Biodrem gnijącym powłócząc artystycznie, czyli o losie i szaszłyku z Centaura

Gdyby zdjąć ze mnie klątwę lenistwa, byłabym bogatym człowiekiem”

Kanionek, 2015

Artysta głodny jest o wiele bardziej płodny”

Kazik, “Las Maquinas de la Muerte”, 1999

A artysta w biodro cięty płodzi niczym pierdolnięty, ale o tym później, a swoją drogą – polecam lekturę całości tekstu cytowanej piosenki. Kazik 15 lat temu, a jakoby wiecznie żywy.

Jakoś tak wyszło, że po kilkunastu latach pracy umysłowej całkiem mi to zajęcie zbrzydło. Straciło na wartości. Nie finansowej, lecz takiej zwykłej, życiowej. Niech się mury pną do góry, ja tam wolę poziom fundamentów, a nawet oślizgłej piwnicy. Nie mam już Wielkich Oczekiwań, i generalnie cieszę się, że mi się przez tyle lat udało nie rzucić pod pociąg.

Mam za to duże zapotrzebowanie na fizyczny znój, na robienie rzeczy prostych, najchętniej blisko ziemi i pod gołym niebiem. Tymczasem jakoś tak się porobiło, że w dzisiejszych czasach praca fizyczna jest najniżej opłacana i traktowana z jawną wzgardą. Propozycje Urzędu Pracy:

Kopacz rowów – 10 zł brutto za godzinę

Zbieracz kamieni na polu – 5 zł za hektar

O, losie. Wiecie ile to roboty, wyzbierać kamienie z hektara ziemi? I w ogóle dlaczego płatne od hektara, a nie od wagi wyzbieranych kamieni? Ta druga forma pomiaru włożonej przez człowieka pracy byłaby bardziej sprawiedliwa. No ale rolnik musiałby z wagą towarową na pole podjeżdżać. To może jakaś miara objętości? W końcu przecież wszystko inne na wiadra liczą. No i wychodzi na to, że gdybym komuś zleciła wyzbierać śmieci za oborą i drewutnią, bo znów wyłażą z ziemi, to mogłabym temu komuś zapłacić 2,50 i jeszcze dodać: reszty nie trzeba. O, losie… Ożesz ty orle w koronie, co sobie sam chyba z żalu te pióra z dupy wyrywasz.

A propos orłów – wspominałam Wam, że każdej zimy muszę wywinąć przynajmniej jednego orła na lodzie, odcisnąć w śniegu piętno rozgwiazdy, zrobić w powietrzu potrójny szpicdelszyber z piruentnym śrubojeblem, czy jak tam się dziś nazywają te wymyślne figury w łyżwiarstwie ozdobnym? I tak się trochę ukradkiem cieszyłam, że tej zimy u mnie ani śniegu, ani lodu, i że HA HA HA! – takiego Kozakiewicza, zimo!, ale cóż. Natura nie znosi próżni i wobec braku warunków na zewnątrz, dokopała mi w łazience. Nie wiem jak to się stało, akcja była szybka jak w kreskówce ze strusiem, w każdym razie wylądowałam z głową i prawym łokciem w wannie, prawą kością biodrową wyrżnąwszy zdrowo w kant tejże. A wannę mam obudowaną od frontu kafelkami. Czy Państwo to dobrze widzą? I czują?

I gdybym była tu i ówdzie bardziej zaokrąglona, to zamordowałabym jedynie te kilka komórek tłuszczowych i skończyłoby się na tęczowym siniaku. A tak – mam skórę rozciętą w dwóch miejscach (dlaczego w dwóch? Nie wiem, bo przez pewien czas widziałam tylko ciemność – może jak się odbiłam to walnęłam drugi raz), a ta ogromna, wystająca kość biodrowa jeszcze drży i rezonuje głuchym dudnieniem. I tak właśnie, pobrzękując ponuro zranionym biodrem i ciągnąc za sobą z bólu odrętwiałą kończynę, musiałam jeszcze do miasta jechać i zakupy robić, bo taki był plan. To znaczy plan był taki, że małżonek miał w mieście umówioną rozmowę w sprawie pracy, no i żeby nie robić pustych przebiegów, to przy okazji miały być zakupy.

Rozmowa została odwołana na trzy godziny przed czasem, bo pracownik odchodzący postanowił jednak zostać (te emocje! te rozterki! tak na sztos, ten życia los), no ale my już byliśmy umyci i ładnie ubrani, a niektórzy sobie nawet tusz na rzęsy ponakładali:

powieka mie na oko opada i tuszu nie widać

No więc ponieważ szkoda wody i fatygi, że nie wspomnę o wydrapywaniu stuletniego tuszu z tubki, to biodro nie biodro, trzeba było jechać. A teraz to już mnie TAK boli, że małżonkowi już kilka razy o tym opowiedziałam (w tym dwa razy z obnażeniem obszaru objętego obrażeniami), że aż poszedł sobie w kalendarzu zaznaczyć, do którego dnia lutego na sto procent będzie o tym słuchał. Nie wiem, jak on to sobie oblicza, bo niby skąd może wiedzieć, JAK BARDZO mnie boli, ale zakreślił 17 lutego. Cynik.

No ale co Was moje biodro z początkiem zjadliwej gangreny i małżonek z kriokomorą zamiast serca. Wy chcecie o zwierzątkach, prawda? Się robi.

No więc nie wytrzymałam i zważyłam Atosa, bo skoro mówicie, że przytył, a to dla niego nienajlepszy byłby obrót spraw, to musiałam się upewnić. Ostatni pomiar jego masy wykonany był w dniu awarii, w gabinecie weterynaryjnym i wynik brzmiał: 26 kg. Teraz waży 25,3 kg i tu mi się właśnie nic nie zgadza. Bo mogłabym przysiąc, że wyczesałam już z niego jakieś trzy do pięciu kilogramów sierści, więc powinien ważyć mniej.

Sierść wychodzi z Atosa na potęgę i nie wiem jakim cudem on jeszcze nie jest całkiem łysy. Musicie wiedzieć, że Antoni nigdy nie był pieskiem pokojowym, tylko bardziej takim syberian husky z warmińskiej Nebraski (nawet rejestracje samochodów mają tu NBR na początku) i śnieg po pachy oraz temperatura jak spod pachy tego mamuta, co go kiedyś Ruscy wykuli z lodowca, to był Atosa żywioł i środowisko naturalne. I po trzech miesiącach spędzonych w domu, w Atosowym centrum dowodzenia podjęto w końcu decyzję, że skoro globalne ocieplenie, to trzeba zrzucić kurtkę. Do bikini. Zrzuca konsekwentnie, ale jednak nie żeby wszystko od razu (a szkoda), tylko tak po pół kilo dziennie (żebyśmy się nie nudzili), a w dodatku zrobił się całkiem niebłyszczący i teraz mówimy na niego Matos.

Aha, a jedyne co ostatnio zrobiłam dla Atosa to siennik. Siennik, psia jego mać – po prostu napchałam siana w starą poszewkę od kołdry i zaszyłam z grubsza, żeby się po domu nie rozlazł, no i na wypadek, gdyby trzeba było pokrowiec wyprać, to taką grubą okrętkę szybciej będzie spruć. Antoni, tak wdzięczny że wreszcie ma swoje własne łóżko do leżenia, nie czekał nawet aż szyć skończę, i w połowie mojej z siennikiem roboty wyglądał już tak:

Atos na sienniku

A potem jeszcze zaprosił znajomych:

Atos i Gonzales na sienniku

I nie mówcie, że bez sensu że pod grzejnikiem, skoro wyżej pisałam, że mu w domu za ciepło. To jest bowiem jedyne miejsce w moim pokoju, z którego Matos ma widok na wszystko i będzie TAM WŁAŚNIE leżał, choćby i skórę miał zrzucić do kości.

Co do wcześniej zapowiadanych noszy dla Atosa, to na razie wyglądają tak:

nosze

Proszę zwrócić uwagę na walające się wokół precyzyjne narzędzia. I czeka mnie jeszcze mozolne obszywanie krawędzi otworów oraz obszycie tych na tylne łapy gąbką, co okazało się niezbędne już po pierwszej przymiarce na pacjencie – z uwagi na to bowiem, że prawie pół Atosa zwisa bezwładnie na łasce noszy, krawędzie otworów na łapy wrzynają się w psie pachwiny i gąbka musi być. Pozostaje jeszcze kwestia uchwytów, a raczej takiego ich rozmieszczenia, żeby dobrze uchwycić środek ciężkości psa i nie powodować w żadnym miejscu nadmiernych przeciążeń kręgosłupa.

A przy produkcji noszy udział wziął, po raz pierwszy w życiu przeze mnie użyty, taki oto zabytek Peerelu, co go dostałam od Mamy:

karnet na klarnet

Chęć współpracy zgłaszały jeszcze takie nowoczesne, łatwonawlekające się igły produkcji japońskiej:

igły samonawlekające

Ale gdzie im tam do Karnetu Rzemieślniczego Rymarz. Nosze zrobione są z podwójnie zszytego, grubego płótna, i dała im radę tylko igła z Karnetu. Igłą z Karnetu można biodro mamuta podziurawić na sitko, i jak na szaszłyk nadziewać Centaury.

I dzięki za Wasze propozycje imion dla dzieci Tradycji – miałam taki ubaw, że mi mało biodro na pół nie pękło. Sama już teraz nie wiem, czy ja na pewno chcę tych koziołków.

I nie wiem, nie wiem, może uczone w piśmie się wypowiedzą, co ja dzisiaj zobaczyłam. Otóż bowiem i natenczas, gdy do koziarni późnym wieczorem zajrzałam, strużkę cienką krwi ujrzałam. Jasnoczerwoną. Spływającą po ścianie, a startującą z krawędzi tego najwyższego murka, na którym tylko Tradycja i Irena stawają, bo Andrzej nie umie, a Bożena za gruba i chyba jej się nie chce. Strużka była cienka jak makaron, niedługa, na jakieś 30 cm, tyłki wszystkim obejrzałam i inne części ciała pod kątem urazów, i nic. Nikt posoką nie broczy, czysto, sucho, bez śladu zbrodni.

Nie chcę już po necie biegać ze strachu zziajana. Gdyby to było poronienie, to chyba tej krwi pół wiadra by było? I inne jakieś ślady? A może Kotek coś zamordował na strychu, i przez szparę między deskami tam akurat kapnęło, żeby mnie znowu nerwy stalową grabą za krtań ścisnęły? O, losie…

160 komentarzy

  • Lidka

    Ales mnie przestraszyla tym wyrznietym biodrem! Sprawdz to u lekarza, zeby pozniej nie bylo niespodzianek, bo bolec bedzie na pewno i dluga chwile.
    Zastanawialam sie, czy Ty zawsze tak piszesz pozno w nocy, czy tylko ostatnio. Mnie to akurat na reke, bo Kozy spia, a ja nie moge sie nacieszyc nowym wpisem. Kiedy u mnie pozny wieczor, u Was rano juz. Fajny wynalazek ta Ziemia, no nie?

    • kanionek

      No właśnie nie wiem, czy taki fajny! Pomijając już fakt, że ludziska w Australii do góry nogami chodzą (a to się musi jakoś odbijać na zdrowiu), to pomyśl, jak fajnie by było, gdyby Ziemia jednak była płaskim dyskiem odpowiednio ustawionym względem Słońca. Ciągle lato! Lato wszędzie! Na wieki wieków ptaszki, kwiatki i motylki, i ani jednej szufli do odśnieżania w całej galaktyce :D

      Biodro spoko, dałam mu pospać dzisiaj, bo sen regeneruje, i jest duuużo lepiej :) To znaczy owszem, wciąż poruszam się kaczkochodem, ale władzę całkowitą w dolnych odnóżach odzyskałam i nie ma na co narzekać.

      Tak, jakoś tak chyba od wypadku Antoniego częściej zamieszczam nowe wpisy w nocy. Dziś też miałam problem z zaśnięciem, i po godzinie drętwego leżenia na lewym boku (bo biodro) poddałam się i włączyłam kompa. Ale dni coraz dłuższe, ziemia już pachnie i przypomina o pierwszych zasiewach (niektórzy już sieją wczesną kapustę na rozsadę), więc wkrótce nadejdzie ten okres w roku, gdy wieczorem będę padać do łóżka bez sił, a o czwartej rano koguty piejące pod oknem nie dadzą się wyspać ;)

      A mi jest czasami żal Ciebie tam daleko, że gdy chciałabyś sobie (może) z nami pogadać, to tu wszyscy dawno śpią :)

  • Też mieszkałam w tych stronach, gdzie NBR mają na początku. Całe 10 lat, ale we mieście;-) A ponieważ pochodzę z okolic, gdzie króluje NWE, to jakoś nigdy nie udało mi się polubić “Nebraski”;-)

    Ślę ciepłe myśli Wam i zwierzyńcowi:-)

    • kanionek

      A ja jeszcze 10 lat temu mieszkałam w Gdańsku i gdy na osiedlowym parkingu zobaczyłam samochód z NBR, to od razu pomyślałam: ale fajnie, Nebraska! Little did I know…

      Dziękujemy i równie ciepło pozdrawiamy :)

  • diabel-w-buraczkach

    DO LEKARZA z tym biodrem, ale juz! A najdalej, jak za 2-3 dni nie zacznie mniej bolec. Nie ma ze “jakos to bedzie”. Ja mam dwie takie jakos-to-bedzie-pamiatki z czasów beztroskiej mlodosci. Jedna wlasnie wiaze sie z zimowym wyrznieciem koscia ogonowa na lód… Pieskowi, który dluzszy czas nie dal sie ruszyc z miejsca, bo cos tam obwachiwal w krzorach, nagle zachcialo sie ruszyc z kopyta pelna para. A stalismy na lodzie… Do dzis mi ta kosc ogonowa tak dziwnie wystaje i boli jak diabli niekiedy. (a moze mi ogon rosnie hyhy)

    • kanionek

      Obstawiam ogon, bo Diabeł bez ogona to obciach :)
      A weź, z tymi lekarzami. Pochorować się można od samego do nich łażenia. Ostatni raz moja noga z biodrem postała w przychodni, gdy chciałam zdiagnozować ten irytujący łokieć, bo mi w robocie przeszkadza (koszenie, grabienie, a czasem zdjęcie nakrętki ze słoika bywało okupione bólem), no i o głupie RTG musiałam prawie żebrać. Oczywiście na RTG nic nie wyszło, bo problem pewnie w tkankach miękkich tkwi, ale chodzi o sam fakt. Poza tym, dziś jest już dużo lepiej (z biodrem, bo łokieć niestety wciąż wqrwia) ;-P

      • Iwona

        A ten Twój łokieć, to nie jest przypadkiem ” łokieć tenisisty”- naderwane przyczepy mięśni w łokciu? Napierdziela dniem i nocą, nie dość, to jeszcze ręka taka, jakby nie moja, precyzyjna robota z rąk wylata;-)

        • kanionek

          Kochana, żeby tenisisty! GOLFISTY się nabawiłam, przynajmniej taka była diagnoza “na oko i macanie po stawie”. Czyli objawy bólowe faktycznie podobne do tego tenisisty, tylko po drugiej stronie łokcia, od wewnętrznej. Mówili, że to się długo regeneruje, nawet rok. No to fajno, bo mnie boli od prawie dwóch. W kwietniu druga rocznica pęknie. Jedyna pociecha taka, że faktycznie po nocach już nie boli, a rano nie mam zespołu sztywnej ręki, z którą nie wiadomo co zrobić ;)
          Rozumiem, że Ty masz odmianę tenisową przypadłości? Jakieś podpowiedzi?

          • Iwona

            Ale to się robi i od pisania na klawiaturze też, i od wewnętrznej właśnie napierdziela bardziej.

          • Iwona

            Mnie boli z jednej i z drugiej strony, nawet delikatne dotknięcie w ostrej fazie to koszmar. I niby to ten ” tenisista”, ponad rok już.

          • Iwona

            Miałam usg robione, blokadę wziełam, a piguły najpierw brałam wg zaleceń, a potem przy pogorszeniu, tramapar jeszcze mam, na noc biorę, jak mi bark spać nie daje, bo mam z nim podobny problem, niestety, a barku do pralki nie wsadzę:-D. Postraszyli mnie operacją łokcia, to wolałam aptekę;-)

          • Iwona

            Podziwiam Gonzalesa, wnętrzności mu się w okolice zadka przesuneły, a on sobie łapkę myje;-). Nie rozumiem o co chodzi w powiedzeniu:” żyją, jak pies z kotem”, przecieź to związek idealny:-D

          • kanionek

            :D Gonzales faktycznie jest twardy i mało co go rusza. To jedyny osobnik futrzany, co nie boi się odkurzacza – można go wręcz szczotką ssącą przesuwać po podłodze. I tabletki na odrobaczenie ładnie dziś z masełkiem zjadł, a Kotek wręcz przeciwnie. Szału dostanę przez niego i chyba mu te tabletki prosto w tyłek wetknę :-/

        • Iwona

          A przepraszam: “naderwane przyczepy ścięgien mięśnia zginacza..” bla, bla, bla:-).Leczenie: blokada w zadek, dicklofenak i tramapar, dupa boli, łokieć boli, a od pigół żołądek będzie bolał.

          • Iwona

            Ja wirowałam sobie we Frani. Ciepła woda, sól bocheńska, wsadzić łokieć, włączyć Franię i się rehabilotować:-D. Niby boli mniej, nie wiem, czy to Frania, ale odnawia się przy wysiłku. I jak boli, to zawsze muszę jeszcze w ten łokieć gdzieś przypierdzielić, ale to zawsze, no to wtedy to już czerwień widzę.

          • kanionek

            Iwona – łzy wzruszenia normalnie. Mi też się pięknie odnawia przy BYLE wysiłku, nie da o sobie zapomnieć. A przygrzmocić w czuły punkt też mi się zdarzyło ze dwa razy i tak jak mówisz – świeczki w oczach. Jakie świeczki – gromnice, pochodnie i czynny Wezuwiusz. Takie to niby małe (no bo czym jest staw łokciowy wobec kolanowego, czy biodrowego), a dopiec umie lepiej niż sam Diabeł pogrzebaczem.

          • Iwona

            A z tą Franią to było tak: kilka lat temu mąż paskudnie złamał nadgarstek, po wyjęciu gwoździ, ortopeda właśnie tak kazał mu tą rękę rehabilitować, to i ja postanowiłam spróbować na ten łokieć.

          • kanionek

            A, czyli miałaś pewnie rezonans? Że taki szczegółowy opis? I co – dałaś sobie wcisnąć całą tę aptekę??

  • Iwona

    Prorokować nie będę, ale ta strużka to raczej nie poronienie, rozleglejsze ślady by były. Irena też mogła strzelić, czasem tak jest, co nie znaczy, że paranoii dostawać nie będziesz;-)

  • Iwona

    A biodra współczuję, boli, jak diabli, i pewnie dopóki dajesz radę włóczyć do lekarza nie pójdziesz?;-).

  • ciociasamozło

    Łazienki są zdradzieckie. Już się człowiek wyluzuje, napawa wizją moczenia dupska, a przynajmniej orzeźwiającego prysznica, a tu znienacka wanna atakuje, dywanik kostki podgryza, kran wali w czółko a kafelki sprzedają plaskacza.
    Moja przyjaciółka złamała rękę w osobistej łazience, dzień po tym jak bez urazów wróciła z nart.

    Nosze Atosa – rewelka! tylko czy miejsce na siusiaka nie za bardzo z tyłu? Pomysł z gąbką b. słuszny.
    Karnetu zazdroszczę! Kiedyś udało mi się zacerować fotel taką grubaśną wygiętą igłą chirurgiczną, ale podejrzewam, że zawartość karnetu byłaby lepsza.

    “Krew na krawędzi”, dobry tytuł na kryminał!
    Może to Bożenka Andrzejowi z bańki wyjechała i farbę z nosa puścił?

    • Modra

      Ja pamietam takie wyliczenia, o których kiedyś czytałam, że najwięcej wypadków i złamań ludziom zdarza się z okazji wstawania z łóżka i ogólnie w okolicy tegoż łózka. Łazienka była również na podium. :-)

    • kanionek

      No właśnie! Dlaczego łazienki nie są wykładane korkiem, tylko wszyscy te kafle wszędzie… Korkiem, watą i owczą wełną powinny być od wewnątrz obite.

      Ha ha! Wiedziałam, że o tę dziurę zapytasz. A tu niespodzianka, bo to nie jest dziura na siusiaka! To była długa dysputa z małżonkiem, uwierz mi. Bo on optował za dodatkową dziurą na klejnoty (Atos jest wciąż samcem pełnowartościowym), a ja mu na to, że to już będzie dziura na dziurze i jedno sito. No ale przekonał mnie, że dla psa jajka i ich komfort są sprawą priorytetową, więc na dziura jest na jajka, a co do siusiaka, to plan jest inny, mianowicie pieluszka w noszach. Oprócz tradycyjnej roli (na wypadek, gdyby Antoni z emocji popuszczał) będzie też spełniać inną – uniesie trochę tę część Atosa, żeby nie opadała zanadto. Bo jednak klatka piersiowa jest sztywna i jej najniższy punkt znajduje się dużo niżej, niż brzuch. Nie wiem, czy coś z tego da się zrozumieć, ale po przymiarkach okazało się, że wkładka pod brzuch będzie potrzebna.

      Krew na krawędzi już dzisiaj sfociłam i pokażę w następnym odcinku kozonoweli. Nie, tylko Ziokołek i Irenka włażą tak wysoko, Andrzej się jeszcze nie odważył. On w ogóle jakiś mało zwinny jest. Niby giczały mu już ciut od ziemi odrosły, ale do akrobacji Ireny to mu cholernie daleko. Po krawędzi żłobu porusza się jak sparaliżowany dziadek z zaćmą. Może te rogi zaburzają mu wyczucie środka ciężkości ;)

  • zeroerhaplus

    Ja bym Cię, podobnie jak Diabeł, wołami pchała do lekarza, ale wiem, że i tak nie pójdziesz, więc.
    Nosze są niezłe, ciekawe co na to Atos ;)
    Ale i tak najbardziej wymiata Karnet Rzemieślniczy Rymarz :) Japońskie cudeńka (o których istnieniu do dziś nie miałam pojęcia) przy nim bledną..
    A co do oka.. mnie to oko niepokoi. Z tym okiem nie warto zaczynać. Od dziś mówię na Ciebie Sauron ;)

    • diabel-w-buraczkach

      Ile to czlowieka w zyciu omija, nie? Tez pojecia nie mialam o tych obu cudach.
      Kanionek, a w Karnecie to jest cos jeszcze ciekawego oprócz mega-igiel do przebijania sloniowej skóry?

      • zeroerhaplus

        Zapewne mały szablonik do wykonania siodła nakonnego wraz z wycinkami skóry jako wzorzec.
        Oraz projekt uzdy – jako dodatek :)

    • kanionek

      @zeroerhaplus

      No nie pójdę, bo mam już od dłuższego czasu do naszej Służby Zdrowia nastawienie z gatunku Duma i Uprzedzenie ;)

      Atos na nosze nie chce nawet patrzeć. Co gorsza – przez te nosze nabawił się awersji do: folii, nożyczek, taśmy klejącej, taśmy mierniczej, a nawet aparatu foto :D Bo wykrój noszy (tak to się chyba nazywa) zrobiony był z folii szklarniowej, żeby nie zmarnować płótna, jakby co nie poszło z moimi pomiarami. Przymierzane toto było ze trzy razy, mazakiem poprawki nanoszone, narzędzia się walały dokoła, no i ostatecznie Atos uznał, że to wszystko to jedno wielkie ZŁO i na przyszłość zamierza unikać. A jak już wpakowaliśmy go, nie bez trudu, w ostateczną formę noszy, tę z płótna, to mu oczy z orbit wyszły i nie bardzo wiedział, co my zamierzamy. Kilka kroków próbnych po mieszkaniu zaowocowało… kupą :) Mam nadzieję, że z radości, nie ze strachu ;)

      A oko Saurna nie miało pionowej źrenicy? I chyba miało więcej ognia w sobie :D

  • Nosze dla Atosa wprawiły mnie w niemy zachwyt, aż przestałam kaszleć.
    A pierworodny Tradycji musi mieć na imię Beauregard! Kolejne mogą byc Brajanek i Kewinek.

    • Modra

      Mnie również pociąga ten kierunek, skoro Fabienne i Xavier już zajęte, może Kanionek rozpocznie wielką kozią sagę. Po takich rodzicach to mogą być tylko: Melody, Lorelei lub Luna (dla dziewczynek) oraz Tristan, Kasper, Quentin (dla chłopczyków). No bo jakieś chłopczyki i dziewuszki to na pewno będą :-). Albo jak to na polskiej Suberbii nazywajo zwierzaczki: Kotek to kotek, a Bury/Bura to piesek. No to Koziołek i Kózka bedo.

      • diabel-w-buraczkach

        A Germanie zaadaptowali imie meskie Pascal dla dziewczynek i wymawiaja to “Paskaline”. Z tym “e” jeszcze na koncu. Horror. Paskaline Krömpke-Hirschfeld…

      • kanionek

        Modra, ja bym na Twoim miejscu doprecyzowała ten “ścisły początek kwietnia”, bo zaczyna się robić gęsto w zakładach i ktoś może Cię wykopsać z koziego stołeczka ;)

        Jak tak dalej będziecie wymyślać, to koziołki nazwę Raz, Dwa i Trzy. Ale muszę się przyznać, że jeden z moich psów nazywał się Homer (ale byłam wtedy w liceum i miałam obowiązkową Łacinę, więc rozumiecie).

        • Modra

          Holibka, a jak wygląda aktualna tabela notowań? Nie wiem co obstawiać – czy 2 lub 3 kwietnia są wolne?

          • kanionek

            Drugi jeszcze wolny, a oprócz drugiego zajęte od 1 do 7 :) W razie czego – zaklepuję Ci w tej oto elektronicznej pamięci 2 kwietnia, a jeśli jednak zapragniesz innej daty – daj znać. Gdzieś w gąszczu komentarzy jest zestawienie, które uaktualniam raz dziennie.

          • Modra

            Zostaję więc przy 2 kwietnia.

    • kanionek

      Jak to dobrze, że czasy Izaury już dawno minęły…
      Się śmiej – ja pracowałam z młodym człowiekiem, którego małżonka miała na imię nie inaczej, jak Lola. I jakby tego było mało, swoje dzieci nazwała: Dastin, Brajan i Dżesika.
      Chłop tam najwyraźniej nie miał nic do gadania.

      Jak będzie dwóch chłopaków, to nazwę ich Błajan i Łodełik, może być? ;)

  • Pacz, w biodro się gwizdnęłaś, a niebieskie zrobiło się oko! A grzechoczesz przy tańcu brzucha?

    • kanionek

      No ba – grzechoczę i podzwaniam łańcuchami. DNA oczywiście :)

      • kanionek

        O właśnie, właśnie! Przypomniała mi się ta ankieta w USA, gdzie pytano, czy ludzie chcą, by na produktach spożywczych umieszczana była informacja “ten produkt zawiera DNA”. Większość chciała.

        • nikt wazny

          Jeszcze lepsza byla kampania na temat zagrozen powodowanych przez DHMO (monotlenek diwodoru):)
          Okazalo sie bowiem, ze jest to np. glowny skladnik kwasnych deszczow, a kazdy kto mial kontakt z DHMO na 100% umrze!
          A gwaltowna smierc moze spowodowac wdychanie nawet niewielkich ilosci DHMO!
          I oczywiscie DHMO znajduje sie w szczepionkach!
          No, to ten…
          :)

  • agafish

    z ogromna ciekawością wyczekuję kolejnych wpisów… dużo zdrowia i wytrwałości życzę :)
    a tak się zastanawiam czy Atosowi i wszystkim dookoła nie pomógłby wózek inwalidzki dla psa

    • zeroerhaplus

      No i dopiero teraz załapałam, jaki wdzięczny tytuł ma fota oka :))
      Dobrze, że jeszcze Ci woreczki (od dołu) tuszu nie zasłaniają, co na przykład mnie się czasem zdarza (znaczy, tuszu nie zasłania, jeno rzęsy, bo tuszu już od dziesięcioleci nie stosuję, a rzęsy są), zwłaszcza gdy się brzoza pylić zaczyna ;)

    • kanionek

      Dzięki, Agafish :)

      Jeśli chodzi o wózek, czy inną formę protezy, to na razie jeszcze chcemy poczekać. Tak sobie na chłopski rozum kalkulujemy, że jeśli Antoni dostanie coś, co bez żadnego wysiłku pozwoli mu się przemieszczać w dowolnym tempie i kierunku, to może zaprzestać prób samodzielnego powstania na cztery łapy. A tak – jednak próbuje! Łapy coraz częściej kurczą się i kopią, od dosłownie kilku dni notujemy też reakcje na delikatny dotyk w okolicy kręgosłupa na rufie, gdzie wcześniej była martwa pustynia. Damy Atosowi przynajmniej pół roku. Spacery w noszach z założenia nie będą długie, żeby nie nauczył się “łatwizny” – mają mu sprawić radość z oglądania lasu i innych okoliczności przyrody, ale jeśli będzie chciał gdzieś pójść sam – musi o to walczyć. Jeśli za pół roku nie będzie powalających rezultatów, to wiadomo – trzeba będzie się rozejrzeć za wózkiem :)

  • Aśka

    Pieskowi do tych noszy zrób kółka.U mnie w okolicy biega taki piesek na kółkach z bezwładnymi tylnymi łapami.

    • kanionek

      Hej Aśka :) W sprawie kółek właśnie się wypowiedziałam wyżej, więc już pozwolę sobie nie powtarzać.
      Swoją drogą, jeśli do tego dojdzie, i Atos będzie skazany na “pomoce naukowe”, to chyba będziemy musieli zamówić mu wersję typu “harpagan”, “offroad” czy inny “rower górski” ;) Wzmocniona konstrukcja, solidne ogumienie, dużo amortyzacji wszędzie… Bo i teren i osobnik wymagający ;)

  • Ynk

    Oko! Pani-od-Elfów. Galadryjela :-)
    Tęczówka czyściuchna, zero roboty dla irydologa.
    Z biodrem – do przystojnego lekarza marsz!
    Nosze. Czy i w otworze środkowym nie przydałoby się obszycie z gąbki? Ujj.
    Żadnych kółek, prawda? Atos będzie stopniowo uruchamiał tylne łapy. Już przecież pedałował w ramach ćwiczeń wstępnych.
    Zaraz ruszą soki w drzewach. A my z nimi ;-)

    • zeroerhaplus

      Ojessu, no wiedziałam, ze z tym okiem coś w tę stronę, ale jednak źle obstawiłam ;)
      Włos czarny mię zmylił pewnie..

    • kanionek

      Pani od Elfów! :D
      Mogłam na fotce ująć całość kulfona, to zaraz zmieniłabyś zdanie. Na “Panią od Orków”.
      A łudziłam się, że kiedyś w okolicy zyskam sobie przydomek “tej pani od kóz”… ALe jak się moje kozy tak za rozmnażanie będą chętnie brać jak dotychczas, to jedyny przydomek jaki mnie czeka, to “ta pani, co jej z kozami nie wyszło, rozumie pan…”.

      Dla irydologa może nie, ale małżonek twierdzi, że jakby mi w tęczówkę iryTolog zajrzał, a najlepiej przez źrenicę w mózg, to wiele rzeczy wartych omówienia by znalazł.

      W mojej przychodni przyjmuje gburowaty ortopeda. Z WĄSAMI. Już raz się ścięliśmy, mało drzwi od gabinetu nie wypadły z hukiem :) A kolejka na zewnątrz taka jakaś wystraszona siedziała. ALe chyba przetarłam szlaki, bo pacjent, który wchodził po mnie, ściągnął łopatki i podciągnął nos do góry zanim wszedł. W każdym razie ja mam w tym gabinecie coś jakby okres karencji… Mija chyba za 10 lat ;)

      Z tymi kółkami – DOKŁADNIE TAK :)

  • Iwona

    Kozy!!! Oko Saurona czuwa :-D

    • kanionek

      Czuwa, łypie, skanuje i przeszywa. I WSZYSTKO widzi. I nic nie rozumie. Dzisiaj Tradycja mi się zbyt szczupła wydawała. Ale nie będę Wam już truć :)

      • W tej chwili idź ją pomacaj!

        • kanionek

          “Po co domy nachodził, nocą dziewki uwodził…” – no co Ty, Monia, królewny już śpią o tej godzinie! Jutro pomacam, a jakże, przecież codzienie macam :)

          • Ale rano znowu będzie kotna. Musisz sprawdzać, sprawdzać! W ogóle powinna mieć światłowód pod ogonem. Pomyśl nad tym monitoringiem, dochodzą co chwila nowe kanały.

          • kanionek

            Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni, beee! Nie mam pewności, że to będę ja, ALE JEŚLI to będę ja, to ja Ci przypomnę ten światłowód ;-P

  • Iwona

    No i wrzuciło mi komentarze gdzieś tam.
    Drogie Kozy, na rubieżach wschodnich wiosna, nocą przymrozki, w dzień piękne słońce, pierwsze trele ptasie, wróble szaleją w podbitce, czekam na skowronki, one pierwsze wracają:-)

    • kanionek

      O, a u mnie wróbelków wcale nie ma i nigdy nie było. Inne małe dziadostwo owszem, ale pospolitych ćwirków nie. Jednak odkąd mamy Rosoły na podwórku to nawet sikorki niechętnie zaglądają – boją się? Skowronka to przynajmniej z daleka człowiek usłyszy, żurawie też głośno obwieszczają swoje przybycie (odbycie zresztą też), ale hitem każdej wiosny jest derkacz, który uparł się rok w rok tkwić w chaszczach za płotem i co noc nadaje tę swoją “muzykę”, jak trzeszczenie w biodrze mamuta. Ale on dopiero w okolicach maja da znak życia.

  • Lidka

    A u mnie zawieja sniezna i -21 st.C. Juz se rano troche poplakalam siedzac w kacie…

    • kanionek

      Kurczę, Lidka, naprawdę długo Was już trzyma ten zimowy uścisk. Współczuję i trącam delikatnie racicą (w znaczeniu – no nie płacz już, nie płacz, na pewno niedługo będzie cieplej) :)

  • Iwona

    O Lidka, w Stanach to podobno zimy takiej dawno nie było, tak w informacjach mówią.o

  • Iwona

    Ze trzy lata temu w maju usłyszałam taki odgłos, aż mi się włosy na karku zjeżyły i dreszcz mnie prrzebiegł, a że siedziałam na schodach, to spierdzieliłam do domu w podskokach. Wieczorem to ” coś” się odzywało, szarówką taką, przez kilka dni, nigdy wcześniej, ani później nie słyszałam tego dźwięku. Przeszukałam internety i nie trafiłam na nic, co by pasowało. Brzmiało, jak odgłos maltretowanej skrzyni biegów, zgrzyt taki przeraźliwy, ze zboża się niósł ten dźwięk i się przemieszczał. Myślałam, że to derkacz, ale nie. Prześladuje mnie ten dźwięk, a raczej niewiedza kto go wydawał. UFO?;-)

    • Ynk

      Może to głuszec? On niesamowite odgłosy wydaje.
      Albo któraś z sów. Też potrafią nieźle skrzeczeć.

      • kanionek

        Ynk, ale sowa w zbożu? Zresztą, zwierzaki potrafią odstawić różne numery nieprzewidziane przez podręcznik ;)
        Swoją drogą – właśnie tej zimy puszczyk mi się raz tak rozkwiczał za oborą, że poleciałam zobaczyć, czy to przypadkiem Bożena kogoś nie rozpruła na pół. A teraz puszczyki mają chyba jakieś sprawy romansowe, czy co, bo wieczorami nawołują się – najpierw słychać “ducha” od wschodu, a za chwilę odpowiada mu “duch” z zachodu. Jak do tego jest fajny księżyc i malownicze chmurki, to klimat przedni :)

        • Ynk

          Ui. Jakoś to zboże zgubiłam przy czytaniu. Jedno oko już mi śpi najwyraźniej.
          Fakt, sowa buszująca w zbożu to rzadki przypadek ;-) Bażanty też potrafią nawrzeszczeć, tylko czy wieczorową porą się włóczą po polach? Nie jestem pewna.

        • Iwona

          Nie, to nie bażant. Kiedyś mój ojciec znalazł pokaleczonego bażanta, postanowił go wyleczyć, utuczyć i zjeść:-D. Dwa pierwsze spełnił, ale nie było bażanciny na obiad, bażant został podwórkowym pupilkiem.

          • zeroerhaplus

            Uff, ulżyło mi :) Przyznam, że jak przeczytałam słowo “zjeść”, to mi się aż oczy otworzyły (trochę)..

          • Iwona

            Eee tam, zawsze tak gadał, i nigdy z żadnego uratowanego zwierza posiłku nie było:-D. Jelonka kiedyś myśliwi przytargali, matka we wnykach zgineła, też miało być pieczyste, jak urośnie i utyje, a był stróż podwórka, szarżował na obcych, a jak różki mu wyrosły, to się naprawdę zrobił niebezpieczny. Ojciec go wyprowadzał na spacery do lasu, szedł za nim, jak pies. I został raz w lesie już, przychodził potem w odwiedziny, coraz rzadziej, aż przestał. Mam nadzieję, że żył sobie spokojnie na wolności.

    • kanionek

      Ja mam gdzieś nagranie tego mojego osobistego derkacza. Pierwszej wiosny, gdy nie miałam pojęcia co to jest, a okna były jeszcze te stare i przepuszczały nawet “pierdnięcie motyla”, to uwierz mi, trzeciej nieprzespanej nocy z rzędu poszłam z kawałkiem cegły i latarką, żeby to “coś” bestialsko ubić! Bo do roboty codziennie wstawać trzeba było, a ten drań zgrzytał GODZINAMI, z decybelową mocą orkiestry strażackiej, najchętniej od późnego wieczora do rana. No ale nie ubiłam, bo oczywiście jak usłyszał, że nadciągam, to zrobił dziób w kubeł i niby że go tam nie było ;) Jak wróciłam do łóżka – tadam! Koncert wznowiony.
      Jesteś pewna, że to Twoje UFO w zbożu to nie derkacz? Bo z opisu wszystko pasuje. Zważ, że z bliska ten dźwięk jest okropniejszy niż na nagraniach dostępnych w necie, bo te zazwyczaj są robione z większej odległości. Czasem latem, w biały dzień, jak derkacz mi nagle rozewrze japę tuż pod płotem, to zawalca można dostać. A taki nieduży, skromniutki…

      • Iwona

        Najbardziej mi ten derkacz pasuje, chociaż dźwięki, jakie znalazłam były trochę inne. Derkaczy to u nas właśnie nie ma, przynajmniej w pobliżu mnie.

  • Iwona

    A jak Kotkowi rozkruszysz i z karmą ulubioną wymieszasz, to może zje? Albo w kawałeczek ryby wcisnąć i do paszczy? No nie lubią koty tego rytuału, nie lubią.

    • kanionek

      BUHAHA! Z czym to Kotek już nie miał oferowanej tabletki – serek, kurczaczek, TUŃCZYK nawet, makrela wędzona, masełko i co tam jeszcze. Próbowałam tabletki skruszonej na pył i wymieszanej z olejem i kawałkami tuńczyka z puszki – wyniuchał domieszkę niedozwolonych substancji! Zazwyczaj kruszę tabletkę na małe kawalątka, i każdą okruszynę obklejam masłem tak, żeby powstała łatwa do połknięcia kulka niewymagająca gryzienia. Dupa! Zawsze wyczuje, masło zliże precyzyjnie, a tabsy zostają. Jedyna metoda na Kotka to walka wręcz i załadowanie mu tabletki ręką – najlepiej wsadzoną po łokieć, żeby tabletkę umieścić precyzyjnie w żołądku. Bo jak się wepchnie tylko do gardła, to weźmie i wykaszle. Dzisiaj miałam siekierki w oczach, jedna tabletka zmarnowana. Jutro drugie podejście i ostatnia szansa, bo więcej tabletek nie mam.

      • zeroerhaplus

        Moim futrom mieszam z pastą słodową (właśnie zguglowałam, że tak się to po polsku powinno nazywać, ale mogę się mylić), ona ładnie zabija smak odrobaczaczy.. ale i tak mam taką jedną kicię, co wszystko wyczuje, sprytna bestia – nic nie zrobisz, nie zeżre ;)
        Tylko, że mój odrobacznik jest w formie półpłynnej, to i się łatwiej miesza..

        • kanionek

          U nas też są takie w pastach, które podobno nawet smakują kotom, ale to jest oczywiście wersja de lux za więcej dolarów ;)

          • zeroerhaplus

            No pacz, a ja tu dla odmiany tabletek nie spotkałam jeszcze ;) Może co kraj to obyczaj.
            A w to, że ktoś pisze “smakuje kotom” proszę nie wierzyć, to przeważnie wierutne kłamstwo jest (chyba, że testowali to na wygłodzonych kotach ulicznych z przedmieścia Bukaresztu na przykład).

      • Iwona

        Mogłam się domyślić, że wszystkie podstępne metody wykorzystałaś:-). A może zastrzyk? Pod skórę się podaje, z opornymi tak robiłam, żeby apopleksji nie dostać.

        • zeroerhaplus

          Tę oporną wozimy na zastrzyk. Reszta woli już zeżreć pastę ;)

        • zeroerhaplus

          Sorry, przecie to nie do mnie było ;) Wszystko przez to, że jeszcze nie wypiłam kawy.. bo mi się za bardzo spać chce, żeby kawę robić ;))

          • Iwona

            @ zeroerhaplus
            Ja wypiłam już dwie, i nic:-). Mgła wisi nad ziemią, a miałam na rowery młodzież wyciągnąć:-(

        • kanionek

          Ale sama im robisz zastrzyki? Tzn. czy wet może takie coś wypisać na recepcie lub dać w strzykawie do domu? Bo tak: w najbliższym miasteczku jest dwóch takich wetów z wąsami, w tym jeden już niedowidzi i niedosłyszy. I oni mają tylko Pratel w tabsach dla psów i kotów i sobie du nie zawracają jakąś nowoczesnością. I w ogóle są z gatunku “nie polecam” ;)
          Z kolei w dalszym mieście znam kumatego weterynarza, ale rzadko tam bywam, a jechać specjalnie z Kotkiem – bezcenne ;)
          A dziś już Kotek zeżarł wszystko grzecznie, jak napisałam w komencie do EEG :)

          • Iwona

            Sama, mówię, co chcę i dają strzykawę, mąż trzyma, ja ukłuję i po krzyku:-D. Nawet obrazić się nie zdążą stworki. A nasi weci to też do rozstroju potrafią doprowadzić, ostatnio jeden mi powiedział, że ja lepiej od nich wiem, co moim zwierzakom potrzeba, tak z przekąsem rzekł. Multiwitaminę chciałam, a oni zdziwieni, bo dla psa.

      • A ja, żebyśmy tu nie popadali na udary, kupuję taki maleńki żel w tubce i wcieram w kark. Odrobacza na wewnątrz i na zewnątrz, działa od tasiemca do pchły i kleszczy. I mam spokój tralalala!

        • ta, na wewnątrz, Monia puknij się.

          • kanionek

            To jak już się puknęłaś, to może podaj nazwę tego cudownego specyfiku? On jest dla zwierząt tylko? Czy profilaktycznie mogłabym sobie trochę wetrzeć pod kolanem? Bo tak sobie myślę, że posiadaczką będąc tylu różnych gatunków futer i w lesie pełnym robactwa mieszkając, MUSZĘ być nosicielem/żywicielem czegoś.

          • To to cudo:
            http://weterynaria.bayer.com.pl/index.php/product/profender-spot-on-dla-kotow

            ale teraz paczam i nie widzę, żeby to działało na pasożyty zewnętrzne. Hm, dziwne, bo przysięgłabym,że mi wetka tak mówiła. Muszę się jeszcze raz dowiedzieć.

          • kanionek

            Profender zawiera faktycznie dwie substancje czynne (emodepsyd i prazykwantel), i obydwie służą do zwalczania pasożytów wewnętrznych. Ale wcale bym się nie zdziwiła, gdyby Twoja wet podała Tobie błędną informację. Mam własne doświadczenia w tym zakresie (głupot słyszanych od lekarzy i weterynarzy), a wczoraj – tak dla przykładu – przeczytałam historię człowieka, któremu koza poroniła w 4 m-cu ciąży, bo wet dał mu środek “na pasożyty zewnętrzne”, który – jak się okazało – był przeznaczony do likwidacji pasożytów w pomieszczeniach, a nie bezpośrednio na zwierzętach. Oczywiście trzeba ufać swoim lekarzom i… sprawdzać ulotki ;)
            A na Bayera jestem obrażona na całe życie, bo jaki preparat by nie wprowadzili na rynek, nawet składający się z mąki i cukru, to on zawsze będzie minimum 3 razy droższy niż jego odpowiedniki o identycznym składzie. I chyba producenci tańszych od Bayerowskich środków p-ko kleszczom opartych na fipronilu zostali dyskretnie wykopani z rynku, na co firma Bayer na pewno nie miała wpływu ;) Rynek leków i spożywki zaczyna się niebezpiecznie zawężać do trzech, czterech ogromnych koncernów (o czym przeciętny konsument nie ma pojęcia), ale to już zmartwienie przyszłych pokoleń. A będą mieli wesoło…

          • zeroerhaplus

            @ Kanionek
            Oczywiście, że jesteś na pewno czyimś żywicielem: kozuchy, kurki, psy, koty, małżonek…. :)

          • Iwona

            @ Kanionek
            Kilka razy już się przejechałam na poradach i działaniach naszych wetów, czasem sami nie wiedzą, co dają.

          • ciociasamozło

            Hej Kanionku, wszelkie wielkie koncerny farmaceutyczne to ZUO (choć z drugiej strony przez to, że są wielkie to maja kasę na badania, choć z trzeciej strony badają to co się opłaca, a nie to co jest potrzebne :( ), ale akurat z fipronilem znam trzy preparaty i żaden nie jest bajerancki (Frontline jest Meriala, Fiprex to VetAgro a Fypryst, najtańszy chyba – Krka).
            Ja się przede wszystkim obrażam na robienie ludziom wody z mózgu, wmawianie, że mają “zakwaszony organizm” i “przeziębioną głowę”, że MUSZĄ łykać miliony tabletek, żeby doznać wiecznej szczęśliwości a preparaty na przeziębienie sa po to, żeby z grypą móc iść do pracy. Wrrrrr….

          • kanionek

            Ciociasamozło, dzięki za czujność – faktycznie pokićkałam wczoraj firmy (co nie oznacza, że wycofuję się z niechęci do Bayera). Co do Meriala od Frontline’a – czy nie został przypadkiem parę lat temu wchłonięty przez ogromny koncern farmaceutyczny Sanofi?
            Tak, Fypryst był moim faworytem, bo był tani, a przy niegdyś trzech psach robiło mi to różnicę. Nie chce mi się, naprawdę mi się JUŻ nie chce prowadzić śledztwa ws. “dlaczego już nie kupię Fyprystu ani innych preparatów z fipronilem na Allegro a sklepy zoologiczne online sprzedają go jako >dodatek< do obroży". Może ktoś wie? A może za rok czy dwa, albo już jutro, te środki będzie można dostać tylko u weterynarza? I w takim układzie chętnie uwierzę w maczanie w tym macek któregoś z koncernów. Bo duża firma ma pieniądze na przekupywanie lekarzy, by ci sprzedawali przede wszystkim jej produkt. Czasem wszystko wygląda, ba - jest całkiem legalne, a jednak z ludzkiego punktu widzenia nieuczciwe. Żyjemy w parszywych czasach. Przecież w tych wszystkich propagandach nt. zakwaszonych organizmów i przeziębionych czakr też chodzi o pieniądze. Ale żeby choć liznąć temat, trzeba przebrnąć przez tonę materiałów, dokumentów realizowanych przez niezależne ośrodki lub wręcz uparte i bezczelnie dociekliwe jednostki i mozolnie układać puzzle kawałek po kawałku. A i tak na końcu nie zawsze wiadomo, co jest prawdą. W czasach płatnych komentarzy, sterowanych mediów, prezesów zarządów zasiadających w rządach państw lub mających w nich inne wpływy, przeciętny konsument nie ma szans poznać prawdy. Co dzień słyszy, że potrzebne są mu nowe rzeczy, lekarstwa, szczepionki, 300 gatunków wody do picia itp. Szał margarynowy już niby minął, już niby tu i ówdzie można przeczytać, że margaryna jest tak samo pożyteczna dla zdrowia jak karton i celofan, ale spójrzmy na półki marketów - trzy rodzaje masła i 17 odmian margaryny. Szkoda gadać. O polityce też już szkoda gadać i jeśli ktoś jeszcze myśli, że nasz rząd jest głupi i nieudolny, to się gorzko myli. Ci ludzie dobrze wiedzą, co robią. I nie, nie robią tego "dla nas". Mnie na przykład "śmieszą na smutno" pozory demokracji, w której mogę zagłosować na jedną z dwóch partii (bo inne nie mają szans), z których jedna nie jest lepsza od drugiej. Fantastyczny potrzask i gówniany kołowrotek. Podział społeczeństwa na pisowców i peowców jest dla rządzących wprost idealny - zażarte kłótnie o to, kto lepszy, skutecznie zaciemniają obraz sprawy taki, że absolutnie wszyscy kradną i kłamią. Emocje wokół wyborów prezydenckich są równie śmieszne, bo prezydent w naszym kraju nie może prawie nic (oprócz obejmowania patronatów honorowych i szczerzenia zębów na uroczystościach), ale mainstreamowe media będą świecić Ogórkiem i innymi takimi, bo to znów odwróci uwagę społeczeństwa od złodziei. To jest tani cyrk dla mas. Wynik głosowania nad ustawą ws. kwoty wolnej od podatku był do przewidzenia, więc sama nie rozumiem, dlaczego chodziłam wkurwiona przez trzy dni. Dziś mielę we łbie sprawę Durczoka (przy okazji - wywiad z panią premierą ws. górnictwa, oryginalnie wyemitowany przez TVN, można już obejrzeć chyba tylko na youtube, prawda?) i widzę gnój po kolana i niezły pasztet. Znów zostaniemy nakarmieni spreparowaną kaszanką. DŻIZAS. A na początku roku poczytaliśmy sobie z małżonkiem, jakież to wymagania trzeba spełnić, żeby dostać tę śmieszną zapomogę z Urzędu Pracy na otwarcie własnej firmy. Powiem krótko - mniej problemów mieliśmy z kredytem hipotecznym z banku. No to tak: polski przemysł nie istnieje (polecam: http://niezalezna.pl/63304-zobacz-wygaszone-zaklady-tak-wyglada-restrukturyzacja-akcja-internautow), polskie rolnictwo ma uzdę w pysku i upada, nasze siły zbrojne to tylko strata czasu i pieniędzy, zabobon wśród ludu ma się świetnie, jesteśmy “murzynami Europy” i nie będziemy mieli nawet czasu zmądrzeć, bo tzw. młode pokolenie już ma wciskaną papkę makdonaldsowo-ajfonową i w dużej mierze składa się z analfabetów. Nie ma już małych, polskich kin, są zachodnie multipleksy. Polskie banki, polskie media? Buhaha! Nawet Winiary należą już do Nestle. Zachodnie markety nie płacą podatków w Polsce, za to podatki nakładane na Polaków mnożą się, a ludzie w sile wieku emigrują. Przed wyborami samorządowymi znów słuchaliśmy obietnic ws. wyprostowania kwestii sprzedaży bezpośredniej (bo pozwolę sobie przypomnieć, że nadal nie mogę nikomu sprzedać legalnie słoika dżemu z własnych jabłek) i co? I G***O :) Już po wyborach, i po sprawie. Oczywiście, że ludzie obchodzą prawo dookoła, ale ja się pytam – dlaczego mam być kombinatorem we własnym kraju? Komu to służy?
            Niech mnie ktoś zastrzeli, bo nie mogę przestać. I nie mogę napisać nic śmiesznego, bo znów opadam na dno. Mam dla Was filmik z kozami, nic specjalnego, po prostu kozy w słoneczny dzień, to może go po prostu wrzucę i nie napiszę nic.

          • ciociasamozło

            Hej poeci, hej pisarze
            Hej kapłani, dziennikarze
            Poczekajcie ze swym sądem
            Każdy szuka, każdy błądzi
            Bo nikt tu nie jest przecież bez winy
            Życie to sekundy, godziny
            Nikt tu nie jest przecież bez winy

            Nie zamierzam bronić nieuków, leni, idiotów i innych psujów (ani nawet tych co ze zmęczenia bzdury gadają), których spotyka się niestety w każdym zawodzie, a tam gdzie w grę wchodzi życie i zdrowie takie typy są najbardziej widoczne i szkodliwe. Podam tylko parę “kwiatków” z drugiej strony barykady:
            1. Skarga do Izby Lek-Wet. bo weterynarz nie rozpoznał “nosówki odkleszczowej”, pani usłyszała o takiej jednostce chorobowej w radiu i jak ulał pasowało do jej starego, schorowanego psa, na którego badanie (żeby nie leczyć w ciemno)trzeba było panią namawiać przez miesiąc, aż było za późno.
            2. Proszę podawać te leki od 25 grudnia, do 4 stycznia, nie dłużej bo ogranicza zdolność uczenia się. I jak piesek zniósł Sylwestra? Fatalnie? A leki dostał? Nie, bo mąż przeczytał w internecie, że ograniczają zdolnośc uczenia się….
            3. Głośne, uparte domaganie się uśpienia psa(wręcz awantura, bo lekarz odmawia), po czym okazuje się, że pani chodziło o narkozę przed obcięciem pazurów.
            4. Pan podał kotu profender doustnie, bo co prawda wet mówił, że na skórę, ale jak to? na skórę się podaje i na robale ma działać?
            5. No nic to leczenie alergii nie działa! a piesek na diecie, tak jak się umawialiśmy? no oczywiście! to proszę mi na karteczce napisać co jadł w ciągu ostatnich czterech dni. Strona papieru podaniowego drobnym maczkiem (kanapeczki z szyneczką, biały serek, cukiereczek, szproteczka….).

            Takie akcje uczą ogromnej ostrożności w odbiorze historii JPNwI (jedna pani napisała w internetach), bo przecież ci ludzie daliby się pokroić, że to wet im ciemnotę wciska ;)

            Co nie zmienia faktu, że każdy fachowiec powinien odpowiadać za błędy w sztuce, howgh :)

          • Iwona

            @ Ciocia
            Hej, ja tylko o swoich, nie ogólnie:-). Panowie kilka razy byli niekompetentni, zaowocowało to stratą kilku zwierząt, niestety.

          • ciociasamozło

            @Iwona, ja też tak ogólnie :))

          • ciociasamozło

            znaczy miało być: ale ja tak ogólnie, a nie, że z pretensjami o pretensje ;)
            Oj, wiesz o co chodzi, prawda?

            A przykrych konsekwencji działań “specjalistów” bardzo współczuję :(

          • Modra

            Nie wiem czy komentarz wpasuję się zgodnie z oczekiwaniami :-) @ciociasamozło. Ja zgadzam się całowicie, że gdyby głupota mogła fruwać, to naród nasz unosiłby się jako ta gołębica. W kazdym obszarze, w którym od czytacza instrukcji/zaleceń/procedury wymaga się minimum dyscypliny umysłowej, ze zdumieniem zauważam tylko pojedyncze osobniki, które przejawiają tę umiejętność. Mówię o tym co słyszę w pracy czy czytam w prasie lub w sieci. Nie dziwią mnie Twoje przykłady. Jednocześnie muszę stwierdzić, że nieraz próbując uzyskać pomoc u Weta, otrzymywałam komunikat w stylu: nie będziemy robić badań, teraz to bardzo częsta dolegliwość, damy lek X zobaczymy, jak nie pomoże proszę przyjść, zmienimy lek. A przy wyjściu okrągła kwota nabijana jest na kasę i tak abarot, kolejny pacjent. I IMO powodem jest podejście wielu Wetów, że to tylko pies/kot/szczur. Jak kuracja się nie uda, to cóż. A że zwierzę cierpi, to już widać ‘bóg tak chciał’.O minimalizacji strachu, czy znieczuleniu miejscowym przy zabiegach u zwierząt to jeszcze się u Weta (a przeszłam wielu) nie spotkałam.

          • ciociasamozło

            @Modra, żeby to o moje oczekiwania chodziło… ;)
            Masz absolutną rację, że wielu wetów tak postępuje! Ale tu też kij ma dwa końce, a nawet chyba to rozgwiazda jest. Bo z jednej strony jest beton umysłowy, który nie może sobie przyswoić, że są lepsze metody leczenia niż nieśmiertelny steryd+antybiotyk, a znieczulenie jest nie tylko po to, żeby zwierze się nie wyrywało w czasie zabiegu. Z drugiej zaś strony są tacy, co tak często napotykali “opór materii” (Trzeba zrobić rtg/usg/wymaz.. i dopiero będziemy leczyć. Ale panie doktorze, bo poprzedni weteryniarz to dał taki zastrzyk i od razu przeszło, ja nie mam/nie dam 50/100 zł na badania!), że już nie próbują namawiać klientów na badania i inne dodatkowe wydatki, a właściciel chętny na takowe jest spostrzegany jak kuriozum jakieś.
            Zdarzają się tacy (z moich obserwacji wynika, że wbrew pozorom tych nie ma tak dużo), dla których zysk jest najważniejszy, klienta trzeba wydoić, wcisnąc najdroższe leki, a już skuteczność to drugorzędna sprawa.
            Są też tacy, którzy nie mają czasu w tyłek się podrapać, a co dopiero zastanowić się nad przypadkiem, bo w poczekalni kłębi się dziki tłum, w tym krwawiący pies, kot z wypadku i jakiś pijaczek, który zaraz zarzyga panią z ratlerkiem.
            No i są też takie sytuacje, kiedy wet stwierdza, że wchodzenie w żmudną i długą diagnostykę i leczenie to już tylko sztuka dla sztuki, bo więcej przyniesie zwierzęciu stresu i cierpienia niż realnej korzyści. I nie chodzi o wartość materialną zwierzęcia, ale o komfort jego życia. Tyle, że powinien umieć taką informację przekazać właścicielowi, a to już inna bajka…

          • Modra

            @Ciocia, chodziło mi o moje oczekiwania, żeby wpasować się pod Twoim wpisem :-) Tasiemiec się zrobił i stąd obawa. To co piszesz owszem zdarza się, ale pisząc to mam wrażenie rozrzedzasz sedno. A sedno IMO jest takie, że oczekiwać należy od lekarza wet. standardu traktowania wyższego niż reprezentują średnio empatyczni właściciele. I nie zgadzam się na rozgwiazdy i optykę ‘no taaak, ale klient bywa różny’ Bo to wet wyznacza standard leczenia i jak trzeba to ma huknąć na właściciela i zastosować takie leki, które taki tępy i oszczędny poda. A jak widzi, że nie poda, to w gabinecie podać ma sam i zwierzę zatrzymać i wydać właścicielowi jak będzie można. Ja chcę doktorów Judymów od zwierząt, a nie urzędników wbijających utarg na kasie. I porządnych też spotkałam owszem! :-) Niestety najczęściej spotykam się najczęściej z lekceważeniem mnie i mojego futra i z takim pośpiesznym, po łebkach, niczym poza spychologią nieuzasadnionym traktowaniem z niepełną informacją, leki te co wszystkim pod rząd daje, a potem się zobaczy. Najwyżej Pani przyjdzie znowu.

            Skąd moje nastawienie? A bo dziadek mój lekarz przed wojną jak na wsi pacjenta biednego leczył i widział, że chłop ze skąpstwa o swoje zdrowie nie zadba, to mówił mu, że pomóc na taką chorobę może tylko specjalne lekarstwo, które dodane do czarnej kury zabitej w nowiu i ugotowanej i zjedzonej dnia następnego się zadziała… I tylko to czasem ratowało życie i zdrowie pacjenta. Więc “tak lekarz kraje jak mu pacjent pozwala”, jeśli rozumie swoje powołanie i zawód.

          • ciociasamozło

            @Modra, masz absolutną rację, że rozrzedziłam, bo wszystko sprowadza się do jednego – jako klienci/pacjenci chcemy żeby obsługiwał nas ktoś z wiedzą, rozumem i duszą. Tylko ja nie chcę Judymów, oni za szybko lądują na cmentarzach, niszczą swoje rodziny (jeśli mają) tudzież wypalają się zawodowo. Ja chcę normalnych, uczciwych fachowców umiejących komunikować się z otoczeniem ;)

  • EEG

    Czołem, Oboro! To ja jeszcze o tabletkach dla kotów.Jest szkoła, żeby tabletkę zmieszać z masłem i podstępnie posmarować kotku łapę-jako czyścioszek nie zniesie zabrudzonego futra i zliże.Tylko trzeba po trochu, bo większą ilość zacznie strzepywać i zapaćka ściany. Może tak spróbuj Kanionku podejść Kotka.
    A i ja miałam kiedyś w ogrodzie ptaszę, co darło się całe noce, ale takim przeraźliwym gwizdo-wycio-skrzypieniem, no nawet nie wiem, jak to określić.I pewnej nocy- koło pierwszej-dzwoni domofon.Sąsiadka przyszła, że ona spać nie może i mam coś z tym zrobić.I jej pomysł jest taki, że należy wezwać straż pożarną i oni wejdą po drabinie i ptaka usuną, całkiem poważnie to mówiła.Widocznie uważała, że po tych kilku nocach ptak przyrósł do gałęzi i trzeba go zdjąć.
    I na koniec tylko dodam, że przyszedł pacjent Andrzej Kozioł, same widzicie, że ja nie mogę spokojnie pracować…

    • zeroerhaplus

      Andrzej Kozioł powinien stanowczo wyjść za Irenę Kozę. Nie dasz rady ich jakoś razem skumać?

    • kanionek

      Czołem, EEG :D Ty to masz wesoło w robocie :) A sąsiadka też niczego sobie – już widzę minę tego gościa, co w straży pożarnej telefony odbiera i słyszy “państwo przyjadą mi ptaka zdjąć, bo sąsiadka spać nie może”.
      Z Kotkiem dzisiaj poszło gładko – sześć mikrokawałeczków tabletki, każdy w kulce z masła, polane resztką wczorajszej papki z tuńczyka i dla niepoznaki wymieszane z kocią karmą. Zjadł i wylizał talerzyk. Myślicie teraz, że właśnie w masełku i tuńczyku tkwi sekret? NIE. Sekret jest taki, że wczoraj po tabletkowym buncie Kotek nie dostał NIC do żarcia, więc dzisiaj zjadłby pewnie i cegłę. Tylko bezwzględni przywódcy wygrywają wojny z Kotkiem ;)

      EEG, jak tam rany po spotkaniu z Matką Ziemią (a raczej Ojcem Betonem)?

  • Ania W.

    Aljo, Kanion, oglądałaś dzisiaj Ziokołka? Jak tam nasze koziołeńki in spe?

    • kanionek

      No kurczę, jak to komentarz z 15 lutego?? Znowu przegapiłam :(
      Codziennie oglądam Ziokołka! I każdego dnai zmieniam zdanie co do obecności w nim małych ziokołków ;) Zaraz idę na sesję wieczorną :)

  • nikt wazny

    Kanionku, ja wiem, ze to Twoj blog i Twoja to sprawa co tu piszesz.
    Ale musze o cos Cie prosic (inaczej sie udusze): nie psuj takiego fajnego bloga i takiej fajnej Obory cytowaniem i linkowaniem tzw.niezaleznej.pl.
    Toz to czesc sakiewiczowego “koncernu” medialnego, tworu utuczonego na przemysle funeralnym (trumny smolenskie sa fundamentem finansow tej grupy medialnej – od kwietnia 2010 zaczal sie rozkwit tego biznesu).
    Cynizm ludzi tworzacych te media jest przerazajacy dla mnie. A wlasciwie nie przerazajacy: obrzydliwy do wyrzygu.

    Bardzo Cie przepraszam za ten wpis. Ale musialam. Oczywiscie mozesz mnie uroczyscie stad wykopac, bom bezczelny gosc.

    • kanionek

      Jeszcze nikogo nie wykopałam i jak na razie nie widzę stosownych kandydatur ;)
      Dyskusji merytorycznej o mediach nie będzie, chyba że na forum (tak, będzie to forum, tylko jeszcze chwila), ja czytam z różnych źródeł, wiesz dlaczego? Dla szerszych horyzontów. Jestem – można rzec – apolityczna. Nie skłaniam się ku żadnej partii, idei, nurtowi, bla bla.
      Link do niezalezna.pl wziął się stąd, że potrzebowałam odnośnika do akcji “wygaszone”. Kto wcześniej miał okazję zorientować się, ile polskich zakładów zostało po cichu sprzedanych za groszki, zamkniętych, “zrestrukturyzowanych” tak, żeby upadły i nigdy nie powstały? Akcja “wygaszone.pl” skupia wszystkie te przypadki, pokazuje zdjęcia i relacje ludzi pracujących kiedyś w tych zakłądach. I jak już wspomniałam – dyskusji nie będzie – każdy ma prawo czytać i wyrobić sobie WŁASNE zdanie. Nie Twoje, nie moje, tylko własne.

      Właśnie wróciłam ze spacerku z kozami i mam całkiem niezły humor, może uda mi się coś Wam dzisiaj napisać, a jeśli Święte Łącza pozwolą – zamieścić filmik :)

      • nikt wazny

        Nie bede ciagnac tematu, bo nie warto sie denerwowac chyba. Dodam tylko, ze i ja czytam e-prase z roznych stron barykady.
        Poza tym utyskiwane na panstwo jest moim zdaniem jalowym zajeciem, bo panstwo to my. I jakie spoleczenstwo, tacy reprezentanci. Pracowalam za granica i wiem jaka jest przepasc miedzy praca tam, a tu. Ale to my sami urzadzamy sobie to piekielko, nikt inny.
        Ok, mialam juz nie ciagnac tematu, sorry:)

        • kanionek

          Tak, w pewnym sensie “my sami”, bo oczywiście władza rekrutuje się z narodu itd. Ale tylko w pewnym sensie. Piekiełko, jakie “urządzamy” sobie tu, na dole, wynika moim zdaniem z frustracji i naturalnych odruchów obronnych (prawo dżungli). Odpowiedzialność jednak ponosi władza, która wybierana jest przez naród w dobrej wierze, że będzie lepiej, a nie gorzej. Jeśli władza odbiera mi zarówno rybę, jak i wędkę, to ja idę ukraść rybę sąsiadowi, żeby nakarmić swoje dzieci itd. Albo wyjeżdżam za granicę, gdzie dostanę bardzo sprawną wędkę, ubranko i koszyk na ryby, i jeszcze błogosławieństwo do tego, a jak mi się czasem dziurawy kalosz trafi, to i rybę na przetrwanie. Mając zaś świadomość, że rząd nie narzuci na mnie absurdalnie wysokiej opłaty za kartę wędkarską, że sąsiad nie podpierdoli mi ryby z koszyka, że nikt mi nie da w łeb w krzakach tylko za to, że moja wędka wydała mu się fajniejsza itd., to ja bardzo chętnie będę łowić.
          “Utyskiwanie na państwo”? “Państwo to MY”?? Kiedy ostatni raz brałaś udział w jakimkolwiek referendum? Jaki mamy wpływ, jako “my, państwo” na kwotę wolną od podatku? Przeciwko jej podniesieniu głosowali głównie posłowie PO, ale czy za rządów poprzedniej opcji politycznej ta kwota była podnoszona? Pamiętasz, o ile? Bo jeśli pamiętasz i nie umarłaś ze śmiechu, to twardzielka z Ciebie – przez ostatnie piętnaście lat kwota dochodu zwolnionego z podatku wzrosła o niecałe 800 zł. To jest jakieś 66 zł na miesiąc…

          Jeśli więc słucham programów wyborczych i wybieram w dobrej wierze, a wybrana przeze mnie władza nie wywiązuje się ze złożonych obietnic (dziwnie notoryczny proceder w Polsce) – jaką mam możliwość reakcji? Jaki mam realny wpływ na decyzje rządu? Jakiekolwiek decyzje? Kto rozlicza rządy z afer, pomyłek, zaniedbań? Społeczeństwo nie ma prawa do votum nieufności, a prokuratura i sądy? Manus manum lavat. Nie mów tylko, że następnym razem mogę zagłosować na kogoś innego, bo wybór będzie jak zwykle Sofoklesowy.

          No cóż, teraz to ja pociągnęłam temat, więc mam rozrywkową propozycję – jeśli chcesz kontynuować, napisz do mnie. Zazwyczaj nie odpisuję od razu, czasem po kilku tygodniach, ale możemy sobie przecież dyskutować nawet i lata całe, szkody w tym żadnej chyba nie będzie?
          A teraz pora wracać na ziemię usłaną kozimi bobkami :)

          • nikt wazny

            Przepraszam, ze krotko odpowiem Ci jednak tutaj, choc sobie tego wyraznie nie zyczylas, bo na korespondencyjna dyskusje sil, ani czasu za bardzo nie mam.
            Otoz, masz racje. Ale i ja ja mam. Jestem zdania, ze gdybysmy wszyscy robili swoje rzetelnie, ten kraj wygladalby zupelnie inaczej. Ale u nas wiekszosc wciaz sie oglada na innych lub szuka usprawiedliwien dla wlasnej nieuczciwosci/bylejakosci/kombinatorstwa/itp. I to dotyczy poslow, sedziow, lekarzy, nauczycieli, urzednikow, sprzataczek itd.
            Panstwo z nas zdziera? W Danii srednie podatki ogolem wynosza blisko 50%. A Dunczycy pytani przy okazji jakiegos referendum, czy podatki podniesione kiedys tam na okreslony czas (bo taka byla wowczas potrzeba) powinny byc obnizone, ale wiazaloby sie to z ograniczeniami w socjalu – odpowiedzieli: NIE. Choc wiadomo, ze beneficjentami tego systemu jest mniejszosc i to niekoniecznie ta ulubiona (m.in.imigranci).
            W Polsce, wbrew temu co sie wciaz twierdzi nie mamy najwyzszych podatkow. Inna rzecz, ze moglyby byc lepiej zagospodarowywane. Ale tu znow: gdyby kazdy robil swoje rzetelnie…

            Pytasz o referendum – naprawde widzisz u nas taki system podejmowania istotnych decyzji jak w Szwajcarii np.? Bo ja nie! U nas wiekszosc ciagnie koldre do siebie, nie patrzac na innych. I kto silniejszy, brutalniejszy w tej walce o swoje, ten gora.

            Dlatego od lat glosuje na tych, ktorzy moim zdaniem dzialaja najbardziej rozsadnie, bez oszolomstwa ideologicznego. I godze sie z mysla, ze obietnic zlozonych w wiekszosci nie spelnia, bo zludzen nie mam.

            To tyle.
            I przepraszam, ze jednak tu.

          • nikt wazny

            A i uprzedzam zarzut, ze piszac o podatkach mialam na mysli stawki podatkowe, bez uwzglednienia kwot wolnych od podatku – nie, pisalam o realnie zaplaconych podatkach.

  • ciociasamozło

    Kanionek, dawaj film z kozami, trzeba nam (mnie?) czegoś normalnego.

  • Dorcia

    W ciągu weekendu przeczytałam całego bloga! Kanionku, masz świetne pióro, dystans do świata i cięty humor, wspaniale sie czytało. A propos Atosa – może taki wózek byłby rozwiązaniem?

    http://img.miauhau.pl/bucket/media/1411/22/13533-leo-sparalizowany-pies-z-tajlandii.jpg

    Większość tego typu konstrukcji to swoiste self- made’y, a ty zdaje się masz niezłą wyobraźnię, jeśli chodzi o praktyczne wykorzystanie przeróżnych rzeczy…

    Gorąco pozdrawiam i ściskam

    Dorcia

    • kanionek

      Dzięki, Dorcia :) Choć z tym moim dystansem i wyobraźnią różnie bywa ;)
      Wózek mamy na uwadze (było tu już kilka propozycji, ja też pogrzebałam trochę w necie), ale jeszcze nie teraz. Dopiero wtedy, gdy zniknie ostatni promyk nadziei na to, że Antoni będzie kiedyś sam chodził. A jak na razie pacjent nie poddaje się i robi postępy – powolne, ledwie zauważalne, ale są.
      Sciskamy również – rozumiem, że zostajesz naszą nową Kozą? ;)

      • Dorcia

        A przyjmiecie do Obory? Bo ja będę pewnie taką Kozą niepraktykującą: zaglądam codziennie (czemu posty są tak rzadko??? :-)), natomiast pisać będę rzadko, oj rzadko… A za Atosa kciuki trzymam – jak patrzę na te jego oczyska, to normalnie (i nienormalnie) chciałoby się go uściskać. Uściskaj go ode mnie, proszę.

        • kanionek

          Czuj się przyjęta jak nie wiem co. A Kóz niepraktykujących jest tu więcej, więc też samotna za tym węgłem stać nie będziesz ;)
          Atosa specjalnie od Ciebie uściskam, a z oczami masz rację – nie sposób obok niego przejść obojętnie, toteż dopieszczony jest na co dzień. Trzy miesiące w domu, czesany, głaskany, masowany, dosmaczany – chyba biedaczek myśli, że umarł i trafił do psiego raju ;)

  • Iwona

    Sprzęgło, drążek, linka, skrzynia, wkręt w oponie, dziurawy tłumnik- czyli Iwona za kierownicą :-D. Oczami wyobraźni widzę męża i jego minę, jak słuchał moich wywodów przez telefon, a to przeciągłe westchnięcie, było znaczące;-)

  • Iwona

    Wszystko ok:-). Auto mi się rozkraczyło, nasłuchałam się dziś fachowej terminologii i tak mi się te linki, drążki kołaczą pod czaszką, a raczej koszt naprawy :-S

  • Iwona

    Muszę, bo się uduszę, bo znów budżet mi się rozepnie, bo znów kombinować muszę, co zapłacić, co odłożyć, bo myślałam, że jeszcze te cztery tygodnie wytrzyma to auto, bo męża pięć tygodni nie widziałam, i takie tam. Kiedyś myślałam, że nigdy stąd nie wyjadę, teraz już nie jestem taka pewna :-(

    • ciociasamozło

      Głask, głask…

      Teraz, to nigdzie nie wyjedziesz bo nie masz czym ;P

    • kanionek

      @Iwona
      O rany rannego renifera, jakże Cię rozumiem. Myśl o wyjeździe tkwi jak cierń w korze mózgowej, i choć rankę się czymś smaruje, zalecza, znieczula, to ona od czasu do czasu nabrzmiewa, puchnie i pulsuje nagląco, z wyrzutem. Ściskam współczująco, a samochód dostaje karnego kopniaka w oponę!
      :-*

      • Iwona

        @ Kanionek
        Dzięki, samochód mało winny, odkładało się te naprawy, bo wieczna dziura budżetowa. Mąż na emigracji, bo delegacja w kraju to śmiech finansowy, a w domu bywałby równie rzadko. I teoretycznie to ja wiem już, jaki zastrzyk dostanę za miesiąc i jestem w szoku. I nie chodzi tylko o finanse, warunki pracy, relacja pracodawca-pracownik.Inny świat. Nasze państwo długo jeszcze nie dogoni cywilizacji, w prawie każdej dziedzinie.

        • kanionek

          Chlip, chlip. Wiem. Ja to strachliwa jestem i podróż samolotem odchorowuję przez tydzień, ale małżonek się trochę poobijał o Szwecję, Niemcy, Anglię, Belgię i inne takie, i CIĄGLE mi o tym opowiada. Że po prostu jest inaczej. Tak bardzo inaczej, że nawet ciężko Polakowi wytłumaczyć ;)
          No ale jak to – samochód niewinny? Nie ma że to tamto, samochód powinien czuć solidarność z właścicielem i nie pękać w czasie kryzysu! Zepsuć się można ZAWSZE, więc czemu nie poczekać, aż nadejdą zastrzyki i inne posiłki. Mi tylko raz Gwiazdolot zrobił potężnego psikusa w bardzo długiej trasie, no ale znaliśmy się dopiero niecały miesiąc, więc rozumiesz – jeszcze nie miał do mnie zaufania. A teraz jak coś mu dolega, to albo w ogóle spod domu nie odjedzie (dla mojego bezpieczeństwa), albo co najwyżej jakiś płyn zgubi, ale gdzieś blisko domu :D

          • nikt wazny

            “Że po prostu jest inaczej. Tak bardzo inaczej, że nawet ciężko Polakowi wytłumaczyć ;)” – to chyba problem z mentalnoscia: ciepie nas od wschodu do zachodu, labilnosc taka, narodowa;)

  • Iwona

    Dzięki Ciocia, sprowadziłaś mnie na właściwe tory :-D

    • ciociasamozło

      Zazwyczaj słyszę, że uziemiam i podcinam skrzydełka ;)

      Na tory, powiadasz? Czyżbyś planowała wyjechać pociągiem? ;)

      A na serio, to zagramanicą wcale nie musi być lepiej (korupcja, złodziejstwo, brud, smród i głupota to niestety nie tylko polski wynalazek). No chyba, że na tej naszej wyspie z butelek :)

  • Ynk

    Nowy Rok się zbliża. Rok Kozy.
    Mówi Wam to coś ? ;-D

    • kanionek

      Niech mówi! Niech przemawia i ogłasza, wieszczy i obiecuje :) Rok Kozy. WIELU KÓZ, mam nadzieję :D
      Właśnie dookoła klawiatury biega mi pajączek – poczuł wiosnę. Dobra, idę z wiadrem wiadomo gdzie.

      • Lidka

        Ja tez chwilowo niemobilna jestem. Oddalam Strzale do naprawy, bo babka wjechala mi na parkingu w lewy bok. Nic sie nikomu nie stalo, a kobiecina spieszyla sie pewnie strasznie, bo zostawila namiary na siebie za wycieraczka. Poza tym bialo i dosypuje i -20 codziennie. Jakies pozytywne wiesci Kozy, prosze, bo mnie od tej ilosci bialego szlag zaczyna trafiac.

        • ciociasamozło

          Lidka, niestety globalnie pozytywnymi wieściami nie dysponuję, ale zmobilizowałam się do umycia kuchenki, a Buła nikogo dzisiaj nie wystraszyła na spacerze. I jak jeszcze powtórzę sobie to 10x to mi poziom “upozytywnienia” dobije mi gdzieś do 40% i wystarczy na 2-3 dni.

          Kanionek, dawaj co dzisiaj wymacałaś u Tradycji!

          • Iwona

            Ciocia, Buła ma taki sympatyczny wyraz paszczy, co ona, warczy, czy co? Czy jej się boją, bo duża i ruchliwa?

          • kanionek

            Ciociasamozło – nie powiem, bo już w nowej notce napisałam :) Ale zanim się to wszystko załaduje, to jeszcze dłuższa chwila.
            Też muszę umyć kuchenkę. I lodówkę (nie cierpię). I tę kuchnię kaflową, bo nie pokażę Wam zdjęć takiej utytłanej…
            I Antoni sobie skarpety trekkingowe przetarł i Karnet Rzemieślniczy znów pójdzie w ruch – przyszyję mu łaty ze starych nogawek dżinsowych. A Laser zgubił zęba i ja się pytam – jak sześcioletni pies może ni stąd ni zowąd zgubić zdrowy, ogromny kieł?? NIC nie powiedział! Krwią nie broczył! Wczoraj wieczorem dopiero zauważyłam, gdy ziewał odwrócony do góry denkiem na moim łóżku!

          • ciociasamozło

            @Iwona, Buła robi “bu!” z doskokiem jak jej się ktoś nie podoba. Np. ktoś, kto ma kaptur na oczach i krok spodni na kolanach albo idzie przez park i gada do telefonu albo gapi się i szczerzy do pieska. A sympatyczna paszcza to jedna wielka ściema.

            Przed chwilą ta paszcza zeżarła znowu kocią kupę z kuwety :/

            @Kanionku, ten kieł to faktycznie jakieś Archiwum X! Całkiem wypadnięty, czy złamany?

          • kanionek

            Buła ma jak widać i rozum i odwagę znaną tylko prawdziwym bohaterom :) Ja się tych klonów z upadłym krokiem boję!
            A kieł przepadł, zniknął, abrakadabra. Nie ma go CAŁKIEM wcale. Maluśka dziurka w dziąśle jeno jeszcze widnieje, znakiem czego kieł nie zgubił się był wczoraj. Ten pies jest ciągle z nami – pęta się pod nogami, śpi w łóżku, tylko do toalety za nami nie wchodzi, bo drzwi zamykamy. Archiwum X, jako żywo. A amatorem kociej kupy jest u nas Antoni. Teraz, gdy pełza, nie jest mu łatwo pokonać wąski zakręt, za którym znajduje się kuweta awaryjna (bo koty i tak wolą większość czasu spędzać na zewnątrz), ale gdy był pełnosprawny zakradał się jak Ninja i tylko zgrzytanie żwirku w zębach go zdradzało :-/

        • Iwona

          @ Lidka
          Wy i nasz przydział sniegu na ten rok chyba dostaliście. Świat wariuje, i matka natura też.

        • Modra

          Jak onegdaj spędzałam zimę i wiosnę w Colorado, nie dawno bo w 2012/2013 to też śniegu było w pytę. I do maja śnieżyce i grubaśna warstwa leżała. I słyszałam, że to już normalka, że takie zimy długie i śnieżne maja od kilku lat. Słyszałam o takiej regule meteo, że to co nad centralnymi USA po ok. 3 tyg. nachodziło nad PL. Bo prądy powietrzne i takie tam… I to się sprawdzało przez długie lata. A od ub. roku w Polsze zimy jakby nie było i żadnych odniesień, że to co tam u was to zaraz tu u nas. Ciekawe to IMO. Może ten koniec świata nareszcie idzie? Trzeba chyba szybciej tę wyspę z butelek budować, albo zająć tę co to po oceanach już dryfuje. Bo jak się wody rychło i znienacka podniosą musimy mieć plan B – dla nas, naszych kóz, psów kotów i innego przychówku.

          • Lidka

            @Modra
            Mam kolezanke mieszkajaca w Vail, w Colorado, ktora od czasu do czasu odwiedzamy. Ja na nartach jezdze srednio, ale Rafal jezdzi swietne i lubi, wiec jezdzimy. Tam sniegu rzeczywiscie co roku nawali, jakby sie worek w niebie rozwiazal. I ten model, ze co tutaj spadnie to za 3 tygodnie w Polsce sprawdzal sie do tej pory. Mieszkam w Stanach 15 lat i jak do tej pory nie byli lagodnej czy bezsnieznej zimy. Przynajmniej tutaj, gdzie mieszkam.

          • kanionek

            No właśnie. Ja nadal nie wiem, gdzie jest nasza szufla do odśnieżania i wygląda na to, że już nie muszę się tym martwić. Choć dwa lata temu śnieg spadł jeszcze pierwszego kwietnia i mam na to dowody zdjęciowe.
            To może na wypadek nadchodzącej katastrofy, każda z nas, na własnym podwórku (lub na balkonie) powinna budować tratwę z butelek. I gdy potop nadejdzie, my się na tych tratwach połączymy i utworzymy Państwo Koziane.

        • kanionek

          Zostawiła namiary na siebie za wycieraczką?????????? Zamiast jak porządny człowiek uciec z miejsca wypadku i zatrzeć za sobą ślady? :D
          Lidka, zima musi się kiedyś skończyć. A z dobrych wieści to nie wiem, może taka, że napisałam już notkę, i teraz tylko modlić się pozostaje żeby film się załadował? Wiem, że słabe, no ale tyle mam :-*

      • Modra

        I chciałam zwrócić Waszą uwagę kozy, jakimi to przymiotami charakteru odznaczają się kozy wg chińskiego horoskopu:
        “Kozy są zazwyczaj eleganckie i bardzo lubią być częścią jakiejś grupy.Kozy dobrze czują się w tłumie, cieszą się mogąc dać coś z siebie, ale jednocześnie nie chcą być wynoszone na piedestał.” I do tego momentu wszystko pięknie. Jakby ktoś naszą Oborę obejrzał, to idealnie się wpisujemy.
        Jest tylko jeden zgrzyt, oczywiście w obszarze finansów: “Ludzie urodzeni w roku Kozy potrafią obejść się bez większej gotówki. Nie zależy im na pieniądzach.”
        No to jak jest takie przekonanie o naszych potrzebach finansowych to jak my mamy dochrapać się tej wyspy? Chyba wg zasady “Umiesz liczyć, licz na siebie” czyli zbierając butelki po wodzie z promocji w Biedrach i innych Lidach.

        • Lidka

          Ja sortuje smieci to moge po woreczku tych butelek odkladac w schowku do piwnicy i wyspa powoli zacznie nabierac ksztaltow. A moze wyspa z trzciny? Na jeziorze Titicaca takie cuda sie unosza na wodzie. Bardzo dziwnie sie po tym chodzi, ale mieszkancy jakos prowadza normalne zycie.

        • kanionek

          Bardzo mi się podoba ten horoskop. Szkoda, że nie precyzuje co oznacza “większa gotówka”, bo ja np. bez miliona dolców ostatecznie mogę się obejść, ale tysiącem miesięcznie bym nie pogardziła. Ostatecznie może być pół tysiąca, jeśli po dzisiejszym kursie :D

          • ciociasamozło

            Może chodzi o to, że Kozy obejdą się bez większej gotówki bo takie McGywery i Pomysłowe Dobromiry samowystarczalne? Co to stary stół odmalują i tratwę z butelek zmajstrują ;)
            Recykling, ekologia i kryzysowe narzeczone ;)

            Ale na te milion dolców bym się nie obraziła. Na pół tysiąca też nie. W zasadzie jakbym 5zeta na ulicy znalazła, to też się nie odwrócę ;)

          • Lidka

            Z ta teoria na temat pieniedzy to ja sie zgadzam. Pozno w nocy leci tutaj taki program, bardzo dobry z reszta, Suze Orman. Ona jest profesorem ekonomii, brokerem i czym tam sobie kto nie wyobrazi. Powiedziala kiedys cos, co bardzo mnie zastanowilo. Otoz my kobiety nie jestesmy zwiazane z pieniedzmi emocjonalnie dlatego tak srednio nam wychodzi z nimi. Wyglada na to, ze pieniadze trzeba kochac to one sie wtedy odwdziecza tym samym.

          • ciociasamozło

            Jaciee!!! I wszystko jasne! A ja znowu nie wysłałam walentynki do mojego portfela!
            Chyba dam buziaczka na dobranoc karcie płatniczej, może to ją romantycznie nastroi i pieniądze na koncie się rozmnożą.

          • kanionek

            Dobrze gadasz, od dzisiaj twardy reżim miłości wobec plastikowych środków płatniczych. Po jakimś czasie to musi przynieść skutki. Że tak zacytuję z Kingsajzu: “my ich tak długo będziemy kochali, aż i oni nas pokochają” :D

        • @Modra – ja się wpisuję rewelacyjnie w tę grupę. Dwoje bezrobotnych! My się w ogóle bez pieniędzy obchodzimy.

          • Ynk

            Koza wśród Małp. Budżetówka wśród niebieskich ptaków, wolnych strzelców i niezdecydowanych ;-)

    • baba Aga

      No właśnie rok Kozy, ja wierzę tylko w chiński horoskop, bo nie wiem jak to możliwe ale się sprawdza i opis mojego znaku jest idealny. Wg chińskiego horoskopu to ja też mam obore, ja świnia, chłop koza (sic!) syn koń, córka kogut. A jak u Was?
      I tak sobie myślę że niezła ekipa się zebrała, ja też nie raz myślałam o wyjeździe, chłop pracuje w Norwegi i wszyscy się dziwią ze nie jadę do niego, a ja cholera nie potrafię, myślę że pomimo lepszych warunków życia i kasy ja bym chyba wpadła w dół i nie wyszła, bo jak to tak żyć bez kombinacji, bez naszego pięknego języka, bez pana spod sklepu, który o 10 rano jest już wesoły i radośnie mnie wita “szefowa kotów nie karmi, bo takie miastowe im dali, a odśnieżyłem to Ja coby sie szefowa nie męczyła za te 3 zyble na wino” i bez kochanych klientów którzy są jak miód na serce, niektórzy zastępują kawę, a niektórzy meliske. A z samolotem mam tak samo, loty chłopa tez tak przeżywam, średnio 2 razy w miesiącu. A wg horoskopu koza jest łagodna i wyrozumiała :-)

  • Baśka

    Odrobiłam zaległości w czytaniu – pyszczek miałam od ucha do ucha ale też i smutno mi się trochę zrobiło. Cóż – od 10 lat przestałam oglądać telewizję (chociaż co jakiś czas dostaję wezwanie do zapłaty :))- to po długotrwałym stresie społeczno-polityczno-weterynaryjnym. Myślałam, że coś się w polskiej rzeczywistości zmieniło. Ale wystarczy mi kanionkowy blog aby przekonać się, że nihil novi sub sole. A ja w eskapicznym nastroju marzyłam sobie o takim domku w głuszy pełnym różnorakiego zwierza. Teraz już nie wiem czy nie przenieść marzeń do realu na czwartym piętrze z mini balkonem, gdzie całkiem całkiem żyją obok siebie koty, psy i ptaki na balkonie Kanionku – może coś bardziej optymistycznie?
    Co do Atosa – kiedyś wet chciał uśpić koleżanki jamnika, który miał niedowład tylnych łapek po skoku z tapczana – wymyśliłyśmy to prowadzanie za pomocą ręcznika ( gabaryty jamnika na to pozwalały) i pies doszedł do siebie i żył sobie przyjemnie jeszcze dobrych parę lat. Ja mam nadzieję – przy Waszym samozaparciu, że to się uda. Trzymam kciuki.

  • Baśka

    Właśnie Atos mnie przygnał w Kanionkowe progi :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *