Jak uszczęśliwić swojego psa, czyli 300 pysznych dań z kota

Plan na najbliższe dni:

1. Znaleźć i kupić gorset ortopedyczny. Na cały tułów.
2. Zamordować Kotka

Ad. 1.
Znowu, ZNOWU, mnie dziś sparaliżowało. Tym razem od trzeciego kręgu szyjnego do drugiego piersiowego. I to od czego? Od rozkosznego, niewinnego przeciągnięcia się rankiem. Nie przeciągnięcia się na linie uczepionej do szyi za pędzącym po wertepach traktorem, tylko takiego “ooo, jaki pięęękny dzieeeń”, rozpostartymi na boki ramionami w kierunku lekko do tyłu, przy tym ruch głową do góry, i trrach! Poszło coś w diabły, drzazgi i atomowy pył. Nie mogę wykonywać skrętów głową i ruchów ramionami. Mogę się poruszać jedynie w stylu R2D2. Chociaż nie, on miał łeb jednak obrotowy, a ja już nie mam. To trzecia (!) taka akcja w tym roku, poprzednia była gdzieś w kwietniu, że nie zliczę nawet problemów z dolnym odcinkiem kręgosłupa. No to co, jak nie gorset na cały kadłubek? Chyba, że już wszczepiają teleskopowe kije od mopa zamiast kręgosłupa. Z bogatego doświadczenia wiem, że jestem skazana na sztywne leżenie w łóżku przez kilka dni. Dziękuję, nie postoję.

Ad. 2.
Za to jak już wstanę, pojadę do biblioteki. Poszukać pozycji pt.: “13 sposobów na wyjątkowo niehumanitarne zagłaskanie kotka młotkiem na śmierć”, albo “Przygody kotka na linii wysokiego napięcia” (to muszą być krótkie przygody, pozycja powinna liczyć nie więcej jak dwie kartki, włączając spis treści i makabryczne ilustracje), lub ostatecznie “Kotek – dlaczego 3 razy NIE i gdzie zakopać żywcem, żeby nigdy nie wrócił”.

Bo Kotek, mili Państwo, w przeciwieństwie do Gonzalesa, nie jest kotem długodystansowym, który realizuje swe mroczne żądze z dala od domu. Gonzales, słodkie niebożę, całą swą energię wytraca na piechotę, a potem leży gdzieś jak prążkowana szmatka, kury mogą mu chodzić po głowie, a psy wycierać w niego nos jak w chusteczkę. Gapa do tego stopnia, że dociera do niego, że nadepnęła na niego koza dopiero wtedy, gdy jelita zaczynają mu wypływać nosem. A od tego momentu, do czasu, gdy wyda z siebie żałosne “iiiii”, też zresztą musi upłynąć dłuższa chwila. Taki jest jakiś niskokaloryczny, jak podejrzanie tani węgiel kupowany po zmroku.

Kotek za to jest zwykłą szują. W dodatku znudzoną jak francuski buldog na atłasowej kanapie, po trzech dniach oglądania “Mody na sukces” i jedzenia TEGO SAMEGO żarcia z puszki po pińcet dolców każda. Innymi słowy – w dupie mu się przewraca. Żarcie jest, woda jest, słońce jest, cień też jest, można spać, można wstać, można zapolować, wystraszyć koguta, wejść, wyjść, znowu wejść, wyjść, podrzeć japę bez powodu, podrzucić się człowiekowi znienacka pod nogi (że niby perły przed wieprze), zaatakować Gonzalesa, zadręczyć żabę nad stawem, skoczyć i wczepić się wszystkimi pazurami w siatkę przeciw owadom w oknie i odpaść razem z nią i całą ramką z dramatycznym MIAUUUU!, no wszystko można. I to na powierzchni jakiegoś hurtyliona hektarów w domu, w oborze, wokół domu, nad stawem, na wśródleśnej łące, że o samym lesie nie wspomnę. Ale tego wszystkiego Kotkowi jest MAŁO. On już to wszystko widział, wszędzie był i wszystko robił. Teraz ON CHCE BYĆ W OGRODZIE.

Ogród mam jak twierdzę. Otoczony stalową siatką, częściowo typu “leśna” (od strony przydomowej), częściowo klasyczna, z oczkiem plecionym w romb (od strony leśnej dziczy). Z furtką, pod którą wciskam cegły, żeby Kotek nie przepełzł. Odkąd Kotek nauczył się przeciskać przez większe oczka siatki typu “leśna”, na pięćdziesięciu metrach rozciągłości tejże zawisła szeroka na półtora metra folia szklarniowa, pieczołowicie przymocowywana przeze mnie zszywaczem biurowym w deszcz i zawieruchę. Była to naonczas najtańsza i szybkodostępna forma zabezpieczenia ledwo kiełkujących roślin przed niszczycielską działalnością Kotka.

Było dobrze przez kilka tygodni, ale Kotek, jak się okazuje, wcale nie dał za wygraną. Codziennie szukał sposobu na zniweczenie efektów mojej pracy, i w końcu znalazł. Włazi po drzewie i zeskakuje do ogrodu ze zwisającej nad nim gałęzi. I grzebie w marchewce. I poleguje w sałacie. I robi “roll over” wśród porów. Łamie, rozkopuje, depcze i ma z tego iście sadystyczną frajdę znudzonego życiem dozorcy więziennego.
Tylko czekać, jak na mój widok będzie dłubał wykałaczką w zębach, spluwając zmiętą nacią selera.

Jedno drzewo mogłabym jeszcze poświęcić. Ale od strony zachodniej i południowej jest leśna dzicz, a wzdłuż płotu dziesiątki drzew, stanowiących naturalny wiatrochron. Poza tym, nawet gdyby niczego nie stanowiły, to ścinać strzeliste świerki i owocujące leszczyny tylko dlatego, że KOTKOWI się w dupie przewróciło?

Tak więc jak mi tylko przejdzie starcze zesztywnienie karku, na warsztat wjeżdża “150 potraw z kota” z dodatkiem specjalnym – “Jak wykonać prostą miotełkę do kurzu z kociego ogona na kiju” baj Adam Słodowy.

Grzeczny Gonzales:

Gonzales portret2

Pomiot szatański i skondensowane zło w tubce, Kotek:

kotek na drzewie
Kotek

14 komentarzy

  • kasia

    Właśnie umarłam ze śmiechu

    • kanionek

      A Kotek wręcz przeciwnie! Nie umarł, choć śmiał się do rozpuku. Głównie z tych poradników, bo – jak powiedział – on ma dziewięć żyć, a Adam Słodowy to jego pradziadkowi czyścił kuwetę.

  • KaLorka

    Biedny Kotek.. takie plany zamachów na jego jeden z 9 żywotów :D. Zawsze, ale to zawsze, każdego kota najbardziej rajcuje co ? – to co jest zakazane .. Taka jego natura :D Im bardziej bronisz, tym bardziej sensem kociego życia stanie się znalezienie sposobu na Ciebie i na dostanie się do ogrodu. Zyczę powodzenia w bojach z Kotkiem :)

  • ng

    MOC! czytam właśnie wszystko od początku, więc może będzie inny jeszcze lepszy wpis, ale na tę chwilę, wpis o Kotku wygrywa we wszystkich kategoriach :))

    cały jest gruby, ale to zdanie mnie śmieszy za każdym razem jak je czytam (a czytałam już ładnych kilka):
    Gapa do tego stopnia, że dociera do niego, że nadepnęła na niego koza dopiero wtedy, gdy jelita zaczynają mu wypływać nosem.

    *żeby nie było – jestem znaną miłośniczką kotów i mam więcej niż 3 (podobno tylko do tylu można się bez obciachu przyznać)

    • kanionek

      Dzięki, ng :)
      Nie wiedziałam, że ktoś prowadzi wykopaliska na moim blogu. A do ilu kóz można się przyznać bez obciachu?

  • cornick

    :D:D:D ja tez wszystko od początku czytam, kanionek, będziesz mnie musiała na utrzymanie wziąć (razem z kotkiem) bo z pracy na pewno mnie wyleją! “ależ za co? za co? pani kierowniczko? ja przecież tylko czytam, a czytanie zwiększa wydolność mózgu i inteligencję i wogle ma zbawienny wpływ na całego człowieka ;)

    • kanionek

      A nie ma sprawy, Cornick. Mamy tu tyle roboty, że i dla Ciebie wystarczy, tylko uczciwie ostrzegam – wypłata w serze i jeżynach, a i to tylko wtedy, gdy akurat są :D

  • Ja tez zaczęłam od początku, bo na bloga trafiłam kilka dni temu. Korzę (kożę?) się i czołem biję, że tak późno! Umila mi Kanionek ciężkie chwile na nocnej zmianie. Dziękuję. A że za “dziękuję” się nic nie kupuje, z wdzięczności muszę kozie do koszyczka… Tylko proszę, niech Kanionek poczeka na payday, dobrze? Bo ostatnie ojro dzisiaj wydałam ( spędziłam-mawia moja córka) na ebooka i fajki. Ebooka nie wiem kiedy przeczytam, bo tyyyyyle Kanionka przede mną! No ale…
    W sprawie Kotka, to… Kiedyś słyszałam taką teorię, że im więcej na kocie czarnego( w sensie koloru), tym ma bardziej diabli charakter. Także tak… Mam czarnego kota Kanionku, Mariana Mendozę, z wierzchu- niewiniątko. W środku- don’t even ask….

    • ciociasamozło

      Cześć Joanna, aleś mi narobiła zamętu w nieprzytomnej łepetynie ! Klikam ja sobie na nowe komentarze i już, już myślałam, że Kanionek nowy wpis zrobił… a potem spojrzałam, że to równo dwa lata temu Kotek sobie tak nagrabił ;)

      Kanionku, a teraz wszystkie koty w marchewce się tarzają, czy to nadal miejscówka Kotka?

      I ja sobie wypraszam ten rasizm (koloryzm?)! Mam całkowicie czarną kotkę, która jest bardzo grzeczna, tylko nie ufa obcym (“-Maniu, jak robi kotek? -Miau. -A jak robi kotek cioci? -Phhhh!”).

  • Willow

    Nie jestem stalkerem. Dopiero Cie Kanionku odkrylam i tak ciegiem czytam. Ubaw po pachy. Kotek faktycznie troche demonicznie wyglada

    • kanionek

      Witaj, Willow, w naszych zakurzonych progach!
      Dzięki Tobie zorientowałam się, że blog ma już ponad pięć lat, a tu żadnych obchodów rocznicowych, pomników, laurów, Nobli, ani nawet orderu z kartofla, choćby za wytrwałość.
      (Dostałam Twojego maila, odpowiem niebawem).

  • mitenki

    Znaczy… tę notkę… o kotku Kotku.
    Mało że podła, to na dodatek ślepa :D

    • kanionek

      Podły to jest Kotek (choć teraz najgorsza jest Kupa), a i ślepy mógł być, niewiele brakowało. Gdy go braliśmy ze schroniska, miał oczy zasnute w trzech czwartych jakąś błoną (trzecia powieka?), podobno wskutek przebycia kociego kataru kilka miesięcy wcześniej. Powiedziano nam, że już tak mu zostanie (wzięłam chyba najbrzydszego kociaka z całej gromady – przez te oczka kaprawe wyglądał paskudnie), ale do spółki z naszym wetem poprawiliśmy sytuację na tyle, że teraz tylko czasem widać przerost tej błony w jednym oku, a w drugim to już trzeba się mocno przyglądać. Co nie zmieniło, niestety, samego charakteru Kotka :D
      Nadal jest roszczeniowym księciuniem, ale bardzo go lubię (teraz, gdy mam ogród pod prądem).

      A Jałowiec tak się spasła, że wczoraj miałam z niej ubaw, gdy próbowała dołączyć do Kotka siedzącego na parapecie, ale pomimo trzech bohaterskich prób nie udało jej się na ten parapet wskoczyć :D

Skomentuj KaLorka Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *