Boli mnie głowa, czyli temat zastępczy

Czy zdarzyło Wam się kiedyś, Drodzy Czytelnicy, odkręcić kurek od palnika gazowego PO LEWEJ, i uporczywie pstrykać zapalarką w kierunku palnika PO PRAWEJ?
To są długotrwałe następstwa upału, a konsekwencje mogą być tragiczne. Małżonek zaś popisał się przy parzeniu herbaty. Najpierw wrzucił torebkę ekspresowej do wczorajszego kubka, w którym już jedna torebka, zwiotczała i wyblakła, wspominała z rozrzewnieniem słoneczne dni spędzone na herbacianym polu, po czym – gdy błąd swój zauważył – stuknął się w głowę, wrzucił właściwą torebkę do czystego kubka i zalał zimną wodą z butelki.

Ale z czym on do ludzi? Zimna herbata jeszcze nikomu nie zaszkodziła, a ja jednym pstryknięciem mogłam zgładzić dwie osoby, kota, węża i jaszczurkę.
Pozostaje znów zadać to smutne pytanie, gdzie jest Policja i dlaczego ja jeszcze nie siedzę w wilgotnej celi, zagryzając materac sucharem z kminkiem. Mam wokół siebie przerażającą ilość potencjalnych narzędzi zbrodni, a do tego jestem znerwicowanym wrakiem człowieka, który wiecznie jest czegoś podminowany. Spytajcie mojego męża, albo byłych współpracowników, którzy mówili o mnie “Babcia Ania”. Uśmiechacie się pobłażliwie? Babcia Ania nie brzmi groźnie? Tyle, że oni to mówili nabożnym szeptem. Coś w stylu: “Ty Krzysiek, ty lepiej popraw tę literówkę, bo przyjdzie Babcia Ania i CIĘ ZJE”. Prawdę mówiąc, ja nie miałam pojęcia o tym, jak jestem STRASZNA i przerażająca. Dopiero mąż mi to uświadomił, co ja bym bez niego zrobiła.

Ale do zwierzątek mam serce, to może chociaż chomika mi pozwolą w celi trzymać?

I zanim przejdę do braku meritum, nasunęła mi się taka refleksja przy pierwszym zdaniu. Jak czegoś jest na rynku dużo, to jest tanie. A jak mało, to jest drogie. A ludzi, którzy CZYTAJĄ (cokolwiek poza metką trendowego tiszerta na mięsistym grzbiecie kolegi z bloku), jest coraz mniej, prawda? To chyba stąd wzięło się określenie “Drodzy Czytelnicy”…

koza z Babcią Anią

NAJdrożsi więc moi Czytelnicy, patrzę na powyższe zdjęcie z 25 kwietnia br. i ono jest jedynym dowodem na to, że Tradycja była kiedyś małą, nieśmiałą, sympatyczną kózką. Bo teraz jest dużym, wściekłym, nieposkromionym kredensem. Kobietą wciąż bez brody, za to z kopytami jak żelazka.

A skoro o obuwiu mowa i w nawiązaniu do nie tak odległych, dramatycznych wydarzeń w pewnym supermarkecie – to NIE SĄ Crocsy z Lidla. Ani w ogóle żadne Crocsy. To są porządne, wykonane z nieokreślonego tworzywa koloru niebieskiego, chińskie kapcie bojowe za 8 zł. Ze sklepu “Wszystko po 5 złotych”.

Ich wszechstronność i wielozadaniowość przekracza możliwości poznania ludzkiego umysłu, a o ich trwałości wnuki Waszych wnuków będą opowiadać legendy. Kupiłam je w celu użycia w kabinie prysznicowej w miejscu wieloosobowego użytku, rok temu. Od tej pory przemierzyły dziesiątki kilometrów leśnych ścieżek, przetrwały przebieżki po śniegu w temp. -15, pomyślnie przeszły test prania ze wstępnym namaczaniem i kilkudniowy postój w pełnym słońcu, krasztest z udziałem kozich żelazek oraz udeptywanie rozjeżonych szyszek sosnowych (ściółka pod borówki). Innymi słowy – czego ja nie robiłam, żeby się ich pozbyć! Bo rzeczy niezepsutych, z zasady, nie wyrzucam. Niby były na mnie za duże, bo brałam bez mierzenia, w pośpiechu, ale to jeszcze nie jest wystarczająco dobry argument. Za to doskonale nadaje się na pretekst z gatunku “gest dobrego serca”.

Ja do małżonka:

Taki upał, a ty się w butach męczysz (tu zatroskana mina), przydałyby ci się takie lekkie, przewiewne kapcie z dziurkami, jak ja mam. No, ale ja je kupowałam rok temu, pewnie ich już nie mają… (mina tak zatroskana, że wyraz twarzy Premiera po ujawnieniu afery taśmowej to przy niej radosny grymas dwulatka w suchym pampersie). Hm, w sumie te moje są na mnie za duże. Ciągle się w nich potykam. Może na ciebie będą dobre?

