Oczywiście, że oczywiście, czyli o szaleństwie, oszustwie i zielonym swetrze

“I danced with the shadows
In tranquil chaos, I lay naked in the rain
An interception of light
A disturbing memory
This suicide veil I wear in shame”
Fragment utworu “Suicide veil” z albumu “Eternity” grupy Anathema, 1996 (kiedyś mi się podobało, tak ze dwadzieścia lat temu)

 

Bardzo mi się podoba moja nowa klawiatura, która “nosi lekkie ślady użytkowania”, to znaczy tak bardziej dokładnie – ma wyrwane nóżki i czymś dziwnym oblepiony “enter”, ale czy to ważne? Grunt, że wszystko w niej działa, a w dodatku układ i rozstaw klawiszy udało mi się na to bleszczate oko dobrać na tyle trafnie, że nie muszę się do niej długo adaptować. No, może tylko nowe “del” jest zbyt podobne do dawnego “enter”, co może rodzić wiadome komplikacje, ale oj tam, oj tam.

Wysłałam wczoraj dwa kilo sera, a zaraz potem w zębach zaniosłam karty rejestracji koziołków do lokalnego biura ARiMR. No bo mogłam to zrobić drogą elektroniczną, tylko zapomniałam hasła do platformy, prawda. No więc wchodzę do biura, i przed panem z okienka rozkładam na tym okienkowym parapecie cztery elegancko wypełnione karty zgłoszeniowe.

karty zgloszeniowe

Rozkładam z właściwym sobie namaszczeniem, układając karty jedna obok drugiej, jakbym temu panu pasjansa stawiała, a serce oszustki i jawnogrzesznicy bije w tempie sto dwadzieścia na minutę.

–  O, czworaczki?  –  stwierdza pan, unosząc lekko brew, jakby na znak niedowierzania, no bo przecież nie gratulacji – wszak chodzi o KOZY.
–  No tak, widzi pan, czworaczki  –  dyszę smutno i czoło wierzchem dłoni ocieram (bo się, kretynka, w środku lipca w swetrze do miasta wybrałam, a pod swetrem bardzo niewyjściowa koszulka na ramiączkach, taka biała w różowe, cienkie prążki, jak niema prośba o szybką eutanazję, więc rozumiecie Państwo, że swetra zdjąć nie mogłam)  –  i dwie z nich musiałam butelką karmić, skaranie boskie, mówię panu.

Bo żeby oszustwo było jak najbardziej wiarygodne, to trzeba mówić dużo, najlepiej narzekać, i w ogóle sprawiać wrażenie, jakby na cżłowieka spadło siedem plag egipskich i w ogóle – jak tak można człowiekowi zrobić, mówię panu, świat zwariował, co to będzie, nie macie tu może automatu z zimną wodą?

–  Aha,  –  potwierdza pan  –  to faktycznie. A jak one, te kozy, wyglądają, powie mi pani?  –  I tu mnie zbił z pantałyku i PRAWIE wytrącił z roli pokaranej czworaczkami koziej matki, no bo jak to – jak wyglądają? Jak kozy chyba? Widząc bezdenną pustkę w moich udręczonych oczach (a jedno spuchnięte jak bania, bo jednak sobie zaprószyłam tym tynkiem wapiennym i teraz wylazło. Całkiem na wierzch), pan dodał uprzejmie:
–  Chodzi o to, że na tych kartach musimy napisać kod rasy jeszcze.
–  A, rasy!  –  oddycham płytko, ale z ulgą  –  a to nie. Bez rasy. Kundelki takie  –  potakuję sama sobie głową, jak te niegdysiejsze pieski-maskotki w samochodach.
–  No tak, ale coś musimy tu wpisać  –  zafrasowany urzędnik drapie się po głowie, przeglądając te swoje rodzaje kodów rasy w wielkiej książce rodzajów kodów rasy – więc gdyby pani chociaż w przybliżeniu, jak one wyglądają, to do czegoś byśmy je dopasowali.
–  Aha, no to jedna jest całkiem biała, proszę pana, pewnie po matce, bo matka po ojcu saaneńczyku i kozie białej uszlachetnionej, proszę pana, więc pewnie to po matce (dużo mówić, mówić dużo!), a reszta jakaś taka, bo ja wiem, całkiem do niczego niepodobna, wie pan, takie kolorowe, różne…
–  A kozioł jaki był  –  pyta pan przytomnie.
–  A kozioł też był taki do niczego niepodobny, kolorowy i włochaty. Tak. Całkiem dziwny  –  widzę w oczach tego pana, że zdecydowanie ma się ochotę ze mną pożegnać, i to jest dobry znak.
–  No to wpisze pani tutaj, o, kod MK.
–  MK?
–  Tak, kozy mieszane, o różnym przeznaczeniu użytkowym, czyli że i mięsnym i mlecznym.

No i nie można było tak od razu? Wpisuję MK, jak “Moje Kozy”, składam autograf i zabieram siebie i mój bladozielony sweter na zewnątrz, gdzie – ostrożnie pokonując schody na drżących z lekka nogach – mruczę pod nosem: “żeby się udało, żeby się udało, żeby nikomu się dziwne nie wydało”. Dla pewności mruczę trzy razy.

Aha – jak myślicie, jaką muzykę najlepiej puszczać tym jajkom w inkubatorze? Bo tyle się mówi o wychowaniu prenatalnym, i że muzyka ma wpływ na późniejszy charakter człowieka, i w ogóle. Boję się, że jeśli one się, te kurczaki, nasłuchają KATA za młodu, to się albo wyrżną w pień zaraz po wykluciu, albo popadną w depresję, i każdego z osobna będę musiała wysłuchać, a ja na to nie mam czasu. Więc co? Ponury Chopin, jak i “trzy metry pod ziemią z kamieniem u szyi” Bach odpadają, bo kurczaki mają być wesołe, nie głębokie i refleksyjne. Frywolny Mozarcik? Nie znam niczego wesołego, bo nawet jak coś jest wesołe na wskroś, to mi się zaraz smutno robi, że takie wesołe, a nie wie, że wszyscy umrzemy. Poradźcie coś :)

PS. Miałam jeszcze wrzucić fotki z ogrodu, ale nie wyrabiam z czasem – cały dzień walczę z kozłami, w przerwach warząc ser i doglądając jajek (wstawiłam inny “ruszt” i mierzę temperaturę w różnych miejscach, co chwilę dezynfekując termometr, no bo przecież na różnych etapach robienia sera używam tegoż samego termometru). Lucek i Kocyk dorośli, Andrzej widzi w nich oczywistą konkurencję, więc skutek jest taki, że cała trójka chodzi obeszczana od kopyt po czubki rogów, prychają na siebie, walczą, a przede wszystkim nie dają żyć dziewczynom. Całymi dniami łażą za nimi (prychając i odpychając konkurencję), i “zachęcają” do krótkich numerków na łonie natury. Kozy nie są zainteresowane, bo – mam nadzieję – to jeszcze nie ich czas, ale spróbujcie to kozłom wytłumaczyć. Skutek jest taki, że jedni beczą, inni prychają, całe stado biega w kółko jak jakaś zdziczała trupa cyrkowa, Laser drze japę na okrągło, bo nienawidzi afer i przemocy w rodzinie, istny pierdolnik z falbanką i cekinami.

Weterynarz powiedział, że się podejmie kastracji, ale musimy poczekać na chłodniejsze dni, bo podobno idą upały, i że mam zadzwonić w poniedziałek. Pomijając już, że 180 zł za tę trójkę to zdzierstwo, miałam nadzieję, że jednak Lucka zostawimy na rozpłodnika, bo ma doskonałe geny, świetną budowę, a że trochę przygłupi, to przecież w hodowli bez znaczenia. Ale zagrody dla kozłów nie będzie.

No to dzisiaj wypuściłam na zewnątrz tylko dziewczyny, a panowie zostali w koziarni – Andrzej na sali głównej, Lucek w pokoiku dziecięcym (bo z porodówki nadal wyskakuje, NIE WIEM JAK), a Kocyk na porodówce. Panowie w nocy zdążyli roztrzaskać miskę na wodę i powyginać uchwyt, i naprawdę nie wiem, co im ta miska zrobiła? Nieważne. No więc dziewczyny chodzą sobie po łąkach, a panom musiałam nakosić zielonego i każdemu zadać ile trzeba. PRÓŻNY WYSIŁEK, bo oni nie chcą żreć, tylko dymać! Jedynie Kocyk, dobry chłopiec, pojadł zielonego, popił grzecznie wodą, i… nadal beczy, jakby go ze skóry obdzierano i posypywano solą. Tą drogową. Wymieszaną ze żwirem. Zaglądam do nich średnio co godzinę (między serem, jajkiem, szklarnią a zmywaniem), żeby sprawdzić, czy się nie powiesili, nie zadźgali lub nie zdechli tak z niczego, mi osobiście na złość. Andrzej tylko jeden raz przyłożył w drzwi tak mocno, że klamka odskoczyła i wydostał się na zewnątrz, a doprowadzenie napędzanego hormonami Don Juana z powrotem do koziarni kosztowało mnie milion kalorii i dwa zadrapania oraz siniak na przedramieniu (te rogi sakramenckie, złośliwie powykręcane na boki). Kalorii jeszcze nie zdążyłam uzupełnić, śniadanie zjem pod wieczór. Za chwilę zrobię zmianę, czyli dziewczyny do koziarni, testosterony na zewnątrz. Oczywiście, że i tak wszyscy będą beczeć. Oczywiście, że kiedyś zwariuję. Oczywiście, że to nic nie szkodzi.

Na głowie kwietny ma wianek
na kadłubku zielony sweterek
a przed nią śmierdzący kurdybanek
a nad nią wizja reszty życia w zakładzie psychiatrycznym
Ciii, ciii…
Słuchaj dzieweczko – ona nie słucha
bo wyzionęła bladego ducha
Hej, hej
wszyscy święci
co mi się tak we łbie kręci?
Błogosławieni ci, którzy robią ser
a w międzyczasie kręcą jajkami.
Amen.

PPS. “Sprzedam prasy korbowo-kolanowe i tokarki poręba” – takie maile dostaję na info@kanionek.pl, i sami chyba rozumiecie, że wyrok “szaleństwo” został nie tylko podpisany, ale i opatrzony pieczęcią. Taką z odciskiem kopyta. Co to w ogóle jest prasa korbowo-kolanowa?! Nie, nie chcę wiedzieć.

90 komentarzy

  • Beethovena im puszczaj, kurczakom tym. Idę czytać dalej!

    • kanionek

      Mam trochę Beethovena, ale teraz sobie pomyślałam – czemu nie Vivaldi? Albo Brahms? I weź tu teraz zdecyduj, człowieku.

  • Hmm, dawno, dawno temu, kiedy jeszcze nie byłaś pewna czy Ziokołek jest w ciąży czy tylko Ci się wydaje, wlazłam na jakieś kozie forum w bezsenną noc i poczytałam, co tam piszą… Nie wiem, czy to nie jakieś country legends, bo o hodowli kóz mam takie pojęcie jak o podróżach międzyplanetarnych, i nie chcę też straszyć… ale ktoś tam pisał, że kózka 3-4 miesięczna już może… I radził oddzielić panny od chłopaków jak najszybciej…

    • EEG

      Ale JAKTO trzy kastracje? To i Andrzej ? ?? To kto będzie tatusiem przyszłych koziołków? A w kwestii muzyki – jak kurczaki mają być wesołe i bezrefleksyjne, to puszczaj im może jakieś majteczki w kropeczki i inne one tańczące dla mnie. Tylko tak cichutko, żeby samemu nie słyszeć.

      • ciociasamozło

        Ej! no właśnie! trzy??? serio???

        • kanionek

          Nie daję rady, Ciociu. Andrzej waży 50 kg – to prawie tyle, co ja sama. Ma ogromne rogi. A nabuzowany hormonami rozwaliłby chiński mur. Nie mam go gdzie trzymać OSOBNO. Drzwi od porodówki już ledwie zipią. Łańcuch? Wystarczy, że raz coś pójdzie nie tak. Gdybyś widziała, jak Andrzej próbuje zapiąć dwunastokilogramową Pippi, wykastrowałabyś go żywcem, tępym nożem. Młode muszę odstawiać na noc do osobnego kojca, bo inaczej – zero mleka dla mnie.
          Kto będzie ojcem przyszłych koziołków? Hm. A gdzie Kanionek będzie trzymał te przyszłe koziołki? Przez pięć miesięcy (PIĘĆ. MIESIĘCY.) muszę sprzedawać ser, do ostatniej kropli mleka, żeby utrzymać 10 kóz przez kolejny rok. Zanim zarobię w tym tempie na ogrodzony wybieg i/lub dobudówkę do koziarni, kóz zrobi się trzysta, a mnie komornik poszczuje moimi własnymi psami. Tak, jest chujowo. I tak, im szybciej zamkną mnie w psychiatryku, tym lepiej.
          Wybaczcie wszyscy, jestem zmęczona.

      • kanionek

        O, to już prędzej “Jesteś szalona”, z tych samych klimatów, a przy okazji dowiedzą się czegoś o swojej matce surogatce :D
        No trzy, trzy. Bo nie dam rady z trzema jurnymi bawołami.

    • kanionek

      Tak, Mitenki, wiem o tym i właśnie stąd mój stres i napięcie jak w gniazdku elektrycznym. Myślałam (dużo rzeczy myślałam), że w ciągu paru miesięcy uda nam się sklecić jakąś zagródkę dla kozłów, no ale jest jak jest.

  • ciociasamozło

    Kiedyś naukowcy twierdzili, że Mozart dla dziecków najlepszy, ale podobno inni naukowcy zbadali, że już nie. Młodemu kiedyś śpiewałam “Myszerej” (znaczy “Myszerej pancerni”), ale to dlatego, że mogłam to albo “Hej sokoły!”, więcej piosenek nie znam.
    A może Kabaret Starszych Panów im zapodawaj? Optymistyczne (może poza pomidorami i wanną) a ADHD nie wywoła.
    A z tym seledynowym swetrem to nie mogłaś go zdjąć i wdzięcznie udrapować na ramionach i korpusiku coby maskować niewyględną koszulkę a przewiew gdzieniegdzie zachować?

    • kanionek

      No ale kawałek koszulki i tak byłoby widać, a Ty wiesz, jak się różowy z seledynowym gryzą? Do krwi!
      “Myszerej” :D

      • ciociasamozło

        No fakt, różowo-seledynowy Kanionek w okienku mógłby panu urzędnikowi krzywdę zrobić i kto by wtedy te MK wymyślił.
        Ale może, z drugiej strony, wzbudziłabyś litość i pan znalazłby dla Ciebie jakąś dotację? Może Unia ma coś specjalnego taką dla upośledzonych kolorystycznie właścicieli kóz?

        • kanionek

          Na pewno ma coś specjalnego, na przykład nakaz oddania kóz w odpowiedzialne ręce. I co tam różowo-seledynowy Kanionek, ja mam WYSYP PSZCZÓŁ w domu! No dobra, tylko siedem było, ale jakie! Czarne, trochę mniejsze od tych “zwykłych”, co miód robią, wściekłe jak kangur na lodowisku, i pojawiały się, jedna za drugą, ZNIKĄD. Teraz mi się wydaje, że z kuchni, a dokładniej z dziury w suficie. Bo po pierwszych dwóch osobnikach nabrałam podejrzeń, pozamykałam wszystkie drzwi i okna, a one i tak przylatywały. Obowiązkowo do mojego pokoju, w którym właśnie w pocie czoła odpowiadam na Wasze maile. I co chwilę – bum! w okno, i bzzz! po tej szybie. Co ja pocznę? Nie chcę być królową matką. Nie dla wściekłych, czarnych pszczół :-/

  • Ania W.

    Kanionek, po poprzednim wpisie nie miałam się jak już dopchać, bo się opcje “odpowiedź” wykręciły w taką stronę, że już sensu nie było, ale chciałam powiedzieć, że i owszem, ten bimber pędzić będę :)

  • aga

    Kurna, ja tego kurdybanka jednak MUSZĘ powąchać! A tych darmozjadów rogatych to przypadkiem ktoś nie chciałby kupić/przyjąć od Ciebie?

    • kanionek

      Tutaj lokalnie to raczej nie mam na co liczyć, chyba że na kolejnego “boskiego farmera”. Gdybym miała oddać rogaczy, to komuś z głową i sercem, no i własnym transportem.
      A kurdybanek najlepiej wąchać świeży i hurtem – jak się tak cały łan tego szczura skosi, to jest odlot :) Ale nie wiem, może ja jednak jestem jakaś inna, bo ta klientka lokalna od sera i zeilska ze stawu wąchała i… nie padła trupem. Poprosiła o sadzonki! Więc ja już nic z tego nie rozumiem.

  • Tak jest Kanionku, ktoś tu musi rządzić, i tym kimś jesteś TY. Ale błagam niechże Twoja osoba będzie na pierwszym miejscu w kolejce karmienia, pojenia, odpoczywania, bo inaczej będzie ciężko, oj.
    A może Kazika im puszczać, albo Szwagierkolaskę?

    • kanionek

      Hm. No tak. Różne okoliczności sprawiły, że dziś spałam 4 godziny, ale za to zjadłam śniadanie. Jak już kozły będą wykastrowane, porzeczki czarne zebrane, owies i pszenica przywiezione (na jutro jestem umówiona), pomidory coś tam, słoma, siano, grzybobranie, cos tam, coś tam, to sobie w październiku odpocznę, aż do znudzenia ;)
      Tak, Kazika biorę pod uwagę :)

  • -EW

    “Niema prośba o eutanazję”:o)))

    • kanionek

      Na razie niema, bo wciąż jestem takim cichutkim żebrakiem o śmierć nagłą, a spokojną, ale kiedyś tak się ubiorę, no TAK się ubiorę, że mnie pluton karabinierów z najbliższej jednostki zdejmie bez zbędnych pytań ;)

  • zeroerhaplus

    Jesusmarja Kanionku, to tak jakbyś miała na raz dziesięć dzieci w wieku, że tak powiem, dojrzewania? Nie wiem, jak to jest, ale z tego, co inni opowiadają, to coś w tym stylu. Z tym, że ludzkie dzieciaki nie miewają rogów (z reguły). Ale jazda.
    A tak w ogóle, to jak jest u kóz z chowem wsobnym? Też tak zabawnie, jak u innych?

    Nie łam się, będzie dobrze. Może i nie samo, ale się ułoży. Zawsze się jakoś układa, nie?

    PS. Data urodzenia czworaczków – bardzo odpowiednia :))

    • Też mi ta data wpadła w oko :)
      Kanionku, trzymaj się! A może jest jakiś środek hamujący/łagodzący popęd u kozłów? Dla ludzi jest….
      http://www.przychodnia.pl/el/leki.php3?lek=164

      • kanionek

        Ano nie ma. W przypadku “bydła” i innych hodowlanych to się chyba mija z sensem, i klientów na takie specyfiki z pogranicza fanaberii byłoby zapewne zbyt mało, żeby się opłacało. Trzymam się :) Dziś na przykład drabiny – w końcu wzięłam młotek, gwoździe, siatkę wolierową i zszywacz tapicerski, i zrobiłam z porodówki celę godną Alcatraz. Drzwiczki wzmocniłam od strony wewnętrznej, przybijając do nich w poziomie, na górze i na dole, dwie grube dechy. Teraz Andrzejowi łeb odpadnie, a drzwiczek nie sforsuje ;-P

    • kanionek

      Ano z chowem wsobnym u kóz jest tak, że się często zdarza, i nie zawsze rodzi komplikacje, choć uczeni w piśmie odradzają krzyżowanie wśród członków najbliższej rodziny (ojciec-córka, brat-siostra). Kuzyn to już proszę bardzo. Dlatego Lucek mógłby teoretycznie “machnąć” wszystkie panny, młode i stare, prócz Tradycji.

      A z tą datą to chyba przesadziłam, no ale zawsze miałam skłonności autodestrukcyjne :)

  • zeroerhaplus

    Żesz, od tego wszystkiego zapomniałam o koncercie życzeń dla taczanych jajec: oczywiście, że “sto lat” w jedynym słusznym wykonianiu: https://www.youtube.com/watch?v=k4SLSlSmW74 (a tego mister prezydenta się wytnie).

    Aaa, małżonek mi powiedział, że jak nie umieszczę jego typowania w koncercie życzeń to nie powiesi umywalki i sto lat, to my się będziemy w wiadrze myli ;) Oto typowanie małżonka: https://www.youtube.com/watch?v=aGnmuBOmL5I

    • kanionek

      Nic nie zhhhrrozumiałam z tej piosenki Twojego małżonka, ale na szczęście były obhhhrrazki :D
      Oczywiście, że oczywiście bardzo mi się podoba (i masz dostać umywalkę ORAZ przynajmniej kabinę prysznicową, jesli nie wannę ze złotym kurkiem), tylko czy nie zachodzi ryzyko, że jak się kurczaki o tym całym monopolu nasłuchają, to potem będą znosić jajka z advocatem, zamiast żółtka? I rozumiesz, zjadasz taką jajecznicę, a potem rutynowa kontrola drogowa odbiera ci prawo jazdy.

      • ciociasamozło

        Ale pomyśl jaki zbyt by był na takie jaja!

      • zeroerhaplus

        Jak już Ciociasamozło zaznaczyła, Kanionku, pomyśl o zysku z tych jaj :)
        A tak na marginesie, śpieszę zaznaczyć (bo widzę, że się całkiem ładna parada ulubionych pieśni i tańców zaczęła, z czego bardzo się osobiście cieszę, tylko kiedy ja tego w końcu wszystkiego posłucham, kiedy mi umywalka wisi? ablo raczej jeszcze nie wisi?), że ten mahhhhżonkowy kawałek to żaden tam ulubiony ani nawet ukochany, a artysta go wykonujący jeszcze mniej. To był impuls chwili, mówi małżonek. Sprowokowały go “Majteczki w kropeczki”, mówi. Ja mu tam wierzę, ale nie wiem, jak inni ; )

        Złoty kurek?! Oszalałaś :)) Od razu na zbity pysk by poleciał (kurek znaczy się), no chyba, że opchnę dziada na allegro i kupię za to cukierków :)

        • kanionek

          Dobra, niech będzie, że ja też mu wierzę :)
          A złoty kurek oczywiście, że na cukierki, a gdyby jeszcze złota klamka była, to na czekoladę :)

  • Ynk

    Kanionku, rób to, co jest do Ciebie podobne .
    A na leitmotif dla jajec proponuję – wiem, skojarzenie zupełnie wprost – tę oto piosneczkę, da capo al fine : https://www.youtube.com/watch?v=mw-boSbDiKg

    • Ynk

      Ale gdybym to ja w tym jaju siedziała, i miała się zdrowo rozwinąć i chcieć wyjść na ten świat, to poprosiłabym o “Heysatan” Sigur Ros, bo to mój kawałek – muzycznie, tekstowo i obrazkowo (znaczy okoliczności geografii i przyrody takie moje-najmojsze to som) : https://www.youtube.com/watch?v=XKhZBaZNuI0 :-)

      • Ynk

        (takiej czapki, jaką ma tu na sobie Jon, poszukuję. Wie może ktoś coś? ;-) )

      • Ynk

        O, i przypomniało mi się, że i ten kawałek lubię, (chociaż z małym Rudym Ryjkiem jest, który niekoniecznie dobre wywołuje u Ciebie skojarzenia) : https://www.youtube.com/watch?v=2cAxLZpelmQ

        • kanionek

          Net mi się tnie, ale przesłuchałam pierwsze 3 minuty – no Ynk, to się dla kurczaków nie nadaje! Usną mi, na śmierć :D

      • kanionek

        Hey Satan brzmi nieźle :D Ale nie dane mi chyba będzie posłuchac, bo się tnie jak diabli (hłe, hłe).

        • Ynk

          ‘heysatan’ to stóg siana ;-) a tekst tej poowooolnee-ej pioseŃki (jeśli wierzyć tłumaczom) brzmi tak: http://www.tekstowo.pl/piosenka,sigur_ros,heysatan.html

          • kanionek

            Jak tylko zobaczyłam tło zwane teledyskiem, to od razu wiedziałam, że heysatan musi być czymś niewinnym, ale przyznasz, że pierwsze skojarzenie jest oczywiste :D

          • Ynk

            Jasne ;-) Też mi się to słowo tak kojarzy, a to skojarzenie podoba

          • zeroerhaplus

            Że hejsatan to stóg siana?! Rany koguta, co za fajny język :))
            A Sigur Ros jak najbardziej, od lat :)

          • kanionek

            No dobra, ale tak serio – wpadacie podczas słuchania w stan medytacji, czy jak? Bo ani tego w samochodzie, ani przy robocie posłuchać – człowiek zaraz myśli o poduszce, i to nie o powietrznej.

          • Ynk

            A to zależy jaka robota. Bo do dziubania nosem w ksiażkach i bazgrania notatek się nadaje. Ale najlepsze jest samo słuchanie dla słuchania. I gapienie się na bźdźło trawy. Jak się rusza na wietrze ;-)

          • kanionek

            Chyba coś do mnie dotarło. Gapienie się na bźdźło. Żyję na łonie przyrody, a nie mam kiedy się nią na spokojnie zachwycić. Dzisiaj wstałam, zrobiłam sobie kawy, obróciłam jajka w inku, przygotowałam graty do dojenia, wydoiłam kozy, wypuściłam maluchy, ekspresem się umyłam i pojechałam po owies i pszenicę, po drodze wstąpiłam do Żozefin, żeby już nie jęczała, że ja nie mam jej nowego numeru (nie mogła do mnie zadzwonić), wróciłam do domu, zaprawiłam wczorajsze i dzisiejsze mleko bakteriami, odstawiłam, rozporcjowałam i zamroziłam wczorajsze gołąbki, podgrzałam mleko i zadałam podpuszczki, poszłam nakosić trzy taczki z czubkiem zielonego dla panów na porodówce, załadowałam, zawiozłam, zadałam, wytargałam z samochodu worek pszenicy, miską przesypywałam do wiadra (worek za ciężki, by wnieść do domu), a wiadrem transportowałam do pojemnika w domu, wytargałam cztery worki owsa i ustawiłam pod ścianą domu, wróciłam do sera, pokroiłam skrzep, podgrzałam, przełożyłam do foremek, obciążyłam, zaniosłam kilka butelek wody do szklarni i podlałam co trzeba, poszłam zrobić zmianę warty w koziarni, sypnęłam kurczakom pszenicy, wróciłam do domu i odwróciłam sery w formach, zajrzałam do jajek (dziś ciepło na zewnątrz, więc sprawdzam temperaturę w inku), zrobiłam drugą kawę… I zdycham. Za dwie godziny zdejmuję obciążenie z serów, nasolę i przełożę do lodówki, pojadę z butelkami po wodę dla zwierząt do Żozefin (deszczówka nadaje się już tylko do podlewania, bo liście i kwiaty w niej gniją), obrócę jajka, pozmywam gary po serze, zrobię zmianę warty w koziarni, może coś nawet zjem…

            I tak w kółko. Wieczorem patrzę na robaczki świętojańskie, unoszące się jak zielonkawe iskry życia w powietrzu, i czuję, że nie ma we mnie życia. Uchodzi jak z przekłutego balonika. Do dupy takie wakacje. Ale gdy około dwudziestej drugiej obracam ostatni raz jajka i świecę im w tyłek latarką, a te małe larwy w środku zginają się i prostują, jak wesolutkie larwy komara, to… serce roście :) Tylko jakoś mi dzisiaj słabo i we łbie mi się znowu kręci. Oby jednak nie było tych upałów, bo tak mam dosyć szarpania się z Andrzejem, że już się nie mogę doczekać tej kastracji :-/

          • Ynk

            No to niezły twist, charleston i quickstep w jednym odtańcowujesz. Heh. Do mycia okien i sprzatania zapuszczam Lao Che “Gospel”. Gęsto grają i dają mi drive’a. A i teksty niegłupie Hubert D. składa. (Zeroerhaplus, o zazdrostkach jest w “Drogi Panie” ;-) )

          • zeroerhaplus

            “… podejdź pan, panie do okna i uchyl choć zazdrostki”, tjaaa :D
            No, też wyczaiłam tę zazdrostkę w “Panie”, ale to już było dłuugo po dyskusji o słowotwórstwie i gwarach :)
            Że też takie cuda pamiętasz…
            A Lao Che też jak najbardziej :)

            PS. Kanionku, wydaje mi się, że Ynk doskonale ujęła sedno sprawy z tym słuchaniem SigurRos… nic dodać nic ująć :)

          • Ynk

            Kanionku, masz mnóstwo roboty, i mimo że czasu nie starcza na kontemplację, to przecież widzisz te cudowności, jakie masz wokół siebie, bo pokazujesz je nam na zdjęciach. Pamiętam te wysokie trawy prześwietlone zachodzącym słońcem, roślinki, kwiatuszki, wypatrzone w ‘zwykłej’ trawie, teraz ostatnio pałki tataraku. A to dużo trudniejsze przy takim kołowrocie i ciasnym planie zajęć. Więc ten.. doceniamy… i dziękujemy :-)

          • kanionek

            Taak, tylko często się zdarza, że “wypatruję” coś za późno, jak na przykład to, że borówka amerykańska na tyłach ogrodu w tym roku tak obrodziła, że gałęzie z owocami leżą na ziemi. To znaczy na słomie. No i muszę dziś naciąć słupków i zrobić jakąś partacką podpórkę pod trzy krzaki. Borówki rosnące poza ogrodem mają lekkie życie – co tylko jakis owoc dojrzeje, Rosół już trzyma go w dziobie, więc krzaki stoją wyprostowane i lekkie :)

    • Ynk

      EwĘtualnie Camille Saint-Saens, “Karnawał zwierząt” (Poules et Coqs, ale inne zwierzęta mogom być tesz) : https://www.youtube.com/watch?v=lEd7Ovt4cWE

  • diabel-w-buraczkach

    Ja jako male diable nasiakalam przez lata piosenkami ze sluchowiska “Lato Muminków”, tego na kasetach. I potem, sila rzeczy, spiewalam je swojemu wlasnemu dziecku. Ale maja silne dzialanie hipnotyczne, te piosenki, wiec nie wiem czy dla kurczaków dobre?
    Ja bym im Brodke puscila, “Grande”. Beda takie radosne, wesolutkie kurczaki. Mnie Granda zawsze wprawia w dobry humor. No ale to znowu troche takie “walic wszystko, wezme se rózowe okulary i kolorowe wstazki i bede biegac po ulicach za kaczka po pekinsku”. Czyli ze nie posiada walorów edukacyjnych chba… :/ Hmmmm.
    To moze Pudelsów? Tez kocham. “Pudla z Guadelupy” na przyklad, zeby im sie w glowach nie poprzewracalo. No ale Malenczuk to znowu szyderca i bezboznik, wiec nie wiem… Chyba nie nadaje sie na uczycielke muzyki ;)

    • kanionek

      Szyderca i bezbożnik mi nie przeszkadza, ale Maleńczuka nie postrzegam jako wokalisty (nie bić Kanionka! to tylko moja opinia), a Brodki nie mogę, bo jak to – za kaczką po pekińsku? Jeszcze by sobie skojarzyły z kurczakiem z rożna, i co?
      Muminki pamiętam (pamiętasz? u Ciebie pisałam), puszczane w kółko z winylowej płyty, do spółki z innymi bajkami. Olej w głowie, tudzież w głowie dziura, były dla mnie jasne, ale nie miałam pojęcia, czym są sobole! Cos tam z futrem kojarzyłam, ale rymowało się z molami, więc dla mnie Muminki miały w dziurawych głowach cieknących olejem takie małe, futrzane ćmy ubraniowe :D
      To dobrze, że hipnotyczne – między wierszami będę im dośpiewywać przekaz podprogowy: “dobra, grzeczna kurka, trzyma się podwórka” :)

      A skoro o kurczakach, to SŁUCHAJCIE LUDZIE. W moich jajkach pływają kijanki! RUSZAJĄ SIĘ! Ale dwa jajka poszły na wycieczkę do kosza, bo nic się w nich nie działo. Na bank wszystkie jaja były zalężone, bo pajęczynki powstały w każdym, ale widać nie wszystkim chciało się wkładać wysiłek w rozwój osobisty ;) W sumie nic dziwnego, że wszystkie zalężone – trzy Rosoły na cztery kury… One nie mają szans złożyć jajka, które nie znało tatusia. A wiecie, co jest najgorsze? Teraz, gdy leci dziewiąta doba inkubacji, i wiem już, że tam jest całkiem żywe życie, to się boję, że spierniczę. Że zarodki umrą np. w dniu piętnastym. Że w nocy temperatura wzrośnie i je ugotuję. Że spadnie, i je zahibernuję. Że to, że tamto. Wnętrze inkubatora oglądam częściej, niż swój pysk w lustrze. Essu, nie miała baba kłopotu, to siadła na jajkach.

      • ciociasamozło

        No i mało brakowało, a kijanki bym przeoczyła!
        Kanionku, nie denerwuj się. Kobieta wysiadująca musi zachować spokój, bo się jajkom udzieli stres i naczynka im się obkurczą ;P
        Trzymam kciuki za stałą temperaturę.

    • ciociasamozło

      He, he, Muminków nie śpiewałam, bo wydali “Lato” na CD i Młody mógł poznać oryginał :)
      Dla tych co nie znajo: https://www.youtube.com/watch?v=WHyydqjYkdA

      • diabel-w-buraczkach

        Kanionek, pamietam, pamietam. I wlasnie wtedy tez Ciocia sie tym CD chwalila ;) A ja, Durak ciemny, przegapilam. A teraz nigdzie nie mozna kupic juz.
        A co do kijanek: nie starczy jak ze 3-4 razy dziennie skontrolujesz temperature? Ostatni raz przed pójsciem spac, a pierwszy raz zaraz rano?

        • kanionek

          Chciałabym, ale ona się dziwnie nie chce trzymać jednej wersji. Nie wiem, czy to u mnie w pokoju tak skacze, ale tu wystarczy jeden stopień, nie daj bobrze dwa, żeby sprawa się rypła. Optymalna temperatura to 37,7. 39,5 to już prawie pewna śmierć. Widzisz więc, jaka to delikatna materia, te kijanki :-/

          • Bisia

            A moze trzeba troszke izolacji dolozyc? Skoro mialas jakis styropian na podloge to i scianki obloz, moze temperature nie bedzie tak skakac? W koncu temperatura w pomieszczeniu zmienia sie ciagle a cienki karton to chyba dlugo jej nie utrzymuje

          • kanionek

            Dobrze gadasz, ale wtedy musiałabym żarówkę słabszą zastosować, żeby mi się jajka na twardo nie zrobiły. Dziewiąta doba inkubacji to nienajlepszy moment na prace budowlane (styropian też musiałby zostać przedziurkowany w paru miejscach bo wymiana powietrza, a najpierw przyklejony, dużo wstrząsów i przechyleń, itd), ale przynajmniej będę miała garść wniosków na przyszłość. Bo jeśli się teraz nie uda, to zacznę wszystko od nowa, a testy temperaturowe przeprowadzę na dłuższym odcinku czasu, nim wpakuję jajka do środka. Ten inku to był spontan.

  • Edyta

    Fascynujący kawał literatury. Taką lubię, nawet bardzo A jajki proponuje uraczyć starym, dobrym Modern Talkingiem (wiem, że pomysł to zaiste rewolucyjny w kontekście obowiązujących w tym miejscu gustów i preferencji, ale zwizualizowalam sobie i szalenie mi się spodobał. Jakież te Rosoły będą potem skoczne, a jak rytmicznie będą się nieść! Jestem przekonana, że warto)

    • kanionek

      Dzięki, Edyta :D
      Już sobie wyobrażam, jak Rosoły, zamiast tradycyjnego kukuryku, kiwają się na płocie śpiewając “you’re my heart, you’re my soul” :) Albo “jomaha jomaso”, jak sobie zapisywaliśmy naprędce w zeszytach, gdy nikt jeszcze nie znał żadnego obcego języka, a piosenka leciała w telewizji i nie dało się wcisnąć pauzy ;)

      • diabel-w-buraczkach

        no, ale by bylo fajnie :)
        I “szełi szełi łejdi” !

      • zeroerhaplus

        Hyhy, przypomniałyście mi :)
        Zobaczyłam “wtedy” u koleżanki w zeszycie “odysi dy ży walką” i jako uwsteczniona (od zawsze) telewizyjnie sierota zachodziłam w głowę godzinami, co to za nowy szyfr jest… tja.

        • kanionek

          No co Ty – włajaż włajaż nie obczajasz? :D
          Przywiozłam 200 kg owsa i 50 kg pszenicy tym wiernym Gwiazdolotem. Dał radę pod górkę, dobry miś, tylko sam się wypakować nie chce. Stoi jak ten wół na podwórku i mówi, że on się na take robote nie najmował. No nic. Powyciągam po trochu, a teraz wracam do sera. Deja vu, dreams come true ;)

          • pluskat

            a na jak dlugo to wystarczy? jakis parobek by sie przydal albo stazysta…

          • kanionek

            Na jak długo ten zachwyt jajkami…? Będę inkubować na okrągło! :)
            A wiecie, że tak dodam nie na temat, że mi pomidory w ogródku wyrosły?! Nie siałam, ani nie sadziłam pomidorów w ogrodzie, bo od tego mam szklarnię, musiały się rozsiać z tych ubiegłorocznych, co mi się do szklarni nie zmieściły, więc poszły do ogrodu “na zmarnowanie” albo dla kur :) I dziady przeczekały zimę i nieciekawy czerwiec, i teraz wyłażą. Najwyższy ma 15 cm wyskości.

          • zeroerhaplus

            Bym Ci pomogła, ale pierwsze, że daleko, a drugie, że i mnie coś łupnęło w krzyżu. Starość, psia jej mać…

          • kanionek

            Nic, tylko wymówki. A przecież mogłabyś przyjść, w sensie – piechotą, bo podobno chodzenie jest najlepsze na odcinek lędźwiowy kręgosłupa. I miałabyś dwie pieczenie przy jednym ogniu, a tak?
            Mocno Cię zgięło? Łączę się w bólu międzykręgowym :-(

          • ciociasamozło

            Zeroerhaplus, jakaś epidemia z tym łupaniem w krzyżu? Ja od środy połamana chodzę. Kilka lat temu jak mi się tak zrobiło, to myślałam, że dysk wypadł albo co i pognałam do ortopedy a ten mnie uświadomił, że to tylko staw biodrowo-krzyżowy się poluzował. Znaczy sie dupa mi odpada :(
            Rehabilitant kazał ćwiczyć mięśnie dna miednicy ale przeszło dopiero jak popływałam z płetwami w ciepłym morzu. Ciekawe czy płetwy w zimnym jeziorze też pomogą?
            Chodzenie średnio dobre (chyba że z kulkami gejszy, chłe,chłe), więc jak Tobie też d. odpada to do Kanionka lepsza bedzie droga wodna ;)

          • zeroerhaplus

            Dziękuję Wam, dziewczynki za współczucie :) Już mnie odłupało. Tym razem szybko poszło ;)

            Tak, Ciociu, jakby człowiek ćwiczył, to by żył długo i bezboleśnie, ale pokażcie mi takiego, który robi to regularnie? Mnie akurat dupa nie odpada (przynajmniej nie zauważyłam?), ale drogę wodną pokusiłam się i przeliczyłam, wyszło mi skromne 9576 kilometrów z groszami, i to pod warunkiem, że Kanionek odbierze mnie z Fromborka ;) Nie brałam pod uwagę krętości rzek, znaczy się meandrów i ewentualnych zboczeń w starorzecza, co się pewnie zdarza. To już może raczej te kulki gejszy – przyjemne z pożytecznym ;)

          • kanionek

            Wy mnie wykończycie :D Już widzę Zeroerha, w akwalungu i płetwach, i obowiązkowo tych wielkich goglach płetwonurka, jak pokonuje dzielnie starorzecza i meandry, ciągnąc za sobą przyczepione do kostek wodorosty… I po drodze, naturalnie wzbudzając sensację, udziela wywiadów w dwóch językach, że “ja, ja, naturlisch, płynę do Kanionka, ze swoim odcinkiem lędźwiowym, żeby jej pomóc jajka obracać”. “Was? Nein, nein, nie jestem na dopalaczach, ja po prostu mam już umywalkę ze złotą klamką, a u Kanionka trzeba oczko wodne wykopać. Tak, dla kaczek”.

            Bo wiecie co? Dostanę cztery kaczuszki! Nie wiem dokładnie od kogo, ale mają mi je przywieźć pod dom (ci tajemniczy “oni”), a tak w ogóle to jest prezent od tej pani, co ode mnie ser co tydzień kupuje. No i na początek będą na małym wybiegu, i chyba muszę im jakis dołek z wodą zrobic, co nie? Matko z kaczą gromadką, kaczuuuszkiiii :)

        • shal

          Nie miałam czasu zapisać “listy przebojów”,młodsza siostra w ramach pomocy zapisała Truba Duży.Został Duży Truba rodzinna anegdotą(ale zamierzchłe czasy.Nie wiem czy kojarzycie Trubadurów)

          • kanionek

            Kojarzymy, kojarzymy :) Bośmy tak samo zamierzchłe.
            Duży Truba fajny gość. A ja śpiewałam “uuu, jestem kawałek podłogi”, jak zapewne wiele dzieciaków, i nawet wydawało mi się, że rozumiem głęboki sens tego przesłania. Od dziecka miałam kompleksy i przeczucie, że jesteśmy wszyscy marnym pyłkiem wszechświata, więc bycie kawałkiem podłogi przemawiało do mnie tak, jak do niektórych kaznodzieja z telewizora ;)

        • ciociasamozło

          I jeszcze było “neweretig skóry”.

  • pluskat

    Kanionku, kastruj i sie nie przejmuj, a jak juz sie trafi jakies szemrane potomstwo, jak to w naturze, to tez nie tragedia. A oglaszalas sie gdzies, ze wydasz kozly?
    Kurczakom w glowach za bardzo nie mieszaj, zeby nerwowe nie byly, ewentualnie gdakaj przy przewracaniu jaj.

    • kanionek

      Dzięki, Pluskat, za słowa pocieszenia :) Przeżywam to wszystko bardziej, niż bal maturalny, wiem, i pewnie kiedyś będę wspominać, jak to się przejmowałam nierównym cyckiem (kozim, bo moje są równe, jak stół), albo cyckiem pogryzionym, albo rysą na cycku, albo zatkanym cyckiem… W tym roku znów masa nowych doświadczeń, a ja po prostu uwielbiam moje kozy i martwię się wszystkim, włącznie z tym, czym nie powinnam. I masz rację, tragedii nie będzie, najwyżej migrena ;)
      No i nie ogłaszałam, bo… Kocham Kocyka :) I nawet tego głupola, Lucka. A Andrzej to zasłużony ojciec i w ogóle… Gdybym miała któregoś komuś oddać, to tylko osobie normalnej, czyli nienormalnej, rozumiesz. A tak z ogłoszenia, to nigdy nie wiadomo.

      Gdaczę, a jakże! To znaczy mruczę do nich, tych jajków, gdy je podświetlam, różne rzeczy im mówię, a one fikają koziołki, jak kijanki w słoiku, serio :) Kurczę, nie spodziewałam się, że inkubowanie jajek dostarczy mi tyle emocji. Choć z drugiej strony – mi niewiele trzeba, żeby się emocjonować. I już wiem, że będę “robić” następne kurczaki. I tak może dodam jeszcze całkiem od czapki, że dziś o piatej rano było u nas tylko sześć stopni, a wieczorami nadal gościmy świetliki na podwórku. Ech, lato :) Skondensowana aktywność i energia, przez tak krótki czas, a potem znowu zima, długa, szara i do dupy. No ale nic, jajka już obróciłam, idę spać :)

  • buskowianka

    Ekhm. Czytam komentarze i myślę sobie, że chyba tylko ja nie znam przyczyn tego oszustwa w zielonym swetrze. Czemu czworaczki, akurat? I czemu z datą taką?
    Przepraszam, że tak niecnie i wścibsko dopytuję, ale ja jestem człowiek szalenie bojący wszelkich nawet maleńkich oszustewek, zawsze mam wizję jak to mnie capną i przemaglują, podatki płacę, zanim skorzystam z jakiejkolwiek ulgi to pińcet razy sprawdzę, czy czasem nie wchodzi w grę jakiś wyjątek, że może jednak ulga mi się nie należy. Albo że może za dużą sobie ją wzięłam zrobiłam. Albo że jeszcze coś.

    Hmm może becikowe?

    • kanionek

      Buskowianka, pozwolę sobie w odpowiedzi wkleić moją odpowiedź z 2 czerwca br., spod wpisu na dzień ludzkiego dziecka, to sobie zaoszczędzę pracy patefonu, czyli sie powtarzania. Przepraszam, że komentarze stanowią drugie, nierzadko lepsze źródło wiedzy o moim życiu, ale jakoś tak to wychodzi, no :D
      “Hej Iwona :)
      Z kozami ciut inaczej – paszport nie jest obowiązkowy (no chyba, że się jednak wybierzemy na tę balangę w Paryżu), a kolczyk kiedyś, kiedyś, mógł być tylko jeden. Uważam zresztą, że to miało więcej sensu – koza była oznakowana, a jak się kolczyk „zgubił”, a koza rozerwała ucho w sposób uniemożliwiający powtórne jego założenie, to zawsze miała drugie, nienaruszone jeszcze ucho. A jeśli do końca życia nie zgubiła, to przynajmniej jedno ucho miała wolne i szczęśliwe :)
      No i nie mogę zgłosić wszystkich urodzeń :) Bożena, Irena i Andrzej nie istnieją. To kozy widma. Fikcja literacka. Narysowałam je i do bloga wklejam fotoszopem ;) Boski Farmer coś kręcił ws. kolczyków, a gdy chciałam kozy sama zarejestrować, to mi powiedzieli, że dorosłych nie mogę, bo już dawno zamknięto w Polsce możliwość rejestracji wcześniej niezgłoszonych zwierząt i jeśli ktoś takie posiada, to powinien je „zutylizować”. Oczywiście nie wspomniałam, że mam takie kozy, tylko pytałam „co by było gdybym takie od kogoś kupiła”. Przez kilka dni chodziłam jak zombie, ogryzając paznokcie do łokci, że jak mi wpadnie kontrola, to mi wlepią mandat za nielegalnych imigrantów i każą zawieźć kozy do rzeźni. Ale poczytałam na forach jak ludzie sobie radzą, i też zamierzam sobie „poradzić”. Zgłosiłam, że Ziokołek powiła szczęśliwie cztery koźlęta, bo więcej oficjalnie nie mogła (kiedyś mogłaby siedem, dziś już tylko cztery, przy czym jeszcze się taka koza nie narodziła, która by miała siedem sztuk w miocie, ale urzędnik długo o tym nie wiedział), więc cztery dziewczyny będą od teraz jej prawowitymi córkami i spadkobierczyniami wiadra z owsem ;) Na jesieni zgłoszę kolejne cztery i tak w końcu Ziokołek dorobi się dziewiątki dzieci, w tym niektórych bardzo wyrośniętych. Jeśli przepis urzędowy czegoś nie przewiduje, to tego czegoś nie ma i kropka. I lepiej zdrowe, młode zwierzę zabić, niż zarejestrować. Podobno był taki przypadek w ubiegłym roku, że jednej babce zarejestrowano niezgłoszone wcześniej kozy, więc jednak jest jakaś furtka, tylko urzędnikowi musi się chcieć. I to jest ta długa historia, której nie chciałam opowiadać, bo nigdy nie wiadomo, czy ktoś nieżyczliwy nie zapałęta się na moją stronę. Ale prędzej czy później ktoś by zapytał, więc proszę, napisałam. W razie czego wyprę się wszystkiego, kozy schowam w lodówce, zrobię zeza, wywalę język na wierzch i będę udawać kretynkę. Podobno niewiele mi brakuje i kilka efektów specjalnych powinno przekonać urzędników, że lepiej mnie nie szarpać, bo choroby psychiczne mogą być zaraźliwe.”

      Teraz już wiadomo :) I ja też się boję oszukiwać, ale tutaj miałam taki wybór, jak fortunę na koncie, czyli raczej brak ;)

      • buskowianka

        Łomatkojedyno, o ilu to jeszcze bzdurach po tym świecie krążących człowiek nie wie…
        Dzięki za wyjaśnienia, ja komentarze czytam z niemal równą pasją jak same posty, ale ten mi gdzieś wziął i umknął.
        Kanionku, oszczędzaj paznokcie do drapania swojej trzódki za uszami. Takie oszustwo to phi, nie oszustwo. Ono z najwyższej konieczności się bierze, uczciwego oszczędzenia pięknych zwierząt. Jak będzie (tfu tfu) potrzeba to wystosujemy zażalenie, skargę i apelację aż urzędnicy sami zrobią zeza.

        Tradycji tylko trochę szkoda, biedna jak ona przeżyje na jesieni poród Andrzeja, musisz mu te rogi trochu spiłować…

  • pluskat

    Kanionku, ladnie wybrnelas, pamietam, jak sie zamartwialas, zeby tylko takie oszustwa ludzie robili to bysmy w niebie zyli. Andrzej, synek Tradycji, to brzmi dumnie! Tylko nie wkladaj swetra, jesli znow masz sie pocic ze strachu!

  • Leje u mnie od rana. Mam nadzieję, że u Ciebie też i będziesz miała wody w stawie z meniskiem wypukłym :)

    • kanionek

      U mnie żarówa i lipiec pełną gębą. Nazrywałam kozom kwiatów lipy, które pożarły niemalże z plastikową torebką. Muszę nazbierać więcej, tylko potrzebuję takiego dyspensera do folii kanapkowej, a raczej jej większej siostry. Chodzi o taką folię, którą w magazynach panowie owijają towar na paletach. No i jak juz będę miała to urządzenie do owijania, to się przed każdym wyjściem z domu owinę dokładnie, BO MNIE INACZEJ MUCHY ZEŻRĄ. Chodzi oczywiście o jusznicę deszczową, zwaną ślepakiem. Mucha niezwykle kąśliwa, a cicha jak kapcie filcowe sunące po muzeum. Atakuje zwykle grupowo, więc jak człowiek jedną strzepnie z czoła, to druga już mu wbija zęby w plecy. Miejsce po ukąszeniu swędzi i boli na przemian przez co najmniej tydzień, a nawet dwa.
      A wody w stawie cały czas ubywa. Nie robię prania od tak dawna, że prawie nie pamiętam, dwa razy tylko wyprałam ręczniki i bieliznę, a pościel prała mi Mama, zabierając brudną i za miesiąc przywożąc czystą. Teraz wody w studni jest tyle, że wystarcza na zmywanie garów i oszczędne się mycie. Za to gdy znów przyjdą mokre lata, to będziemy wodę wypompowywać z piwnicy. Widać taki urok tego miejsca :)

  • shal

    Podziwiam pomysł z kastracją,no ale inne rozwiązania nie wchodziły w grę,znając Kanionkowe serducho.Co u Atosa?

    • kanionek

      A u Atosa niestety po staremu. Moim zdaniem brak postępów – Atos “wstaje” dość często na cztery łapy, ale widać, że cały ciężar ciała przenosi na przód, a tylne łapy służą mu tylko do utrzymania równowagi. Gdy musi się przemieścić nawet nie próbuje nimi przebierać, tylko opada na zad i pełza. Jednak masy mięśniowej na tylnych łapach mu nie ubywa, ma jeszcze co “zrzucać”, więc może… może jeszcze kiedyś…

  • bila

    Boszebosze, Kanionku, Ty jako Święty Jerzy walczysz ze smokiem biurokracji, jestem pod wrażeniem. Seledynowy sweterek to jakże odpowiedni strój na taką okazję. Tak uważam, howg.
    Kastruj, kastruj. Życie kozła-kastrata będzie zapewne bardziej filozoficzne i mniej rozwalające drzwi. Stadko i tak liczne, jesteś dzielna jak nie wiem co.
    Muzyka z lat 80-tych będzie super. Popieram. Ależ to będą kurczę, kurczaki!!!
    Uściski ślę.

  • kanionek

    Ja naprawdę zawału dostanę. KACZKI PRZYJECHAŁY. Całkiem znienacka, mamusia i trzy młode. Wypuściłam je z kartonu na mały wybieg… i się zaczęło. Kurczaki i Rosoły wpadły w panikę. Oraz w krzaki i na ogrodzenie. Kozy zaczęły beczeć, Laser ujadać, a Kotek dostał oczu jak pięć złotych i już obczaja, jak tu zeżreć kaczkę po pekińsku. Wracam dorabiać za policjanta.

Skomentuj shal Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *