Chwalisie nie tylko od święta, czyli patrzajcie i podziwiajcie
Moi najlepsi. Na wstępie dziękuję Wam wszystkim za życzenia świąteczne i niniejszym je odwzajemniam, choć daleko mi do Waszej kreatywności. Czego Wam życzę w te Święta? Ciepła i spokoju w sobie. Zapachów, które kiedyś przywołają miłe wspomnienia. Uczucia, że jesteście na właściwym miejscu, we właściwym życiu. Tym, którzy Święta spędzają samotnie, lub wcale ich nie obchodzą, życzę… tego samego.
Odpisałam na wszystkie maile i jeśli ktoś nie otrzymał odpowiedzi niechaj sprawdzi folder SPAM (ha ha), a jeśli i tam nic nie znajdzie, proszę o znak-sygnał, bo zamierzam zgłaszać pretensje do gospodarzy serwera.
A teraz część główna i najwłaściwsza programu, czyli Obora Kanionka prezentuje. Tym razem i dla odmiany – Wasze cuda i efekty pracy, Waszych podopiecznych i co tylko chcielibyście pokazać. Nawet dokonania osób trzecich, małżonków, dzieci. Ten wpis będzie edytowany za każdym razem, gdy zechcecie się czymś podzielić, więc kto nie zdążył, lub jeszcze się namyśla, ma dużo czasu na wysłanie zdjęć. Kolejność prezentowanych fotek jest przypadkowa, a opisy skromne, bo co tu opisywać – przecież widać, jakie z Was zdolne bestie. Zaczynamy :)
Piękny krokiecik z tajemniczą zawartością, czyli patchwork Sieki:
Taki piernik, no TAKI piernik, że język pakuje walizkę i wyrusza na poszukiwania Oli, która go upiekła:
I piękne zdjęcie profilowe straży przybocznej Oli, czyli Kuba:
A skoro piernik, to i pierniczki, tym razem Kachnine, wespół w zespół z dzieciakami wyczarowane. Bajeczne…
A tu już przystojniak prosto z solarium, czyli indyk, gość główny Święta Dziękczynienia na Lidkowym stole:
I Lidki piękna choinka (te muchomorki!), bożonarodzeniowa szopka, no i dwie psie mordki (kto na ich widok nie powie “oooo, ale bomba!”, ten trąba):
A jeśli zastanawialiście się, czym Baba Aga karmi Jasia i Małgosię, to teraz już wiecie – takimi lukrowanymi cudeńkami:
A tu, proszę Państwa, Mikołaj Z Jajem od Aniki, który chyba nie miał być chwalisiem, ale ja się pochwalę, że dostałam:
A tu znów ja się chwalę, że dostałam książkę od Iwony, a w książce był liścik, który oczywiście natychmiast jeszcze w samochodzie będąc przeczytałam, a facet z ciężarówki na parkingu obok chyba myślał, że dostałam coś od kochanka, bo miałam dość rozanielony wyraz twarzy:
I to NA RAZIE tyle, ale może pokonacie własną skromność i zamiast myśleć sobie “eee tam, ja tylko takie coś, z takim czymś” doślecie zdjęć na info@kanionek.pl, bo w końcu kurde JA Wam nawet słoiki z selerem pokazałam ;)
Tymczasem oddalam się do kuchni, ulepić trochę pierogów do tego barszczu, który już zrobiłam. A do życzeń złożonych na wstępie dorzucam – smacznego i wielu okrzyków radości pod choinką!
25 grudnia 2014
A oto nowe chwalisie :)
Ciociasamozło prezentuje pleśniak nad pleśniakami, z bezwstydną bezą na wierzchu, bez kołderki. Czemuż, ach czemuż ja mam taką pamięć do dobrych rzeczy? Patrzę na te zdjęcia i mój jęzor krzyczy: pamiętam! Pamiętam, kurde, jakie to było pyszne!
A dziecię Ciocisamozło, czyli Młodysamodobro, wydało na świat takiego oto, piernikowego rezydenta niebieskich wysokości:
Kto następny?
27 grudnia 2014
W smakowitych barwach koktajlu owocowego na scenie wystąpią dziś skarpetki wykonane przez mp (podam imię Autorki, jeśli Autorka wyrazi zgodę):
A to jeszcze nie wszystko! Czekamy na więcej, bo WIEMY, że masz więcej, mp :)
Tymczasem pora znów połaskotać kubki smakowe. Oto soczysty serniczek i śmietanowiec Iwony. Śmietanowiec… Litości Ty nie znasz, Iwona :)
Jakby komuś było mało, Iwona dorzuca takie mięsiwa:
I, naturalnie, coś dla kurażu, czyli wino z winogron, syrop z sosny (też muszę na wiosnę zrobić i wiem już, kogo o szczegóły pytać), miód z mniszka i syrop z kwiatów czarnego bzu:
I na koniec… Tu już przegięłaś, Iwona. KOZIE MLEKO. Nieważne, że od kozy sąsiadki, ważne że jest. To ja sobie na nie popatrzę :)
Muszę to zdjęcie Bożenie pokazać. I spojrzeć wymownie w jej wielkie oczy oszustki :D
Ja chcę być tym zbłąkanym wędrowcem i pobyć u każdej z Was! Wszystko piękne, a u Lidki to takie amerykanckie! ;)
Buziaki!
A tam zaraz amerykanckie…
Wlazlam miedzy wrony, to kracze jak one…
Najwazniejsze dla przyjezdnego to zasymilowac sie z tubylcza ludnoscia i poznac jezyk i zwyczaje wroga. Tak przynajmniej mawial moj Dziadek, ktory spedzil troche czasu w swiecie i z niejednego pieca kluski przez nos wciagal. I w ogole fajny byl. Brakuje mi go.
No nie wiem, Lidka, jak dla mnie gadasz całkiem po naszemu :D
A z dziadków pamiętam tylko jednego, od tej Babci, którą już znacie. Druga Babcia miała mężów trzech i wszystkich bezwstydnie przeżyła zanim wnuki się narodziły. No i ten Dziadek, którego ledwie, ledwie pamiętam, miał wokół siebie same baby, biedaczek. Żona, cztery córki i pierwsza wnuczka, czyli ja. Nie miał wyjścia, jak tylko zostać rebeliantem, i w tajemnicy przed całym babskim gronem pedagogicznym dawał mi bardzo niezdrową gumę do żucia :) I tyle właśnie zapamiętałam – smak owocowej gumy do żucia, rozpakowywanej pod stołem, żeby ONE nie widziały :)
@pandeMonia
Łe? Też bym chciała ten etat! :D
Piękne rękodzieła, chciałabym coś przysłać, ale niestety – mój sernik zdobyłby nagrodę w kategorii “najbrzydszy sernik świata” (ma krater większy niż wygasły wulkan). Wesołych Świąt dla wszystkich bywalczyń Obory i jej właścicielki:-)))
Hanka nie martw się, ja zrobiłam 3 serniki bo każdy był opadł skandalicznie i ten ostatni który już MUSIAŁ jechać do teściowej na Wigilie….wypadł był z formy na talerz tylko częściowo, więc ja go skleiłam (sernikowe puzzle) odkroiłam spalone dno i polałam czekoladą :D smakował. Serniki są złośliwe, najładniejsze wychodzą bez okazji
zgadzam się, serniki to bardzo złośliwe stworzenia
Ale te najbrzydsze są najsmaczniejsze!
a jeszcze lepsze zakalce! Palec pod budkę, kto lubi???
Kurczę, jakoś nie pamiętam smaku zakalców, ale zawsze uwielbiałam wyjadać ciasto w stanie półpłynnym, a zwłaszcza piernik, no i jeszcze sernik ze skórką pomarańczową i rodzynkami :) I nigdy, wbrew przepowiedniom i groźbom Mamy, się po tym nie rozchorowałam.
Jak się przykładam, staram, chodzę na palcach to zawsze coś nie pójdzie i oczywiście zawsze, jak ciasto na jakąś okazję robię. Jak robię dla siebie, bez spinania się, to i urośnie, i z blaszki ładnie wyjdzie, cud i miód, takie to przekorne:-)
@Hanka
A ja bym wysłała. “Najbrzydszy sernik świata” to w końcu pierwsze miejsce, nieważne na jakiej liście :D A tak serio – wyślij w takim razie coś innego. Nie musi być związane ze świętami. Może być kwiatek na parapecie, albo kawałek trawnika, ale przynajmniej wszyscy będziemy mogli powiedzieć: o, trawnik Hanki! I już się lepiej znamy ;)
Wesołych, Hanka!
Wszystkiego najlepszego z okazji Świąt Bożego Narodzenia życzę Tobie i całej Twej zagrodzie oraz odwiedzającym! Ale się tu cieplutko, domowo i smakowicie zrobiło. Tak trzymaj! Pomyślności i samych dobrych chwil!
Jeju, Dziewczyny, ale fajne pierniki robicie!
@ Lidka, co to za potrawa w tej szklanej salaterce?
@ Sieka, piękny Twój patchwork!!! Będziesz robić na zamówienie? Zawsze mi się marzył taki, w zielonościach… A co do Twojego przedwigilijnego wpisu – jak ja Cię rozumiem!!!
Prawda? Prawda, że piękny? Sieka, zbieraj zamówienia i dogadaj rabat stałego klienta w pasmanterii :)
Piernik Oli wygląda jak z programu kulinarnego, a Kachnine pierniczki jak słodka biżuteria – ile to jest roboty!
I jak patrzę na zdjęcie przesłane przez Babę Agę, to mi od razu cieplej, choć od kilku dni nie palimy w C.O., bo wicher szaleje i dziś znów nie było prądu. U Baby Agi w kuchni tak przytulnie i swojsko, że ja bym się u niej na etat kota zapisała. I spod stołu pazurkiem ściągała te lukrowane pierniczki. Babo Ago, czym one są malowane??
no właśnie, kuchnia Baby Agi wygląda tak, że jeszcze tylko kubek kawy i zasiąść przy stole w miłym towarzystwie :) po prostu błogość…
Tak, też zwróciłam uwagę na tę piękną kuchnię. A Baba Aga wygląda zabójczo!!!
Też to chciałam napisać, ale się strachałam ;)
Oj Dziewczyny ale mi miło aż się zarumieniłam. Bardzo lubię moja kuchnie, sama ją wymyśliłam od początku a potem już tylko dodawałam same “potrzebne” rzeczy ;-) u nas życie toczy się w kuchni bo jest połączona z salonem, a ja lubie gotować. Ciepło się zrobiło tak gdzieś przy dziesiątej blaszce pierników. Zdobione są zwykłym lukrem, tzn cukier puder z sokiem z cytryny a kolor to borówki z zamrażarki. A różowe prosiaczki bo ja jestem w chińskim horoskopie świnią i do każdej paczuszki z pierniczkami dorzucam świnkę. Świnie z natury są gościnne, wiec zapraszam :-) my z Kanionkiem chyba mamy niedaleko, ja w okolicach Jastrzębiej Góry nad morzem.
A te takie kolorowe na lukrze to ozdóbki z Lidla :-)
@Baba Aga
No patrz, nie wpadłabym na to. Z tym lukrem w atrakcyjnym kolorze. Pierwsze na myśl mi przyszły buraczki…
O, a moja kuchnia mogłaby być połączona z czymś w rodzaju jadalni, tylko ktoś dawno temu przejście między dwiema połówkami domu zamurował. I tak sobie na początku marzyłam, że to przejście się kiedyś wykuje na powrót, ale na razie się na to nie zanosi. Ogrzewamy tylko tę połowę, w której mieszkamy (tzn. tę drugą też, ale do max. 10-12 stopni), no i najpierw remont stropu, a może i całego dachu nas czeka.
No w sumie niedaleko do siebie mamy, jakieś 160 km… Ale trasa ładna :) Latem możemy pomyśleć o wymianie turystycznej ;)
@Anika
Dziękuję, i oczywiście ja Tobie też życzę: zachwycających chwil na każdym kroku, wymarzonego sprzętu (jeśli o jakimś marzysz), inspiracji na co dzień (a czasem właśnie nie, czasem odpoczynku od inspiracji i życia “na leniucha”) i wszystkiego, co Tobie sprawia radość.
I byłam dziś u Ciebie :) Kto chce zobaczyć magię wyczarowaną z tego, co zazwyczaj rozdeptujemy butami, niech kliknie w nick Aniki :) Moja faworyta to ta niebieskawo-zielonkawa gwiazda, jak płatek śniegu, albo jakaś baśniowa mozaika. Napisałaś w tytule “część 1”, więc czekam na więcej.
Hej, kurcze, ale cudne CIASTKA!!! A ten piernik, Oli! Az ekran zaslinilam. Sliczne Wasze wypieki i na pewno smaczne. Podziwiam kazda z Was bo ja nie umiem piec. Szacun i czapka z glow!
@Ola
Toto pomaranczowe w szklanym naczyniu to slodkie ziemniaki. Akurat byly gorace, swiezo wyjete z piekarnika i nie chcialam przekladac do niczego innego, wiec zostaly w tym brzydkim pyreksie.
Patchwork Sieki sliczny!
@ Lidka, ja się brońbosze Twojej zastawy nie czepiam, bo wszystko takie piękne u Ciebie. Tylko zaciekawiła mnie potrawa, bo kolor nietypowy. Słodkie ziemniaki kupiłam raz, ugotowałam i spróbowałam takie z wody. I mi nie zasmakowały :( Ale może jakby je zrobić odpowiednio?
@Ola
Ja do ugotowanych dodaje sporo masla i brazowy cukier i mala lyzke maki. Mieszam szybko i wsadzam na 15 min do goracego piekarnika. A Babcia Rafala na przyklad dodaje jeszcze ze dwa kieliszki brandy. Jej tez bardzo smaczne.
Lidka, dzięki za przepis, zbieram je od Ciebie i zapomniałam powiedzieć, że jarmuż z cebulką, boczkiem i odrobiną cynamonu jest PYCHA!!!
@Ola
Ciesze sie, ze sprobowalas. Ja staram sie od czasu do czasu tez jarmuz upichcic.
@Ola
Mnie sie ten pyrex nie podoba i sama dopiero zwrocilam uwage, ze taki brzydki.
nie no, zlituj!!! nie jest brzydki, normalne szklane naczynie.
A, mam Was! Nie tylko ja nie śpię jeszcze. Aż sobie powiększyłam tę fotkę i szukam owego “brzydkiego pyrexa”, i szukam, i co się okazuje? Myślałam, że to naczynie to taka blaszka do pieczenia, a w niej smakowity pasztecik :)
No, to się wypowiedziałam, jako ZNAWCA.
@ciociasamozlo
Szopka ta to taki tryptyk i jest drewniana. Sorry, zdjecie nienajlepsze rzeczywiscie… Kazda figurynka jest wydlubana w jakims rozowym drewnie i pomalowana na bardzo krzykliwe kolorki i przylepiona (chyba) na glinie. Poszczegolne kwatery w szopce to sa scenki rodzajowe z zycia mieszkancow. Najwyzsza srodkowa czesc to wlasnie stajenka. A przy stajence lamy i swinki morskie; zwierzatka typowe dla tamtego klimatu. Wiozlam toto zakrecone w dwa reczniki, a i tak kapelusz odpadl jednemu z pasterzy… Bardzo krucha robota.
Super! “Przybieżeli do Betlejem Indianieee, grają skocznie Dzieciąteczku na okaryyniee…”
Kanionku i Szanowny Mężu Kanionka, życzę Wam dobrych Świąt i nie gorzej po Świętach. Niech Kozy nie stracą relaksacyjnej mocy a zyskają zdolność produkowania mleka, Rosoły zdrowo się niosą w dostępnych miejscach, Nora odwiedza Was wieczorową porą (niekoniecznie z przychówkiem), Laser niech trochę wyluzuje, a Atos zregeneruje rdzeń i “zepnie poślady”. Nie wiem czy powinnam życzyć Wam, że by Kotek i Gonzales miały udane łowy (ze względu na Norę)?
Poza tym studni zawsze pełnej czystej wody i wielu wiader internetu. I niech nietoperek do spółki z żabami i traszkami zeżrą wszystkie komary.
No i jeszcze samych dobrych ludzi wokół, a ziemskich dóbr w sam raz, żeby czuć się bezpiecznie.
A Oborowym Koleżankom – spełnienia marzeń, wyprostowania życiowych ścieżek i żeby jak najczęściej towarzyszyły Wam takie dobre emocje jak przy odwiedzaniu Obory Kanionka.
Wesołych Świąt!
Gratuluję przepięknych dzieł! Nie zdążyłam nic przesłać przed świętami, ale może jutro pochwalę się pleśniakiem albo karpiem po operacji plastycznej i jeśli uznasz to Kanionku za warte wrzucenia…
A teraz idę posłuchać co mi psa i kota mają do powiedzenia ;)
Ps. Ja chcę zobaczyć dokładniej szopkę Lidki! z czego ona jest?
Ja wiem, ja wiem! Z czego jest szopka Lidki. Mianowicie ona jest Z PERU :D
Ale dokładniej to już by sama Lidka musiała zdradzić, bo nawet po powiększeniu zdjęcia trudno zgadnąć.
Och, Ciociu Samo Dobro :) Dziękujemy wszyscy za piękne życzenia i aż nam głupio, że my nie wiemy czego dokładnie Cioci życzyć, oprócz oczywistych: zdrowia, szczęścia, dobrych ludzi dokoła, spełnienia marzeń i wykopania w ogródku skarbu po pradziadku :)
A Atos faktycznie “spina poślady”! Zapomniałam napisać, że coraz częściej :) Ma już nieśmiałe odruchy na ściskanie skóry pomiędzy palcami – próbuje mianowicie wyciągnąć łapę z rąk oprawców. Niesamowicie nas to cieszy, bo wcześniej nie było żadnych reakcji na ból. Nie wiem tylko, co z tymi sztywnymi wyprostami tylnych łap, które są już nagminne, on nimi nie steruje, to pewne, a czasem aż boli patrzeć, jak zasuwa z takimi sztywnymi nartami i nagle jebut! w futrynę. Nie to, żeby sam Antoni się czymkolwiek przejmował, o nie.
I pochwal się czym tylko zechcesz, ja nie cenzuruję, ja się cieszę :)
No właśnie, bo sam Antoni jak to wszystko znosi? Z tego, co mówisz, daje chłopak radę i nie narzeka? Wiem, jak to jest, kiedy patrzysz na zwierzaka bezsilnie, więc chyba to ważne, kiedy on sam się trzyma i w miarę sobie radzi z sytuacją :) Cmoki dla Antoniego Psa.
Och, teraz jest z nim duużo lepiej :) Przez pierwszy tydzień był nieszczęśliwy, to oczywiste. Ból, dziwne zabiegi, trzy razy dziennie tabletki, zakłopotanie związane z potrzebami fizjologicznymi… No i nie rozumiał na pewno, dlaczego już nie działa tak, jak kiedyś. Teraz to jest normalny pies, tyle że niebiegający. Kiedy uzna, że jest taka potrzeba – szczeka ostrzegawczo. Kiedy koty rano dostają swoje michy, przypełza z prędkością światła i pilnuje, czy aby na pewno dadzą radę same wszystko zjeść ;) Od kilku dni układam go na łóżku wieczorem, gdy mogę mieć na niego oko, a on jest wtedy TAKI ZADOWOLONY! I chrapie :)
To, że “doję” go ręcznie, jeszcze mu nie do końca pasuje, ale nauczył się, że mam taki głupi kaprys i widać trzeba to znosić ;)
A jeśli chodzi o formy… eee… stałe, to też jest luksus – Antoni jak maszynka na dworcu wydaje batonik kilka razy dziennie, ciężko to przegapić (aromacik…), bierze się foliowy woreczek lub jednorazową rękawiczkę, zbiera i po kłopocie :)
Podsumowując – jego psyche doszła do siebie, zaakceptował nowe okoliczności, pysk mu się do nas cieszy, choć ogon jeszcze sobie nie przypomniał swojej najważniejszej funkcji. Ale to wciąż wcześnie, zbyt wcześnie na nagły cud. A ja, my, dopiero teraz zaczynamy normalnie przy nim oddychać. I normalnie go traktować, co pewnie też wpływa na jego poczucie psiej godności. Jesteśmy dobrej myśli :)
Gospodyni Kanionku, Kumy z Obory – najlepszego ze Świętami! Niech Wasze wielbłądy zawsze mają wodę do picia, a kozy kąpią się w mleku!
Ja im się w mleku pokąpię… Mleko to JA bym chciała W OGÓLE zobaczyć. Wiecie, co mi ten przenośny zestaw mebli dziecięcych w Wigilię powiedział? Że do dupy z takim wyposażeniem koziarni, bo dwa gniazdka elektryczne to niby są, ale suszarki do włosów ni huhu. A one mokre od deszczu z wypasu wróciły i mogą sobie co najwyżej kopytkiem w gniazdku podłubać!
Ale za życzenia dziękuję :) I oby i Twoim wielbłądom piasek w nozdrzach nie zgrzytał, a wiatr niechaj zawsze Ci w plecy powiewa i do przodu łagodnie popycha ;)
PS. A jeszcze co do wielbłądów, albo i wcale nie. Jak ja bym chciała mieć osiołka! Osiołki są takie piękne. Takie kochane. No takie są że ach.
A niech Cię Kanionek – mam 1000 świadków, że ja – JA – od zawsze chciałam mieć osiołka.
(Mój tata twierdzi, że co najmniej jednego mam osła….tata to jednak mądry człowiek…).
O, to wiesz co? Chodź zrobimy zrzutę na jednego, a mieszkał będzie u mnie :D
Przyznaj, że umiem robić interesy :) Tylko żeby było jasne – ma mieć cztery nogi i długie uszy, i robić iha, a nie “podaj kapcie i gazetę” ;)
Wam, nam, im, tym i owym, tamtym i owamtym – żebyśmy zdrowi byli i uśmiechnięci, na pohybel enefzetowi i pani z poczty. Żebyśmy humor jak wisielec brzytwę zawsze mieli pod ręką i wodospadem pogardy zlewali troski dnia codziennego. Żeby święto było nie tylko od święta a prezenty Los sypał jak z rozprutego rękawa. I żeby Wielki Kadrowy przymknął oko na rogaciznę dusz naszych a ucho na małe plugastwa bliźnim pod nogi w celach terapeutycznych rzucane.
A że gotować nie lubię i do robótek nabożeństwa nie mam, chwalić się rękodziełem nie będę. By jednak kanionkowy apel “poznajmy się” nie pozostawić bez echa, zapraszam do jednej z moich galerii, w której się trzy pasje: fotografia-militaria-podróże przeplatają :)
https://picasaweb.google.com/FredziaCF
Eee… To nie musi być makramka albo pstrąg w porach, Fredzia ;) Miało być coś, czym byście się chciały pochwalić, albo po prostu pokazać.
Odpaliłam sobie Twoją galerię i za kilka godzin na spokojnie pooglądam, bo w nocy DZIWNYM TRAFEM internet szybciej u mnie biega na przełaj. Wiesz, że żyjesz moim życiem? Mam na myśli takim, jakim kiedyś chciałam żyć, ale okazało się, że jestem zbyt miętka. Gdy rozpadł się mój drugi motocykl, a ja jeszcze kredytu za niego do końca nie spłaciłam, to się załamałam. W ub. roku szukałam jakiegoś złomu do 3-4 tysięcy, ale wtedy jeszcze nie docierało do mnie, że chyba… eee… nie stać mnie na takie ekstrawagancje ;) Ale wciąż mam swój kask, rękawiczki z kangurzej skórki i ulubioną kurtkę, i mozolnie niegdyś zmniejszane spodnie z ochraniaczami w odpowiednich miejscach. Z militariów… Zawsze oko mi błyszczało do myśliwskcih i wojskowych noży, no i krótkiej broni palnej. A oko mam lepsze niż mój małżonek, co już sobie udowodniliśmy strzelając z mojej (w tajemnicy przed nim kupionej) wiatrówki, ale wiadomo – to tylko zabawka.
Tia. Ja tu o motórach i pukawkach, a w kuchni farsz do kolejnych pierogów (tera z mięsem jadymy) sam się w ciasto nie pozawija.
Będę musiała sobie łyknąć nalewki malinowej, żeby ugłaskać rozbudzone fantazje.
PS. Czy ta superlaska na zdjęciu z panią Jadwigą, Ukraina-Mołdawia 2011 cz. 1, to Ty?
Tia, ten chudy wypłosz to mła. Pierś chłopięca i patykowate rączki, przez które na moto zawsze robiłam za plecak, bo nawet gęsi 125 bym nie okiełznała. Inna rzecz, że zawsze bardziej ciągnęło mnie do motocyklistów niż maszyn. Zapatrzyłam się w dzieciństwie na Dziadka i Tatę i wyśniłam współczesną wersję rycerza na koniu ;) Po paru próbach okazało się co prawda, że pod zbroją są mocno wybrakowani, ale marzenie o podróżach stalowym rumakiem zrealizowałam.
Objazd Ukrainy był tego ukoronowaniem i chociaż postawiłam na szali mój ówczesny związek, było warto. Spotkaliśmy w tym pięknym kraju cudownych ludzi. Biednych, ale życzliwych, okrutnie zgnębionych, ale przyjacielskich i otwartych. Nasłuchaliśmy się o tęsknocie za Polską i normalnością, gościliśmy w domach osób, które odstępowały czworgu obcym własną sypialnię, byliśmy traktowani jak rodzina. Warto przy tym pamiętać, że na Ukrainie motocykli praktycznie nie ma. Bardzo drogie jest cło, więc nie stać ich na ściągnięcie sprzętów z zagranicy a ich wysłużone jednoślady na długie wędrówki się nie nadają. Dlatego po pierwsze: wszędzie, gdzie się pojawiliśmy, wzbudzaliśmy niesamowitą sensację. Widać to na zdjęciach – przy każdym postoju po paru minutach otaczali nas miejscowi, we Włodzimierzu Wołyńskim młoda para zrobiła sobie z nami sesję zdjęciową. Po drugie: nasz sposób podróżowania u jednych przywoływał nostalgiczne wspomnienie niespełnionych marzeń, u drugich litość i troskę, że cierpimy takie niewygody. Dlatego pomagali nam jak mogli, nawet jeśli o to nie prosiliśmy. W Pohorcach padało, więc schroniliśmy się pod wiatą i tam chcieliśmy spędzić noc. Zaczepił nas miejscowy, stwierdził, że nie jesteśmy psami, by spać na betonie i zaoferował własny dom. W Kalanciaku los nas rzucił pod płot zamkniętej na noc fabryki – rano jej dyrektor przywiózł żonę, pomidory, ciastka, herbatę i filiżanki i zjadł z nami śniadanie przy turystycznym stoliku. A w mołdawskim Vasilcau dosłownie w jednej chałupie zapytaliśmy, czy sprzedadzą nam arbuza, ale mieli tylko mirabelki. Rano pod obozowisko podjechała furgonetka, z której wysypała się cała 5-osobowa rodzina z… arbuzem dla nas. Byli ze wsi oddalonej o parę km, ale słyszeli, że szukaliśmy owoców…
Mogłabym tak długo ;)
Piękne przygody i piękne wspomnienia. Zdjęcia super, a to z kolegą między dwoma babciami na ławce w parku – bomba! :D
a na zdjęciu w pokoju we Lwowie dostrzegłam czterotomową POLSKĄ encyklopedię!
Fredzia – mam przyjaciół na wschodniej Ukrainie. Wiem o czy mówisz:)
Byłam wielokrotnie. Tęsknię. Czekam na normalność i spokój u nich.
A laska jesteś! Się nie wyprzesz.
A Dzienniki motocyklowe prowadzisz?
@Fredzia
No właśnie, mogłabyś! Tyle masz ciekawych historii pochowanych gdzieś po rękawach. A co do ludzi, to ja się zastanawiam, co się stało z nami, Polakami? I naszą słynną gościnnością? Pamiętam, jak jakieś 8-9 lat temu byliśmy z małżonkiem i jego kolegami na biwaku, nie pamiętam gdzie dokłądnie, ale wioska była nieopodal. I poszliśmy, naiwniacy z miasta, napaleni na jajka prosto od kury, do tej wioski. KUPIĆ chcieliśmy, nie dostać za darmo. To nie dość, że patrzono na nas spod byka, kazano za furtką czekać, to jeszcze zapowiedziano, że te pięć jajek to wszystko i koniec, i żebyśmy się więcej nie fatygowali. Może my jacyś brzydsi, czy co…
Jacie, i jak tu teraz po takim mocnym wejściu wystąpić z hand made skarpetkami czy poszewką na poduszkę ? :)))
No właśnie, Fredzia! Pozamiatałaś!
@mp
No jak to jak? Normalnie. Nakładasz skarpetki, przytulasz poduchę, i wklejasz swoje zdjęcie w fotoszopie na tle warszawskiego Otwarcia Sezonu Motocyklowego, i już :D A nóż można zawsze trzymać w zębach. Jeśli faktycznie masz jakieś skarpetki, to dawaj, bo będę dziś uzupełniać wpis o dzieła Ciocisamozło, to i Ciebie dorzucę :)
@mp
Jak to te skarpetki robione na pieciu drutach, to i ja chce koniecznie zobaczyc!
@ Lidka
Ja akurat robię je na zwykłych drutach z żyłką, pięciu nie ogarniam :)
skarpetki bombowe!
@ Lidka, Lidka! Bo miałam jeszcze rzec, że piękne masz kanapowce. Wam zdaje się nie pozostaje nic innego, jak przycupnąć na foteliku. Kuba mówi, że tak się należy :D
@Ola
W psim parku kiedys jakas oburzona pani podeszla do mnie i powiedziala, ze wychowuje morderce. Chodzilo jej o mojego pitbula, ktory notabene boi sie wlasnego cienia. Odpowiedzialam jej, ze owszem morderca to on jest, ale mojej kanapy. Tak, psy zaanektowaly kanape na wlasne potrzeby, a my sie rzeczywiscie kisimy na fotelikach.
Mniemam po reakcji, ze Kuba tez kocha kanape?
Bardzo kocha kanapę. Najpierw, kiedy do mnie trafił, miał dwa kocyki i poduszkę. Ale potem nieśmiało czasem wskakiwał na kanapę. No i zanim się obejrzałam, został jej właścicielem :D I Kuba jeszcze lubi kraść. Myślę, że byłby niezły kieszonkowcem. Głownym jego hobby jest wynoszenie cichaczem skarpetek z łazienki. Naprawdę, nie wiem w którym momencie on to robi. A drań ma radochę i rzuca nią po pokoju :D
@Lidka
Na uprzedzenia nie poradzisz :) A ja kiedyś poznałam taką wielką sukę rottweilera, z wyglądu monstrum pożerające dzieci, a ona dzieciom pozwalała się ciągać za wszystko i można jej było głowę do paszczy wsadzić i wyjąć bez uszczerbku. Piękny pies.
Kto późno przychodzi ten trąba, więc zatrąbię jeszcze: Wesołych Świąt Kanionku!!! Człowiekowi doby nie starczało przed Wigilią i tak głupio wyszło :-( Wszelakiej pomyślności i zdrowia dorzucę oraz ciągle rozwijającej się działalności koziej ;-)(tak, liczę skrycie na te sery :D)
Niczym ja się chwalić nie będę, bo Bozia niesprawiedliwie obdarzyła tym genem mojego brata o mnie zapominając chyba ;-) Taki żarcik…
To dawaj brata :D Może być niewyraźny.
Wesołych, wesołych, Eli :) I nic się nie martw, kwestię życzeń wyjaśniłam w komentarzu poniżej, tym dla Sieki.
No też mnie Fredziu z tymi militariami zatkało, jakoś tam moja robótka zbladła,ale serio pisząc, to bardzo dziękuję Paniom z OK za pochwały, nie wiem co dopowiedzieć… doprawdy (pąs). Nie złożyłam życzeń, bo wiecie…nie umiem, ale WYSYŁAM WIBRACJE POZYTYWNE – czujeta?!! A właśnie a’propos życzeń, jako że jesteśmy na półmetku ŚBN, to czy komuś się spełniły te rodzinne i radosne?! Wzywam do składania rzeczywistych relacji, bo wiecie Panie, ja niestety zawsze wiem jak będą wyglądać moje ŚBN:za dużo soli do ryby dajesz!, ale wiesz to drożdżowe o musisz tak długo wyrabiać (to od kobity, która nigdy nic nie upiekła), dzieci czemu piją wodę, herbatka lekko słodzona lepsza, nie za późno na to zmywanie podłogi?, ty w Święta chcesz maszynę do szycia chcesz wyciągać, to czas dla rodziny?, bo u ciebie to nie ma jak u innych ludzi? O tak w większości wyglądają moje ŚBN i ŚWN. I tylko te ukochane oczy mojego Męża z nad stołu czy z drugiego końca pokoju mnie ratują od wywołania awantury głośniejszej od bomb, oczy które mówią, fuck it baby, i do tego lekki uśmiech, jak kolejna ciocia mówi o łamaniu w kościach. Sory tak mi się ulało, bo dziś zamiast wina łiski, też z Lidla. Ale co tam jutro jeszcze tylko rewizyta teściów, potem Krakówek.
Ja to zawsze chciałam mieć świnkę, z tych wietnamskich z długimi uszami, a o tym, że kozę od zawsze też (uwielbiam mleko kozie) to nawet nie warto wspominać, bo tu chyba większość tak ma…Pozdrawiam Wszystkich
O słodki Jezu na kozie jadący… Kto by NIE CHCIAŁ mieć świnki? Wietnamskiej, czy wielkogabarytowej, wszystkie świnki mają ryjki i są piękne :)
A z tymi świętami to wyrazy współ i wćwierć, i w ogóle. Jesteś kobietą-aniołem, czy odgryzasz czasami komuś głowę? Bo ja bym chyba odgryzła :) ALe fajnie, że masz TE OCZY, bo bez nich to już tylko zawinąć się w patchwork i skisnąć ;)
I nie przejmuj się życzeniami, ja wychodzę z założenia, że wszyscy tu sobie dobrze życzymy, i czy ktoś to napisze, czy nie, to naprawdę… nie ma tu “czarnej” i “białej” listy gości :) Udanego Krakówka!
Ja chciałam tylko Wam powiedzieć że te poświęcenia dla rodziny, a najczęściej dla dzieci, żeby miały dobre wspomnienia z rodzinnych świąt to mogą wyjść bokiem. Moje dzieci mi oświadczyły w zeszlym roku że babcia im zniszczyła święta i że one więcej tam nie pójdą, klocilam się z babą od zawsze, zaciskalam zęby dla dobra dzieci, całkiem niepotrzebnie. W zeszłym roku wigilia była bardzo wesoła i tylko w czwórkę, a w tym dzieci wyfrunely w świat i były zachwycone spokojnymi świętami. A z babcią pokłóciły się przez telefon ;-) tak naprawdę to świat się nie zawali.
Ja nie mam miłych wspomnień z dzieciństwa, chcę, żeby moje dzieci miały, co jak Baba Aga napisała, może bokiem wyjść. Tak, czy siak, i u mnie babcia spierdzieli wszystko.Sama mam ochotę wybyć gdzieś daleko z nimi, może za rok?
O, dobry pomysł. Może gdzieś, gdzie one by chciały? Taki wyjazd zamiast prezentu pod choinkę. I to będą też Twoje wspomnienia :)
I wiem, że to Ci w kwestii własnych wspomnień nie pomoże, ale dodam, że ja z dzieciństwa mam nie tylko te dobre. Ale tak sobie myślę, że nie po to mamy całe dorosłe życie, by ciągle tylko wspominać czasy, gdy nie mieliśmy na nic wpływu. Teraz w końcu MY tu rządzimy ;)
A tak z innej bajki – zakończyłam maraton pierogowy na liczbie 138 sztuk. Można mnie już zastrzelić i zakopać głęboko, żebym nigdy nie wylazła. Pierogi widzę wszędzie…
…ja sobie też obiecywałam, że nigdy więcej “takich” świąt, a potem tchórzyłam. W końcu trzy lata temu udało się, powiedziałam dość i nie macie pojęcia, jak mi z tym dobrze :)
No i nastąpił apdejt wpisu o chwalisiach – Ciociasamozło częstuje pleśniakiem i anielicą (bo ma warkocz, tak?) :)
Jaki piekny plesniak!!!
A ta anielica to wygnieciona z glowy czy z foremki?
pycha!!! a Dziki, to dopiero się spisał!
Dzięki Dziewczyny!
Lidka, anielica z kółek wycinanych pokrywką (kiecka i skrzydła) i nakrętką od butelki (głowa). Włosy, ręce i wzorki to już wolna amerykanka.
A pleśniak trochę za suchy wyszedł, ale i tak niezły (ach, ta skromność!). To jedno z nielicznych ciast jakie potrafię zrobić.
@Ciociasamozło
A do tej bezy coś dodajesz, czy tylko same białka i cukier?
same białka (3 żółtka idą do ciasta to 3 białka do bezy) i cukier (1 szklanka)
Jezu, co to jest PLEŚNIAK? Brzmi obrzydliwie ale wygląda obłędnie! Mnie to wygląda na ciasto zwane skubańcem.
I co przewijam te foty, to chcąc nie chcąc zostaję w tej kuchni Baby Agi. Ach! No i Babie się z zazdrością przypatruję!
Pleśniak to ulubione ciasto z dzieciństwa, moje, czasem go robię, ale nigdy takiej bezy obłędnej nie udało mi się wyhodować:-) Ciociasamozło przez Ciebie język po podłodze ciągam:-P .
No dobra, ale dlaczego pleśniak?! Z gorgonzolą, czy jak? Bo ja tam widzę same spakowitości, ani śladu grzyba.
Monia, pleśniak i skubaniec to dokładnie to samo ciasto :) Pod bezowatą skorupką jest warstewka “skubanego” ciasta i owoców lub dżemu, które pokryte białkami wyglądają trochę jak z pleśnią – mało apetycznie brzmi, ale jest bardzo smaczne :)
mp, dzięki! Uspokoiłam się! Znam to ciasto i uwielbiam! Uf, jak mi ulżyło, że jednak jest bez pleśni! A w jakich rejonach nazywa się je tak ohydnie? ;) Ja jeszcze słyszałam, że nazywają je kruchawiec.
@Iwona
No właśnie, ja też pamiętam, że to jakoś tak bardziej osiadało. A może CiociaSZ dała furę białek, zamiast przepisowej ilości?
To może od razu napiszę jak robię. 3 jajka, 3 szkl. mąki, 1,5 kostki masła (300g), łyżeczka proszku do pieczenia, dżem porzeczkowy.
Zimne, twarde masło siekam z maką i proszkiem do pieczenia, dodaję żółtka (białka będą do bezy). Zagniatam na tyle, żeby się składniki wymieszały i ciasto było dość jednolite. Dziele ciasto na dwie części, do jednej dodaję kakao (na oko, tak, żeby kolor ciasta wyraźnie się zmienił). Na tym etapie często zostawiam ciasto w lodówce do następnego dnia. Białe ciasto kroję na plastry i układam je na blasze wyłożonej papierem do pieczenia (rozciapując paluchami, żeby było w miarę równo rozłożone). Na to warstwa dżemu (pyszne też w wersji szarlotkowej), a na nią starte na tarce ciasto kakaowe. Wstawiam do nagrzanego piekarnika (200 stopni) na ok 15-20 min. W tym czasie robię bezę (3 żółtka + 1 szkl. cukru). Wyciągam podpieczone ciasto z piekarnika, nakładam bezę, zmniejszam temp do 180-150stopni i piekę jeszcze kolejne 20min (tu zawsze trochę kombinuję w zależności od tempa przypiekania bezy). Żeby beza nie opadła warto dosuszyć ją jeszcze w wyłączonym piekarniku (w sensie nie wyciągać jak piekarnik stygnie).
Najważniejsze, że to ciasto nie może się nie udać (no chyba, że całkiem się spali). A beza jest smaczna niezależnie od tego czy urośnie, czy nie. Sa zwolennicy zupełnie mokrej piany przykrytej kolejną warstwą startego ciasta (to pewnie bardziej pleśniowo wygląda)
No właśnie ja mam przepis, że na bezę jeszcze ciasto się szczypie i ona wychodzi taka pleśniowa i mokra, to pewnie dlatego. A Twoja jest taka bezowa, że aż język sam mlaszcze.
Odpisalam przepis na plesniak i bede dzielnie probowac, chociaz z gory wiem, ze to za wysokie progi na moje krotkie nogi…
Hej, fajne te Wasze chwalisie!
I faktycznie, wszystko mi się podoba :)
Drogie Baby, gratuluję pomysłów i wykonania :))
“Wszystko mi się podoba”, a gdzie Twoje chwalisie, hę? COKOLWIEK. Zeroerha w kominiarce, na kominie (bo na kominiarzu tobym musiała ocenzurować). Daj coś, nie bądź taka :)
No bo mi się wszystko podoba :D
Ode mnie nic na galeryjkę nie poleci – komin niezrobiony, kominiarz uciekł, kominiarki brak..
Świąt nie obchodzę, piekarnika nie mam, to i nie piekę, przecie Ci zdjęć kogla mogla nie poślę ;)
Co by się jedynie nadawało, to nasze koty..
chcesz koty?
nie wiem co na to Kanionek, ale ja bym chciała koty. Nawet nie wiedziałam, że jest ich tyle ras. Ostatnio u koleżanki poznałam prawdziwą bestię. Wielkie to jak tygrys i puchate jak worek waty. A Ty masz dachowce czy rasowce? :)
Dawaj koty :)
Kogel-mogel też może być – jak robisz? Ile cukru per jedno żółtko? Ucierasz do białości, z pianką? O koglu-moglu to można i esej napisać ;)
Hihi, jak tylko zrobię kogielka, to Ci podeślę na zdrowie :) Ale wybacz, że nie teraz, bo robiłam wczoraj i jeszcze mnie mdli ..
Rozumiem, znam ten stan. Fascynujące jest dla mnie to, że jak zrobię z jednego żółtka, to mi mało, ale jak zjem z dwóch, to potem szukam czym by to zagryźć, żeby mdlić przestało.
Faktycznie, ras jest od groma i jeszcze trochę – też nie wiedziałam, póki się nie zainteresowałam tematem, szukając odpowiedniego kota dla nas..
A u nas, to mieszane towarzystwo: kocurek jest syberyjski, kociczka birma (ale oba naturalnie bez papierów, czyli tak zwane hobbystyczne – nie do ciągania po wystawach itepe ;), no i do tego jeszcze dwie kotki, będące potomkami wyżej wymienionych, czyli “puszyste pospolite pręgowane” :)
Właśnie jestem w trakcie aktualizowania zdjęć na pikasie – jeszcze brakuje trochę, ale pogląd jest , o, tu:
https://picasaweb.google.com/114003249480800152086
Jutro dołożę resztę fotek.
I tym oto sposobem dołączyłam do chwalisiów, i to bez Kanionkowego przyzwolenia!
Ależ rebeliant ze mnie..
Marzy mi się taki puchacz, ale zawsze mam krótkowłose, i wszystkie są podrzucone.
jakie piękne koty!!! i jakie piękne zdjęcia!!! czapki z głów!
Łiii… Co to za rebelia, gdy ja na wszystko z góry pozwalam? Powtarzam, jak dzieciom: piszcie co chcecie, reklamujcie co Wam się podoba, wrzucajcie linki do gdzie bądź, wolna amerykanka i obozowisko hippisów. A Wy ciągle o jakimś pozwalaniu ;-P
A przez te koty to już całkiem zdziecinniałam, possałam kciuk i teraz chcę kogel-mogel. I budyń. Bo skoro boli mnie ucho, to chyba zasłużyłam, nie?
@Iwona
Też był taki plan, żeby czekać, aż się przypatałęta jakieś kocię, ale tu, gdzie mieszkamy, moglibyśmy do dnia sądnego tak zwanego czekać. Tośmy wzieli sprawę w ręce, no i masz. Puchacze mamy trochę przez przypadek – chodziło bardziej o charakter, poza tym wyczytałam gdzieś, że są rasy bardziej przyjazne dla alergików kocich, i o dziwo są to rasy między innymi długowłose ;)
@Ola
:D
@(last but not least) Kanionek
Eeeej, daj porebeliować choć trochę ;)
A budyń możesz dostać i bez ucha :)
A my właśnie mieszkamy w takim dogodnym miejscu, przy szosie, sąsiadów brak, tylko auto zatrzymać i kocię lub szczenię wywalić. W szczytowym okresie mieliśmy 4 psy i 13 kotów. Zaraz się zacznie, jesiennych miotów trzeba będzie się pozbyć:-(
@zeroerhaplus
Wszystkie zdjecia obejrzalam i wyglaskalam, popiskujac radosnie. Ja mam dwa kotki. Jedna, ksiezniczka, byla zaplanowana do adopcji, a druga- znaleziona listopadzie w ogrodku, probowala znalezc schronienie przed sniegiem i deszczem najpierw pod skrzynka telekomunikacyjna, a potem pod rynna. Ksiezniczka pozostanie ksiezniczka, a przybleda kazdego dnia siada na kolanach i mruczy tak glosno, ze sasiedzi na pewno slysza i patrzy w oczy z taka miloscia, ze najtwardsze serce stopi na budyn i marmolade. Pozdrawiam goraco.
Cuda robicie, cuda. Patchwork Sieki piękny jest, podziwiam, bo próbowałam robić, ale niemam cierpliwości.
A tak W OGÓLE, to mi się nic nie chce. Nie mówię, że nic nie robię – łażę, wodę zmieniam, słomy dorzucam, żarcie zadaję, Antoniego obsługuję, pościel zaraz muszę zmienić, ale ledwie się zmuszam. Mam dziś szpikulec do lodu wetknięty w ucho i to mnie dodatkowo osłabia. Zima jest dobra przez góra miesiąc. Potem to już podpada pod paragraf o znęcaniu się.
To sobie pomarudziłam.
Z tym uchem to pewnie Cię przewiało.
A czort wie, ostatnio wiało. Jest jakiś domowy sposób na ucho? Nasypać soli, wepchnąć koziej sierści, zalać woskiem…?
Zrób sobie ciepły okład, jak masz termofor to możesz przytulić na noc, ja też grzeję ręcznik na kaloryferze i ciepły przykładam.
O, dzięki, zapomniałam że mam termofor! Idę napełnić. I się przytulić.
się wpycha do ucha anginkę, taką roślinkę doniczkową, co trochę dziwnie pachnie, kiedyś każdy miał to na oknie…
Może geranium? Kiedyś faktycznie było popularne. Ładnie pachniało po rozgnieceniu :) ALe nie mam, a przypuszczam że nie da się tego zastąpić suszonym selerem ;)
Z ta anginka to prawda. Jak sie jej lisc rozgniotlo to pachniala tak cudnie cytrynowo. Ja wkladam sobie do ucha lekko rozgnieciony zabek czosnku i przytulam sie z termoforkiem. A probowal ktos swiecowanie uszu? Robie to dosc regularnie i nie mam, odpukac, od jakiegos czasu problemow z bolem uszu i zatok. Polecam.
A na czym polega świecowanie? Zatoki to moja zmora.
A wiać nie musiało, wystarczy, że wyszłaś na dwór bez czapki i gotowe. Ja mam taki zwyczaj, bo mi się nie chce na chwilę zakładać tego rynsztunku zimowego i tak wyskakuję, jak stoję, w kapciach też, do piwnicy po dżemik lub ogórki,bo mam piwniczkę poza domem, a potem jęczę, a Mąż mówi, że następnym razem to boso i nago najlepiej :-D
Robię dokładnie tak samo :D Jak mam tylko kurom coś rzucić, albo do drugiej części przelecieć (trzeba wyjść na zewnątrz i drugimi drzwiami wejść), to lecę na rajstopach, w kapciach i z durną bez czapki. Bo z tą zimą to naprawdę, czysta upierdliwość.
A ta roślinka to geranium rzeczywiście, ale można też wacik olejem nasączyć i ucho zatknąć i też działa u mnie. Tak cieplutko się robi w ucho i przestaje boleć.
@Iwona
Te swiece do uszu to tak naprawde nie sa swiece: to taki waski, dlugi, nawoskowany kawalek materialu, zwiniety w rurke, z jednym koncem cienszym, a drugim szerszym. Dziala to na zasadzie komina: podpalasz czesc szersza i czekasz az czescia wezsza wyjdzie dym i wtedy ten waski dymiacy koniec wkladasz do ucha. Nalezy przy tyl lezec na boku, zeby swieczka byla calkowicie pionowo. Pierwszy raz proponuje wypalic swieczke do 2/3 dlugosci, zeby ucho dobrze odetkac. Najlepiej to zaznaczyc sobie kreska na sciance swieczki. Nalezy miec przygotowany jakis kubek z woda, zeby po zakonczonym zabiegu plonaca swieczke zagasic. Mozesz ja rozciac wzdluz i wtedy zobaczysz, co tak naprawde mialas w uchu i zatokach. O, i bardzo wazne. Bezposrednio po tym zabiegu nie wolno myc wlosow. Zabieg powtorzyc za 3 dni.
Te swieczki mysle, ze mozna kupic juz w aptece, a jezeli nie to w jakims sklepie z organicznymi produktami, czy zielarskimi. Prosty zabieg, a bardzo pomogl mi. Polecam.
Czyli to jest taka kuracja, że dym z uszu idzie? ;)
Ja coś już o tym czytałam, dawno temu, ale co tu kryć – cykoria jestem. Nie wiem dlaczego do oka mogę sobie nalać i wetknąć wszystko, a do ucha mam problem głupie krople zaaplikować :-/
Kanionek, nie daj się zimie :)
Do mp. Doszły skarpetki, ale poprzedni mail nie – spam sprawdzałam, zero wiadomości. Może wyślij jeszcze raz, to wszystko razem wrzucę? Nie będzie serwer pluł nam w twarz, no!
Ode mnie też nie doszło pewnie?:-)
No kurde! Sprawdziłam przed chwilą i odebrane i spam – nic nie ma od Ciebie. Wyślesz jeszcze raz? Ja nie wiem, co jest grane z tym serwerem, ale wkurza mnie to, że albo do mnie, albo ode mnie do Was, wiadomości czasem najwyraźniej znikają.
KTO JESZCZE wysłał, i może myśli, że wredny, gupi Kanionek nie zamieścił, niech natychmiast zgłasza. I wyśle jeszcze raz, bo jak widać po przykładzie mp, czasem coś przejdzie, czasem nie.
Wyślę, u mnie tak wolno chodzi od kilku dni, że trafia mnie coś poprostu.
U mnie też. Ale o trzeciej nad ranem hula, jakby się kukurydzy nażarło :)
Wysłałam, jak nie dojdzie to o 3 wyślę, bo aż mnie trzęsie, taka prędkość.
Wysłałam po raz trzeci, ale coś mi się widzi, że to chyba u mnie jest problem, w kosmos chyba idą maile, w czarną dziurę, do mnie doszedł Twój mail, ale kilka innych zagineło, a moje nie dotarły do nikogo.
Iwona, doszło. Wysłałam w odpowiedzi maila z zapytaniem o szczegóły :)
Szanowni Państwo – długo wyczekiwane skarpetki od mp wylądowały, a wraz z nimi uczta od Iwony. Patrzajcie i oblizujcie się, tuląc z żalu gołe stopy :)
Oj, Iwona, ten smietanowiec to bedzie mi sie w nocy snil. Podziwiam. I mieska, i syropy i winko tez. Wirtualnie ubieram sie w sliczne skarpetki od mp, zagryzam sernikiem Iwony, racze sie winkiem, kiedy to mieska czekaja na nstepna rundke. O, zapomnialabym dodac, ze pilam kozie mleko. Nie wirtualnie, ale w realu. Durna bylam, bo dolalam do kawy i… nie powiem, ze lubilam, ale jak sobie w szklance naprawde dobrze schlodzilam, to z pajda chleba z maslem i z dzemem truskawkowym, smakuje genialnie! :-))
Tak, pokaż Bożenie, niech ona niewiniątka nie udaje, inne mogą, a ona nie?;-)
a miałam juz dziś nic nie jeść :(
@Ola
Wlasnie robie nalesniki z serem i brzoskwiniami. Zapraszam!
baaardzo dziękuję pffffffffff
:D
Nawet nic nie mów. Śmietanowiec mnie wykończył, a nie mam nic słodkiego pod ręką! Miałam zrobić kulki owsiane, ale myślałam że jakoś wytrzymam do jutra. No nie wytrzymam teraz!
chyba będziesz musiała ten budyń… albo kogel-mogel?
No widzisz, a mojego Młodszego nie złamał, bo on ciast nie jada i ten śmietanowiec specjalnie dla niego i nie tknął, dopiero dziś ostatni kawałeczek leżał samotnie i go skusił, zjadł i zażądał jeszcze, i nie ma i rób mu, no i masz, oszaleć można.
Ja się nie dziwię, że żąda.. coś w tym śmietanowcu jest fascynującego..
Ja to dżem wcinam ze słoika prosto, jak coś słodkiego chcę, a nie ma.
Taka byłam wczoraj rozdarta… Bo już było po północy, śmietanowiec nie chciał się odczepić, kulek mi się robić nie chciało, a że o dżemie wspomniałaś, to przypomniałam sobie że mam zamrożone wiśnie w cukrze. O dziwo na ucho pomogły bardziej, niż termofor, albo może to zbieg okoliczności. Pół godziny po wiśniach byłam już wściekle głodna, Wy tu o naleśnikach i innych takich pisałyście, no i tak to się skończyło, że o drugiej w nocy jadłam kanapki. Ciężko być kobietą.
No właśnie. Wyłudziła ode mnie zwiększone racje żywnościowe i pieszczoty na wyłączność (nikogo do mnie nie chce dopuścić), a teraz co – figa z makiem? A tak w ogóle to narobiłaś mi apetytu tymi zdjęciami. I wina bym się napiła. Ech, cudownie być wzrokowcem ;)
Figi z makiem nie mam, ale przypomniałaś mi, że mam kutię od ciotki Zośki- mak, miód, orzechy- mniammm , idę do garażu pobuszować w zapasach :)
Nie, no skarpetki mię rozwaliły. To samemu tak się da?? Ja myslałam, że tylko fabrycznie takie rzeczy wychodzą… Śliczne :)
Dzięki :) Się da, w zeszłym roku zrobiłam pierwsze- dla siostrzeńca, trochę koślawe wyszły, więc zostały nazwane “prototypami”, ale z następnymi poszło lepiej. Galerii nie posiadam, ale chwalipięctwo uprawiam na blogspocie, jeśli ktoś ma ochotę obejrzeć (“robotkowy”).
Pewnie, że chcemy obejrzeć, daj linka :-)
robotkowy.blogspot.com , tam wrzucam swoje dziergadła “ku pamięci” :)
Obłędne masz te chusty i mgiełki! Zaślinioną szczękę zbieram z podłogi i zawistnie Ci zazdroszczę, jak zresztą każdemu, kto umie okiełznać druty i szydełko. Uwielbiam takie dziergane dodatki :)
Jejku-jeej! Chusty mgiełki – piękność nad pięknościami!
@mp
Piekna ta szalowa mgielka i podusia tez. W ogole zdjecia jak z dobrego magazynu. Ta zolta angielska roza to z Twojego ogrodu? Kocham roze i zachwycilam sie.
ano! ta mgiełka jest przepiękna… no i skarpety, tylko w takich łażę, ale niestety sklepowych
Wiedziałam, no wiedziałam, że Ty umiesz i szydełkiem czarować. I haftujesz. Właśnie pękłam z zazdrości.
Kurka wodna, chyba zaraz w samouwielbienie popadnę :) Dzięki, dziewczyny.
@Lidka
Że z ogrodu, to trochę za dużo powiedziane, całe moje włości większą chustką dałoby się przykryć, to nie hektary Kanionka :)
Ale żółta róża moja, kupiona wiele lat temu w markecie jako “parkowa”- wtedy jeszcze myślałam, że parkowe to te małe, rabatowe. A tu wyrósł przy wejściu krzak na ponad dwa metry w górę ! Raz już przemarzła, odbiła potem od korzenia, ciągle choruje, ale i tak ją uwielbiam, bo kwitnie cudnie i aż do przymrozków.
@mp
Hektary Kanionka może nie chustką, ale kocykiem w kratkę już da radę nakryć ;) I dołączam do chóru zachwyconych, a jakże, muszę wejść do Ciebie ponownie i na spokojnie obejrzeć więcej, a jak na razie to urzekł mnie najbardziej ten taborecik. Tzn. czapeczka na siedzisko – bardzo, bardzo. Boję się nawet pomyśleć, ile godzin powstaje takie rękodzieło – do takich rzeczy niewątpliwie sama cierpliwość nie wystarczy, trzeba pasji :)
@ Lidka? Ty oprócz kanapowców jeszcze koty masz? To ja już nie jestem pewna czy aby macie miejsce na fotelach??? Może stołeczki?
@Ola
Powiem tak, ze ja to w ogole nie mam miejsca zeby se w domu usiasc. A jak usiade to zaraz cale futrzane towarzystwo pakuje sie na kolana.
Kochana Oboro, przez kilka dni będę “off line” wiec już Wam życzę dobrze w Nowym Roku.
Buziaki dla Was i Wszelkich Przyległości (Małżonków, Przychówku, Zwierzyńca – właściwe podkreślić)
Omatkozcórką, już się boję ile bedzie do zytania za tydzień ;)
do czytania, oczywiście.
Ty się, CiociaSZ, nie bój, Ty się ciesz ;-)
I życzenia przyjmij dobre, z buziakami, natennowyrok.
@ciociasamozlo
Hepi niu jir tu ju tu!
Jedziesz na narty?
Kochana Ciociu – miłego oflajna, oby wypoczynkowego, i oczywiście najlepszego w nowym roku, a do czytania będzie pewnie jeden nowy wpis i parę komentarzy – pół godzinki z kawką w dłoni i oblecisz :)
Kanionek, weź Ty się zlituj i daj nowy wpis, bo tu już ciężko się w komentach poruszać…
No wie-e-e-em. Już wczoraj miałam napisać, zdjęć parę czasłam w koziarni, ale tak mi się nie-e-e chce. Dziś miało miejsce wstrząsające wydarzenie, może się zmuszę i napiszę. Zima jeszcze się nie rozkręciła na dobre, a ja już jakaś taka… z sił wyżęta i spłowiała na umyśle, no.
Ale się postaram, obiecuję. Bo już mi głupio.
Zimno, apsik!, ślisko, apsik!, idę czosnek jeść, apsik! No goła nie chodziłam, apsik!, apsik!, apsik!
Może od kogoś złapałaś tego apsika? Ja się nie mogę nadziwić, że od dwóch lat nie byłam przeziębiona. Gdy pracowałam zawodowo, trzy do czterech razy w roku ta nędza mnie dopadała, a u mnie zawsze kończy się na zapaleniu oskrzeli. Jedz czosnek, pij napar z majeranku, choć on jest niby na kaszel, ale nie zaszkodzi – rozgrzewa od wewnątrz (można dosłodzić sokiem malinowym i nawet znośnie smakuje), no i jakby sie jednak kaszel przyplątał, masz syrop z sosny :) Ale mimo wszystko nie zazdroszczę.
@ Kaninek
Katar mam tylko, ale leje się, jak wodospad:-D . Piję syrop z bzu, super rozgrzewa, mleko z miodem i czosnkiem, moczę nogi w gorącej wodzie, ale katar, jak to katar, leczony, czy nie siedem dni trwa;-)
Prawda. I nie cierpię kataru – podczas jednego przeziębienia zużywałam setki chusteczek, w końcu przerzuciłam się na miękki papier toaletowy. I nochal zawsze obdarty prawie do krwi, brr.
Ja tam Cię rozumiem,zazdroszczę jeżom, zakopały się w liściach i śpią, też tak chcę.
Wspolczuje wszystkim kaszlacym. A ja proponuje zrobic syrop z cebuli: jedna duza cebula, pokroic w plastry i zasypac piecioma lyzkami cukru i postawic w cieplym, ciemnym miejscu. Po tygodniu juz mozna pic po lyzce rano i wieczorem. Wyczyszcza cale to plugastwo z gardla i oskrzeli. I syrop jest smaczny!
@Lidka
Znam ten syrop, wbrew pozorom bardzo smaczny jest. I działa.
Też pamiętam taki syrop z dzieciństwa. Pomagał, czy nie, zawsze trochę osładzał chorowanie :) Teraz nic sobie na kaloryferze nie postawię, bo kotki lub piesek zaraz by się tym odpowiednio zajęły ;)