Są dobre!
Nie wiem co prawda, jak mój mąż to zrobił, że po dwóch tygodniach od niezniszczalnych kapci oderwały się te paski z frontu, ale reszta jest monolitem. Już nie ma się co urwać, teraz te kapcie musiałyby zderzyć się z odpowiednią porcją antymaterii, żeby przestały istnieć. Podobno rząd japoński rozważa zakup przedmiotowych kapci, by rozdać je pracownikom obsługującym cieknące reaktory.

Ale temat właściwy, wątek straszny, migrenogenny, jest zupełnie inny, choć poniekąd też obuwniczy. Muszę kozie podciąć racice. Doedukowałam się na youtube, jak zwykle po angielsku, ponieważ po polsku próżno szukać filmów instruktażowych w tak przyziemnych kwestiach. Co prawda kopyta Tradycji nie są w stanie zobowiązującym do natychmiastowego powiadomienia wszystkich organizacji ochrony praw zwierząt i poddania się publicznej chłoście, ale lepiej zacząć naukę na małym problemie, niż czekać na Atak Zrogowaciałych Wieżowców.

I chyba od tego mnie tak głowa boli. Nie boję się o własne życie (a powinnam), bo choć koza nie lubi żadnych manipulacji w obrębie jej wystających części (jeszcze nie udało mi się zajrzeć jej do ucha), to wiem już, jak ją spacyfikuję. Ona lubi, gdy ją czesać psią szczotką, może więc ustoi kilka minut w bezruchu, dopieszczana szczotką z mężem na końcu, a ja w tym czasie… JA SIĘ BOJĘ, że jej zrobię krzywdę!

Idę łyknąć dwie Potwornie Szkodliwe tabletki. Zaprawdę powiadam Wam, następny wpis będzie o kapuście, która nawet nie piśnie, jak się jej cały łeb ścina.

7 komentarzy

  • Jak zwykle, fajny kawał opowieści, czekam na ciąg dalszy.
    Że też ja ominęłam owe kapcie z daleka ignorując ich obecność w sklepie na L. – ja z kolei marzę o butach nie do zdarcia, w których nie żal byłoby wejść w: chaszcze, błocko, piach itp. tereny, które przemierzam, jakby w jakimś celu. Pozdrawiam i trzymam kciuki za powodzenie akcji “Żelazko”

    • kanionek

      Hej Anika :) Ja mam takie buty bhp, z którejś budowy, mają podeszwę odporną na wszystko, nosy wzmocnione blachą stalową i w ogóle bajka, gdyby nie to, że o trzy numery za duże, bo oczywiście na budowie tylko męskie były :D Ale jesienią i zimą zakładam trzy pary skarpet i szafa gra. Jeśli chcesz kupić buty gotowe na wszystko, szukaj w sklepach myśliwskich, wędkarskich, survivalowych itp. Problemem może być rozmiar, bo tu znów dominują męskie, no i często cena. I zanim kupisz, poszukaj opinii o danym modelu w necie. Buty Twoich marzeń istnieją, tylko trzeba się naszukać :)

      • Bo

        Tak. Istnieją.
        Te buty to gumofilce, ale tylko takie markowe ( kiedyś to były Boryny i Jagny ze słynnej fabryki ogumienia, teraz jakoś inaczej się nazywają). ABSOLUTNIE nie kupować tych z syntetyczną cholewką! Tylko prawdziwy filc.
        Są genialne – na mróz, na wodę, na ziemię z ogródka, na leśny piach i śmierdzący gnój. Może na upał nie najlepsze, ale na średni gorąc oblecą.
        Idealne do koszenia i przynoszenia rano drewna z szopy (szlafrok z kapturem na piżamę + gumofilce na bose nogi i syberyjskie warunki niestraszne, a potem z powrotem siup do łóżeczka; można uprzednio zdjąć gumofilce😊).
        I w dodatku zakłada się i zdejmuje bez wysiłku. A mycie albo pod kranem w ogródku – zalecam silny strumień wody, albo brodzenie w jeziorze- trzeba tylko uważać, żeby nie zamoczyć filcowej części cholewki.
        Zaiste jest to obuwie godne Nobla. Ja bym przyznała. Podwórzową.

  • Mirena

    Ja do tej pory nie posiadam tych ” twardzieli”.! Nie lubię jak mi piasek wsypuje się do buta. Ciekawam jak poradziłaś sobie z kopytkami kozuni. Pozdrawiam

    • kanionek

      Hej Mirena :) Jeszcze sobie nie poradziłam. Dzisiaj cały dzień padało i sprytny plan jest taki, że jak kozie żelazka trochę od tej wilgoci zmiękną, to będzie łatwiej je skrawać. Przynajmniej taki jest PLAN, a jutro się okaże, kto szybciej zmięknie – żelazka, czy ja ;)

  • calezyciezdebilami

    Gdzie jest Kanionek? Juz tydzień minał!
    Z okazji najswietszego swieta, niechaj kanionek o nas pamieta!

    • kanionek

      Już koza o to zadbała, żebyście się nie nudzili. Właśnie kończę opakowanie tabletek z walerianą i zamieszczam nowy wpis ;)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *