawet haka holowniczego nie ma, to w ogóle nie było o czym mówić. No w każdym razie ani śladu Biskwita.

  • Modra

    Ludziska, zaprawde powiadam Wam, zamawiajcie sery w stearynce! To poezja i czysta rozkosz warta każdych piniendzy. Zaświadczam bo miałam okazję spróbować.

    • Monika

      Oj Modra, ser Kanionka tylko na talony. O tym w czerwonym kubraczku nawet nie marzę. Stoję w kolejce po talon.

      • kanionek

        Modra – dziękuję :)
        Monika – a to ja Ci nie obiecywałam…? Bo jak obiecałam, to będzie, a jak nie, to obiecuję :) A na talony, to fakt. Ale tylko w tym roku, bo od wiosny 2017 to mówię Wam, będzie serowe szaleństwo! No może nie takie, jak przy tysiącu kóz na obrotowej dojarce, ale jest nadzieja, że nie trzeba będzie błagać, tylko można będzie po prostu zamówić i dostać za tydzień ;) Aaale nie dzielmy skóry na pluszowym misiu, ja tylko mówię, że mam nadzieję, że będzie lepiej :)

        • Melodia

          Serowe szaleństwo… Wyobraziłam sobie te sterty serów w kanionkowej piwnicy i teraz muszę iść coś zjeść. Jakiś ser najlepiej.

          Współczuję Ci bardzo rwy i trzymam kciuki, żeby jak najszybciej dała Ci spokój. Niestety porad żadnych nie podrzucę, bo jeszcze nie miałam z nią nieprzyjemności.

          • kanionek

            Niee no, Melodia, jakie sterty? Nie róbcie z nas magazynu ;)
            W sumie to się teraz tak zastanawiam, czy w przyszłym roku bawić się w te dojrzewające cuda, bo jest przy nich zachodu ciut i trochę, a najgorzej mi idzie pamiętanie o obracaniu co kilka dni. Tym razem się bardzo, bardzo pilnowałam, ale mam ograniczoną ilość miejsca w mózgu, i przez to pamiętanie o serach zapominałam o innych rzeczach (np. że wyrwałam cebulę i zostawiłam “w polu” do wysuszenia, a tu deszcz dwa dni padał, prawda).
            No ale zobaczymy. Jeśli w wakacje znów spadnie zapotrzebowanie na “zwykłe” sery, to coś z tym mlekiem będę musiała zrobić.

  • Bo

    Współczuję i żeby się to paskudztwo czym prędzej od Ciebie od…
    eRWAło!
    A w kwestii sianka to jeszcze można garstkę tegoż specjału za dobrowolną ofiarę pod obrus na wigilijnym stole chętnym wysłać. Taka świąteczna akcja prowadzona przez Cozitas-Kanionek. A sianko prosto z obórki…

    • kanionek

      Jeśli będę miała to dobre sianko, to pewnie!
      Dziękuję, Bo :) Chyba będę musiała się zmusić i zrobić sobie kontrolne RTG, żeby zobaczyć, czy w tym moim odcinku lędźwiowym jakaś większa obsuwa się nie szykuje. Nie ukrywam, że mnie to martwi, bo my tu polegamy głównie na pracy naszych rąk, pleców, nóg, no i małżonek jeszcze głowy używa.

  • Bo

    Znaczy się stajenki🎄

    • Bo

      Moja przyjaciółka i wszyscy jej krewni i znajomi którzy wstąpili w któryś tam krąg piekielnego bólu kręgów używają wełnianego pasa/opaski/obręczy? zakupionych na bazarze od kupców zza wschodniej granicy.
      Podobno bardzo pomocne i całkiem przyjemne w użytkowaniu.
      A lepiej Ci już chociaż troszeczkę?

      • kanionek

        Tak, dziękuję, już lepiej :)
        A ten pas to tytułem ogrzewającym czy podtrzymującym?

        • Bo

          Myślę że to produkt głównie grzewczy, ale jest dość sprężysty to pewnie i nadwątloną konstrukcję wzmacnia. No zamówienia na to dobrodziejstwo było i ze Śląska i z Pomorza, a nawet z Ameryki! To chyba działa?

    • Bo

      No przeczytałam dziś Twoją odpowiedź i moje uzupełnienie poprzedniego komentarza i wyszło, że stajenka padła na mózg Twemu Mężu 😄!
      “Pójdźmy wszyscy (po rozum) do stajenki”.

  • becia

    Wreszcie mam chwilkę, by coś więcej naskrobać kopytkiem zalatanym. Po pierwsze primo- Kanionku kochany załóż dobra kobieto buty. Ja wiem , aspekt duchowy, ortopedyczny itp itd ..wim rozumim… ale żaden nerw nie znosi szoku temperaturowego.. czy to w zębinie, czy to w kopytkach… czas się obuć, proszę Pani. Piździernik jest. Rwę samyście dobra kobieto sobie wyhodowali na własne życzenie. Latało się po jak z ukropem po gumnie i chałupie? Latało. Grzało się końcówki pod kołdrą na Laserku? Grzało. A potem na ponachwilku wyskoczyło po szronie ino kózki wypuścić? Wyskoczyło. To się teraz ma!! Rwę kurczak kulszową. Każda komóreczka nerwowa takiego szoku doznała że aż od stopy do d…. ją wstrząsło. A jak boli to ja wiem, ojjj wiem. Gotowa jestem latem w barchanach chodzić byla się tylko nie powtórzyło. No dobra opiepsz skończony a wiec po drugie duo- co teraz za pierońsko cienkie hydrofory produkują że w trzy lata się dziurawią??? U moich rodziców stary jeszcze w PRL wyszarpany z GS-u stoi i bebechy mogą mu wysiadać ale szczelność trzyma. A więc jak stara babcia powiem: pani co za szajs tera robio! ;) Po trzecie- Popieram szanowne przedmówczynie. Kiedy Kanionek pisał, że siano zawilgocone i pyli w życiu NIGDY nie pomyślałabym że to tak może wyglądać.! To nie siano to gnój! I sprzedają to?@!@! Wierzyć mi się nie chce że ktoś cokolwiek może tym karmić!! To nie do pomyślenia normalnie jest. Kanionku pochorujesz się od tej pleśni:(

  • becia

    hmmm chyba choroba wykrzyknikowa zaraźliwa jest..

    • kanionek

      :D
      No pewnie, że zaraźliwa!!! I się szybko pogarsza!!!!!!!
      Dobra, dowcip słaby jak moje więzadła kolanowe.

      Becia, ja się trzymam wersji naukowej, która mówi, że rwa kulszowa to ucisk na nerwy, a ucisk się nie robi z zimna. Mój kręgosłup wraz z kością ogonową jest w kiepskim stanie, a zważ, że w tygodniu przed wystąpieniem rwy, robiłam co nastepuje: rwanie kłód spod chaszczy, przetaczanie balotów (pomaganie małżonkowi, ale z pełnym zaangażowaniem), jakieś hocki z drewnem w lesie (małżonek obsługuje piłę, a ja trzymam to, co on tnie), a to też były pnie leżące, bo sami niczego nie wycinamy, bo nie wolno, kara, mandat i więzienie, a gałęziówkę robimy z tego, co pilarze po sobie zostawią na ziemi), no i koszenie z doskoku. Aha, no i glebę spektakularną zaliczyłam na błocie, a to też ma znaczenie, bo jak się dobrze łupnie, to można się nawet złamać tu i ówdzie. No więc tego wszystkiego widać się okazało zbyt wiele i sprawa się rypła ;)
      Problemy z kręgosłupem mam od co najmniej siedmiu lat, nasiliły się tutaj, praktycznie od pierwszych wiader z węglem, i raz już zgięta wpół wylądowałam na pogotowiu, choć było lato, a ja w solidnych butach, a boso w październiku chodzę dopiero od trzech tygodni.

      Też bym chciała wszystko zwalić na chodzenie boso, założyć buty i cudownie ozdrowieć ze wszystkich dolegliwości, ale nie ma tak prosto. Chorowałam w butach, choruję bez butów, ja po prostu choruję jak każdy inny człowiek.

      • Iza

        Kanion, nie pitol uprzejmie, ja Cię bardzo proszę…
        Wiadomo, że pierwotną przyczyną jest zwyrodnienie kręgosłupa i ucisk na nerw, ale kręgosłup miałaś z grubsza w tym samym stanie miesiąc temu, a rwy kulszowej jednak nie miałaś – mówi Ci to coś?
        Bo mnie mówi, że wystąpił trigger, gwałtownie zaostrzający ten już istniejący stan zapalny nerwu. A w Twoim przypadku nawet dwa triggery – primo robota ze skręcaniem kręgosłupa, a secundo wychłodzenie vel gwałtowne zmiany temperatury “bo ja tylko na chwilkę”. Póki było lato i ciepło, Twój kręgosłup tolerował robotę lepiej czy gorzej, ale jak doszło dodatkowo wychłodzenie, to organizm w końcu Ci pokazał środkowy palec / żółtą kartkę. Możesz ją ignorować, czemu nie – tylko co zrobisz, jak dostaniesz czerwoną?
        Myślisz, że co przewodzi bodźce temperaturowe, jak nie nerwy? Jak od nerwów “analogowych” wymagasz przewodzenia ilości bodźców jak dla światłowodu, to i masz efekt.

        • Iza

          P.S. A jak nam nie wierzysz, to poczytaj o profilaktyce zapalenia korzonków, bo to jeden pies z rwą kulszową, tylko drobniejsze nerwy zaatakowane zamiast kulszowego.

          • kanionek

            Czyli co – jeśli jest w Polsce może pięć osób chodzących boso (rodzima stronka internetowa dot. berfutingu jest odwiedzana przez sześć osób), to one stanowią całą populację chorych na rwę? Bo reszta nie ma szans? Wiem, że to uproszczenie, ale błagam – z przeziębieniami jest tak samo. Każdy “pitoli”, jak to określiłaś, żeby czapka, żeby szalik, żeby cię nie przewiało itd., bo się zaraz przeziębisz, a wystaw sobie, że jak od przedszkola nie przeżyłam ani jednego roku, w którym nie byłabym przeziębiona cztery razy (włącznie z zapaleniem oskrzeli), tak odkąd przestałam pracować zawodowo – ANI RAZU. Ani jednego choćby katarku. Pomimo latania na mrozie bez kurtki i czapki, dosłownie na gaciach, żeby otworzyć kurnik, wypuścić kozy, czy polecieć do pieca. Jasne, zimno może być czynnikiem sprzyjającym, ale przy moim obecnym trybie życia doczekałabym się tej rwy tak, czy śmak. I doczekam jeszcze wielu urazów.

            Korzonki. Pamiętam, jak dopadły sąsiada, jeszcze gdy mieszkałam w bloku, w Gdańsku. Przez kilka dni dygał z meblami, bo wymieniali na nowe. Latem oczywiście, bo kto się bierze za renowację mieszkania zimą. I jak się w ostatni dzień schylił po szafkę na buty, to już się nie wyprostował. Był rozsądnym człowiekiem w butach. Zmierzam do tego, że nie jesteś w stanie ze stuprocentową pewnością stwierdzić, czy mój atak rwy nastąpił wskutek chodzenia boso po szronie kilka dni wcześniej, czy przetaczania balotów też kilka dni wcześniej, czy też obydwa te czynniki zadziałały jednocześnie, i jeden bez drugiego nie uczyniłby mi szkody. Ba, nie możemy nawet stwierdzić, czy rwa nie wystąpiłaby BEZ tych dwóch czynników – może wystarczyłaby jej sama postępująca degeneracja kręgosłupa. Ja nie mówię, że to od tego, czy tamtego, bo po prostu nie wiem. Może odezwą się osoby z chorym kręgosłupem, albo małżonki/małżonkowie takich osób, a najlepiej ci, co przeszli atak rwy kulszowej. Jaka była Wasza historia?

          • kanionek

            Eee… “Myślisz, że co przewodzi bodźce temperaturowe, jak nie nerwy?” – tak, nerwy informują organizm o tym, że jest nam zimno, albo o tym, że gdzieś się zacięliśmy nożem. Informują, a wtedy mózg zarządza odpowiednie działania – do rany biegną płytki krwi w zwiększonej ilości, żeby zatkać dziurę (ha! “Było sobie życie”), a do zimnej kończyny doprowadzane jest więcej ciepłej krwi (żyły się rozszerzają, ciśnienie poprawia, czy inna cyrkulacja). Może macie rację, a może ja mam, w każdym razie Morsi (Morsy, Morsowie?) na szczęście jeszcze żyją.
            (a właśnie, ktoś tu wspomniał o krioterapii – jak byłam kiedyś w sanatorium, to miałam takie zabiegi na barki. Dlaczego lekarz prowadzący nie martwił się o moje nerwy!? To jakiś skandal, a pamiętam, że to zimno było naprawdę kurewsko zimne! I przez jakiś czas człowiek chodził taki zamrożony, jak paczka groszku. W sumie to akurat te zabiegi wspominam lepiej, niż nagrzewanie pod lampą, bo pod tą lampką szło skisnąć z nudów)

  • becia

    A tak już na poważnie. Znam pracę na wsi i przy zwierzakach. To ciężki zapierdziel i nie da się oszczędzać i uważać. Ale jak masz kłopoty z kręgosłupem to długo niestety w zdrowiu się nie pociągnie. Sielska sielanka na łonie natury to mit w rzeczywistości to walka o przetrwanie. Mitenki ma rację. Rehabilitant potrzebny od zaraz. Raz na chwilowe przywołanie kręgów do porządku, dwa może coś mądrze doradzi. Bo uważać się za bardzo nie da na roli. Może jakiś pas usztywniający do tych cięższych robót? Dobry fachowiec na pewno coś doradzi. Mam przynajmniej taką nadzieję. Zdrówka Ci życzę Aniu.

    • kanionek

      Dziękuję, Becia :)
      Myślimy, myślimy nad tym, jak sobie ułatwić życie z tymi balotami i tonami ziarna, a czy wymyślimy, to się zobaczy. Na razie wciąż wolę żyć tak, jak żyję, choćby miotając przekleństwami na prawo i lewo, niż wracać do klatki w bloku i posady przy biurku. Bo teraz to już bym chyba wszystka umarła. Jest ciężko, ale inaczej. Niemniej jednak zdaję sobie sprawę z tego, że nie młodniejemy, a małżonek też nie jest ze stali, a chwilowy ubytek któregokolwiek z nas odbija się na tym drugim zbyt boleśnie.

    • Bo

      Korzonki – męża kiedyś rąbnęły zupełnie bez ostrzeżenia. Poszedł do lekarza! (cud)
      Poszedł na zwolnienie! (cud)
      Zgodził się – po dwóch dniach łykania prochów- na zastrzyki! (SUPERCUD)
      Spał klęcząc przy kanapie, głowa na oparciu(wysoko), biodra, uda i kolana pod kątem prostym.
      W końcu przeszło na tyle, że zaczął wychodzić i zapragnął grzybobrania. Ale schylać się jeszcze nie mógł. Poszliśmy razem. On – zapalony grzybiarz – dostrzeże każdy kapelusik. Ja – ślepa komenda – zobaczę co najwyżej muchomora fi 500.
      Nasze grzybobranie wyglądało tak:
      – Na dwunastej, trzy metry.
      – Mam!
      – Trzydzieści centymetrów dalej.
      Skan terenu w promieniu…
      – Mam.
      – Pomóż mi przejść. Nie depcz! Tam!
      – Ok. Itd, itp.
      Pobiłam wtedy rekord własnoręcznie zebranych grzybów o jakieś milion procent.
      Grzyby też miały”korzonki”, a nawet kapelusze.
      Pozdrawiam Współcierpiącego.

  • hanka

    Kanionku unikaj skrętów tułowiem. Ruchy skrętne są bardzo, bardzo niedobre przy problemach z rwą, kręgozmyku i tych sprawach. Ja aż za dużo wiem o rwie niestety, bo najchętniej to bym nic nie chciała wiedzieć.
    Jak kosisz to wydaje mi się, ze właśnie robisz takie skręty – nogi stoją w miejscu a Ty się przekręcasz za kosą. Z zimnem to niewiele ma wspólnego, krioterapię nawet czasem zalecają przy rwie, ale nie wiem czy przez stopy:-)
    Życzę szybkiego ozdrowienia.

    • kanionek

      Dzięki, Hanka :) Dzisiaj znacząca poprawa, choć jeszcze nie szaleję, bo odpukać w niemalowane biodro, dmuchać na zimne stopy itd.

      Przy odrobinie szczęścia może już nie będę musiała kosić kosą, bo w przyszłym roku koszeniem zajmie się ogromne stado kóz, a na podwórku czereda gęsi i kaczek :) Ale jak nie koszenie, to coś innego mnie wykończy, bo nie ma letko. Powiem Wam coś, co już pewnie mówiłam ze sto razy – ja od dziecka taka do dupy jestem. Ciągle coś. Jakbym ściągała na siebie wszelkie możliwe przypadłości w promieniu kilometra, żeby inni już nie chorowali ;) Jak mnie nic nie boli, to to jest dzień wart zapisania węglem na bielonej wapnem ścianie. Małżonek potwierdzi – w te dni, kilka razy do roku, wprost unoszę się nad ziemią i mam takiego banana na pysku, że małpy z gdańskiego zoo przegryzają kraty i lecą mi go ukraść!
      Dlatego czasem mam ochotę położyć się i nie wstać więcej, ale wiem, że to bluźnierstwo, bo inni mają gorzej, więc tylko od czasu do czasu tak sobie biedolę.

  • dolmik

    Kanionku…. a grzybków maślaczkowych, marynowanych, we w słoiczkach, do opchnięcia, nie masz? Boszszsz…. jak bym zeżarła…..
    Zdrowiej szybciorem :*

    • kanionek

      Dziękuję :)
      W tym roku nie mam – grzyby były tak robaczywe, że po kilku zbiorach uznaliśmy, że szkoda fatygi. Nawet suszonych mam tyle, że do jednego, może dwóch bigosów wystarczy :-/ O, i na słynnym “bagnie”, gdzie zawsze było pełno koźlarzy, choćby nie wiem co, to w tym roku ani pół! Zero. Trzy razy tam zaglądaliśmy, bo nam się w to wierzyć nie chciało. A w ubiegłym roku miałam słoiczków jak pchłów! Nie zmarnowały się, bo ja i moja Mama też uwielbiamy. Może przyszły rok będzie łaskawszy.

      • Tymofiejski

        Jak to NIE MA?!?! Ale ja już w myślach zjadłam pierogi z grzybkami od Kanionka, co to je Mama Tymofiejskiego miała robić. No żal i niedowierzanie.

        • kanionek

          Tymofiejski, ja wiem :( Ja rozumiem :(
          Ja sama w żałobie.
          Ale naprawdę – gdybyśmy już nic innego do roboty nie mieli, to odżałowalibyśmy dziesiątki godzin łażenia, żeby jednego na dwadzieścia znalezionych grzybów nie wyrzucić ze wstrętem, a tak, to rozumiesz – uznaliśmy, że jakoś lepiej spożytkujemy ten czas. Wiem, że zawiodłam Twoje, i nie tylko, nadzieje, i naprawdę jest mi z tego powodu przykro!

  • Lucy on the Sky

    Kanionku drogi, ja w sprawie rwy. Mam. Od wielu lat. Zwyrodnienie i przepuklinę odcinka lędźwiowo-krzyżowego takowoż samo posiadam. Doświadczenie me 16 letnie z rwą pokazuje, że uaktywnia mi się ona najczęściej w dwóch przypadkach. Po ppierwsze stres – jak pracowałam w korpo rwało kilka razy do roku. Po drugie – przedźwiganie się, gdy mi się na moment wydaje, że jestem Panią Przestworzy i wszystko mogę. Wtedy rwa daje mi znać, że otóż nie jestem. Jak stresu mniej i wysiłek fizyczny na miarę moich możliwości, to rwa trwa w uśpieniu. No i tak to. Uściski. PS. Najnowsze badania naukowców z NASA ( ha ha) dowodzą, że lepiej plackiem nie leżeć, tylko delikatną aktywność jednak zachować. PPS. Mi pomaga diclac lub diclofenac. Jeden pies. PMS. Zdrowia kochana!!! 😄

    • kanionek

      Dziękuję, Lucy :)
      “Panią Przestworzy”, ha ha! Jak ja to znam :) Ile to ja mogę zrobić, co – ja nie dam rady?, jeszcze nie całkiem ciemno, zdążę to i tamto, i tak dalej.
      A ten diclofenac to do łykania, czy smarowidło? Niee no, plackiem nie leżę, choć gdyby nie kozy i sery, to pewnie bym się skusiła – mam TONĘ książek, które leżą plackiem i czekają na moje towarzystwo.

      • Lucy on the Sky

        Diclac polecam w .. hm.. czopkach. Omija wtedy żołądek. To lek przeciwzapalny i przeciwbólowy jest. Dla mnie sprawdza się najlepiej, a po tylu latach wypróbowałam już chyba wszystko! Działa szybko i jest skuteczny. Niestety na receptę. Warto mieć w domu zapas na przykrą okoliczność nawrotu tej cholery. 😄 PS. U mnie książki też plackiem.. Mam koło łóżka taką półeczkę wstydu, gdzie mieszkają książki kompulsywnie zakupione, zaczęte i do dziś nie przeczytane do końca. Co oczywiście nie przeszkadza mi kupować kolejnych.. 😄

  • KS

    Witajcie, Kanionku i kochane Kozy Kanionka!
    Wreszcie odsunęłam tę szafę (wypchaną tysiącami komentarzy) i wyłażę zza. Zajęło mi to trzy weekendy, parę wieczorów i kilka godzin na telefonie w komunikacji miejskiej. “Po drodze” widziałam, ile komu zajęło doczytanie do jakiegoś miejsca i nie mogłam wyjść z podziwu, że Wam się to udało dużo szybciej. I wielokrotnie miałam ochotę napisać to co Wy :)) Że chcę być kozą Kanionka. Że podziwiam Kanionka i Małego Żonka! Że trzymam za Was kciuki. I też się zabezpieczam Ctrl+C przed wysłaniem maila czy komentarza. I zdejmuję stanik (i ciasne skarpetki) po powrocie do domu.

    Kanionku, piszesz zachwycająco, wciągająco i uzależniająco. Trafiłam tu od Diabła w buraczkach (a do Niego od Barbarelli), bo zaintrygował mnie Twój język w komentarzu na buraczanym polu. Najpierw pomyślałam: “O kozach? I kapuście? I to jeszcze takie długie posty? Nie ma mowy, nie czytam”. Ale zaczęłam i przepadłam z kretesem.

    Też jestem Kachna (tata i siostra tak do mnie mówią). Też jestem tłumaczką (jak Kanionek) i księgową (jak Mama Kanionka). Po mężu zostały tylko kiepskie wspomnienia cudowne dzieci: syn (25) i córka (24). Jaś i Ania. Zawsze twierdzili, że w bajce jest błąd: nie Jaś i Małgosia, tylko Jaś i Ania :)

    Kanionku, idź koniecznie do dobrego osteopaty/fizjoterapeuty. Na rwie się nie znam, ale z ortopedami i kręgarzami widuję się ostatnio regularnie. Trzy lata temu strzelił mi kręgosłup (kara za lekkie uniesienie się na fotelu i próbę zabicia komara). Przez parę miesięcy bolało, ograniczało ruchy i straszyło, że za którymś razem nie wstanę. Co prawda, nigdy już nie będzie idealnie (zwyrodnienia robią swoje plus półtorej roku walki ze służbą zdrowia o operację uszkodzonego kolana, przez które chodziłam krzywo, tj. źle ustawiałam miednicę i kręgosłup), ale stówa, którą wówczas wydałam na kręgarza, to była najlepsza inwestycja w moim życiu. Wcześniej państwowy ortopeda dał mi tylko gorset i powiedział, że nadaję się do operacji, ale nie dostanę się na nią przez kilka lat. “Chrupnięcia” kręgosłupa przy jego ustawianiu brzmią strasznie, ale ulga jest nieziemska. Nie boli to wcale (powtarzam to, co jakiś czas). Poza tym bardzo żałuję, że nie poszłam do kręgarza wcześniej, bo ból odbija się na całym organizmie – człowiek podświadomie napina różne rzeczy nieprawidłowo. U mnie zaczęły się problemy z trawieniem. Zdążyłam porobić różne badania, dostać do gastrologa, który wypisał mi długą listę leków i kazał zrobić kolonoskopię. Na szczęście poszłam do kręgarza. Tylko na mnie spojrzał i od razu powiedział, że mam problemy z trawieniem. Stwierdził, że zacisnęłam ujście woreczka żółciowego, rozmasował i przeszło jak ręką odjął – bez tej całej chemii do łykania i paskudnych badań. (Za którymś razem rozpoznał też kobiecą infekcję). Stwierdził też, że nienaturalnie unoszę lewę ramię. Nieświadomie robiłam to od podstawówki!, bo wtedy ktoś mi powiedział, że lewe ramię mam niższe, i podświadomie chciałam skompensować. Skoro takie napięcia utrzymują się miesiącami, a nawet latami, to u Ciebie zmiany w napięciach i ustawieniach mięśni i ścięgien, wywołane chodzeniem boso, mogły nastąpić po paru miesiącach, a potem – ucisk i ból.
    Iza ma też rację co do triggera w postaci zimna. Nadejście zimy 5 lat temu u mnie też było takim triggerem. Ale to osobna, niestety niekończąca się historia :( o dentystach i w efekcie ginekologach.
    Niestety do moich trzech dobrych fizjoterapeutów dla Ciebie za daleko, bo ja z W-wy, ale koniecznie poszukaj w swoich okolicach. Wiem, że czasu i kasy brak, bo zwierzątka mają swoje wymagania, ale jak Ci się pogorszy, będzie im jeszcze gorzej.

    PS 1. Dziś kupiłam ser koryciński i śliwki nałęczowskie. Przez Was! A może dzięki Wam? :))
    I widziałam reklamę “internetu kozoodpornego”. Jak nic, Kanionku, Bożena i Irena podpięły się do Twojego niekozoodpornego łącza i dlatego te filmiki nie chcą Ci się wgrywać.

    PS 2. I też się przyłączę do chóru – napisz książkę! A najlepiej parę. Żeby zarobić. Ale wydaje mi się, że to powinna być książka kucharska (przetwory, nalewki, gołąbki a la lasagna itd.) koniecznie ilustrowana Twoimi zdjęciami i uzupełniona anegdotami z Kanionkowego życia. I jeszcze opowieści ze świata zwierząt dla dzieci. Dla maluchów wystarczą scenki tej długości co szpitalny kryminał, więc odpada problem z wymyślaniem fabuły. Takie scenki jak o wzięciu zwierzaków ze schroniska, o narodzinach, o pożegnaniu Wąskiego, o strasznym Jaszczompie i Rudym Ryju (nawet ksywek nie trzeba zmieniać), o śmierci w paszczy wilka, o odwiedzinach myszki i wizycie czapli itd. To mogłaby być wielotomowa seria krótkich przygód. Przydałby się tylko dobry ilustrator, ale wydawnictwa pewnie mają. A co najlepsze większość materiałów na książki kucharskie i dla dzieci już masz na blogu.

    • Iza

      Dobry kręgarz to samo dobro jest, popieram. :) Mój reumatolog jest też kręgarzem, a w dodatku mieszka w PL o 100 metrów ode mnie, więc jakoś dowlekę się zawsze… skarb, nie człowiek. :) Ale i dobry masażysta by się przydał na dokładkę…
      A tak poza tym, to chyba nam się tu niechcący robi zlot zawodowy, hihihi. Czy dobrze naliczyłam 4 sztuki? Albo i 5…

      • kanionek

        Iza – ale że kogo masz na myśli – tłumaczy, czy ludzi rwanych? Zarwanych, narwanych, porwanych, no tych, co ich noga z dupą boli.
        Dobry masażysta, ech… Jakikolwiek masażysta! Pragnę masażu jak marmolada cukru. Jakiegokolwiek. Może być masaż ręki nawet. Lubię to uczucie odprężenia i że ktoś się mną zajmuje, tak samo mam z włosami – można mnie czesać godzinami. A do fryzjera nie mam po co chodzić, zresztą byłam w życiu tylko kilka razy i zawsze wychodziłam dzierżąc oburącz wiadro własnych łez, a resztki godności wlokły się za mną jak wyprute jelita, błagając, żeby je dobić.
        Nie dam sobie nic obciąć, ale masażu z czesaniem całego ciała żądam natychmiast!

        • Iza

          Tłumaczy miałam na myśli, ale Twój stosunek do masażu uwielbiam i podzielam. Zasadniczo. Bo zdarzali mi się masażyści-sadyści, co to mieli wyłącznie kości w dłoniach, jak Stefanek z przedsionka gabinetu do biologii. Ale skutek był doskonały, nie powiem…

    • kanionek

      KS – to ja powiem krótko: witaj w Oborze Kanionka (“nigdy stąd nie wyjedziecie”). Widzę, że jak Was wywołać do tablicy, to grzecznie wychodzicie spod ławki, znaczy zza szafy :)

      Z całego Twojego przemówienia zapamiętałam tylko to o kręgarzu i strzelających kręgach! Mnie zupełnie nie przekonuje, że to nie boli, bo ja się nie tylko bólu boję, ale tego trzaskania właśnie i przede wszystkim. To znaczy – zaraz mam najgorsze przeczucia, że kręgarz okaże się partaczem po dwutygodniowym kursie i jak mi kręgi poprzestawia, to skończę z żebrem w tyłku :-/ Musiałabym znaleźć kogoś, kogo poleci mi setka znajomych, a nie mam setki znajomych (mam Was, ale nie tu, na miejscu), ani nawet pięciu. A trzy osoby to się jednak mogą mylić, prawda?

      Aha, i tak, to fakt, że od chodzenia boso mogło mi się coś poprzestawiać, bo buty wymuszają nienaturalną pozycję ciała, zwłaszcza te na obcasach, nawet niewysokich, a przecież chodziłam w takich długie lata. Brałam to pod uwagę, ale zaciskając kciuki liczyłam bardziej na POZYTYWNE zmiany z tego tytułu. Naiwniaczka :) No ale dobra, może teraz mi się poprzestawia i się przyzwyczai żyć po nowemu. Ten kręgosłup i reszta. Liczyłam też po cichu na to, że kolana przestaną mi trzeszczeć, ale ni huhu, trzeszczą dalej w najlepsze.

      • KS

        Fizjoterapeuci z prawdziwego zdarzenia dzielą się na tych po studiach medycznych i AWF-ie. Jednak same studia nie wystarczą. Najlepiej, żeby mieli jeszcze dodatkowe kursy (osteopatia, kinezjotaping itp.). Trzeba pytać o wykształcenie. O tych po samych kursach trzeba zapomnieć, bo rzeczywiście mogą zrobić krzywdę.
        Fizjoterapeutkę mam po medycynie. Dokładnie wie, co robi, bo musiała zaliczyć egzamin zwany “szpilkami”. Profesor wbija szpilkę w manekin, a student musi powiedzieć, jakie dokładnie mięśnie, ścięgna, narządy, kości i inne tkanki są pod tą szpilką. Z kolei ci po AWF-ie są zwykle lepsi do ćwiczeń. Mam takiego do rehabilitacji kolana. Mój kręgarz też jest po AWF-ie, ale dodatkowo po niemieckiej szkole osteopatii i praktyce w szpitalu klinicznym.
        Cała trójka z polecenia jednej pary zaufanych i połamanych (dosłownie i w przenośni) znajomych.

      • baba aga

        Osteopata tak jak najbardziej, terapia manualna też jest super, ale jak słyszę kręgarz to mam to samo, znam dwie osoby unieruchomione przez kręgarza, teraz po operacji, raz w zyciu ktoś próbował mi nastawić kręgi na siłę, też użyłam siły i zwiałam używając słów uważanych za obraźliwe. Moj syn jest po dwuletniej szkole masażu, gdzie mieli podręczniki takie jak na AM, a dodatkowo po wielu kursach, między innymi terapi manualnej i ja tą terapię polecam bardzo, pomógł mi wiele razy i to bez użycia siły. Kanionku szukaj dobrego masażysty!!!

        • KS

          Do tej pory spotykałam się z określeniem kręgarstwo na tę manualną część osteopatii i w tym znaczeniu użyłam tego słowa. Teraz widzę, że termin kręgarstwo ma też negatywne konotacje, których do tej pory nie znałam. Z Waszych wypowiedzi widzę, że raczej posługujecie się nim w tym negatywnym znaczeniu. Takich niedouczonych, samozwańczych kręgarzy nie polecam.

          • kanionek

            No, a jeszcze na różnych forach można przeczytać, jak to komuś niezwykle pomógł KRĘGLARZ, i że warto iść do KRĘGLARZA nastawić sobie kręgi!
            Do kręglarza to już bym się bała najbardziej – taką kulą w plecy dostać… a nawet kręglem niewesoło.

            Kozy Kochane, ja dzisiaj mówię “pas” (ale nie ten wełniany, bo jeszcze nie mam) – korzystając z rozpogodzenia podgoniliśmy trochę robotę z pastuchem (ja w charakterze przynieś-podaj-krzyworobisz), wieczorem spięłam się ostrogami i odpowiedziałam Wam na prawie wszystkie 30 maili (jeszcze trzy mi zostały), nastawiłam zakwas chlebowy (ale czarno to widzę – rano będzie mu za zimno), a teraz odpływam w snu majaki i niewyraźne odmęty (śniło mi się wczoraj, że ktoś mi pisał, że biegusy nie są odporne na mróz. A KTO JEST, ja się pytam?!).

  • becia

    Kanionek ilustratora to już ma, najlepsiejszego. Diabelsko najlepsiejszego :)

  • becia

    Kanionku, przed Tobą chwilka wolnego czasu przed koceniem. Uwierz w siebie i napisz tych parę opowiadań dla dzieci. O zwierzątkach i dorosłym Kanionku który na skutek niefortunnie wypowedzianego w dzieciństwie życzenia w środku na zawsze został dzieckiem. Tak na próbę. Jak chcesz moje dzieci będę Twoimi pierwszymi recenzentami a one uuu wybredne są bo maaaasę książek pożerają rocznie i jak one powiedzą że dobre to bez kompleksów będziemy puszczać to w świat. Na sianko w kostkach dobre dla kózek i Twojego kręgosłupa na pewno da się zarobić. Moja sąsiadka wydala (SAMA!) ostatnio swoją książkę i nawet na jakiś listach rankingowych się znalazła. W dzisiejszych czasach grunt to marketing internetowy a ten to my już Ci zapewnimy, prawda dziewczyny? Odważ się dziewczyno bo wszystko inne do dorabiania głową już masz, i talent i temat. Może na wyspę w ciepłych krajach nie starczy ale na dojarkę i siano na pewno:) A Irena na pewno chętnie zostanie gwiazdą:) Jak nie wiesz od czego zacząć to napisz historykę o kózce-obżartusce co nie potrafiła powstrzymać apetytu i na śliwkę się nadziała a śliwka była z niespodzianką.

    • kanionek

      Ale przecież ja się wcale nie boję! Ja tylko uważam, że nie umiem. Dla dzieci? Ja nie mam wyczucia w tej materii! Dzieci są – z jednej strony – niby głupiutkie, nie wszystko rozumieją, jeszcze mało wiedzą, ale z tej drugiej strony potrafią być bardzo inteligentne i przenikliwe, i naprawdę wcale nie jest łatwo pisać dla dzieci, żeby je zaciekawić i żeby nie obrazić ich inteligencji. A ja, jak tylko pomyślę o opowiadaniu/bajce dla dzieci, to mi same infantylne teksty do głowy przychodzą. Może dlatego, że sama nie mam dzieci? No ja po prostu nie mam niezbędnego warsztatu!

      A wykoty wykotami, ale zimą też czeka nas sporo pracy (jezumaria, ja jeszcze tarniny nie zebrałam!), bo wszystkie te kreatury, co je Kanionek w ciągu roku nazbierał i naprodukował, trzeba karmić, poić, niektóre kilka razy dziennie, sprzątać u nich i po nich, I WOGLE. O, i na Wasze maile jeszcze od wczoraj nie odpowiedziałam. No ja po prostu nie mam czasu ;-P

      A propos fify Ziokołka, to zapomniałam napisać – zagoiła się pięknie (nie obyło się bez dodatkowych zabiegów pielęgnacyjnych z naszej strony, ale to już pikuś), już praktycznie nie ma śladu, i usteczka Królowej Balu znów symetryczne i symetrycznie wywalają owies z miski na prawo i lewo, BO TAK.

      • Iza

        Co do dzieci – podzielałabym obawy, bo też w życiu bym się nie odważyła. Natomiast nie wiem, czy zauważyłaś, że całkiem nieźle Ci wychodzą teksty dla dorosłych i grono wielbicieli rośnie… :) :) :) Zresztą, czy Ty jesteś strażnikiem nabywców Twoich książek, żeby im mówić, dla kogo mają kupować?!

      • Becia

        Kobieto, strach przed dziećmi jest znacząco przesadzony:):) Dla tych całkiem małych to wystarcza rysunek z podpisem KOZA i MEEE, ale nie o tym myślałam. Dla takich 5-10 latków wystarczy z Twoich wpisów o kozach wyrzucić trochę epitetów nieprzyzwoitych i częściej stawiać kropkę. Popatrz na takiego Shreka, pisząc opowieść dla dzieci normalnym językiem, często dwuznacznym nawet, daje się przyjemność czytania i dzieciom i rodzicom. Teraz dzieci nie znoszą książek pitu, pitu, dobre książki to te pisane językiem jak dla dorosłych i z jajem, coby porechotać było można. A historie o zwierzętach uwielbiają i chłopcy i dziewczynki. A i jeszcze- umiesz, umiesz kobieto, odwagi na pewno znajdzie się na jedno maleńkie opowiadanko, prawda.. (kurczak, gdzie emotikon ze słodkimi oczkami kota w butach)

        • kanionek

          No jak do mnie ta emotka, to chyba jednak BEZ butów? :D
          A poza tym uważam, że rynek książek dla dzieci jest nasycony. Przepełniony. Zawalony wręcz!

      • Gosia

        Zacytuję Klasyka Koziej Obory: Kanionku, nie pitol, uprzejmie proszę. Masz zacięcie literackie, masz niepowtarzalny styl oraz innych zalet tysiące. I to jest Twój najważniejszy warsztat. Dla dzieci pisze się tak samo jak dla dorosłych, czyli trza czytelnika traktować poważnie, choćby pasło się go żartami do wypęku. No i w przypadku dziatwy małoletniej słownictwo ciut prostsze, by do Kopalińskiego nie musiała zaglądać. Chociaż moje małolaty lubiły być prowokowane do zaglądania. Więc rzecz do dyskusji.
        Kanionku, nie bój się! Kanionku, nie mów że nie umiesz, bo umiesz. I nie namawiam Cię do pisania, jeśli tego pisania nie czujesz, chociaż to nieprawda, że nie czujesz, bo czujesz i to bardzo. Ale: Przewodniczko Naszego Stada, poczuj swoją siłę! To by było na teraz tyle słów moich, bo lecę do roboty. ps. A nad stolicą słońce!

        • kanionek

          Nie wmawiajcie garbatemu prostych dzieci, czy jakoś tak. Nie mam zacięcia literackiego; przecież mówiłam już, że zaczęłam bloga, bo mąż mi kazał, a potem jak już miałam pięcioro czytelników, to mi wyrzuty sumienia kazały. Czyli poczucie obowiązku wobec Bogu ducha winnych ludzi, którzy dali się złapać na ten kozi lep, i teraz nie pisać dla Was to tak, jakby narkomanowi odmówić działki, gdy się ma jeszcze trochę towaru skitrane pod podłogą, czy coś.

          A propos słońca, to dziś w okolicy jedenastej wołam małżonka do kuchni, pokazuję palcem przez okno, i mówię: “Ty patrz… CO TO JEST?” A on patrzy i pyta: “Ale gdzie?”. A ja mu na to, że wszędzie! Ten dziwny blask, ta jasność, i te kolory!
          No i jakeśmy się dobrze zastanowili, to sobie przypomnieliśmy, że tak chyba wygląda świat w słońcu, wyszliśmy przed dom, i faktycznie – to słońce było. Przez niespełna godzinę, ale to zawsze coś.

      • becia

        Tarniną się nie stresuj.. po przymrozkach lepsza..

        • kanionek

          No niby tak, ale im dalej w jesień, tym mniej przyjemnie, i stój potem jak ten żuraw i dziergaj te kuleczki w okolicznościach listopadowej wypiździawy. Ciekawe, czy ktoś policzył, ile owoców tarniny wchodzi na kilogram. Mnie się zdaje, że około pierdyliarda.

          • becia

            Bo po przymrozku to się rozkłada folię i napitala drągiem w gałązki coby same owocki spadły, z folii robi się węzełek i dopiero w domu przy piecu przebiera:)

          • kanionek

            Łoo, pani, gdzie ja z folią w te krzaki? W te chaszcze? Musiałabym najpierw sobie pod krzakami wykosić, i teren ciężkim sprzętem wyrównać, bo inaczej ta folia będzie przypominać topografię Karpat, i wszystkie opadłe kulki mie sie rozbiegną po niej w sobie tylko wiadomych kierunkach. Ja tu muszę dziobać jak ptaszek, po jednej kulce, bo jak próbowałam być cwana i zbierać w garść (i jednocześnie rwać kolejne kulki), to mi część kulek z garści wypadała, i to zawsze akurat te największe!

          • ciociasamozło

            A jakby tak rurę plazdikową byś sobie zamontowała wzdłuż ręki? i ona by się kończyła w jakiejś torbie czy koszyczku, żeby kulki prosto z ręki turlały się do torby?
            Mogłoby się sprawdzić jak kulki na wysokości oczu lub wyżej, bo do niższych to grawitacja nie pomoże :(

  • paryja

    Ja to chyba zacznę komentować smsami. Kiedy już net łaskawie pozwala coś wysłać, to wszystko już zostało powiedziane.
    Działanie diclofenacu potwierdzam, on jest w tabletkach albo czopkach (wtedy łaskawszy dla żołądka ). Ja biorę(prosząc wątrobę i żołądek żeby wytrzymały) kiedy kręgosłup już tak daje popalić że “ani wyjść, ani przyjść, ani się położyć “, moja mama brała przy (q)rwie. Mamie pomagało też coś zwiotczającego (nie pamiętam nazwy), bo przy bólu się napinała i bolało ją coraz bardziej i coraz więcej kawałków.

    Ser jest absolutnie przepiękny, kiedyś sobie takiego wyhoduję :) zastanawiam się czy wosk pszczeli by się nadał zamiast tego czerwonego . Tylko gdzie ja go schowam przed Chłopem ?

    • kanionek

      Paryja – wosk pszczeli się nadaje, ale wymaga dużej ostrożności (i tym samym cierpliwości) przy przewracaniu serów, ponieważ jest bardziej kruchy, a każda szczelina na powierzchni woskowej kołderki to drzwi otwarte dla pleśni i niepożądanych drobnoustrojów. Wyczytałam w kilku miejscach, to mogę się mądrzyć, a też myślałam o wosku pszczelim, bo mamy tu wszak Dziadka Mioda z minipasieką, więc materiał byłby pod ręką.

  • Lucy on the Sky

    Hej Paryja! Ja też biorę w czapkach, tablety mnie wykańczały. Może Twoja Mama brała mydocalm? Łączę się w bólu rwącym i też czekam aż ta (q)rwa odpuści… Uściski! 😄

    • Gosia

      Ha! miałam do roboty lecieć, ale ona jeszcze poczeka. Ja w sprawie (q)rwy. Skłonności do niej miewałam od dziesięcioleci albowiem kręgosłup przy pracy fizycznej nadwyrężyłam (dźwiganie skrzynek pełnych jabłek). Pojawiała się ona od czasu do czasu, tablety pomagały i tak żyłyśmy sobie zgodnie do ubiegłej zimy, gdy zakupiłam kozaki. Obcas niewysoki, taki jak zwykle noszę, ale but z lekko podwyższoną podeszwą. Zaprawdę, powiadam Wam, ledwo centymetr i pół! I mój kręgosłup powiedział platformie zdecydowane NIE. Zanim wyczułam przeciwko czemu on tak protestuje, trzy razy w ciągu dwóch miesięcy dopadała mnie (Q)RWA, która lekko odpuszczała dopiero po zastrzykach. Śliczne butki poszły w odstawkę, kręgosłup odpuścił, ja odetchnęłam. Więc może w teorii związku rwy Kanionkowej z przestawieniem się Kanionka na bosochód jest coś na rzeczy.

      • ciociasamozło

        Cholera! drewniaczki! kupiłam se czarne drewniaczki do roboty bo dlaczego nie. No i chyba od początku drewniaczków zaczęło się robić gorzej z plecami. Ale z drugiej strony, jak przez dwa tyg urlopu noga drewniaczka nie widziała to się lepiej nie robiło :(

        Tak se myślę, że jakby Kanionek uprawiał swój bosochód bez innych atrakcji w postaci balotów z sianem i koszenia to by mu się kręgosłup stopniowo przestawił, ale kumulacji nie zdzierżył :(
        W kwestii zimna to bardziej bym obstawiała, że pogorszy sprawę przechłodzenie w okolicy nerwu kulszowego (znaczy latanie w cienkich majtkach) niż stóp.
        Choć teoria Izy z przeładowaniem łącza brzmi ciekawie to chyba nie ma nic wspólnego z mechanizmem rwy.
        Natomiast prawdopodobny wpływ temperatury jest taki: “jestem sobie rozgrzanym od pracy Kanionkiem (mam rozszerzone naczynia krwionośne, zwłaszcza w okolicy pracujących mięśni), zdejmę kurteczkę -> nagły skurcz naczyń w okolicy okołodupnej -> niedokrwienie nerwu?mięśni? -> o (q)rwa!”.
        No to se pomędrkowałam z rana :)
        A na serio to rehabilitant mi mówił, że teraz w fizjoterapii jest raczej tendencja do rozgrzewania niż wychładzania i kazał mi spać z termoforem u boku.
        No więc ten magiczny wełniany pas od czapy chyba nie jest.

        • kanionek

          A niee, no tak to ja nie robię, żeby się najpierw zgrzać jak zgrzewka mineralnej, a potem krotochwilnie rozdziewać, bo to samo zło i już to na sobie przetestowaliśmy (raz małżonek przy przeładunku węgla, a ja przy koszeniu).
          No i właśnie – w dietetyce, w modzie, medycynie i innych działkach, co chwilę nowe trendy. Czytałam też o okładach naprzemiennych – raz zimny, raz gorący. Czyli jak zimny nie pomoże, to może ciepły ;)
          A propos pasa, to nadal mam gdzieś dwa worki kurtek po Baśce i Doktor Ekspert – może zamiast pasa napcham owczego runa w jakiś tunel z materiału (połowa poszewki na kołdrę?) i zrobię sobie taki terapeutyczny obwarzanek? Wełniane koło ratunkowe ;)

      • kanionek

        Gosia – tak, liczyłam się z tym. Może nie z rwą od razu, ale że coś tam mi się poprzestawia i to może być z początku bolesne. Z pozytywnych zmian spodziewałam się poprawy stanu lewej pięty (nie tyle pięty, co przyczepu ścięgna Achillesa – boli z krótkimi przerwami od już nie wiem kiedy) i tego, że mi kolana przestaną trzeszczeć jak stare radio, ale może na to jeszcze za wcześnie? W końcu ledwie parę miesięcy za mną, tego bez butów biegania.

    • kanionek

      A Opokan ktoś testował? W tabletach, nie czapkach, niestety.

      • Iwona

        Nie działa, przynajmniej na mnie. Zastrzyk z diclacu ino, na męża mego też tylko, a jak on dał się kłuć, to znaczy, że bolało. “Pomóż mi wstać, nie, nieee, nie dotykaj mnie, kobieto” itd.

    • nw

      Tez mialam napisac, ze pewnie chodzi o mydocalm – moja Mama brala przy bolach plecow po upadku.

  • KS

    Przeciwzapalnie na kolano brałam Reparil. Dwa lata temu był bez recepty. Zalecił mi go lekarz z SOR-u. Jednak nie lubię faszerowania się chemią, bo nie likwiduje przyczyn. Dzięki Barbarelli zewnętrznie stosuję maść końską, która jest mieszaniną wielu ziół.
    Przerobiłam po kilka rehabilitacji na kolano i na kręgosłup. Te wszystkie lasery, pola magnetyczne, krioterapie, soluksy to pic na wodę fotomontaż. Ewentualnie inne placebo.
    Na mnie działa przede wszystkim gimnastyka (bo gorset trzeba mieć, ale mięśniowy) i masaż. Niestety indywidualne, prywatne, za kasę. Na masaże NFZ-etowskie i ZUS-owskie czeka się ze 2 lata, a ich ćwiczenia to masówka, więc dobrze jest, jeśli przynajmniej nie szkodzą. (Notabene rehabilitację pooperacyjną kolana będę miała już 10 miesięcy po operacji i to na cito). Pomogły też prądy w dwóch przypadkach: na odbudowę zanikających mięśni uda (prywatnie) i na ból pleców. Jednak prądy na plecy brałam w NFZ kilka razy, a pomogły tylko raz, gdy trafiłam na jakiś nowy aparat.
    Skuteczny masaż to niestety nie jest przyjemne głaskanie. W odróżnieniu od nastawiania kręgosłupa dobry masaż niestety boli. On wręcz polega na tym, żeby znaleźć napięte, bolące miejsce i uciskać tak długo, aż puści napięcie i ból. Gdy się miało napięty silny mięsień trzymający pół tyłka, to po masażu czasem zostaje siniak wielkości dłoni, na 3 tygodnie nawet, mimo stosowania maści z arniką. Ale jeśli nóżki nie uniesiesz ani o milimetr, bo boli tak, że najpierw widzisz ciemność, a potem gwiazdy, to się grzecznie kładziesz na stół fizjoterapeuty i cierpisz w milczeniu przez godzinę, a potem wstajesz jak nowa. Niestety “jak nowa” tylko na jakiś czas, bo w środku jednak przez lata się pościerało się co nie powinno albo wyhodowało jakieś osteofity czy inne pęknięcia. Z plastrami do kinezjotapingu pomaga na trochę dłuższy czas i pomaga przywrócić prawidłowe napięcie mięśni. Takie plastry przez pewien czas zastępowały mi urwane więzadło.

    Kolega opowiadał córce w wieku przedszkolnym “bajki” m.in. o pająkach i łódzkim pogotowiu. Uwielbiała jego opowieści. Wyrobił u niej poczucie humoru i ironii. Gdy ugryzł ją kleszcz, dali mu na imię Stefan. (Ale wyrwali Stefka i skonsultowali się z lekarzem i farmaceutą). Jej koleżanki mdlały z wrażenia, gdy słyszały niektóre ich teksty. Potem już razem je podpuszczali i wkręcali.

    • kanionek

      “Te wszystkie lasery, pola magnetyczne, krioterapie, soluksy to pic na wodę fotomontaż. Ewentualnie inne placebo.” – zgadzam się. Miałam wszystkie z wymienionych zabiegów w wielu seriach i to jest lipa, o jakiej nie śniło się nawet Kochanowskiemu. Większość sanatorian też to potwierdzi.
      Gorset mięśniowy chciałabym mieć, ale wymiękam przy ćwiczeniach. Nie ze zmęczenia czy bólu, tylko z nudów! No po prostu nie mogę się zmusić nawet na te 30 minut dziennie, bo jak czasem spróbuję, to mi się wydaje, że zanim skończę to Ziemia zdąży przerobić kolejny, pełen cykl ewolucji, i za oknem zamiast kaczek i kurczaków będę miała pterodaktyle. Muzyka nie pomaga, bo wtedy źle mi się liczy powtórzenia, albo gubię rytm. Aha, i jeszcze coś – zawsze mam pietra, że robię coś źle i wyrządzam sobie większą krzywdę, niż gdybym nic nie robiła. Bo jestem krzywa i niesymetryczna (nie żeby od urodzenia, ale wady postawy chętnie rozwijają się przy biurku), zawsze coś bezwiednie przykurczam itd. Jestem jak małpa – bez trenera i jego czujnego oka (tudzież bata) po prostu nic ze mnie nie będzie.

  • KS

    Skoro się zrobił zlot tłumaczek i redaktorek i wszystkie mówią Ci, że umiesz pisać – a jednak ze słowem pisanym mają w życiu trochę do czynienia – to nie pozostaje Ci innego, jak przyjąć to do wiadomości i pogodzić się z tym faktem.
    Rety, jak ja bym chciała umieć tak operować słowem jak Ty. Brak mi jednak takiej finezji i polotu. Zawsze czułam, że zabrakło tej “iskry bożej” i jestem tylko solidnym rzemieślnikiem. Why? Przecież gdy rozdawali talenty i inne zalety, to nie stałam w kolejce ani po urodę, ani po rozum (bo, kurczę blade, też nie dostałam)! No nic, może na starość objawi się jeszcze jakiś talent do zrzędzenia albo cuś.

  • Becia

    uhy wszyscy zazdrościmy Kanionkowi finezji pisania! No bo czemu ja nie potrafię napisać kilometrowego zdania na pół ekranu by one sens miało i nikt po drodze się nie pogubił skoro Łona potrafiiii ! hlip hlip

    • kanionek

      A skąd wiesz, że nie potrafisz?
      A kojarzycie te przypadki, gdy ktoś po wypadku samochodowym nagle zaczyna pięknie malować, a najlepiej stopami? Ja mam taką teorię, że wszyscy wszystko potrafimy, tylko czasem trzeba się mocno walnąć w łeb :)

  • agiag

    Porady od ortopedy, który się zarzeka, ze nie widząc pacjenta, radzić nie może i tylko teoretyzuje tak ogólnie:
    1. Rtg koniecznie
    2. Dobry fizjoterapeuta, który zaleci tez ćwiczenia do wykonywania w domu, terapia manualna przez niego wykonywana, masaże – jak najbardziej (kręgarzy unikać, chyba że takowy fizjoterapeutą z wykształcenia jest, w innych przypadkach to duże ryzyko, bo w Polsce kręgarzem można zostać nawet po tych wspominanych dwutygodniowych kursach)
    3. Leki p/bólowe najlepsze w zastrzyku, doustnie podawane niesteroidowe leki przeciwzapalne (np diclofenac) niestety szkodzą na przewód pokarmowy; mydocalm jest lekiem z zupełnie innej grupy – zmniejsza napięcie mięśni i wpływa raczej na bóle mięśniowe. Maści o działaniu rozgrzewającym i przeciwbólowym można zastosować: jak się napięcie mięśni zmniejszy, to i ból trochę zelżeje, bo ból sprawia, że mięśnie się napinają, a jak się napinają to ból rośnie i tak w kółko. Opaska rozgrzewająca i choć trochę stabilizująca kregosłup jak najbardziej może być, ale postawmy sprawę jasno – na zasadzie dodatku, bo cudu – zwłaszcza przy takim trybie życia – nie będzie. Natomiast można go oczekiwać po realizacji punktu 2. – tylko jak najszybciej.
    4. Jeśli chodzenie boso nie wywołuje ogólnego poczucia przemarznięcia, można sobie chodzić boso.
    5. Tak, chodzenie boso zmienia warunki anatomiczne, ale raczej nie w taki sposób by do rwy doprowadzić, a nawet jeśli, to w dalszej perspektywie będzie lepiej, bo chodząc boso mamy bardziej prawidłową postawę ciała (tu angiolodzy zaprotestują, że jednak lepszy jest niewielki (taki do max 4 cm) obcas, ale to się wywiąże dyskusja akademicka; generalnie – boso jest ok)
    Wspomniałabym jeszcze o konsultacji ortopedycznej, ale rozumiem, że z takową może nie być łatwo.

    A co do pisania – i dla dorosłych, i dla dzieci, i dla młodzieży, pisz Kanionku, albowiem talent w tej dziedzinie posiadasz. I tezę ową wielokrotnie eksperymentalnie potwierdziłam, albowiem fragmenty Twojego bloga dzieciakom w różnym wieku podczytuję i zawsze zostają one przychylnie przyjęte.

    P.S. Nikoś w ramach pozdrowień szturcha delikatnie pyskiem i cieszy się, że czasem myślicie o przygarnięciu konika…

    • kanionek

      Dziękuję, Agiag!
      O tym niewielkim obcasie też gdzieś już czytałam i się zastanawiam, skąd się wzięła taka teoria. Bo to trochę tak, jakby naukowcy stwierdzili, że rodzimy się wadliwi i akurat obcas jest tym, co nam pomoże. A mnie się zdaje, że gdyby był potrzebny do chodzenia, to rodzilibyśmy się z wyższą piętą. Czytałam też opinie przeciwne – że właśnie przez obcas, nawet niewielki (w sumie prawie każdy but ma jakiś obcas, czyli pięta jest w nim usadowiona wyżej, niż reszta stopy), ścięgno Achillesa ulega chronicznemu przykurczowi (skraca się), i potem jak się człowiek przerzuci na chodzenie boso, czy jakies całkiem płaskie buty, typu balerinki, to dochodzi do problemów – ból, naderwanie ścięgna, i inne takie.

      Że czasem myślimy o przygarnięciu konika? Ucałuj Nikosia i powiedz mu, że już tak się zrośliśmy z tą myślą, że wręcz tęsknimy do konika. Niejaki Koninek obejrzał chyba wszystkie filmy na youtube z konikiem w roli głównej, a gdy pani z pobliskiej stadniny powiedziała, że konik to taki kuc, to Koninek już chciał jej w łeb dawać, ale w porę sobie przypomniał, że przecież po pierwsze – nawet nie ma konika, w którego osobistej obronie mógłby stawać, a po drugie – pani jest tak poza tym bardzo miłą osobą, i najbliższą geograficznie instruktorką jazdy konnej, więc wyszłoby mało taktycznie ;)

      • kanionek

        O, nie nadążam za Wami :D

        • becia

          OOOO ja tak mam Kanionku. W efekcie wieloletniego latania na szpilkach nie mogę prowadzić samochodu w płaskim obuwiu. Tak mnie piszczel nap… że nie mogę, bo ryczę i noga po chwili w ogóle siły nie ma.. I weź to wytłumacz drogówce :(

  • hanka

    A ja jestem przeciwnego zdania niż Agaig, tzn. że jak samo przechodzi to lepiej nie ruszać (w sensie rehabilitacja i inni tam różni fizjo i masażyści). Tylko nauczyć się co wolno a co nie, taka ergonomia pracy. Jak wstawać, jak podnosić, jak wysiadać z samochodu i czego unikać. Bo z rehabilitacją to różnie bywa. Masaże przy rwie też nie są wskazane. I to co napisałam wynika z własnego doświadczenia i kilku znanych mi osób, którym rehabilitacja znacznie pomogła…w znalezieniu się pod nożem neurochirurga.

    • agiag

      Hanka, ja nigdzie nie napisałam, żeby nie ruszać. Toż diagnosytykę i rehabilitację poleciłam (z naciskiem na unikanie specjalistów po kursach korespondencyjnych). Napisałam jedynie, że zdaniem ortopedy chodzenie boso nie szkodzi i że z anatomicznego punktu widzenia chodzenie boso może korzystnie na stosunki anatomiczne wpłynąć.

      • agiag

        Chyba, że miałaś na myśli, żeby nie ruszać. No to właśnie – nie. Przy nawracającej rwie kulszowej, sensowny rehabilitant jest bardzo ważny. Sensowny, to i taki, który o profilaktyce powie (takiej realnej, którą w praktyce jest szansa zastosować). Ale zanim rehabilitacja to diagnostyka. Bez diagnostyki sensowny rehabilitant nie zabierze się do rehabilitacji. Bo – przy całym szacunku do porad wszelakich – schorzenia te same u różnych osób przebiegają różnie i jak się nie zbada pacjenta to mu można zaszkodzić zalecając metody, które pomogły nam lub naszej kuzynce.

  • kanionek

    O, a jeśli chcecie spróbować, to tu jest taki facet, co pokazuje ćwiczenia na rwę:
    http://www.do-it-yourself-joint-pain-relief.com/sciatica-pain-relief.html

    To znaczy na jego stronie można znaleźć ćwiczenia na WSZYSTKO (oprócz ćwiczeń na bycie ładnym, mądrym i bogatym), ja tę stronę mam otwartą w przeglądarce OD LUTEGO, i od lutego właśnie się zabieram za te jego cudowne ćwiczenia. Zaletą jego tutorialu jest to, że prócz opisów ćwiczeń (pisze też o przyczynach bólu) są filmy, dla takich idiotów jak ja, co to po samym opisie założyliby sobie nogę na głowę i próbowali robić pompki.

    Okej, więc sama jeszcze nie próbowałam, ale facet jest (o ile dobrze pamiętam, bo rozumiecie, OD LUTEGO mam otwartą zakładkę) fizjoterapeutą, narobił się przy tej stronie internetowej i filmach jak koń w kopalni, a wszystko jest za darmo, więc chyba mu na nas naprawdę zależy. A znalazłam go szukając przyczyn bólu w lewej pięcie. Od razu mówię, że rozciąganie ścięgna Achillesa zrobiłam od tamtej pory AŻ DWA RAZY – na podjeździe do dojalnicy, bo tam jest dobry kąt, podczas gdy Bożena kończyła wymiatać owies z miski.

    • KS

      Ćwiczenia z video 1 są dobre, ale jeśli robi się je prawidłowo, bo obciążają kolana. Wiem z doświadczenia. Pierwsze ćwiczenie facet wykonuje nieprawidłowo: źle trzyma ręce (łapie za niewłaściwą nogę, a w formie zaawansowanej tego ćwiczenia łokieć powinien jeszcze odpychać kolano nogi odwiedzionej w bok) i błędnie pisze, żeby robić je pod różnymi kątami (ustawienie biodra, kolana i stopy jest ważne i ściśle określone, bo inaczej można sobie załatwić kolana). Na portalach jogowych lepiej to opisują, np. “Protecting the knee in reverse pigeon pose” na http://www.dailybandha.com/2013/12/healing-with-yoga-piriformis-syndrome.html
      Piłeczki z kolejnych wideo zastępują ucisk masażysty/fizjoterapeuty, który znajduje spięty bolący mięsień i uciska. Samemu (własną ręką) nie da się takiego ucisku osiągnąć. Można spróbować, jak do fizjoterapeuty daleko, ale ostrożnie, z wyczuciem. Jeśli trafi się we właściwe miejsce, to fajnie. A jak nie?

      • Gosia

        Ha! Byłam sobie przypomniała. Dawno, dawno temu, pan doktor specjalista powiedział mi, że przy skłonnościach do rwy dobrze jest zawieszać się na drążku. Pozycja wygląda tak – uchwyć się rączkami za drążek, ciałko nadobne zwieś ku ziemi uginając nożyny w kolankach tak, aby stopki – bose czy też obute – leciuchno oparte o podłoże były. Można w takim zwisie skręty kolankami porobić, ale nie jest to konieczne. Pomagało. A Kanionek podciągnął się na drążku. I może to jest przyczyna Kanionkowej rwy. I jeszcze ten efektowny siad na ziemi… Nie wiem, nie znam się, jeno myśli mi takie po głowie chodzą. I niech Kanionek napisze, jak się Kanionek czuje, uprasza się o to uprzejmie.

        • kanionek

          “I ty, Brutusie…?”
          Z drążkiem to było tak: roku ubiegłego, też w okolicach piździernika, chodził Kanionek za małżonkiem i jęczał, że chce drążek, BO WŁAŚNIE PRZECZYTAŁ, że zwisanie na drążku ma pomagać na plecy, tak ogólnie. No, że jakieś tam mięśnie to wzmacnia, zwłaszcza te, co w kupie trzymają ludzkie rusztowanie. Chodził i jęczał, bo sam nie wpadł na pomysł z belkami stropowymi, a poza tym jakoś lepiej sobie wyobrażał ten drążek w CIEPŁYM pomieszczeniu, a nie w takiej lodówie, jaka wtedy panowała w warsztacie (teraz jest tam zimniej, niż na zewnątrz). Małżonek strącał z siebie Kanionka jak upierdliwą muchę, bo – powiedział – nie wiadomo, czy futryna to utrzyma, a poza tym czy on może choć trochę odpocząć od wiertarki? No i drążek nie powstał, aż do piździernika roku naszpańskiego 2016. I co się okazało – mało, że Kanionek podciągnąć się umi tylko pół razu, to jeszcze – o zgrozo niechwalebna – wisieć też mu za ciężko! CZY WY WIECIE, że człowiek wiszący jest tak z pięć razy cięższy od stojącego?! No ja nie wiedziałam, bo gdybym wiedziała, to prędzej bym sobie ten drążek w oko wraziła, niż prosiła o jego zainstalowanie.
          Ja mogę wisieć na drążku, proszę bardzo, ale POD WODĄ. Pod wodą będę tylko dwa razy cięższa, niż na powietrzu ;) A małżonek też w końcu przeczytał o tym wiszeniu, i jak się powiesił przedwczoraj, to do dzisiaj nie może rąk w geście rozpaczy rozkładać, bo go triceps i przywodziciele bolą :D

          A tak, bardzo dziękuję, zdecydowanie jest ze mną lepiej – chodzę, nawet wodę już noszę i inne pierdoły niezbędne zwierzętom do życia, acz muszę uważać, żeby zanadto nogą nie wywijać, bo wtedy jeszcze rwa mówi: “wrrrr!”. Ale prosto do przodu, bez zbędnych uników, zwodów i tym podobnych atrakcji, to spoko. Wczoraj nawet za pomagiera przy pastuchu dorabiałam. Dzisiaj, niestety, znów pogoda pod mokrym psem i przerwa w robotach instalacyjnych.
          A na tym drążku to ja nie mówię, że nie powiszę. Będę przełamywać swoje słabości, no chyba, że mi barki wysiądą, bo są trochę zwapniałe, zwłaszcza lewy, który nie ma pełnego zakresu ruchu. Mówisz, że stopy powinny dotykać podłoża? Może w ten sposób dam radę :)

          • Gosia

            Kontakt stopy-podłoże wymagany! Dasz radę!! Kanionek nie da rady?!!!
            Wirus wykrzyknikowy się szerzy, szczerzy i kąsa.

          • kanionek

            No i znowu dzisiaj nie powisiałam!
            Bladym świtem mieliśmy tu coś w rodzaju burzy z gradobiciem (cudownie), ale dzień okazał się słoneczny, i choć wiało niemiłosiernie, poszliśmy nadrabiać zaległości z pastuchem. Małżonek kopie dołki, potem Pusia w nie wpada (znaczy się: kontroluje), potem małżonek osadza słupki, zasypuje cienkimi warstwami ziemi, z których każdą zagęszcza przy pomocy tłuczka (czyli innego słupka), a Koninek lata z plastikowymi słupkami, rozciąga sznurki, w które wpada Pusia, a potem wzdłuż sznurka Kanionek wbija plastikowe słupki, co cztery długie kroki każdy. I rozplątuje splątane na wietrze sznurki. I stoi przy małżonku, gdy ten – kopiąc dołek – natrafia łopatą na coś metalowego na głębokości 45 cm, bo jak wybuchać, to razem. Trochę też kosiłam to, co było koszone na wariata, byle się przebić przez chaszcze (jeżyny! Mnóstwo jeżyn. I innych dziadów), ale po pół godzinie lewy półdupek powiedział: “a kuku, to ja, rwa, JESZCZE NIE ZDECHŁAM CAŁKIEM”, więc dałam sobie spokój z koszeniem i wyrywałam niedobitki ręcznie (pierwszy raz w życiu przyszło mi pielić w lesie!), a gdy już oboje byliśmy skutecznie przewiani na wszystkie strony, a gile zwisały nam do pasa, to zeszliśmy do bazy na krupnik (ugotowałam, bo Baba Aga mi kazała), a później to już standardowo – siana zadać, wody nanieść, zboża rzucić, pieski nakarmić. A małżonek do pieca. No i jeszcze przed zmierzchem zdążyłam trochę gnoju zdrapać motyką z betonowej opaski obory, i ze trzy taczki widłami przerzucić, i wtedy sobie przypomniałam, że przecież moja dupa, więc lepiej nie szaleć, zresztą już praktycznie ciemno było. I już mi się całkiem wisieć odechciało.

            A tak od zimnej czapki dodam, że MÓJ ZAKWAS ŻYJE! Znaczy nie o mięśnie chodzi, ani rwę, tylko o zakwas chlebowy. Rzecz podobno prosta, ale ja mam z nim trochę zachodu, bo wystarczająco ciepło mamy w domu tylko przez jakieś 8-10 godzin (to znaczy w domu to nawet nie, bo on lubi średnio 26 stopni mieć; mówię o okresie, gdy kaloryfery grzeją i mogę słoik postawić na parapecie), a przez pozostałe dwie trzecie doby muszę go trzymać w naprędce skleconym z byle czego “inkubatorze”. No ale zaczął żyć wczoraj i jak na razie świetnie mu idzie :)

          • nw

            I dalej na bosaka?

          • kanionek

            W domu, w mieście i samochodzie tak, ale do robót przy pastuchu nie (osty i BHP), no i do gnoju też nie, bo jednak obawa przed tężcem wiecznie żywa – gdybym rozcięła skórę na jakimś pocebulackim śmieciu (niedawno wyszła z ziemi cała flaszka po jakiejś perfumie) i umoczyła w tym bagnie, jakie się wskutek ciągłych opadów deszczu utworzyło na kurzym wybiegu i za koziarnią, to znów, rozumiesz, szał dezynfekowania i oglądania ran co 15 minut, czy aby nie zamknął im się dostęp tlenu ;)

          • paryja

            Zakwas trudno zamordować :) na początku owszem, jest nieco delikatny , ale kiedy się rozhula to ho ho, wylezie ze słoika a nawet drzwi od szafki sobie otworzy i wyjdzie pozwiedzać całą kuchnię, bardzo ciekawskie zwierzę , zupełnie jak koza :)
            Po przepisy idź do “Moich wypieków ” http://www.mojewypieki.com/kategoria/pieczywo/chleby-na-zakwasie,
            na początek polecam “tatterowiec”, w miarę szybki, bez roboty, zagniatania, wyrastania w koszyczkach i pyszny :)
            Teraz go piekę, kiedy naprodukuję setki ton zakwasu (bo nakarmiłam a nie miałam czasu upiec i drugiego dnia tak samo a trzeciego znów nakarmiłam i zapomniałam upiec ;) ) ale kiedyś piekłam go przez rok w kółko, dopóki nam się nie znudził.

            Miłego chlebkowania :)

          • kanionek

            O, dzięki, Paryja :)
            Spróbuję też tego niemieckiego żytnio-pszennego, bo mam akurat właśnie mąkę żytnią, kupioną “pod małżonka” (on woli żytnie, ja pszenne), tyle że bez anyżów i kminów i innych egzotyków, bo nie mam.
            A Twój zakwas w jakiej żyje temperaturze? I czy ona jest stała? Bo mój jak dzisiaj rano zmarzł do 19,8 stopni, to oklapł i pokazał mi figę z makiem. Dokarmiłam i dogrzałam, zobaczymy co z tego wyniknie. Czytałam, że niepotrzebny zakwas można “uśpić” w lodówce, ale raz na tydzień trzeba wyjąć na 12 godzin, dogrzać, dokarmić, a gdy odżyje, to znów do lodówki, i tak można długo. I jeszcze wyczytałam, że niektóre zakwasy przekazywane z pokolenia na pokolenie mają nawet 100 lat! No szacun dla tych ludzi. I tylko mnie zastanawia, skoro zrobienie zakwasu od zera jest takie proste, po co to przekazywanie przez wiek cały, no ale może są zakwasy lepsze i gorsze, i jak się ma taki turbowystrzałowy, to warto mu przedłużać życie.
            Aha, i ostatnie pytanie: pieczesz w piekarniku, czy masz piec chlebowy/kuchnię na drewno z “duchówką”, czy jeszcze coś innego, bo może pisałaś, ale nie pamiętam.

          • paryja

            Nie wiem gdzie mnie wrzuci z odpowiedzią.
            Zakwas w lodówce wytrzymuje około dwóch-trzech tygodni. Im starszy zakwas tym mocniejszy i stabilniejszy.
            Zakwasowi temperatura bardzo nie przeszkadza, jeśli chłodno to będzie wolniej pracował i tyle, jeśli za ciepło to szybciej działa i jeśli zapomnisz dokarmić na czas to zapleśnieje (kiedy pracuje wytwarza sobie ochronną chmurkę z dwutlenku węgla która nie dopuszcza innych form życia ) Twój mógł klapnąć bo zeżarł już to co mu dałaś i opadł pod własnym ciężarem.
            Co jakiś czas warto zakwas “odmłodzić” czyli wykorzystać wszystek(np. na żurek) i nakarmić brudny słoik :) Nie odmładzany(i trzymany w “zacieple”) zakwas robi bardzo kwaśne chleby a nie wszyscy lubią.
            Piekę w piekarniku bo duchówka (czy to to samo co bratrura?) w moim piecu nie działa, a chlebowy strasznie drewnożerny jest .

          • paryja

            Powymądrzałam się, a na pytanie nie odpowiedziałam.
            mój zakwas mieszka w górnej szafce kuchennej i ma tam czasami 28 stopni a czasami czternaście, wstawiony do lodówki dalej próbuje wyleźć ze słoika, zwykle chleby mi rosną w lodówce(przed południem karmię zakwas, po południu zagniatam ciasto i co tam mu jeszcze trzeba, na noc do lodówki i na śniadanko piekę pyszny gorący chrupiący chlebuś) więc jak widać zakwas ma w poważaniu co o nim mówią w internecie.
            Kanionku nie samym chlebem człowiek żyje ;) bułeczki domowe też są pyszne.

          • kanionek

            Czekaj, zara, niech ja najpierw cokolwiek jadalnego z pieczywa upiekę, to wtedy się będziemy nad rozwojem zastanawiać :) Bułeczki, rogale, precle, chałki i inne androny ;)
            Małżonek lubi chleb żytni, jak już wspominałam, ja raczej pszenny lub pszenno-żytni, chętnie z dodatkami (słonecznik, śliwka, inne czary), ale jaki byśmy lubili to nieważne, bo w ogóle ciężko kupić chleb jadalny. “Razowe” są farbowane i lekkie jak gąbka, pszenne smakują jak worek foliowy, i za każdym razem jest polowanie na chleb, albo ponura zgoda na jakieś paskudztwo. Niby pieczony w domu wychodzi drożej, ale tak się zastanawiam – kilogram mąki żytniej kosztował mnie 3 zł i spodziewam się z niego otrzymać minimum kilogram chleba, a małżonek płaci 3 zł albo więcej za bochenek ważący od 500 do 600 gramów. No fakt, że jeszcze pieczenie, i tu mam zagwozdkę – jak wyliczyć, ile gazu z butli pożera jedna sesja piekarnicza. Ale jak butla za 42 zł wystarcza nam na 2,5 miesiąca, to chyba nie będę jednak do tego chleba dokładać, co najwyżej wyjdzie na to samo. No chyba, że czegoś nie wiem/gdzieś mam błąd w obliczeniach.

            No dobra, wróćmy do głodujących zakwasów. Robię go wg procedury: raz na dobę trzy łyżki mąki i cztery łyżki wody (wody ilość jest ruchoma, byle do konsystencji kwaśnej śmietany). Może to za mało? Dzisiaj nakarmię go dwa razy, niech stracę. Byle nie zrobił się jak Gamoń, który nic nie robi i wygląda już jak Cartman z South Park, więc jego, dokładnie przeciwnie do zakwasu, karmię co drugi dzień.

          • RozWieLidka

            Hej Kanionku, miło słyszeć, że jednak skusiłaś się na własny chlebek. 😊
            Ja zakwas trzymam w lodówce, a i tak rośnie tam bez oglądania się na temperaturę, aczkolwiek nieco wolniej. W domu też nie mam jakichś nadzwyczajnych temperatur, dlatego podczas odbudowy ilości zakwasu po zużyciu do pieczenia trzymam go na lodówce, nad tymi rażkami z tyłu, zaklinowany o ścianę. Bo one, te rażki, w lodówce chłodzą, a na zewnątrz grzeją :)
            Z kg mąki wyjdzie Ci więcej jak kg chleba. Mój przepis na trzy blaszki keksówki ( dwie szt. długości 39 cm i jedna szt. 29 cm) wygląda tak: 1,25 mąki pszennej razowej, albo 750 ; 1,25 mąki żytniej razowej albo 750; ok 2,30l wody , 1,5 łyżki soli, siemię lniane, słonecznik-po filiżance. Zakwasu 3/4, słoika 0,9l. Mierdam to wszystko, ino tyle, żeby równo mokre było i wyrzucam na blachy. Blachy warto posmarować oliwą przed wyłożeniem papierem do pieczenia – nie rdzewieją.
            A potem to już se wyrasta, latem na górnych szfkach, zimą w nagrzanym na 50 stC piekarniku.
            Cała robota trwa około 30min. A najbardziej upierdliwe jest mycie gara po cieście, ale to już moje subiektywne odczucie. ;)
            Aaaa jeszcze tylko dodam, że zakwas mam żytni, trzyletni.
            Powodzenia

          • paryja

            Rozejrzyj się za młynem w okolicy .
            Za kilogram razowej w młynie płacę 2 zł
            za mąki jasne 1,5 a za chlebową pszenną chyba 1,2.
            I ta mąka jest zupełnie inna niż ta ze sklepu.

          • RozWieLidka

            Zapomniałam dodać, że te trzy blachy to jednorazowy wsad do piekarnika. 1 godz. 200stC ☺

  • Monika

    Rany Józek, ale fajowa karuzela.
    Kanionku, Pani od biegusów przestrzegała przed wypuszczaniem ich na mróz. Są to stworzonka pyskate lecz delikatne. U mnie mrozu nie ma, ale u Ciebie – wszystko możliwe. Buziaki dla całej schorowanej Koziarni i wszystkich Doktorów Obory.
    Gdy rano wstajesz i nic Cię nie boli, to znaczy… cholera… nie żyjesz. Logiczne – im bardziej boli, tym bardziej żyjesz – ta dam! :)))

  • Lucy on the Sky

    Z cyklu: Cytat dnia: “Dodaj element baśniowy swojemu przeziębieniu. Przed kichnięciem weź trochę brokatu do ust.” Dobrego dnia i zdrowia wszystkim zakichanym! :-)

  • nw

    A tak wracajac do tematu nowej ustawy dotyczacej lowiectwa:
    http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114883,20901121,rowerzysta-nbsp-z-rana-glowy-lezal-przy-drodze-okazalo-sie.html#BoxNewsImg

    Kanionku, Wy pomyslcie o jakims schronie dla siebie i zwierzyny (zarcik taki, niesmieszny).

  • Becia

    Kanionku stary zakwas to wielki skarb!. Ja jak zaczynałam piec chleby dla moich alergików to dostałam od słynnej Mirabelki z forum cincina jej kilkunastoletni już zakwas. Nigdy mnie nie zawiódł, mimo iż piekarz ze mnie był marny. Wraz z wiekiem zakwasu rośnie jego różnorodność biologiczna i zwiększa się odporność na niekorzystne wpływy “złych drobnoustrojów”. No i jest stabilniejszy pod względem wymagań środowiskowych- górę w nim biorą te organizmy które są dostosowane do Twoich warunków domowych. Był nie do wykończenia:):) Zdarzało mi się go zapomnieć w lodówce na 2 tygodnie a on zuch już po 2 dokarmieniach pracował jak szalony. Fakt że jak wyjęłam go z lodówki to byłam przerażona bo śmierdział jak rozpuszczalnik. Ale jak to dziewczyny z cincina mówiły- póki nie śmierdzi tak że nigdy więcej w życiu nie chciałabyś go wąchać albo nie porósł futrem to jest ok:) Teraz już nie piekę chleba na co dzień ale zakwas ususzyłam i budzę go raz lub 2 razy w roku gdy chcę udowodnić niedowiarkom, że potrafię piec chleb albo chcę sprawić przyjemność Teściowi. Jak pytam go co chce pod choinkę to odpowiada że domowy chleb i soloną słoninę. Żeby poczuć się dzieckiem:) Czy ja już mówiłam, że uwielbiam mojego Teścia?

  • Becia

    Rozwielitka, gar po cieście jest bee. Ja przerzuciłam się na plastikową miskę, brudną nie myję tylko zostawiam do wyschnięcia i wykruszam:) Dopiero później idzie pod kran.:)
    Paryja, ja też nie kupowałam mąki w sklepie tylko 10kg wory z Młyna w Reszlu. Żytnią 720 kilkanaście lat temu tylko tak mogłam kupić bo w sklepach w moim grajdołku pojawiała się tylko przed Wielkanocą jako mąka żurkowa.

    • RozWieLidka

      Ooo prawda, mąka młynowa to zupełnie inna mąka niż sklepowa. Raz mnie taki zaszczyt kopnął i miałam z nią przyjemność. Miodzio 😊

      • paryja

        Kiedyś mi się zalęgły (nie, nie kąkole ;) ) mole spożywcze, miałam je prawie we wszystkich otwartych produktach z wyjątkiem dwóch opakowań mąki ze sklepu. Jeśli robale tego nie ją, to ja też nie będę ;)

  • nw

    1-2-3, proba mikrofonu…

  • nw

    A jednak dziala. Czyli to nie wieczna zmarzlina, tylko jesienny spleen.

  • RozWieLidka

    Halo? Wywiało wszystkie kozy ?

  • becia

    Wyczekujemy przykucnięte za krzaczkiem… jak Kanionek się nie odzywa to coś się rodzi.. pomysł, zwierzak abo następny wpis ;) Więc przeżuwając sianko cicho wyczekujemy..

    • kanionek

      Nie, Kozy Kochane, nic się nie rodzi, prócz frustry i wkurwu. Dzisiaj był jeden z tych dni, gdy wszystko idzie źle, nie w czas i pod wiatr (a dosłownie to pod wiatr z deszczem i gradem). Właśnie skończyłam pracę na dziś, dosłownie 10 minut temu, małżonek powlókł się jeszcze dosypać do pieca, i zaraz odpływamy. Jutro nie zapowiada się dużo lepiej, a w piątek lub sobotę jadę do Mamy, więc przez kilka dni faktycznie może tu hulać tylko wiatr, no chyba, że Wy się postaracie i gdy wrócę, to rekord 666 komentarzy zostanie pobity, ale wątpię – pogoda taka, że pobić to najlepiej sąsiada, i jeszcze kopnąć mu w drzwi ;)
      Ale jakby co, to ja jestem z Wami duchem i tradycyjnie mam wyrzuty sumienia, za nieodpowiadanie na maile też. Się to wszystko nadrobi, gdy ucichną wichry wojny z przeciwnościami losu i pogodą. A tymczasem buziaczki od kulawej kaczki (tym razem nie chodzi o mnie – jedna z biegusek coś sobie zrobiła z prawą płetwą, więc jest w Różowym Sanatorium) :-*

      • zeroerhaplus

        666 liczbą faktycznie wielce sympatyczną jest, ale…
        Pospolite ruszenie w listopadzie? Cienko to widzę. Połowa zasmarkana, drugą męczą jesienne deprechy, a trzecia połowa, ta najmniejsza, cierpi na reumatyzm.
        Gdzie, z czym, do kogo…
        No chyba, żeby zacząć po kolei wyliczać, co kogo wkurwia o tej porze roku ;)

        • mitenki

          Wszystko.

          Długa ta wyliczanka nie jest…

          • paryja

            A mnie nic nie wkurwia.
            Wkurwianie wymaga energii , a tej ni mom i to mnie jednak wkurwia.

          • Iza

            Mały Żonku, cierpię srodze z braku możliwości zalajkowania hasła “Wszystko” tak ze sto razy…

          • mitenki

            Hmm… może tę resztkę energii, która gdzieś jeszcze we mnie tkwi zużywam na wkurwianie?

            Muszę to przemyśleć.

        • agiag

          A jednak Powstanie Listopadowe było. I całkiem niezły zasięg miało. Upadło co prawda, ale no cóż, tradycja taka…
          A, i niepodległość w listopadzie odzyskaliśmy…
          Cóż to jest wobec tego te 666 komentarzy do napisania…

          • mitenki

            A bo to kiedyś ludzie byli twardzi Agiag, a teraz są miętcy…

      • mitenki

        I my duchem z Tobą Kanionku :* nawet jak nie piszemy…

  • becia

    Jechałam dziś rano do roboty bladym świtem.. służby miejskie sprzątały liście z ulicy i chodnika… deszcz.. śnieg… wiatr… mój stary grat wydał mi się nagle taki przytulny. Współczuję każdemu kto w taką pogodę musi pracować na dworze. Państwu Kanionkom również.

  • “Jestem z miasta…” K. Sienkiewicz.
    Kanionku, ja dziś pierwszy nieśmiały wy/raz. Trafiłam na stronę dwa dni temu, jeszcze nie ogarniam całej treści, choć uczciwie przeczytałam wszystkie wpisy. Nienawidzę siedzenia przed komputerem po pracy, ale mnie wciągnęło. Chylę czoło. Styl pisania – muszę użyć jakiegoś porównania – Chmielewska w dobrych czasach. Tematyka dotycząca tego co istotne (co nieistotne, a na czym polega różnica polecam Prachetta rękoma, nogami i innymi częściami ciała ). Pozdrawiam serdecznie i najlepszego żywiznom rogatym i nierogatym.

    • RozWieLidka

      Witamy, witamy.
      Ale że jak? Wszystkie posty w dwa dni? 😲

      • Gapa ze mnie i kurza ślepota, odpowiedziałam dodając nowy komentarz, zamiast odpowiedz, ale nie będę powielać. Witam serdecznie i mam pytanie jak smakuje ser od szczęśliwej kozy, bo ja jestem strasznie serowa, ale tradycjonalistka. Choć w tym temacie mam mam spore doświadczenie – znaczy pochłaniam, na kozi nigdy nie miałam okazji. I ja wiem, że inaczej się czyta i inaczej pisze (czasowo), ale oderwać mnie od czegoś co mnie wsysssa jest ciężko.

        • baba aga

          Z serami od szczęśliwej kozy to u nas jest tak: ja nie jestem serowa, mój chłop jest bardzo serowy, a moja córka jest bardzo wybredna, wszyscy uwielbiamy sery Kanionka :-D
          A z listopadem to, mówili w radio, że to jest miesiąc kiedy mało muszę, no bo nie muszę iść na spacer bo ładna pogoda, to raczej nie grozi, ale za to mogę, mogę iść wcześniej do łóżka, bo i tak jest ciemno i paskudnie i ja z tej mądrości korzystam bardzo chętnie, biorę książkę, herbatę w litrowym kubku, coś do chrupania, psa i o 20.00 jestem pod kołdrą , polecam :-)

        • A

          ser od szczesliwych (=Kanionkowych) koz jest BOSKI!!!!

          (po co ja to pisze, jeszcze trudniej bedzie wskoczyc w kolejke)
          Pozdrawiam Kanionka i wszystkie kozy jego

          • kanionek

            Dzięki, A :)
            To może skorzystam z okazji i dodam, że jeśli chodzi o ser, to w tym roku sera już więcej nie będzie. W sensie – jeśli ktoś teraz chce coś zamówić, to owszem, ale z wysyłką w kwietniu 2017 :) Nawet nie wiem, czy wyrobię zamówienia z października, bo kozy mi się same zasuszają – doiłam je w sobotę przed wyjazdem do Mamy i dostałam 4 litry. Wczoraj nie były dojone (wiedziałam, że przy tej ilości mleka mogę sobie na ten wyjazd pozwolić), więc dzisiaj spodziewałam się ho, ho, ho, co najmniej ośmiu litrów, a tu… PIĘĆ. Pięć! Kachna, Irena, Roman i Kawka chyba w ogóle przegapiły fakt, że wczorajszego dojenia nie było, i dały po tyle mleka, ile mi się za jeden dzień należało, Pippi i Ziokołek trochę się postarały, tak na “odwalsie”, no a Krówko i Bożena niańczyły dzieci, więc na okoliczność wyjazdu były zwolnione z mlecznego podatku (czyli dzieci spały razem z nimi i doiły ile chciały, czyli wszystko, bo czemu by nie). No i tak to wygląda. A w ubiegłym roku w grudniu miałam problem z zasuszeniem co niektórych, bo się upierały, że będą produkować na 200% normy. No nie trafisz za nimi – albo taki mają humor, albo idzie zima stulecia ;)

          • mitenki

            Jak ja przeżyję zimę bez wkładu serowego w środku mnie? :(

          • kanionek

            Ja to się zastanawiam, jak ja przeżyję zimę, kropka. Dzisiaj dostałam – uwaga, uwaga – trzy litry mleka. To już oficjalne. One się zasuszają i nie wiem, jaka siła może je powstrzymać. W tym roku po prostu nie ma u nas jesieni, z lata weszliśmy od razu w stan przedzimowy. Jak z Kachny wydoiłam pół szklanki i koniec, to się zastanawiałam, czy przez pomyłkę nie wzięłam jej drugi raz na dojalnicę, ale nie. Rekordzistką jest wciąż Pippi – dzisiaj 3/4 litra, choć w tym sezonie daje mleko najdłużej. I weź tu coś zaplanuj z tymi małpami – w ubiegłym roku, jak już chyba wspominałam, miałam problem z zasuszaniem ich w grudniu, a bardzo mi na tym zależało, bo miały sobie odpocząć przed wykotami. Teraz mamy ledwie początek listopada, a tu kurek przykręcony. A przed nami pięć miesięcy kozich ciąż, czyli prawie pół roku bez mleka. Szlag.

      • Zaczęłam czytać komentarze, co prawda wieczorem (ciemno jest), ale już widzę, że trzeba na to czasu. A dziś wymyśliłam sobie rozrywkę w postaci wideł amerykańskich i kawałka ogródka. Ale ja mogę, a nie muszę. I poza sobą, córką naście lat, mężem i 3 kotami – jak się nauczę wklejać zdjęcia to zobaczycie oraz pracą, na swoją fanaberię glebową znajdę czas (niestety jest ona związana z dużym niedoczasem stąd listopad). Kanionku, podziwiam i trzymam kciuki, prostuję kolana i redukuję rwy (życzę najlepszego), bo żeby zrobić i robić co ty, trzeba kobiety z żelaza, faceta ze stali kwasoodpornej i marmuru w najcieplejszym kącie ogrodu (ponoć zawsze przyjemnie chłodny). Ponieważ mieszkam w mieście, mój docelowy warzywniak nie jest imponujący. Tak “mimochodem” gdzieś 3×4 m machnęłam, czyli 1/3 warzywniaka. Nawet mi dwa mżawki nie przeszkodziły. Czułam się jak młody bóg…. Dopóki nie odstawiłam wideł i nie przetargałam wykopanej zawartości na miejsce docelowe. Wtedy było widno i już mogę ruszać ręką po wykonaniu w/w czynności (bo uprzejmie się ściemniło). Traktuję to jako pierwsze w życiu doświadczenie pielimy i napowietrzamy w listopadzie. A wszystko przez to, że chcę rozrzucić kompost przed zimą, a wcześniej nie miałam kiedy…. i jak ostatnia sierota przejrzałam torebki z nasionkami, a ponieważ teraz w tej branży przestój poszłam integrować się z glebą. Dzięki za radę ze słoikami, miałam kilka wyjątkowo upartych – za dobry klej na naklejkach do drukowania a w tym tygodniu kiszenie kapusty. Zeszło. Czy myślicie, że tym samym można doczyścić drewniane schody z taśmy dwustronnej, bo już spędziłam dużo czasy na oskrobaniu/odmoczeniu/rozpuszczalnikach, żeby doczyścić tak 1×10 cm. I jeszce raz gdyż ja jak mój kot z miasta Łodzi pochodzi (kłamię, jeden przybłąkany, jeden z Mąkolic, trzeci z Kowalewic) życzę Kanionku kołysania w Łodzi. Niech Twe niedobre bóle miną, ino żwawo, by serce twe nasycić siłą i odwagą. I pozostań sobą. I pozostań sobie, i nam i zwierzakom i chłopu w zagrodzie. To nie upośledzenie tylko wpływ tłumaczenia córce kto jest narratorem w Trenach.

        • becia

          Poczekamy jak jutro poczuje się młody bóg he he he ;)

          • becia

            A ślady po taśmę to ja czyściłam suszarką do włosów.. tyle że ja mniałam taką grubą hamerykańską… jak lekko podgrzałam to klej miękł i ja sobie kulałam klej paluszkiem jak nie przymierzając kozę z nosa co niektórzy politycy i sama odłaziła..

          • Jak jutro młody bóg ruszy ręką, to powie. Już dziś ma he, he.

          • Dziś młody bóg machnął naleśniki ryżowe (nie machnąłby gdyby nie było przepisu na opakowaniu) bo dziecię mówi, że glyuten – to y specjalnie, bo sobie dziewczę 2 m-ce temu wymyśliło. Zrobił marmeladę (z dyno pomarańczy i coś mi mówi, że z autorkę spotykam się na błogu). Natomiast nie zrobił obiadu. Bo obrotowy małżonek o mięsko zadbał.

        • ciociasamozło

          Wy/raz (my/dwa?) olej na klej na schodach też bym spróbowała bo wg moich doświadczeń działa na ok 3/4 upartych klajstrów.
          Twoja integracja z glebą przypomniała mi, że w tym roku to już koniecznie powinnam na jesieni przeorać skrawek klombopodobny na działce. Niestety nie przeoram, bo kichnęłam. Tak, tak moje Drogie Kozy, w pewnym wieku kichnięcie może usunąć człowieka z grona ludzi samodzielnie zakładających skarpetki. No więc, Wy/raz, nie masz ochoty rozpędzić się i zahaczyć widłami o kilka dodatkowych metrów zachwaszczonej mierzwy?

          • KS

            Wiem coś o tych kichnięciach i kaszlnięciach, które powodują potworny ból w odcinku lędźwiowym. Dlatego obsesyjnie pilnuję się, żeby nie chorować. Przede wszystkim ubieram się ciepło, więc w męskiej (bo cieplejsza od damskiej) puchowej kurtce wyglądam raczej jak ludzik Michelina niż jak pancernik. I szerokim łukiem omijam chorych, a w środkach komunikacji odsuwam się od takich reniferów czerwononosych na kilometr, żeby czegoś nie złapać.
            Od dwóch lat udało mi się ograniczyć przeziębienia dzięki radzie kolegi, który kazał mi jeść surową cebulę. Jem czerwoną (bo mniej ostra) i niedużo – od czasu do czasu cienki plasterek do kanapki lub odrobina do sałatki – ale to wystarcza.

          • kanionek

            KS – a syropu z cebuli próbowałaś? Pamiętam go z dzieciństwa. Syrop z cebuli brzmi dziwnie i strasznie, a jest całkiem smaczny.

          • kanionek

            “w pewnym wieku kichnięcie może usunąć człowieka z grona ludzi samodzielnie zakładających skarpetki” :D
            Cóżeś sobie znów uczyniła, droga Ciociu? (zapytał Kanionek, który już się nawet oddychać trochę boi, bo a nuż mu żebro trzaśnie)

          • KS

            Znam syrop z cebuli. Za namową teściowej katowałam nim dzieci całe przedszkolne i wczesnoszkolne dzieciństwo. Sama też trochę próbowałam. Jak dla mnie, jest paskudny (za słodki) i nieskuteczny, a przy produkcji śmierdzi w całym domu.

          • kanionek

            A bardzo możliwe, że słodki i paskudny – moje wspomnienia o syropie cebulowym pochodzą z czasów dzieciństwa, gdy wszystko co słodkie było pyszne ;) Lizaki z cukru topionego na patelni na przykład. Chleb ze śmietaną i cukrem… Kto by to dzisiaj zjadł?!
            Ale przypuszczam, że zapach tego syropu przywiódłby do mnie właśnie wspomnienia z tych pięknych czasów, gdy ktoś po mnie zmywał talerze i okrywał mnie kołdrą w nocy, więc pewnie i dziś uznałabym go za coś przyjemnego.

        • kanionek

          Dzięki, Wy/raz :D
          Nie wiem, czy pozostawanie sobą to dobry pomysł (znerwicowany wrak człowieka, te sprawy), ale pewnie i tak nie mam wyjścia. Byłyśmy wczoraj z Mamą w odwiedzinach u Cioci B., gdzie kochana Babcia co półtorej minuty czytała nam na głos jeden i ten sam nagłówek z Dziennika Bałtyckiego, za każdym razem z takim przejęciem, jakby ogłaszała go po raz pierwszy. I Ciocia B. mówi do mnie: “Ty się tak nie chichraj, bo to w naszej rodzinie dziedziczne (i tu zaczęła wymieniać jakieś babki, ciotki i pociotki do trzeciego pokolenia wstecz, i w jakim wieku się komu we łbie pomieszało), i ty też tak będziesz miała”.
          No ja to zamierzam pobić rekord rodzinny i zwariować jeszcze przed pięćdziesiątką, uczciwie ostrzegam, i liczę na Waszą wyrozumiałość, gdy co dwa tygodnie będę zamieszczać ten sam wpis, oczekując entuzjastycznych komentarzy ;-P

          • zeroerhaplus

            Ale moze powiesz nam, co to był konkretnie za nagłówek? Bo niektóre są tak ładne, że sama mam ochotę je czytać co chwilę na nowo ;)

          • Ynk

            Zanim Kanionek ujawni nagłówek, przyznam się, co mnie dzisiaj rozbawiło. A mianowicie reklama gabinetu okulistycznego ujęta w te słowa:
            DOPIERO U NAS DOWIESZ SIĘ CZY TWOJE DZIECKO NIE MA ZEZA, O KTÓRYM NIC NIE WIESZ
            i
            DOPIERO U NAS DOWIESZ SIĘ CZY NIE MASZ ZEZA UKRYTEGO, O KTÓRYM NIC NIE WIESZ GDYŻ NIKT CI NIGDY NIE POWIEDZIAŁ

            ;-)

          • kanionek

            Łee, nieee, mój nagłówek, a raczej babciny nagłówek, był nudny. Że likwidacja gimnazjów i rodzice w strachu. Nie mam pojęcia, dlaczego w strachu, bo poza nagłówkiem nic więcej się nie dowiedzieliśmy. Babcia czytała nagłówek, po czym trzeba jej było wyjaśniać, co będzie zamiast gimnazjum, po czym ona o wszystkim zapominała i znów czytała ten nagłówek. Z dwojga złego lepiej mieć zeza (widocznego), niż demencję :-/

          • ciociasamozło

            Buahahaha!!!!
            Jak reklamy różnych specyfików które “wyleczą cię z choroby, którą właśnie wymyśliliśmy”

          • Jagoda

            Cóż, my będziemy zamieszczać te same entuzjastyczne komentarze… I będzie jak w domu:))

  • Pozdrawiam, udało się, bo nie zauważyłam komentarzy, tylko czytałam kolejne wpisy Kanionka i to dziwnie, bo najpierw od końca, a potem od początku. Chyba jednak jesień wpływa na mózg. Na usprawiedliwienie mogę powiedzieć, że czytam szybko, a teksty tak mnie wciągnęły….

    • KS

      Bez komentarzy? To 3/4 najistotniejszych rzeczy Cię ominęło. Ale spoko jeszcze ze trzy-cztery dni czytania i nadrobisz ;)

      • Bo

        Potwierdzam. Ja też najpierw przeczytałam kilka ostatnich tekstów Kanionka, nawet się gdzieś tam wymądrzyłam. Zaczęłam czytać od początku, z komentarzami. Wtedy stwierdziłam, że dopiero po przeczytaniu WSZYSTKIEGO mogę zajrzawszy do Obory Kanionka mieć pewność, że nie zadam pytania, na które już sto razy padła odpowiedź (bo grzecznie tu zawsze i cierpliwość mają anielską) albo zaproponuję jakieś “genialne” rozwiązanie, ktore – jak się okazało po lekturze wcześniejszych wpisów – hula już od dwóch lat😒.
        Także polecam lekturę komentarzy jako kontynuację i rozwinięcie wpisu pierwotnego. Z szacunkiem pozdrawiam Kanionka i Starsze (stażem) Kozy.

        • mitenki

          Poczułam się sędziwą kozą :))

          Kanionku, wracaaaj!!

          • Bo

            I wielce zasłużoną 🏆!
            Tak, Kanionku wracaj jak najzdrowsza.

          • kanionek

            Ano wróciłam, Kozy Kochane. Z powyłamywanymi osteofitami kręgów szyjnych. Ludzie, jak w tych dużych miastach jest ciasno! Parkowanie na pasztecik, wyjeżdżanie z miejsca parkingowego manewrem na “piętnaście razy cofnij, skręć i do przodu, cofnij, skręć i do przodu”, z jednoczesnym obserwowaniem wszystkich lusterek. Do tego, gupia koza, całkiem zapomniałam, że krajowa siódemka w tamtym kierunku dokumentnie rozbabrana, więc dzisiaj, w dzień roboczy, podróż powrotna zajęła mi drobne trzy godziny, zamiast zwyczajowych dziewięćdziesięciu minut. No i oczywiście nerwica dała mi popalić, bo dawno się sama nigdzie nie ruszałam, Gwiazdolot wydawał różne dziwne dźwięki, obładowany jabłkami i wszelakim dobrem (w końcu u Mamy byłam, więc rozumiecie – nawet kozy dostały przydział suszonego chlebka w ilości pięciu toreb), więc urwane koła latały mi przed oczami, a ponieważ padał deszcz, to usłużna wyobraźnia podsunęła mi jeszcze taką myśl, że dawno się wycieraczki nie zepsuły. I że pompa sprzęgła też. I jak tak sobie rozmyślałam o wszystkim, co mogłoby się zepsuć, to znów niewiele brakowało, a wjechałabym pod prąd na obwodnicę Nowego Dworu. Normalnie to tam się nie da odwalić takiego numeru, ale teraz zmiana organizacji ruchu. Na koniec podróży doszłam do sprawiedliwego wniosku, że psychiatryk może jeszcze na mnie zaczeka, ale Wydział Komunikacji już teraz powinien mi jednak odebrać uprawnienia do kierowania pojazdem innym, niż krowa. Innymi słowy – Babcia miała rację, już całkiem w tym lesie zdziczałam.

          • kanionek

            Wróciiiiłam, kozia weteranko ;)
            Jutro mamy nadzieję skończyć pastucha. Został w sumie tylko drucik do pociągnięcia, około 2,5 kilometra, ale zwój waży 25 kg i w jedną osobę to katorga, nie robota. A później znów polowanie na bezdeszczową pogodę, żeby w końcu zwieźć cały zapas zamówionej słomy i siana, no i zabawa z zabezpieczaniem balotów na podwórku (siano w kostkach trafi do Różowego Pokoju, bo to będzie siano bezcenne). I jeszcze tylko zebrać tarninę i zakopać otrzymany w darze topinambur, i być może trochę odetchniemy.

          • nw

            Ale bedzie pachnialo w Rozowym Pokoju.
            Przyjmjesz sublokatorow?
            (zartowalam)

          • kanionek

            Sublokatorów? Raczej kuracjuszy. Jedna doba aromaterapii w Różowym będzie lepsza od trzech tygodni w sanatorium ;)
            Gwiazdolot po ostatnim transporcie tego siana pachniał nim jeszcze podczas podróży do Gdańska, ale teraz dominuje w nim zapach jabłek :)

  • KS

    Potwierdzam radę Cioci Samo Zło – olej najlepszy na mocno przyklejone naklej. Zdarłam papier, potem wzięłam się za klej. Spirytus go nie ruszył, aceton – z trudem, olej bez trudu dał mu radę.

  • Pozdrawiam, myślałam sobie, że będzie gorzej, ale na szczęście ręce mam dwie, mam za to pecha, bo ta uciecha, że nogi dwie, choć dzisiaj nie. Ale nie o mnie jest ta bajlada, lecz o Kanionku, co q-wę ma. I żeby przeszło, by się rozeszło, w ciepełku trzymać tak zwane 2. W praktyce tzw. 4 ale się nie rymowało. Jak nawet bosak – nie znam się, to ciepły kubrak – okrycie pleców i nereczek. Gila mam raz do roku, a zasadę schowanych nereczek i pleców stosuję tak: wstałam, o k.! już 19 o C. To tylko majty, staniec, bluzka i spodnie, można popylać do pracy. W poniedziałki w pracy tak 17, ale jest lepiej, kiedyś było 13. W domu ubieram, się na dzień dobry tak jak lecę na dwór, więc raczej pancernik ze mnie niż nimfa, ale skuteczny. Tzn. esteta złapał by się za estetyzm, pozytywista za pozytyw, a ja bym została z moim ukochanym kubraczkiem jak nie powiem kto. A mam sąsiadów 3000+ i co rok prorok, więc dzieci nie mogę gorszyć.

  • dzień dobry :) Kanionek, a ja mam taką radę od mojego męża – mam nadzieję, że nie całkowicie spóźnioną – odnośnie drewnianych słupków do ogrodzenia p-kozowego. otóż chcąc wydłużyć ich żywotność, należy odcinek zakopywany w ziemi szczelnie owinąć dość grubą czarną folią budowlaną. w ten sposób proces gnicia drewna w gruncie zostaje opóźniony o jakieś 2-3 lata. obserwacja oparta na działalności własnej przy budowie tymczasowego ogrodzenia budowy. jeśli już tak robicie albo całe ogrodzenie macie gotowe, to przepraszam za zawracanie głowy. pozdrowienia dla Wszystkich Kóz :)

    • kanionek

      Dzień kobry, Wersjo, nie zawracasz głowy :) Owszem, trochę za późno, bo słupki drewniane już stoją, ale i wcale nie za późno, bo o tym obwiązywaniu to wiedzieliśmy i na własną krzywdę zaniechaliśmy. Mianowicie dlatego, że z naszych, leśnych doświaczeń wynika, że coś takiego jak “szczelne” tutaj po prostu nie istnieje. Niemożliwe. Tutaj wilgoć wlezie wszędzie. I tak sobie wymyśliliśmy, że obwiązywanie słupków zajmie nam jakieś dodatkowe stulecia (a słupki w większości niesezonowane nawet; drzewka po ścince leżały bodaj od wiosny, a my dopiero co je kupiliśmy, i tylko okorowaliśmy), do tego pojawi się oczywiście 10 pytań do ludzi z nerwicą, czyli np. “jaka folia znosi przemarzanie”, więc może lepiej postawimy na najtwardsze drewno tutaj dostępne, czyli dąb, i zrobimy słupki tak ze dwa, trzy razy grubsze, niż okoliczni rolnicy, to MOŻE przechytrzymy przeznaczenie i nasze ogrodzenie postoi chociaż pięć lat.

      Mamy też w portfolio wiejskiego partacza takie doświadczenia: mały wybieg dla kurczaków ogrodzony został siatką przypiętą do słupków świerkowych, trochę cieńszych, niż te pastuchowe. Nie były nawet okorowane, bo ten wybieg z założenia miał być tymczasowy (aż kurczaki dorosną, a psy się do nich przyzwyczają), a leci mu już trzeci rok. Szklarnia z kolei ma szkielet z najbardziej gównianej gałęziówki, czyli olchy i osiki, a też już prawie trzy lata stoi. Tak więc sobie wróżymy z okorowanego, że grube słupki dębowe postoją minimum pięć lat, jak nie dłużej, a jak to będzie naprawdę, to wiadomo – czas pokaże :)

      • postoją, postoją. u nas to ogrodzenie stało ze 3 lata i nawet cieńsze słupki bez folii jeszcze stały o własnych siłach :)

        po co sobie powyłamywałaś osteofity? i czy to dobrze?

        • kanionek

          Wcale nie chciałam! To od wykręcania szyi o 180 stopni, żeby się upewnić, że nie wjadę w słupek/dziecko/psa/samochód/inną przeszkodę. Najgorzej wieczorem, gdy z jednej strony ciemno, a z drugiej mnóstwo miejskich świateł, a każde wielokrotnie odbite w setkach kropel deszczu na szybach Gwiazdolota. Powinnam jak najszybciej znaleźć tego konika do adopcji – z konia wszystko lepiej widać, no i nie ma szyb. Tylko nie wiem, jak się parkuje konia pod Biedronką.

          • czyli ewoluujesz w sowę? ładne kwiatki.

            konia pod biedronką… zasnę dziś z tą wizją :)

          • zeroerhaplus

            No fakt, stanowczo łatwiej zaparkować biedronkę pod koniem :)
            Jak zapakujesz na konia skrzynki z jabłkami?
            Planujecie budowę jakiegoś rydwanu?

          • agiag

            No jak to, jak się parkuje konia? Do westernów odsyłam. Dobrze zaparkowany koń to taki, na którego błyskawicznie się wskakuje po szybkim opróżnieniu skarbca w miejscowym banku i rusza galopem w stronę zachodzącego słońca. Generalnie więc należy zadbać tylko o własciwe ustawienie przód-tył.
            Jabłka wozimy w jukach. Ewentualnie częstujemy nimi konia – w przypadku konika polskiego problem transporu bardzo szybko się wtedy rozwiązuje.

          • kanionek

            Nagłówki w gazetach za kilka lat: “Zuchwały, konny napad na Biedronkę w warmińsko-mazurskim. Policja wpadła na trop przestępczyni jadąc śladem wyplutych przez konia ogryzków”.

  • RozWieLidka

    Muszę się Wam, drogie Kozy przyznać.
    Dzisiaj skubałam…
    4 koguty…
    i kaczkę. …


    Bieguskę. 😶😶😶😶
    Możecie mnie bodnąć rogami, ale jaka pyszna wątróbka 😶😶😶😋

  • becia

    CIIIII Kanionek nie znosi wątróbki. Ale słowo honoru nic nie powiem;)

    • kanionek

      Słowo honoru, nic nie powiedziała, SAMA ZOBACZYŁAM.
      RozWieLidka – pal diabli tę wątróbkę, ale czy Ty sobie zdajesz sprawę z tego, cóżeś uczyniła tym wyznaniem? Teraz mój małżonek uzyskał potwierdzenie, że biegusy są JADALNE! Czarno widzę ich los. Czarno, jak pod czarną folią budowlaną, która przykrywa czarny zapas czarnego węgla na najbliższą zimę. To znaczy panowie biegusy może ocaleją, albowiem cisi są i pokorni, a tacy, jak wiadomo, często dziedziczą ziemię, zaś baby biegusy to pyskate, roszczeniowe krzykaczki, i małżonek mówi, że gdyby leśną drogą co 10 minut przejeżdżał zardzewiały tramwaj pełen trenujących czirliderek, a motorniczy walił tamburynem o kolano, to i tak byłoby ciszej, niż z tymi kaczkami na podwórku… I jeszcze mnie pyta, czy ja sądzę, że on się po to do lasu przeprowadził, żeby słuchać babskich wrzasków i wiecznego kwakania na rzeczywistość, i zaraz sam sobie odpowiada, że nie, że gdyby tego właśnie pragnął, to zamieszkałby w sklepie mięsnym.

      No to proszę, proszę bardzo, dobij mnie (i moje słodkie, kochane kaczuszki) – czy reszta biegusa była smaczna? I czy tam w ogóle było jakieś mięso na tej kaczce? Bo ja myślałam, że one składają się z pary wysokoobrotowych nóżek, uroczego łebka, atrapy skrzydeł, ślicznych piórek i serduszka pełnego miłości, i tak właśnie wmawiałam małżonkowi.

      • RozWieLidka

        Spoko, spoko. Wątróbka była, zdaje się kogucia. Więc nie wiem, czy ta kacza smaczna, ale…
        jutro mam w planie kaczkę pieczoną. Swoją drogą, to rzeczywiście mało jest kaczki w tej kaczce. Tak, że tego…
        Siem wypowiem jutro… albo i nie, bo jeszcze nigdy kaczki nie piekłam… 😉

        • becia

          Przy biegusach trzeba uważać przy pieczeniu bo łatwo się przesuszają, one tyle tego sławnego kaczego tłuszczu nie mają jak białe. Wiadomo fitnes

        • RozWieLidka

          No to tego… ekhem Mały Żonku uwaga!
          Biegusy są jadalne i nawet smaczne. I nawet jest co zjeść, poza kośćmi. I nawet coś tłuszczu w tej kaczce było. Więcej niż się spodziewałam.
          To niesprawiedliwe, że takie urocze i sympatyczne zwierzątka są jednocześnie takie smaczne 😕

      • becia

        Rosół dobry bardzo. Pieczonego nie było jak dzielić na 4 osoby więc poszło do sałatki ale jak dla mnie smakowo b. dobre. Na dwie osoby taka kaczuszka na obiad powinna starczyć. O ile oczywiście dołoży się ziemniaczków i buraczków. Ino skubanie upierdliwe jest.
        Kuzynce się one jakoś mnożą niebotycznie prawie jak te ślimaki co je miały wcinać, więc czasem i mi jakaś skapnie.. Ale ja rolnik z pochodzenia więc oporów przed zjedzeniem własnego nie mam. Zresztą ja dostaję już zezwłok taki nieżywy na amen.

        • RozWieLidka

          Eee skubało się całkiem nieźle. Już gorzej było z 3letnim kogutem ;)

        • Jagoda

          Becia, czy biegusy wcinają ślimaki rzeczywiście? Bo to wyrażenie “miały wcinać” jakby zaprzecza. A to ważne dla mnie, albowiem zamierzam wprowadzić 2 kaczki do ogrodu z powodu ogromnej ilości ślimaków. Wdzięczna bedę za odpowiedź.

          • Becia

            U kuzynki biegusy przetrzebiły WSZYSTKO! ślimaki, żaby, zaskrońce nawet z dżdżownicą w dziobie widziałam raz.. te ptaki są niezmordowane.. zawsze czegoś szukają

  • Kachna

    Hej!
    Dostałam od Kogoś .
    Zawsze panią Celińską lubiłam.
    Mistrzostwo świata.
    https://www.youtube.com/watch?v=jTMJesfFNo4
    Uwaga! Bardzo jesienne ale niezwykłe.
    Paa!

    • Dopiero przeglądając kolejny raz forum kliknęłam na ten link. Uwaga!! Nie słuchać!! Za piękne, mnie rozłożyło, utrzymując spokojno-leniwy ton. Bom, bom.

  • Monika

    Nie zliczę, ile drobiu się naskubałem, jednak ani jednej sztuki nie wypatroszyłam! Bo nie! Mam na podwórku w czasie uboju istną fabrykę chińską. Jeden zabija, drugi parzy, kilka osób skubie, ktoś inny patroszy. Każdy liczy na swojskie mięsko i dostaje. Dlatego mam pomocników. Faktycznie biegusy są świetne na rosół, a gotowane mięsko polecam z sosem chrzanowym. O półgęskach gęsich nie napiszę, bo …

  • A ja tylko kurczaki, które tata dostaje od sprzedającego młodzież producenta, jak nie osiągną wagi sprzedażowej na farmę. Kaczkę, ale sklepową w ilości 2 sztuk zrobiłam na Wielkanoc i raczej to nie był mój popis kulinarny. Kurczaki skubią sobie tak trawkę i robaki i robią się indykami rozmiarowo. Rosół na całości 1 sztuki wymagałby solidnego rozcieńczenia, lub zdejmowania 10 cm warstwy tłuszczu. Więc są wydajne…. Ale dostaję je w postaci gotowej do zjedzenia. Córka chciała zapuścić u nas kurki, ale Pani sprzedająca pisklaki nam odradziła. Mieszkamy w mieście, choć w domku, ogródek posiadam, ale wyszło, że albo ogródek, albo kurki. Zabicie swojego drobiu grzebiącego nie wchodziłoby w grę, bo nie umiem, ani ubić ani wypatroszyć.

    • Modra

      O rany, jakie horrory tu sie opowiadają. Jak to oskubać kaczuchę albo kurę??? Kurcze nie wiedzialam, ze juz taki glod na swiecie, ze swoje wlasne stado idzie zjadac. A kury sa takie porzadne stworzenia, o tu na ten przykład: https://www.youtube.com/watch?v=NhoaYm8UGuk?
      A jak za glosne ptacy to moze Kanionku da sie je wyłaczyc, o tak :-) https://www.youtube.com/watch?v=Zo2-SqHVgrA

      https://www.youtube.com/watch?v=90QoUfhcvk0

      • kanionek

        Moim zdaniem te kury wcale nie są zahipnotyzowane, tylko po prostu dopiero odkryły, że w życiu można sobie poleżeć, zamiast zapimpaczać cały dzień na nogach, grzebać w ziemi i uganiać się za byle ochłapem. Taka kura to jest cały dzień w robocie, żeby się jakoś przy życiu utrzymać, a jak złoży jajko, to jeszcze jej ukradną, i ja ją rozumiem, że jak ona odkryła, że można to wszystko serdecznie pimpaczyć i sobie poleżeć, to ona leży. Też bym się położyła, najchętniej w piwnicy, ale dupa – z piwnicy od tygodnia wypompowujemy wodę co godzinę, bo jak nie susza, to zalewajka, nigdy nic pomiędzy. Rzeka Bauda już w kilku miejscach wyszła z siebie, jako i my chwilami wychodzimy (jak dzisiaj na przykład, gdy przez trzy godziny walczyliśmy ze zwojem drutu, który nie chciał się odwijać, bo mu się wszystko poplątało), i prawdę mówiąc to u nas kaczki, i tylko kaczki, są absolutnie zadowolone – woda, kurde, wszędzie. Jazda figurowa po błocie. Fikołek w zalany dołek. I inne takie kacze atrakcje.

        (Modra, nie odpowiedziałam od razu na Twój e-mail, bo pomyślałam sobie, że w te ostatnie dni pobytu w Polsce miałaś wystarczająco dużo na głowie, ale odpowiem, a teraz przesyłam serdeczne uściski :-*)

  • kanionek

    Kozy Kochane. Jakoś tak wyszło, że jesteśmy ciągle zapracowani, zmęczeni, zmarznięci, a chwilami zniechęceni. Chciałabym coś dla Was napisać, ale mam kołowrotek myśli na przemian z pustką w głowie, czyli w sumie nic nowego – jesienny dół.
    A żeby Wam nie było lepiej ode mnie, polecam Waszej uwadze ten filmik:
    https://www.facebook.com/veg.terror/videos/vb.959050750796759/1038436609524839/?type=2&theater

    I od razu mówię, że jest zrealizowany w irytujący sposób, osoby niespikające mogą nie nadążyć za napisami, ale same obrazki też wiele mówią. Przy tej okazji: dopiero niedawno zrozumiałam, dlaczego nasz znajomy ze wsi kilka kilometrów stąd ma w swojej unijnej oborze monitoring, i tak bardzo pilnuje krowich porodów. Oprócz tego, że ludzkość to najgorsze świństwo, jakie się tej ziemi przytrafiło, chcę jeszcze powiedzieć tyle: nie namawiam nikogo do weganizmu, sama też na liściach nie żyję, ale jeśli macie możliwość, kupujcie mleko i jego przetwory z małych gospodarstw, gdzie zwierzęta są szanowane. Nie mówię, że rozpieszczane, jak nie powiem czyje kozy, ale traktowane jak żywe istoty, a nie jak, kurwa, meble z paździerza. I wiem, że wadą takich hodowli jest to, że zimą mleka i serów nie ma, ale trzeba pamiętać, że krowa i koza też chcą odpocząć, a te co nigdy nie przestają dawać mleka, po dwóch latach kończą w ubojni, jak te nieszczęsne krowy z filmu. Z kurami jest zresztą tak samo, ale one przynajmniej nie płaczą za swoimi dziećmi, bo się ich nawet nie mają okazji dochować.
    Ja pierdolę, jak widzę takie nagrania to wiem, że mam w sobie seryjnego mordercę, tylko na szczęście broni palnej mi brak, i odwagi.

    I tym niemiłym akcentem kończę i nie wiem, co ze sobą zrobić. Zobaczonego nie da się odzobaczyć. Jutro będę moje kozy całować po cyckach i trzydzieści razy im powtórzę, że są najpiękniejsze i najukochańsze na świecie.

    • nw

      No coz, czlowiek bardzo czesto woli nie wnikac, by przypadkiem nie nabyc niewygodnej dla siebie wiedzy. Ja w kazdym razie tak miewam.
      Czlowiek moralny i etyczny musi byc konsekwentny. Zawsze.
      Bez konsekwencji jest tylko hipokryta.
      Ale z taka zelaznej konsewkwencja tez jest klopot. Jakos jej blisko do fanatyzmu…
      Halo, czy jest na sali “zloty srodek”?
      Przepraszam za moj pseudofilozoficzny belkocik.

      ps. bardzo, bardzo wspolczuje z powodu tego przemarzniecia. I zmeczenia tez, oczywiscie, choc to stan dla Was naturalny. Ale to przemarzniecie to juz gruba przesada.

      • kanionek

        Najbardziej marzliśmy przy instalacji pastucha (od wczoraj działa!) – PRZEKLĘTY DRRRUT kosztował nas kupę frustracji i kilka dni opóżnienia. Nawet nie chce mi się o tym pisać, ale powiem Wam tyle, ile my się nauczyliśmy: nigdy nie kupujcie dwóch kilometrów drutu W ZWOJU. Nigdy. Nie. Po prostu kurwa nie. No chyba, że chcecie sobie tylko na niego popatrzeć, jak grzecznie stoi w kąciku. Bo jeśli chcecie coś z niego zrobić, jakoś go UŻYĆ, to NIE. Albowiem zaprawdę powiadam Wam, jak tylko weźmiecie ten zwój do ręki, to wszystkie składające się na niego zwoje natychmiast się poplączą i popierdolą, i prędzej zrobicie szydełkiem kolczugę z nici dentystycznych, niż rozwikłacie Zagadkę Popierdolonego Zwoju.
        My byliśmy twardzi, trzy nitki pastucha zrobiliśmy w trzy dni. Czwartą pociągnęliśmy z drutu z poprzedniego zakupu, który był kulturalnie nawinięty na szpulę, i dzięki temu czwarta nitka nie powstawała w jeden dzień, tylko w 15 minut. MINUT. Piątej nitki brak, Popierdolony Zwój leży w spiżarce, a my obiecujemy sobie, że jak nam kiedyś zabraknie powodów do samobójstwa w afekcie, to go sobie zaczniemy przewijać na szpulkę, i wtedy zrobimy tę piątą nitkę pastucha. Najlepiej w styczniu, przy minus dwudziestu.

        “Złoty środek”. Nie wiem. Chyba nie ma. I to mnie właśnie gryzie.

        • Iza

          Czy wybaczysz mojemu dziecku, że przy opisie Waszych zmagań popłakało się ze śmiechu?

          • kanionek

            Och, oczywiście, że wybaczę, ponieważ jestem wspaniałomyślna i nie lubię chować urazy (głównie dlatego, że później nie mogę jej znaleźć). ALE jestem też wymagająca, więc przekaż dziecku, że widzimy się w styczniu 2017 – dostanie Popierdolony Zwój i szpulkę, i – niech będzie – dobre słowo, a nawet (niech stracę) szklankę herbaty. I nie wróci do Ciebie, dopóki nie przewinie tego pół kilometra na szpulkę :)
            (Och, jak cudownie być mądrym i sprawiedliwym!)

          • Iza

            Młoda mówi, że dobre słowo i dobra herbata są bardzo OK. Natomiast wyraża wątpliwości co do stopnia zaawansowania efektu cieplarnianego w Twojej okolicy i w związku z tym pyta, czy oferta będzie dostępna również w maju lub w czerwcu…

          • kanionek

            Ech, ta dzisiejsza młodzież…
            A gdzie wyzwanie? Gdzie wielka (straszna i niebezpieczna) przygoda?!
            Poza tym cóż to za wyzwanie teraz, gdy mamy centralne ogrzewanie (no fakt, że samo nie jedzie, trzeba napędzać węglem i siłą roboczą) i luksus siedemnastu stopni nad ranem? Sześć lat temu, to był survival – plus dwa stopnie i szron na ścianach. Ale jak nie, to nie. Do maja to ja sobie sama przewinę ten drucik ;-P
            (ktoś może chętny nauczyć mnie kląć po niemiecku? Bo w niektórych przypadkach dwa języki to jednak za mało)

          • kanionek

            O, jeszcze a propos drucika. Wczoraj musieliśmy naprawiać świeżo powstałego pastucha – w nocy dziki zerwały pierwszy od dołu drucik. One tu zawsze miały swoją sypialnię, więc liczyliśmy się z tym, że ta druga łąka będzie problematyczna. Jest nadzieja, że z czasem zwierzaki się nauczą i wydepczą sobie nowe ścieżki, dookoła elektrycznej przeszkody, a na razie musimy sobie wpisać do grafika codzienny obchód i ewentualne naprawy.

          • zeroerhaplus

            Kanionku, a do czegóż Ci się te trzy na krzyż niemieckie przekleństwa przydadzą ?!? (bo po cóż Niemcom przeklinać, gdy wystarczy z odpowiednią intonacją powiedzieć “kunterbunte Kreidenschachtel” i już towarzystwo drży z przerażenia ;)
            Weź sobie lepiej jakiś hiszpański (tak mi się wydaje?) albo inną łacinę do tych celów :)

            A tę rolkę to ja bym Ci chętnie rozmotała. Lubię takie rzeczy :)

          • kanionek

            Kunterbunte Kreidenschachtel! I dopiero teraz to mówisz? Dawaj adres, już wysyłam! Razem ze szpulką! (i dam za Ciebie na mszę, bo Ty nie wiesz, co czynisz :D)

          • zeroerhaplus

            Kanionek, mi ostatnio wyczucie humoru, ironii i wyłapywania podtekstów padło, więc się zapytam całkiem serio: mówisz serio?
            Bo jakby co, to ja tak :)
            A na msze to za kozy daj, bo nam już nic nie pomoże ;)

          • kanionek

            Zeroerha, ja Cię lubię, więc się waham :D
            I musiałabym sprawdzić koszt wysyłki, bo to jednak raz, że parę kilo waży, dwa – gabaryty by ta paczka miała spore i kształt niewyjściowy. No chyba, że w pudło po małej lodówce…? ;)
            ALe mnie korci, nie powiem. Wiesz, że zagadnienie poplątanych zwojów to nie jest jedyny problem? Szpulka, na którą trzeba drut przewinąć, ma duuużo mniejszą średnicę, niż zwój. Drut nie może być poskręcany w osi. Podczas przewijania na szpulkę trzeba bardzo uważać, żeby nie popuścić drucikowi, bo on natychmiast chce wrócić do pierwotnego ułożenia, czyli do Popierdolonego Zwoju i większej średnicy (wiesz, słynna pamięć drutu), i wtedy to już pozamiatane – nawet jak to ściśniesz, to zwoje na szpuli już są popierdolone i podczas rozwijania powodują nagłe uderzenia krwi do mózgu ;)

          • zeroerhaplus

            Jak się zdecydujesz, to ja tu stoję i czekam :) Czy raczej siedzę, ale nie czepiajmy się szczegółów.
            Zaznaczam jedynie, że przewijanie odpada w przypadku pierwszych trzech tygodni grudnia, wtedy albowiem małżonek ma wolne i przewidujemy inne atrakcje ;)

    • Modra

      Powiem od siebie tak – nie mam tolerancji, wyrozumialosci, czy czego tam dla ludzkosci in spe. Za to wlasnie jak traktuje zwierzeta, ogolnie i w szczegole. I zycze tym ludziom jak najgorzej, kazdemu z osobna i w calosci. I jak teraz tulam sie z matula po onkologach – prywatnych i olbrzymich szpitalach – to kazdy jeden, ten od chemii, ten od operacji ten od terapii posrednich i alternatywnych pytany o to co natychmiast moze jeszcze wesprzec kondycje matuli mowi: “Mieso! odstawic calkowicie. To syf, smierc i rak.” Wiec mam nadzieje, ze ci wszyscy, co patrza na kotleta w oderwaniu od jego zrodla i od bolu, ktory za nim stoi, zakosztuja tego co mieso ze soba niesie. Wybacz Kanionku za twarde i bez owijania w poprawnosc slowa. Troche sie juz napatrzylam przy okazji wolontariatu w organizacji zwierzecej i nie bede przepraszac za to co mysle.

      • kanionek

        Ale co tu wybaczać, za co przepraszać? Tu jest wolność wypowiedzi (ale jak będą inwektywy i wsadzanie palca w oko, to wiecie – mandaty od Ireny polecą).
        Ja nie wiem, komu dzisiaj można wierzyć, Modra. Takie mamy czasy, że jedni kłamią za pieniądze, inni bredzą, bo gówno wiedzą (ale mają parcie na sławę). Gdzie jest obiektywne źródło prawdy i jak to potwierdzić? Niejaki doktor, czy profesor, słynny Kwaśniewski, leczył ludzi mięsem i tłuszczem zwierzęcym (zwolennicy, a może fanatycy, diety Kwaśniewskiego piją rano kawę ze smalcem i jedzą świńskie głowy jak pączki z marmoladą, i twierdzą, że w życiu nie byli tak zdrowi i pełni energii, jak na tej diecie), a inne “autorytety” stoją na dokładnie przeciwnym biegunie i twierdzą to samo…
        Chciałabym wiedzieć, jak jest naprawdę – czy mięso jest nam potrzebne, obojętne, czy szkodliwe. Zwróć uwagę, że jako gatunek mamy dość długi związek romantyczny z padliną, bo jaskiniowcy nie po to w pocie kwadratowego czoła wymyślali włócznię, żeby nią dźgać kabaczki. Czy przez setki tysięcy lat ewolucji nasze organizmy nie przystosowały się do spożywania mięsa, i w ogóle wszystkiego, co człowiek jest w stanie znaleźć albo złapać? Są też teorie mówiące, że dieta różni się w zależności od lokalizacji – tam, gdzie ciągły wypizdówek, ludzie z reguły jedzą więcej mięsa, i to są tradycje kulinarne przekazywane z dziada pradziada. Tam, gdzie ciepło, miło, i roboty nie za wiele, można przezyć na tofu i winogronach.
        Odrębną kwestią jest jakość dzisiejszego mięsa, i nie tylko mięsa, bo przecież wszystko jest przechemizowane. Może więc nie mięso, a po prostu żywność jest trująca? Temat rzeka, wiadomo, ale weźmy taki na przykład olej roślinny. Kiedyś to była tłoczona ręcznie oliwa (nie u nas, wiadomo), olej lniany, zresztą nieważne z czego te oleje, ale wszystkie drogocenne, bo ich uzyskiwanie było mordęgą. Smażyło się więc na tłuszczu zwierzęcym. Dziś mamy oleju po dziurki w nosie, ale co z tego, skoro on jest rafinowany (polecam poczytać o procesie rafinacji tłuszczów), a wszystko się na nim smaży – warzywa, mięso, ryby. No to co – nie smażyć? Gotować wszystko? Ale są i takie teorie, że gotowane jest martwe, że zmienia się struktura, bla, bla, bla, i najlepsze jest surowe. Ale zaraz, nie tak prędko, bo jak dobrze poszukasz, to znajdziesz mądralińskie wywody na temat “dlaczego człowiek nie powinien jeść surowego”, i tak w kółko! Nie chce mi się nawet o tym pisać. Ja kiedyś naprawdę dużo czasu poświęciłam dietom i żywieniu, bo w wieku lat dwudziestu uwierzyłam, że jestem tym, co jem (ale nie wiem, czy to prawda, bo byłam na różnych dietach, z przymusu czy wyboru, i wciąż jestem tylko Kanionkiem), i powiem szczerze – zmęczyło mnie to. Wyczerpało bardziej, niż zeżarcie i przetrawienie krowy z kopytami. Nie wiem, kto ma rację. Nie wiem, czy lekarze wiedzą. Myślę, że niektórzy czasem chcieliby wiedzieć tak bardzo, że zmyślają. Po internecie krąży setka cudownych terapii na raka, lekarze je wszystkie odrzucają z pogardą, mówiąc że jeśli coś, to tylko chemia i radioterapia, a przecież wiadomo, że te z kolei wyniszczają cały organizm. Być może, BYĆ MOŻE, tak naprawdę nikt nie wie, co powoduje raka, ani jak go wyleczyć. Ach, no tak – podobno lekarstwo na raka już dawno istnieje, ale koncerny farmaceutyczne nie dopuszczą go na rynek. Czy ja w to wierzę? Nie, ja już z zasady nie wierzę w nic. Bo jak?
        Uściski dla Ciebie i Mamy, Modra. Obyście trafiły na lekarza mądrego, uczciwego i chcącego pomóc.

        • ciociasamozło

          Kanionku, pod tym komentarzem podpisuję się wszystkimi kończynami! Jeśli pozwolisz wyślę go jednemu mojemu koledze z pracy. Bo od czasu do czasu dyskutujemy na temat diet rozlicznych a nigdy tak trafnie nie udało mi się wyartykułować swoich poglądów!

  • KS

    Fakt, nie da się odzobaczyć. Dorośli i tak często mają nietolerancję laktozy, bo z wiekiem, jeśli nie pije się regularnie mleka, zanikają enzymy do ich trawienia. Kiedyś w Polsce było to łatwo dostępne źródło substancji odżywczych. A jakieś tam sałaty rzymskie, quinoe, kiełki, kalafiory, soczewice, szparagi itd. Tylko wtedy krowy były traktowane bardziej po ludzku, teraz to bezduszny masowy przemysł.
    Ze dwa dni temu spotkałam w autobusie dwie starsze panie, które zastanawiały się co kupią po drodze. I jedna powiedziała, że mleko musi być, bo bez niego nie ma życia (druga stawiała na parówki). Niestety pewnie tylko artykuły typu mleko i parówki są im dostępne cenowo.

    • kanionek

      Te starsze panie najprawdopodobniej nie mają pojęcia, w jaki sposób produkowane jest dzisiaj mleko – też bym nie wiedziała, gdybym w środku życia nie została wieśniakiem, więc kupują je w dobrej wierze. Ba, może myślą sobie nawet, że trzeba wspierać polskie rolnictwo, a mleko jest jednym z niewielu produktów, jakich nie importujemy ;)

  • KS

    Ostatnio nadrabiam zaległości w lekturach i już jestem przy “Nowej Fantastyce” z grudnia zeszłego roku, a tam artykuł o dekornizacji. Profesor genetyki z Minnesoty Scott Fahrenkrug namierzył fragment DNA odpowiadający za rogi, stworzył firmę, której celem jest hodowla krów o właściwym zestawie DNA, a w konsekwencji zmniejszenie cierpień zwierząt przy mechanicznej i chemicznej dekornizacji. W USA nie zatwierdzono przemysłowej hodowli modyfikowanych genetycznie zwierząt (pewnie słusznie, bo skutki uboczne manipulacji genetycznych nie są znane), a przeciwnicy GMO zablokują działalność Fahrenkruga, ale może jego metoda to jakieś światełko w tunelu dla krów?

    • kanionek

      No może. Niby to jedno cierpienie w życiu mniej, ale całe krowie życie jest do dupy. Zastanawiam się też, jak często i z jakiego powodu dochodzi do tego, że jedna krowa kaleczy drugą krowę do tego stopnia, że ta nadaje się tylko do utylizacji. Mam kozy z rogami i bez, i też się zastanawiam, kiedy zobaczę pierwszy rozpruty brzuch albo cycek, ale na razie, mimo tego, że kozy się czasem tłuką, jeszcze do rozlewu krwi nie doszło (nie liczę tutaj zoranej głowy Pacanka, bo napalone kozły są SZALONE. Kozioł w rui jest jak maszyna zaprogramowana do jednego celu, może nie jeść i nie spać, byle mógł kogoś przelecieć). Czy krowy są bardziej zajadłe w walce? A może to kwestia przegęszczenia w stadzie? Tak czy owak, człowiek wymyslił dekornizację nie dlatego, że mu żal biednych krówek, tylko dla własnego zysku, wiadomo.

  • becia

    Pochodzę ze wsi. Niejedno się na wsi widziało. Tak jak wszędzie są ludzie dobrzy i źli. Ale na tych małych gospodarstwach zwierze zawsze było “kimś”. Kochaną mućką , żywicielką albo parszywą złośliwą zołzą ale zawsze “kimś”. Dla normalnych ludzi przynajmniej. Nie przeszkadzało to bynajmniej patrzeć na zwierzaka jako żródło pożywienia, mleka czy mięsa. Coś daję tobie coś dajesz mi. Teraz w masowych produkcjach to jest materiał, “coś”. A w domach mięso to też “coś ” kompletnie nie związane z życiem które je dało. Wkurza mnie to “oślepnięcie” na to czym jest mięso i skąd ono pochodzi.. Pięknie to kiedyś napisała Ewa z bloga Kresowa zagroda – że oczy szeroko otwiera gdy ktoś mówi iż na kolacje wp.. pół kaczki, albo że ktoś wywala podroby bo mu śmierdzą. Ona wiedząc ile wysiłku kosztuje ją odchowanie tej kaczki, ile czasu potrzeba na to i jak ciężko znosi ubój podchodzi z szacunkiem do mięsa. Bo żeby je jeść “ktoś” musiał polec. I należy podchodzić z szacunkiem to tego oddanego życia. Wykorzystać wszystko i pamiętać, że norma dzienna spożycia mięsa to 100g. A co niektórzy wp… go bez umiaru ślepnąc na to że to przecież życie k.. było. Przeraża mnie to współczesne oderwanie od rzeczywistości.. życie w jakimś wirtualnym matrixie.. :(

    • kanionek

      Prawda.
      Powiem szczerze, że gdybym miała w kwestii wyżywienia polegać tylko na własnych zwierzętach, pewnie jednak przeszłabym na wegetarianizm. Ogrom pracy, a do tego względy uczuciowe. I dobrze mówisz, że nawet jak jakiś zwierzak jest wkurzający, to wciąż jest “kimś”. Dla mnie każdy kriters z nami mieszkający ma osobowość. Na przykład ten Pan Gąś, cośmy go dla Melin kupili, zrobił się bardzo zadziorny, syczy na nas, a czasem cichaczem podąża za mną lub małżonkiem i łapie za nogawkę, a z oka wyziera mu samo zło, ale to właśnie czyni go “kimś”. On ma osobowość, jest Panem Gąsiem, chłopakiem Meliny (nie wiem której, bo mi się mylą), kolegą Kaczki.
      Bardzo lubię smak gęsiego mięsa, a rozsądek podpowiada, że mięso z własnego podwórka jest zdrowsze, niż to ze sklepu, ale jeśli kiedyś zabiję swoją gęś, to choćby była młoda i wyglądała jak sto innych gęsi, dla mnie to wciąż będzie trudne. Kozy nie ubiję nigdy, po prostu wiem, że nie. Miałabym problem nawet z dobiciem kozy, która np. połamała wszystkie nogi i błaga o litość. Tego nie przeskoczę. Ale jeśli “nauczę” się mordować drób, to będę mogła zrezygnować z mięsa ze sklepu. Tak to sobie wymyśliłam, ale czy się odważę, to się jeszcze okaże.

      • KS

        Z takim podejściem do kóz nie możesz nie polubić Pratchetta, zwłaszcza tomów o babci Weatherwax, która hoduje kozy.

        • kanionek

          Jestem pewna, że POKOCHAM Pratchetta, gdy tylko znajdę czas na miłość. W ub. roku wypożyczyłam tom lub dwa z biblioteki, dziś już nawet nie pamiętam tytułów. Przeczytałam kilkadziesiąt stron i BARDZO miesię podobało, tylko co z tego, gdy czasu na czytanie mało i zaraz trzeba było oddać. Mam jeszcze do przeczytania kilka książek, które dostałam od Was, leży Marian Keyes “The Woman Who Stole My Life” (Barbarella pisała, że sobie kupiła, więc z ciekawości weszłam na Allegro, a tam była jedna, jedyna używana, za niecałe 10 zł, no to nie mogłam przepuścić okazji, bo zaraz by ktoś kupił, a nowe są po straszne pieniądze), i tak to wygląda. W ubiegłym roku udało mi się przeczytać dwie książki. Dwie! Za czasów pracy w korpo i mieszkania w bloku potrafiłam przeczytać dwanaście. Miesięcznie.

      • becia

        Gąsior sąsiadki Babci był postrachem mojego dzieciństwa, jak ja się go bałam.. w koszmarach najgorszych moich dziecięcych grał rolę Diabła.. jak on syczał.. a jak się wyciągnął i zaczął trzepać skrzydłami to był taaaaki wielki… strasznie się bałam.. do dzisiaj jak widzę gęsi to się oglądam za jakąś rózgą.. miał na imię Wódz, nawet Azor owczarek dziadka się go bał…

  • becia

    Wiesz co Kanionek… może ja teraz pogadam jak ststryczały stary Indianin ale śmierć może być dobra. Szybka i bezbolesna, bez stresu i przemieszczania. Służąca czemuś. Śmierć jest naturalna, czeka każdego. Dając dobre życie, troskę i opiekę, nie winimy tak bardzo skracając je. Ono i tak by się skończyło. Byle szybko i bezboleśnie. Reszta to tylko ciało.. mięso.. NIE Pan Gęś. Ja nigdy nie oddałabym swojego zwierzęcia do ubojni, mimo nakazów. Poszukałabym kogoś kto zrobi to szybko u mnie lub sama bym się tym zajęła.. właśnie dlatego by mieć pewność że będzie szybka, bezbolesna i znienacka… Sama też bym tak właśnie chciała umrzeć … znienacka, szybko i bezboleśnie. I z pożytkiem dla innych- Rodzina wie, że co się da to do przeszczepów lub badań a reszta spopielenie i jako nawóz pod drzewo. Wiem, niezgodne z polskim prawem, ale kto będzie sprawdzał co to za popiół..

    • KS

      Też chciałabym umrzeć szybko, bezboleśnie i nagle. Ale to byłaby wyjątkowa łaska losu. W polskich szpitalach zwykle nie ma godnego umierania. Jest poniżenie i długotrwały ból. Dlatego jestem za eutanazją. Aby można było sobie skrócić te cierpienia.

    • kanionek

      Becia, ja to doskonale rozumiem i nie mam nic przeciwko samej idei godnej śmierci, ani filozofii “ja im coś daję, one kiedyś muszą oddać”. Ale od słów do czynów bywa czasem tak daleko, że nogi bolą od samego myślenia o drodze ;)
      Wiesz, wyobrażam sobie ten moment, gdy kura, czy gęś, składa głowę na pieńku… I wiesz co? Ona na mnie patrzy. Patrzy tym jednym okiem i wierci mi dziurę w duszy. No i tyle. Mam problem z przerwaniem tego patrzenia.

      Jeśli chodzi o oddawanie do ubojni, to nie ma wyjścia, chyba że masz zwierzęta niezarejestrowane (a obowiązek rejestracji dotyczy nawet jednej świni, choć jeszcze rok temu można było jedną mieć bez kolczyków, na swoje potrzeby). Bo jak inaczej wytłumaczysz ubytek zwierzęcia ze stada? Nawet gdy zwierzę samo padnie (wilki rozszarpią, choroba pokona itp.), to nie możesz go sobie zakopać w ogródku, tylko musisz wezwać specjalnie powołaną do tego firmę (Bakutil), która odbiera od gospodarza zwłoki i daje stosowne zaświadczenie, żeby gospodarz mógł zdjąć zwierzaka z rejestru.

      Z kozami to w ogóle jest pod górę, jeśli chodzi o legalny ubój, bo ubojnie nie chcą się bawić w takie małe zwierzęta i żądają jakichś wydumanych kwot od sztuki. Wiemy od gościa, którego nazywamy Panem Kiełbasą (to ten, co do mnie dzwonił, że stosuję dumping cenowy, gdy wystawiłam ogłoszenie o mleku na sprzedaż za 5 zł/litr), a który chciał kiedyś legalnie ubijać swoje kozy (wiecie, nadmiar kozłów, selekcja w stadzie itp.). No i ubojnia zakrzyczała mu 70 zł od sztuki, co jest o tyle śmieszne, że mięsa na kozie tyle, co kot napłakał, i jeszcze mu powiedzieli, że to i tak w drodze wyjątkowego wyjątku, bo im się nie opłaca bawić w kozie klocki. No to Pan Kiełbasa musiał pójść inną drogą, a jaką to już można się domyślać.

  • becia

    Wiem Kanionku.. te patrzenie najgorsze, szczególnie pierwszy raz .. i drugi też.. choć ponoć ludzie dzielą się na myśliwych i zbieraczy… jak nie masz do tego wewnętrznego przekonania to tego nie zrobisz… Z drugiej strony, mój Dziadek który bił zwierzynę regularnie jak przyszła pora na Czerwoną to sąsiada poprosił a i tak płakał.. To nie tak, że dla ludzi po wsiach kiedyś to była to pestka , dla normalnych zawsze było przykre i chyba tak powinno być, prawda?
    A co do Pana Kiełbasy… im Polaka się bardziej gnębi przepisami tym on bardziej kombinuje .. Choć podobno da się to załatwić zgodnie z prawem i bez ubojni.

  • ciociasamozło

    Hi, hi! Nie tylko Kanionek filmuje swoje rozmowy ze zwierzątkami ;)
    https://www.youtube.com/watch?v=fc7c9gfADuE

    • mitenki

      Panu Ząbku by się przydał ortodonta na te krzywe jedynki :D

    • mitenki

      Są też zwierzątka, które rozmawiają z człowiekiem ;)
      https://www.youtube.com/watch?v=-5yuThKi4I4

      mój też tak gada :D

      • kanionek

        Ten następny lepszy: https://www.youtube.com/watch?v=BKLMcgo80eQ
        Szmatan!
        (u nas tylko Kotek taki rozmowny, ale ostatnio przekonałam się, że koty mogą szczekać. To było wtedy, gdy Gamoń przepełzał pod elektrycznym pastuchem, ale ogon dzierżył zbyt wysoko, a do tego jak zwykle się nie spieszył)

        • mitenki

          Bidulek Gonzales…. głasku, głasku :)
          Mój koteł przy czesaniu robi fikołki i wystawia do góry…. zadek.

          Znów mi się wino z pigwy zrobiło :(((

          • kanionek

            Ale jakie miał potem przyspieszenie! :D

            No jak to – wino? Za mało wódki?

          • mitenki

            :D
            Zasypałam cukrem i zaczęła fermentować.

          • ciociasamozło

            Nam też tak pigwa lubi robić. Keep calm i lej wódę ;)
            A swoją drogą zastanawiałam się czemu, ach czemu ona tak fermentuje i moim zdaniem za mało cukru lub/i za wysoka temperatura.

            Gonzales – szczekający kot biedny, ale też się musi do nowych warunków przystosować. Z przeciąganiem wiewiórki pod drutem może mieć problem…

          • kanionek

            Z tego co czytałam dawno, dawno temu, to ludziom i w lodówce potrafi sfermentować, więc temperatura nie jest czynnikiem kluczowym. Więcej cukru może pomóc. Ale zależy, na co ta pigwa z cukrem nastawiona, bo może za słodko nie będzie dobrze. Jak robię syrop do herbaty, to maks dwa, trzy dni w cukrze te plasterki trzymam, a potem zlewam syrop i do zamrażarki (w pudełku po lodach trzymam, łatwo się łyżką nabiera, bo taki prawie sorbet się z tego robi).

            Właśnie, a propos przystosowywania się do nowych warunków – Mając nie może jednak biegać po łące, bo pierwszy kontakt z drutem zakończył się okropną traumą. Wracaliśmy ze spaceru z pieskami, Mając niechcący zboczył z toru, czyli z drogi gruntowej, i niechcący otarł się o drucik. Drucik kopnął, Mając spanikował, a że nie widzi o co chodzi, to próbował uciekać w złym kierunku, czyli jak najbardziej pchając się przez druty. To było straszne. Przeleciał ze skowytem na drugą stronę ogrodzenia, a słysząc nasze głosy natychmiast postanowił do nas przybiec, więc znów przeleciał przez druty, wyjąc wniebogłosy, a ledwo przeleciał, to zaraz jakimś niewytłumaczalnym odruchem spanikowanego mózgu chciał znowu się w nie wpakować. Pomimo naszego łagodnego nawoływania, mającego na celu naprowadzenie Mająca na właściwą drogę, ten uznał, że nic tu po nim i zaczął uciekać w las co sił w kudłatych łapkach. Wystraszyliśmy się, że rąbnie w drzewo, albo zatrzyma się dopiero w sąsiedniej wsi. Małżonek rzucił się więc w pościg za zbiegiem, a po zaprowadzeniu na podwórko Mając przycupnął u drzwi wejściowych domu i za żadne skarby nie chciał się ruszyć. Nigdzie. No chyba, że do domu. Ale chodzenie po podwórku – wykluczone! Kilka godzin jej zajęło, żeby zebrać w sobie tyle odwagi, ile było trzeba do przejścia paru kroków i zrobienia siku pod krzakiem. A potem – myk! pod drzwi. Na drugi dzień było lepiej, ale Mając stąpał po podwórku jak po polu minowym, a za bramę nie było mowy, żeby wyszedł. Zresztą nadal nie wychodzi. Reszta psów pcha się do bramy jak zawsze, bo to przecież sama frajda pobiegać na dłuższych dystansach, a Mając dziękuję, ale nie. Bo za bramą jest To Coś, co ją zaatakowało i pokarało, zupełnie bez powodu.

          • nw

            Poor Mając…

    • kanionek

      Skurczykłak! Jak on rozbroił tego ślimaka!
      I widać, że ma ochotę na więcej. Gdybym ja miała takiego Pana Ząbka, to on szybko stałby się Panem Tucznikiem. Panem Kulą. Panem Kaszanką!

  • RozWieLidka

    Kanionku, a co słychać u zakwasu? zakwasa?

    • kanionek

      Łoo, Pani! Zakwas szaleje :) Zrobił się z niego prawdziwy, stary wyżeracz. Upiekłam już cztery chleby, jutro będzie piąty, o czym zapewne Wam doniosę w następnym wpisie, gdzieś koło w grudniu po południu, a z zakwasem jestem już na “ty” i się go nie boję – to zwierzak jak każdy inny, chce żreć i mieszkać w ciepłym, żadna filozofia. Kilka razy trafił do lodówki, ale teraz to już chyba bez sensu, bo małżonek tak zasmakował w Tatterowcu, że odmawia kupowania chleba, więc będę piec dwa razy w tygodniu. W ogóle fajna rzecz ten zakwas i jego wesołe bąbelki, albo może to po prostu ja tak mam, że jak coś karmię i to rośnie, to ja się cieszę jak głupi do sera ;)

      • RozWieLidka

        Taa zwierzak i to dosłownie, wystarczy na chwilkę spuścić z oka i zaraz broi. Na przykład mój, dzisiaj, wylazł mi ciasto z blach i rozpaćkał na pół piekarnika. Tak, że czujność musi być 😉

        • kanionek

          No właśnie – mój z początku był niemrawy, a że miałam piec pierwszy chleb już siódmego dnia od nastawienia zakwasu, to na ostatnią noc dosypałam mu mąki żytniej razowej (wcześniej jechał na jasnej, typ 720). I wtedy dopiero oszalał ze szczęścia :)
          A trzy dni temu w nocy wylazł ze słoika, pokonawszy czapeczkę z celulozy, i przeniknął w głąb grzejnika (stał na parapecie). Zastanawiałam się, jak to wyczyścić, ale niepotrzebnie – gdy małżonek wieczorem zaczął palić w piecu i kaloryfer się nagrzał, to po jakimś czasie grzecznie wysypały się z niego takie płaskie bagietki :D
          Hodowanie tego zakwasu to jest połowa całej frajdy z pieczenia chleba, serio. A przynajmniej dla mnie, bo chleb i tak głównie małżonek zjada, a ja sobie patrzę na słój ze zwierzakiem. Ale pierwszą, jeszcze ciepłą kromkę zjadam ja – z masłem i miodem.

          • aga

            Kanionku, piekłam kiedyś chleb na zakwasie, uwielbiałam go, ale zniechęciła mnie właśnie kapryśność tego “Zwierzątka”. Zakwas po parunastu dniach pokrywał się na wierzchu takim szarawym, pomarszczonym kożuchem. I to niezależnie od tego, czy stał w ciepłym, czy w lodówce. Uznałam, że to pleśń i za każdym razem nastawiałam nowy. Tymczasem teściowa mówi, że to mąka na wierzchu wysycha, zdejmuje kożuch i piecze. Robi Ci się coś takiego?

          • kanionek

            Aga – nie wiem, czy mówimy o tym samym, ale się wypowiem: u mnie jak dotąd zakwas nie miał okazji stać zbyt długo w lodówce (stał 6 dni), ale gdy stał, to dorobił się kożuszko-skorupki na wierzchu (moja lodówka ma ten cudowny system odprowadzania wilgoci na zewnątrz, dzięki czemu marchewka wysycha w niej na mumię egipską, a słoiczek nakryłam ręcznikiem papierowym). Jeśli zaś nie stoi w lodówce, to jest przynajmniej raz na dobę dokarmiany (a gdy mi zależało na szybkim uzyskaniu większej ilości, to karmiłam dwa razy na dobę), więc i mieszany przy okazji, i nie ma czasu się ubrać w kożuch :D
            Ja jestem młodym hodowcą zakwasu, ale czytałam, że albo w ciepłym i karmimy, albo do lodówki, ale i tak raz na tydzień trzeba wyjąć do ciepłego, nakarmić, dać popracować minimum kilka godzin, i wtedy można znów do lodówki. Jeśli się nie piecze regularnie, albo piecze się chleby z małą ilością zakwasu (np. dwie łyżki na zaczyn i to wszystko), to wtedy powstaje problem z nadmiarem zakwasu, a nie ma sensu trzymać litra w lodówce. Ja na razie tego problemu nie mam – tatterowiec żre aż 400 g, a małzonek potrzebuje średnio dwa bochenki na tydzień, więc zakwas sobie radośnie pracuje w ciepłym non stop.

          • RozWieLidka

            Aga, mi się robi. Nawet go nie ściągam, tylko razem z resztą wrzucam do ciasta, rozbełtuje i wyrabiam. Efekty opisałam powyżej ;)

          • kanionek

            O, RozWieLidka, do Ciebie też to samo pytanie: pieczesz tylko chleby foremkowe, czy w lepienie bochenków też się bawisz? Wiem, że żytnie i te z przewagą mąki żytniej, czy te na samym zakwasie, to tylko w foremkach, ale marzy mi się chleb pszenny na zakwasie żytnim, taki w przaśnym bochenku. Z tego jednak co czytam, to trochę wyższa szkola jazdy.

          • becia

            E tam, Kanionek, jaka wyższa szkoła jazdy.. po prostu niektórych nie zrobisz okrągłych bo mają baardzo luźne, wręcz kleiste ciasto. Te wyrastające w koszyczkach po prostu więcej czasu wymagają. Trzeba tylko dobrze ścierkę mąką obsypać, przed włożeniem do miski/koszyczka, po wierzchu sypię też mąkę i zakładam ściereczkę. Jak wyrośnie, delikatnie przekładam na patelnię, nacinam i do piekarnika. Raz wyrośnie lepiej raz gorzej ale filozofii żadnej nie ma. A jak przyklei się do ściery to lekko się może rozbabrać, to wtedy plaskaty jest. Tą żeliwną patelnię to oczywiście rozgrzewam razem z piekarnikiem, to taki mój zamiennik kamienia do pieczenia jest. Spróbuj, spierdzielisz raz czy dwa a potem będzie dobrze, jak ze wszystkim:)

        • Aga

          Czyli kożuch na zakwasie jeszcze Cię nie zabił? Kurczę, to chyba nastawię.
          Kanionku, mi się na takim ok. dwutygodniowym zakwasie robi kożuch i w lodówce na głodnym, i w ciepłym między karmieniami. A chleb pszenny na żytnim zakwasie z koszyczka piekłam, nie tak źle, jedynie w piekarniku musi być wilgotno, więc wykombinuj naczynie z wodą, które zmieści się obok chleba I nie pęknie

          • Aga

            A przepisy na chleb brałam zawsze z przepisnachleb.pl, polecam, bardzo rzetelnie prowadzona strona

          • kanionek

            Aga, ja ten kożuch z lodówkowego leżakowania wyrzuciłam bez żalu, bo mój zakwas jest już na takim etapie, że odradza się choćby z “wyskrobków” ze słoika.
            Czytałam, że nie ma być wilgotno przez cały czas, tylko przez pierwsze 10 minut lub coś koło tego. A pytałam Was o chleby z koszyczka, bo dzisiaj sobie taki chlebor upiekłam, dwukilogramowy :D I mój problem polega na tym, że po wyłożeniu z “koszyczka” (oczywiście nie mam żadnego koszyczka, użyłam miski wyłożonej ręcznikiem, który obsypałam mieszaniną mąki pszennej i ziemniaczanej – faktycznie się nie przykleił) na deskę, celem go wsunięcia na blachę piekarnika, chleb mi się “rozlał”, momentalnie – wylazł z dwóch stron na stół. Zebrałam mu boki w troki i szybko wrzuciłam do pieca, wiedząc z dotychczasowej lektury róznych chleblogów, że to mu popsuło delikatną strukturę, i byłam bardzo złej myśli. A dokładnie w tej chwili wcinam piątą kromkę najsmaczniejszego chleba, jaki jadłam od lat. Owszem, kromka ma długość mojego przedramienia, i owszem, chleb wyszedł ciut płaski, ale co do miąższu, jego struktury i smaku, jak i do chrupiącej skórki, to się nie mogę przyczepić. Nie chciałam niczego w stylu “najprostszy chleb na świecie”, chleb dla idiotów” itp., bo jak mam coś robić, to chcę żeby było warto, więc wybrałam przepis, w którym przygotowuje się aż trzy zaczyny (biga, poolish i zaczyn na zakwasie) w trzech naczyniach, zostawia na noc, a dnia następnego jest dalszy ciąg zabawy, czyli ciasto właściwe, mieszanie z zaczynami, wyrabianie, wyrastanie, wyrabianie, wyrastanie i… same wiecie. W sumie zeszło mi prawie jedną dobę od wyciągnięcia mąki z szafki do ukrojenia kromki, ale kurde, kocham ten chleb. Tylko nastepnym razem wolałabym, żeby się nie rozlał jak tyłek Kardaszianki na karimacie. No i zrobię z połowy porcji, bo to koło młyńskie, co teraz upiekłam, to mi na miesiąc wystarczy.

          • becia

            Ot cichociemny Kanionek. Upiekł najsmaczniejszy chlebuś jaki jadł a tu dziewicę koszyczkową udaje :):) Kurde ale bym zjadła takiego chlebka.. zapachniłaś mi całą wyobraźnię… masz chusteczkę? pociekło mi… ;)

          • kanionek

            A właśnie! Pachniało jak w prawdziwej piekarni, NARESZCIE. Bo przy tych razowcach małżonka to nie to samo, choć tatterowca również lubię. Ale ten zapach dzisiejszy był podróżą w czasie – pamiętam zapach z piekarni o poranku, z czasów komuny jeszcze. Na gdańskiej Oruni, gdzie mieszkała moja Babcia, była piekarenka pana Szuty, w tej samej kamienicy. I byli tam prawdziwi piekarze, cali w mące, których się widywało, gdy tachali worki z mąką “na zakład” z jakiegoś dostawczego Żuka. I ta piekarnia sprzedawała na miejscu, a bułki pszenne, takie podłużne, z nacięciem, to pamiętam do dziś.

            No i nie chciałam udawać koszyczkowego niewiniątka, tylko się dowiedzieć, dlaczego mi się chleb rozpłynął, więc najpierw zapytałam, czy takie robicie :) No więc dlaczego mi się rozpłynął? Robiłam wg przepisu, wagę mam superdokładną, te składniki co miały po 0,2 grama ważyłam na serowarskiej do bakterii, ona zaczyna ważyć już od jednej dziesiątej grama. Wiem, że mąka mące nierówna, każda inaczej łyka wodę, bla bla, ale… NO DLACZEGO? :D

          • becia

            A dlaczego kozy Pacanka już nie chcą? Przyroda kochana swoje wi i się nie tłumaczy. Może szczypta mąki za mało było albo zakwas za rzadki? Za dużo wyrastał albo za mało. Żywe to jest. Popiecz z tego samego przepisu kilka razy i wyczujesz. Na moje ciut za mało zwarty był więc albo za luźne ciasto było czyli to ciut ciut za mało mąki albo za długo wyrastał. Kto to wie..?

          • kanionek

            A ja się boję, że za każdym razem będzie to samo, i się zniechęcę, a to jednak trochę zachodu jest. Wczoraj paczałam sobie na ten filmik: https://www.youtube.com/watch?v=45z18TtFijU, i tej pani okrągły chleb wyszedł jak malowany, nic jej się nie rozlało, a specjalnie zwracałam uwagę na konsystencję ciasta, żeby wiedzieć czego się spodziewać. A dzisiaj obejrzałam sobie jeszcze raz i dotarło do mnie, że ona mów, że dzieli to ciasto na porcje po około 1 kg. Może ten mój pocisk armatni był zwyczajnie za duży, żeby się w kupie utrzymać? Następnym razem podzielę ciasto na dwie porcje, albo i trzy, i zobaczymy. Zakwas mam dość gęsty, ale pojęcia takie jak: gęsty, miękki, luźny, są mało precyzyjne, a w przypadku chleba kluczowe.

          • kanionek

            A tu facet pokazuje, jak formować bochenki z ciasta o wysokim stopniu uwodnienia, nawet do 80%: https://www.youtube.com/watch?v=vEG1BjWroT0
            Jak on to pięknie robi! Mogę patrzeć i patrzeć. Zaklinacz ciasta normalnie. Pokazuje powoli, ale to na potrzeby filmu, a w okolicznościach nieinstruktażowych pewnie śmiga jak wariat.
            Ja pierniczę, znowu się nie wyśpię, bo PACZAM CHLEP.

          • paryja

            Kanionku, spróbuj wyrastać chleb w lodówce przez noc, ciasto wtedy jest stabilniejsze .
            Wielokrotne składanie ciasta przed włożeniem do koszyka też poprawia jego strukturę. Spróbuj też użyć innej mąki. Blacha na którą zsuwasz chleb musi być mocno nagrzana . Ja z braku kamienia składam razem dwie blachy od mniejszego niż mój piekarnika i one jakoś dają radę.
            U Ciebie to może być jeszcze problem z piekarnikiem gazowym.
            Porażkami się nie przejmuj, one się trafiają i już :) ostatnio tatterowiec (który nie ma prawa nie wyjść !) “wyrósł ” mi na wysokość dwóch centymetrów i miał konsystencję pumpernikla :D , po wysuszeniu smakował osiołkowi bo kozy sobie z nim nie radziły :)
            Najpyszniejszy na świecie jest chleb “polski” . Bochenkowy ale bez tych wszystkich bigów i poliszów . Na początku przygody z chlebem jeszcze pamiętałam że mi któryś tam zaczątek fermentuje i na czas go wykorzystywałam, teraz zdarza mi się obudzić w środku nocy z okrzykiem “o k….a , przecież ja chleb piekę ” i lecieć do kuchni ratować ciasto które się rozlazło po całym blacie bo zapomniałam do koszyczka i lodówki włożyć :)

          • Becia

            A ja największe zaufanie mam do przepisów Liski. Od jakiś 11 lat z nich korzystam.
            http://pracowniawypiekow.blogspot.com/

          • kanionek

            Becia, tam też już byłam :) Obleciałam niczym perszing kilka blogów, stron “chlebowych”, setki komentarzy (w komciach jest dużo istotnych informacji), i przede wszystkim podziwiam te dziewczyny, w tym Liskę, że one mają tyle cierpliwości i odpowiadają na wiecznie powtarzające się pytania. A najlepsze są takie w stylu: “pomocy, zaraz piekę ten chleb, czy mogę użyć cementu zamiast mąki, bo nie mam, cukru zamiast soli, bo zapomniałam kupić i farby emulsyjnej zamiast wody, bo u mnie akurat awaria wodociągów. BARDZO PROSZĘ O SZYBKĄ ODPOWIEDŹ” ;)
            Naczytałam się jak smok, teraz mam ochotę upiec sto chlebów naraz, z czego 99 mi nie wyjdzie, bo taki piekarnik… Ale tatterowiec opanowałam do perfekcji! Tylko wody wciąż muszę dawać prawie dwa razy tyle, co w przepisie, bo inaczej zamiast ciasta “lepkiego i luźnego” mam cegłę, w którą palca nie wbijesz, a co tu mówić o wyrabianiu. Ale wiem już, jaka konsystencja jest idealna, ile toto musi siedzieć w moim piekarniku, i efekt jest taki, że chleb pięknie wyrasta, po wyjęciu z pieca nie opada ani na milimetr, no i po kilku dniach smakuje i wygląda, jak dopiero upieczony. Dzięki Wam to wszystko, bo wśród setek przepisów na chleb nie wiem, czy wybrałabym akurat ten na moje pierwsze popisy.

  • becia

    Jako nawiązanie do naszej rozmowy i prośby Kanionka

    http://mojekonikipolskie.blogspot.com/2016/11/wazna-sprawa.html

    • Dobrze by było, gdyby w liście nie było błędów ortograficznych. Styl i słownictwo niestety jak naszej polityki. Nie rozumiem, dlaczego ludność pochodzenia żydowskiego ma nie lubić kozich czy innych serów wytwarzanych przez małych producentów. Po tekście zawszone pejchy, ci którzy kupowali, a według autora listów mają niewłaściwe pochodzenie lub rzadko zażywają kąpieli, mogą zmienić preferencje na Danona. Rozumiem czemu ten list powstał, nie rozumiem jednak dlaczego, skoro sprawa jest rzeczywiście istotna jest taki nieprzemyślany, niekonkretny, w dużej mierze skupiający się na inwektywach i stereotypach, a niestety nie skupiający się na faktach.

      • I żeby nie było, rękoma i nogami popieram ideę, ale nie formę.

      • Doczytałam, to był wstęp autora listu, w liście nie ma inwektyw i błędów. Na szczęście. To był wstęp. Rany kota, po tym wstępie tak mnie powaliło, że umknęła treść właściwa. Ten wstęp to już rzeczywiście polityka.

        • Becia

          Daleka jestem od polityki, chodziło mi o to że niedługo nikt nie będzie mógł kupić żywności od rolnika czy małego przetwórcy. Tak w odniesieniu do apelu Kanionka o kupowaniu żywności od małych producentów.

          • agiag

            Intencja listu słuszna, jak najbardziej. Ale wstęp – tak ohydnie napisany – sprawił, że od jego twórcy, wolałabym trzymać się z daleka. Rozumiem, że pod wpływem emocji był pisany, ale nienawiść z niego bijąca mnie przeraziła.

    • kanionek

      Ha ha, a nie mówiłam? To znaczy wcale nie jest mi do śmiechu, śmieję się tak raczej gorzko. Ktoś tu nie tak dawno, pełen optymizmu pisał, jak to szykuje się ustawa, dzięki której mały rolnik będzie mógł sprzedać słoik dżemu i kawałek sera, i sobie uczciwie zarobić. I wszyscy byli skupieni na tym, że BĘDZIE MÓGŁ, i na tym, do jakiej kwoty rocznie będzie zwolniony z podatku i innych upierdliwości. A my wiedzieliśmy, że zapisy dot. wymogów sanitarnych nie zostaną zmienione, bo wcale nie o to chodzi, żeby ROLNIK MÓGŁ, tylko żeby WYGLĄDAŁO jakby mógł.
      Idę o zakład, że w telewizjach i gazetach to będzie przedstawione jako dobra zmiana, a tak naprawdę to jest gówno-nie-zmiana.
      Listy i petycje, nie obraźcie się dobrzy ludzie, nic nie dadzą. Śledzę walkę środowiska e-palaczy z niedawno wejszłą w życie ustawą dot. sprzedaży wyrobów tytoniowych, i oni mają w swoim gronie prawników, chemików, biologów i aktywistów, i gówno z tego wynika. Minister zdrowia kłamie jak z nut, dziwnym przypadkiem pomijając wszystkie dotychczas przeprowadzone badania, z których każde dowodzi mniejszej szkodliwości e-fajek od palenia tytoniu, media wciskają kit ludziom, którzy nie mają czasu wnikać, bo całe życie zapieprzają żeby przeżyć, a chodzi, jak zawsze, o pieniądze. Akcyza, podatki, haracze, myto, daniny. Gdyby Ministerstwu Zdrowia chodziło o zdrowie, palenie tytoniu byłoby zakazane, ale że każda paczka fajek to w ponad osiemdziesięciu procentach czysty wpływ do budżetu, to nigdy to nie nastąpi. A z e-papierosów budżet państwa nie miał nic.
      A wracając na nasze gówniane, wiejskie podwórko: mały rolnik jest państwu niepotrzebny, a może być szkodliwy. Mały rolnik kitra dla siebie małą ilość ziemi i robi na niej jakieś hokus-pokus, i nie wydaje tylu pieniążków w sklepie, co powinien. A do tego może jeszcze sprzedać “płody” (a to jest straszne słowo) innym ludziom, i wtedy oni też nie zapłacą waty w sklepie. Co gorsza – może udowodnić, że żywność jest jadalna, i wtedy więcej ludzi będzie chciało zostać małymi rolnikami, i do czego to, kurnablać, doprowadzi? Że pół narodu będzie sobie żyło, jak na jakichś rajskich wczasach, z pracy własnych rąk, i z pominięciem państwowego palca w dupie?
      (proszę ostatni akapit potraktować z pobłażaniem; mnie się nie chce rozpisywać i zagłębiać, bośmy dzisiaj gnój z koziarni wyrzucali, przy lekkim przymrozku i z gównogradem sypiącym w oczy)

  • Becia

    A mnie zastanawia jedno.. nasi politycy zwalają te wszystkie obostrzenia na przepisy unijne, ze musimy nasze prawo dostosować bo sankcje itp. itd. A jakoś mali rolnicy we Francji produkują te swoje serki, w Holandii byłam w knajpce w starej oborze gdzie podawali własny alkohol, z pielgrzymki po Hiszpanii chrześniaczka przywiozła mi wędliną lokalną od rolnika który prowadzi małą masarnię. Widziałam film o angielskiej wsi gdzie dwie babki produkowały lody z owczego mleka, takim dużym mikserem w kuchni i sprzedawały w zwykłych sklepach. No to jak, kurde, to nie Unia, ichnie przepisy tam nie obowiązują? Czy po prostu nasi politycy są nadgorliwi?
    Na potwierdzenie, przykłady od Gorzkiej Jagody którą po cichutku wielbię
    http://krycor.blogspot.com/2016/02/im-wiecej-gwiazd.html
    http://krycor.blogspot.com/2014/11/mae-jest-piekne-i-opacalne-czyli-sposob.html

    • Iza

      Tak sobie myślę, że nadgorliwość naszych polityków to jedno, a pokutujące od czasów sprzed akcesji błędy polskich tłumaczeń dyrektyw unijnych to drugie. A wiecie, jak to w przepisach prawnych – każde słowo ma znaczenie… Więc mamy kumulację jednego z drugim, niestety. :(
      A tak a propos tej produkcji drobnotowarowej, to ja nie o Francji, bo praktycznie nie znam, tylko o Hiszpanii bym może… Bo jest tak: Hiszpania weszła do UE w 1985 r., myśmy tam zaczęli jeździć w różne regiony gdzieś po 1990 roku.
      I najcudniejsze w Hiszpanii były autentyczne wiejskie bodegi, znaczy winiarnie. Właściciel bodegi skupował od okolicznych rolników wino w wielkich dębowych beczkach, stawiał u siebie rządkiem i klienci mogli spróbować przed kupnem, czy jakiemuś Hernandezowi wino się udało lepiej czy gorzej w danym roku, a może akurat Gonzalez tym razem zrobił lepsze… Było swojsko, przaśnie i smacznie, szklaneczki się własnoręcznie płukało pod kranem, zagryzało winko swojskim serem, kupowało przy okazji lokalną oliwę i miód na dzbanki, oliwki czy migdały prosto z worka… Super.
      I przez jakieś 10 lat było tak fajnie (czyli UE się nie mieszała wcale), a potem te lokalne bodegi zaczęły znikać po kolei. Jedziemy (powiedzmy) specjalnie te 100 km, bo Jose zawsze miał taki Jerez, że jacieniemogę, a tu duuupa, nie ma Josego, jest piwiarnia albo i Chińczyk. :( Potem się już tylko spółdzielnie rolnicze ostały z resztkowymi sklepikami typu nasz GS, gdzie jeszcze można było dostać lokalne wyroby po staremu, a teraz już jest prawie całkiem dupa i NIE MA. :( :( :(
      Pytaliśmy miejscowych prawie płacząc, jaka cholera nam bodegi wytłukła – więc ponoć ichniemu Sanepidowi nie podobały się warunki sprzedaży i przechowywania, że w drewnianych beczkach to brak higieny i takie tam (Fenicjanie robili wino w drewnianych i wymarli, no fakt :P ), że muszą być stalowe kadzie i regulacja temperatury albo opakowania fabryczne, sterylne… Niech się qqqq sami wysterylizują, będzie chociaż jakiś pożytek!!! ;( ;( ;(

      • kanionek

        Taa, z jednej strony wszystko “fabryczne i sterylne” (Michael Jackson żył sterylnie i umarł młodo), a z drugiej – jak się koncernowi nie uda jogurcik i spleśnieje, to się robi akcję “oddaj jogurcik, zwrócimy pieniążek” i po sprawie. Akcję koncern wrzuca sobie w koszty, albo i nie, nie musi, stać go na błąd. Mały wytwórca odwali chałę – ludzie zrażeni omijają go szerokim łukiem. Dlatego mali wytwórcy mogą nie mieć sterylnych kadzi ze stali nierdzewnej, pięciuset umywalek na metr kwadratowy i opakowań z ładnymi obrazkami, ale będą dbać o jakość swoich wyrobów, bo to często ich “być, albo nie być”. Masówka, standaryzacja, sterylizacja, kastracja smaku… Wszystko dla naszego dobra ;)

      • Mirka

        nie rozumiem tego zdziwienia.
        Przecież to właśnie zawdzięczamy wielkoeuropejskiej, światłej “Uni”. Tej samej, z którą sie ci zacofani, zakompleksieni, prowincjonalni Brytyjczycy pożegnali.
        Jak dla mnie- Spain-exit, Pol-exit, It-exit, oczywiscie – V4-exit i otaczamy twarde jadro niemniej twardym murem. Niech sie Niemcy z Holendrami sami sterylizują. Z Francuzami – jeżeli tym sie tez chce (chociaz – tam również zdaje sie prowincjonanlni zakompleksieni dochodzą do głosu, wiec Gallia całkiem stracona nie jest).

        Pozdrawiam

  • becia

    Zresztą Francja to ciekawy przykład. W wolnej chwili będę musiała głębiej pogrzebać w literaturze. Oglądałam bowiem w ten weekend film “Zielone miasto” czy jakoś tak. O Paryżu. Wyobraźcie sobie Kozy drogie, iż oni na dachach wieżowców i bloków zakładają pasieki. Pomyślałam sobie – trynd taki modny, adoptuj pszczołę itp. Ale nie – oni wprowadzają pszczoły do Paryża bo na wsi jest za duże zanieczyszczenie chemiczne i po prostu pszczoły im padają! Ogródki warzywne Paryżanie zakładają pomiędzy blokami, na starych torowiskach, przy drogach wewnętrznych. Myślałam sobie- nieźle im odbiło, ołowiu im mało w organizmie. A tu niezależne instytuty robią badania i co -sumarycznie te warzywa zawierają mniej szkodliwych substancji niż sklepowe z uprawy wielkotowarowej a witamin mają 2 razy więcej. Gdzieś Gorzka Jagoda na swoim blogu pisała iż francuskie ministerstwo rolnictwa oficjalnie przyznało iż większość gleb we Francji zajęte pod produkcje wielkotowarową jest martwa i należy promować rodzinne gospodarstwa stosujące ekologiczne zasady uprawy gleby. U nas chyba by to politykom przez gardło nie przeszło. My na szczęście jeszcze nie mamy tak zniszczonego środowiska. Jeszcze. Ale na przykład w zeszłym roku w Wielkopolsce zanotowano już pierwsze suche burze pyłowe. Wieloobszarowe uprawy kukurydzy swoje zrobiły..

    • agiag

      Tak trochę nie na temat, ale w nawiązaniu;) – czytałyście “Historię pszczół”? Niesamowita powieść, jak dla mnie.

    • Ewa

      Witam, dawno dawno temu zasuwaliśmy z małżonkiem fizycznie we francuskich sadach i nie mogłam pojąć co jest nie tak, no i pojęłam te sady były ciche albo głuche, tam panowała absolutna cisza, na ogromnych terenach ani jednego ptaszka, robaczka, czy innej żywizny, nie można przecież jeść jabłek z robaczkiem, tak to było dawno temu, myślę że teraz jest gorzej.
      Kanionku , trzymam kciuki za Ciebie, Małegożonka i wszelakie żyjątka małe i duże

      • nw

        Ewo, ktos mi kiedys (kilka, moze 10 lat temu) zwrocil uwage, ze jak sie latem jedzie przez Niemcy i wjezdza do Polski, to od razu widac (doslownie!) roznice: w Polsce na przedniej szybie natychmiast laduja wszelkiej masci owady. A do granicy szyby czysciutkie.
        Nie wiem jak jest teraz. Dosc dawno nie robilam dlugich tras samochodem.

      • kanionek

        Dziękuję, Ewo :)

    • nw

      Beciu, u nas takie miejskie pasieki tez powstaja. Wiem na pewno, ze sa w Warszawie i kilku innych duzych miastach (Wroclaw, Lublin?). I tez slyszalam o tym, ze dla pszczol mijeskie srodowisko bezpieczniejsze, bo nie ma glupich rolnikow robiacych opryski przed zmrokiem czyli kiedy jeszcze pszczoly pracuja.
      Czytalam niedawno o pszczelarzu, ktoremu cala wedrowna pasieka padla, jakis pan na hektarach spieszyl sie z opryskami, bo wieczorem w tv mecz!

      • Becia

        Fajnie, że u nas też :)

        • Bo

          Czasem wystarczy pozwolić urosnąć na trawniku mniszkowi i koniczynie. Zresztą jest mnóstwo pięknych “chwastów”, ktore cudownie wyglądają wśród ździebeł trawy czy też na rabatach.
          Mam na działce skarpę, której pozwalam żyć swoim życiem. Koszę tam dwa razy w roku, pozwalam rosnąć wszystkiemu, co chce tam wykiełkować. Jest różnorodność gatunków roślin, jest też mnóstwo bezkręgowców. Ten fragment mojego ogrodu żyje na całego i gra jak cudowna sekcja bzyczkòw w najlepszej orkiestrze.
          Tylko trzeba zerwać z tradycją przydomowych cmentarzyków (kiedyś nazwałyście tak w komentarzach posesje z tujami i króciutko przyciętą trawką), na których nie toleruje się żadnych roślinnych intruzów i od razu wytacza się przeciwko nim broń chemiczną. A trawka i iglaczki mają się dobrze podsypane nawozem z kartonika. Aha, jeszcze liście, jeśli się – o zgrozo – pojawią na trawce natychmiast są zagrabione, zapakowane w plastikowy wòr i wystawione do śmietnika.
          No i mamy obrazek: Cmentarzyk i grabarz (bo grabi). Brrrr.

          • kanionek

            Bo – trafiłam kiedyś przypadkiem na dyskusję o trawnikach (w internecie, rzecz jasna, bo gdzie ja bym do porządnego towarzystwa pasowała) i byłam w szoku. Nie wiedziałam, czy to śmieszne, czy straszne. Jak ci ludzie przeżywają pojawienie się mniszka wśród świętej trawy! Jakie wymyślne sposoby tępienia wszelkiego zła mają (a złe jest wszystko, co nie jest trawą), jak oni potrafią na czworaka posuwać z nożyczkami w ręku i tropić oset, albo inną partyzancką świnię! Największy dramat to oczywiście krety i ich kopczyki; ci ludzie nie śpią po nocach, bo SŁYSZĄ, jak te skurwle im korytarze pod trawnikiem ryją. Albo weź takiego chwasta, który ma długi, palowy korzeń. Toż to trzeba głęboko wykopać, i w tym miejscu zostaje szpetna plama ziemi, to trzeba natychmiast obsiać, no ale już i tak jest nirówno, bo zanim ta trawka dorośnie…

            Jak ja bym chętnie przyjęła te wszystkie worki z liśćmi! Liście są do ogrodu wprost cudowne, dobrze ściółkują, szybko się rozkładają, mnóstwo pożywnej materii organicznej, na liściach zagrabionych z leśnej drogi to mi TAKA kapusta wyrosła!

          • ng

            Nie cierpię szlaczka z tuj wokół ogrodzenia. Raz że nic nie widać, a u mnie akurat widok na las, to jeszcze się toto rozrasta i zajmuje cenną przestrzeń ogrodu (nie wszyscy mają hektary, niektórzy tylko kilkaset metrów ogródka). Jako że mieszkam w/koło lasu sosnowo-dębowego, więc gleba u mnie raczej kwaśna i piaskowa, a drzewa mocno zacieniają teren. Warunki idealne dla mchu. Może i kiedyś miałam ambicję, żeby mieć trawkę jak na polu golfowym, ale się w porę zorientowałam, że to walka z wiatrakami. Odkąd zaakceptowałam mech i inne “zielsko” na trawniku, żyjemy w pełnej symbiozie. I teraz to ja widzę same zalety tego mchu z trawą – mniej koszenia, mięciutko i zieloniutko – bajka po prostu.

  • Jagoda

    Prawda jest taka, że nasi politycy dorywają się do władzy jak świnie do koryta (przepraszam za oklepany kolokwializm). I to po kolei wszystkie opcje. Tam nie ma fachowców, obsadzają wszystkie możliwe stanowiska rodzinami i kolesiami. Wydawało im się, że pieniądze bierze się z bankomatu, naobiecywali, narozdawali…. i stop… nie ma kasy. Najłatwiej wziąć od maluczkich, bo tych jest dużo i nie zorganizowani.
    A w innych krajach unijnych działają kooperatywy troszczące się o interes małych rolników, jest ciągłość działań. I ludzie chodzą na wybory! Jak im się nie podoba to wychodzą na ulice protestować. Byłam zadziwiona ilością manifestacji każdego dnia w Barcelonie, małych i dużych, w różnych sprawach. Ludzie walczą o swoje.
    Jesteśmy sami sobie winni, nie poszliśmy do urn, protestujemy głównie klikając i mamy to co mamy.
    Niech chcę Was dołować, Kozy kochane, ale tak to widzę.
    Pozdrawiam.

    • ciociasamozło

      Jagoda, z pierwszym akapitem zgadzam się całkowicie. Natomiast jeśli chodzi o drugi – chyba ciągle mamy skłonność do idealizowania “zagranicy”. Wydaje mi się, że jesli chodzi o skuteczność demokracji, chodzenie na wybory i kooperatyw itp. to w innych krajach Unii wcale nie jest tak wesoło, chociaż zapewne w kwestii “małej produkcji” mają lepiej. Po prostu nie generalizowałabym, że pod każdym względem jest tak fajnie.
      A co do ilości demonstracji niezadowolonych obywateli – zdaje się, że Warszawa nie ustępuje Barcelonie ;) Przynajmniej jako mieszkanka stolicy odnoszę wrażenie, że nie ma dnia bez co najmniej jednego protestu. Tyle, że nasze władzunie i tak wiedzą lepiej czego obywatelom potrzeba (teleranka, ośmioklasowej podstawówki i Wielkiego Brata pilnujacego każdy aspekt życia…) a niezadowolego traktują jak upierdliwe dziecko, element animalny czy gorszy sort niegodny uwagi.

      • nw

        “nasze władzunie i tak wiedzą lepiej czego obywatelom potrzeba (teleranka, ośmioklasowej podstawówki i Wielkiego Brata pilnujacego każdy aspekt życia…)”
        Ciociu, to sa teknoty pewnego starszego pana z Zoliborza;)
        A ze ma w reku wszystkie sznureczki, to spelnia swe marzenia powrotu do czasow mlodosci, a moze i dziecinstwa:)

  • Jagoda

    Jednak było ostrzeżenie przed wyborami, jak Szydło w czasie kampanii machała niebieskimi skoroszytami mówiąc, że na początek mają 100 gotowych nowych ustaw, prawda?
    Nie generalizuję, że jest tak fajnie za granicą – mają trzęsienia ziemi, a my nie …

    • ciociasamozło

      Włosi mają horrendalną biurokrację, Anglicy Brexit (no, ci do urn poszli ;)), Hameryka Trumpa, a my…
      http://demotywatory.pl/4709686/Ten-moment-gdy-przez-Polske-wstajaca-z-kolan
      ;)

      • nw

        No ja nie wiem czy lekarstwem na kulejaca demokracje jest masowy udzial w wyborach. Wrecz uwazam, ze lepiej byloby, zeby wielu z tych, ktorzy glosowali w ostatnich wyborach, zostalo w domu…
        Co do pryszlych wyborow u nas i w calej Europie jestem niestety zlej mysli.
        Ludzie poddawani sa zmasowanej propagandzie, manipulacji, na skale do tej pory niewyobrazalna. Wydawalo nam sie, ze internet to bedzie medium, kotre zapewni roznorodnosc zrodel informacji, a przez to latwiej bedzie dotrzec do jakiejs obiektywnej wizji rzeczywistosci.
        Niestety, okazuje sie, ze wiekszosc z nas zadowala sie haslowa “informacja”, memami, obrazkami, krzykliwymi naglowkami. Niczego przy tym nie weryfikujac, wierzac na slowo/obrazek. Wystarczy, ze na fb pokaze sie jakis chwytliwy krotki tekst, badz mem, a udostepniany jest dziesiatki, setki tysiecy razy i zyskuje dla wielu range wiarygodnej informacji.
        Cos takiego obserwowalam pierwszy raz (na taka skale) w 2015 roku u nas. Okazja byla znakomita (wybory, kryzys uchodzczy), a i spece naprawde niezli (ten caly Szachermacher, czy jak mu tam).
        Oprocz tego niewatpliwa cyberofensywa naszego wielkiego wschodniego sasiada.
        Takze ten….

        • kanionek

          A gdzie jest obiektywne źródło najczystszej prawdy?

          • zeroerhaplus

            W Radiu Maryja, co się pytasz :D

          • nw

            Nie mam ambicji by je wskazac:)
            Ba, ja nawet porzucilam juz nadzieje, ze ono istnieje;)
            A powaznie: to przeciez mozna weryfikowac jakies info w kilku roznych zrodlach informacji.
            Nie dajmy sie zwariowac, ze wszyscy klamia!
            Odrobina zdrowego sceptycyzmu, troche logicznego myslenia i mozna zalozyc, ze jakies zrodlo jest w miare wiarygodne.
            Tak jak z ludzmi. Poznajac kogos lepiej, mozesz ocenic czy ma sklonnosci do konfabulacji, czy klamie swiadomie dla wlasnej wygody/interesu itp., a moze czlowiek Cie dotad nie zawiodl i zakladasz, ze mowi prawde (choc moze sie mylic co do faktow, ale nie celowo!).

          • kanionek

            Mam wątpliwości. To znaczy owszem, jeśli Żozefin mi powie, że nie przerobiła gąsiora na zupę, bo polubiła zwierzęta i gąsior dożyje u niej emerytury, to zaczęłabym podejrzewać, że kłamie. Ale w przypadku spraw tak niezwykle złożonych, jak polityka, gospodarka, finanse? Nie wystarczy zaufać intelektowi czy intuicji, bo trzeba znać szeroki kontekst, czasem historyczny. Niektóre decyzje podjęte dzisiaj przez taki, czy inny rząd (albo rządy kilku państw) mogą być obliczone na długofalowe, odległe w czasie efekty. Trzeba mieć pamięć słonia i pojemność mózgu kilku terabajtów (i sprawny procesor o dużej mocy obliczeniowej) żeby połączyć kropki i dojść do właściwych wniosków, a bywa, że te wnioski wyciąga się za późno. Weź też przeciętnego człowieka, zajętego pracą i rodziną, i wymagaj od niego przerobienia codziennych wiadomości, z których te najbardziej istotne są najczęściej pisane “małym drukiem”, bez krzykliwych tytułów. Ech, przecież zdajesz sobie sprawę z tego, że większość ludzi nie ma do tego głowy albo czasu, albo jednego i drugiego. Ja już nie mam czasu. Małżonek czyta prasę głównie przy śniadaniu, a ono nie trwa sześć godzin. Za dziesięć lat będę zadowolona, jeśli uda mi się spamiętać jak się nazywam i ile mam lat. JUż dzisiaj się zastanawiam, gdy ktoś mnie pyta ile mam kóz! A mam ich więcej, niż wszystkich palców, więc sprawy robią się skomplikowane ;)

  • mały żonek

    Takie tam, do zweryfikowania danych dla ambitnych:

    http://nowyobywatel.pl/2016/11/09/swinska-sprawa/

    • Mirka

      “Podstawowa dziedzina polskiej gospodarki rolnej, tj. hodowla trzody chlewnej i bydła, od około 20 lat podlega ekspansji kapitału zagranicznego o charakterze kolonialnym. ”

      Nie mam pamięci słonia, ani terabajtów pod ręka – wiec zadam pytanie – głupie takie bardzo – a kto to przez te ostatnie 20 lat rządził?
      Czy nie były to aby rządy światłe i światowe, które ofiarnie wniosły do tej zapyziałej, prowincjonalnej Polski kaganek europejskości? Za co wdzięczni być powinniśmy do deski naszej grobowej?

      ps. ja tam bym powiedziała, ze nie tylko rolnictwo – ale w ogóle, każdą dziedzina gospodarki a nawet naszego życia od 20 lat podlega ekspansji o charakterze kolonialnym, ale co ja tam wiem, ja tam gupi, prowincjonalny, zakompleksiony (ze względu na niedobory terabajtow – nie spamiętałam wszystkich przynależnych mi epitetow, uprzejmie proszę o uzupełnienie tej listy w zakresie własnym) pisior jestem

    • Mirka

      – Następnym etapem była budowa olbrzymich ferm tuczu przemysłowego na terenach popegeerowskich, w zasadzie eksterytorialnych i często nawet nierejestrowanych przez administrację wojewódzką (co wykazała kontrola NIK z 2006 r.).

      Oczywiscie- przed 2006 i po 2007 r. wszystko bylo wspaniale. Tylko – w tym 2006 – ten NIK jakis czepialski byl…

      “Oprócz tego poszczególni uczestnicy obrad Sejmowej Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi w grudniu 2015 r. wystąpili z twierdzeniem, że utuczone świnie, mimo iż są własnością zagranicznej firmy, w ubojniach są wystawiane jako własność polskiego hodowcy. Wynikałoby z tego, że ta operacja, wykorzystująca przepis zwalniający polskich rolników z PIT, służy omijaniu płatności podatku dochodowego przez wielki obcy kapitał.”

      I znow – od grudnia 2015 – cos czepiac zaczynaja. A przeciez tak wspaniale bylo…

      “Informacje o patologiach i przestępstwach podatkowych były za rządów Platformy Obywatelskiej dostarczane przez niektórych rolników miejscowym izbom skarbowym, a nawet wysyłane do Ministerstwa Finansów – bezskutecznie.”
      …..

      Innym czynnikiem, uderzającym wyjątkowo boleśnie w polską wieś, nie tylko w polską produkcję hodowlaną, lecz w ogół jej mieszkańców, jest zarzucenie przez poprzednie władze starań o sfinalizowanie prac nad ustawą normującą szkodliwe trujące wyziewy”

      No nie, dalej nie czytam… to jakaś dywersja jest, czy co..
      mały żonek – czy ty kanionkowy? bo jakieś dziwne teksty tu wrzucasz… no chyba ze nie oczekiwałeś, ze tu się jakiś “ambitny” napatoczy?

  • Mirka

    za “Kozi las”:

    – Ustawa została już 16 listopada przegłosowana i przyjęta przez sejm z poprawką posła, wice szefa komisji rolnictwa (PiS) Ardanowskiego omawianą powyżej. Teraz tylko zależy co Ministerstwo Rolnictwa wymodzi w ROZPORZĄDZENIU bez którego ustawa jest martwa. Rozporządzenie ma dotyczyć wymagań sanitarnych dla mikro przetwórstwa produktów tak pochodzenia zwierzęcego jak i roślinnego z tym że do tych pochodzenia roślinnego rozporządzenie wydaje Minister Zdrowia :/

    O ile zrozumiałam, znaczy to – ze przepisy sanitarne zostają złagodzone, pod warunkiem zgody Ministra Zdrowia, tak?
    To może po prostu przygotować – list – i akcje mailowa? Jak widać – to działa.

  • becia

    Wiesz co Mirka, kiedyś pracowałam w PGR-ach. W końcówce lat 80-tych, więc jeszcze za czasów”komunizmu”. System rusztowego utrzymania świń już był.. nie musiał go “nowe” demokratyczne władze wprowadzać… wielostanowiskowe obory dla krów również. Stan naszego rolnictwa, środowiska ogółem ma dużo mniej mniej wspólnego z polityką a dużo bardziej z ludzką pazernością i głupotą. Nie tylko producentów, nas konsumentów również, a może przedewszystkim.. Bo chcemy taniej. A żywność nie może być tania, bo jej produkcja kosztuje. Stąd to sztuczne jedzenie.. ludzie kupią więcej jak będzie tanie, żeby było tanie trzeba napchać wypełniaczy, smakuje jak g. .. dodajmy poprawiaczy smaku i farbek..itd. My tu cmokamy i cmokamy nad drobną przetwórczością, jakością itp. a wyobraźcie sobie drogie Kozy że wśród moich znajomych nie znalazłam chętnych na mleko prosto od krowy. Czystej, zdrowej mućki rozpuszczonej przez właściciela jak kozy Kanionka. Czemu? Bo im nie smakowało! Bo pachniało sianem i krową, było za tłuste i szybko się psuło. I kożuch się zrobił po zagotowaniu. I trzeba było do słoika nalewać. I nie badane, więc sto milionów bakterii. Same problemy, wolą białą wodę z kartonu… Wiesz co Mirka, im dłużej się zastanawiam tym bardziej dochodzę do wniosku że to nie polityka, nie koncerny nie Unia nie Zachód nie Wschód tylko my sami jesteśmy winni.. bo jesteśmy pazernymi, rozbuchanymi konsumpcyjnymi idiotami.. ludzkość sama rozwiąże problem ludzkości.. albowiem jesteśmy jak wrzód na dupie naszej planety.. i za cholerę nie umiemy wyciągnąć wniosków z historii.. Mezopotamia niczego nas nie nauczyła.. Mam tylko nadzieję, że nie pociągniemy za sobą całej Ziemi..Doprowadzimy do autodestrukcji, co świetnie już widać i o czym co bardziej niezależni naukowcy mówią od lat. A z racji, iż z zawodu jestem sozologiem a z przekonań ekologiem widzę ten “szerszy kontekst” i pozwalam sobie tak prorokować. I zdarzy się to szybciej niż się wszystkim zdaje. Możecie mi mówić Kasandra.. oborowa…

    • Modra

      Amen! I oby jak najszybciej, bo zwierztata nie zasłużyły na to co im człowiek wyrządza. Dodalabym cos od siebie bo mi Mirka cisnienie podniosla, ale zmogłam się :-)
      za to podsumuje cytatem z mojego ulubionego film Kondratiuka:
      “[1] Ja nie mogę tego słuchać. Panu się samemu coś poplątało. Człowiek jest najdoskonalszą istotą na Ziemi. Bo ma rozum, panie.
      [2] Rozum? A co zrobił mądry człowiek mądrego pod słońcem?
      [3] Wiele zrobił, pan bedzie sprawiedliwy.
      [2] Sprawiedliwy? A był jeden sprawiedliwy, to go wzięli i ukrzyżowali, koronę cierniową zamiast złotej na głowę mu założyli. Co zrobił mądry człowiek? Co on zrobił? Świat cały dostał w dzierżawę, glob ziemski na własny użytek i co on zrobił? Ziemię rodzącą wyjałowił, powietrze czyste spaskudził, wodę kryniczną ucznił niezdatną do picia, miasta wielkie pobudował, w których się od własnego smrodu dusi i trzęsie się ze strachu, że mu tam na niebie kiedyś jakiś atom zaświeci. Po co tę bombę wykombinował? Mądry? Bardzo mądry człowiek.
      [4] No, panie… Pan znowu tak nie mówi. Człowiek nie jest już taki ostatni, też błysnąć potrafi. Energię jądrową, za przeproszeniem, wyzwolił nie tylko do zabijania. W kosmos się uniósł. Nogę na Księżycu postawił.
      [1] Penicylinę wynalazł, sztuczne serce, nerkę…
      [4] Dzieciaka w probówce wyprodukował. A sztuczny mózg, co pamięć ma, a bateryjkę grzeje, szybciejszy jak nasza sklepowa, to mało?
      [1] Pan jest zacofany, panie. Człowiek wynalazł multum cudnych rzeczy. A telewizor kolor? No coś pięknego!
      [2] Człowiek z człowieka mydło wyprodukował i tym mydłem oblicze swoje obmył. Jest się czym pochwalić przed gośćmi z kosmosu? Hiroshima, Oświęcim, Nagasaki…”

    • kanionek

      O, Kasandro! Odkryłaś tajemnicę Poliwinyla ;)

      Ja z zawodu jestem socjopatą i coraz bardziej z góry patrzę na te wszystkie przepychanki z cyklu “za peło/pisu było lepiej”, bo z punktu widzenia umieszczonego na orbicie okołoziemskiej sprawy wyglądają tak: co chwilę coś gdzieś wybucha, czasem samo, a czasem na tle politycznym i/lub religijnym (prostymi słowy: jeden drugiego napierdala po łbie w imię “wyższych zasad”). Co chwilę gdzieś się ziemia trzęsie, ocean robi falę, psuje się reaktor, wylewa się kilkanaście tysięcy ton ropy, wycina się dżungle, lasy i puszcze i sieje kukurydzę. Co chwilę zmienia się moda, dieta, fryzura, filozofia życia. Umierają i rodzą się bogowie, a każdy jest oczywiście tym jedynym prawdziwym (to zresztą jeden z moich ulubionych powodów do napierdalania innych po głowie – rozumiem chciwość, że chcę mieć dwie krowy zamiast jednej, to zajumam sąsiadowi, ale żeby napierdalać kogoś, bo wierzy w Różowego, a przecież wiadomo, że Tylko Zielony? To mi rozwala mózg).

      No i tak to sobie wszystko w kółko popyla od tysięcy lat, i – jak w piosence – naprawdę nie dzieje się nic. Nic, kurwa. Naprawdę wszystko już było. Wielkie cywilizacje i ich upadki, wielkie wojny, wielkie głody, dżumy, zarazy, wielkie wynalazki, wielkie odkrycia i wielkie zniszczenia. No i co? Pstro. Problemem ludzkości jest nie tylko to, że jest – w ujęciu ogólnym, uśrednionym – durna i pusta jak gliniany dzban, a do tego wygodna i chciwa. Ludzkość przede wszystkim nie jest jednością w ujęciu globalnym. Nie czujemy się jednym gatunkiem zamieszkującym jedyną planetę, na której w najbliższej okolicy da się żyć. Nie mamy wspólnego celu, nie chcemy i nie umiemy go znaleźć. Nie jesteśmy przewidujący, przenikliwi, ani dalekowzroczni, tylko chaotyczni i zdezorientowani. To trochę tak, jak próbować upiec ciasto, wkładając każdy składnik z osobna do innego piekarnika. Los ludzkości jest przesądzony, i nikogo to nie obchodzi, bo nikogo prócz nas tu nie ma, a nas też nie obchodzi, bo – jak starałam się wykazać powyżej – nie ma “nas”. Są jajka w jednym piecu, mąka w drugim, cukier w trzecim, a wodę pies wypił. Los planety Ziemia też jest przesądzony, i w skali Wszechświata nie ma znaczenia, czy nastąpi to dzisiaj (w wyniku np. zagłady nuklearnej całego biologicznego istnienia), czy za kilka milionów lub miliardów lat. Dzisiaj komuś się wydaje, że obchodzi go los tej planety, a jutro tego kogoś potrąci śmiertelnie samochód i już tego kogoś nic nie obchodzi. Mnie jedynie zastanawia, dlaczego Wy się kłócicie o to, która ekipa rządząca była/jest lepsza, i czy NAPRAWDĘ wierzycie, że przekonacie oponentów do swoich racji?

      Z innej bajki, choć wciąż tej samej: ludzie bywają głupi, podli i pazerni bez względu na ustrój. Wczoraj zadzwoniła do mnie roztrzęsiona znajoma, która czasem (niegdyś często) bierze udział w tzw. interwencjach OTOZ Animals. Pojechali do krowy i źrebaka, gdzieś pod miastem. Zwierzęta po kolana w gównie, w rozpadającej się szopie, przywiązane łańcuchami do stalowych słupków. Po co i dlaczego? A bo one na rzeź, więc miały się utuczyć. Bród, smród, ciemność i zgnilizna, częściowy brak zadaszenia. Źrebak całe życie na uwięzi. Krowa mogła się ruszyć tylko na tyle, by łbem sięgnąć do wiadra z wodą. “Hodowała” je kobieta.

  • becia

    Nazwałam się Kasandrą bo ja wyobraź sobie wierzyłam że da się ludzkość opamiętać.. że jak zobaczą że im się dom rozpierdzela to się opamiętają , że nawoływanie, uczenie ma sens. Wiele lat wierzyłam i nawoływałam, pokazywałam przyczynę skutków i prosiłam-myśl. Taka naiwna byłam .. zawsze wierzyłam że każdy z natury jest dobry, że nawet jak spieprzył to chciał dobrze tylko po prostu nie wiedział. A powiedz mi- czego nie wiedziała ta kobieta od tych biednych bydlątek? Cierpienie każdy rozpozna… Współczesny świat wyżarł nam nie tylko mózgi ale i serca..

    • becia

      Kanionku, oczywiście że nikt nikogo nie przekona do racji politycznych, bo cóż by to byli za zwolennicy co by się dali tak łatwo przekonać :) Zresztą ja nikogo nie przekonuję bo apolityczna jestem. Tworzę jednoosobową partię Beci i szans na wygraną w wyborach nie mam ;). Ustosunkowywałam się tylko do przepisów bo chcę czy nie chcę muszę się do nich stosować póki dycham jeszcze.
      A co tam u kózek Kanionku? ;)

      • kanionek

        A kózki niby zadowolone z nowego pastwiska (pastwisko – to w przypadku kóz chyba od pastwienia się…), ale jednak z nosem na kwintę, bo prawie nie ma ostatnio dnia bez deszczu. Wczoraj przyjęliśmy dostawę czternastu balotów siana i ośmiu balotów słomy – praktycznie cała jasna część dnia przepracowana na zewnątrz – przygotowanie miejsca pod baloty (kupiliśmy folię kiszonkarską pryzmową, żeby pościelić pod balotami i je przykryć), potem ciężkie manewry (facet od słomy trochę pomógł, ten od siana też, ale furę miał tak załadowaną, że sporo czasu zajęło nam kminienie jak to rozładować, żeby baloty nie urwały nam rynny i kawałka dachu), przetaczanie tych opasłych sukinkotów i ustawianie w szyku, no i zabawa z płachtami folii 8 metrów na sześć pod wiatr. Ale przykryte, a dzisiaj od popołudnia znowu pada. Jeszcze tylko siano w kostkach zostało do zwiezienia, i już prawie będę mogła spać spokojnie.
        Wg moich zapisków sześć kóz mamy pokrytych, dwie pod znakiem zapytania (bo tak niby chciały, a niby nie), a reszta się nagle zrobiła porządnicka i nie chcą nawet spojrzeć na Pacanka. One mnie wykończą, te kozy. Za nimi nie trafisz.

        Becia, a jeśli chodzi o chleb, to pieczesz tylko takie w foremkach, czy bawisz się też w wyrastające w koszyczkach bochenki?

        • becia

          Kiedyś jak masówka szła prawie codzienna to piekłam i wyrastałam w keksówkach, lub w maszynie do chleba. Ważne było by bez chemi i szybko, za dużo obowiązków innych było. A nawet jak zakalec wyszedł to i tak został pożarty bo inego w domu nie było. Teraz jak piekę dla przyjemności i z całą celebrą to wyrastają mi bochenki w plastikowej miseczce wyłożonej ściereczką a piekę w starej żeliwnej patelni. Tylko zawsze pod spód stawiam blachę z gorącą wodą do zaparowania piekarnika.

          • becia

            Bo ze zwierzakami nie da się planować:) A mówiłaś że Pacankowi to w listopadzie interes odpadnie z nadprodukcji:):):) Zimno jest i mało słonka to dziewczynom się nie chce. Wpuść go do nich na stałe, może któraś “po cichu” ruje przechodzi. A Pacanek śmierdzi jeszcze? Bo wiesz jak już nie, to przystojny już nie jest ;)

          • kanionek

            O mój porze – czy Pacanek śmierdzi jeszcze? CZY ON ŚMIERDZI? Powiem tak: mogę iść za Pacankiem przez las, w całkowitych ciemnościach. 50 metrów za Pacankiem. I go nie zgubię, TAK ŚMIERDZI. Lucek zresztą też. Pacanek jest biały, to znaczy był, a teraz mordę ma prawie czarną, taki jest obeszczany. Nie da się umyć, nie da się dotknąć, wierzga i łbem zarzuca, taki z niego dzik.

          • Bo

            Czy zaparowanie piekarnika zapobiega powstawaniu pancerza na wierzchu chleba czy to ma jakiś inny cel?

          • becia

            Jak piekłam bez pary to często zdarzało mi się że skóra była bardzo gruba i twarda. a ja dla dzieci piekłam. No i na moje oko częściej mi się otwierały tzn. tak głęboko pękały przez środek. Ale wiesz jak to jest z pieczeniem dużo zależy od piekarnika.

          • becia

            Kozioł śmierdzi czyli czuje, że ruje jeszcze będą:) Podobno do zapachu kozła człowiek się przyzwyczaja. Prawda azali to?

        • KS

          Źle się do tego zabierasz ;) Do przenoszenia balotów potrzebna jest tresowana krowa :))
          http://demotywatory.pl/4711064/Pozywienie-samo-sie-nie-dostarczy

          • kanionek

            :D Ale zawzięta! A czy to przypadkiem nie byk? Fakt, że ma trochę z górki, ale mimo wszystko – jest moc. A gdyby ją dobrze wytrenować, to może i wungiel do kotłowni by zaniosła…?

    • Modra

      I znowu pod Becią w temacie dołącze linka. Prosze podpiszcie, jesli macie jeszcze w sercu odrobine litosci dla tych stworzeń:

      http://www.stopthetrucks.eu/en/

      Mozna wybrac jezyk na gorze po prawej obok flagi.

    • mały żonek

      I właśnie dlatego dawno temu się poddałem i nikogo do niczego nie zamierzam namawiać ani przekonywać. Mirka jest zwyczajnie wściekła, bo dotarło do niej co się od lat dzieje za plecami. Można oczywiście sięgnąć wstecz, poszukać i szybko się okaże, że są to dobre stare numery uprawiane od dziesięcioleci w krajach Afryki, w Brazylii, Rumunii, Grecji, ostatnio w Egipcie. W zasadzie mają swoje korzenie w czasach kolonialnych. Pamiętam akcję sprzed lat z wodociągami, bodaj właśnie w Brazylii – teraz znowu próbują ich spacyfikować ekonomicznie, co by przypadkiem nie stali się zbyt samodzielni. Nawet się nie wysilają na nic nowego. Nie chce mi się pisać na ten temat, bo i tak nie ma to sensu – przecież nie zagłuszę CNN i odpowiedników w każdym kraju. Pamiętam Internet sprzed wielu lat, kiedy dało się zauważyć, że blogerzy, niezależni dziennikarze piszący nieortodoksyjne teksty mieli problemy. Później się okazało, że nie ważne co napiszą. Jak są gadżety i telewizja gra, to większości to wystarcza. Niestety, jeżeli większość będzie wychowywana w duchu gadżetów a nauka będzie passe, to będzie co ma być. A co do Jarka, to bez względu na wszystko, szanuję go (choć mnie wkurza), bo to jest jedyny typ, którego nie dało się wystrzelić w kosmos od ponad ćwierć wieku. Nikomu się ten numer nie udał. Nikomu! Jakieś 10-15 lat temu lałem z niego, że jest frajerem bez kobiety, nie ma prawa jazdy i mieszka z kotem. Dziś fakt mieszkania z kotem uważam za nobilitujący, bo przy jego pozycji i kasie do której miał i ma dostęp, śmiało mógłby żyć na Kanarach z dziesięcioma dziwkami wkoło, a jednak widać ma inne morale. Polecam “Prawo” Bastiata. Stare, ale trudne i wymaga wyobraźni – XIX wiek. Nie udzielam się więcej w tym temacie. Pamiętajcie, że w zasadzie nic nas nie różni – wszyscy chcemy by było lepiej a nie gorzej.

      • nw

        On juz dawno w kosmosie:) Wlasnym.
        Powiadasz: morale… A od kiedy tak sie okresla solidne fiksum dyrdum?
        Bo ze to jest fiksum dyrdum, to trudno zaprzeczyc.

  • Mirka

    Alez Becio i Kanionku, ja sie z Wami zgadzam, jak najbardziej, przynajmniej w ogóle.
    Bo w szczególe- to sobie tak mysle, ze ludziska w większości bardziej niz pazerności – to świętego spokoju łakną. I domku z malwami i dziatek igrających i kózki beczącej. Ale mniejszość pazerna nie odpuszcza i to jest właśnie samozło. No i tej mniejszości te większość – na “nowe szaty cesarza” podejść najłatwiej – widać miłość własna silniejsza od pazerności a problem stary jak świat, lub przynajmniej jak Andersen.
    No i zachwalaja – ba sprzedają te nowe szaty; a problem w tym – ze kto je kupil to za nic – sie nie przyzna, ze mu sie sznur ino ostał, a i tego czasem nawet nie…
    No i dochodzi do takich paradoksów – ze te same osoby – potrafią płakać za hiszpanskimi wiejskimi winiarniami i wychwalać miłosierdzie Uni, niemal na jednym wydechu… eh!
    (mowie tu o grupie, nie poszczegolnych nikach)
    Tak to jest, ludzkość w większości – nie tyle pazerna, co w siebie wpatrzona jest. I potrzebę wielka ma, by sie lepszym czuć – od tego zza plota.

    Kanionek – ale nim wybuchnie Yellowstone, czy tez słońce skarleje, to jednak ma znaczenie, co mi z tym moim pierdułkiem wyrabiają… a niech se on będzie spokojny i wesoly, choćby przez te marne kilka-(dziesiat?) tysięcy lat…
    no bo wlasnie – dziesiejszy PiS – to nie jest “nowa ekipa rządząca” – bo na dobra sprawę, ta ekipa nie rządziła do tej pory (tych kilkanaście miesięcy z Romkiem i Kaziem liczyć na poważnie nie można). Te 8 lat- a w rzeczywistości kilkanaście lat walenia bez lep przez wyznawców nowych szat – przetrwali tylko najtwardsi.
    Kazie, Misie, Romki – wykruszyły sie dawno. Nie znaczy to – ze PiS- sie w “nowa ekipe rzadzace” – nie przeistoczy, zepewne- a nawet pewne- tak sie stanie, dlatego patrzeć mu trzeba na ręce.
    Jak na razie- o złagodzenie warunków sanitarnych dla rolników indywidualnych – wniósł wice szef komisji rolnictwa z PiS a zaakceptował sejm glosami PiS – ostal sie ino minister zdrowia – to mu trzeba kolo d* truć. Musi czuć, ze tak łatwo mu sie do niej stołek nie przyklei i tyle.

    • Modra

      Mirka, miej litość! Wyłania się z Twojego pisania mania, działanie spisków, onych, piszesz o fałszowaniu przy urnach. Kobieto proszę spojrz dookoła i powiedz kto w tej polandii byłby tak sprytnie zorganizowany by dokonać takich machloj o jakie posadzasz swoich przeciwników politycznych. Tak się składa przez przez dwa kolejne lata wyborcze pracowałam przy wyborach, także samorządowych w całym województwie mazowieckim. Ktoś ci naopowiadał głupot, albo nie chce ci się pomieścić w głowie, ze społeczeństwo mamy leniwe, niezdolne do refleksji i goniące za wygoda własną – to tłumaczy wszystkie wyniki wyborów bez względu na to kto wygrywal. Zawsze łatwiej przyjąć, że jacyś ‘oni’ w czymś przeszkodzili, niż przyjąć, że mamy takie społeczeństwo. Popatrz jak to jest, ze w UK wśród polonii zwyciężył w wyborach Kukiz i PIS, tej samej polonii, która kurczowo trzyma się angielskiego życia i modli się ze by ich nie wyrzucili po brexicie z tego multikulti kraju, gdzie mowa nienawiści jest przestępstwem. I zdecydowana większość nie wraca do Polski PIS choć maja kraj urządzany wg ich oczekiwań wyborczych. Na Unie się zżymasz, za głupią uważasz, ale to także ta Unia wymuszała szybsze wprowadzanie regulacji, które w tamtych demokracjach zostały już wcześniej wypracowane i uznane za istotna obronę społeczeństw w walce z owym kolonializmem. I owszem, mamy kolonializm i ma się on wciąż niezle all around the world, ale jedynym sposobem jak uczy historia na poprawę jest ewolucja, nie rewolucja. I to od tych niedobrych państw unii wciąż musimy się uczyć jak spychać ten kolonializm na margines, jak odzyskiwać przestrzeń. W latach 90 nie było regulacji ograniczających działania tego kapitału, był za to w ludziach straszny głód działania i kompletny brak kasy. Było też myślenie naiwne, że jakoś to będzie i myślenie błędne, że rynek sam się wyreguluje. Mało kto jednak dziś chce się przyznać, że tak właśnie wtedy uważał i też próbował swoich sił i starał się zrobić mały byznes. Jednym wyszło, mieli więcej szczęścia, talentu i spotkali po drodze pomocnych ludzi. Inni nie mieli tyle szczęścia, pomysłów, przebojowości i nie spotkali pomocnych ludzi. Niektórzy do dziś odczuwają gorycz porażki lub tęsknią za złudnym bezpieczeństwem PRL’u. Wszyscy jednak mądrzy są dziś, także po lekturach książek z tej złej zagranicy i po kilku globalnych kryzysach ekonomicznych. Obecny PIS to ten sam PIS sprzed lat, tylko bardziej bezczelny bo Pan Jarek ma mniej czasu i obsesje u niego postępują. To jakie zmiany wprowadza rząd przy aprobacie swojego parlamentu i prezydenta ośmiesza nas jako kraj, cofa w niektórych kwestiach o dziesięciolecia, zagraża swobodom obywatelskim Twoim i moim, niszczy te wciąż niewystarczające pokłady kapitału społecznego. A jakby tego jeszcze było mało kasa płynie na kościół, na Toruń, zabierają pieniądze z hospicjów, z fundacji, z kultury, podnoszą rękę na rezerwaty przyrody i odbudowane latami populacje dzikich zwierząt, obniżają wymagane kwalifikacje dla szefów agencji rządowych, likwidują konkursy, sankcjonują prawnie wyjątkowe uprzywilejowanie kościoła, np. w obrocie ziemią, Szyszko jeździ karocą z biskupem, prezydent jeździ od mszy na mszę i nie wstaje z klęczek, aż go żona nie pociągnie za rękaw, premier lawiruje i kłamie w parlamencie europejskim, co jest tam natychmiast punktowane. I żeby z tej nachalnej religijności wynikały jakieś chrześcijańskie uczynki, ale w kościele chowają Inkę, a pod kościołem biją ‘innych’, w tramwaju bija za to, ze ktoś mówi po niemiecku. Co wypowiedź to głupsza, autostrady budowaliśmy w niepolskim interesie, ateistów chce ktoś inny deportować, narodowe instytuty będą budować więc jest pretekst aby każdą instytucję zaorać, jeden urząd połączą z innym, instytuty badawcze rozpiżdżą, szkoły zlikwidują, paraleki z aptek wycofają, za to naprotechnologie jako jedyną antykoncepcje usankcjonują ustawą, intronizują Jezusa na krola Polski, pomniki większe postawia, cyrk z ekshumacja za miliony i wbrew rodzinom przeprowadza, nową tradycje tworzą rocznic z kwiatami, wieńcami, hołdami i paradnymi mundurami, podobno odzyskują dumę narodową, tak jakby dumni do dziś nie mieli z czego być; obronę terytorialną która przeciw własnym obywatelom wykorzystana być może ustanowią i bron ludziom wydadzą i tak dalej i tak dalej. To przekracza wszelkie ramy absurdu.
      Jak ktoś ma doświadczenie z zarządzania albo pojęcie o owym kapitale i sposobach na budowanie strategii zarządczych, to wie, że taki chaos jest typową strategią kiedy brak jest pomysłów, a trzeba zbudować mocny plan dla inwestorów, że „uuuu Panie będzie się działo, będzie ruch i mocny wyskok w górę tuż po tym jak uporządkujemy to i owo”. Ale nic nie wyskakuje oczywiście, bo zasoby sa te same i kasy na inny budżet nie ma, jest za to spokój na kilka lat, żeby właściciel (tu ‘suweren’) się nie czepiał. No bo dzieje się przecież, a tak naprawdę wymienia się jedynie kadry, zmienia nazwy działów i stanowisk, zatrzymuje istotne wydatki i inwestycje, kase kieruje się na oplacenie doraźnie przyjetych nowych ‘expertow’ bo cel jest aby szybko ‘skeszowac’ co się da, a potem się firma ‘sprzedaje’ z wypracowanym w excelu zyskiem.

  • Mirka

    Mały żonku, ależ do mnie dotarło to czas jakiś temu. W sumie – to docierało już dawno, myślę ze wtedy, gdy stawiano pierwsze Tesca, a Michnik protestujących od zacofańców wyzywal, ino tez się człowiek tych szat na sile dopatrywał…
    ja sie tylko dziwie, ze TAKIE teksty TUTAJ? ;) i to spod czyich palców? jeżeli jesteś Oryginalnym Małym Żonkiem…
    Toz tam w kolegium redakcyjnym takie pisiorskie nazwiska- jak Bugaj, Gwiazda, Romaszewska (!), Zybertowicz, Wyszkowski widzę…
    Modra, nie bardzo rozumiem, dlaczego to JA – nie Mały Żonek ciśnienie Ci podnosi (zwiazku – miedzy tekstem MŻ a Twoja wyliczanka, czy niech będzie – cytatem – tez sie dopatrzeć nie potrafię)? ja przecież tylko ambitna i skrupulatnie zweryfikowałam :)

    • mały żonek

      Trochę odpuść, gniew jest złym doradzą. Nie jest moją intencją, by się wywyższać, ale niektórzy mogą Ciebie źle odebrać. Mniej patosu, więcej wyważenia. Miej na uwadze, że to nie jest miejsce na uprawianie polityki. Tylko i aż tyle.

    • kanionek

      Okurde bardzo przepraszam, ale tera muszę się wtrącić – co to znaczy “TAKIE TEKSTY TUTAJ”? Moja sekcja komentarzy nie jest propełowska, ani propisowska, ani w ogóle żadne pro! Ja nie odpowiadam za poglądy moich czytelników, ani nikomu żadnych poglądów nie bronię, ani nie wytykam. Co gorsza – mnie to nawet specjalnie nie obchodzi, kto na kogo głosował, to Wy się nakręcacie. Dla mnie wszystkie (wszyscy) jesteście spoko, wszystkich Was szanuję, nawet jeśli się z kimś czasem nie zgadzam. Serio. Moja sekcja komentarzy jest wyjątkowa dzięki Wam właśnie, i mam nadzieję, że nawet polityka tego nie zepsuje. Wierzcie w co chcecie, tylko Was proszę – nie marnujcie energii na nienawiść, gorycz, złość. Take it fu**ing easy, OK?
      (aha, potwierdzam, Mały Żonek jest oryginalny. W każdym znaczeniu tego słowa :D)

      • Modra

        Jeżeli można w takim razie w komentarzach to ja napisze co mnie podnosi ciśnienie. Nie wiem Mirka czemu przywołujesz akurat Michnika. Przeszkadza ci że ludzie chcą to czytać? czy to miała być ironia? Widzisz kłopot polega na tym, że GW zawsze dawała łamy osobom z różnych opcji politycznych I to wciąż gazeta z najlepsza sekcją reportaży i magazynów, a nade wszystko do której nie wstyd dać swój tekst, stąd przeciwnicy polityczni tam drukują. Niestety po drugiej stronie nie ma gazety o której dałoby się to powiedzieć.
        Nawiążę jeszcze do tego co napisał Mały Żonek.
        Rozumiem że można i należy zdawać sobie sprawę z wielkiego kapitału, i wpływu jaki wywiera na decyzje podejmowane przez poszczególne rządy, rozumiem, ze można być wciąż nieufnym w stosunku do każdego poziomu władzy od sołtysa po prezydenta, bo tak każdy z nas postsowieticus ma we krwi, rozumiem, ze można nie ufać prasie, dziennikarzom, internetowym portalom skoro wierzy się, ze każdego można prze-kupic (patrz kapital), ale nie zrozumiem jak można darzyc szacunkiem kogos, kto pluje człowiekowi w twarz. Nie widze nic śmiesznego w tym, ze Pan Jarek miał kota, nie miał konta, prawa jazdy, zony i mieszkał z mama. Nie śmiałam się z tego, bo dla mnie to dowody poważnego problemu przystosowawczego z pogranicza socjopatii. Jeżeli uważasz, ze nie dało się go wystrzelić w kosmos, to mysle, ze dlatego, ze on tam był od lat. Nikt go nie musiał wystrzeliwać. To jest człowiek owładnięty manią, mówiący rzeczy paskudne, złe, niesprawiedliwe. I ja się boję ludzi z manią. Wiązanie z nim nadziei na cokolwiek wydaje mi się kompletnym pomyleniem pojęć. Jakimś upiornym chichotem, może niektórym ludziom głosującym na PIS daje chwilowa ulge, poczucie satysfakcji za jakies niepowodzenia życiowe, ale za jaką cenę? Wydaje mi się, że co do zasady zgodzimy się, ze sa kwestie, które sa cenne dla każdego z osobna, bez względu na to kto aktualnie rządzi. Wydaje mi się, ze w państwach tzw zachodnich, do których aspirowaliśmy za komuny i w których poziom zycia jest wciąż dla nas powodem do zazdrości, także ceni się właśnie te wartości, to miedzy innymi poszanowanie prawa, poszanowanie swobód obywatelskich, prawa kobiet, sprzeciw wobec nienawiści na tle rasowym, czy za względu na wyznanie etc, etc. Wydaje mi się, ze zgadzamy się, ze nie ma kraju idealnego, ze w każdym spotkamy się z głupotą i rażącymi zaniedbaniami. Wiemy przecież, ze kapitał w każdym z tych krajów jest tak samo aktywny a także, że ludzie są wszędzie podobni, często leniwi, niezbyt madrzy, nie zawsze radza sobie z praca, która wykonują. A jednak podobają nam się ich obszary wolności, w których obywatel zachęcany jest do aktywności, prac społecznikowskich, wolontariatu. Podoba nam się, ze tam tak wiele robi się aby obywatel miał jak największe poczucie zaangażowania w sprawy miasta/ kraju. Ze państwo tak bardzo stara się udowodnić, ze nie sprzyja kapitałowi, ze człowiek czuje się o wiele swobodniej, na luzie, ze relacje miedzy ludźmi na tym zyskują, bo człowiek jest jakos tak głupio bardziej zadowolony ze swojego życia, kiedy państwo do niego macha uprzejmie, nie znieważa. Śmieszą nas jakiś głupie ‘chalange’ z Internetu ale przecież to dowod, ze ludzie znajduja radość w dzieleniu się i zbieraniu pieniędzy na szczytne cele. Wydaje mi się, ze kiedy i nam się zdarzy wziąć w czymś takim udział jak w Orkiestrze czujemy cieplo i dume z bycia człowiekiem i z tego, ze działamy w większej wspólnocie. To samo dzieje się kiedy robimy cos w przedszkolu czy na naszym brudnym podwórku, wspólnie. I tak było często przez te 25 lat. Miałam poczucie, ze jest biednie, nie wszystko jest jak bym chciała, ale nie czułam wstydu. Politycy bywali bardziej bardziej zręczni, albo mniej, polityka była nudna, albo nudniejsza a czasami do politycy dostawali się kompletnie niewłaściwi ludzie, których nieadekwatność wychodziła na jaw jak np. Pani Beger i zwykle towarzyszył temu wstyd. Zawsze jednak czułam, ze robimy jako kraj dwa kroki w przód, jeden w tył. Jestem pokoleniem sprzed stanu wojennego. Pamiętam przed, w trakcie i po. Wkurzalam się na wiele rzeczy, które przez te 25 lat się zadziały, nie były mi po drodze. Nie udaje, ze było wszystko swietnie. Miejmy jednak poczucie miary rzeczy. Żadne bledy po drodze nie uzasadniają tego co teraz robi PIS w Polsce. Nikt tak zachłannie i bezczelnie nie złamał prawa , nie zawłaszczył struktur państwa, spółek, zmienił ustawy i wprowadził rozporządzenia by postawić na swoim. Nikt tak bezczelnie nie faworyzował organizacji faszystowskich, nie niszczył tego co społecznym długoletnim działaniem zostało zbudowane w organizacjach pozarządowych. A nade wszystko najgorsze jest to, oplul i dal przyzwolenie do opluwania wszystkich porządnych ludzi, którzy nie sa z PIS. Jeszcze niedawno jak człowiek był mniej obeznany z jakimś tematem, to było cos takiego jak wstyd, który blokował ulanie się chamstwa. Dzis mam poczucie, ze każda głupotę można powiedzieć, każde świństwo, wg zasady ze zawsze cos się przylepi, i znowu antysemityzm wyłazi, który już w Polsce pod jakimś kamieniem siedział i wstyd było, kiedy wyłaził. A teraz? Widać, że ludzie słabi, a niektórzy po prostu glupi poczuli, ze teraz mogą, nareszcie mogą jadem pluc bezkarnie. Bo maja swojego Salieriego, który jest ich kapłanem i wskazał im droge i namaszcza ich, i im błogosławi.
        Przez lata sowietyzacji a nawet wcześniej przez zabory, w Polsce nie ufamy zadnej instytucji i nie szanujemy autorytetów (to temat na dłuższy wtręt, a musze się streszczać.) To nasza największa zmora i różnica w porównaniu z państwami w których żyłam poza PL. Nie wierzymy, ze polityk, urzędnik może mieć szczere zamiary. Nie wierzymy, ze może popełnić ludzki blad i za niego przeprosić. Myślimy, ze każdy kradnie i na pewno to co ma, ma niezasłużenie. I oto PIS na dowód, że pochodzi z tej radzieckiej autorytarnej tradycji rządzenia, który w kampanii nie oszczędzał przeciwników zarzucając im machloje i uderzał w te znaną Polakom strunę, po wyborach robi właśnie to co znamy z państw postsowieckich. Uwłaszcza się absolutnie jawnie, płaci swoim sprzymierzeńcom nie kryjąc się z niczym, nie udając nawet, ze nie to jest jego celem, a cześć tego narodu jest zadowolona. Wydaje mi się, ze to mocno schizofreniczne. Ta cześć, za to, ze nie zwraca PISowi uwagi dostała igrzyska.
        I wydaje mi się, ze niesłusznie uważasz, ze Pan Jarek z ta kasa mógłby zyć jak panisko w innej części świata a oto chwat, bo tego nie zrobil, znaczy pewnie człowiek z zasadami. To go nie interesowało nigdy. To człowiek chory na władze i on teraz upaja się swoimi sukcesami lepiej niż gimnazjalista skretem. I wciąż mu mało, niszczy bez poczucia wstydu, bez oglądania się na koszty w latach kolejnych, nieważne czy było dobre czy zle, ważne ze nie nasze, wiec będziemy wywracać, judzić ludzi na ludzi, insynuować , a zle spuszczone ze smyczy sieje.

        • Bo

          Bo tak ten świat już urządzony, że hydrofor może sikać z kołnierza, a Neptun nie…

        • baba aga

          Modra dziękuję, że chciało Ci się ubrać to w słowa, myślę dokładnie tak samo i cieszę się że nie jestem osamotniona, bo czasem już się zastanawiam nad swoim zdrowiem psychicznym.

        • Mirka

          Modra, ale ja nie wspomniałam Michnika, w czasach, gdy Ci ciśnienie podskoczyło. Jedynie Małego Żonka :) .
          A Michnika – pamiętam własnie – w czasach, gdy wierzyłam w niego jak w Wałęsę – dziwiłam sie, dlaczego on z tych ludzi, którzy maja przecież racje – tak kpi. Ale to dawno temu było. Jak pisałam – jeszcze bardzo, bardzo te szaty na cesarzu widzieć chciałam – jak chyba wszyscy w tamtych czasach…

          “.. może niektórym ludziom głosującym na PIS daje chwilowa ulge, poczucie satysfakcji za jakieś niepowodzenia życiowe, ale za jaką cenę? … Widać, że ludzie słabi, a niektórzy po prostu glupi poczuli, ze teraz mogą, nareszcie mogą jadem pluć bezkarnie.”

          No widzisz Modra, wciąż mówisz głosem handlarzy nowymi szatami. Nie. “Plujesz jadem” (cytat!) handlarzy nowymi szatami. Obrażasz i wyzywasz. Tak bardzo przyzwyczaiłaś sie do tych epitetów- które znajdziesz otwierając gw, czy newsweeka – na byle jakiej stronie – ze nawet tego nie zauważasz. Ba, jestes świecie przekonana ze bronisz jakiś wartości.

          Jest dokładnie na odwrót. Nawet tutaj pamietam takie stwierdzenia “moja znajoma, pracownik naukowy….ale pracownicy naukowi – to sa tacy, siacy i owacy, nieudacznicy od parówek”… itp, itp itp.
          Ja już pisałam. Wyborcy PiS to w sporej części ludzie doskonale wykształceni, często bardzo dobrze zarabiający.
          Którym po prostu nie imponują sprzedawcy “nowych szat”.
          Michnik to – cytując Wieszcza “kłamca, oszust intelektualny, człowiek zlej woli”.
          Kaczyński dostał od nas glejt – ale jest bardzo dokładnie kontrolowany. Tak jak np na portalu NO – podrzuconym przez Małego Żonka.

          Wiesz – Mały Żonek – zauważył to bardzo słusznie. Ludzie chcą władzy z trzech powodów. Seks, pieniądze.
          A trzeci – by śpiewano o nim pieśń. Kiedyś tam, w przyszłości. Jest to irracjonalne – bo w sumie co mnie to obchodzi co będzie gdy mnie nie będzie; seks i pieniądze mam tu i teraz na pewno, a tamto – albo będzie albo nie; historie i tak piszą zwycięzcy. Ale ludzie – na szczęście nie zawsze sa pazernie-racjonalni.
          Jarek to nihilista, seks i pieniądze go nie interesuja i tu tamci maja problem. Jest nieprzekupywalny. Najlepiej takiego odstrzelić. Jednego sie udało… Jarek – został z chora mama…

          • Modra

            Mirka nie wiem czemu ‘wierzyłaś’ w Michnika, nie wiem dlaczego ktoś musi w coś/kogoś wierzyć. Rozumiem jednak, że jak się komuś tak bardzo bardzo ufa i wierzy, że wyznacza mu jasny cel, to tworzy się sobie w głowie taki ideał człowieka bez skazy, a jak się okaże, że taki człowiek skazę ma, że jest czasami pyszny, czasami się myli, a do tego brzydko się zestarzał i pewnie czasem wali mu z pyska, to rodzi się gorycz i złość, że zawiódł moje wyidealizowane wyobrażenie o nim. Może dlatego personalnie obarczasz go winą za jakieś manipulacje kiedy otwierali Tesco obok ciebie.
            Mirka uwierz mi nie ma zielonych ludzików ani niebieskich ani różowych, nie ma Onych. Jesteś Ty i Twoja złość, która nakłada filtr na Twoje spojrzenie. Nazwanie głupoty, głupotą nie jest obelgą ani wyzwiskiem. Trzymajmy się pewnych standardów. Ty i ja mamy prawo mieć swoje zdanie i jest masa przestrzeni do dyskutowania, jednak nie z każdym znajdziemy podobną płaszczyznę, jeżeli będziemy roznic się w tak elementarnych kwestiach. Na pewno trzeba ludzi edukować, ale ja nie zawsze mam na to siły i cierpliwości i przyjmuje za punkt wyjścia do dyskusji, że przeszliśmy przez podobne etapy edukacji, przeczytaliśmy przynajmniej podstawowy kanon lektur – rozumiesz taki ‘basic level’ – i to co jest dobre, a co złe, co jest głupie a co mądre, co jest uczciwe albo nieuczciwe mamy przyswojone w takim samym stopniu.
            Co do reszty Twojej wypowiedzi, masz racje, ze wyborcy PIS to także ludzie dobrze wykształceni, profesorowie. Powody ich wyborów mnie interesują. Moja np. ‘ przyszywana ‘ciotka i jej mąż, ludzie bardzo dobrze wykształceni, bardzo dobrze sytuowani oboje glosujący na PIS. Rozmowy z nimi są wciąż dla mnie fascynujące. Widzę jak bardzo niewiele wiedzą o dzisiejszym świecie i jak wąsko postrzegają swoje interesy – najważniejsza jest dla nich kasa, jeszcze więcej kasy. Wuj jeżdzil na kontrakty budowlane do Libii i Iraku w PRLu, dorobil się i napatrzyl na PRLowskich działaczy średniego szczebla. Jest pewien, że wszyscy kradną, bez względu na partię wiec chce wywracac każdy rząd. Od 89 roku sami złodzieje  wszędzie. Nie pytam przez grzeczność jak jemu się udało dojść do takich pieniędzy i nieruchomości w tym PRLu  Mi jednak to nie rzutuje na wszystkich głosujących na PIS, ciekawa jestem innych przesłanek.
            A co do powodów dla których ludzie chcą władzy, dorzucam jeszcze jeden: Zemsta. Najsilniejszy afrodyzjak.

        • nw

          Modra, zgadzam sie z kazdym slowem, kazdym przecinkiem i kropka w Twoim poscie!
          A czytam i komentuje sukcesywnie, wiec piszac o jarkowym kosmosie i jego fiskum dyrdum, nie wiedzialam, ze juz to napisalas.

        • Ania W.

          Modra – dobrze napisane!

      • Mirka

        mały żonku, ale ja się z każdym jednym Twoim słowem i to w pełnej rozciągłości zgadzam :) Mamy czasy neokolonializmu, na którego straży stoi twarde jadro (przynajmniej na naszym poletku).

        Może tylko – co do internetu – mam więcej optymizmu. To jest ostoja wolności słowa i to inernet właśnie obala “uklady”- którym już się udało przejąć ” gadżety i telewizje grającą”. Tutaj tez toczy się wojna – przede wszystkim – jak to zawsze w takich sytuacjach – probuje sie wprowadzać monopole, ale jest to jednak o wiele trudniej. Dlatego – o wolny internet trzeba walczyć – jak o wolność.
        Druga gwarancja demokracji – sa niesfałszowane wybory.
        Tamci byli pewni – mieli grające szafy, mieli gości od dopisywania krzyżyków – cóż mogło im sie stać? No chyba żeby zakonnica w ciąży… itp….
        A tu powstała oddolna inicjatywa obywatelska – czyli Ruch Kontroli Wyborów. I sprzedawcy nowych szat – pozostali z nieco zdziwiona gębula…
        RKW – należy się pomnik. On powstał – poza jakakolwiek partia. Po prostu – ludzie skrzyknęli się przez internet – pójdą i będą patrzyć na ręce rym co liczą…. nic więcej tam nie było. Kazdy może – pójść i kontrolować w następnych wyborach, Ty Modra – również. Nie jestem pewna, czy PiS- poza przezroczystymi urnami – wprowadził kamerki internetowe, jeżeli nie – to trzeba będzie na to naciskać, ale jest jeszcze rok- dwa czasu na takie akcje.
        Nie ja zaczynam tutaj politykować – ani teraz ani kiedys tam pierwszym razem (niestety nie wiem, jak dyskusja sie skończyła, bo musiałam isc zarabiać pieniądza na 500+, postaram sie odszukać). Ja sie tylko wtrącam. Ale wcale, ale to wcale sie nie gniewam!!!!

        Kanionku. To nie o miejsce i Gospodynię chodzi, lecz o Towarzystwo. Pamiętam przecież wznoszone okrzyki – “dobra zmiana? nie tutaj!”.
        A ja tu wlazłam, koza w zielone packi – no to stado swym odwiecznym prawem stada – huzia na odmieńca; a Gospodyni Świętym Prawem Gościnności odmieńca – piersią swa zasłania :)
        Ale co ja paczę. Oto z samych salonów – wygląda łeb zdecydowanie zielony! może nie sa to packi, tylko kratka, ale jednak zieleń jaskrawa aż po oczach bije. Wiec nie dziw się memu zdziwieniu :)

      • mały żonek

        Modra. Czytając Ciebie widzę, że nam chodzi dokładnie o to samo, tylko inaczej widzimy otoczenie. GW zawsze była tendencyjna i kropka. Podobnie jak szmatławce zza drugiej barierki. Zgodzę się też co do tego, że niestety siłą rzeczy jesteśmy obciążeni komuną, ciągłym upodlaniem i prześladowaniem. To ma wpływ na psychikę i nie da się do tego uciec. Tak samo brak wzorców, autorytetów – jesteśmy z tego skutecznie wyprani. Pamiętam jak kiedyś uważałem, że starsi są za tępi, czytałem GW, oglądałem TVN, głosowałem na PO i czułem się mega postępowy, bo przecież potrafię złożyć kompa czy polutować parę gratów. Później trafiło w moje ręce kilka książek i ze zdumieniem uznałem, że jednak mam pusty łeb jak dzwon Zygmunta. Do tej pory mam ogromny dystans do siebie, tego co czytam czy oglądam. Czasami wystarczy wyciąć jeden szczegół, by cały obraz nabrał innego znaczenia. PIS wygrał, bo reszta się skompromitowała, a ludzie są zwyczajnie wkurwieni i oczekują zmiany. Jak dalej będą biegać ze Smoleńskiem, Misiewiczami, Pawłowicz itp., to drugiej szansy nie dostaną. Osobiście w ogóle mi się nie podoba cały ten system, w którym poseł zamiast reprezentować swój okręg, musi wchodzić w tyłek partyjnemu wodzowi, bo ten może go politycznie pozamiatać. U nas demokracja jest fikcją i niestety, jak to ktoś słusznie zauważył, każdy naród ma taką władzę na jaką zasługuje. To taki barometr tego gdzie i kim jesteśmy. Wygląda źle i moim zdaniem nie zanosi się na lepsze. Zachodem bym się nie zachwycał, bo tam wbrew pozorom wcale dużo lepiej to nie wygląda. Owszem, ludzie są tam zamożniejsi, więc i bardziej wyluzowani. Mądrzejsi? Nie sądzę.

        • Mirka

          Misiewicz – zgoda.
          Pawlowicz – każdy ma prawo być sobą.
          Smolensk – to była przecież akcja kolonizatorów. Sadzać po cenzurze, jaka panuje w Niemczech na ten temat (zakaz wyswietlania filmu, przez Polska Ambasade z powodów bezpieczeństwa!) bardzo sie nie zdziwię, gdy sie okaże ze “twarde jadro” – również swoje palce w tym maczało.
          Putin w końcu szkolił sie w NRD-owku w czasach gdy Angi była aktywistka Stasi.

        • Mirka

          To jeszcze – dla zweryfikowania. Dla ambitnych ;)
          http://www.omp.org.pl/blog/?p=291

          oraz dla przypomnienia –
          “W 2006 roku rząd Jarosława Kaczyńskiego zdecydował o obniżeniu stawek podatku dochodowego z 40% na 32% i z 30% na 18%. Te zmiany weszły w życie od 2009 roku. W 2007 roku obniżyli też składkę rentową z 13% na 10%. Te zmiany dały istotny impuls prorozwojowy dla gospodarki”- “sama decyzja byla błędna z punktu widzenia sztuki ekonomicznej”, ale jednak “okazała się bardzo korzystna dla Polski w momencie gwałtownego kryzysu, który miał miejsce na świecie w 2008 roku.” Bo “przyczyniła się do tego, że Polska nie pogrążyła się w recesji”

          to zdanie Bieleckiego, pracownika kancelarii Tuska.

          http://niezalezna.pl/56965-reformy-kaczynskiego-uratowaly-polske-przed-kryzysem-przyznaje-nawet-minister-z-kancelarii-tus

        • Mirka

          to jeszcze uwaga o systemach jednomandatowych.
          Jak one funkcjonują – możesz własnie podziwiać w USA.
          To system – który zawsze prowadzi do dwupartyjnosci. W Polsce, w Niemczech (gdzie jest system mieszany, chyba najlepszy; jednomandatowy na poziomie lokalnym i wielo – na wyższych szczeblach) – zawsze może wskoczyć ktoś trzeci z kapelusza. W USA- to praktycznie wykluczone.
          Czyli – masz partyjnych nominatow – bez szansy be te monolity rozbić.
          Trump jest mniejszym złem, niz Clinton, ale jest złem. A może – tylko niewiadoma; jest szansa, ze stoją za nim sensowni ludzie – bo w sumie, to nie partie, lecz ludzi się liczą.
          Ta fala nienawiści, która przetacza sie przez glowno-ściekowe media – a zwłaszcza twardego jadra – daje nadzieje, ze może to jednak lepszy wybór.

          • Modra

            Zgadzam się w kwestii okręgów jednomandatowych. Wyobrażam sobie że w naszej populistycznej polityce przedstawiciel jednego z okręgów startuje do wyborów z obietnicami przyciągniecia kasy z budżetu na swój region i tylko swój. Obiecuje złote góry w interesie okręgu, i lokalnej fabryki kurzu oraz lokalnych przedsiebiorców pędzących bimber w leśniczówce i nacinających na akcyzie . I obiecujących dwa licea i byznes park, który da prace wszystkim. I wygrywa. I potem w takim jednomandatowym sejmie spotyka się 460 takich samych twardo umocowanych w swoim okręgu posłów, którzy czują na plecach oddech wyborców. Nie wyobrażam sobie aby taki sejm mógł ustanowić jakieś przepisy, które będą dla ‘wszystkich’ ale nie przyniosą obiecanych zysków ‘swoim’. O żadnej współpracy w takim sejmie mowy nie ma. Chętnie posłucham argumentów za, jak taka współpracę widzą zwolennicy owych okręgów.

        • Modra

          Mały Żonku, przyznam, że ja nigdy nie byłam tak pewna siebie, by pokpiwać a tych czy tamtych. Zawsze ciągnęło mnie do słowa pisanego, długaśnych arykułów, wywiadów, biografii z których chciałam dowiedzieć się więcej i więcej. Wciąż uważam, że się uczę i czytam zachłannie. Istotne było dla mnie, czy człowiek ten wyznaje wartości i zasady zbieżne lub bliskie moim. Czy patrzy szeroko, czy jest ciekawy zjawisk, które opisuje i czy jest w jego poglądach miejsce dla działania czy raczej jest to osoba lękowa, zadufana w sobie i wykluczająca, która woli zamykać niż otwierać, niszczyć niż budować, osoba nie dająca prawa innym do koegzystencji. Takich ludzi nie słuchałam.
          Co do zachodu – czy sa mądrzejsi. Myśle że społeczeństwa te sa bardziej rozwarstwione niż by się wydawało. Uważam, że nawet tu w uk mieszkając wyłącznie z anglikami nie spotkałam zbyt wielu tych dobrze wykształconych, z doświadczeniem, którego bym chciała wysłuchać. Dobrobyt rozleniwia na tyle, ze niewielu jest zainteresowanych swiatem poza uk, jego mechanizmami i jako naprawą. Znacznie więcej z nich skupia się na swoim podwórku i chętnie dyskutują o sprawach lokalnych. Przede wszystkim narzekając, to także ich cecha narodowa jak się zorientowałam. Oczywiście tęsknią za dawną wielką anglią, kolonialną potęgą z flotą morską i z prawem do tego protekcjonalnego traktowania reszty świata. Wszystko co potem jest już byle jakie, a wszystko co najlepsze już było. Ale rozmowy te odbywają się tylko w domach, wg zasady, Eeeech to były czasy! A publicznie pilnują się nawzajem, piętnują objawy protekcjonalizmu i rasizmu. Z powodu tego rozwarstwienia myślę, że w innych krajach jest podobnie, że w parlamencie unii jest dużo mądrych i doświadczonych ludzi z których doświadczenia warto czerpać, że naprawdę wiedzą dużo o tym rozpychaniu się kapitału i że polityka w ich wydaniu ma na celu powolną ewolucję relacji kapitału ze społeczeństwem. Jestem też pewna, że wiedzą dużo o tym czego nie mówi się w polityce – o sojuszach, frakcjach, niewypowiedzianych ciągotach i zagrożeniach, przed którymi moze innymi niepopularnymi dzis decyzjami unie strzegą. I bardzo chciałabym z takimi ludźmi porozmawiać.

          • Mirka

            @Modra
            weźmy pierwszych z brzegu “Europejczyków”.
            Martin Schulz.
            Wyrzucony z gimnazjum. On nie ma nawet matury! nie zna zadnego jezyka! Skończył zawodówkę księgarską. Wg wikipedii – “W latach 1977–1982 współpracował z różnymi księgarniami i domami wydawniczymi.” – czyt.: wywalano go z pracy w okresie próbnym.
            SPD – mialo go wystawic jako kandydata na premiera, ale chyba jednak zrezygnowalo ;) A szkoda. Mialoby “twarde jadro” szanse na premiera na wlasnym poziomie.

            Guy Verhofstadt – jego największym osiągnięciem było wyciszenie afery miedzynarodowej siatki pedofilskiej – z Marc Dutroux w roli głównej.
            http://www.fecwis.org/blog/guy-verhofstadt-marc-dutroux-w-jednym-stali-domu-o-nazwie-belgia

            Największym osiągnięciem Junckera -to pranie pieniędzy w luksemburskich bankach.

            Mogalbym tak dalej, bo ja właśnie ambitnie wszystko weryfikuje.
            Modra, ten krol jest nagi.
            Ale nie mam czasu, zmykam zarabiać na 500+ :)

        • nw

          Maly Zonku, a co bedzie, ja wpadna Ci w rece inne ksiazki i wywroca Twoj obecny swiatopoglad do gory nogami?
          Jest takie ryzyko, co?

          • kanionek

            Nw, nie chcę się wymądrzać, ale zdaje się, że takie właśnie przesłanie płynie z wypowiedzi Małego Żonka. Że dotarło do niego, iż człowiek w ciągu swojego życia jest w stanie posiąść zaledwie mały wycinek całej dostępnej wiedzy. “Do tej pory mam ogromny dystans do siebie, tego co czytam czy oglądam”. Czy Ty, Mirka, Modra, możecie o sobie powiedzieć to samo? Czy istnieje takie ryzyko, nw, że kiedyś przeczytasz książkę/książki, które wywrócą Twój światopogląd do góry nogami?

          • nw

            Nie o to mi chodzilo.
            Po prostu zapal neoficki zawsze wydaje mi sie lekko podejrzany.
            A deklaracje o dystansie nie zawsze sa z nim tozsame.
            Nie sugeruje nic, bo co ja tam wiem?
            Moj swiatopoglad nie jest zabetonowany raz na zawsze. Wrecz przeciwnie. Zawdzieczam to wrodzonemu sceptycyzmowi. Sceptycyzmowi, ktory bywa upierdliwy i niewygodny.
            I czesto nie przysparza mi sympatykow:)

          • kanionek

            To znaczy NAS, BOHATERÓW, od neofitów wyzywasz? Nie, my to raczej już osteofity ;)
            A miarą naszego dystansu niechaj będzie stopień wstrzemięźliwości, jeśli chodzi o udział w wiadomej dyskusji.

          • Modra

            Kanionku, nie wiem co masz na myśli pod tym szerokim pojęciem ‘światopogląd’. Które poglądy mogłyby się zmienić, czy przekonanie, że kłamstwo jest złem, czy raczej przekonanie, że warto zaufać populistom, bo skala jaka mieści się w tym pojęciu światopogląd jest olbrzymia. Moim zdaniem, nie lektury ale doświadczenie życiowe bardziej obecnie wpływa na moje poglądy. Młodość to moim zdaniem czas takich lektur, które mogą wywrócić światopogląd, bo człowiek bardziej skłonny zapalać się i zmieniać fronty. Z wiekiem przychodzi sceptycyzm i raczej człowiek się utwierdza w tym co już się nauczył. Myślę, że w sytuacji pokoju trudno o całkowitą zmianę światopoglądu i zasad w które się wierzy, jeżeli człowiek pozbył się gorączki rewolucyjnej w młodości. Tym bardziej, jak kawałek świata zobaczył, trochę kątów powycierał i zobaczył więcej szarości w miejsce czarno/białego koloru. Natomiast w czasie wojny myślę, że jestem w stanie porzucić swoje zasady i światopogląd, bo nie mam kompletnie pojęcia, na ile ‘bohaterstwa’ mnie stać. Czy atawizm weźmie górę nad kulturą? Czy wygra strach czy jednak przyzwoitość? Natomiast nie sądzę, aby lektura jakiejś książki dziś zmieniła mój sposób myslenia, nie po Dostojewskim, Orwelu, Sołżenicynie, Gombrowiczu i Newrlym. (Tak wiem, dobór autorów tendencyjny ;-) )

          • Modra

            Hmm, a teraz przyszło mi do głowy, że może pytasz, czy poszłabym na marsz niepodległości z ONRem lub na wiec poparcia dla Kaczyńskiego? – po namyśle stwierdzam, że także nie widzę aby lektura książki tak mnie zmieniła, bo musiałaby taka książka zanegować całe moje życiowe doświadczenie.

          • nw

            Kanionku, Osteoficie Drogi!
            Kiedy juz wyslalam ten koment, pomyslalam, ze on troche jakby niegrzecznie zabrzmial. A ja przeciez Panstwo Kanionkostwo wielce szanuje! No, ale tak napisalam, trudno. Bo tak to odbieram troche, jak neoficki zapal. W sensie tej Waszej ideologii negowania wszystkiego co w nurcie oficjalnym.
            A co do dystansu, ktory podobno posiadacie:), to powiem szczerze: za grosz nie wierze:) A ze niby powsciagliwosc? A nie, nie, nie:) Wy Drodzy i Szanowni Panstwo Kanionkostwo jestescie tak zarobieni i zajeci PRAWDZIWYM zyciem, ze czasu nie macie, by spuscic ze smyczy Wasz “dystans”:) Taka to powsciagliwosc;)

          • kanionek

            “ideologii negowania wszystkiego co w nurcie oficjalnym” – eee… to też trochę nie tak ;)
            A dystans to przede wszystkim do siebie samych – jak myśmy tu w dupę dostali, w tym lesie, i jak nam się zrewidowały różne nasze wyobrażenia o własnej zajebistości… Ale to znów temat na długi poemat.
            Powściągliwość jest autentycznie wypracowana, serio. Mnie to zajęło kupę czasu i wciąż nie odczuwam takiego poziomu satysfakcji, jak bym chciała, ale staram się o tym myśleć, jak o rzucaniu palenia – droga do wolności usłana jest gównem i kolcami.
            (ale z tymi Drogimi i Szanownymi to już sobie z nas jaja robisz, co?)

          • nw

            A skad! Zadnych jaj sobie robie!
            No, moze zbyt poufale zabrzmialo to “Drodzy”, za co niniejszym bardzo przepraszam.

          • kanionek

            Niee no, spoko, w końcu znamy się już prawie dwa lata. Za to “szanowni” to mi się jakoś tak kojarzy, ja wiem? Jak w oficjalnym liście od wierzyciela: “Szanowna Pani, informujemy, że wisi nam Pani osiem baniek, i Pani nie lubimy. Pani egzekucja została zaplanowana na jutro, proszę się stawić punktualnie o dziewiątej. Z poważaniem, choć przecież Pani nie lubimy, ONI.” ;)

          • nw

            To juz dwa lata? Rety, rety.
            Ino ze ja Was jakby bardziej…;)

            A moje szanowanie prawdziwe, z podziwem pod reke.

      • mitenki

        “Moja sekcja komentarzy nie jest pro?”
        JEST!

        Prokozia :)

  • beciaw2

    Pax Kozy.. Irena słucha

  • mały żonek

    Tak ogólnie, to czy nie macie wrażenia, że ten system z natury promuje patologiczne jednostki? Czy w ogóle jest możliwe zostanie np. premierem będąc normalnym, przyzwoitym, bez dziwnych odpałów człowiekiem?

    • Modra

      Mały Żonku, mam poczucie, ze trudno dziś namówić porządnych ludzi z misją do działania w polityce na szczeblu państwa. Powodem jest obawa, ze osoba taka zostanie szybko opluta i zniesławiona. Nie ma w polandii akceptacji i szacunku dla ludzi, którzy się wybijają ponad średnią. Dlatego ludzie wolą święty spokój niż walkę z wadami narodowymi Polaków. Jest za to spora aktywność na poziomie lokalnym, w małych społecznościach osiedlowych, dzielnicowych. Jeżeli ci ludzie zdobywający swoje doświadczenia w działaniu na tych niskich poziomach będą czuli, że warto to jest szansa, że pojawią się liderzy w poszczególnych partiach, którzy będą normalni i bez odpałów. Musi tylko zajść jeszcze drugie zjawisko – ci, którzy obserwują ten awans i aspiracje muszą dojrzeć na tyle, by lidera wspierać, a nie wdeptywać w ziemie.

    • Kania

      Mazowiecki

      • nw

        Ech, Kaniu, o nim wciaz myslalam, czytajac te ociekajace nienawiscia wpisy Mirki.
        Bo one sa pelne nienawisci, jaby sie nie hamowala, tak tego ukryc jednak nie zdolala.
        I nie chce mi sie z nia polemizowac (Modra! Szacun za wysilek!), bo to z gory przegrana sprawa. To PiS jest atakowany, PiS ma racje, Misiewicze to wyjatek, Pawlowicz na prawo byc soba, Michnik mial i ma zle intencje, Ziemkiewicz i Sakiewicz za to sa misjonarzami prawdy itp.
        Najgorsze jest to, ze udalo im sie zrujnowac resztki zaufania do instytucji publicznych. Np. sadow.
        Mam akurat pewna sprawe w sadzie administracyjnym i wielkie obawy, ze wyrok nawet dla mnie korzystny bede mogla sobie… powiesic na scianie, bo nasze panstwo, pod nieformalnym panowaniem sfiksowanego, msciwego starszego pana bedzie mialo ten wyrok gleboko.
        A minister Jaki (OMG, minister!) wyjasni wszystko pieknie w TVPiS, oraz nowy przewodniczacy TK potwierdzi sluszna linie naszej partii.
        I tak o.

  • Mirka

    @modra
    “wierzyłam jak w Wałęsę”. Ze to opozycjonista.
    To nie jest ktoś, kto “ma skazę” – przydeptane buty i krzywe zęby.
    “To jest człowiek złej woli, kłamca. Oszust intelektualny. ” (to nie moje słowa)

    To nie chodzilo – o “otwieranie Tesca obok mnie”. To chodziło o system – sieciowek zwalnianych na 10 lat z podatków (nie pamiętasz?). Chodziło o zniszczenie drobnej przedsiębiorczości bez dania jej szansy nawet ma uczciwa konkurencji. Do pani Zosi z warzywniaka – fiskus zgłaszał się regularnie.
    I wtedy- ci ludzie – drobni przedsiębiorcy, sklepikarze, rolnicy – protestowali po raz pierwszy. Wtedy – tez po raz pierwszy (a może po raz pierwszy to do mnie dotarło?) Michnik wytoczył swoje kpiny i oszczerstwa. To był ciemnogród, zacofanie, którzy blokują postęp i powszechne szczęście.
    W efekcie pani Zosia siedzi teraz w pampersie na kasie w tesco i sprzedaje pomidory; ale nie sa to pomidory pana Kazia, co rano dowożone ze swojej działki, ale pomidory, które teraz pan Kazio, jako sezonowy najemca spryskuje chemikaliami w Holandii.
    Tak sie zaczęło kolonizowanie Polski.
    I nie dotyczyło ono tylko sieciowek.
    Pamietam – jak kiedyś, mniej więcej w tym czasie – taki jeden “zacofany” powiedział mi cos takiego –
    to jak ja chce otworzyć tartak – to dostaje na dzień dobry podatki, opłaty – które mnie wyniszczają. A w tym samym czasie przyjeżdża zagraniczny “inwestor”, wykupuje pol lasu i dostaje zwolnienie z podatków na 10 lat (dodajmy jeszcze- i zatrudnia owego Polaka na głodowej pensji, najlepiej sezonowo; akurat w tym przypadku – nie miało to miejsca, ale taki był schemat).
    Z tego protestu wyrosła Samoobrona. Wtedy – tez nie myślałam, ze to folklor – dzis, po zabójstwie Leppera – nie wiem, co o tej partii myśleć…

    Czyli jeżeli powiem – ze “jesteś głupia, zżera Cie nienawiść, zrodzona z kompleksów, braku perspektyw, niedouczenia, nienawiść która jest kołem zamachowym Twoich działań”
    To jest to tylko “nazwanie głupoty, głupotą, nie jest obelgą ani wyzwiskiem.”? (same cytaty!)
    Nie wiem kim i jaka jest Twoja ciotka i wuj, nie znam jej. Widze tylko – Twoja opinie na jej temat, a jest to dla mnie trochę za mało, by oceniać człowieka.
    Jeżeli wuj jest naukowcem i jeździł na kontrakty do Libii – to oczywiste jak mu sie udało wtedy zarobić. To była wtedy- jedyna możliwość by wyjechac – a wystarczyło zaoszczędzić 1000$ miesiecznie – by sie dorobić majątku. Bywały czasy “odwilży” – kiedy dawano pozwolenia na wyjazdy kontraktowe dość szczodrze, niekoniecznie swoim zasłużonym.

    Uwierz mi, cesarz jest nagi.
    Trudno to przyjąć i do tego sie przyznać, zwłaszcza jeżeli w “nowe szaty” – zainwestowało sie wiele pieniędzy, emocji a czasem i życia, ale tak jest. Trudno. Czasem trzeba stawić czola – samemu sobie. Co bywa najtrudniejsze.
    A na PiS- jak juz kiedyś wspominałam tu – głosują właśnie ludzie, którzy potrafią to przyznać.
    Albo dlatego ze maja swoje dwie ręce i swój rozum – i nikt im nie będzie mówił, jak ma sie ubierać cysorz, albo dlatego – ze ich wykształcenie, pozycja i poczucie własnej wartości – sa na tyle ugruntowane – ze głosiciele “nowych szat” – nie sa dla nich żadnymi intelektualnymi guru – a co najwyżej błaznami.

    • Modra

      Mirka, brak mi słów, by z każdym zdaniem polemizować. Pogubiłam się kto jest oszustem, a kto ma krzywe zęby. Chyba przyjmę, że Michnik oszukał cię na kasie w Tesco, albo intelektualnie nie sprostał w dyskusji. Zostawmy też moja ciotka i wuja w spokoju – pisałam, że wyborca PIS to także znane mi zjawisko, a nie okaz z zoo, którego nie widziałam na oczy. Istotne IMO jest to, że „oni dobra pieniądz – tamci inni zła pieniądz”
      Udało mi się wyłowić w Twojego posta merytoryczne zdania dotyczące wprowadzania sieciówek typu Tesco do Polski. Pamietam te dyskusje, że Pani Krysia ma utarg w dni parzyste i po 15tym jak ida wyplaty w firmach, a poza tym ledwo przedzie. I owszem mówiono, ze jak pani Krysia nie znajdzie pomysłu na przyciagniecie większej liczby klientów, to taka sieciowka ja zaorze. I może to lepiej jak ona dostanie stala prace w tym Tesco, bo tak ma cos pewnego. A potem doszły wynaturzenia kodeksu pracy i w efekcie umowy smieciowe i proces pracownic Biedronki i okazało się, że rynek sam nie wyreguluje niczego, jak nie stoi nad nim człowiek, który postawi tamę pazerności. I powiedz mi, skoro spoldzielczosc u nas nieprzerwanie może dzialac od PRLu to takie Panie Krysie i inne Zosie nie skrzyknęły się w spółdzielnie, aby stworzyć sobie szanse na przetrwanie? Czy nie dlatego, że trąciło PRLem i komunizmem? A może dlatego, że nie miały pomysłu? A może dlatego, że chciały mieć swoj mały sklep i przychód dla siebie? A może tez dlatego, że ‘tak było dobrze, to po co to zmieniać’? Znasz te Panie to mi powiedz, chętnie dowiem się dlaczego. Z drugiej strony powiem ci o moim bazarku, który działa ponad 15 lat. Profile niektórych budek zmieniają się co kwartał, były sery jest pasmanteria, była bielizna jest barek. A niektóre trwaja bez zmian – mam swoja ulubiona rodzinę prowadzącą warzywniak. Od lat do nich przychodzę i jak jest chwila wolna rozmawiamy, co u pani/pana slychac. I mówią od lat to samo – zapieprz od świtu do nocy, aby się z tego utrzymac. Ich jest 3 i mówią, że 1 osobowo nie daliby rady.
      Zgodzę się także z Tobą w kwestii podatków. Państwo – każde – ściąga najpilniej to co najprostsze, czyli podatki z umow o prace i z jednoosobowych działalności plus VAT ale nie ten bardziej skomplikowany. I zgadzam się, że podatki dla nowo założonych firm oraz kwota wolna od podatku powinny być zmienione. Ale czy sugerujesz, ze Twój znajomy w ogole nie chciał płacic podatkow? Czy mógł mając pomysł na tartak poszukać innego sposobu finansowania, partnerstwa z niemieckim ( o matko, co ja sugeruje) tartakiem, który mogłby zmienić sposób w jaki jego firma bylaby postrzegana i opodatkowana? Nie wiem, inne czasy, inna sytuacja. Z mojego doświadczenia pracy w biznesie wiem, że można było załozyc w 1990 roku firmę w Polsce, zaciągnąć kredyt inwestycyjny ale zastawem były ruchomości osoby fizycznej, która całym swoim majątkiem zaryzykowala dla uruchomienia firmy, rozwijać firmę przez 5 lat, następnie poszukać inwestora, firme sprzedać z dużym zyskiem i tak pozyskany kapitał po 1995 roku zainwestować w nieruchomości. I po latach tylko mogę podziwiać człowieka, i żałować, że ja taka odważna nie byłam.
      I będę pomijać w dyskusji fantazmaty typu zabójstwo Leppera, jakieś jądra i spiski smoleńskie, a samoobrona powstała, bo Lepper skrzyknął chłopów, żądając rekompensat za susze w 1991, czyli jak zwykle populistyczny polityk – chciał kasy, a nie bo bronił miejsca pracy Pani Zosi z warzywniaka.

      • Mirka

        @Modra
        Ty rzeczywiscie- nie rozumiesz.
        Sieciowke- zwalniano z podatku na 10 lat “bo to zagraniczna inwestycja panie jest”. Pani Zosia- podatek musiala placic. I ZUS. I VAT – z gory.
        Panstwo – powinno chronic pania Zosie.
        To sieciowka powinna placic podatki i Vaty, a pani Zosia- powinna miec okresy ochronne itp.
        A pani Zosi (i znajomemu od tartaku) – zabrono nawet szanse na uczciwa konkurencje!
        Czyli – oboje- placimy takie same podatki.
        I nie wysylaj Ty pani Zosi na kase do tesco “dla jej dobra”!

        I te panie zosie i ci od tartakow- wtedy wyszli na ulice.
        A Michnik- wtedy zaczal swoja kampanie kpin, oszczerstw.
        Powaznie tego nie pamietasz?

        (ta “pani Zosia”- jest dzisiejszy Kanionek! to tak – jakbys jej teraz doradzala – a niech Kanionek idzie przewracac gnoj do zagranicznego hodowcy tucznikow, bo bedzie miala pewniejsza prace. Dla jej dobra!!!)

        • Modra

          Apage! Co mnie podkusiło :-( No nic do jutra mi przejdzie ten zapał.

        • nw

          Dobra, dobra, sieciowki i ich zwolnienia z podatkow. A jak teraz Morawiecki sciaga inwestorow motoryzacyjnych do Polski sypiac hojnie nasza kase na zachete, to jest cacy i sukces;)

      • Mirka

        “(twarde) jadro” :)
        hehe, nie wiesz co to jest? Tak siebie nazywaja “ojcowie zalozyciele” UE.
        Czyli Niemcy, Francja – i kilka pomniejszych panstewek.

        • Modra

          hehe, problemem nie jest to, ze tak sie nazywają i ze ja to wiem, problemem jest to, ze Ty im przypisujesz moce nadprzyrodzone.

          Apage!

          • Mirka

            Nie naprzyrodzone moce, ale neokolonializm.
            Zreszta nie ja temat zaczeam, tylko Maly Zonek.

            ps. eh, jak trudno jednak uwierzyc, ze krol jest nagi ;)

  • Bo

    Dokończę może:)
    Przywództwo prawdopodobnie zmusza do pewnych zachowań. Wszak dominacja Pacanka w Oborze Kanionka wiąże się z np. obsikiwaniem własnego czoła. Działa instynkt. A my, ludzie (my, naròd) powinniśmy zrozumieć, że przywódca musi się jakoś wyróżnić, inaczej nie ma szans na przywództwo. Reasumując – przywództwo jednak wiąże się ze smrodem.

    • kanionek

      Wykończyłaś mnie :D Tzn. moją przeponę.
      (a tak bajdełej – Pacanek obeszczany jak tunel pod dworcem, ale wyobraź sobie, że i tak nie jest w stanie przejąć przywództwa – Lucek ma rogi, Andrzej ma rogi… Andrzej nie ma jaj i nie pachnie niczym, prócz sianka, ale mimo wszystko uważa, że te dupy są jego i nawet próbuje to udowodnić, if you know what I mean. Dlatego gdy Pacanek biega ze stadem, to inne kozły musimy rozstawiać po kątach, bo by go zatłukli)

      • Bo

        A ja, durna, myślałam, że do przywództwa jaja są konieczne, a tu masz – bez jaj a nadal uważa, że jest namberłanem! Coraz lepiej rozumiem, o co chodzi w polityce😉.

  • Mirka

    @mały żonek
    Andrzej Duda. Jest człowiekiem spełnionym osobiście i zawodowo. Ma żonę z wielka klasa, ma piękną, utalentowana i mądrą córkę. Mógłby robić karierę na uczelni. Mógłby mieć swoja kancelarie. Jako dr. prawa w Krakowie – zarabiałby znacznie, znacznie więcej niż jako prezydent. Jest lepszym prezydentem, niż się tego można było spodziewać.

    Mateusz Morawiecki. Człowiek, który własną praca dorobił się milionow. Ma zawód, pieniądze, rodzinę. Ma wszystko. Będzie prawdopodobnie przyszłym premierem.

    Beata Szydło. Osoba spełniona prywatnie i zawodowo. Pokazała w czasie kampani wielki talent organizatorski. Na zajmowanym stanowisku sprawdza się znacznie lepiej, niż można się było spodziewać, oceniając ja tylko po jej wykształceniu.

    Tak tylko, pierwsi z brzegu.

    • shal

      A.Duda przysięgał na konstytucję,a nie na statut partii.M.Morawiecki ,bez koneksji trafił na żyłę złota? No i nie ma wszystkiego,skoro brak mu było zaszczytów. B.Szydło,-kłamstwa w kampanii,bigoteria.

      • Mirka

        o prosze, doskonaly przyklad.
        “Powodem jest obawa, ze osoba taka zostanie szybko opluta i zniesławiona. Nie ma w polandii akceptacji i szacunku dla ludzi, którzy się wybijają ponad średnią. ”
        by Modra

        • Modra

          Taki widzę problem Mirka, że osoby, które wymieniłaś niestety nie są tymi wybijającymi się ponad średnią. A komentarz, przed którym ich zasłaniasz moimi słowami opisuje fakty: Pan Andrzej przysięgał na konstytucje, a następnie przysięgę złamał. Pan Mateusz swoje kluczowe doświadczenie zdobył w zarządzie banku zagranicznego, powinnaś być konsekwentna i dostrzec w nim raczej zagrożenie, niż przypisywać mu zasługi, że dorobił się milionów. W zarządzie banku łatwo dorobić się milionów, trudniej zostać prezesem, bez rekomendacji kapitału, dlaczego w nim pokładasz takie nadzieje? Pani Beata rzeczywiście robi co może by z tego gówna w którym siedzi ukręcić jakiś bicz. Cięzką ma robotę to fakt. A o jej talentach organizacyjnych i spełnieniu zawodowym powinnaś poszukać informacji w Brzeszczach gdzie była burmistrzem.

          • Mirka

            @Modra-
            wlasnie jestes ilustracja swoich wlasnych slow :)

            Nie.
            Andrzej Duda nie zlamal zadnej przysiegi. Tego czlowieka – podziwiam kazdego dnia. W przeciwienstwie do Kaczynskiego – jest on wytrawnym dyplomata.
            Morawiecki – zrezygnowal z milionowej pensji i spokojnego zycia. W zamian – dostaje komenatarze – jak Twoje.
            Co robi Beata Szydlo – widze na swoje oczy.

          • Modra

            Sorry Mirka, ale z wiarą nie da się dyskutować i na to co napisałaś nie umiałabym odpowiedzieć grzecznie, wiec EOT.

        • nw

          Mirka, wybijac sie PONAD srednia, to nie to samo, co pukac w dno od spodu;)
          Duda najlepiej udowadnia swoje talenty dyplomatyczne podczas nocnych dyskusji z Ruchadlem Lesnym i innymi tego typu nickami, ktore oficjalnie obserwuje (np.”Seba sra do chleba”).

    • baba aga

      Mirka poczytaj czasami jakieś inne media niż prawicowe, co do idealizowania pana Dudy to ja jakoś mam większe zaufanie do rektora UJ i promotora Pana Dudy, którzy to profesorowie twierdzą, że Pan Prezydent Duda złamał prawo. Dziewczyno jak można być aż tak naiwnym, naprawdę nie zapala Ci się jakaś lampka kontrolna, że te tysiące Polaków manifestujących nie mogą być tylko z układu, że komisja wenecka, że Macierewicz, że ONR itp itd. Nikt nie jest idealny, a zwłaszcza w polityce, polityka z założenia jest brudna, my przeciętni obywatele i tak się nie dowiemy o co naprawdę w tym szambie chodzi i kłócenie się o to na naszym poziomie jest bez sensu. ALE nigdy nie dam swojego poparcia ludziom takim jak Kaczyński który obraża wszystkich którzy są z innej opcji, czy to Cię nie dziwi? Naprawdę wierzysz w człowieka który pogardza większą częścią ludzkości, a wierzy w ojca Rydzyka a nie w katolickiego Boga, bo Bóg dał inne przykazania, przynajmniej mnie tak w szkole uczyli. Koniec, skończyłam, honorem ręczę, że to się szybko nie powtórzy, Irenę poproszę o wystawienie mandatu, zapłacę po wypłacie.
      Swoją drogą, czemu się Mirka nie odezwałaś jak chcieliśmy nabić 666 komentarzy, podczas wyjazdu Kanionka??? :-P

      • Mirka

        wlasnie przeczytalam podrzucone przez małego żonka. Te wolno czytac, czy nie?

        bo mnie nie bylo wtedy tutaj. nie wiem nawet o takiej akcji. ja czasem jestem, a czasem mnie nie ma :)

    • ng

      Duda to człowiek, z którym nawet własna żona na najważniejszych uroczystościach się wstydzi bywać.

      Morawiecki – człowiek “OGROMNEJ WIARY” w możliwości gospodarki planowej

      Szydło – kłamca doskonały, człowiek znikąd, który
      sławy za chwilę duszę zaprzedał Kaczyńskiemu

      Mnie jeszcze tylko zastanawia, co zaprzedał Prezes obłąkanemu Antoniowi – może lepiej jednak nie wiedzieć?

    • nw

      Ahahahahaha:))))
      No nie, teraz Mirka rozwalilas system tym wpisem;)
      Wreszcie zrozumialam, ze to takie pietrowe zarty i sarkazm naprawde pierwszorzedny.
      Ty sobie od poczatku jaja robisz, a my tu powaznie to bierzemy.
      No, ale cale szczescie zlitowalas sie i tym ostatnim wpisem dokonalas autodemaskacji;)

  • Bo

    Telepatycznie połączyłam się z KZS-em.* Irena proponuje siano, to najlepsze, 5 zyli za kostkę. Może czas się napchać (wypchać) tym sianem? (Bożenie trochę żal, ale wie, że zbyt duża ilość kwasu nie służy mleku).
    *KZS – Kozy Założycielki Stada

  • Mirka

    @modra
    ” myślę… że w parlamencie unii jest dużo mądrych i doświadczonych ludzi z których doświadczenia warto czerpać, że naprawdę wiedzą dużo o tym rozpychaniu się kapitału i że polityka w ich wydaniu ma na celu powolną ewolucję relacji kapitału ze społeczeństwem.”

    weźmy wiec pierwszych z brzegu tych „Europejczyków”.
    Martin Schulz.
    Wyrzucony z gimnazjum. On nie ma nawet matury, nie zna zadnego jezyka. Skończył zawodówkę księgarską. Wg wikipedii – „W latach 1977–1982 współpracował z różnymi księgarniami i domami wydawniczymi.” – czyt.: wywalano go z pracy w okresie próbnym.
    SPD – mialo go wystawic jako kandydata na premiera, ale chyba jednak zrezygnowalo ;) A szkoda. Mialoby „twarde jadro” szanse na premiera na wlasnym poziomie.

    Guy Verhofstadt – jego największym osiągnięciem było wyciszenie afery miedzynarodowej siatki pedofilskiej – z Marc Dutroux w roli głównej.
    http://www.fecwis.org/blog/guy-verhofstadt-marc-dutroux-w-jednym-stali-domu-o-nazwie-belgia

    Największym osiągnięciem Junckera -to pranie pieniędzy w luksemburskich bankach.

    Mogalbym tak dalej, bo ja właśnie ambitnie wszystko weryfikuje.
    Modra, ten krol jest nagi.
    Ale nie mam czasu, zmykam zarabiać na 500+ :)

    ps . prosze adminke o usuniecie tego postu powyzej, bo jest zdoblowany.

    • nw

      Mirka, jak juz tak pracowicie lustrujesz politykow UE, to moze i zerknij w papiery Jaroslawa? Przeciez on nawet nie ma matury, bo zrobil ja nie majac promocji do klasy maturalnej:) W jakims wywiadzie, wiedzac, ze to wyjdzie predzej czy pozniej, probowal te “bombe rozbroic” obracajac caly przekret edukacyjny w anegdote. A tymczasem wplywowowi w PRL-u rodzice obecnego wodza, zalatwili mu kontynuacje nauki w innym liceum, mimo ze nie dostal promocji do nastepnej klasy.

      No ale Mirka, przestan w koncu robic se te jaja, bo to juz nudne zaczyna sie robic;)
      Juz wiemy, ze Ty tylko zartowalas;)

    • Modra

      NW mi sie przykro zrobiło, jak zobaczylam te zarzuty, bo dołożyłam sie podejmując ta rozmowę do tego, że argumenty na poziomie plotek z magla pojawiają się w dyskusji. Przepraszam więc szanowną Oborę za swoje jak widzę teraz naiwne próby dyskusji.

      • zośka

        Ja się absolutnie z Tobą zgadzam, Modra, i gratuluję cierpliwości i klasy, jaką zachowałaś w tej nierównej walce rozsądku z obłędem.

      • nw

        Ale ze co? Ze moje zarzuty? Ja tylko przytoczylam fakt, o ktorym mowil sam J.K.

        • Modra

          Bo tak komentarz wskoczył, że wygląda, że mój komentarz do NW a to nie do NW, tylko do rewelacji Mirki zlinkowanych sie odnosił, że zarzuty na poziomie ‘magla’ :-(

  • Kachna

    Czeeść Kozy i Inne Stwory.
    Pootwoory!
    Gdzieś przeczytałam, że ktoś sobie zażyczył żeby na jego grobie były zawsze cukierki dla odwiedzających go. I bardzo mi się to podoba. I tak właśnie bym kiedyś chciała. Śliwka nałęczowska z krówkami milanowskimi ciągutkami oraz….mini kabanoski dla niecukrowych.
    To byłam ja Kachna z tematem od czapy. Ale bardzo mnie to ujęło – to częstowanie gości:)
    A polityką staram się nie zajmować jeśli naprawdę nie muszę. Bo mnie zęby bolą od tego. I kolano. Lewe. I prawe.
    A mój Pączek vel “10” ostatnio wymyślił jak wywrócić całą edukację do góry nogami. Otóż wymyślił (jak bone dydy sam!!!), że ocenę to powinien dostawać po sprawdzianach nauczyciel żeby widać było czy ich czegoś nauczył czy nie! O i to jest logika mojego “10”.

    Paa!

    • mały żonek

      A wiesz, że też mnie to kiedyś naszło? W sumie to logiczne. Jest zatrudniony, bierze za to wynagrodzenie, to i chyba jakiś system rozliczania efektów powinien być?

      • Kachna

        No właśnie….

      • Buba

        Podobnie logiczne jest to, co Chińczycy już dawno wymyślili, czyli, że lekarzowi należy płacić wtedy, gdy pacjent jest zdrowy bo to powinien być efekt pracy lekarza.

        Przy obecnym systemie, gdy lekarz zarabia na chorym pacjencie to właściwie nie ma motywacji, żeby skutecznie leczyć. Bo każdy wyleczony pacjent to dla niego strata kasy :-)

        • Modra

          Ależ to jest świetna myśl :-) Chińczycy to jednak potrafią i jakie to może mieć szerokie zastosowanie: policji płaćmy za załapanie bandyty, a nie za szukanie; naukowcom za wynaleziony lek/sprzęt a nie za jego wynajdywanie i wieloletnie badania; prawnikowi za wygraną tylko sprawę, doradcy podatkowemu tylko jak zwrot jakiś zagwarantuje; piekarzowi tylko za wyjęcie chleba z pieca, po kiego o 3 w nocy wstaje i godziny pracy nabija; pilotom za dolecenie bezpiecznie na lotnisko, zamiast za głupie godziny spędzone w powietrzu, w końcu siedzi taki i tylko w chmury patrzy; żełnierzom za wygrane wojny, bo po co płacić za godziny ćwiczeń i siedzenie na tyłku w koszarach itd itd; tylko ksiądz jak zwykle jest wygrany, bo czy wierny dostąpił zbawienia, trudno zweryfikować prawdaż, więc znowu ksiądz dostanie kasę za nic w sumie. I jaki to genialny w swej prostocie pomysł na poprawę naszego PKB, strach jest żeby nikomu z rządu nie wpadło to do głowy.
          Ale czy Pacanek zaakceptowałby fakt, że jeść dostanie dopiero jak zdrowe maluchy powiją kozy Kanionka? Byłoby chyba trudno go przekonać :-)
          A skoro o chińczykach mowa przyznaje, że uwielbiam aforyzmy zebrane przez Remigiusza Kwiatkowskiego, np. taki: Parasol noś i przy pogodzie nie tylko gdy deszcz pada. Choć dzisiaj nie jest to już w modzie, parasol noś i przy pogodzie nie tylko gdy deszcz pada.

          • kanionek

            Pacanka to akurat nawet nie trzeba do tego przekonywać. Gdybym pozwoliła mu biegać ze stadem 24/7, zdechłby niechybnie z głodu, bo NIC nie żre, tylko za tyłkami lata.
            Ale wiesz, dobry pomysł dotyczący jednej sfery nie musi się sprawdzać w innych. Poza tym można go zmodyfikować: normalna, stała pensja dla każdego (lekarza, nauczyciela, itd.), a warte zachodu nagrody dla najlepszych. W sumie nic nowego, prawda? W prywatnych przedsiębiorstwach tak jest (i działa lepiej lub gorzej, ale zostawmy to), a w “budżetówce” jak nagrody roczne, to dla wszystkich. Miałam dobrych i złych nauczycieli, a ich pensja zależała tylko od stażu pracy, nie od zaangażowania, umiejętności, chęci, a co za tym idzie – wyników w pracy. System motywacyjny. Pewnie, że są ludzie, w każdym zawodzie, którzy swoją robotę zrobią dobrze bez względu na zapłatę, bo tak im każe sumienie. Ale inni potrzebują dodatkowej motywacji, a tym, co jej nie potrzebują, nagroda za wyniki nie zaszkodzi.

        • Modra

          Kanionku, chyba niejasno się wyrazilam. Widac póżno i cięzki dzień robi swoje, że taka wizja rozwinęła sie przed moimi oczami i rozwijać przestać się nie chciała :-)

    • ciociasamozło

      Doobree!!! I cukierki i oceny dla nauczycieli :)
      A mój “13” zdaje się, że pracuje nad tym jak rozwalić system nie zdając do 2 klasy gimnazjum… Cofną go do podstawówki, czy jak?

  • Mirka

    A ja mam wciaz pytanie do Kanionka- ktore gdzies sie w wirze dyskusji zgubilo.

    “Ustawa została już 16 listopada przegłosowana i przyjęta przez sejm z poprawką posła, wice szefa komisji rolnictwa (PiS) Ardanowskiego omawianą powyżej. Teraz tylko zależy co Ministerstwo Rolnictwa wymodzi w ROZPORZĄDZENIU bez którego ustawa jest martwa. Rozporządzenie ma dotyczyć wymagań sanitarnych dla mikro przetwórstwa produktów tak pochodzenia zwierzęcego jak i roślinnego z tym że do tych pochodzenia roślinnego rozporządzenie wydaje Minister Zdrowia :/”

    http://duoart.blogspot.de/2016/11/tempo-zbujcze-moze-jednak-sie-uda.html?spref=fb

    Czy to jest TA poprawka, o którą chodziło? I czy jest sens akcji mailowej do Ministra Zdrowia? Niech się skrzykną gospodarstwa indywidualne, list przygotuja, my w mailingu pomożemy, prawda?
    Pomożecie?

  • KS

    Modra, nawet pewnie nie wiesz, jak trafiłaś z tą zemstą.

    Kiedyś poznałam panią redaktor, która opowiadała, że w latach 90-tych miała to nieszczęście, że do redakcji przyszło dwóch takich, co ukradli Księżyc, bo chcieli wydać napisaną przez siebie książkę. Pani redaktor rękopis przyjęła. Wydawnictwo – nie ona – zadecydowało, że takiego gniota nie wyda, bo poniesie na tym straty. Pani redaktor miała tego pecha, że musiała tym dwóm sapiącym, mściwym kurduplom zakomunikować decyzję wydawnictwa i oddać rękopis. Zagięli paluszek, pogrozili i obiecali, że jej (!) tego nie darują. I rzeczywiście zemścili się na niej. Pani miała założony podsłuch i wiele nieprzyjemności przez kilka lat.

    To, co się dzieje w naszym kraju jest straszne wizerunkowo (ogromny wstyd na cały świat), gospodarczo (już z pół roku temu policzono, że przez decyzje PIS straciliśmy 50 mld na transakcjach zagranicznych) oraz w sferze demokracji i wolności. Żenujące jest, gdy nasz prezydent i premier z boleściwymi minami wiecznie klęczą na kolanach. Na szczęście moja córka stąd wyjechała, syn niestety nie. A ponieważ nie chcę, aby został mu w spadku taki syf w tym kraju, wybieram się na manifestację 13 grudnia, choć nie należę do żadnej partii czy organizacji.

    • Modra

      KS coś tam mogę się domyslać :-) Trafiłam na moment do Expresu jak PC i Czabański zaczynali tam swoje porządki.

      • nw

        Modra, KS, bo to tak sie dziwnie sklada, ze ta nasza “prawica”, ktora ostatnio JCH wyrychtowala na Krola Polski i geby ma pelne pseudochrzesciajanskich frazesow, blizniego, ktory osmiela sie myslec inaczej niz ona, najchetniej by “anihilowala” (cytujac klasyka).
        Zemsta to ich trzecie imie, zaraz po tym z bierzmowania.

  • mały żonek

    Mirka, dorzucę tylko, że ja czytam i te prawe i te lewe. Do tego techniczne, naukowe, finansowe, w tym zagraniczne. Media zawsze były w łapach biznesu i polityków, stąd niestety trzeba uważać, by nie dać się zrobić w konia. Osobiście nie brałem udziału w ostatnich wyborach, bo nie było tam żadnej partii, która by mi odpowiadała. Chyba do Kukiza mi najbliżej, ale oni właściwie nie mają żadnego zaplecza.

    • Mirka

      Tez czytam prawe i lewe. I kilka czasopism fachowych oczywiscie.
      “Media zawsze były w łapach biznesu i polityków, stąd niestety trzeba uważać, by nie dać się zrobić w konia.”
      Dokladnie. Dlatego – tak wazny i rewolucyjny – jest wolny internet. I z pewnoscia beda kolejne proby, by go ograniczyc.
      Dalam szanse – PiSowi -czy raczej Kaczynskiemu – z powodow ktore tu wyluszczalam juz wielokrotnie. Jezeli mialam jeszcze jakies watpliwosci- to zamach w Smolensku – rozwial je doszczetnie. Jezeli ich morduja – to znaczy ze ich sie boja. Ale jednak – Kaczynski potrafi wyluskac mlodych. Duda, Morawiecki (pierwotnie – via ojciec – od Kukiza) Szalamacha – to ludzie ktorzy daja nadzieje na przyszlosc. Oczywiscie- na rece im patrzec trzeba, ale oni wiedza ze “twardy elektorat”- daje im tylko miejsce w opozycji. I ze musza sie starac. Tej drugiej czesci elektoratu – nie zmobilizujesz “strachem przed Kaczorem” – tzn – strachem przed…eee… no ani Bronek, ani Donek wystarczajaco straszni nie sa :)

      • zośka

        Ja już się miałam wkurwić, i znowu japę otworzyć i poprzeć Modrą, ale jak przeczytałam o zamachu, to pomyślałam, że to jednak nie ma sensu. Ja jestem coraz bardziej przestraszona.

      • ng

        Mirka, a cóż takiego się wydarzyło, że nastąpił “zamach w Smoleńsku”? Ciekawa jestem Twojego zdania.

      • mały żonek

        @ Mirka
        Osobiście uważam, że JK ma koszmarną politykę kadrową. To zresztą może go pogrzebać. Ciekawy jestem, czy choćby taki Morawiecki wytrzyma do końca kadencji. Z moich obserwacji wynika, że Ci zdolniejsi prędzej czy później zwijają żagle albo nawet nie zdążą ich rozwinąć. Za nic w świecie nie chciałbym z JK współpracować, co nie zmienia faktu, że z niego jest bardzo inteligentny, twardy i trudny zawodnik.

        • nw

          Maly Zonku, JK sam jest jednym wielkim koszmarem, takze dla siebie.
          A co do zdolnosci Morawieckiego, to ciekawe na czym opierasz swoje przekonanie o tym? Bo nawet te jego slawne prezentacje w Power Poincie robila mu Boston Consulting Group.

          • zośka

            Jakoś ciężko mi uwierzyć w tę jego nadinteligencję, zwłaszcza po ostatnich wypowiedziach na temat przedsiębiorców, którzy to w jego mniemaniu, złośliwie nie podejmują inwestycji, skutkiem czego PKB spada w sposób zatrważający. Nie rozmontowanie struktur państwa, nie szalona polityka antyeuropejska, nie szalone pomysły maciarewicza, nie rozdawnictwo rujnujące budżet ( odszkodowania dla Gosiewskiej na ten przykład i innych hien smoleńskich), tylko przedsiębiorcy sektora MŚP są winni:) zaiste trzeba mieć nie lada intelekt, żeby coś takiego wymyśleć a potem wyemitować w przestrzeń publiczną:)))

        • Mirka

          “Osobiście uważam, że JK ma koszmarną politykę kadrową”
          Dlaczego?
          Jest wręcz przeciwnie. W poprzedniej kadencji – wydobył Zyte- Gilowska – i nakręcił polska gospodarkę tak, ze przetrwała 8 lat smuty i grabieży (chociaż ledwo, ledwo).
          Teraz tez okazuje – sie za ma “w zapasie”- całkiem sporo młodych i bardzo do rzeczy. Zobacz co miała – i wciąż ma – byla partia wladzy – pamiętasz Tereske?
          Pytanie czy Morawiecki wytrzyma do końca kadencji jako minister finansów, bo szykowany jest na premiera. To ze jeszcze nim nie jest wynika raczej z tego, ze Szydło sprawdza się znacznie lepiej niz sie spodziewano. No ale – czeka sie na jakiś pretekst. Tym bardziej, ze czasy mogą byc nieciekawe, wiec potrzeba twardszych graczy. Ale Szydlo- tez jest zaskakująco twarda. Ona mnie zaskoczyla bardzo na plus.
          Raczkowskiego szkoda i jest to trochę niezrozumiale. Ale mam nadzieje, ze uda sie do niego Wipler, a Korwin w międzyczasie przejdzie na bardzo zasłużona emeryturę. Partia- Wipler-Raczkowski miałaby szanse na mój głos.
          Z drugiej strony- Kaczyński bezwzględnie przeciera nosa Hofmankom (ten tak sie stara w międzyczasie, ze az mi go zal może się prezio ulituje… ;))

          • nw

            Czytajac kolejne odcinki nabieram silnego przekonania, ze ten “swietnie prosperujacy interes” zasilajacy m.in. program 500+ to legenda i to spektakularnie rozlazaca sie w szwach;)

            Modra, nparawde szacun. Po raz kolejny.

            I przylaczam sie do prosby o relacje: co tam u Pacanka i jego kaprysnych wybranek.

  • Kanionek, błagam Cię, napisz coś o kozach. Szybko i dużo. Może być poemat o obsikanym czole Pacanka. Nie musi się rymować. Uzasadnienia swojej prośby nie napiszę, bo chyba nie dam razy bez “mowy nienawiści”, a przyrzekłam sobie na swój ateistyczny system wartości, że poniżej pewnego poziomu schodzić nie będę. Ponownie upraszam o pozytywne rozpatrzenie ww. wniosku.

    • Ewa

      Popieram i podpisuję się obiema ręcami, Kanionek ratunku !!!!!!!!

    • Kachna

      No! I ja jako nieateistka o to samo proszę!! Bo nie lubię jak mnie zęby bolą!
      O Pacanku! O Pacanku prozą, wierszem….

      • Becia

        Tak TAK .. o Pacanku!!! ..napalony samiec to to czego mi teraz najbardziej potrzeba!!! Kanionek, chociaż fotkę rzuć !

        • kanionek

          Od fotki Pacanka to Ci się raczej odechce :D
          (cholera, kozom też się odechciało. No po prostu Pacanek już nie jest taki ładny, jak kiedyś)

          • becia

            I tu się myślisz! :) Ja z tych babek co lubią brzydali drwalopodobnych smarem umazanych ;) :):):) Choć fakt, niekoniecznie obsikanych :( No dobra ale fotka nie woniajet :):) Pogapić się można :):):)

          • kanionek

            A weź, dzisiaj drwal znowu dostał w łeb, tym razem od Andrzeja, i znowu były kombinacje – gdzie kogo ulokować (przybić gwoździem do ściany…), żeby wszyscy to jakoś znieśli. Co jakiś czas im tak odbija, ciężko przewidzieć kiedy będzie następny raz.

          • becia

            Ech ci faceci, niewiele im trzeba by do rogoczynów doszło.. Pacankowi protezę rogów od Mikołaja zamów, szanse się wyrównają ;) :)

          • Becia

            Zeroerha Pacanek w nich zwycięży każdy bój.. Lucek z Pecikiem padną ze śmiechu i nie będą mieli siły trykać :):):)

      • kanionek

        Ech, Kozy moje :) A to nie wiecie, że cierpienie uszlachetnia? A poza tym – czekam na moje zamówione 666 komentarzy!
        (a tak naprawdę to wena mi siadła, i wstanie dopiero gdy się uporam ze sprawami bieżącymi – jutro wysyłam Wam prawdopodobnie przedostatnią w tym sezonie partię serów, muszę przeanalizować nasze mleczne możliwości i napisać kilka smutnych maili do tych, co czekali wiernie, a się nie doczekają. I uporządkować zamówienia na kwiecień 2017 :D I policzyć, ile mi jeszcze siana potrzeba (baloty mamy, ale jeszcze kostki są do zwiezienia), wypowiedzieć umowę o internet, załatwić dwie sprawy w ARiMR – 1) poczta zgubiła moje zamówienie kolczyków, 2) system się czepia, że Tereska była za młoda, żeby urodzić, a komuś musiałam przypisać Czesia! Wszystko przez ten idiotyzm, że nie można legalnie zarejestrować niekolczykowanej kozy, bo poszłabym normalnie poprosić o kolczyki dla Krysi, Eli i Czesia, i zrobiłabym z nich porządne obywatelki tego kraju, ale nie, muszę ściemniać, że one się u mnie urodziły. I jeszcze muszę parę rzeczy, a dopóki tego nie wypchnę i nie odhaczę, to mój mózg się nie wyluzuje. No jakaś taka jestem nerwowa ostatnio i wciąz mam wrażenie, że o czymś jeszcze zapomniałam, a ja w takich warunkach nie mogę pracować!)

        • Bo

          Za młoda?
          Nie oglądali “Cześć Tereska”?

          • kanionek

            No najwyraźniej nie, albo już zapomnieli :)
            Tak naprawdę to “uni” nic nie mogą, bo w systemie kkomputerowym jest zainstalowany straszny alarm, który zaczyna wyć w takich przypadkach. “Za młoda kozaaa! Za młoda kozaaa! Koniec świataaaa!”, i wtedy wiesz, wszyscy się ewakuują, pan Romek z kanapek, które przygotowała mu żona, pospiesznie wyjada samą kiełbasę, bo nie czas żałować kromki chleba, gdy tu ostateczna zagłada za rogiem, a róg to w dodatku kozi.
            Ale tak serio SERIO, to zamysł jest dobry i ma dobro zwierząt na uwadze, tylko wciąż szkoda, że Krycha, Czesio i Ela nie mają prawa zaistnieć inaczej, jak tylko w drodze oszustwa.

        • Becia

          cytat “Z obserwacji własnych wynika, że najniższy wiek pierwszego wykotu w Polsce wyniósł 225 dni.”
          żródło: http://kozy.edu.pl/?rozplod-koz,73
          gdzieś w necie czytałam o jeszcze młodszej ciężarnej kózce, ale nie pamiętam gdzie :(

          • kanionek

            Czyli koza miała niewiele ponad dwa miesiące, gdy zaszła. Trochę straszno. Przypięłam Czesia do Tereski, bo już nie miałam do kogo, a ona nie ma pretensji, bo to tylko taka adopcja na papierze. W przyszłym sezonie powinna się doczekać swoich własnych, jak najbardziej trójwymiarowych dzieci.

          • Becia

            Ano straszno ale to nie był zamysł hodowcy tylko przypadek. Krycie przez brata bliźniaka gdy były jeszcze trzymane przy matce. Literatura przeca podaje, iż rozdzielać wedle płci należy po 3msc. Przyszło by komu do głowy że taka malutka kózka może być płodna?

          • kanionek

            Ano domyślam się, że przez przypadek, i się nie dziwię, że nikomu do głowy nie przyszło, bo dwumiesięczna koza wygląda jak nakręcana zabawka, a nie koza pełną paszczą.

          • becia

            A właśnie Kanionku, wytłumacz mi proszę tą sytuację z rejestracją zwierzaków. Ja kumam, że jak wprowadzili obowiązek to dali czas na zgłoszenie tych niekolczykowanych i wszyscy mieli się podporządkować. Ale na przykład. Znalazłam kozę. Wiem nieprawdopodobnie to brzmi ale powiedźmy , że przylazła do mojego stada, kozioł jej się spodobał a co. Niekolczykowana oczywiście, nieczipowana. Daję ogłoszenia w lokalnej gazecie że się przypałętała, pytam policję czy ktoś nie zgłaszał zaginięcia itp. U mnie się koci. Nikt się nie zgłasza, postanawiam więc ją i młode adoptować. I co na to Agencja ? Albo druga strona- Straż miejska czy inne służby odbierają maltretowaną kozę, jak nie raz opisywałaś, niekolczykowaną oczywiście i niezgłoszoną nigdzie. Przebywa w schronisku a ja chcę ją adoptować. I co wtedy? Nie mogę zgłosić takiej kozy? Nie mogę legalnie jej hodować? A co mi grozi jak będę?

          • kanionek

            Becia – oficjalnie, zgodnie z przepisami, w razie “wykrycia” takiej niezarejestrowanej kozy grozi Ci nakaz jej utylizacji. Nieoficjalnie wiadomo, że są ich setki, jak nie tysiące, skitranych małych stadek lub pojedynczych sztuk – niektórzy właściciele robią to nieświadomie, inni z premedytacją. I wiadomo też, że dopóki ktoś na Ciebie nie doniesie, to raczej marne szanse, żeby Inspektorat Weterynarii się fatygował w koziej sprawie. Ja się wahałam przed zakupem Ziokołka, ale po lekturze doniesień na polskim, kozim forum (o tym, jak komuś wlepiono mandat i kazano zawieźć zwierzę do ubojni), podjęłam decyzję, że nie będę ryzykować, bo się póxniej zapłaczę, albo z nerwów zagryzę. W ARiMR musiałam zarejestrować “gospodarstwo” i “stado” (no weź, pytałam ich, czy to nie brzmi śmiesznie, bo przecież jedna koza to nie stado, ale co oni mogą – wzruszyć ramionami) i zostałam… producentem rolnym. Teraz tej decyzji nie żałuję, bo moje stado już się rzuca w oczy (a Ziokołka wśród zielska to nawet nie było widać z poziomu leśnej drogi), i gdybym chciała dzisiaj wszystkich zarejestrować, to musiałabym kupić 10 kolczykowanych kóz i za pół roku zgłosić 20 urodzeń ;) Innej drogi nie ma, z małym wyjątkiem: można, w przypadkach, o których napisałaś, zgłosić się do ARiMR i Powiatowego Inspektoratu Weterynarii z “gorącą prośbą” i sensownym uzasadnieniem, co, jak, skąd i dlaczego, i czekać na decyzję. Podobno różnie rozstrzygają, ale najczęściej przychylają się do wniosku o rejestrację.

            Tylko wtedy oczywiście stajesz się producentem rolnym (nawet jeśli nie masz zamiaru niczego produkować, jak ja na początku), musisz wypełniać papierki, założyć kolczyki, itd. Jeśli nie podejmiesz próby załatwienia sprawy, a zostaniesz kiedyś nakryta na procederze nielegalnego chowu zwierząt gospodarskich (no wiem, ha ha ha), to dupa, wtedy już będzie trudniej, albo całkiem niemożliwe. Ale jak mówiłam – to musiałby ktoś wredny na Ciebie donieść (choć ludziom przeszkadza czasem drzewko u sąsiada, co zrzuca liście na cudze podwórko, więc wiesz…).

            Jesli chcesz adoptować kozę ze schroniska, to pamiętaj, że koza nie pies, ani kot – dotyczą Cię przepisy o hodowli zwierząt gospodarskich, więc albo schronisko w ogóle nie wydaje takich zwierząt, albo wydaje już zarejestrowanym gospodarstwom, no chyba że właściciel schroniska się nie zna, ale to znów nie zwalnia Ciebie z odpowiedzialności karnej, bo wiadomo, że nieznajomość prawa nie zwalnia itd.

            Reasumując – prawo jest jednakie dla wszystkich i w dupie ma, czy Twoja koza to Twoja maskotka, czy producentka. I możesz całe życie przeżyć z niekolczykowanym stadkiem maskotek, ale jeśli cos pójdzie nie tak, to wtedy biada Wam… A jak wiadomo, w tym kraju nigdy nic nie wiadomo – jutro może wyjść nakaz wzmożonych kontroli wszystkich gospodarstw, bo jakis urzędnik uzna, że przebrała się miareczka i skończyła się zabawa w wolnohasające, niekolczykowane zwierzęta, bo porządek w papierach musi być. I tyle.
            (ja rozumiem, że Ty akurat pewnie nie chcesz adoptować żadnej kozy, tylko pytasz teoretycznie)

          • Becia

            Ale że jak utylizować? Znaczy się, że zabić? ZDRową, niczemu nie winną kozę? Posrane te prawo, rozumiem mandaty dla właściciela ale karanie zwierzaka?
            Tak, całkiem teoretycznie pytałam.. teraz to ja warunków nie mam , coby nawet kota adoptować…

          • kanionek

            I to właśnie miałam na uwadze rejestrując “stado” składające się z jednej kozy. Wtedy jeszcze nawet nie znałam Ziokołka osobiście, ale umiałam sobie wyobrazić taką sytuację. A co kogo obchodzi, czy ona zdrowa, czy młoda, czy krzywa i porośnięta mchem? “Uni” chcą wyeliminować zwierzęta nierejestrowane, a był czas przywyknąć do zmiany przepisów. I zwróć uwagę, że Ty, ja, my wszyscy zwykli ludzie, widzimy śmierć zwierzaka jako niezasłużenie wymierzoną mu karę, a dla urzędu to jest działanie pozbawione jakichkolwiek emocji – zwierzęta hodowlane mają przeznaczenie użytkowe: mięso, mleko, runo, jaja, pierze. I każde z nich prędzej, czy później, kończy w ubojni, no chyba że samo się weźmie i zdechnie niechcący.

          • mitenki

            Też mnie ta “utylizacja” niewinnego zwierzęcia zabolała.
            Dobrze, że choć drób można bez pozwolenia i rejestracji hodować.

          • kanionek

            Mitenki – jeszcze można, ale kto wie? Może już jakiś geniusz pracuje nad czipem dla kury i licznikiem jajek wmontowanym w… No tam, gdzie moje kury trzymają szacunek i poważanie dla mnie ;)

          • mitenki

            Kanionku, czy panny już wszystkie przy nadziei?

        • Becia

          A tym razem siano ok? Czy znowu niespodzianka w środku balotów?

          • kanionek

            Siano jest na czwórkę. Warstwa lub dwie z zewnątrz to normalka, że do wywalenia, i tylko rok temu baloty były eleganckie wszerz i wzdłuż, bo susza, ale i głębiej zdarza się, że są miejsca nieciekawe (ja wącham każdą partię, którą odkładamy na stertę do zaniesienia kozom, i powiem Wam, że jak ktoś się od tego siana rozchoruje, to najprędzej ja. JAk tylko wywącham nutę stęchlizny, zgnilizny, pleśni, grzyba czy innego paskudztwa, to siano pada na stertę do wywalenia, ale co się naniucham, to moje). Inna sprawa, że to siano jest w koszmarnie długim źdźble, i składa się głównie z traw, z przewagą grubych i długich łodyżek, ale wciąż, nie licząc tego w kostkach, to najlepsze siano, jakie znaleźliśmy.
            Jest za to nadzieja, że w przyszłym roku nawiążemy stałą współpracę z facetem, od którego teraz kupiliśmy słomę – sprawia wrażenie kogoś, kto wie jak powinno wyglądać siano i dobrze nam się z nim rozmawiało. Powiedział też coś niesamowitego, a mianowicie, że jak któryś balot słomy będzie spleśniały w środku, to mamy zadzwonić, a on nam go wymieni, bo zdarza się, że pracownik spartoli, a on po prostu o tym nie wie. Na razie brzmi to jak doniesienia rosyjskich naukowców o odkryciu jednorożców na Marsie, ale kto wie…?

  • Jagoda

    Z ogromnym zainteresowaniem przeczytałam całą dyskusję polityczną – cudna. Nikt tu nikogo nie przekona jak widzę. Chce tylko przypomnieć Wam, czym się zajmował rząd RP, kraju, w którym Konstytucja gwarantuje rozdział kościoła od państwa:
    10 listopada – kolejna miesięcznica smoleńska,
    11 listopada – otwarcie świątyni Opatrzności Bożej,
    18 listopada – 14 rocznica objęcia urzędu Prezydenta Warszawy przez Lecha Kaczyńskiego,
    19 listopada – ponowny pochówek ekshumowanych ciał zmarłych w katastrofie smoleńskiej Marii i Lecha Kaczyńskich,
    19-20 listopada -uroczystości intronizacji Chrystusa na króla Polski.
    To tylko 10 dni jednego miesiąca. Z pewnością coś przeoczyłam… pracę rządu?
    Pozdrawiam.

    • ciociasamozło

      Jagoda! Ba dum tsss!

      Kanionek zajęty, na wierszyk musimy poczekać to dla rozluźnienia posłuchajcie piosenki o Marianie:
      https://www.youtube.com/watch?v=1aJYe8Sqpow

      Tylko uwaga, bo z czarnym humorem jest podobno jak z nogami – nie każdy je ma ;)

    • mp

      Jagoda, powiem Ci w sekrecie, że wolę, jak defilują po świątyniach i sanktuariach, niż “z troską się pochylają” nad kolejnym pomysłem , jak by tu …. ić tym paskudnym przedsiębiorcom , w trosce o dziurawy budżetowy worek… Ze strachem czytam o ich absurdalnych pomysłach podatkowych i innych gospodarczych.
      A propos inteligencji, żelaznej woli i wizji podnoszącego kraj z kolan Jarosława- poczytajcie sobie o Pol Pocie.
      Modra, jestem pod wrażeniem Twojej umiejętności argumentacji i opanowania.
      A teraz faktycznie chyba już pora na mordę Pacanka :-)))

      • Gdybyż oni tylko klęczeli w kolejnych miejscach to pal ich sześć. Ale niestety robotę za nich robią Misiewicze wg swego uznania … i mamy kolejne pomysły odbijające się na nas.

  • zośka

    Piosenka o znieczulicy, jakbym swoje sąsiadki widziała:)) Nogi mu odcięło, ale co tam, ma jeszcze ręce, po czym wszyscy się rozchodzą, bo nudno, masakra, ale cały czas aktualne. A dziś Marian bez nóg byłby gwiazdą na fejsie, bo gapie robiliby by sobie fotki komórką z nogami Mariana i na fejsunia!

  • zośka

    Słitfocie z dziubkami na tle rozdyźdanego po torach Mariana, zara mnie wyobraźnia zabije, ciotko:ppp

  • Kanionku!! Ratunku!!! Zamiast wierszowanego obsikanego Pacanka Kozy ucinają nogi Marianowi po dyskusji politycznej, co potwierdza szkodliwy wpływ tejże na psyche ludzi. To ja tak dla zmiany klimatu bez makabreski, za to z dużym sentymentem. Miałam okazję kiedyś słyszeć zespół na żywo. Słowa, rytm, poezja etc. https://www.youtube.com/watch?v=1Ois4ZyUEZI. Jagodzie odpowiadam, pozostałe dni stosują Artresan na stawy kolanowe ;-)), a za ciociąsame zło Ba dum tsss! Czy kozy obchodzą Mikołajki?
    P.S. I chyba komentarze wygrały konkurs na największą ilość znaków. I kocham was, za poczucie humoru, inteligencję, połączenie empatii z kulturą, umiejętność używania języka polskiego i słowo/znakotwórstwo – Wiedźmy naszych czasów.

  • Buba

    Noszszsz, na DWA dni raptem wybyłam a tu tyle się działo. Przeczytałam uważnie całą dyskusję i poza tym, że łeb mnie jeszcze bardziej rozbolał to powiem tylko jedno: NIE KARMIĆ TROLA!
    Modra i MałyŻonek szacun za takt i opanowanie. I mała dedykacja:-)
    http://demotywatory.pl/1521584/Nie-dyskutuj-z-glupim

  • zeroerhaplus

    A mnie tam się takie zadymy komentarzowe podobają.
    Po pierwsze można poznać kompletnie różne punkty widzenia, po drugie zobaczyć, co kto faktycznie myśli na dany temat. Człowiek podniecony rozmową i wzburzony tematem pozwala sobie na rzadką szczerość :)
    Poza tym przecież tak naprawdę nic się nie dzieje – w mordę nikt nikogo nie leje, przekleństwa gorsze lecą, gdy gadamy o kuchni bądź pogodzie ;)
    Trochę poszarpanych nerwów podobno dobrze wpływa na cerę. Czy jakoś tak.

    Ciekawe, czy faktycznie będzie 666 ;)

    • ciociasamozło

      Nie poszarpane tylko porażone. Botoksem. No te nerwy na cerę.

      • zeroerhaplus

        Nerwy na cerę, cerwy na nerę…
        Jak się ubierę, będę premierę.
        Już jutro się za to bierę.
        Łojdidiridi bumcyk.

        To był mój komentarz na tematy polityczne.

        • ciociasamozło

          Zeroerhaplus! Pliiisss! Komentuj tak dalej!

          • kanionek

            Przychylam się do wniosku!

            (Jeżu z nory dynamitem wysadzany – taka jedna paczka z serem “dociera” do adresata już ponad tydzień (wysłana w ubiegły wtorek) i już mnie coś trafia normalnie. A że niby źle przesortowała była się, a że niby już jest w drodze, jedzie, pędzi szybkolotem, a że niby już wydana do doręczenia, i wciąż dupa! A to akurat dla takiej miłej pani z pewnego instytutu naukowego, a ja nie chcę mieć z nauką na pieńku, i na domiar złego latem ta pani też miała pecha, bo jej ser odbił się od muru blokady ważnej części stolicy, w której obradowało ONZ, i wtedy też dotarł do niej po tygodniu :-/)

          • zeroerhaplus

            Przecie ja bym dalej nawet jakbyście zakazali ;)

            Bo to jakiś “tydzień paczki” chyba jest, Kanionku. Ja czekam na wysłaną już w piątek (z Dojczlandu, w poniedziałek normalnie by była, ale się po drodze gdzieś skisiła) i jak zazwyczaj by mi to latało koło nie powiem czego, to pierwszy raz czekam z niecierpliwością i się spóźnia ;)

          • KS

            W tym tygodniu doszła paczka, którą tydzień temu wysłałam do Kalifornii, i pocztówki, które znajomi wysłali z Grecji, gdy byli tam na urlopie w… czerwcu.

          • kanionek

            Czyli jednak Coca-Cola miała rację – święta zaczynają się już w listopadzie. A wraz z nimi przedświąteczny szał i chaos organizacyjny ;)

          • KS

            Dla ścisłości – kartki wysłali z Grecji do Polski.

    • Znalezione w necie: 666 – Twoje myśli wymknęły ci się spod kontroli, są zanadto skupione na świecie materialnym. Liczby te proszą cię,abyś zrównoważyła swoje myśli pomiędzy niebem a ziemią. (…) i wiedz, że twoje potrzeby materialne i emocjonalne automatycznie zostaną zaspokojone.
      Poza wymykaniem się myśli, taka mi się wymyka: A jak Kanionek ma się nie skupiać na świecie materialnym, jak tyle żywizny w gospodarstwie. Jednakże końcówka brzmi obiecująco. Szczególnie rozbraja mnie słowo automatycznie, ale dobrym ludziom nie żałuję i piszę komentarz ;-)). Skoro te potrzeby mają być AUTOMATYCZNIE zaspokojone.

  • Mirka

    @kanionek:
    “Czy Ty, Mirka, Modra, możecie o sobie powiedzieć to samo? Czy istnieje takie ryzyko, nw, że kiedyś przeczytasz książkę/książki, które wywrócą Twój światopogląd do góry nogami?”

    Kanionku, ależ oczywiście. Raz już przecież wywrócono, wiec i drugi raz stać sie to w każdej chwili może.
    A Ty myślisz, ze ja nie byłam światłym europejczykiem?
    Bardzo podobnie do Malego Zonka – troche mi sie powywracało, tyle ze chyba trochę wcześniej.
    Proponuje wstukac sobie Poland – i pooglądać te ceferki… i jak sie zmienialy w zaleznosci kto w Polsce “byl przy korycie” . Dodam tylko ze 17 mld $ to 70 mld złotych. Budżet polskiej służby zdrowia wynosi 60 mld. Tak tylko, dla kontemplacji.

    http://www.gfintegrity.org/issues/data-by-country/

    • mały żonek

      Zamknijmy wątek polityczny. W US niedawno się lali z tego powodu na ulicach, a ta strona nie jest od tego. Pozdrawiam, a także dziękuję Ci za zimną krew i względne opanowanie. Jak chcesz, pisz na adres atos@… – możemy się posprzeczać prywatnie :-)

      • Mirka

        @mały żonek
        to nie dobijamy Pani Małżonce do 666? ;)
        zaproszeniem jestem zaszczycona… tylko o co się kłócić, gdy nie dosc ze poglady ma sie (niemal) te same – a ogólnie – wszedzie wieje nuda :)
        kodzie nie za bardzo juz na chodzie, no chyba ze o tym, jak to Michnik publicznie placze – ze mu publiczyn kurek zakrecono…. on chyba do tego stopnia odleciał z tego świata, ze nawet nie zdaje sobie sprawy, ze takie deklaracje – to dla dziennikarza samozaoranie. Niemal jak Ukrainki Lisa :) Michnik publicznie lkajac – niczym kolejna Hania- przyznaje ze egzystował tylko dlatego, ze mu rządy finansowały jego zabawki…

        http://kontrowersje.net/temperatura_nastroj_w_spo_ecznych_tak_spad_a_e_nie_ma_o_czym_pisa

        inna sprawa, ze reakcja tutejszej koziarni – zaskakuje ;)

  • Gosia

    Wy/raz to i ja/raz. https://www.youtube.com/watch?v=OcBAtfqOxYo
    Buba, masz rację. Nie karmić! Słuchać Kapeli Jazgodki albo Hanki. Albo jakiejś innej kapeli. I dzielić się słuchaniem, bo to dobra rzecz dzielenie się dobrem.
    Kanionku, duchem Cię wspieram w robocie.

  • Kaja

    Chciałam powiedzieć, że jak mam do wyboru politykę, to wolałabym pogłaskać Pacanka. Ba! Wolałabym się doń przytulić i tak trwać. Mać.

    Właściwie to należałoby Pacanków hodować z przeznaczeniem na smród i wpuszczać wszędzie tam, gdzie się opcje polityczne nie mogą dogadać. Na czym, jak na czym, ale na tym się znam.

  • becia

    A opowiedz Kanionku co tam u ostatnich nabytków czyli Krychy, Elki i Czesia? Że przytyły i wypiękniały to wiem, jak to u Kanionka:) Dzikich gazeli już nie udają? Oswoiły się, ręki już się nie boją ? Chodzą zgodnie ze stadem czy Bożena je po kątach rozstawia?

    • kanionek

      Becia, to jest moje trzecie podejście do odpowiedzi na Twoje pytanie – poprzednie dwie wersje coś zeżarło.
      Ta trójca to jest najgorszy przypadek w mojej koziej historii – nadal wszędzie łażą razem, razem śpią i razem jedzą z jednej kupki sianka, a gdy się któraś nie daj porze zagapi i niechcący odczepi od lokomotywy (Krychę mam na myśli), to zaraz bek i lament. Nadal nie zjedzą nic z ręki. NIC. “Pierniczę twój chlebek, łachudro. Pewnie zatruty”. Tylko Czesio, o której chyba już pisałam, że najbystrzejsza, coś zaczyna kumać. Znaczy się – jakiś związek pomiędzy mną i wyżerką zaczyna dostrzegać, bo wczoraj wreszcie postanowiła sprawdzić, dlaczego reszta kóz pcha się do warsztatu z narażeniem życia i zdrowia. Wcisnęła mi się podczaj dojenia, gdzieś pomiędzy Roman a Pippi, i wyobraźcie sobie, że pamiętała, jak wejść na dojalnicę (dawno, dawno temu miała tam “robione” kopytka i ogólny przegląd), oraz PO CO się wchodzi na dojalnicę. Ale i tak okropnie dzikowała i nawet z gębą pełną ziarenek potrafiła wystrzelić na metr w górę, gdy za drzwiami ktoś prychnął. Głaskanie podczas jedzenia ledwie tolerowała, a z wyprowadzeniem jej na zewnątrz był oczywiście cyrk – one wszystkie tak mają (wszystkie trzy), że próba ciągnięcia ich za sobą, tudzież popychania przed sobą, jawi im się jako próba zamachu na ich życie. Ech… Oby nie było z nimi tak, jak z Doktor Ekspert, która do dzisiaj nie chce mieć ze mną nic wspólnego. Ale nic to. “My ich tak długo będziemy kochali, aż i oni nas pokochają” ;)

  • zośka

    Zaraz będzie pińcet komentarzy, chciałoby się rzec, że bardzo prawdopodobne jest nawet “pińcetplus”, ale strach, że znowu będzie burza w komentarzach o te 500+, i jak się nakręcimy w trymiga trzaśniem 600, a kto wie czy nas nie poniesie dalej:)

  • mp

    To jedyne “pińcet” w plusie, na które mam szansę się załapać , więc próbuję :-)

  • mp

    (W sensie, że komentarz, i nawet się udało – na rozmnażanie się już późnowato).
    To teraz sprężajcie się , dziewczyny, na te 666, bo nigdy zdjęcia Pacankowej mordy się nie doczekamy !

  • Jagoda

    W tym roku postanowiłam w porę zadbać o rośliny, a konkretnie o dobre przezimowanie.
    I mam wrażenie, że przedobrzyłam: astromerie wykopałam i wsadziłam do 22 doniczek, 2 wielkie skrzynie i 3 donice oleandrów właśnie pięknie kwitnących, kloniki japońskie szt 2 wstawiłam do garażu bo innej możliwości nie mam i teraz to wszystko się tam kisi a na zewnątrz piękna pogoda. Takie moje przemyślenia na dzisiaj…

    • kanionek

      Gdzie ta piękna pogoda, NO GDZIE?!
      U nas teraz cztery stopnie, w dzień w porywach do sześciu, a do tego owszem, wczoraj słońce, a dziś znów jesienna zgnilizna.
      Na sąsiedniej łące, jednakowoż, będąc wczoraj na spacerze z pieskami, zobaczyliśmy kwitnącego mniszka. Jednego. Na całe 50 hektarów (no dobra, nie obleźliśmy wszystkich hektarów, ale takie żółte to się w oczy rzuca).

      • zeroerhaplus

        A widzisz, bo do tego fenu trzeba ;)
        W Polszcze znany jako halny. Przyniósł nam parę dni temu ciepłe noce, letnie dni i niespokojne myśli :) W dzień do dwudziestu, w nocy dyszka, fajnie brzmi, nie? Ale już się kończy, idą mrozy, mać ich dmuchana…

        • hanka

          A mnie halny wykańcza i to ciepło jakieś dziwne. Już lepiej niech będą mrozy.

          • kanionek

            Chwila, chwila! To niech u Ciebie będą, a u mnie nie, zgoda? Bo jeszcze porów z ogródka nie zebrałam, a kozy mają co jeść na łące, a jak przyjdą mrozy, to wszystkim będzie przykro!

        • kanionek

          Ja bym wzięła cały pakiet, bo co mi szkodzi? Niespokojne myśli mam bez względu na pogodę ;)

          • hanka

            Właśnie te myśli, żeby tylko niespokojne, ale one katastroficzne i pełne lęków są i tłuką się po łbie halnym przewianym.
            Nastrój jak dla mnie wisielczy z tym fenem przybywa.

        • zeroerhaplus

          A ja cały ten pakiet uwielbiam. To dziwne ciepło, wiatr i nastrój.
          Jestem w fenie zakochana :D

    • O rety, a kto to nosił? Bo jak czytałam to mnie ręce rozbolały. A ta astromeria śliczna, zobaczyłam w sieci, bo nigdy nie słyszałam takiej roślinie.

      • Jagoda

        Łatwo nie było, ale z pomocą dałam radę. Astromeria jest b.wdzięczną rośliną, kwitnie od końca maja do mrozów ale ma tę jedną wadę, że nie przezimuje w ogrodzie.

  • ogłaszam miesięcznicę ostatniego postu. cyk!

    • Kachna

      Niezła jesteś!
      :)
      Powinni Cię w dyplomacji zatrudnić.
      O ile jeszcze tam nie pracujesz :))

      • próbuję jakoś wzniecić pożogę komentarzy, żebyśmy dobiły do 666 i pozbawiły Kanionka pretekstu do niepisania ;)

        nie mogłabym w dyplomacji pracować, bo tam przeważnie mają z ludźmi do czynienia, a ja bym się lepiej do kóz nadawała – są mniej irytujące (że posłużę się eufemizmem)

    • kanionek

      Owpyszczek… To już miesiąc…? No to nie wiem, chyba o chlebie będę Wam musiała poprzynudzać, bo nic innego mi nie przychodzi do betoniarki.

      • Becia

        Bezczelnie przypominam iż Kanionek obiecał post o studni i cudownym niebraku wody..

      • zeroerhaplus

        I o tym skąd się wzięli na tym zadupiu.

      • zeroerhaplus

        I o Mariuszu, co miał bukiet z kurdybanka…

      • Jagoda

        no proszę, już tematów jak kóz… a przecież nowe będą przychodzić na świat.

        • Becia

          Będą przychodzić na świat jak Kanionek jakiś afrodyzjak dla swoich kapryśnic wymyśli coby “głowa nie bolała” ;)

          • Jagoda

            ależ… to co Pacanek robił do tej pory?

          • kanionek

            A bo widzicie, kozy mają ruję średnio co 21 dni, a to aż trzy tygodnie. I tak naprawdę w ciągu prawie trzech dni rui optymalne do zapłodnienia jest jakieś 8 do 12 godzin. A część kóz pierwszą rundę zakochania przeszła w październiku.

        • Becia

          Tylko z 6cioma pannami się zadawał reszta szczelała focha.. życie;)

          • Becia

            A kóz dorosłych w stadzie 17 z tego 2 po porodzie= 15 babek- 6 już zaliczonych= 9 szt. do zaliczenia. Ma facet co robić ;) :)

          • kanionek

            Jaciekręce, Becia! Ty nam teczki pozakładałaś?! :D
            Irena żąda adwokata!

          • Becia

            E tam teczki.. FANKLUB! Toć Irena celebrytka w moim domu. Do dzieci mówię rano: ubierać się kozy Kanionka wstrzymały mleko, zimno będzie! Mąż nazwał to kozometeo ;)

        • kanionek

          Nie no, może źle się wyraziłam, bo “tematów” to ja sama mogę znaleźć na pęczki (są jeszcze takie, o których nie wiecie, a planuję napisać od roku, ale jakoś “się nie składa”), tylko weny brak. Nie że tam jakiejś wielce natchnionej, bo ja tu Krzyżaków nie piszę, ale mimo wszystko – brak mi pomysłu, a bez pomysłu to wpis przypomina artykuł z “Życia na stojąco” lub innej gazety lub czasopisma. Ale coś mi się zdaje, że tym razem trudno, będzie nudno, dorzucę trzysta zdjęć i jakoś to wszyscy bęziemy musieli przecierpieć.

          Właśnie zamknęłam kuchnię, w której stygną: świeży chleb na cztery dni, nibygołąbki na trzy obiady i osiem butelek kompociku z tarniny. Byłam też z krótką wizytą w koziarni, żeby wszystkim powiedzieć “dobranoc”, i już nic mi się nie chce. Już mamy lekki przymrozek, grunt chrupie pod nogami (niestety obutymi, a nabawiłam się takiego butowstrętu i skarpetkofobii przez te pół roku, że teraz psychicznie nie wyrabiam, wszystko mnie swędzi, gryzie i wkurza w stopy), na wschodzie Orion szczerzy lodowate zęby, a niebo całe tak upstrzone gwiazdami, jak trawnik kaczym gównem. Znaczy pieknie jest, nie mówię, widać pas Drogi Mlecznej, a poza tym ciemno jak w d…, i bez latarki ciężko się po obejściu poruszać. Małżonek mówi, żebym przyszła do niego, to mi puści jakiś wesoły film, żebym się “rozpięła”, bo jakaś dziwna ostatnio chodzę. To prawda, choć wciąż nie wiem co mnie gryzie. Jakiś ogólny niepokój, choć halnego to u nas dawno nie było ;)

          • becia

            Kanionku kochany, toć my łykniemy z zachwytem nawet te notki z “Życia na stojąco” byleby z Kanionkowa były.. nawet telegram typu. Irena dop… Bożenie stop Atos dostał nowe skarpety.. stop.. z majtek ..stop zalęgły się mszyce na oleandrze stop biegusy mają deprechę stop Gęś uszczypną mnie w tyłek stop nie chce mi się stop. . wsio łykniemy i będziemy klaskach z zachwytu. Prawda siostry Kozy?

          • Becia

            hłe hłe Kanionku, jak Mały żonek zaprasza na “wesoły” film cobyś się rozpięła to hi.. hi.. nie odmawiaj, nie odmawiaj ;) :)
            Tak wiem- zbereźnica ze mnie:) :)

          • kanionek

            Nie, no co Ty – przy Pusi?! I reszcie piesków?
            Obejrzeliśmy jakąś komedię o oszustkach matrymonialnych.

      • I koniecznie ze zdjęciami świeżo wylęgniętej brukselki ;-))

        • kanionek

          Wy wszystkie trzymacie na mnie teczki :D
          Irena i ja żądamy adwokata. Bożena też, ale ona to dlatego, że myśli, że to do jedzenia.

          • Kachna

            Jak adwokat to Bożena ma prawie rację – bo do picia przecież:)

  • mgosia

    Kanionku ja nie wiem co się dzieje, ale mi wszystkie maile od ciebie wracaja:((i chyba od tygodnia albo lepiej, a teraz się dopiero zorientowałam.

  • mgosia

    nie od Ciebie tylko do Ciebie, od Ciebie dostaję

    • kanionek

      Zgłosiłam Atosowi, ale potrzebujemy treści “zwrotki”, którą dostajesz. Możesz tutaj wkleić?
      (no i kurczę, myślałam, że milczysz, bo się rozmyśliłaś, i wysłałam tylko to, co było dawno zamówione – mam nadzieję, że będzie dobrze, a jak nie, to się naprawi)

      • mgosia

        Już Ci wklejam, a ja myslałam , ze milczysz , bo…no nie wiem co..:)))Mama mi dzisiaj dzwoniła , ze juz wszystko jest!:) Bo na jej adres zamawiałam.
        Juz Ci wklejam
        This is the mail system at host smtp.poczta.onet.pl.

        I’m sorry to have to inform you that your message could not
        be delivered to one or more recipients. It’s attached below.

        For further assistance, please send mail to postmaster.

        If you do so, please include this problem report. You can
        delete your own text from the attached returned message.

        The mail system

        : host mail6.mydevil.net[85.194.241.80] said: 550-rejected
        because 213.180.142.177 is in a black list at bl.spamcop.net 550 Blocked –
        see http://www.spamcop.net/bl.shtml?213.180.142.177 (in reply to RCPT TO
        command)

        • mały żonek

          Wygląda na to, że serwer Onetu wylądował na czarnej liście spamerów i dlatego został zablokowany (czasowo). Wyłączyłem filtr, czas pokaże, czy nie było to głupie posunięcie… Teraz powinno śmigać bez przeszkód.

        • kanionek

          Mgosia – Mały Żonek już usunął przeszkodę, więc jeśli to nie nazbyt wiele zachodu, prześlij mi te maile jeszcze raz.

          • mgosia

            Wysłałam:) Dziękuję!!:)
            ps. a herbatka cud miód malina , wczoraj się nią delektowałam dzisiaj dostałam takiego kataru (nie od herbatk!!i), ze straciłam węch i smak więc mi szkoda..
            Sera nawet nie wspomnę…Dzieło sztuki kulinarnej i artystycznej;)

  • Becia

    Co by tu dużo nie mówić- Pusia na tym belu słomy wygląda przepięknie! Chyba jeszcze tego nie pisałam.. (536 ;) ) :)

    • ciociasamozło

      Chciałabym kiedyś tak ładnie wyglądać na belu słomy ;)
      (544)

    • Kachna

      A ja wolę siano.
      Do leżenia.
      (547)

    • Kachna

      Oraz – ja nie napisałam, że zdjęcie z hydroforem, dynią i kapustą do wysiadywania wysłałabym na konkurs jakiś najbardziej surrealistyczny .
      Wygrałoby.
      (548 cholera jasna psiakrew!)

      • kanionek

        A ja się zastanawiam, jakim cudem przegapiłam tyle komentarzy, choć widzę je w panelu admina, czyli niby po kolei! (nie wiem, który to numerek w kolejce do psychiatry)

  • becia

    Och a ja dopiero zauważyłam że Plajsterek tak uroczo podniósł łapkę siedząc na tym balu słomy. To na pewno z zachwytu nad artyzmem kocich mazańców na szybie.. (549- dawać Kozy-jeszcze 117)

  • 115, A jak tam szczęśliwcy herbatka? Z górnych listków, którym śpiewano przy zrywaniu i suszono w oparach miłości?