Seler, mydło i powidło, czyli tak krawiec kraje

Miało padać. Jak z cebra. Całymi godzinami. I figa z makiem i złamanym parasolem. Słońce świeci codziennie, staw paruje, ptaszki jakieś latają, muchów różnych pełno, psy i koty na sianie brzuchy opalają, i to ma być piździernik? Zero poszanowania dla odwiecznych tradycji.

I szliśmy sobie wczoraj leniwym spacerkiem, ja, małżonek i pieski, na randkę z leśniczym w sprawie dłużycy na deski (bo myśleliśmy, że wyjdzie taniej niż w tartaku), i jak jastrząb na wiewiórkę spadło na nas tak zwane poniewczasie. Poniewczasie bowiem przypomnieliśmy sobie o rocznicy naszego ślubu, która była tydzień temu, i ta rocznica była dziesiąta! “Wow”, powiedzieliśmy sobie po tym niewczasie, i wróciliśmy do tematu desek.

Poza tym nic szczególnego się nie dzieje, jeśli nie liczyć tego, iż nasypałam sobie kredy pastewnej do zalewy do selera. Z uwagi bowiem na podwyższoną wilgotność powietrza wiosną i jesienią (czyli wtedy, gdy jeszcze albo już nie używamy pieca centralnego ogrzewania), wszelkie materiały sypkie i higroskopijne przechowuję w plastikowych butlach po wodzie. I butla z cukrem stała obok butli z kredą. Kolor i granulacja podobne, tylko jak już wsypywałam (na oko, oczywiście) to coś mi dziwnie pyliło.

Seler najpierw chciałam zamrozić, ale jak przeczytałam, że trzeba blanszować, a potem suszyć, to mi odeszło. Przerobiłam go na wiórki przy pomocy machiny czasu (nie do podróży, tylko czasu oszczędności), którą dostałam w charakterze gruntownie przemyślanego prezentu od małżonka. Wiórki należy zagotować w zalewie, zamknąć w słoikach i pasteryzować. Zimą wyciągać ze słoika i robić sałatki w tysiącach wariantów. NUDY.

seler w słoikach

Jeśli chodzi o nać selera, która też jest smaczna i może służyć jako dodatek do zupy lub przyprawa do innych potraw, a w szczególności do ratatata (czyli ratatouille, ale weź pan to wymów), to połowę pokroiłam i zamroziłam, drugą połowę suszę w pęczkach przy piecu kaflowym, a trzecią połowę zjadły kozy. NUDY po stokroć.

seler przy piecu

Kiszę osiem kilogramów kapusty, w tym oto podarowanym mi przez Mamę garnku:

kapusta kiszona

Czeka też na mnie ostatnie osiem kilogramów pomidorów, muszę naciąć wierzby dla kóz na zimę, wysiać gorczycę na poplon, później czosnek… I jeśli nie zrobiliście sobie w tym roku nalewki malinowej, to zawsze możecie popatrzeć na moją:

nalewka malinowa

Z dodatkiem miodu, wiadomo, no i mięty, a z tego jednego kilograma malin wycisnęłam jeszcze pół litra soku do zimowej herbaty.

Obroże dla kóz są w fazie “sięrobi”. Na razie gotowa jest tylko jedna, bo tak krawiec kraje, jak mu nerwów staje, a ja nie lubię szyć. Materiały i produkt końcowy:

materiały na obroże

obroża

obroża1

Obrożę dostała Bożenka, jako najstarsza, i tego samego dnia zgubiła. Znalazłam ją za oborą, założyłam z powrotem, pilnując by rzep trzymał na całej długości, a jest to długość niekrótka. I Bożenka znowu zgubiła obrożę, tym razem za drewutnią. Ki diabeł? Po trzecim podejściu zaczaiłam się za węgłem i obserwowałam. Bystra Irenka, kozia wiedźminka w paradnych kolczykach, podeszła do Bożeny, złapała zębami za końcówkę, pociągnęła i tyle w tym temacie. I teraz krawiec, któremu kończy się Nervosol, kombinuje jak koń pod szklaną górę, jak tu ulepszyć system zapinania obroży, żeby Irenka nie dała mu rady. Zaszyć na stałe? Przykleić obrożę do Bożenki na superglue? Zrobić z Irenki ozdobny dywanik przed kominkiem? Bez sensu, przecież nie mam kominka.

Zakończyłam suszenie ostatnich kwiatów nagietka, tym razem dla siebie, bo znakomitą większość zjadły kozy i kury:

nagietek suszony

A po powrocie z randki z leśniczym uznaliśmy, że jeszcze przed obiadem zdążymy wymieszać trochę piasku z wodą i cementem, żeby zabetonować wszystkie dziury w kątach koziarni, którymi gryzonie ciągną całymi taborami po darmowe ziarno. Widziałam osobiście, jak karczownik czy inny szczur, targał walizkę i przez telefon komórkowy popiskiwał do kogoś na drugim końcu połączenia: “tak, tak… no mówię ci, owies, pszenica i ciepłe sianko. No, to bierz starą i dzieciaki i przyjeżdżajcie”. Samo mieszanie i zalepianie ubytków zajęło nam co prawda te spodziewane 40 minut, ale nie przewidzieliśmy, że weźmiemy się jeszcze za tylne drzwi od koziarni, które lekko osiadły i deczko się wygięły, no i tak nam zeszły dwie godzinki.

Tak jak mówiłam – nudy. Czy u Was pada? Jak żyję nie myślałam, że będę kiedyś czekać na deszcz. Poza mną wszyscy są zadowoleni:

kozy nad stawem

Irenka przy drzewie

A Pecik zawzięcie doskonali ars amandi i dziesiątki jego prób technicznych dziennie osiągnęły w końcu taki skutek:

dlaczego ucieka1

dlaczego ucieka2

dlaczego ucieka3

37 komentarzy

  • bila

    No taaak, z rocznicą wyszło nader mało romantycznie, ale ja tam jestem romantyczna inaczej, więc płatki róż na poduszce mnie nie rajcują, ale jazda rowerem po rżysku z ukochanym- tak.
    Otóż- ja mam nalewkę malinową, choć muszę przyznać, że Twoja też smakowicie wygląda. I robi się u mnie pigwowa! Za to na południu Polski- też sucho i muszę podlewać jesienne kwiatki w ogródku.
    Pecik działa, dzielny capek. Ja czuję w nim tę samczość, zaiste powiadam Ci.

    • kanionek

      O właśnie, przypomniałaś mi. Muszę sobie skombinować pigwowiec. Krzak znaczy. Bo pigwa to chyba drzewo z kolei i długo będę czekać na owoce, a z pigwowca można robić plasterki z cukrem w słoikach – świetne zamiast egzotycznej cytryny. Nie wiem, jak dziś na południu, ale u nas termometr pokazuje 19 stopni!

      • ciociasamozło

        No proszę! a u nas w tym roku jedyny “przetwór” to nalewka z pigwy. Znaczy pigwowca, bo jak kiedyś sąsiad dał nam taka dużą pigwę i dodaliśmy do tych małych, to mieliśmy galaretkę w butelkach. I był problem z nakładaniem do kieliszków -trzeba było patyczkiem szaszłykowym wymieszać a potem taki rozbełt wyplumkiwać.
        Tak wogóle to dopiero część owoców pokrojona i zasypana, a do reszty zabieramy się jak pies do jeża, bo robótka z tych bardziej upierdliwych.

  • Mamy takie same ścierki!
    Co do nierozpinania obroży: może zamiast rzepa na końcu przyszywać dwa metalowe półkola i wtedy się obroża zapina przeciągając pasek w jedną stronę przez dwa, z powrotem przez jedno i bez przeciwstawnego kciuka nie odepnie.

    • kanionek

      O, to pewnie też musiałaś je wyprać trzysta razy, zanim zaczęły wchłaniać wodę? Nie wiem, w czym jest problem, ale dziś ciężko dostać szmatę, która wyciera naczynia do sucha, a nie rozmazuje na nich wodę. Ale ładne są :)
      Z tymi półkolami dobrze mówisz, muszę poszukać takich z demobilu, dzięki. Postawiłam na rzep, bo obroża ma 4 cm szerokości i jest z dość grubego materiału, więc nie chciałam dodawać jej masywności żelastwem, ale na Irenkę nie poradzę.

  • Lena

    Może byś jaki sklepik internetowy uruchomiła z tymi homemadami ? Ja się wyrywam, wierna klientka:
    na pomidory, kapuchę, selera, jednego małego nagietka / do maści? /nalewkę, sok i kozę, chociaż malutką, jak Ci się okoci /oźrebi/ okozi ? ta kotna ?ciężarna, koźna, źrebna ? O Jesu ! , co to nie wiadomo kiedy. /serio:)/
    Mam działkę, mieszkam pod Puszczą Kampinoską, po mojej stronie drogi żadnych bezpośrednich sąsiadów, cała uliczka od drogi na Gdańsk odcięta przez ekrany akustyczne ohydne wredne. Na całej uliczce 12 domów…

    • kanionek

      Hm… A koszty przesyłki Pocztą Polską trzykrotnie przewyższą wartość przesyłanego produktu ;) Chyba, że większe ilości, to wtedy miałoby to jakiś sens. Kto wie, może pomyślę o tym w przyszłym roku i zrobię wszystkiego więcej. I może już będą kozie sery!

      Ależ oczywiście, że możesz liczyć na kozę ode mnie, tylko to już raczej nie wysyłkowo :) Jak się Pecik ogarnie, zmężnieje i okrzepnie, to pewnie wszystkie dziewczyny zaszczyci… I będzie do wyboru, do koloru ;)

  • Lena

    P.s.
    Kózka by miała u mnie dobrze…
    Tyle badyli do zeżarcia, mini stawek, gospodyni garbaTA, a córeczka smarkaTA !Na spacery do Puszczy byśmy chodziły…

    • kanionek

      Spacery z kozą są nie do przecenienia :) I nie ma przepisu, który nakazywałby kaganiec i smycz i zaświadczenie o szczepieniu. I koza nie poleci gdzieś hen za zwierzyną płową… I tak wdzięcznie obżera przydrożne krzaki. Och, przecież Ty to już wiesz :)

  • Kachna

    Ha – a ja mam takie butelki jak ta z nalewką:)
    Nalewki mam z aronii i czarnej porzeczki. malinowa jeszcze jest z przed dwóch lat.
    ……………
    A Pecik to jednak romantyk. Nad jezioro z/za Tradycją pobiegł. I jednak się zna oraz ma instynkt – najładniejszą sobie wybrał- znaczy najgrubszą :)))
    (I w ten oto sposób Kachna zupełnie niechcący zdradziła jak z GRUBSZA wygląda:)
    ………..
    Kotek – mistrz drugiego planu!

    • kanionek

      Z czarnej porzeczki nalewka jest – moim zdaniem – najlepsza. Najlepsza i koniec :)

      Kotek często asystuje przy moich poczynaniach i wszystko taksuje krytycznym okiem.

      Ech, ja Wam nie wierzę. Że niby wszystkie takie grube, obożeboże i pora na wafle ryżowe. A potem okazuje się, że macie po prostu ładne zaokrąglenia, podczas gdy ja kośćmi grzechoczę i na Halloween nawet nie muszę się przebierać. W niektórych miejscach kości mi tak wystają, że jak śpię na twardym materacu, to on dostaje siniaków ;)

      • Kachna

        Co do nalewek – zgadzam się. Czarna porzeczka najlepsiejsza.
        Mój materac nie ma siniaków.
        On jest jak Beskid Niski. Obracać muszę często….
        Ale za to nigdy mi nie jest zimno. O!

  • Ola

    Nie no, nuuuuudy… nuuudyyyyyyyyyyy…
    Poza tym, że ten seler w kiściach wygląda pięknie! Boję się, że ta kapusta zaraz spadnie – ona tak do zdjęcia na pieńku pozuje, czy inny w tym zamysł Twórcy? I masz cytruski w doniczce! I po co ten nagietek suszony? I ufff… przecież na trzech ostatnich zdjęciach to normalnie “Słoneczny patrol” w kozim wydaniu jest! Howgh.

    • kanionek

      Nie bój kapusty ;) Ona wraz z tym kamionkowym garem waży tyle, co kotwica Titanica. Na stołku stoi, bo od podłogi ciągnie już zimą, a kapusta podczas fermentacji lubi ciepło. Toteż w odległości 1,5 metra od kaflaka ustawiona :)

      Te cytruski to ja nie wiem. Po co ja robię takie rzeczy. Wrzuciłam pestki z cytryny do ziemi w szklarni, a one wyrosły i nie wiem, co z nimi teraz. Pytałam w najbliższym miasteczku o ziemię lub nawóz do cytrusów, to patrzyli na mnie, jak na wariatkę. A może chodziło o to, że akurat w kaloszach i chustce na łbie pojechałam?

      Nagietek suszony na herbatkę, która sama w sobie smakuje niczym, ale jak się doda polnej mięty i miodu, to już całkiem da się wypić. Nagietek przez medycynę ludową zawsze był ceniony i posądzano go o tyle zdolności leczniczych, że aż trudno wymienić. No to będę piła, a nuż mi się coś poprawi? Garb na plecach wyprostuje, ciśnienie podniesie, albo myśl moja bardziej będzie lotna? Kto wie ;)

      Słoneczny patrol, faktycznie :D Ponętna blondynka w seksownym pędzie i za nią… Mały ponton ratowniczy :D

  • diabel-w-buraczkach

    Z ta rocznica slubu to mniej wiecej jak u nas, z tym ze ja nawet nie jestem pewna jaki to byl dzien dokladnie. Wiem, ze w lecie. Wydaje mi sie, ze w lipcu. To tyle :) Malzonek, przypuszczam, nie wie nawet tego.
    A do rozbierania kóz z obrozy zaden diabel sie nie mieszal, pragne nadmienic. No. Jak i tez nie szeptal Irence w ucho odpowiednich instrukcji.

    • diabel-w-buraczkach

      Choc musze przyznac, ze sprytna bestia, swietnie sie spisala ;)

      • kanionek

        Ja tam nie wiem, czy nie szeptał, bo z pewnego źródła wiadomo, że z pewną wiedźmą Ireną ten Diabeł jednak jest w kontakcie!
        Myślisz, że po kim ta łaciata ma imię?
        Ja o tym wszystkim niedługo napiszę, i wszystko się wyda ;-P

        • diabel-w-buraczkach

          WSZYSTKO??!!! bój sie boga! ;)

          p.s. kozy dwie, co to lepsze niz jedna, wczoraj zostaly wykopane w miedzynarodowa trase. Wypatruj.

  • hmm, lubię seler. Zdradź proszę przepis na zalewę… fajne te Twoje nudy. U nas (południe, bynajmniej nie Europy) też cieplutko. Suszone nagietki wyglądają bardzo dekoracyjnie :)

    • kanionek

      Ja też lubię, a z takiego konserwowego lubię sałatkę z szynką, majonezem, jajkiem, kukurydzą i czymś tam.
      Zalewa. Różnie ludzie robią, jedni wolą słodszą, inni bardziej kwaśną. Ja, tak jak w przypadku zalewy do grzybów, doprawiam zalewę “do smaku”.
      Na jeden litr wody dałam jakieś 6 łyżek octu, dwie łyżki cukru, wcisnęłam sok z połówki cytryny, i trochę posoliłam. Zalewa powinna być smaczna, bo seler przejmie trochę jej walorów. Niektórzy dodają do każdego słoika liść laurowy, ziele angielskie i gorczycę, ale ja jednak chciałam zachować więcej smaku selera i nie dominować go przyprawami. No i z lenistwa przepuściłam ten seler na wiórki, a najlepiej prezentuje się (i fajnie chrupie), gdy się go pracowicie nożem potnie na cienkie słupki :)

      I zanim będziesz ciąć, czy robić z niego wiórki – obgotuj kilka minut w całości, w wodzie z dodatkiem soku z cytryny (żeby zachował jasny kolor), lub jeśli seler jest duży – w połówkach lub ćwiartkach.
      Upchane w słoikach wiórki/słupki zalewasz ostudzoną zalewą i pasteryzujesz. I tu też jest brzydki pies pogrzebany. Mały słoik krócej, duży słoik dłużej, wiórki są cieńsze od słupków… Ja te słoiki o pojemności od 330 do 500 ml pasteryzowałam około 20 minut od momentu zagotowania.

      Wydaje się skomplikowane, ale nie jest, naprawdę. Na próbę można sobie “szczelić” jeden słoiczek, po dwóch tygodniach spróbować, i będzie wiadomo co poprawić w kwestii zalewy oraz czasu pasteryzacji. Ja miałam tych selerów dużo, licząc na sztuki, ale tylko 3,5 kg razem ważyły, ponieważ nie były napędzane żadnym nawozem. Za to smak mają selerowy, jak się patrzy ;)

  • Ania W.

    Ja mam dwa kłeszczeny: po co w ogóle kozie obroża i dlaczego na selerze jest napis 01/14? Z pierwszej seryji on znaczy?

    I ja bym też chętnie zanabywała rol-produkty ze sprawdzonego źródła… Chemię z Niemiec się opłaca sprowadzać, to i kapustę od Kanionka :)

    • kanionek

      ALE NUMER! Pogratulować spostrzegawczości! Już wyjaśniam ossochozi. To nie miało być żadne 01. To miało być 10, jak październik! Teraz chyba widać wyraźnie, że powinnam pić napar z nagietka, a może w ogóle z całego trawnika. 01, buhaha. I to ręcznie pisane, nie na klawiaturze. Idę zajrzeć do dowodu osobistego, może wcale nie nazywam się tak, jak mi się wydaje.

      A obroże to raz, żeby było za co złapać w razie konieczności przytrzymania bestii w miejscu, bo za rogi jakoś mi nie leży, poza tym tylko Bożena jest rogata. No i dwa – chadzamy z nimi na spacery i zawsze zabieram smycz, żeby w razie czego mieć na tej smyczy Bożenę, bo reszta stada za nią pójdzie.

      No i z tymi produktami rolnymi. Zgodnie z naszym wspaniałym prawem, wolno mi sprzedawać tylko produkty nieprzetworzone – warzywa, owoce, mleko i jaja. Jeśli wsadzę warzywo w słoik i zamknę nakrętką, to już BROŃ BOŻE. Jajecznicy strudzonemu wędrowcy też nie mogłabym za symboliczną złotówkę sprzedać, choć poczęstować darmo nikt mi nie zabroni. Żeby sprzedawać przetwory legalnie, musiałabym mieć działalność gospodarczą i załatwić rozliczne formalności, np. z Sanepidem. I wszystko po to, by sprzedać jakieś groszki. O nalewkach to lepiej w ogóle zapomnieć, bo to już koncesja na alkohol! Tyle przepisy prawa, a wiadomo, że “czarny rynek” i tak działa, na niewielką skalę.
      Wiem, że przynudzam, ale to są istotne sprawy. Takie przepisy szkodzą ludziom, hamują rozwój drobnej przedsiębiorczości i prowadzą generalnie do tego, że przeciętny Polak jest skazany na żywność, którą oferują wielkie koncerny. Kończę, zanim mnie wena poniesie…

  • Eli

    bożesztymój! ale my jak w rodzinie prawie ;-) a że akurat chcemy się z Tobą “podzielić” zasobami finansowymi za wspaniałe wyroby (bo ja następna w kolejce ;-) choć sama przetwarzam dobra natury)toż kto będzie to sprawdzał, he? a jak by było z serami kozimi?
    A z innej beczki to życzę deszczu skoro tak bardzo Wam potrzebny :-)

    • kanionek

      Dzięki za życzenia, deszcz potrzebny, bo u nas było rekordowo mało opadów w tym roku i cierpi na tym staw rybny i studnia :)

      A z serami kozimi będzie tak: najpierw musi być mleko, czyli wszystko w rękach (no, powiedzmy) Pecika ;) Później muszę się wiele nauczyć, zapewne na błędach. Być może okaże się, że serowar ze mnie jak z kozy jednorożec. I wtedy poprzestanę na twarożku, jogurcie i mleku wprost do kawy. A jeśli zacznę osiągać jakieś wyniki w serach podpuszczkowych, w tym może i wędzonych, to wtedy będziemy się zastanawiać, jak stworzyć serowe podziemie na pohybel urzędnikom ;)

      Jeśli wytrzymacie ze mną kolejny rok, to obiecuję potroić siły przetwórcze i wtedy będzie coś dla Was “spod lady” :D

      • niestety, do kolejki po kozie przetwory się nie ustawię, ponieważ – choć Twoje kozy przecudne są – koziego mleka, delikatnie mówiąc, nie lubię… brr. No, nie mogę :)

        • kanionek

          No tak, naturalnych odruchów się nie przezwycięży i choćbym kozy ubrała w koronki, mleko kozie będzie mlekiem kozim. Ja np. nie znoszę nawet zapachu mleka zsiadłego, a niektórzy potrafią to jeść łyżkami, a do tego ziemniaki. Brr. Czytałam tylko tyle, że na smak mleka ma wpływ rodzaj pożywienia, co zamierzam przetestować.
          A, i pamiętam, jak hodowca który sprzedał nam Tradycję, poczęstował nas serem kozim własnego wyrobu. Ser był z kminkiem, za którym nie przepadam, więc brałam go między zęby jak pies pomidora, i jakże się zdziwiłam! A drugi był z papryką i kolorowym pieprzem i tak samo smaczny.
          Dlatego najbardziej się właśnie na te sery nastawiam :)

      • Eli

        no, że kózka musi mieć małe kózki co by później miała mleko i dla reszty internetowego społeczeństwa to ja wiem, pytałam o ewentualne “przedsiębiorstwo” wyrabiania serów i jak czytam plany są zacne, trzymię kciuki zatem :-) i idę przerabiać węgierki na duszone krótko z cukrem i cynamonem, taki eksperyment zamiast znanych powideł :-)

        • kanionek

          Brzmi smakowicie :) A robiłaś śliwkową nutellę? W sumie to są powidła i wszystko się robi tak samo, tylko pod koniec smażenia dodaje się kakao. Nie podam teraz ilości per kilogram śliwek, bo i tak zawsze daję kakao do smaku, a lubię, gdy wyraźnie je czuć. Powidła a la nutella mają piękny, czekoladowy kolor, no i ten smak! Idealne do smarowania placków twarogowych, racuchów drożdżowych itd. Przypuszczam, że gdyby do tego dodać jeszcze nienachalną ilość zmielonego goździka i cynamonu, mogłaby wyjść jeszcze ciekawsza kompozycja, o smaku świątecznym :)
          Udanego duszenia!

          • Słyszałam i nawet widziałam via eter takie cudo! Mniam!
            Pokazując nalewajkę myślałaś o mnie, prawda? Kajam się! No nie tą razą, może za rok się uda.
            Pół Polski czeka tu na bezdechu na kozi sex, sorry, ser!

          • Eli

            to chyba popełnię jeszcze tę nutellę :-)na oko zazwyczaj wychodzi najlepiej :-)oczami wyobraźni już widzę te racuchy drożdżowe a ślinianki właśnie zaczęły swoją pracę :D

  • Modra

    W kwestii obroży, to może wystarczy wydłużyc nieco obrożę, dodać jedno kółko i taką dłuższą końcówkę z rzepem przełożyć przez kółko i dopiero złączyć – taki kształt litery U (w dużym przybliżeniu. Paski do spodni lub przy butach/adidasach czasem tak są szyte. Może takie wzmocnienie oprze się koziej sile :-)

  • zeroerhaplus

    Nie wiem, jak to ująć, żeby nie wyglądało jak uczeń pierwszej klasy, który rwie się z łapą do góry i kwiczy “ja też, psze pani, ja też!”..
    Ale, o co chodzi?
    O te ślubne rocznice.
    My też od lat skutecznie zapominamy, pamiętając jednocześnie datę, takie jakieś mózgowe zamieszanie. I powoli zmienia się to w sport pod tytułem “kto sobie pierwszy przypomni, ale żeby nie za szybko” (nie wolno oszukiwać!). Rekord to chyba parę miesięcy, gdy ktoś nas zapytał, ile to my właściwie lat po ślubie jesteśmy, no i trza było przeliczyć.
    Systematyczne zapominanie wprawia niezmiennie: rodzinę w zakłopotanie, tracycjonalistów wśród znajomych – w niedowierzanie, a nas, znaczy męża i mnie, w bezdenną, małpią uciechę.
    Za rok postaramy się zapomnieć też dziesiątą rocznicę ;)
    A Wam – najlepszego, bez okazji :)

    • kanionek

      Podziękowali my i odwzajemnili :)
      Taa, pierwszą rocznicę przeżywaliśmy jak słoń za ciasne gacie, bo nam się wydawało, że AŻ ROK ze sobą wytrzymaliśmy i to było COŚ. Przy okazji siódmej uznaliśmy, że statystycznie rzecz biorąc czas na rozwód ;) A teraz myślimy sobie, że przy dwudziestej będziemy cierpieć na tak zaawansowaną demencję, że będziemy się nawzajem pytać “ale CO dwudzieste??”.

  • Przyszłam tu (od Skorpiona) wyłącznie w celach rozrywkowych (“ha,ha, kozy hoduje!”) a tymczasem odnalazłam wiela nauk różnorodnych i wątków mi pokrewnych. Pecik przypomina niebezpiecznie moich eks-adoratorów. Przy pomocy propozycji pasteryzacji selera mam szansę odbudować rodzinne więzy kulinarne z matką rodzoną. Zawsze się też (w lecie)zastanawiałam czy nie przysposobić kury – ośmielasz mnie w temacie jak wiele dają obserwacje animozji animalistycznych.Szacunek, szacunek i ukłony.

    • kanionek

      Szczerze polecam przysposobienie kury, a jeszcze lepiej dwóch i obowiązkowo jednego koguta. Gdzieś, kiedyś, widziałam na jakimś brytyjskim forum wątek laski z Polski, która mieszka już długo w GB, ale kury zielononóżki specjalnie sobie z Polski przytargała. I ona właśnie miała chyba tylko dwie i koguta. A Brytole nie mogli się nadziwić, co to za piękna rasa ;)
      A koza to jest w ogóle obecne MUST HAVE ;)
      Odkłaniam się nisko :)

Skomentuj Modra Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *