Wpis częściowo częstochowski, czyli wszystko w normie
A nie mówiłam? Tłusto dziś podano Orionowi do stołu:
Acz gdyż znów mnie buja
zawrotna szczeżuja
przeto wpis będzie krótki
izwinicje za smutki
Obiecałam oczy czarne, tfu, czarny ryj Tradycji pokazać. W świetle lampy błyskowej wypada blado i nawet w połowie nie tak komicznie, jak na żywo, ale cóż począć (jeśli jeszcze tego nie wiecie, to absolutnie wszystkie fotograficzne niedoróbki można zwalić na lampę, słaby obiektyw lub drgania sejsmiczne, przemilczając umiejętności operatora kamery):
I SAMA zrobiłam ten paśnik na siano, bo to było tak: najpierw trzeba było wymyślić i przytwierdzić u wylotu kosza jakieś dno. Nie lite dno, tylko takie, żeby kozim zębem można było siano przezeń wyciągnąć. W hipermarkecie Podwórkowy Szmelc nasz wybór padł na kawałek starej siatki ogrodzeniowej, takiej w rombik plecionej, z grubego, stalowego drutu. Przytwierdzanie polegało na uprzednim docięciu siatki, a potem zaginaniu i oplątywaniu drutu wokół krawędzi dolnej kosza przy pomocy kombinerek. Najsampierw ciął i zaginał małżonek. Ja kucałam obok jak sroka patrząca w gnat. Przy trzecim cięciu i gięciu sroka zaskrzeczała: “no ale po co tu to odcinasz?”. Małżonek nic. Sroka, której ogon już zmarzł i pogubiło się krążenie w kończynach, nie dawała za wygraną: “Bez sensu tu tniesz. Jak to teraz zagniesz. Ja bym to dłuższe tu pociągnęła”. No to małżonek wstał (bo też kucał), rzucił kombinerki na trawę i wiadomo, co powiedział: “To sobie sama zrób”. Tak powiedział. I zaczął się przechadzać. Może też ma problem z krążeniem?
No to co, JA nie zrobię? Zrobiłam. Półtorej godziny i trzy palce bez czucia później, paśnik bujał się pod powałą:
Działa? Działa. Niech nam żyje Polska cała.
Aha. Uprasza się o niewysyłanie hejtu pod adresem małżonka. On już wtedy miał za sobą naprawę pralki w trudnych warunkach. Było ciasno, nie za jasno, a do tego pomagał mu kot właścicieli pralki. Wszyscy wiemy, jak uczynne i pomocne są koty. A że właścicielka pralki i kota nie pociągnęła mnie na salony, celem wypicia kawusi i obrobienia zadków wszystkim lafiryndom z sąsiedniej wsi, tylko uparła się, jak w tej piosence, obserwować Każdy Jego Ruch, to rozumiecie – nie można było kota podwiesić klamerkami na sznurze do prania. Kurtuazja tak wymuszona, jak pozycja małżonka grzebiącego w pralce. No ale się udao, nic nie zgineo. Pralka pierze, kot pewnie nadal dokręca śrubki, paśnik działa, ja się bujam. Wszystko po staremu.
“- Nic nie jadłam, gospodyni!
Jakem biegła przez mosteczek,
chwyciłam jeden listeczek.
Jakem biegła przez grobelkę,
Chwyciłam wody kropelkę!”
A tu masz! Czarny wąsik ją zdradził :D
Takie one właśnie są, oszustki jedne :D
” – Aleś przecie gruba jak beczka – mówi gospodyni.
A Kozucha-Kłamczucha na to:
– Ten jeden boczek
spuchł od niejedzenia,
ten drugi boczek
spuchł od niepicia.
Ani za grosik
nie ma we mnie życia.”
Niczego im nie brakuje, ale jak pójdę suchy chlebek na deser rozdawać, to patrząc z boku można pomyśleć, że te kozy nigdy w życiu niczego nie jadły.
Hejt? Jaki hejt! W takich sroczych warunkach, to nawet anioł by kombinerkami pierdyknął!!
To już drugi raz, jak mój małżonek jednym tchem z aniołem wymieniany. Ki diabeł? :D
Właśnie wracam ze spaceru z Kubem. Jasno jak nie wiem od tego księżyca. Lisa spotkaliśmy. W lasku bukowym. Ale jakiś dziwny ten lis. Gapił się na nas, wprawdzie z drugiej strony ulicy, ale jednak. A potem sobie poszedł i szurał w liściach jak dzik. Myślałam, że lis to zawsze bezszelestnie?
Mówię Ci, że ten księżyc im wodę z mózgu robi. Łażą jak zombie i niczego się nie boją. Może nie łapią, że jak one lepiej widzą, to my je też?
A kilka dni temu wracaliśmy tuż przed zmrokiem, samochodem, i ogromny lis z wypasioną kitą leniwie przeszedł przez jezdnię, patrząc nam prosto w reflektory. Stanął na poboczu i ani myślał uciekać. To go sobie pooglądaliśmy :) A Twój Kuba jak reaguje na obce stwory?
Zależy jakie obce :D Osiedlowe psy i inne, a także niektórych ludzi, by zeżarł mam wrażenie. Pracujemy nad tym, ale nie wiem na ile to możliwe z ośmioletnim psem. Natomiast inne takie, to chyba zależy od częstotliwości spotykania i ruchawości. Jeże mamy obcykane, jeża się wystawia, informuje, że jest i już. Raz w lesie zwiewał przed dzikiem, to był horror, ale na szczęście poznałam już tylko relację po fakcie.
Polowanie na jeża było raz, kiedy Kuba spotkał się w parku ze swoją koleżanką Kają. Było to w Wielkanoc. Obwąchali się i zaczęli brykać. Po chwili Kaja zameldowała, że jest jeż. Kuba nic nie zameldował, bo mlaskał. Pełno było kiełbasy wszędzie i innych święconych smakołyków.
:D
Rozumiem, że te specyjały to może niekoniecznie dla jeży były wystawione, tylko dla kotów? Ale i tak od razu skojarzyło mi się z taką historią, gdy znalazłam pisklę myszołowa, siedzące na środku drogi pomiędzy ogródkami działkowymi (to było w mieście), a przy pisklęciu ktoś troskliwy położył kawałek… wędzonego boczku :D
Ludziska dobre są, tylko nie zawsze myślą zbyt wiele… ;)
Hip-hip-hurraaa dla konstruktorki pasnika!
Co do czarnych ryjów, to Pecik wyglada, jakby rzeczywiscie czul sie troche winny, ale Królewna Sniezka cala swoja postawa wyraza jedynia “Ze co, cos nie tak?! Watpliwosci jakies masz do Miss Wdzieku i Powabu?”
No właśnie, nic do głowy :D Ale fajnie jest, codziennie mam ubaw, gdy na nią patrzę. A jak robi “beee” i te wąsy z brodą się rozejdą, to już w ogóle boki zrywać. Dostarczyłam im też słupki świerkowe do okorowania prosto do koziarni, może dzięki temu ograniczą żerowanie na żywych?
Hłe, hłe, kozia szminka o aromacie żywicznym :)
No pięknie się Tradycja na bóstwo zrobiła! tylko jej nie mów, że czarne szminki passe w tym sezonie, bo się biedaczka załamie.
Kosz świetny! Ino czy nie powinien być zawieszony na porządnych łańcuchach? bo jak to sznurek to boję się, że koziaste znajdą sposób, żeby przegryźć. Ja to widzę na trzech łańcuchach zakończonych hakami, żeby można było kosz łatwo zdjąć, wypełnić sianem i powiesić. No chyba, że na takiej jest wysokości, że do wiszącego łatwo załadować. Sorry, powinnam zmienić nick na ciociadobrarada ;P
Też miałam skojarzenia z emo makijażem. W końcu sam Kanionek mówił, że Tradycja to rozpuszczone dziecko z dobrego domu, więc czas na czarne emo-makijaże i kryzys osobowości czasu dojrzewania :D
TAK! To do niej pasuje, niczego nie zamierzam prostować, bo tak właśnie jest z panną Tradycją :) Ups, teraz to ona chyba już Pani Tradycja.
@ciociasamozło
No nie wiem, czyby się załamała, że te szminki wyszły z mody. Ona jest taka próżna :) I uważa, że ładnemu zawsze i we wszystkim ładnie. A tu ją jeszcze co niektórzy utwierdzają w tym przekonaniu :D
Rozważałam łańcuszki (przy okazji – kosz jest dość lekki, a siano w sumie też), ale akurat wyszły z hipermarketu Szmelc ;)
Kosz jest zawieszony na niegrubym drucie stalowym (taki naciągowy, do wolier dla ptaków), tzn. na trzech drutach, a ten sznurek, który rzuca się w oczy na zdjęciu, to linka pleciona i ona jest tam w sumie niepotrzebna. Wieszałam to wszystko już w lekkim pośpiechu, bo coraz bardziej kręcił mi się świat, ale to się jeszcze poprawi. Teraz musi być przetestowane przez kozy – po tygodniu będzie już wiadomo, co potrafią w tym wszystkim zepsuć, i wtedy podejmie się odpowiednie kroki.
Kosz można napełnić bez zdejmowania, wisi jakiś metr nad powierzchnią ściółki. Chodzi o to, żeby kozy sięgały do siana, ale nie właziły do kosza. Czy to się sprawdzi – czas pokaże.
Nie no tam, zaraz nick zmieniać. Może po prostu jesteś “częścią tej siły, co wiecznie zła pragnąc, wiecznie czyni dobro”? ;)
A nie, no jak na drucikach metr nad ziemią to ok ;)
Masz rację, że najlepiej na kozach przetestować, bo to człowiek i tak nie nadąży za ich możliwościami.
To tak jak z Centrum Nauki Kopernik – gdy szykowano go do otwarcia, przetestowano wszystkie urządzenia na dzieciach. No i się okazało, że większość za słaba była (np. coś tam zbudowane ze skrzyni biegów z tira nie wytrzymało manewrów drobnymi dziecięcymi rączkami).
A ciociadobrarada to coś znacznie, znacznie gorszego od ciocisamozło. Taka ciocia uszczęśliwiająca otoczenie wiedzą swą i doświadczeniem w każdej dziedzinie życia… brrr. Siedzi mi taka w środku i macki swej “mądrości” wypuszcza od czasu do czasu. Bić po mackach!
Czyli i tak wychodzi, że Ciocia Samo Zło jest tak naprawdę samym dobrem. No bo skoro Ciocia Dobra Rada jest GORSZA, no to CSZ musi być LEPSZA.
I nie będę bić po mackach, bo co jeśli kiedyś Ciocia będzie miała faktycznie dobrą radę? Zobaczy coś, co ja przegapiłam? Będzie wiedziała o czymś, o czym ja nie mam pojęcia? Hę? Ja tam nie ryzykuję, wszystkie rady przyjmuję i co najwyżej sobie wybieram, która lepsza. Wygodnickie, co? :D
Pokrętna ta kanionkowa logika ;)
Nie wygodnickie, tylko świadczy o duuużej cierpliwosci do “mędrców świata”.
Ja dostaje białej gorączki jak mi co chwila ktoś tłumaczy jak wychować dziecko, co powinnam jeść i w którą strone sznurowadła wiązać (sama hojnie rozdając takie rady na prawo i lewo ;) )
Nie pękaj, żaden ze mnie złoty janioł cierpliwości. Gdyby mi ktoś “co chwilę” chciał życie prostować, to pewnie też bym zaczęła iskry sypać :D
Ale posłuchać można, a czasem warto. Chyba już kiedyś to pisałam – walcie śmiało, czym tylko macie ochotę ;)
Utknęłam ostatnio w jakieś czasoprzestrzeni gdzie kandydaci na samorządowców podnosili mi adrenalinę do granic możliwości a tu tyle nowych wpisów. I dlatego jak zwykle opóźniona jestem a chciałam zapytać jak konkretnie ten malowany kalendarz wygląda? (dwa wpisy wcześniej)
A Tradycji i tak nic nie ujmuje w jej urodzie, nawet źle dobrany kolor pomadki ;-)
Nie no, jaki on malowany. Rysowany, w znaczeniu: linie proste dzielące dni i miesiące, no i cyferki mazakami wpisane w odpowiednie kratki. Kalendarz mocowany jest zszywkami do starej podkładki z kalendarza trójdzielnego. Zrobię fotę, wstawię w kolejnym wpisie, i już będzie wszystko wiadomo :)
No to miłej lektury zaległych wpisów, albo wytrwałości ;)
to czekam z wypiekami na twarzy :-)i też sobie taki zrobię :-)
Irena, daj se siana,
Nana, nana, nana, nana.
(jak częstochowskie, to częstochowskie :-) a paśnik zmyślny i cieszy oko)
:D :D :D
To by było dobre na refren Hymnu Koziarni, jeśli takowy kiedyś powstanie. A może powstać, uczciwie ostrzegam. I może, co gorsza, być śpiewany przeze mnie, nagrany i wystawiony publicznie, ku męce Was wszystkich :)
No to czekamy :))
A sama niedawno mówiłas , że małżonek nie znosi ja mu się na ręce patrzy i wcina w robotę :P.. a tu proszę sroka-wcinaczka… hihihihihi. Nie dziwota ze miał nerwa.Paśnik bajka. POzdrawiam
Tak, on nie lubi, jak mu tylko sterczeć i patrzeć, ale ten paśnik mieliśmy niby “razem robić”. No to wtrąciłam srocze trzy grosze i miałam za swoje :)